Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krzysztofik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krzysztofik. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mieczysław Janiszewski "Przyszłość czekała"

Sięgnąłem w ostatnim czasie po książkę napisaną przez dalszego krewnego. Okazuje się bowiem, że w mojej rodzinie, w przeważającej mierze o chłopskich korzeniach, przychodziły na świat osoby z zacięciem literackim. Wspominałem już przy okazji recenzowania książki Antoniego Kieniewicza o pamiętniku prababci ze strony mamy - Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów, pozostawionym podczas II wojny światowej w Pińsku.

Najbardziej płodną literacko była jednak rodzina przodków mojej babci ze strony ojca - Wandy Krupy (1920-2008), pochodzącej z Szarbska nad Pilicą, małej, malowniczo położonej wsi na ziemi piotrkowskiej. Świadczyć o tym może najstarsza pamiątka rodzinna zawierająca pieśni kościelne spisane własnoręcznie przez jej dziadka, Łukasza Krupę (1856-1919). Brat babci zaś, Stefan Krupa (1909-1983) przed wojną działacz PPS, a później więzień Oświęcimia napisał wspomnienia wojenne, wydane pod tytułem "A jednak tak było".

Mieczysław Janiszewski (ur. 1907 w Szarbsku) po którego książkę sięgnąłem, pochodził również z piotrkowskiego. Był bratankiem mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich (1861-1906), synem jej brata Kazimierza Janiszewskiego (1864-1919).

Wsie leżące nad Pilicą w piotrkowskim otoczone były lichymi ziemiami. Spora rzesza chłopów po uwłaszczeniu dysponowała niewielkimi nadziałami gruntu. Bliskość dużego ośrodka miejskiego, jakim był Piotrków Trybunalski, powodowała, że młodzież właśnie tam wyjeżdżała szukać lepszego życia. W środowisku robotników i drobnych rzemieślników nasiąkała ideologiami lewicowymi. Mieczysław Janiszewski tak opisał swoje wejście w życie dorosłe: "W 1930 roku ukończyłem szkołę zawodową, a następnie odbyłem obowiązkową służbę wojskową. Zwolniłem się do domu w czerwcu 1932 roku i zacząłem szukać pracy. Nie było o nią łatwo w Polsce przedwojennej, chociaż miałem zawód technika włókiennika.  W 1938 roku otrzymałem stałą pracę robotnika w Zduńskiej Woli w fabryce Józefa Rajchenbauma. Pracowała ona dla polskiego wojska, dostarczała materiały na maski gazowe, płaszcze nieprzemakalne i brezenty. Zarobki mieliśmy niskie, ale nie to było najważniejsze."

Książka opisuje drogę wojenną autora, od przegranej kampanii wrześniowej i powrotu spod Lwowa w piotrkowskie, przez udział w rodzącej się konspiracji antyniemieckiej, najpierw w AK, potem w AL, aż do powojennej kariery partyjnej. Dość typowa ścieżka kariery chłopa małorolnego z piotrkowskiego, przesiąkniętego socjalizmem i komunizmem. Podobnie potoczyła się kariera Konstantego Krupy, stryja babci Wandy, który został dygnitarzem partyjnym w Łodzi.

Nie zamierzam oceniać książki pod kątem historycznym. Nie czuję się na tyle kompetentny. Ocena takiej książki nie byłaby poza tym w pełni możliwa bez sprawdzenia, w jakim stopniu na jej treść wpłynęła cenzura, a do tego brak mi źródeł. 

Daje się zauważyć krytyczny stosunek autora do ziemiaństwa, mocno negatywny do Narodowych Sił Zbrojnych, których członkowie na kartach książki wyłącznie współpracują z obszarnikami i Niemcami. O wiele cieplejsze słowa, choć podbarwione krytyką padają w książce w stosunku do AK. Moje sympatie umiejscowione są zdecydowanie po stronie obozu antykomunistycznego, więc ocena drogi autora opisanej w książce siłą rzeczy musiałaby być zabarwiona negatywnie.

Zamierzam natomiast wyłuskać na potrzeby artykułu wszystkie wątki "genealogiczne". Książka bowiem roi się od wzmianek o osobach, które stanowiły bliższą bądź dalszą rodzinę mej babci. Jest prawdziwą skarbnicą wiedzy rodzinnej. O kilku z nich wiem tylko z zapisków archiwalnych, o niektórych słyszałem od babci bądź przeczytałem podobne wzmianki w przywoływanej wyżej książce Stefana Krupy. A o niektórych dowiedziałem się dopiero z książki Mieczysława Janiszewskiego. Dzięki wzmiankom w  książce, osoby wcześniej znane mi jedynie z notatek, widzę w znacznie żywszych barwach.

Zacznę od osoby autora książki.

1. Mieczysław Janiszewski.

Urodził się 14 czerwca 1907 roku w Szarbsku. Rodzice: Kazimierz Janiszewski i Aleksandra z Gaworów. W połowie lipca 1939 roku skierowany został bezpośrednio ze Zduńskiej Woli do Beniaminowa pod Warszawą. W wojsku był radiotelegrafistą. W kampanii wrześniowej trafił pod Mławę, do Nidzgóry, później do Rumunii przez Ciechanów i Warszawę, gdzie został internowany. Z internowania uciekł przez granicę do Lwowa opanowanego przez wojska sowieckie, a następnie pociągiem wrócił w piotrkowskie (matka mieszkała we wsi Władysławowo). Dalszy ciąg losów Mieczysława, jego drogi politycznej stanowi treść książki. Znajdują się w niej dwie fotografie autora. Jedna pochodzi z 23-24 października 1943 roku i została wykonana po potyczce z Niemcami na Diablej Górze pod Skórkowicami, druga zaś przedstawia go, gdy jako pierwszy sekretarz komitetu miasta i powiatu Piotrków przemawiał na wiecu 9 maja 1945 roku.


2. Aleksandra Janiszewska z Gaworów.

Matka autora książki. Moja babcia jej nie pamiętała.  Badając księgi stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach ustaliłem, że urodziła się w 1869 roku we w wsi Stara. Rodzicami byli Józef Gawora i Józefa z Kowalskich. Podczas pierwszej wyprawy w piotrkowskie odnalazłem jej nagrobek na cmentarzu w Dąbrówce. Zdziwiło mnie, że nie ma wspólnego nagrobka z mężem, którego przeżyła o 29 lat.



W książce autor kilkakrotnie wymienia matkę i wyczuwa się w jego słowach duży szacunek dla tej prostej wiejskiej kobiety.

"Podczas mego pobytu w domu sąsiadka Waleria Chumek opowiedziała mi, co się tutaj działo 1 września. W Szarbsku (była to moja wieś rodzinna) tego dnia matka przetrząsała suszące się siano. Kiedy zobaczyła na niebie niemieckie samoloty, wygrażała w ich stronę grabiami i strasznie złorzeczyła. Sąsiadka ukryła się za murowaną piwnicą, lecz matka pracowała dalej. Jeden z lotników obniżył lot i posłał w jej stronę serię z karabinu maszynowego. Matka krzyknęła za odlatującym: -Ty podły! Może myślisz, że się ciebie boję? Żebym tak miała karabin maszynowy, tobym cię zaraz zestrzeliła! Masz swoją ziemię, czego tu u nas szukasz?"



3. Marianna Janiszewska z Piotrkowa.

Autor pisze o niej jako o stryjence. Nie jestem pewien, czy nie jest to żona Andrzeja Janiszewskiego (ur. 1867), rodzonego brata mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich i Kazimierza Janiszewskiego, która tak właśnie miała na imię. Andrzej Janiszewski był jedynym z dwóch rodzonych braci Wiktorii, pamiętanym przez babcię.

"Pewnego dnia wybrałem się rowerem do Piotrkowa. Odwiedziłem tam stryjenkę, mieszkającą przy ulicy Daszyńskiego 10, aby dowiedzieć się, co u niej słychać. Rozpłakała się biedaczka na mój widok. Jej dwaj najmłodsi synowie, Kazik i Stefan, nie powrócili z frontu. Jak się później okazało, obaj zginęli, lecz do dziś nie wiadomo gdzie. Starszy, Tadeusz, który był kierownikiem pociągu, został zmobilizowany do służby kolejowej. Kiedy przejeżdżał przez Piotrków, w przerwie w pracy wpadał czasem do matki. Najstarszy, Leon, cały czas przebywał w domu; z powodu wady słuchu nie powołano go do wojska. Teraz musiał zgłosić się do pracy w hucie szkła, w przeciwnym bowiem razie wywieziono by go na przymusowe roboty do Rzeszy."

W mieszkaniu brata stryjecznego Leona, 3 września 1944 odbyło się spotkanie powołujące piotrkowską miejską radę narodową.

4. Walenty Janiszewski, Antoni Janiszewski, Stanisław Laszczyk, Piotr Janiszewski.

Walenty i Antoni byli braćmi Mieczysława, o których wcześniej nie słyszałem. Wraz z siostrzeńcem Stanisławem Laszczykiem z Szarbska byli żołnierzami Samodzielnej Grupy Operacyjnej generała Kleeberga i walczyli aż do 5 października. Po zakończeniu walk w kampanii wrześniowej dostali się do niewoli, ale uciekli z transportu, skierowanego do Niemiec.

Nie słyszałem od babci również o innym bracie Mieczysława Janiszewskiego, Piotrze:

"W wiosce Stobnica-Trzy Morgi spotkały się dwa oddziały: Gwardii Ludowej i Armii Krajowej. Ich sztaby postanowiły wspólnie rozbić betonowy bunkier we wsi Klementynów, spalić niemieckie domy i wykonać wyrok śmierci na komendancie selbstuschutzu, Gwizdorze, za to, że we wsi Biała zabił wieśniaka Szarleja, a także katował innych Polaków, wśród nich mojego brata Piotra."

5. Bolesław Leski, ps. "Bęc".

Był prawdopodobnie synem Jana Leskiego, a stąd wnukiem Piotra Leskiego i Magdaleny z Krzysztofików, rodzonej siostry mojego prapradziadka Stanisława Krzysztofika. Bardzo często wymieniany na kartach książki. Wygląda na to, że dzięki Leskiemu, Mieczysław Janiszewski przystał do konspiracji niepodległościowej o lewicowym obliczu ideowym:

"Po powrocie z Piotrkowa spotkałem się we wsi Niewierszyn z Bolesławem Leskim. Był on ślusarzem precyzyjnym, przed wojną pracował w Fabryce Miar i Wag w Warszawie. Kiedy w końcu 1937 roku zwolniono go z pracy, przyjechał do rodzinnego Szarbska i ożenił się z Genowefą Kacprzakówną z pobliskiego Niewierszyna. Wiedziałem, że był członkiem Komunistycznej Partii Polskiej.
Omówiliśmy z Leskim aktualną sytuację w kraju i postanowiliśmy wszelkimi sposobami szkodzić hitlerowskim okupantom."
"Początki lewicowego ruchu oporu na naszym terenie wiążą się właśnie z okolicami Władysławowa, Bratkowa i Janikowic. Przebywaliśmy tutaj z Bolesławem Leskim jako bezrobotni (ja od 1932, a on od 1937 roku). Chociaż miałem średnie wykształcenie zawodowe i odbyłem obowiązkową służbę wojskową, do 1 grudnia 1938 roku pozostawałem bez stałej pracy. Ileż to czyniłem starań, jeżdżąc pożyczonym rowerem po całej Polsce, ileż godzin wyczekiwałem w portierniach łódzkich fabrykantów - wszystko na próżno." Bardzo enigmatycznie opisana została śmierć Bolesława Leskiego w książce: "Leskiego zastrzelił "Loba" z oddziału AK na szosie tuż przed dworem Stefana Łępickiego w Kawęczynie". Bardziej szczegółowy opis przedstawił Jan Zbigniew Wroniszewski: "Po całodziennej walce (24.X.1943) oddział zdołał ze stratą kilku żołnierzy wyjść z nocą z okrążenia. Złożony z Rosjan pluton "Saszki" został rozproszony, a jego żołnierze, włóczący się przez jakiś czas pojedynczo i po kilku, pogłębiali trudną sytuację na terenie "Heleny". Oliwy do ognia dolał jeszcze tragiczny finał nocnego spotkania "Bęca", "Billa" i dowódcy niewierszyńskiej kompanii NSZ ppor. Stefana Łempickiego "Bosmana" z dwoma rozbitkami z plutonu "Saszki". Trzej pierwsi - po wspólnym przyjacielskim biesiadowaniu we dworze Żórawskich w Szarbsku, wyszli późno w noc 7.XII drogą w kierunku szosy Jaksonek - Przedbórz i w jej pobliżu natknęli się na przyczajonych w rowie dwóch Rosjan od "Saszki". "Bosman" - choć nietrzeźwy, zdążył wydobyć "Visa" i trafić jednego z nich, lecz drugi zastrzelił go z karabinu. "Bill" i "Bęc" próbowali wytłumaczyć incydent przypadkowym spotkaniem z Rosjanami, którzy ostrzelani, użyli broni, lecz okoliczni członkowie NSZ z Janem Sudwojem "Litwinem" na czele zgodnie twierdzili, że "Bosman" zginął od strzału w plecy. Bezstronnego świadka nieszczęśliwego wydarzenia nie było. [...] W lutym nastąpił odwet NSZ za śmierć Stefana Łempickiego "Bosmana". Oddział "Las I" dokonał zabójstw: brata wspomnianego wcześniej "Karola" - Wincentego Janiszewskiego oraz Bolesława Leskiego ("Bęc") i Zygmunta Koczwarskiego ("Bill)."

