środa, 21 stycznia 2009

Ginący ślad odnalazłem

Notka opublikowana w "salonie24", 19 lutego 2008 roku.


Szlak żółty wiodący do Narwiańskiego Parku Narodowego rozpoczyna się na rogatkach Białegostoku w dzielnicy Nowe Miasto. Po przejściu skrzyżowania ulic Pułaskiego i Paderewskiego mija się z lewej strony dawny sklep PMB (obecnie Galeria Stokrotka), następnie należy przejść przez tory kolejowe oddzielające Białystok od miejscowości Kleosin i wejść do lasu. Piaszczysta droga wiedzie do Turczyna, pięknie położonej wioski w dolinie. Dalej szlak skręca w lewo, mija hurtownię Amper-Tur (Gdyby nie szyld, mogłaby to być np. kwatera turystyczna, tak ładnie wkomponowane są jej zabudowania w otaczający drzewostan) i po dłuższym spacerze dochodzi się do zabudowań miejscowości Księżyno. Po prawej widać intrygującą bramę z napisem na biało-czerwonym tle: Dwór Legionistów. Obszerne, zalesione podwórko otoczone metalowym płotem z imponującymi zabudowaniami sprawia wrażenie posiadłości finansowego krezusa w sile wieku, pielęgnującego swoje zamiłowanie do tradycji patriotycznej. Przy dworku krzyżuje się kilka dróg leśnych, ale szlak urywa się nagle. Trzeba sporo przejść, a wcześniej sprawdzić kilka zupełnie błędnych kierunków, aby ujrzeć znów żółte znaki, daleko za zabudowaniami dworku, przy Trakcie Napoleońskim wiodącym do Niewodnicy Kościelnej.

Niewodnica Kościelna zadaje kłam potocznej opinii o Podlasiu, jako regionie biednym. Napotkać tu można liczne, w prawdziwym tego słowa znaczeniu rezydencje, najczęściej w otoczeniu lasu, z wysokimi płotami i zainstalowanymi systemami monitorująco-alarmowymi. Jest to niewielka miejscowość okolona malowniczo lasami, położona przy linii kolejowej Warszawa-Białystok. Z okien pociągu widać biały budynek kościoła z charakterystyczną, prostopadłościennego kształtu wieżyczką, przykrytą czerwonym dachem. Niedaleko kościoła, na wzgórzu leży cmentarz, a stąd droga przez Klepacze prowadzi do Białegostoku. W przeciwnym kierunku, przy skrzyżowaniu dróg wiodących do Białegostoku i wsi Trypucie stoi, jak to na rozstajach dróg, metalowy krzyż z przybitą na kamiennym postumencie tabliczką o następującej treści:
„Od powietrza
Głodu ognia i wojny
Wybaw nas Panie
Fundator An. Kaczyński
1917 r.”
Tuż obok można się zaopatrzyć w sklepiku w prowiant na dalszą drogę. Polecam zwłaszcza swojskie wędliny (ten zapach szynki naprawdę wędzonej). Obok sklepu w słoneczne dni rozstawione są stoliki, przy których miejscowi mieszkańcy dyskutują przy szklanicy piwa, zimą zaś przesiadują na dwóch, specjalnie do tego celu przeznaczonych, plastikowych krzesłach we wnętrzu sklepu.

Z Niewodnicy Kościelnej żółty szlak wiedzie bocznymi drogami do wsi Trypucie, gdzie znów przy skrzyżowaniu z drogą do wsi Zawady bardzo łatwo jest go zgubić.

To zanikanie szlaku i żmudne odnajdywanie go przyszło mi na myśl w związku z pewnym odkryciem natury genealogicznej. W czerwcu 2007 roku napisałem notkę o ciekawej historii związanej z fotografią ślubną, najprawdopodobniej ślubu mych pradziadków – Józefa Paczkowskiego i Józefy z Uzarków. Postanowiłem wtedy mimo wszystko odnaleźć ich metrykę ślubu, mimo że urzędnik w Bottrop (Nadrenia) nie odnalazł takiej w księdze ślubów za rok 1915. Na forum genealogicznym w internecie otrzymałem dane kontaktowe do prawdopodobnej parafii, gdzie mogli wziąć ślub moi pradziadkowie. Napisałem list, ale po krótkim czasie dostałem odpowiedź, że metryki poszukiwanej przeze mnie nie ma i że powinienem spróbować poszukiwań z powrotem w Urzędzie Stanu Cywilnego (Standesamt) lub w innej parafii. Cóż było robić, w październiku napisałem kolejny list do Urzędu z prośbą o rozszerzenie okresu poszukiwań do roku 1912. Wcześniej prosiłem o sprawdzenie istnienia metryki tylko w roku 1915, przypuszczając, że mój dziadek urodzić się musiał tuż po ślubie swych rodziców, a że data urodzenia dziadka to 1916 rok, za prawdopodobną datę ślubu rodziców przyjąłem rok 1915. Napisałem list i czekałem. Minął listopad, grudzień, styczeń, a odpowiedzi z Urzędu nie było.
Postanowiłem dzwonić. Pierwszy telefon do Urzędu Stanu Cywilnego nie przyniósł rezultatu. Uprzejma pani poprosiła o telefon za pół godziny. Po pół godzinie niestety nikt nie odbierał telefonu.

