Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zygmuntów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zygmuntów. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 lutego 2025

Marianna Wroniszewska po pierwszym mężu Krupa z domu Laszczyk

Pisałem już że wśród swych antenatek mam aż 3 Marianny Laszczyk:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

W tym artykule zajmę się pierwszymi dwoma, Marianną Laszczyk, żoną Ludwika Krupy, moją 3xprababcią i jej teściową Marianną Laszczyk, żoną Antoniego Krupy, moją 4xprababcią.

W przytoczonym wyżej artykule z 2022 roku zajmowałem się aktem zgonu Marianny Krupy z Laszczyków. Wówczas napisałem, że odnaleziony w roku 1886 w parafii Skórkowice akt zgonu dotyczy mojej 4xprababci, żony Antoniego Krupy. Kontrowersje budził zapisany wiek Marianny w chwili zgonu. Wynikało z niego, że urodziła się około 1816 roku podczas, gdy z wcześniejszych dokumentów wynikało, że urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. Kolejna wątpliwość wynikała z tego, że w księgach parafii Skórkowice nie znalazłem aktu zgonu tej drugiej Marianny, mojej 3xprababci, żony Ludwika Krupy, która po jego śmierci wyszła po raz drugi za mąż za Pawła Wroniszewskiego. Ani w księgach parafii Skórkowice, ani w księgach żadnej innej parafii dzisiejszego województwa łódzkiego, zindeksowanych w Genetece nie znalazłem aktu zgonu Marianny Wroniszewskiej.

Paweł Wroniszewski zmarł w 1875 roku w Szarbsku pozostawiając Mariannę po raz drugi wdową. Według akt ślubu Łukasza Krupy (mego prapradziadka) z Elżbietą Gustą ze Snochowskich, który miał miejsce w Skórkowicach w 1909 roku, matka Łukasza Marianna już nie żyła wówczas. Ale żyła w roku 1883, gdy jej córka Magdalena Krupa brała ślub z Łukaszem Gębickim w Skórkowicach. Tak więc Marianna Wroniszewska z Laszczyków po pierwszym mężu Krupa zmarła między 1883, a 1909 rokiem. Wspomniany wyżej akt zgonu z 1886 roku pasowałby, gdyby nie nazwisko Krupa zmarłej, gdy powinno być Wroniszewska.

O powyższej Mariannie Wroniszewskiej z Laszczyków uzbierałem przez lata dość dużo informacji. Zdałem sobie natomiast sprawę, że o jej teściowej niekoniecznie. Wiedziałem że była córką Aleksego Laszczyka i Katarzyny. Ślub wzięła z Antonim Krupą w roku 1820 w Skórkowicach. Owdowiała w roku 1838, gdy w Zygmuntowie zmarł jej mąż Antoni. W międzyczasie poza moim 3xpradziadkiem Ludwikiem Krupą, urodzonym w roku 1821 w Dąbrówce, urodziła jeszcze Bogumiłę w roku 1824 w Dąbrówce, Różę w roku 1827 w Dąbrówce, Dorotę w roku 1830 w Dąbrówce, Jana w roku 1834 w Dąbrówce i Aleksego w roku 1838 w Zygmuntowie. Nic o tym rodzeństwie nie wiedziałem. Żadne z tych braci i sióstr Ludwika nie pojawiło się w księgach ślubów i zgonów parafii w Skórkowicach.

Informacje o obu Mariannach i ich dzieciach zbierałem w czasach przed Geneteką i nieco później w czasach, gdy Geneteka dopiero raczkowała i wiele z parafii było w ogóle nie zindeksowanych. Skupiłem się wówczas głównie na parafii w Skórkowicach. Dziś jest już o wiele inaczej. Do poszukiwań informacji o Mariannie Laszczyk, 4xprababci i jej dzieciach wykorzystałem to narzędzie, jakim stała się Geneteka, która zawiera zindeksowane metryki wielu parafii w Polsce.

Najpierw odnalazłem akt urodzenia Marianny. To nie żart! Choć księgi urodzeń parafii w Skórkowicach sprzed 1810 roku nie zachowały się poza szczątkami pojedynczych stron, to zachowały się aneksy do akt ślubów z roku 1820. I choć zarówno Antoni Krupa, jak i jego żona Marianna z Laszczyków pochodzili z macierzystej parafii w Skórkowicach, to jako załączniki do aktu ślubu zostały podpięte wówczas ich metryki chrztu. Marianna Laszczyk została ochrzczona w kościele w Skórkowicach 7 stycznia 1802 roku, czyli urodziła się zapewne tego samego dnia lub kilka dni wcześniej na początku 1802 roku w Szarbsku.


Powyższa metryka chrztu niczego nie wyjaśnia poza wiekem. Gdyby Marianna rzeczywiście zmarła w roku 1886, miałaby 84 lata. Ksiądz w metryce zgonu zapisał 70 lat. Dziś różnica miedzy kobietą 70-letnią i 84-letnią z reguły jest zauważalna, ale w końcówce XIX wieku wcale tak nie musiało być. Utwierdza mnie w tym lektura niedawno przeczytanej książki "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Jolanty Kuciel-Frydryszak. Ciężkie życie na wsi, wielość porodów nierzadko sprawiały, że kobiety 40-letnie wyglądały jak staruszki. Zakładam więc, że w końcówce XIX-wieku różnica w wyglądzie mędzy kobietą 70-letnią, a 84-letnią nie musiała być znacząca.

W dalszej kolejności zająłem się rodzeństwem Ludwika. Jako pierwszy dokument znalazłem akt zgonu jego młodszego brata Jana. Jan zmarł w wieku lat 16 (choć w metryce zgonu wpisano 14 lat) 13 lipca 1850 roku we wsi Janikowice w parafii Dąbrowa nad Czarną. Parafia Dąbrowa nad Czarną graniczy z parafią Skórkowice, tak więc Jan nie zmarł daleko od rodzinnego Zygmuntowa. W akcie zgonu napisano, że był synem zmarłych Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków.


Bingo! - Pomyślałem. Wszystko się wyjaśniło. W roku 1886 zmarła Marianna Wroniszewska z Laszczyków, synowa Marianny Krupy z Laszczyków, a nie Marianna Krupa z Laszczyków, jej teściowa, jak wcześniej myślałem, tylko że w metryce zgonu wpisano błędnie nazwisko po pierwszym mężu, a nie po drugim. Doświadczenie podpowiadało mi jednak, że nie należy pochopnie wyciągać wniosków, zwłaszcza, że odnalazłem dopiero dokument jednego z pozostałych dzieci Antoniego i Marianny. Nadal nie wiedziałem, jakie były losy Bogumiły, Róży, Doroty i Aleksego.

Akt ślubu Doroty Krupy znalazłem w parafii Odrzywół, leżącej w dzisiejszym województwie mazowieckim. Odległość od macierzystej parafii Skórkowice - 58 km, jeśli jechać dzisiejszymi drogami. Dorota w roku 1854 poślubiła w odrzywolskim kościele Jana Sobieraja. Ale co istotniejsze, w akcie ślubu zapisano, że urodziła się w Dąbrówce, że jest na służbie w Kamiennej Woli i że jest córką zmarłego Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków we wsi Stara zamieszkałej. A to oznaczało, że Marianna Krupa z Laszczyków żyła w roku 1854. Być może Janek, brat Doroty zmarł nagle będąc na służbie w Janikowicach, a osoby zgłaszające jego zgon myślały, że jest sierotą.


W 1884 roku Dorota po śmierci męża Jana wyszła po raz drugi za mąż, również w Odrzywole, tym razem za Józefa Stępniewskiego. Akt ślubu nie przynosi jednak żadnych nowych informacji.

Pozostaję więc w silniejszym niż wcześniej przekonaniu, że Marianna Krupa z Laszczyków jest tą osobą, której akt zgonu zapisano w Skórkowicach w roku 1886, natomiast miejsce i data zgonu jej synowej Marianny Wroniszewskiej z Laszczyków pozostaje zagadką.

środa, 6 lipca 2022

Marianna Krupa z Laszczyków

Akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków, zmarłej w roku 1886 w Szarbsku w parafii Skórkowice, sfotografowałem z ekranu monitora w warszawskim Centrum Historii Rodziny, mieszczącym się wtedy jeszcze przy Nowym Świecie, w roku 2005. Jednak nie byłem pewien, której Marianny akt powyższy dotyczy.

Marianna Laszczyk pojawia się bowiem wśród moich przodków trzykrotnie:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

Dość długo nie wiedziałem że Marianna Laszczyk (1) po śmierci Ludwika Krupy wyszła za Pawła Wroniszewskiego, stąd nie byłem pewien, czy odnaleziony w 1886 roku akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków dotyczył mojej 3xprababci, czy 4xprababci. Jedna z kolejnych wizyt w Centrum Historii Rodziny wyjaśniła sprawę. Odnalazłem wspomniany akt ślubu, tak więc w roku 1886 mogła spośród moich antenatek odejść tylko Marianna Laszczyk (2). Ale nie obyło się bez wątpliwości. W akcie zgonu Marianna Krupa z Laszczyków została zapisana, jako wdowa, co się zgadza, gdyż Antoni Krupa, jej mąż, zmarł 29 kwietnia 1838 roku w Zygmuntowie. Ale wiek - 70 lat w chwili zgonu budził wątpliwości. Czyżby aż tak pomylili się Wawrzyniec Kowalski i Jan Sokalski, którzy zgon zgłaszali? Według innych metryk, Marianna urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. A tu nagle z metryki zgonu wynika, że urodziła się w roku 1816. Niby wiedziałem, że wiek osoby zmarłej podawany przez zgłaszających często mocno różnił się od rzeczywistego, ale nadal nie miałem pewności, że sprawdzając metryki skórkowickie w Centrum Historii Rodziny, nie pominąłem czegoś.

Dzisiaj dzięki temu, że akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach zostały zindeksowane, mogę z większą dozą pewności podejść do tematu. Marianna Krupa z Laszczyków, żona Antoniego zmarła na pewno po 29 kwietnia 1838 roku, gdyż wtedy w Zygmuntowie zmarł jej mąż, pozostawiając Mariannę Krupę z Laszczyków w stanie wdowieństwa.

W Genetece nie znalazłem żadnej metryki ślubu Marianny Krupy, córki Aleksego - wdowy, po roku 1837 - ani w parafii Skórkowice, ani w zindeksowanych parafiach sąsiednich. Wypada więc przyjąć, że po śmierci Antoniego, Marianna nie wstąpiła ponownie w związek małżeński.

Pozostało sprawdzić metryki zgonów ze Skórkowic po roku 1837. W roku 1840 zmarła w Dąbrówce Marianna Krupa z Laszczyków, córka Franciszka Laszczyka i Zuzanny, żona Grzegorza Krupy.

Najbardziej intrygujący jest akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków, zmarłej w roku 1865 w Szarbsku w wieku 68 lat, wdowy. Ale w tym wypadku nie zgadzają się imiona rodziców. Marianna owa była bowiem córką Karola Laszczyka i Franciszki.

Kolejnym aktem zgonu jest odnaleziony przeze mnie w roku 1886. Nie podano w nim imion rodziców, a wiek zmarłej różni się znacznie od wieku Marianny z poprzednich dokumentów. Biorąc pod uwagę jednak to, że żadna z poprzednich Mariann nie pasuje do mojej układanki, a zwłaszcza ta, która zmarła w roku 1865, ze względu na różnicę w imionach rodziców, jestem skłonny przyjąć, że Marianna Krupa z Laszczyków, wdowa po Antonim, córka Aleksego i Katarzyny zmarła w roku 1886 w Szarbsku.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mieczysław Janiszewski "Przyszłość czekała"

Sięgnąłem w ostatnim czasie po książkę napisaną przez dalszego krewnego. Okazuje się bowiem, że w mojej rodzinie, w przeważającej mierze o chłopskich korzeniach, przychodziły na świat osoby z zacięciem literackim. Wspominałem już przy okazji recenzowania książki Antoniego Kieniewicza o pamiętniku prababci ze strony mamy - Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów, pozostawionym podczas II wojny światowej w Pińsku.

Najbardziej płodną literacko była jednak rodzina przodków mojej babci ze strony ojca - Wandy Krupy (1920-2008), pochodzącej z Szarbska nad Pilicą, małej, malowniczo położonej wsi na ziemi piotrkowskiej. Świadczyć o tym może najstarsza pamiątka rodzinna zawierająca pieśni kościelne spisane własnoręcznie przez jej dziadka, Łukasza Krupę (1856-1919). Brat babci zaś, Stefan Krupa (1909-1983) przed wojną działacz PPS, a później więzień Oświęcimia napisał wspomnienia wojenne, wydane pod tytułem "A jednak tak było".

Mieczysław Janiszewski (ur. 1907 w Szarbsku) po którego książkę sięgnąłem, pochodził również z piotrkowskiego. Był bratankiem mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich (1861-1906), synem jej brata Kazimierza Janiszewskiego (1864-1919).

Wsie leżące nad Pilicą w piotrkowskim otoczone były lichymi ziemiami. Spora rzesza chłopów po uwłaszczeniu dysponowała niewielkimi nadziałami gruntu. Bliskość dużego ośrodka miejskiego, jakim był Piotrków Trybunalski, powodowała, że młodzież właśnie tam wyjeżdżała szukać lepszego życia. W środowisku robotników i drobnych rzemieślników nasiąkała ideologiami lewicowymi. Mieczysław Janiszewski tak opisał swoje wejście w życie dorosłe: "W 1930 roku ukończyłem szkołę zawodową, a następnie odbyłem obowiązkową służbę wojskową. Zwolniłem się do domu w czerwcu 1932 roku i zacząłem szukać pracy. Nie było o nią łatwo w Polsce przedwojennej, chociaż miałem zawód technika włókiennika.  W 1938 roku otrzymałem stałą pracę robotnika w Zduńskiej Woli w fabryce Józefa Rajchenbauma. Pracowała ona dla polskiego wojska, dostarczała materiały na maski gazowe, płaszcze nieprzemakalne i brezenty. Zarobki mieliśmy niskie, ale nie to było najważniejsze."

Książka opisuje drogę wojenną autora, od przegranej kampanii wrześniowej i powrotu spod Lwowa w piotrkowskie, przez udział w rodzącej się konspiracji antyniemieckiej, najpierw w AK, potem w AL, aż do powojennej kariery partyjnej. Dość typowa ścieżka kariery chłopa małorolnego z piotrkowskiego, przesiąkniętego socjalizmem i komunizmem. Podobnie potoczyła się kariera Konstantego Krupy, stryja babci Wandy, który został dygnitarzem partyjnym w Łodzi.

Nie zamierzam oceniać książki pod kątem historycznym. Nie czuję się na tyle kompetentny. Ocena takiej książki nie byłaby poza tym w pełni możliwa bez sprawdzenia, w jakim stopniu na jej treść wpłynęła cenzura, a do tego brak mi źródeł. 

Daje się zauważyć krytyczny stosunek autora do ziemiaństwa, mocno negatywny do Narodowych Sił Zbrojnych, których członkowie na kartach książki wyłącznie współpracują z obszarnikami i Niemcami. O wiele cieplejsze słowa, choć podbarwione krytyką padają w książce w stosunku do AK. Moje sympatie umiejscowione są zdecydowanie po stronie obozu antykomunistycznego, więc ocena drogi autora opisanej w książce siłą rzeczy musiałaby być zabarwiona negatywnie.

Zamierzam natomiast wyłuskać na potrzeby artykułu wszystkie wątki "genealogiczne". Książka bowiem roi się od wzmianek o osobach, które stanowiły bliższą bądź dalszą rodzinę mej babci. Jest prawdziwą skarbnicą wiedzy rodzinnej. O kilku z nich wiem tylko z zapisków archiwalnych, o niektórych słyszałem od babci bądź przeczytałem podobne wzmianki w przywoływanej wyżej książce Stefana Krupy. A o niektórych dowiedziałem się dopiero z książki Mieczysława Janiszewskiego. Dzięki wzmiankom w  książce, osoby wcześniej znane mi jedynie z notatek, widzę w znacznie żywszych barwach.

Zacznę od osoby autora książki.

1. Mieczysław Janiszewski.

Urodził się 14 czerwca 1907 roku w Szarbsku. Rodzice: Kazimierz Janiszewski i Aleksandra z Gaworów. W połowie lipca 1939 roku skierowany został bezpośrednio ze Zduńskiej Woli do Beniaminowa pod Warszawą. W wojsku był radiotelegrafistą. W kampanii wrześniowej trafił pod Mławę, do Nidzgóry, później do Rumunii przez Ciechanów i Warszawę, gdzie został internowany. Z internowania uciekł przez granicę do Lwowa opanowanego przez wojska sowieckie, a następnie pociągiem wrócił w piotrkowskie (matka mieszkała we wsi Władysławowo). Dalszy ciąg losów Mieczysława, jego drogi politycznej stanowi treść książki. Znajdują się w niej dwie fotografie autora. Jedna pochodzi z 23-24 października 1943 roku i została wykonana po potyczce z Niemcami na Diablej Górze pod Skórkowicami, druga zaś przedstawia go, gdy jako pierwszy sekretarz komitetu miasta i powiatu Piotrków przemawiał na wiecu 9 maja 1945 roku.


2. Aleksandra Janiszewska z Gaworów.

Matka autora książki. Moja babcia jej nie pamiętała.  Badając księgi stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach ustaliłem, że urodziła się w 1869 roku we w wsi Stara. Rodzicami byli Józef Gawora i Józefa z Kowalskich. Podczas pierwszej wyprawy w piotrkowskie odnalazłem jej nagrobek na cmentarzu w Dąbrówce. Zdziwiło mnie, że nie ma wspólnego nagrobka z mężem, którego przeżyła o 29 lat.



W książce autor kilkakrotnie wymienia matkę i wyczuwa się w jego słowach duży szacunek dla tej prostej wiejskiej kobiety.

"Podczas mego pobytu w domu sąsiadka Waleria Chumek opowiedziała mi, co się tutaj działo 1 września. W Szarbsku (była to moja wieś rodzinna) tego dnia matka przetrząsała suszące się siano. Kiedy zobaczyła na niebie niemieckie samoloty, wygrażała w ich stronę grabiami i strasznie złorzeczyła. Sąsiadka ukryła się za murowaną piwnicą, lecz matka pracowała dalej. Jeden z lotników obniżył lot i posłał w jej stronę serię z karabinu maszynowego. Matka krzyknęła za odlatującym: -Ty podły! Może myślisz, że się ciebie boję? Żebym tak miała karabin maszynowy, tobym cię zaraz zestrzeliła! Masz swoją ziemię, czego tu u nas szukasz?"



3. Marianna Janiszewska z Piotrkowa.

Autor pisze o niej jako o stryjence. Nie jestem pewien, czy nie jest to żona Andrzeja Janiszewskiego (ur. 1867), rodzonego brata mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich i Kazimierza Janiszewskiego, która tak właśnie miała na imię. Andrzej Janiszewski był jedynym z dwóch rodzonych braci Wiktorii, pamiętanym przez babcię.

"Pewnego dnia wybrałem się rowerem do Piotrkowa. Odwiedziłem tam stryjenkę, mieszkającą przy ulicy Daszyńskiego 10, aby dowiedzieć się, co u niej słychać. Rozpłakała się biedaczka na mój widok. Jej dwaj najmłodsi synowie, Kazik i Stefan, nie powrócili z frontu. Jak się później okazało, obaj zginęli, lecz do dziś nie wiadomo gdzie. Starszy, Tadeusz, który był kierownikiem pociągu, został zmobilizowany do służby kolejowej. Kiedy przejeżdżał przez Piotrków, w przerwie w pracy wpadał czasem do matki. Najstarszy, Leon, cały czas przebywał w domu; z powodu wady słuchu nie powołano go do wojska. Teraz musiał zgłosić się do pracy w hucie szkła, w przeciwnym bowiem razie wywieziono by go na przymusowe roboty do Rzeszy."

W mieszkaniu brata stryjecznego Leona, 3 września 1944 odbyło się spotkanie powołujące piotrkowską miejską radę narodową.

4. Walenty Janiszewski, Antoni Janiszewski, Stanisław Laszczyk, Piotr Janiszewski.

Walenty i Antoni byli braćmi Mieczysława, o których wcześniej nie słyszałem. Wraz z siostrzeńcem Stanisławem Laszczykiem z Szarbska byli żołnierzami Samodzielnej Grupy Operacyjnej generała Kleeberga i walczyli aż do 5 października. Po zakończeniu walk w kampanii wrześniowej dostali się do niewoli, ale uciekli z transportu, skierowanego do Niemiec.

Nie słyszałem od babci również o innym bracie Mieczysława Janiszewskiego, Piotrze:

"W wiosce Stobnica-Trzy Morgi spotkały się dwa oddziały: Gwardii Ludowej i Armii Krajowej. Ich sztaby postanowiły wspólnie rozbić betonowy bunkier we wsi Klementynów, spalić niemieckie domy i wykonać wyrok śmierci na komendancie selbstuschutzu, Gwizdorze, za to, że we wsi Biała zabił wieśniaka Szarleja, a także katował innych Polaków, wśród nich mojego brata Piotra."

5. Bolesław Leski, ps. "Bęc".

Był prawdopodobnie synem Jana Leskiego, a stąd wnukiem Piotra Leskiego i Magdaleny z Krzysztofików, rodzonej siostry mojego prapradziadka Stanisława Krzysztofika. Bardzo często wymieniany na kartach książki. Wygląda na to, że dzięki Leskiemu, Mieczysław Janiszewski przystał do konspiracji niepodległościowej o lewicowym obliczu ideowym:

"Po powrocie z Piotrkowa spotkałem się we wsi Niewierszyn z Bolesławem Leskim. Był on ślusarzem precyzyjnym, przed wojną pracował w Fabryce Miar i Wag w Warszawie. Kiedy w końcu 1937 roku zwolniono go z pracy, przyjechał do rodzinnego Szarbska i ożenił się z Genowefą Kacprzakówną z pobliskiego Niewierszyna. Wiedziałem, że był członkiem Komunistycznej Partii Polskiej.
Omówiliśmy z Leskim aktualną sytuację w kraju i postanowiliśmy wszelkimi sposobami szkodzić hitlerowskim okupantom."
"Początki lewicowego ruchu oporu na naszym terenie wiążą się właśnie z okolicami Władysławowa, Bratkowa i Janikowic. Przebywaliśmy tutaj z Bolesławem Leskim jako bezrobotni (ja od 1932, a on od 1937 roku). Chociaż miałem średnie wykształcenie zawodowe i odbyłem obowiązkową służbę wojskową, do 1 grudnia 1938 roku pozostawałem bez stałej pracy. Ileż to czyniłem starań, jeżdżąc pożyczonym rowerem po całej Polsce, ileż godzin wyczekiwałem w portierniach łódzkich fabrykantów - wszystko na próżno." Bardzo enigmatycznie opisana została śmierć Bolesława Leskiego w książce: "Leskiego zastrzelił "Loba" z oddziału AK na szosie tuż przed dworem Stefana Łępickiego w Kawęczynie". Bardziej szczegółowy opis przedstawił Jan Zbigniew Wroniszewski: "Po całodziennej walce (24.X.1943) oddział zdołał ze stratą kilku żołnierzy wyjść z nocą z okrążenia. Złożony z Rosjan pluton "Saszki" został rozproszony, a jego żołnierze, włóczący się przez jakiś czas pojedynczo i po kilku, pogłębiali trudną sytuację na terenie "Heleny". Oliwy do ognia dolał jeszcze tragiczny finał nocnego spotkania "Bęca", "Billa" i dowódcy niewierszyńskiej kompanii NSZ ppor. Stefana Łempickiego "Bosmana" z dwoma rozbitkami z plutonu "Saszki". Trzej pierwsi - po wspólnym przyjacielskim biesiadowaniu we dworze Żórawskich w Szarbsku, wyszli późno w noc 7.XII drogą w kierunku szosy Jaksonek - Przedbórz i w jej pobliżu natknęli się na przyczajonych w rowie dwóch Rosjan od "Saszki". "Bosman" - choć nietrzeźwy, zdążył wydobyć "Visa" i trafić jednego z nich, lecz drugi zastrzelił go z karabinu. "Bill" i "Bęc" próbowali wytłumaczyć incydent przypadkowym spotkaniem z Rosjanami, którzy ostrzelani, użyli broni, lecz okoliczni członkowie NSZ z Janem Sudwojem "Litwinem" na czele zgodnie twierdzili, że "Bosman" zginął od strzału w plecy. Bezstronnego świadka nieszczęśliwego wydarzenia nie było. [...] W lutym nastąpił odwet NSZ za śmierć Stefana Łempickiego "Bosmana". Oddział "Las I" dokonał zabójstw: brata wspomnianego wcześniej "Karola" - Wincentego Janiszewskiego oraz Bolesława Leskiego ("Bęc") i Zygmunta Koczwarskiego ("Bill)."

6. Wincenty Janiszewski.

Starszy brat Mieczysława Janiszewskiego, urodzony 20 stycznia 1888 roku w Szarbsku. Stefan Krupa pisze o nim w swej książce, jako przeciwniku kleru. Był nauczycielem, zwolnionym z pracy w 1929 roku, a podczas wojny nosił pseudonim "Uczony" i był skarbnikiem KG PPR od 1942 roku. Żonaty z Franciszką. Został zabity podobnie, jak Bolesław Leski w odwecie za śmierć "Bosmana". Jak pisze w książce Mieczysław Janiszewski: "28 lutego 1944 roku został w bestialski sposób zamordowany przez sfanatyzowaną grupę NSZ "Las I" za młynem Rożenek." Nagrobek Wincentego znajduje się na cmentarzu w Dąbrówce.



7. Stefan Krupa.

W książce Stefana Krupy " A jednak tak było", kluczowym momentem akcji był epizod zrzutu broni z Londynu w lutym 1943 roku. W odbiorze broni brali udział między innymi delegowani przez PPS-WRN w Piotrkowie: Mieczysław Szmidt, Stanisław Rajkowski i Antoni Leśniak. Nieszczęśliwie złożyło się, że Antoni Leśniak został aresztowany i zaczął sypać. Stało się to przyczyną wielu aresztowań w Piotrkowie, między innymi Stefana Krupy, który został umieszczony w obozie Auschwitz-Birkenau. Dalsza część jego książki od momentu aresztowania to opis życia obozowego, podczas gdy w książce Mieczysława jest to jeden z wielu epizodów wojennych. Co ciekawe, w obu pozycjach autorzy nieco inaczej przedstawiają pośrednie przyczyny aresztowania Leśniaka. Stefan pisze, że to Bolesław Leski, konspiracyjny współpracownik Mieczysława Janiszewskiego, wpłynął na grupę z Piotrkowa, aby opóźniła wyjazd z odebraną bronią o jeden dzień, co pośrednio wpłynęło na aresztowanie Leśniaka. Mieczysław Janiszewski z kolei ciężar decyzji o wyjeździe z bronią dzień później zrzuca na przybyszów, którzy mieli w sobotę spożyć u teściowej Bolesława Leskiego kolację zakrapianą wódką i zmęczeni wyjechali dzień później. 

8. Stefan Fijołek.

Pojawia się w książce raz, jako bohater jednego tylko epizodu. Gwara, jaką mówili chłopi w cyntrali, czyli w piotrkowskim, w książce praktycznie nie jest obecna, ale w przypadku Stefana Fijołka autor zdecydował się zapisać jego wypowiedź właśnie w języku potocznym.

"Przed południem 11 września przyszedł do oddziału z Szarbska Stefan Fijołek w ważnej, jak mówił sprawie. Nasz posterunek zatrzymał go, jako nieznanego przybysza, miał bowiem rozkaz nie wpuszczać nikogo na kwaterę.
Fijołek jednak domagał się widzenia ze mną lub z Bolkiem Leskim, gdyż ma ważne wiadomości.
Gdy wyszliśmy do niego, powiedział z pretensją w głosie:
- Wy tu siedzicie, a nas tam Nimce biją i rabują! Ostatnie ziorka zabirają, ostatnią świnkę kazali mi załadować na furę i wiźć do Przedboza na kontyget!
Spytałem, ilu ich tam jest w Szarbsku.
- Pełny samochód cinzarowy - odparł. - Niedługo bydą jechać do Przedboza. Jo przyjechołem do Dąbrówki i zostawiłem furę u mojej siostry Walerki na podwórku, ty, co wysła za Ogłoze."

Stefan Fijołek (1907-1977) był kuzynem babci, synem Jana Fijołka i Marianny Krupy, rodzonej siostry mego pradziadka Ignacego Krupy. Pochowany jest na cmentarzu w Dąbrówce.

9. Wawrzyniec Wacław Nalepa.

Syn Wincentego Nalepy (około 1870-1959) i Gabrieli z Krzysztofików (1877-1894), rodzonej siostry mojej prababci Antoniny Krupy z Krzysztofików (1888-1943), i ojciec Wandy, dzięki której miałem w zeszłym roku okazję uczestniczyć w zjeździe rodziny Nalepów. Wzmiankowany dwukrotnie w książce, jako uczestnik posiedzeń piotrkowskiej powiatowej rady narodowej, które miało miejsce w jego domu w Siomkach.

10. Spalenie Zygmuntowa, 28 listopada 1944 roku.

Wielką wartością książki jest opisanie zagłady wsi Zygmuntów w dniu 28 listopada 1944 roku. Co prawda nie zostały przedstawione przyczyny, dla których wieś uległa zagładzie (opisane zostały przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego), ale wymienione zostały osoby, które zginęły w wyniku spalenia wsi. Ponad jedna czwarta wszystkich osób nosi nazwisko Krawczyk, co pokazuje, jak wielka tragedia dotknęła tę rodzinę.

Książkę na pewno powinny przeczytać wszyscy ci, którzy interesują się historią wsi położonych na terenie parafii Skórkowice i Dąbrówka. Dla mnie ma szczególną wartość dodatkową ze względu na powiązania rodzinne z autorem i wzmianki o wielu osobach z rodziny mej babci.

Mieczysław Janiszewski, "Przyszłość czekała", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa, 1987.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Bracia Wroniszewscy, Końskie Szkice Historyczne i zagłada Zygmuntowa

Na dniach skończyłem czytać opracowanie Bogumiła Kacperskiego i Jana Zbigniewa Wroniszewskiego "Końskie i powiat konecki 1939 - 1945. Część V. Konspiracja konecka 1939-1945. Struktury terenowe: podobwody i placówki" wydane w ramach Końskich Szkiców Historycznych. Interesował mnie szczególnie fragment dotyczący spalenia wsi Zygmuntów w dniu 29 listopada 1944 roku. I rzeczywiście w rozdziale dotyczącym placówki Skotniki: "Rzeka", "Helena" znalazłem następujący opis:

"W miejscowości Trzy Morgi, leżącej na zachodnim brzegu Pilicy, stacjonowało siedmiu starszych wiekiem żołnierzy Wehrmachtu, doglądających robót fortyfikacyjnych. Żołnierze często zaglądali na przeciwległy brzeg Pilicy, do  Zygmuntowa; po tamtejszy bimber, który im przypadł do gustu. Leżąca na uboczu wioseczka doczekałaby spokojnie końca wojny, gdyby pewnemu tamtejszemu czternastolatkowi nie wpadł do głowy szaleńczy zamiar zabicia któregoś z tych "wachmanskich" dziadków. Zamiar wykonał, lecz nie potrafił dość starannie ukryć jego zwłoki. O świcie 29 XI 1944 r. Niemcy przyjechali (z Tomaszowa?) z odwetem. Od Szarbska szli marszem pieszym. Dwie kobiety spotkane w lesie zatłukli kolbami karabinów, aby odgłosem strzałów nie alarmować mieszkańców Zygmuntowa. Dotarłszy do wsi, otoczyli ją kordonem. Ratujących się ucieczką wystrzelali, a zatrzymanych we wsi zapędzili do domostw, które podpalili. Większość mieszkańców zginęła w płomieniach, w tym dziesięcioro dzieci od roku do lat dziesięciu. Wieś została unicestwiona. Sześcioro schwytanych zabrali żandarmi do Kurnędza, gdzie ich 2 XII 1944 r. zastrzelili. Tylko dwaj chłopcy, nieobecni tego dnia we wsi, uratowali się od zagłady. Nigdy jednak nie powrócili na zgliszcza rodzinnych zagród."

Książka została mi polecona przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego podczas spotkania na Kolonii Szarbsko w sierpniu 2012 roku.  Niespodziewane to było spotkanie, o którym wspominałem w notce poświęconej trzeciej wycieczce w piotrkowskie. Przyjechałem do Dąbrówki na dwa dni wraz z Krystyną Szokalski z Australii i jej synem Alexem. Na Kolonię Szarbsko trafiliśmy skierowani przez kobietę spotkaną zupełnie przypadkiem przy pieleniu grządek. Była piękna, słoneczna pogoda. Bracia Wroniszewscy przyjęli nas kawą, siedliśmy przy stole na świeżym powietrzu. Ja wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mamy możliwość rozmawiać z żywymi świadkami wielkiej historii. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia. Mieszkali bowiem na stałe w Warszawie i Olsztynie. Obaj członkowie zbrojnej konspiracji podczas II wojny światowej. Jan Zbigniew, starszy z braci, nazywany przez młodszego brata Zbyszkiem, zajmował się zbieraniem relacji oraz spisywaniem historii II wojny światowej w powiecie koneckim, młodszy Józef Kazimierz, do którego starszy brat zwracał się per "Kazik", w latach 50-ych pisał artykuły na temat okolicznych nazw miejscowych. Podczas spotkania mieliśmy okazję przejrzeć jeden z tych artykułów. Opisałem to w jednym z komentarzy na blogu. Później już, gdy miałem kontakt z osobami pochodzącymi z Szarbska lub okolic przekonywałem się, że artykuły te, pisane ponad pół wieku temu, są wciąż źródłem wiedzy dla wielu osób. Spotkanie było bardzo serdeczne i tym bardziej ciepło je wspominam wiedząc, że obaj bracia odeszli na wieczną wartę.

Józef Kazimierz Wroniszewski "Konrad" 30 września 2013 roku, Jan Zbigniew Wroniszewski "Znicz" 28 sierpnia 2014 roku.

Cześć ich pamięci.



na zdjęciu zatopiony w lekturze siedzę obok Józefa Kazimierza Wroniszewskiego.
(autor zdjęcia: Alex Szokalski)

wtorek, 24 marca 2015

Zachorzów i Sławno

Z Barda pojechałem do Zachorzowa, małej wioski położonej w gminie Sławno, w powiecie opoczyńskim. Obszar powiatu opoczyńskiego należącego do województwa łódzkiego graniczy z województwem kieleckim. Miałem więc do przejechania nieco ponad 100 km.

Według "Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" wieś istniała już w XVI wieku i nosiła nazwę Zacharzew. Zacharzewskie role folwarczne dawały wówczas dziesięcinę wartości kilku groszy plebanowi w Sławnie.

Mój przodek wyjechał na zawsze z tej miejscowości w połowie XIX wieku, więc poza odległymi związkami genealogicznymi nie wiąże mnie dziś nic z Zachorzowem. Chciałem tam jednak pojechać i poszukać śladów przeszłości.

Praprapradziadek Bonifacy Krzysztofik urodzony pod koniec XVIII lub na początku XIX wieku, wraz z małżonką (nie jestem niestety pewien jej imienia), która nosiła nazwisko panieńskie Martyka, mieszkał w Zachorzowie w pierwszej połowie XIX wieku. Bonifacy zmarł 11 lipca 1847 roku, jego małżonka przed 1851 rokiem. Ich syn, a mój prapradziadek Stanisław Krzysztofik urodzony 14 listopada 1841 roku w Zachorzowie, wyjechał do leżącej już za Sulejowem parafii Skórkowice, gdzie 20 października 1862 roku poślubił Katarzynę Dzidkowską. Prapradziadkowie zamieszkali w Zygmuntowie nieopodal Szarbska. I tam toczyły się ich dalsze losy.

Do Zachorzowa wjechałem wcześnie rano, w piękny słoneczny dzień, od strony Prymusowej Woli. Asfaltowa droga i płasko dookoła. Jakiż kontrast w porównaniu z górzystymi okolicami Barda. Już na samym początku spotkała mnie miła niespodzianka. Zauważyłem kapliczkę, podobną do tych z okolic Skórkowic, ze znamienną dla mych genealogicznych koneksji inskrypcją:

"Fundatorowie Jan i Maryianna małżonkowie Krzysztofiki proszą przechodnich o westchnienie i błogosławieństwo do boga. Kwietnia 14 dnia 1877 roku."


Podobnych kapliczek napotkałem jeszcze kilka, o czym w dalszej części tekstu, choć żadna z nich nie nosiła inskrypcji tak ciekawej i nie legitymowała się tak dawną metryką, jak ta na zdjęciu powyżej.

Wkrótce dojechałem do centralnego punktu wioski, w którym krzyżowały się trzy drogi: w prawo ślepa wiodąca do kościoła widocznego nieopodal, w lewo do kolonii Zachorzów. Droga  zaś na wprost biegnąca, szybko wychodziła poza opłotki Zachorzowa, przebiegała przez pola i wpadała do widocznego na horyzoncie lasku.

Na skrzyżowaniu dróg stała kapliczka zwieńczona figurką Matki Boskiej wzniesiona w roku 1919, jak głosił napis na cokole: "Matko nie opuszczaj nas. Ta figura w zniesiona na chwałę bożą, wczasie niepodległej Polski 1919 roku. Włoscjan wsi Zachożowa."



Bardzo malowniczo przedstawiał się drewniany kościółek po prawej z towarzyszącą mu dzwonnicą. Został wybudowany w roku 1785 jako kaplica dworska pw. św. Izydora z fundacji Michała Domaniewskiego, starosty szczurawskiego i jego żony Doroty Dunin Brzezińskiej. Parafia została erygowana w Zachorzowie dopiero w 1958 roku, a w 1986 dawna kaplica dworska została rozbudowana i dziś służy jako kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła.



Obok kościoła znajduje się pomnik błogosławionego Henryka Krzysztofika zamęczonego w Dachau. Wnętrza świątyni nie udało mi się jednak zobaczyć.



Wróciłem do centralnego punktu wsi i ruszyłem drogą prosto tam, gdzie na horyzoncie wcześniej widziałem lasek. Wkrótce dotarłem do cmentarza, który położony był po lewej stronie drogi. Po prawej zaś na wzgórzu wśród sosen stała kapliczka wskazująca na to, że w miejscu tym chowano kiedyś ofiary XIX-wiecznych epidemii cholery. "Na cześć i chwałę Panu Bogu. 1953 r. Figura wzniesiona przez mieszkańców wsi Zachorzów, tu spoczywają zwłoki zmarłych na epidemje cholery 1865 i 1894 r. Przechodniu proszą Cię o Zdrowaś Marja".



Cmentarz zachorzowski musiał powstać w latach 50-ych XX wieku. Żaden z nagrobków nie ma bowiem metryki starszej. Jest niewielki. Sporo nagrobków osób o nazwisku Krzysztofik. O wiele rzadziej da się zauważyć nazwisko Martyka. Na jednym z krzyży nagrobnych zamiast inskrypcji zauważyłem zdjęcia kobiety, co raczej nie zdarza się często.



Z cmentarza wróciłem z powrotem do Zachorzowa i przyjrzałem się innym kapliczkom wiejskim. Oto niektóre z nich:



Kapliczka ze świętym Janem Nepomucenem z końca XIX wieku.



Kapliczka stojąca zaraz przy wjeździe z Zachorzowa do Zachorzowa-Kolonii. "Najsłodsze serce Maryi, zlituj się nad nami. Fundatorowie włosc. Kol. Zachorzow, 1937 r."



Najnowsza z oglądanych przeze mnie kapliczek.



Kapliczka stojąca u południowo-zachodniego krańca wsi z 1920 roku.


***

W czasach, gdy w Zachorzowie mieszkali moi przodkowie, miejscowością parafialną, gdzie chrzczono dzieci, zawierano śluby i odprawiano nabożeństwa żałobne było Sławno. Dziś oddzielone jest od Zachorzowa ruchliwą drogą krajową nr 12 łączącą nieodległy Sulejów z Opocznem. Kiedyś zapewne do Sławna szło się bądź jechało bez przeszkód przez okoliczne pola i lasy.

Przy drodze do Sławna w lesie po prawej stronie zauważyłem pomnik poświęcony pamięci 42 powstańców styczniowych z oddziału kapitana Waltera, poległych w walce z Moskalami 9 kwietnia 1864 roku.


Wkrótce las się skończył i wjechałem do Sławna. Zatrzymałem się przy cmentarzu po lewej stronie drogi. Jest o wiele starszy i większy od zachorzowskiego, z zachowanymi ciekawymi starymi nagrobkami.


Nagrobek rodu Poklewskich-Koziełł, do których należał majątek Mniszków. Inskrypcje nagrobne wskazują, że pochowani są tu Paweł Poklewski-Koziełł (1839-1902) i Zygmunt Poklewski-Koziełł zmarły w wieku 10 miesięcy w 1879 roku.


Nagrobek Franciszka Malinowskiego (1816-1887).


Nagrobek Michała Cielca (1824-1900).


Nagrobek rodziców pochodzącego z Zachorzowa, wspomnianego wyżej, błogosławionego Henryka Krzysztofika.


Nagrobek Andrzeja Psarskiego (1818-1870), właściciela wsi Grabowa.


Nagrobek Stanisława Mąkólskiego (1820-1891) wystawiony przez wdzięcznych wychowańców.


Nagrobek Emilii Formińskiej (1848-1865).


Nagrobek Urszuli z Buczniów Żarskiej (1825-1895).


Dom duszy Franciszki Grabińskiej (1827-1859).

W centrum Sławna, dość niewielkiej, choć charakteryzującej się gminnym wyglądem miejscowości, stoi kościół św. Gereona z 1852, a więc z czasów nieco późniejszych, niż te, które ze względów genealogicznych mnie interesują.


Za kościołem widać zdziczały park dworski z końca XIX wieku. Zwracają uwagę również figura św. Floriana przed budynkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, pomnik Józefa Piłsudskiego i kapliczka z 1931 roku.

Po dość krótkim rekonesansie wyjechałem ze Sławna w kierunku na Tomaszów Mazowiecki.

niedziela, 29 grudnia 2013

Czwarta wycieczka w piotrkowskie: Zygmuntów

Latem mijającego roku odbyłem kolejną podróż do miejsc związanych z historią rodzinną babci Wandy leżących na ziemi piotrkowskiej. Dzień był dość ciepły, jechałem z Ostrzeszowa w południowej Wielkopolsce, mając nadzieję na dość sprawny dojazd do Zygmuntowa. Niestety podróż znacznie przeciągnęła się w czasie ze względu na remont głównej drogi prowadzącej przez Sulejów. W końcu, po ponad godzinnym przestoju w korku dojechałem do Szarbska.  Zapytałem o drogę do Zygmuntowa, gdyż żaden drogowskaz nie wskazywał takiej miejscowości i ruszyłem przez las. Mocno piaszczysty, pełen wystających korzeni drzew trakt wił się przez las przez około pięć kilometrów. Sporej dawce szczęścia zawdzięczam to, że nie pobłądziłem na tych leśnych ścieżkach i nie zagrzebałem kół w prawdziwej piaskowej pustyni. W końcu dojechałem do miejsca wśród nielicznych zabudowań, gdzie droga się kończyła. Przed sobą miałem piękny widok na Pilicę.




Obok jednego z zabudowań stał pomnik upamiętniający pacyfikację wsi Zygmuntów przez Niemców w dniu 28 listopada 1944 roku. Zginęło wtedy około 40 osób. Spalono większość gospodarstw, między innymi murowany dom Krzysztofików. Dziś rzeczywiście miejsce, gdzie był dawny Zygmuntów nie przypomina wsi, a jedynie sielską osadę letniskową, gdyby nie pomnik upamiętniający wielką miejscową tragedię. Na cmentarzu w Dąbrówce podczas poprzednich wypraw napotkałem wiele nagrobków poświęconych osobom, które zginęły w masakrze 1944 roku.


Z Zygmuntowem związana była rodzina Krzysztofików, z której pochodziła moja prababcia Antonina Krupa (1888-1942).

Nie wiem, w jakich okolicznościach zamieszkali w Zygmuntowie prapradziadkowie Stanisław Krzysztofik, urodzony w dość odległym Zachorzowie (1841-1887) i Katarzyna z Dzidkowskich, pochodząca z Szarbska (1844-1911). Dom po rodzicach odziedziczył brat Antoniny, Paweł Krzysztofik (1880-?), który wyprowadził się z Zygmuntowa (czy po spaleniu domu w 1944 roku?) do Ogrodzonego wraz z rodziną. Pochowany jest po drugiej stronie Pilicy w Ręcznie. Niewiele wiem o pozostałym rodzeństwie Antoniny. Babcia Wanda opowiadała jedynie o Gabrieli (1877-1932?), która wyszła za mąż za Nalepę, pochowanej również w Ręcznie. Rodzina Nalepów mieszkała w Rabce, do której babcia jeździła jeszcze przed wojną. Ja z kolei widziałem nieliczną korespondencję powojenną z rodziną Nalepów. W księgach skórkowickich odnalazłem zapisy dotyczące pozostałego rodzeństwa Antoniny, o którym niestety nic poza "suchymi" zapisami metrykalnymi nie wiem. Najstarszą siostrą była Elżbieta, urodzona w roku 1863 jeszcze w Szarbsku. W roku 1885 wyszła za Błażeja Krawczyka, urodzonego w roku 1859 w tej samej wsi, jednak mieszkającego w Stobnicy. Kolejną siostrą była Scholastyka urodzona już w Zygmuntowie w roku 1866. W 1868 roku przyszedł na świat pierwszy chłopak w rodzinie - Hieronim, a w 1871 roku Kunegunda. Babcia Wanda wspominała o niemieckim pochodzeniu Krzysztofików, którego jednakże nie udało mi się potwierdzić dotychczas. Czy te tak rzadkie imiona rodzeństwa Antoniny byłyby tego świadectwem?  W 1874 roku urodził się kolejny chłopak - Leon. Dotarłem jeszcze tylko do informacji o dwójce dzieci, które zmarły młodo: Michale (1882-1883) i Mariannie (1884-1886).
Z Zygmuntowem był związany w niejasny dla mnie sposób 4xpradziadek Antoni Krupa (około 1800-1838). Nie wiem w jakiej miejscowości urodził się, ale odnalazłem jego akt zgonu z 1838 roku, który wskazuje na Zygmuntów, jako miejsce zamieszkania.

czwartek, 5 marca 2009

Ubytek przodków

- Babciu, a tamci to też była wasza rodzina?

- U nas we wsi wszyscy byli jakoś rodzinnie powiązani. Przez wieki całe nie było zbyt dużego mieszania krwi. Dopiero wojna spowodowała, że ludzie z różnych stron Polski zmieniali masowo miejsca zamieszkania.

***

"Liczba przodków wzrasta geometrycznie w każdym pokoleniu: mamy dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków, szesnaścioro prapradziadków. W pokoleniu n-tym mamy 2n przodków. Czyli w dwudziestym piątym pokoleniu wstecz mamy trzydzieści trzy miliony pięćset pięćdziesiąt cztery tysiące czterystu trzydziestu dwóch przodków. Licząc średnio trzy pokolenia na sto lat jest to zaledwie osiem wieków. W XII wieku w Europie Zachodniej było zaledwie czterdzieści dwa miliony mieszkańców; dwa wieki wcześniej, kiedy to teoretycznie powinniśmy mieć ponad dwa miliardy przodków, liczba ludności w Europie Zachodniej wynosiła tylko piętnaście milionów. Przodkowie muszą się powielać - wystarczy, że dwoje naszych pradziadków było rodzeństwem, a już mamy o jedną czwartą mniej przodków. Zjawisko to, zwane ubytkiem przodków, nasila się wśród rodów królewskich oraz arystokratycznych. W mniejszym stopniu występuje także wśród szlachty, w odizolowanych grupach religijnych lub też małych odizolowanych osadach."

Małgorzata Nowaczyk "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2005

***


Na ubytek przodków w swym drzewie genealogicznym natrafiłem i ja, badając XIX-wieczne akta metrykalne macierzystej parafii rodziców mojej ś.p. babci Wandy Paczkowskiej z Krupów - Skórkowice. Rodzicami babci byli:

Ignacy Krupa (1882 Szarbsko - 1941 Szarbsko) i Antonina Krzysztofik (1888 Zygmuntów - 1942 Piotrków Trybunalski).

Podążmy linią przodków Ignacego. Jego rodzicami byli:

Łukasz Krupa (1856 Stara - ?) i Wiktoria Janiszewska (1861 Szarbsko - 1906 (?))

Rodzicami Wiktorii Janiszewskiej byli:

Ignacy Franciszek Janiszewski (1841 Reczków - ?) i Antonina Szokalska vel Sokalska (nazwiska te występowały w księgach zamiennie, nawet dla tej samej osoby) (1844 Szarbsko - przed 1870).

Rodzicami Antoniny Szokalskiej byli:

Jan Sokalski (około 1820 Szarbsko - ?) i Marianna Błażejowska (około 1820 Klew - ?). Jan Sokalski był osobą długowieczną. Jeszcze na początku XX wieku Wiktoria, Andrzej i Kazimierz - jego wnukowie otrzymali od niego zapisem notarialnym zagrodę we wsi Szarbsko w zamian za opiekę.

Rodzicami Jana Sokalskiego byli:

Piotr Sokalski (około 1790 - 1849 Szarbsko) i Marianna Laszczyk (około 1790 - ?).

A teraz zbadajmy linię Antoniny Krzysztofik. Jej rodzicami byli:

Stanisław Krzysztofik (1841 Zachorzów - 1887 Zygmuntów) i Katarzyna Dzidkowska (1844 Szarbsko - ?).

Rodzicami Katarzyny Dzidkowskiej byli:

Ludwik Dzidkowski (około 1819 Dąbrówka - 1847 Szarbsko) i Józefa Sokalska (około 1815 Szarbsko - ?).

Rodzicami Józefy Sokalskiej zaś byli:

Ignacy Sokalski (? - 1829) i Gertruda Laszczyk (1792 Szarbsko - ?).

I teraz dochodzimy do clou. Odnalazłem bowiem akt zawarcia małżeństwa Gertrudy Laszczyk i Bogumiła Leskiego.


Wynika z niego, że drugiemu zamążpójściu Gertrudy towarzyszą bracia zmarłego Ignacego: Piotr i Roch Sokalscy z Szarbska. W tamtym okresie w Szarbsku nie mieszkał żaden inny Piotr Sokalski, niż mąż Marianny Laszczyk. Ocalałe zapisy w księgach metrykalnych na to wskazują. A więc, jeśli braterstwo Ignacego i Piotra potwierdzą inne zapisy, ubytek przodków w mym drzewie stanie się w pełni udokumentowany.

Warto zwrócić uwagę na akt zawarcia małżeństwa Gertrudy Laszczyk i Bogumiła Leskiego jeszcze z innego powodu. Jak niewiele zmienił się język polski od tamtego - 1832 roku.