6. Wincenty Janiszewski.

Starszy brat Mieczysława Janiszewskiego, urodzony 20 stycznia 1888 roku w Szarbsku. Stefan Krupa pisze o nim w swej książce, jako przeciwniku kleru. Był nauczycielem, zwolnionym z pracy w 1929 roku, a podczas wojny nosił pseudonim "Uczony" i był skarbnikiem KG PPR od 1942 roku. Żonaty z Franciszką. Został zabity podobnie, jak Bolesław Leski w odwecie za śmierć "Bosmana". Jak pisze w książce Mieczysław Janiszewski: "28 lutego 1944 roku został w bestialski sposób zamordowany przez sfanatyzowaną grupę NSZ "Las I" za młynem Rożenek." Nagrobek Wincentego znajduje się na cmentarzu w Dąbrówce.



7. Stefan Krupa.

W książce Stefana Krupy " A jednak tak było", kluczowym momentem akcji był epizod zrzutu broni z Londynu w lutym 1943 roku. W odbiorze broni brali udział między innymi delegowani przez PPS-WRN w Piotrkowie: Mieczysław Szmidt, Stanisław Rajkowski i Antoni Leśniak. Nieszczęśliwie złożyło się, że Antoni Leśniak został aresztowany i zaczął sypać. Stało się to przyczyną wielu aresztowań w Piotrkowie, między innymi Stefana Krupy, który został umieszczony w obozie Auschwitz-Birkenau. Dalsza część jego książki od momentu aresztowania to opis życia obozowego, podczas gdy w książce Mieczysława jest to jeden z wielu epizodów wojennych. Co ciekawe, w obu pozycjach autorzy nieco inaczej przedstawiają pośrednie przyczyny aresztowania Leśniaka. Stefan pisze, że to Bolesław Leski, konspiracyjny współpracownik Mieczysława Janiszewskiego, wpłynął na grupę z Piotrkowa, aby opóźniła wyjazd z odebraną bronią o jeden dzień, co pośrednio wpłynęło na aresztowanie Leśniaka. Mieczysław Janiszewski z kolei ciężar decyzji o wyjeździe z bronią dzień później zrzuca na przybyszów, którzy mieli w sobotę spożyć u teściowej Bolesława Leskiego kolację zakrapianą wódką i zmęczeni wyjechali dzień później. 

8. Stefan Fijołek.

Pojawia się w książce raz, jako bohater jednego tylko epizodu. Gwara, jaką mówili chłopi w cyntrali, czyli w piotrkowskim, w książce praktycznie nie jest obecna, ale w przypadku Stefana Fijołka autor zdecydował się zapisać jego wypowiedź właśnie w języku potocznym.

"Przed południem 11 września przyszedł do oddziału z Szarbska Stefan Fijołek w ważnej, jak mówił sprawie. Nasz posterunek zatrzymał go, jako nieznanego przybysza, miał bowiem rozkaz nie wpuszczać nikogo na kwaterę.
Fijołek jednak domagał się widzenia ze mną lub z Bolkiem Leskim, gdyż ma ważne wiadomości.
Gdy wyszliśmy do niego, powiedział z pretensją w głosie:
- Wy tu siedzicie, a nas tam Nimce biją i rabują! Ostatnie ziorka zabirają, ostatnią świnkę kazali mi załadować na furę i wiźć do Przedboza na kontyget!
Spytałem, ilu ich tam jest w Szarbsku.
- Pełny samochód cinzarowy - odparł. - Niedługo bydą jechać do Przedboza. Jo przyjechołem do Dąbrówki i zostawiłem furę u mojej siostry Walerki na podwórku, ty, co wysła za Ogłoze."

Stefan Fijołek (1907-1977) był kuzynem babci, synem Jana Fijołka i Marianny Krupy, rodzonej siostry mego pradziadka Ignacego Krupy. Pochowany jest na cmentarzu w Dąbrówce.

9. Wawrzyniec Wacław Nalepa.

Syn Wincentego Nalepy (około 1870-1959) i Gabrieli z Krzysztofików (1877-1894), rodzonej siostry mojej prababci Antoniny Krupy z Krzysztofików (1888-1943), i ojciec Wandy, dzięki której miałem w zeszłym roku okazję uczestniczyć w zjeździe rodziny Nalepów. Wzmiankowany dwukrotnie w książce, jako uczestnik posiedzeń piotrkowskiej powiatowej rady narodowej, które miało miejsce w jego domu w Siomkach.

10. Spalenie Zygmuntowa, 28 listopada 1944 roku.

Wielką wartością książki jest opisanie zagłady wsi Zygmuntów w dniu 28 listopada 1944 roku. Co prawda nie zostały przedstawione przyczyny, dla których wieś uległa zagładzie (opisane zostały przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego), ale wymienione zostały osoby, które zginęły w wyniku spalenia wsi. Ponad jedna czwarta wszystkich osób nosi nazwisko Krawczyk, co pokazuje, jak wielka tragedia dotknęła tę rodzinę.

Książkę na pewno powinny przeczytać wszyscy ci, którzy interesują się historią wsi położonych na terenie parafii Skórkowice i Dąbrówka. Dla mnie ma szczególną wartość dodatkową ze względu na powiązania rodzinne z autorem i wzmianki o wielu osobach z rodziny mej babci.

Mieczysław Janiszewski, "Przyszłość czekała", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa, 1987.

poniedziałek, 17 października 2016

Zjazd rodziny Nalepów


Późne popołudnie. Początek września. Dzwonek telefonu.
- Słucham?
- Dobry wieczór. Nazywam się Wanda Nalepa Amarantidou i chciałabym Pana zaprosić na V Zjazd Rodziny Nalepów.

Tak mniej więcej wyglądał początek rozmowy, po której czułem oszołomienie (nie mieliśmy okazji wcześniej poznać się), które następnie przerodziło się w ogromną ekscytację.

Po tygodniu dotarło zaproszenie z wyrysowanym drzewem genealogicznym rodziny Nalepów, a także mapka dojazdu na zjazd rodzinny.

A potem nadeszła ta wyczekiwana sobota, kiedy wraz z żoną wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Warszawy. Pogoda była paskudna. Mokro, szaro, jednym słowem mżawka. Wanda musiała jednak wejść w porozumienie z Zeusem. Nic dziwnego - za lata pracy naukowej nad filologią klasyczną ma wobec niej pewne zobowiązania. Gdy minęliśmy Warszawę, niebo rozświetlało już światło słoneczne. I tak było do końca następnego dnia.

Dojazd do celu za pomocą GPS-a nie był możliwy. W Trzepnicy nieco pogubiliśmy się. I właśnie wtedy, gdy zasięgaliśmy języka u miejscowych, spotkaliśmy rodzinę z Szarbska, która również dojeżdżała na spotkanie.

W końcu jednak trafiliśmy do domu pod lasem. Nie byliśmy pierwsi, sporo ludzi gawędziło już na podwórku przed domem. Sporo też dojechało po nas. Poza siostrzenicami mej babci - Barbarą i Grażyną oraz mężem Grażyny - Władysławem nie znałem nikogo. Centralnym miejscem uroczystości, czymś na kształt ogrodowego ołtarzyka było drzewo genealogiczne rodziny Nalepów, nad nim monidło przedstawiające rodziców Wandy oraz kopia cudownego obrazu Matki Boskiej Pocieszenia z Pociesznej Górki zawieszone obok.

Wtopiliśmy się powoli w gwar rozmów. Spróbowaliśmy trzepnickich przekąsek.

A później był wyjazd do Dobreniczek, miejsca gdzie osiedlili się na przełomie XIX i XX wieku Wincenty Nalepa pochodzący z Przyworów na Dolnym Śląsku i Gabriela z Krzysztofików. Wanda odczytała historię rodziny, którą dotychczas udało się jej odtworzyć. Była kawa i pyszne ciasto, a potem wyruszyliśmy na cmentarz parafialny w Ręcznie, aby uczcić pamięć Wincentego i Gabrieli oraz ich potomków i krewnych, którzy znaleźli swoje miejsce na ziemi piotrkowskiej, na lewym brzegu Pilicy.

Z cmentarza wróciliśmy znów do Trzepnicy, zasiedliśmy za stołami. Były rozmowy, był ciepły bigos, kiełbaski z grilla przygotowane przez Wasilisa, męża Wandy. I co najważniejsze pełna luzu i życzliwości atmosfera. Niesamowite było to, że z całej Polski zjechało kilkadziesiąt osób aby się spotkać nie z okazji ślubu, pogrzebu, czy chrzcin, a dlatego, że była osoba, która miała energię, aby zjazd rodzinny poświęcony pamięci przodków zorganizować. Wystarczyło tylko chcieć z propozycji skorzystać.

Gdy się już ściemniło były i tańce. A wcześniej sporo rozmów o zwykłym życiu, rodzinie, Grecji. W obieg została puszczona Kronika zjazdów, do której z chęcią wpisaliśmy się. Przyszedł jednak moment pożegnania. Zmęczeni opuszczaliśmy czarujące miejsce, aby udać się na odpoczynek do piotrkowskiego hotelu.

P.S. Poza wyżej opisanymi atrakcjami towarzyskimi uzupełniłem również swoją wiedzę genealogiczną. Przede wszystkim o rodzinę Nalepów, ale również dotyczącą Gabrieli, siostry mej prababci Antoniny z Krzysztofików, której historii nie znałem. Nieocenione okazały się kontakty rodziny Nalepów z potomkami innej z sióstr Antoniny - Kunegundy, o której losach dotychczas nic nie wiedziałem. Dzięki poznanej na zjeździe Ryśce usłyszałem o losie Hieronima Krzysztofika. O ile o pozostałym rodzeństwie Antoniny już co nieco wiem (o Pawle, Elżbiecie i Scholastyce wiele informacji uzyskałem od Rafała K.), o tyle wciąż zupełnie nieznane są losy Leona Krzysztofika.

środa, 9 września 2015

Dzięki pomocy innych genealogów ...

Kiedy w zeszłym roku skontaktował się ze mną pan Rafał, nie sądziłem, że tak dużo dowiem się o losach najstarszej siostry prababci Antoniny Krupy z Krzysztofików, Elżbiety. Moja ś.p. babcia nie wiedziała nic o swojej ciotce, gdy jeszcze miałem możliwość pytać. Internet to potęga, mógłbym po raz kolejny powtórzyć.

W tym roku na wiosnę dzięki panu Rafałowi, ustaliłem z dużym prawdopodobieństwem, jak nazywali się 4xpradziadkowie w linii Krzysztofików, czyli pradziadkowie Antoniny i Elżbiety. Jeszcze 28 czerwca 2013 roku pisałem:


"Przejrzenie duplikatów ksiąg stanu cywilnego parafii Sławno Opoczyńskie za lata 1834-1850 pozwoliło rozwiać wątpliwości. Stanisław urodził się 14 listopada 1841 roku. Musiał być najmłodszym dzieckiem Bonifacego Krzysztofika i Magdaleny bądź Marianny lub też Małgorzaty (w różnych odnalezionych metrykach kobieta ta występuje pod trzema różnymi imionami), gdyż po nim nie odnalazłem już żadnej metryki urodzenia dzieci Bonifacego."

Wspomniany Stanisław to ojciec Antoniny, czyli mój prapradziadek. Pan Rafał zaś podesłał odnalezioną metrykę ślubu 3xpradziadków.

Ślub miał miejsce w Zachorzowie 29 stycznia 1823 roku. Wspomniany wyżej Bonifacy występuje pod imieniem Bonawentura, które jest innym wariantem tego samego imienia. Jego żoną zostaje zaś Małgorzata Martyka. Z dużym prawdopodobieństwem więc, to właśnie imię nosiła 3xprababcia. Jeśli kiedyś sięgnę do metryk z parafii Sławno Opoczyńskie z okresu przed 1834 rokiem, być może ostatecznie potwierdzę, iż nie istniało na jej terenie inne małżeństwo Krzysztofika i Martyki o imionach, jak we wspomnianej metryce ślubu. Według niej moimi 4xpradziadkami byli:

Franciszek Krzysztofik i Salomea z Rudkowskich z Zachorzowa oraz Józef Martyka i Franciszka Jakobczyk, również mieszkający na gospodarstwie w Zachorzowie.

***

Niedawno skończyłem przeglądanie płyty DVD zawierającej "Akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Odolanowie z lat 1808-1874", otrzymanej dzięki Krystynie, z którą być może mam wspólne korzenie w wieku XVIII, kto wie? 1,5 roku przeglądania w wolnych chwilach 162 plików zapisanych w pdfie! Potrzeba determinacji do takiej systematyczności i zaangażowania. Nie są to kompletne zbiory ksiąg. Z lat 1815-1816 płyta zawiera tylko ekstrakty dokumentów. Z lat 1813-1814 tylko zgony, ekstrakty dokumentów i zapowiedzi ślubów, z lat 1807-1813 tylko urodzenia i ekstrakty dokumentów. Ale i tak ogrom danych genealogicznych znajdujących się na płycie jest nie do przecenienia. W jednym z dokumentów z początków XIX wieku odnalazłem nawet informację o ślubie białostoczanina osiadłego na terenie parafii odolanowskiej, niejakiego Lenczewskiego.

Dzieliłem się już radością z odnalezienia aktu zgonu 4xpradziadka Jana Uzarka. Przejrzenie pozostałych plików pozwoliło mi poczynić dalsze ustalenia i cofnąć informacje o bezpośrednich przodkach o jedno pokolenie wstecz.

W roku 1823 odnalazłem akt ślubu Jana z Rozalią z Kubiców. Odbył się 22 listopada w kościele odolanowskim. Jan Uzarek (zapisany jako Usarek) - wdowiec i Rozalia z Kubiców  - panna, w chwili ślubu mieli odpowiednio 31 i 20 lat i mieszkali w Garkach. Jako profesję małżonków wpisano Gospod., czyli gospodarze. Świadkami na ślubie byli Marcin Usarek i Andrzej Kociński. Niestety w metryce nie wpisano imion i nazwisk rodziców nowozaślubionych. Ale  sam zapis daje pośrednie wskazówki dotyczące poprzedniej żony Jana. Skoro wziął bowiem ślub w roku 1823, to z dużym prawdopodobieństwem musiała ona zakończyć ziemski żywot w tym samym roku lub niewiele wcześniej. Liczne rodziny na ówczesnej wsi wymagały rąk męskich i kobiecych do utrzymania gospodarstwa. Ślub zawierano z reguły dość szybko po zgonie poprzedniego małżonka.

Rzeczywiście, w roku 1823, 14 września w Garkach, przy połogu umarła 36-letnia chałupniczka Katarzyna z Jarzągów z męża Jana Usarka. Jednak w zapisach z września roku 1823 nie odnalazłem żadnej adnotacji o narodzinach, czy też zgonie dziecka Jana i Katarzyny. Aby mieć pewność, że Katarzyna była poszukiwaną przeze mnie żoną Jana, powinienem odnaleźć akta urodzenia dzieci Jana i Katarzyny, wymienionych w akcie zgonu Jana Uzarka z 1854 roku: Katarzyny, Józefa, Barbary i Jana.

Nie odnalazłem akt urodzenia Katarzyny i Józefa, z powodu braków na płycie ksiąg z okresu, który mnie interesował, ale już pod datą 3 maja 1819 roku odnalazłem akt urodzenia Barbary Uzarek, córki Jana Uzarka i Katarzyny z Jarzągów, 24 sierpnia 1821 roku zaś akt urodzenia Jana Uzarka, brata rodzonego Barbary. Odnalazłem także akt urodzenia Michała Uzarka, co do którego wyraziłem swoje wątpliwości w artykule o Janie Uzarku.  Michał urodził się 1 października 1824 w Garkach z Jana i Rozalii. Barbara i Jan okazali się więc starsi w porównaniu z zapisami w metryce zgonu swego ojca z roku 1854. Trudno w 100 % podać przyczynę dlaczego tak się stało. Nie znamy bowiem okoliczności spisywania tej metryki i powstania pomyłki. Być może osoba podająca dane o dzieciach Jana Uzarka nie orientowała się dokładnie w sprawach rodzinnych zmarłego.

To jednak nie był koniec mych ustaleń. W zapowiedziach ślubów z roku 1814 odnalazłem bowiem taki oto zapis:

"z Bogdaju
Roku tysiącznego osmsetnego czternastego dnia dziewiątego miesiąca stycznia w niedzielę
My, Urzędnik Stanu Cywilnego Gminy Odolanowskiey, powiatu odolanowskiego w Departamencie Kaliskiem udawszy się przed drzwi głowne w miescie do domu gminnego o godzinie dwunastey w południe donieslismy ogłosielismy po pierwszey raz rozeszło przyrzeczenie małżeństwa między wdowcem Janem Usarkiem liczącym lat dwadzieścia jeden, gospodarz wsi Garkach zamieszkały, syn Macieia Usarka i Rozalii z Markowskich spłodzonem synem z iednej, a wdową Katarzyną Cierpkową z Jarzągów, lat trzydziesci trzy mającą, gospodynią wsi Bogdaiu zamieszkałą, córką Macieia Jarząga iuż zmarłego i Barbary Szewczyków z drugiej strony. ..."

Zwraca uwagę duża różnica wieku między przyrzekającymi sobie małżeństwo - 12 lat. Co ciekawe zarówno Jan, jak i Katarzyna są we wdowieństwie. Niestety nie odnalazłem żadnych zapisów dotyczących pierwszej żony Jana. Ale dowiedziałem się przynajmniej, że Rozalia z Kubiców, moja 4xprababcia była dopiero trzecią, a nie drugą żoną mego 4xpradziadka.

Ostatnim znaleziskiem był dokument spisany 31 października 1812 roku, stanowiący ekstrakt aktu urodzenia Jana Uzarka. Wynika z niego, że urodził się 8 lipca 1772 roku w Garkach z pracowitego Macieja Uzarka i żony jego Rozalii.

Moi 5xpradziadkowie w tej linii to Maciej Uzarek i Rozalia z Markowskich. Otrzymałem sporo nowych informacji, stanowiących bazę do dalszych poszukiwań. Dzięki wizycie w AA w Poznaniu wiem, że dostępne księgi metryczne z Odolanowa sięgają dużo dalej w przeszłość, a więc jest w czym szukać.

Ciekaw jestem do jakich ciekawych odkryć genealogicznych doszli inni czytelnicy bloga. Może odkrycia te też są związane z parafiami tu wzmiankowanymi: Sławnem Opoczyńskim i Odolanowem?

wtorek, 24 marca 2015

Zachorzów i Sławno

Z Barda pojechałem do Zachorzowa, małej wioski położonej w gminie Sławno, w powiecie opoczyńskim. Obszar powiatu opoczyńskiego należącego do województwa łódzkiego graniczy z województwem kieleckim. Miałem więc do przejechania nieco ponad 100 km.

Według "Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" wieś istniała już w XVI wieku i nosiła nazwę Zacharzew. Zacharzewskie role folwarczne dawały wówczas dziesięcinę wartości kilku groszy plebanowi w Sławnie.

