Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boćki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boćki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 listopada 2025

Malarstwo Szymona Czechowicza w województwie podlaskim

Od dawna kusiło mnie aby spróbować wybrać się w podróż śladami dzieł Szymona Czechowicza na Podlasiu, naszego największęgo malarza okresu baroku. Wcześniej interesowałem się malarstwem twórców ściśle związanych z dworem Jana Klemensa Branickiego w Białymstoku: Antonim Herliczką i Augustynem Mirysem. W 2013 roku zorganizowałem dzięki pomocy Regionalnego Oddziału PTTK w Białymstoku wycieczkę śladami Antoniego Herliczki, a rok później wycieczkę śladami Augustyna Mirysa, która wzbudziła spore zainteresowanie. Szymon Czechowicz nie był związany z Białymstokiem, ale ma na swym koncie współpracę z Janem Klemensem Branckim. Pozostawił swoje dzieła w wielu miejscach dzisiejszego województwa podlaskiego.

Artykuł niniejszy przygotowałem korzystając z monografii Józefy Orańskiej "Szymon Czechowicz 1689-1775" wydanej już po II wojnie światowej, jednak oddanej do druku już w roku 1939 i zniszczonej przez okupantów niemieckich. Józefa Orańska miała sporo szczęścia. Notatki, rękopis pracy, fotografie i jeden egzemplarz korekty drukarskiej przetrwały w wieży kościoła Bożego Ciała w Poznaniu, mimo zrujnowania tej świątyni.
Nieocenioną pomocą przy pisaniu artykułu okazał się przede wszystkim katalog wystawy (prawdziwa "cegła") poświęconej dziełom Szymona Czechowicza, która został otwarta mimo pandemii w Muzeum Narodowym w Krakowie jesienią 2020 roku. Taka monumentalna wystawa, gdzie zebrano kolekcję dzieł Czechowicza z wielu kościołów w Polsce i zagranicą oraz z kolekcji prywatnych mogła zdarzyć się tylko raz za człowieczego życia.


Józefie Orańskiej zawdzięczamy poznanie dokładnej daty chrztu Szymona Czechowicza, gdyż to ona odnalazła jego metrykę chrztu w księgach parafii Wszystkich Świętych w Krakowie. Szymon Czechowicz został ochrzczony 22 lipca 1689 roku. Był synem Jana Czechowicza, krakowskiego złotnika i Kunegundy, a jego rodzicami chrzestnymi byli Jan Ceypler i Zofia Glińska.

Jan Czechowicz z kolei był synem Wojciecha Czechowicza, rajcy miasta Radoszyce w ziemi kieleckiej.

Ojciec oddał młodego Szymona na naukę i do gry w kapeli muzycznej na dworze Franciszka Maksymiliana Ossolińskiego. Ossoliński znany był z tego, że finansował edukację niezamożnej młodzieży w kraju i zagranicą. Traf chciał, że Szymon Czechowicz w nowym miejscu zetknął się z nieznanym z nazwiska nadwornym malarzem swego protektora, co pociągnęło za sobą zainteresowanie malarstwem kosztem muzyki, a to z kolei skłoniło Ossolińskiego do sfinansowania nauki malarstwa młodemu Czechowiczowi w Rzymie, do którego ten wyjechał około roku 1711.

Najwcześniejsza wzmianka o pobycie Szymona Czechowicza w Rzymie pochodzi z roku 1714. Jego nazwisko i imię widnieje na protokole z generalnego zebrania Arcybractwa św. Trifona, Respicja i Ninfy członków narodowości polskiej w aktach kościoła polskiego na via Botteghe Oscure, wśród nazwisk uczestników spotkania.
 
Pierwsza wzmianka o Szymonie Czechowiczu malarzu pochodzi zaś z roku 1715, gdy zarząd polskiego kościoła św. Stanisława w Rzymie powierzył mu namalowanie obrazu Jezusa Ukrzyżowanego, a następnie rozliczył się z początkującym artystą za namalowane dzieło do zakrystii tej świątyni. Jest to najstarsza znana i wciąż istniejąca praca Czechowicza.

Nie udało się ustalić, u jakiego malarza kształcił się Szymon Czechowicz w Rzymie. Jak wskazuje Józefa Orańska, na Czechowicza najsilniejszy wpływ wywarł marattyzm reprezentowany przez wielu działających wówczas w Rzymie naśladowców zmarłego w roku 1713 Carla Maratty, reprezentanta późnego baroku.

Prawdopodobnie Szymon Czechowicz studiował u jednego z malarzy należących do Akademii św. Łukasza, gdyż sam został laureatem jej konkursu w roku 1716.

Jest wielce prawdopodobne, że Szymon Czechowicz będąc w Rzymie obsługiwał Polaków przybywających do tego miasta. Możliwe jest również, że wykonywał prace dla rodziny Ossolińskich, jako jej stypendysta.

W roku 1731 Szymon Czechowicz był już z powrotem w Rzeczypospolitej. Stanął wówczas do konkursu malarskiego z Janem Samuelem Mockiem, którego celem było prawdopodobnie uzyskanie tytułu malarza nadwornego króla Augusta II Mocnego, który to tytuł otrzymał Jan Samuel Mock.

W roku 1737 (po śmierci Mocka) Szymon Czechowicz ponownie starał się uzyskać tytuł nadwornego malarza królewskiego (tym razem na dworze Augusta III), jednak i tym razem zatrudnienie na dworze monarchy znalazł kto inny - Jan Adolf Pöppelman.

Po powrocie do kraju z Rzymu namalował szereg prac dla swego protektora Franciszka Maksymiliana Ossolińskiego. Pracował dla rodzin Tarłów, Szaniawskich, wykonał też wiele prac dla wielu kościołów ówczesnej Rzeczypospolitej.

W połowie XVIII wieku prawdopodobnie prowadził wraz z Łukaszem Smuglewiczem szkołę malarstwa w kamienicy Pod Fortuną w rynku Starego Miasta w Warszawie.

Rodziny nigdy nie założył. Pod koniec życia mieszkał u Łukasza Smuglewicza ożenionego ze swą siostrzenicą Reginą Olesińską. W Warszawie też zmarł 21 lipca 1775 roku. Pochowany został w krypcie kościoła Kapucynów w Warszawie.



Jego sztukę przyporządkowuje się do eklektyzmu - stylu, który był zjawiskiem powszechnym we Włoszech od XVI do XVIII wieku. Przedstawicielem eklektyzmu w malarstwie był między innym Carlo Maratta, a Czechowicz był z kolei jednym z wybitniejszych naśladowców Maratty. Dzięki jednak indywidualnemu stylowi dzierży pierwsze miejsce wśród malarzy późnego baroku w Polsce. Jego sztukę religijną charakteryzują idealizm, liryzm, ascetyzm i mistycyzm. Każde jego dzieło osiąga widoczną harmonię  dzięki przemyślanej i swobodnie zbudowanej kompozycji, opanowanemu rysunkowi, subtelnej kolorystyce oraz widocznej łączności uczuciowej postaci. Stany psychiczne dominujące w jego malarstwie oddane są najczęściej w lirycznym łagodnym nastroju religijnym lub w ekstazie. Charakter barokowy dzieł Czechowicza podkreślony jest przez silne poruszenie postaci oraz zamykanie kompozycji w przekątnej lub w dwóch przekątnych.

Szymon Czechowicz przez całe niemal życie tworzył prawie wyłącznie malarstwo religijne, przez co w jego malarstwie trudno zaobserwować wyraźne zmiany stylu i formy. Raczej trzymało się ono pewnych stałych norm i szablonów. Poza malarstwem religijnym Szymon Czechowicz malował również portrety.

Jednym z nich mógł być portret pastelowy Izabeli Branickiej, który obiecał wykonać Szymon Czechowicz przed świętami wielkanocnymi, odpisując na list hetmana Jana Klemensa Branickiego z 8 marca 1849 roku.


XVIII-wieczna Rzeczpospolita nie wykształciła znaczących ośrodków artystycznych, tak jak to było we Włoszech czy Francji, gdzie powstały akademie artystyczne, skupiające i kształcące czołowych malarzy, finansowane przez władzę centralną. Raczkująca warstwa mieszczańska z kolei nie była w stanie stworzyć rynku sztuki, tak jak to było chociażby w Holandii, Flandrii, czy krajach niemieckich. Utrzymanie polskim malarzom zapewniały wówczas zamówienia z dworu królewskiego, jak i z rozsianych po całym kraju licznych dworów magnackich. Szymon Czechowicz, wykształcony w Rzymie, znajdował się w czołówce artystów w naszym kraju. Był jednym z najwybitniejszych, ale i najbardziej płodnych artystów. Swoje prace opatrywał datami rzadko, jego styl niemal nie ulegał przemianom, więc w przypadku braku wzmianek źródłowych nie da się określić daty powstania wielu z jego dzieł.

Między rokiem 1731, a 1737 namalował "Koronację Matki Boskiej" do nowo wznoszonego przez Ossolińskich kościoła parafialnego w Ciechanowcu. Jest to jedno z najdoskonalszych dzieł malarza, dzięki przemyślanej kompozycji, wyważonej kolorystyce i dopracowaniu detali. "Rozmnożenie chleba i ryb" oraz obraz przedstawiający "Świętego Błażeja" znajdujące się w tej samej świątyni zostały namalowane w tym samym prawdopodobnie czasie.




Podobnie jak "Ukrzyżowanie" znajdujące się od 2004 roku w depozycie Muzeum Diecezjalnego w Drohiczynie.


W Drohiczynie w Muzeum Decezjalnym znajduje się także obraz Franciszka Maksymiliana Ossolińskiego, protektora Czechowicza. Obraz ten do 2004 roku znajdował się w posiadaniu parafii w Ciechanowcu. Obraz namalowany został prawdopodobnie przed 1735 rokiem.


Najlepsi malarze w Rzeczypospolitej w XVIII w. byli rozchwytywani. Józef Franciszek Sapieha, podskarbi nadworny litewski próbował próbował pozyskać Szymona Czechowicza do swych boćkowskich inwestycji bezskutecznie. Czechowicz wymawiał się brakiem czasu. Wykonał tylko jeden obraz do fundowanego przez Sapiehę kościoła - Świętego Józefa z Dzieciątkiem w roku 1736.


W latach 1748-1750 artysta wykonał zespół pięciu płócien ołtarzowych do kościoła Misjonarzy w Tykocinie na zlecenie Jana Klemensa Branickiego. Jako pierwszy w styczniu 1749 roku został ukończony obraz pt. Trójca Święta do ołtarza głównego.


Szymon Czechowicz wykonał wiele dzieł w oparciu o ten sam motyw Trójcy Świętej. Obraz z kościoła w Tykocinie uważany jest za najdoskonalszy z nich. Podobne przedstawienie znajduje się w Turośni Kościelnej. Obraz ten niejednorodny stylistycznie, noszący widoczne, gorsze partie wykonane w warsztacie Czechowicza orzez jego uczniów, został wykonany prawdopodobnie w II połowie XVIII wieku.


W maju 1749 roku został ukończony obraz przedstawiający "Męczeństwo św. Katarzyny Aleksandryjskiej" do świątyni tykocińskiej, dedykowany matce Jana Klemensa Branickiego, Katarzynie Scholastyce z Sapiechów Branickiej.


Kolejnym ukończonym dziełem do tykocińskiej świątyni był obraz przedstawiający "Męczeństwo św. Szczepana", dedykowany Stefanowi Mikołajowi Branickiemu, ojcu Jana Klemensa.


"Ukrzyżowanie", hołd dla Marii Magdaleny, kolejny obraz do tykocińskiej świątyni ukończył artysta na początku 1750 roku.


Ostatnim ukończonym obrazem do kościoła w Tykocinie była "Św. Elżbieta Portugalska", poświęcony małżonce Elżbiecie Branickiej z Poniatowskich, znanej bardziej pod hiszpańskim odpowiednikiem imienia Elżbieta, Izabeli.


Około 1760 roku Szymon Czechowicz przebywał w Siemiatyczach, gdzie wykonał dwa duże płótna do ołtarza wielkiego i bocznego miejscowej świątyni księży misjonarzy, jak można dowiedzieć się z "Dyariusza bytności króla Stanisława Augusta w Siemiatyczach w grudniu 1793." Są to "Wniebowzięcie Matki Boskiej" w ołtarzu głównym i "Kazanie św. Wincentego a Paulo" w ołtarzu bocznym. Ostatnio jednak autorstwo obrazu w ołtarzu głównym przypisuje się coraz częściej Bazylemu Marcinkiewiczowi.



Pod koniec życia malował jeszcze obraz św. Franciszka Serafickiego, otrzymującego odpust porcjunkula do kościoła oo. kapucynów w Łomży, jak można dowiedzieć się z Rękopisu Kroniki Klasztorów OO. Kapucynów w Krakowie z roku 1775. Obraz ten (250x150) znajduje się dziś w ołtarzu bocznym kościoła.


Obraz przedstawiający św. Jana Nepomucena znajduje się w jednym z ołtarzy bocznych kościoła w Ostrożanach. Być może trafił tam zaraz po wybudowaniu kościoła w roku 1758 lub też w roku 1783 przy okazji konsekracji świątyni.


Przedstawienie Trójcy Świętej autorstwa Szymona Czechowicza znajduje się również w nastawie ołtarza głównego tego kościoła.


Paweł Giergoń, "Siemiatycze - kościół p.w. Wniebowzięcia NMP"

niedziela, 20 marca 2016

Boćki

Jedną z najcenniejszych rzeczy, jaką można otrzymać od drugiej osoby, jest jej własny czas. W tym roku w dniu urodzin dostałem taki czas od żony. Wykorzystaliśmy go na wycieczkę poza miasto. Jako cel podróży wybrałem Boćki - wieś w południowej części województwa podlaskiego, niegdyś miasteczko.

Wielokrotnie przez Boćki przejeżdżałem - przecina je ruchliwa droga Białystok-Lublin, przez co wydają się mało atrakcyjne jako cel wycieczki.

Pozory jednak często mylą.

Nazwa, jak się okazuje, nie pochodzi od bocianów, a od boćkowców wyrabianych na miejscu przez rymarzy, czyli batów i dyscyplin. Produkcja ta miała związek z istniejącą od XVIII wieku stacją pocztową, gdzie wymieniano konie kursujących dyliżansów. Boćkowce lub jak inaczej je zwano monitory boćkowskie, wymienia Zygmunt Gloger w "Encyklopedii staropolskiej". Wspominał o nich także Wincenty Pol.

Boćki na początku związane były z rodziną Sapiehów. W 1509 roku król Zygmunt I Stary nadał sześć osad nad Nurcem marszałkowi i sekretarzowi Wielkiego Księstwa Litewskiego Janowi Sapieże, który w Boćkach lokował miasto na prawie magdeburskim. Zbudował tu także swoją rezydencję, a w 1513 roku został pierwszym w historii wojewodą podlaskim. W 1693 roku Boćki, będące wówczas miasteczkiem zamieszkiwanym przez unitów, katolików i żydów, drogą zastawu trafiły w ręce Branickich, później wróciły do Sapiehów, a w latach 60-ych XVIII wieku stały się własnością rodziny Potockich na prawie 100 lat. Później w XIX już wieku właścicielką miasta została Joanna Defler. Prawa miejskie miejscowość utraciła w roku 1934.

Gdy przed wyjazdem wertowałem przewodniki, znalazłem informację, że w ołtarzu bocznym miejscowego kościoła znajduje się obraz "Niepokalane poczęcie Najświętszej Marii Panny" najprawdopodobniej pędzla Augustyna Mirysa. Przygotowując wycieczkę jego śladami dwa lata temu, nie trafiłem na tę wzmiankę - być może jej trasa biegłaby wówczas nieco inaczej. 

Gdy rano wsiadaliśmy do samochodu był zimny lutowy dzień, niebo pokryte chmurami. Nie padało na szczęście. Trasa z Białegostoku do Bociek minęła bez większych przygód. Zatrzymałem samochód na parkingu obok kościoła.


Świątynia jest pozostałością po ufundowanym w 1730 roku przez Józefa Franciszka Sapiehę założeniu klasztornym po wezwaniem świętych Antoniego i Józefa, w którym działali Ojcowie Bracia Mniejsi Zakonu Św. Franciszka Reformaci. Sam kościół wraz dzwonnicą przetrwał zawieruchy dziejowe, zaś z materiału po rozebranym w okresie zaborów klasztoru została zbudowana cerkiew w nieodległych Andryjankach. W kościele znajdują się ołtarze barokowe (ponoć główny przeznaczony był dla kościoła śś. Piotra i Pawła w Wilnie), jedyne na terenie Polski tabernakulum z zespołem 67 plakiet oraz relikwie św. Antoniego Padewskiego. Nie udało nam się jednak wejść do środka. Kościół był zamknięty na cztery spusty, podobnie, jak plebania. Okazja spojrzenia na domniemany obraz Mirysa w szybkim tempie ulotniła się.

Postanowiliśmy rozejrzeć się po miejscowości, gdyż według przewodników zabytkowy kościół nie jest jedynym ciekawym miejscem w Boćkach.

Naprzeciw kościoła, po drugiej stronie ruchliwej szosy znajdowało się jedno z nich. Czytelnicy bloga mieli okazję nie raz zorientować się, że darzę estymą świętego Jana Nepomucena, fotografując i upamiętniając w formie elektronicznej istniejące pamiątki jego kultu. Dlatego tak ucieszył mnie widok XVIII-wiecznej rzeźby, nieco innej od opisywanego tu wcześniej dzieła ze Szczytów Dzięciołowa. Czy boćkowski święty mógł również wyjść spod dłuta Jana Chryzostoma Redlera? Fundowali figurę Sapiehowie, powiązani z Branickimi, więc może tak?! Zwłaszcza, że warsztat wykonawcy był wysokiej klasy.


Nieopodal kościoła widać było budynek dość nietypowej dla Podlasia cerkwi prawosławnej, fundowanej jeszcze przez Potockich, w 1820 roku przed likwidacją unii kościelnej.


Wciąż było zimno (powietrze polarne i zachmurzone niebo), gdy szliśmy od kościoła do cerkwi, więc z chęcią zatrzymaliśmy się przez chwilę w budynku mieszczącym informację turystyczną. Tam ogrzaliśmy się nieco i zaopatrzyli w materiały informacyjne o ziemi boćkowskiej, aby ruszyć w kierunku cmentarza. Po drodze mieliśmy nadzieję zobaczyć ruiny żydowskiej łaźni rytualnej, według przewodników, posiadającej metrykę XVIII lub XIX-wieczną.

Po drugiej, zachodniej stronie szosy minęliśmy pomnik postawiony za czasów władzy komunistycznej. Co zwróciło naszą uwagę - nie został zniszczony (i dobrze!), jedynie została dodana tablica komentująca okoliczności jego postawienia w języku który stał się możliwy dopiero po 1989 roku.



Idąc w kierunku południowym wkrótce ujrzeliśmy budynek dawnego młyna na jednej z posesji,


a za nią widok na dolinę Nurca i tuż obok ruiny mykwy.


Trudno było sobie wyobrazić, że tuż obok jeszcze stosunkowo niedawno toczyło się życie społeczności żydowskiej. Budynek nie miał dachu, w środku rosły drzewa i krzaki, dookoła widać było gąszcz chwastów i krzaków. Całe szczęście, zachował się w postaci ruiny.

Stąd niedaleko było do cmentarza, który w Boćkach podzielony jest na część katolicką i prawosławną.


Katolicka znajduje się po prawej stronie od bramy wejściowej. Obie części posiadają swoje kaplice.


Na cmentarzu odnaleźć można wiele starych nagrobków. Dużą część z nich sfotografowałem zanim przejmujący chłód nie wygonił nas z powrotem do wsi. Warto zwrócić uwagę na estetykę i kunszt artystyczny widoczny nawet w prostych żeliwnych odlewach.

Stare nagrobki znajdujące się w części katolickiej:

1. Wauzieniec (Wawrzyniec) Dakowicz, zmarł w 1885 roku, żył 68 lat. Nagrobek pozbawiony krzyża żeliwnego, który w przeszłości najpewniej zdobił jego szczyt.


2. Mikołaj Jakubowski, żył 81 lat (?), zmarł w 1936 roku. Typowe nazwisko dla okolic Bociek. Nieopodal znajduje się wieś Jakubowskie.

3. Maryjanna Wujenska, żyła lat 68, zmarła w 1923 roku. Krzyż wieńczący szczyt nagrobka został wykonany z fabrycznych stalowych prętów ładnie zdobiony na końcach ramion z tarczą w środku.

 
 4. Antoni Powierzo, umarł 12 stycznia 1886 roku w wieku 69 lat;

Józefa Powierza z Kujawskich (1820-1884).

Badania ksiąg metrycznych mogłyby pomóc w ustaleniach, jaki i czy był związek tej rodziny z powstańcem styczniowym Pawłem Powierzą z Niewodnicy Nargilewskiej, znanym choćby z książki księdza Stanisława Niewińskiego, poświęconej znanym postaciom ziemi juhcnowieckiej. Rodzina Powierzów trafiła do Niewodnicy Nargilewskiej koło Białegostoku w pierwszej połowie XIX wieku z majątku Czaje, w parafii Pobikry koło Ciechanowca. 

   
5. Bronisława z Powierzów Klein, zmarła w roku 1900, żyła 56 lat.


6. Karol Piotrowski, zmarł 10.10.1891 r. Nagrobek posiada ażurowy krzyż zdobiący jego szczyt.



7. Piotr Besławski. Krzyż wykonany podobnie, jak na nagrobku Maryjanny Wujenskiej.

8. Teofil Zaleski, przeżył 63 lata, zmarł 7 lipca 1877 r. Podejrzewam, że może być to nagrobek właściciela folwarku Kalejczyce, który odkupił go w 1847 roku od Dominiki Dobrogowskiej. Według opisu dawnego założenia ogrodowego w Kalejczycach, Teofil zmarł w 1879 roku. Nagrobek został niestety pozbawiony żeliwnego krzyża wieńczącego szczyt. Wciąż widać go u podstawy nagrobka.




 9. Wawrzyniec Piszczatowski, zmarł 14 kwietnia 1855 roku;
Aniela z Kuszelewskich Piszczatowska, zmarła 18 lutego 1849 roku. Tu z kolei zastanawia mnie związek pomiędzy tą rodziną, a zaliwszczykiem Adamem Piszczatowskim, którego rodzice mieszkali w nieodległych Knorydach. Nagrobek jest pięknie zdobiony postaciami figuralnymi.

10. Juliusz Obuchowicz, dziedzic dóbr Knorydy (1809-1889), członek Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim. Jeden z piękniejszych nagrobków na cmentarzu.



11. Michał Goławski, obywatel powiatu brzeskiego, zmarł w 1892 roku.

12. Grób rodziny Lipnickich.

"Grób familii Lipnickich. Janowi ojcu, Antoniemu, Dominikowi braciom, Maryannie, Urszuli, Anieli, siostrom. Poświęcił Stanisław 1845 roku."


13. Stanisław Lipnicki, zmarł 8 lutego 1875 roku.


14. Rodzice Andrzej i Aniela Urkowicze, syn Andrzej, 1913 rok.



15. Ksiądz Stanisław Michalski, proboszcz parafii boćkowskiej i dziekan dekanatu bielskiego, zmarł 17 marca 1885 r.

16. Adam Boguszewski, zmarł w 1886 roku, żył 67 lat.  Nagrobek posiada żeliwny krzyż ze zdobieniami ramion.

Parę nagrobków z tej części cmentarza okazało się nieczytelnych:




Starsze nagrobki w części prawosławnej znalezione przeze mnie w większej części były bez inskrypcji nagrobnych za wyjątkiem jednego:


Nikołaj Michajłowicz Ciuńczyk (1883-1904). 




  




Z cmentarza wróciliśmy pod kościół i tym razem zastaliśmy księdza proboszcza na plebanii, który zgodził się otworzyć kościół. Nie na długo jednak, ale mieliśmy tyle czasu, aby przyjrzeć się obrazom. W lewym ołtarzu bocznym, nieopodal ołtarza głównego dostrzegłem charakterystyczne przedstawienie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Współczesna kopia tego obrazu znajduje się w kaplicy pałacu Branickich w Białymstoku, gdyż oryginał znajdujący się w niej kiedyś zaginął.


Po wyjściu z kościoła nadeszła pora na posiłek. Niestety w Boćkach nie znaleźliśmy żadnego miejsca, które zachęcałoby do skorzystania z jego usług. Udaliśmy się więc nad Narew do Zagłoby, restauracji o metryce jeszcze prlowskiej. Nigdy z jej usług wcześniej nie korzystałem, ale dowiedziałem się od kogoś niedawno, że miejsce warte jest polecenia. Gdy zatrzymywaliśmy samochód na parkingu zza chmur wyglądało słońce. 

Warto zatrzymać się w Zagłobie. Zamówiłem soliankę, która była smaczna, choć nie znam się na tyle, aby powiedzieć, że ugotowana zgodnie z prawidłami przygotowywania tej wschodniej zupy. Na drugie zafundowałem sobie pieczoną pierś gęsią, natomiast Kasia pierogi z gęsiną i kaszą gryczaną. Ładnie podane obie potrawy i przepyszne. Na deser szarlotka na ciepło. Magda Gessler nie zrobiłaby tam rewolucji. W nagrodę po całodziennym zimnie wracaliśmy do Białegostoku w promieniach urokliwie zachodzącego słońca.