Przypomniałem sobie, że w czerwcu, gdy otrzymałem list z metryką urodzenia dziadka, napisano w nim, że sprawę poszukiwań metryki ślubu pradziadków odesłano do archiwum miejskiego w Bottrop. Odnalazłem w googlach stronę archiwum, telefon został wykonany i ... nastąpił krok do przodu w poszukiwaniach. Ksiąg metrykalnych ani ksiąg stanu cywilnego z interesującego mnie okresu czasu nie mieli (odesłali z powrotem do Urzędu Stanu Cywilnego), odnaleziono natomiast kartę meldunkową mego pradziadka z roku 1914, w której podany był adres (Prosperstrasse 202) oraz informacja, że pod tym adresem zamieszkał z poślubioną 8 sierpnia 1914 roku wdową po Aleksandrze Kurosińskim, Józefą Uzarek. A więc 1914 rok, a nie 1915.
Teraz, po kolejnym telefonie do Urzędu Stanu Cywilnego i podaniu konkretnej daty ślubu, metryka ślubu pradziadków została w ekspresowym tempie odnaleziona. Dzięki uprzejmości pań urzędniczek została też szybko przesłana do mnie. Ileż tam nowych informacji!

„[...]Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się:
1. górnik Józef Paczkowski [...] urodzony w Krzyżownikach, powiat Poznań Zachód[...]”

Czyli pradziadek przyjeżdżając w 1920 roku do Polski i budując dom w Krzyżownikach, wracał do miejsca urodzenia!

„[...]Syn zmarłego murarza Wawrzyńca Paczkowskiego, ostatnio zamieszkałego w Krzyżownikach i jego małżonki Katarzyny z domu Urbaniak, zamieszkałej w Poznaniu.[...]”

To ciekawe. Wynika z tego, że w linii męskiej, aż do mego pokolenia profesja ani razu nie przeszła z ojca na syna. Wawrzyniec był murarzem, jego syn górnikiem, wnuk rzeźnikiem, prawnuk zajmował się ochroną środowiska, a praprawnuk pracuje w branży telekomunikacyjnej.

„[...]2. wdowa Józefa Kurosińska z domu Uzarek, bez zawodu, urodzona w Siedlikowie, powiat Ostrzeszów, zamieszkała w Bottrop przy Prosperstrasse 257 [...]”

Kolejna rewelacja! Józefa również urodziła się na terenach zaboru pruskiego w południowej Wielkopolsce. Czyli emigracja jej rodziców, zarobkowa najpewniej, miała miejsce najwcześniej w końcówce XIX wieku. Chyba, że Siedlików był zupełnie przypadkowym miejscem urodzenia prababci.

„[...]Córka zmarłego robotnika dniówkowego Marcina Uzarka, ostatnio zamieszkałego w Priort w Brandenburgii i jego żony Balbiny z domu Kaczmarek zamieszkałej w Bottrop.[...]”

Z powyższego wynika, że na emigrację ruszyli już rodzice Józefy. Czy Marcin Uzarek zmarł w Priort i dopiero wtedy Balbina z córką ruszyły w poszukiwaniu kolejnej pracy do Bottrop, czy też małżonkowie Marcin i Balbina rozdzielili się w poszukiwaniu pracy, a może rozeszli? To pozostaje do dalszych ustaleń.

W Bottrop polscy emigranci zarobkowi musieli stanowić liczną kolonię. Skąd te przypuszczenia? Pod aktem zawarcia małżeństwa Józefa i Józefy podpisali się następujący świadkowie:
Johann Konopka i Jozef Chlodek.

Kontaktując się z urzędnikami w Bottrop rozmawiałem z paniami o nazwiskach polsko brzmiących: Biskup i Radlewski.

W maju 2006 roku na moją skrzynkę e-mailową dotarł zaś następujący zapisek:

„Z „Kroniki ZBOWiDU w Czyżowicach (powiat Wodzisław Śląski):

Gdy zaś po wojnie roku 1870 z Francją Prusy wygrały, Francja mu musiała dać 5 miliardów odszkodowania, zaczęły Prusy budować przemysł, kopalnie w Westfalii, Nadrenii,przyjeżdżali agenci i zbierali do kopalń i werków. Tak też Czyżowianów nie brakło do kopalń w Bottropie, Alstadem, Herten, Oberhusen, Szalke, Gelsenkirden. Co pojechali pierwsi byli Józef i Francek Klimkowie, Zając Józef, Zieliński Staniek, Płaczek Jan, Gałązka.
Krakowczyk z żoną, to była pierwsza Czyżowianka z mężem w Bottropie. Tak potem przyjeżdżali...zaczęli wyjeżdżać Czyżowianie. Z innych okolic tu rybnickiego i raciborskiego i tak się zaludniło to miejsce Bottrop, że jakem ja tam pracowałem ostatniego roku 1906 to już było 2200 mieszkańców, w tym 2/3 samych Polaków. Tam mieliśmy polskie piekarnie,rzeźnictwo, krawiectwo, Towarzystwo św. Barbary, św. Jacka, Towarzystwo Śpiewu, zabawy polskie i dużo Niemców nauczyło się po polsku. Tam się Czyżowianie dorobili, przyjeżdżali z powrotem i rozbudowali Czyżowice.”

P.S. Dziękuję memu serdecznemu koledze Leszkowi za prowadzenie rozmów w języku niemieckim oraz Piotrowi, za przetłumaczenie na polski metryki ślubu oraz podanie ciekawych linków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz