Upał niesamowity. Na szczęście wiejski sklep jest czynny, a w nim przyciąga wzrok zimna pepsi za drzwiczkami lodówki. Zaopatrzony w przewodnik Grzegorza Rąkowskiego ruszam w kierunku północnym na Kondratki, aby zobaczyć w pobliskim lasku pozostałości cmentarza żydowskiego.
"Można tu z trudem odszukać kilka zaledwie większych nagrobków. Reszta jest niewidoczna, ukryta pod warstwą ziemi, mchu, igliwia i gęstych jeżyn."
Powyższe słowa pisane ponad 10 lat temu już najprawdopodobniej nie są aktualne. We wskazanym miejscu nie znalazłem ni śladu po nagrobkach.
Jałówka, do której trafiłem położona jest tuż przy granicy z Białorusią, nieco na północny wschód od zbiornika wodnego Siemianówka. Miasto lokował tutaj Zygmunt August w 1545 roku. Znajdowało się na trakcie prowadzącym z Warszawy do Wołkowyska i Mińska. Aż do rozbiorów było ośrodkiem dóbr królewskich i siedzibą starostwa jałowskiego. W 1792 roku król Stanisław August Poniatowski potwierdził dawne przywileje miejskie. Jałówka straciła je najprawdopodobniej po powstaniu styczniowym. (Kuriozalny zapis dotyczący Jałówki znajduje się w przewodniku "Ścieżkami prawosławia" pod redakcją Anny Radziukiewicz, która pisze: "Obecnie Jałówka nie posiada praw miejskich. Utraciła je po potopie szwedzkim". Ba! Ale ile lat po potopie?)
Dawne miasteczko to dziś senna miejscowość, pełna zieleni, drewnianych zabudowań. Ciekawą architekturę ma cerkiew prawosławna pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, zbudowana na przełomie lat 50-ych i 60-ych ubiegłego wieku, której główna kopuła jest w rzadko spotykany sposób przeszklona u dołu, posiadając kształt sferyczny w odróżnieniu od większości cebulastych kopułek podlaskich cerkwi.
Ja jednak zachęcony opisem w przewodniku i wskazówkami jednej z czytelniczek niniejszego bloga kieruję się na wschód w kierunku granicy. Na skraju lasu jałowskiego znajdują się ruiny kościoła pw. św. Antoniego, zbudowanego w 1908 roku, a zbombardowanego w czerwcu 1941 roku przez lotnictwo niemieckie u początku wojny pomiędzy niedawnymi sojusznikami.
Podobne ruiny ceglanego kościoła znajdują się w nadbużańskim Mielniku. Tamte jednak położone są prawie w centrum miejscowości w sąsiedztwie Góry Zamkowej i ... wywołują zupełnie inne wrażenie. Ruiny kościoła jałowskiego znajdują się na skraju wsi, w lesie, na odludziu. Nie w takich miejscach budowano zwykle kościoły. Na zgliszczach zbudowano kaplicę w roku 2000 pod tym samym wezwaniem.
Opuszczam ruiny i kieruję się dalej w kierunku wschodnim. Wkrótce po lewej stronie wyłania się teren cmentarza. Odnajduję wzmiankowany u Rąkowskiego nagrobek rodziny Bohatyrewiczów. Wrażenie robi na mnie bluszcz okrywający nagrobki, w niektórych miejscach tworzący roślinny dywan.
Każdy cmentarzyk związany od wieków z ludźmi tworzącymi lokalną historię posiada swoją melodię nazwisk. Na cmentarzu jałowskim dominują Gryko, Gryc, Hajduczenia, Urwan, Kazberuk, Bójko, Dudko, Lach. Co ciekawe na wielu nagrobkach wpisana jest nazwa miejscowości, z której pochodziła zmarła osoba.
W prawej części cmentarza stoi mały las krzyży drewnianych, bezimiennych w większości, stanowiących pewnie świadectwo lokalnej tragedii.
Niektóre nagrobki wzruszają inskrypcjami nieporadnymi, ale pełnymi uczucia płynącego wprost z serc chłopskich. Moją uwagę zwrócił również nagrobek z rysunkiem świątyni.
Opuszczam powoli cmentarz, przy rynku spoglądam jeszcze raz na jaśniejący w słońcu budynek cerkwi i ruszam w kierunku Białegostoku. Dziękuję pani Marzenie za zwrócenie mojej uwagi na leżącą poza głównymi szlakami, ale niezmiernie ciekawą miejscowość.