Mój przodek wyjechał na zawsze z tej miejscowości w połowie XIX wieku, więc poza odległymi związkami genealogicznymi nie wiąże mnie dziś nic z Zachorzowem. Chciałem tam jednak pojechać i poszukać śladów przeszłości.

Praprapradziadek Bonifacy Krzysztofik urodzony pod koniec XVIII lub na początku XIX wieku, wraz z małżonką (nie jestem niestety pewien jej imienia), która nosiła nazwisko panieńskie Martyka, mieszkał w Zachorzowie w pierwszej połowie XIX wieku. Bonifacy zmarł 11 lipca 1847 roku, jego małżonka przed 1851 rokiem. Ich syn, a mój prapradziadek Stanisław Krzysztofik urodzony 14 listopada 1841 roku w Zachorzowie, wyjechał do leżącej już za Sulejowem parafii Skórkowice, gdzie 20 października 1862 roku poślubił Katarzynę Dzidkowską. Prapradziadkowie zamieszkali w Zygmuntowie nieopodal Szarbska. I tam toczyły się ich dalsze losy.

Do Zachorzowa wjechałem wcześnie rano, w piękny słoneczny dzień, od strony Prymusowej Woli. Asfaltowa droga i płasko dookoła. Jakiż kontrast w porównaniu z górzystymi okolicami Barda. Już na samym początku spotkała mnie miła niespodzianka. Zauważyłem kapliczkę, podobną do tych z okolic Skórkowic, ze znamienną dla mych genealogicznych koneksji inskrypcją:

"Fundatorowie Jan i Maryianna małżonkowie Krzysztofiki proszą przechodnich o westchnienie i błogosławieństwo do boga. Kwietnia 14 dnia 1877 roku."


Podobnych kapliczek napotkałem jeszcze kilka, o czym w dalszej części tekstu, choć żadna z nich nie nosiła inskrypcji tak ciekawej i nie legitymowała się tak dawną metryką, jak ta na zdjęciu powyżej.

Wkrótce dojechałem do centralnego punktu wioski, w którym krzyżowały się trzy drogi: w prawo ślepa wiodąca do kościoła widocznego nieopodal, w lewo do kolonii Zachorzów. Droga  zaś na wprost biegnąca, szybko wychodziła poza opłotki Zachorzowa, przebiegała przez pola i wpadała do widocznego na horyzoncie lasku.

Na skrzyżowaniu dróg stała kapliczka zwieńczona figurką Matki Boskiej wzniesiona w roku 1919, jak głosił napis na cokole: "Matko nie opuszczaj nas. Ta figura w zniesiona na chwałę bożą, wczasie niepodległej Polski 1919 roku. Włoscjan wsi Zachożowa."



Bardzo malowniczo przedstawiał się drewniany kościółek po prawej z towarzyszącą mu dzwonnicą. Został wybudowany w roku 1785 jako kaplica dworska pw. św. Izydora z fundacji Michała Domaniewskiego, starosty szczurawskiego i jego żony Doroty Dunin Brzezińskiej. Parafia została erygowana w Zachorzowie dopiero w 1958 roku, a w 1986 dawna kaplica dworska została rozbudowana i dziś służy jako kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła.



Obok kościoła znajduje się pomnik błogosławionego Henryka Krzysztofika zamęczonego w Dachau. Wnętrza świątyni nie udało mi się jednak zobaczyć.



Wróciłem do centralnego punktu wsi i ruszyłem drogą prosto tam, gdzie na horyzoncie wcześniej widziałem lasek. Wkrótce dotarłem do cmentarza, który położony był po lewej stronie drogi. Po prawej zaś na wzgórzu wśród sosen stała kapliczka wskazująca na to, że w miejscu tym chowano kiedyś ofiary XIX-wiecznych epidemii cholery. "Na cześć i chwałę Panu Bogu. 1953 r. Figura wzniesiona przez mieszkańców wsi Zachorzów, tu spoczywają zwłoki zmarłych na epidemje cholery 1865 i 1894 r. Przechodniu proszą Cię o Zdrowaś Marja".



Cmentarz zachorzowski musiał powstać w latach 50-ych XX wieku. Żaden z nagrobków nie ma bowiem metryki starszej. Jest niewielki. Sporo nagrobków osób o nazwisku Krzysztofik. O wiele rzadziej da się zauważyć nazwisko Martyka. Na jednym z krzyży nagrobnych zamiast inskrypcji zauważyłem zdjęcia kobiety, co raczej nie zdarza się często.



Z cmentarza wróciłem z powrotem do Zachorzowa i przyjrzałem się innym kapliczkom wiejskim. Oto niektóre z nich:



Kapliczka ze świętym Janem Nepomucenem z końca XIX wieku.



Kapliczka stojąca zaraz przy wjeździe z Zachorzowa do Zachorzowa-Kolonii. "Najsłodsze serce Maryi, zlituj się nad nami. Fundatorowie włosc. Kol. Zachorzow, 1937 r."



Najnowsza z oglądanych przeze mnie kapliczek.



Kapliczka stojąca u południowo-zachodniego krańca wsi z 1920 roku.


***

W czasach, gdy w Zachorzowie mieszkali moi przodkowie, miejscowością parafialną, gdzie chrzczono dzieci, zawierano śluby i odprawiano nabożeństwa żałobne było Sławno. Dziś oddzielone jest od Zachorzowa ruchliwą drogą krajową nr 12 łączącą nieodległy Sulejów z Opocznem. Kiedyś zapewne do Sławna szło się bądź jechało bez przeszkód przez okoliczne pola i lasy.

Przy drodze do Sławna w lesie po prawej stronie zauważyłem pomnik poświęcony pamięci 42 powstańców styczniowych z oddziału kapitana Waltera, poległych w walce z Moskalami 9 kwietnia 1864 roku.


Wkrótce las się skończył i wjechałem do Sławna. Zatrzymałem się przy cmentarzu po lewej stronie drogi. Jest o wiele starszy i większy od zachorzowskiego, z zachowanymi ciekawymi starymi nagrobkami.


Nagrobek rodu Poklewskich-Koziełł, do których należał majątek Mniszków. Inskrypcje nagrobne wskazują, że pochowani są tu Paweł Poklewski-Koziełł (1839-1902) i Zygmunt Poklewski-Koziełł zmarły w wieku 10 miesięcy w 1879 roku.


Nagrobek Franciszka Malinowskiego (1816-1887).


Nagrobek Michała Cielca (1824-1900).


Nagrobek rodziców pochodzącego z Zachorzowa, wspomnianego wyżej, błogosławionego Henryka Krzysztofika.


Nagrobek Andrzeja Psarskiego (1818-1870), właściciela wsi Grabowa.


Nagrobek Stanisława Mąkólskiego (1820-1891) wystawiony przez wdzięcznych wychowańców.


Nagrobek Emilii Formińskiej (1848-1865).


Nagrobek Urszuli z Buczniów Żarskiej (1825-1895).


Dom duszy Franciszki Grabińskiej (1827-1859).

W centrum Sławna, dość niewielkiej, choć charakteryzującej się gminnym wyglądem miejscowości, stoi kościół św. Gereona z 1852, a więc z czasów nieco późniejszych, niż te, które ze względów genealogicznych mnie interesują.


Za kościołem widać zdziczały park dworski z końca XIX wieku. Zwracają uwagę również figura św. Floriana przed budynkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, pomnik Józefa Piłsudskiego i kapliczka z 1931 roku.

Po dość krótkim rekonesansie wyjechałem ze Sławna w kierunku na Tomaszów Mazowiecki.

niedziela, 29 grudnia 2013

Czwarta wycieczka w piotrkowskie: Zygmuntów

Latem mijającego roku odbyłem kolejną podróż do miejsc związanych z historią rodzinną babci Wandy leżących na ziemi piotrkowskiej. Dzień był dość ciepły, jechałem z Ostrzeszowa w południowej Wielkopolsce, mając nadzieję na dość sprawny dojazd do Zygmuntowa. Niestety podróż znacznie przeciągnęła się w czasie ze względu na remont głównej drogi prowadzącej przez Sulejów. W końcu, po ponad godzinnym przestoju w korku dojechałem do Szarbska.  Zapytałem o drogę do Zygmuntowa, gdyż żaden drogowskaz nie wskazywał takiej miejscowości i ruszyłem przez las. Mocno piaszczysty, pełen wystających korzeni drzew trakt wił się przez las przez około pięć kilometrów. Sporej dawce szczęścia zawdzięczam to, że nie pobłądziłem na tych leśnych ścieżkach i nie zagrzebałem kół w prawdziwej piaskowej pustyni. W końcu dojechałem do miejsca wśród nielicznych zabudowań, gdzie droga się kończyła. Przed sobą miałem piękny widok na Pilicę.




Obok jednego z zabudowań stał pomnik upamiętniający pacyfikację wsi Zygmuntów przez Niemców w dniu 28 listopada 1944 roku. Zginęło wtedy około 40 osób. Spalono większość gospodarstw, między innymi murowany dom Krzysztofików. Dziś rzeczywiście miejsce, gdzie był dawny Zygmuntów nie przypomina wsi, a jedynie sielską osadę letniskową, gdyby nie pomnik upamiętniający wielką miejscową tragedię. Na cmentarzu w Dąbrówce podczas poprzednich wypraw napotkałem wiele nagrobków poświęconych osobom, które zginęły w masakrze 1944 roku.


Z Zygmuntowem związana była rodzina Krzysztofików, z której pochodziła moja prababcia Antonina Krupa (1888-1942).

Nie wiem, w jakich okolicznościach zamieszkali w Zygmuntowie prapradziadkowie Stanisław Krzysztofik, urodzony w dość odległym Zachorzowie (1841-1887) i Katarzyna z Dzidkowskich, pochodząca z Szarbska (1844-1911). Dom po rodzicach odziedziczył brat Antoniny, Paweł Krzysztofik (1880-?), który wyprowadził się z Zygmuntowa (czy po spaleniu domu w 1944 roku?) do Ogrodzonego wraz z rodziną. Pochowany jest po drugiej stronie Pilicy w Ręcznie. Niewiele wiem o pozostałym rodzeństwie Antoniny. Babcia Wanda opowiadała jedynie o Gabrieli (1877-1932?), która wyszła za mąż za Nalepę, pochowanej również w Ręcznie. Rodzina Nalepów mieszkała w Rabce, do której babcia jeździła jeszcze przed wojną. Ja z kolei widziałem nieliczną korespondencję powojenną z rodziną Nalepów. W księgach skórkowickich odnalazłem zapisy dotyczące pozostałego rodzeństwa Antoniny, o którym niestety nic poza "suchymi" zapisami metrykalnymi nie wiem. Najstarszą siostrą była Elżbieta, urodzona w roku 1863 jeszcze w Szarbsku. W roku 1885 wyszła za Błażeja Krawczyka, urodzonego w roku 1859 w tej samej wsi, jednak mieszkającego w Stobnicy. Kolejną siostrą była Scholastyka urodzona już w Zygmuntowie w roku 1866. W 1868 roku przyszedł na świat pierwszy chłopak w rodzinie - Hieronim, a w 1871 roku Kunegunda. Babcia Wanda wspominała o niemieckim pochodzeniu Krzysztofików, którego jednakże nie udało mi się potwierdzić dotychczas. Czy te tak rzadkie imiona rodzeństwa Antoniny byłyby tego świadectwem?  W 1874 roku urodził się kolejny chłopak - Leon. Dotarłem jeszcze tylko do informacji o dwójce dzieci, które zmarły młodo: Michale (1882-1883) i Mariannie (1884-1886).
Z Zygmuntowem był związany w niejasny dla mnie sposób 4xpradziadek Antoni Krupa (około 1800-1838). Nie wiem w jakiej miejscowości urodził się, ale odnalazłem jego akt zgonu z 1838 roku, który wskazuje na Zygmuntów, jako miejsce zamieszkania.

piątek, 28 czerwca 2013

Urbaniak i Dudziak, Uzarek i Trocha, Krzysztofik i Martyka, Dąbrowa, Garki, Zachorzów - efekt ostatnich poszukiwań w archiwum

Ostatnie pół roku, jeśli chodzi o poszukiwania genealogiczne, stanowiły głównie odkrycia w Archiwum Państwowym. Po 10 latach myszkowania w dokumentach i pamiątkach rodzinnych oraz porządkowania opowieści babć, ciotek, wujków i dalszych krewnych, przyszedł czas na skrupulatne badanie XIX-wiecznych akt stanu cywilnego. Poszukuję w ten sposób wzmianek o tych przodkach, którzy w ogóle nie są znani dziś żyjącym pokoleniom, a wcześniejsze ustalenia pozwalają uczepić się jakiejś jednej bądź kilku wskazówek i drążyć jeszcze bardziej w przeszłości.

Tak też zrobiłem poszukując informacji o mojej praprababci Katarzynie Paczkowskiej z Urbaniaków, żonie Wawrzyńca Paczkowskiego. Ani Wawrzyniec, ani Katarzyna nie są znani nikomu z rodziny. Ich dane ustaliłem kilka lat temu dzięki jednej z cioć, która w akcie zgonu pradziadka Józefa Paczkowskiego znalazła dane jego rodziców. O Wawrzyńcu sporo dowiedziałem się badając księgi metrykalne parafii kierskiej cztery lata temu, o Katarzynie wiedziałem mniej. Podejrzewałem, że mogła pochodzić z innej parafii niż jej mąż Wawrzyniec, na podstawie wzmianek o pochodzeniu rodziców chrzestnych jej dzieci. Wyraźnie pojawiała się w nich nazwa Dąbrowa, a że ta podpoznańska wieś leżała w XIX wieku w parafii Skórzewo, postanowiłem sprawdzić księgi metrykalne z tej parafii. Wypożyczyłem więc duplikaty ksiąg stanu cywilnego parafii Skórzewo z lat 1817-1865 i nie omyliłem się. Katarzyna wywodziła się właśnie stamtąd.

Urodziła się 6 listopada 1850 roku w Dąbrowie. Jej rodzicami byli Stefan Urbaniak i Marianna z Dudziaków (nazwiska jak u słynnej pary polskich muzyków jazzowych!). Katarzyna posiadała liczne rodzeństwo: o rok młodszą Agnieszkę, Walentego, Ignacego, Michała, Kacpra, Franciszkę i Mariannę. Ostatnie dwie siostry zmarły we wczesnym dzieciństwie. Katarzyna była więc najstarsza z rodzeństwa. W wieku 19 lat, 28 czerwca 1869 roku poślubiła w skórzewskim kościele dużo starszego od siebie (o około 14 -20 lat) wdowca po Mariannie z Grześkowiaków, Marcina Goworzowskiego. Urodziły im się Marianna, Antonina, Józef i Andrzej. W międzyczasie rodzina Goworzowskich zmieniła miejsce zamieszkania z Dąbrowy na Krzyżowniki, gdzie Marcin Goworzowski zmarł w 1877 roku, a Katarzyna poślubiła Wawrzyńca, w efekcie czego została moją praprababcią, ale o tym już na blogu pisałem. Ciekawe jest to, że kolejna gałązka mojego drzewa genealogicznego leżała na szeroko rozumianym pograniczu wpływów polskich i niemieckich. Paczkowscy - parafia Kiekrz (na północny zachód od Poznania), Urbaniakowie - parafia Skórzewo (na zachód od Poznania. Dziś podobnie, jak Krzyżowniki, znajduje się w granicach administracyjnych miasta).

***

Z terenów pogranicza wpływów polskich i niemieckich, ale z południowej Wielkopolski pochodził inny mój prapradziadek - Marcin Uzarek. Mało o nim wiem, ale wzmianki w dokumentach metrykalnych świadczą o tym, że musiał jeździć do Niemiec za chlebem, gdzie zmarł w 1909 roku w Buchow Carpson, na zachód od Berlina. Odnaleziony przeze mnie w zeszłym roku akt zgonu Marcina podawał jako miejsce urodzenia Garki nieopodal Odolanowa (Tak a propos, po drugiej wojnie światowej, dzięki odkryciu złóż gazu ziemnego, tereny te stały się lokalnym centrum przemysłu.), a że w połowie XIX wieku Garki należały do parafii pw. św. Marcina w Odolanowie, duplikaty ksiąg stanu cywilnego tej parafii wypożyczyłem. Obejmowały lata 1829-1830 i 1850-1862. Marcin Uzarek urodził się w Garkach 23 października 1859 roku. Rodzicami byli Wojciech Uzarek i Katarzyna Trocha. Odnalazłem jeszcze metryki urodzenia jego brata Stanisława (urodzonego w 1865 roku) oraz Marianny (urodzonej w 1863 roku) i Wojciecha (urodzonego w 1858 roku). Marianna i Wojciech zmarli w wieku niemowlęcym. Rodzice Marcina, Wojciech i Katarzyna wzięli ślub w odolanowskim kościele 15 października 1855 roku. Udało mi się jeszcze szczęśliwym zbiegiem okoliczności odnaleźć akt urodzenia praprapradziadka Wojciecha Uzarka, który przyszedł na świat 10 kwietnia 1829 roku w Garkach, a jego rodzicami byli Jan Uzarek i Rozalia z Kubiców.

***

Podobną ścieżką poszukiwań podążyłem, aby ustalić więcej szczegółów z życia kolejnego z prapradziadków - Stanisława Krzysztofika. 5 lat temu, gdy w księgach stanu cywilnego parafii Skórkowice znalazłem akt ślubu Stanisława z Katarzyną z Dzidkowskich okazało się, że urodził się w Zachorzowie, wsi która w XIX wieku należała do parafii Sławno Opoczyńskie. W księgach skórkowickich znalazłem wcześniej również akt ślubu siostry Stanisława - Magdaleny z Piotrem Leskim. Urodziła się podobnie, jak brat, w Zachorzowie. Trudne do odczytania było wtedy nazwisko panieńskie matki Stanisława i Magdaleny, które wyglądało dla mnie na Madłyk. Przejrzenie duplikatów ksiąg stanu cywilnego parafii Sławno Opoczyńskie za lata 1834-1850 pozwoliło rozwiać wątpliwości. Stanisław urodził się 14 listopada 1841 roku. Musiał być najmłodszym dzieckiem Bonifacego Krzysztofika i Magdaleny bądź Marianny lub też Małgorzaty (w różnych odnalezionych metrykach kobieta ta występuje pod trzema różnymi imionami), gdyż po nim nie odnalazłem już żadnej metryki urodzenia dzieci Bonifacego. Sam zaś Bonifacy umarł 11 lipca 1847 roku. Nazwisko panieńskie jego żony to ponad wszelką wątpliwość Martyka, dość popularne w tamtym czasie, zwłaszcza w miejscowości o wdzięcznej nazwie Prymusowa Wola. Odnalazłem jeszcze akt urodzenia siostry Stanisława, Antoniny, urodzonej w 1836 roku. Nie znalazłem natomiast aktu urodzenia wspomnianej Magdaleny, która według aktu ślubu urodziła się w roku 1833.

***

Teraz, gdy większość gałązek mego drzewa genealogicznego poprowadziłem w głąb wieku XIX, widać jak na dłoni korzenie chłopskie mych przodków: Paczkowscy, Uzarkowie, Urbaniakowie, Krupowie, Krzysztofikowie, Tudorowie. Być może korzeniami mieszczańskimi mogą się poszczycić moi pińscy Szczerbaczewiczowie, ale bez sprawdzenia ksiąg metrykalnych w Mińsku, na co na razie się nie zanosi, trudno będzie to ustalić.