Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blicharski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blicharski. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 grudnia 2016

Muzeum szkoły z tradycjami

Zadzwoniłem do sekretariatu szkolnego, aby umówić się na wizytę w muzeum. Szukałem źródeł związanych z osobą ważną dla historii Białegostoku pierwszej ćwierci XX wieku, niby znanej, ale sądząc po skąpej ilości wzmianek i opracowań, niekoniecznie. Pomysł z odwiedzeniem szkolnego muzeum przyszedł znienacka. Osoba, o której poszukiwałem dodatkowych informacji, pracowała krótko po odzyskaniu niepodległości w białostockim Gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Obecnie w budynku dawnego gimnazjum przy ulicy Warszawskiej mieści się szósty ogólniak, a w nim szkolne muzeum. Nie byłem w nim nigdy wcześniej, nie miałem więc również okazji zwiedzić szkolnego muzeum, choć nie raz czytałem o nim artykuły w lokalnej prasie. Pomyślałem - A może tam właśnie znajdę dodatkowe informacje?

Parę dni później przed wejściem do budynku czekał już na mnie historyk i kustosz muzeum szkolnego, Jan Dworakowski. Osoba postronna nie może sobie bowiem ot tak, wejść do monitorowanego budynku szkoły. Gdy przekroczyłem mury szkolne, momentalnie poczułem, że nie jestem intruzem i że czeka mnie ciekawa lekcja historii. Zanim dotarliśmy do niewielkich pomieszczeń mieszczących eksponaty muzealne, miałem okazję zatrzymać się i posłuchać historii tych części szkoły, przez które przechodziliśmy.
 


Niewielkie pomieszczenia, w którym zgromadzone są eksponaty, na pierwszy rzut oka nie sprawiają wrażenia kopalni skarbów. Ale okazuje się, że każdy z przedmiotów w nich zgromadzonych ma swoją ciekawą historię, a ja właśnie miałem okazję chłonąć je wszystkie dzięki opowieściom pana Jana. Jak pewnie miłośnicy historii Białegostoku wiedzą, historia szkoły przy Warszawskiej sięga drugiej połowy XVIII wieku, gdy Komisja Edukacji Narodowej zatwierdziła program nauczania białostockiej szkoły podwydziałowej. Obecna ulica Kilińskiego, budynek teatru dworskiego Izabeli Branickiej, to pierwsze lokalizacje najstarszej, do dziś istniejącej białostockiej szkoły. W 1808 roku, w początkach zaboru rosyjskiego, Gimnazjum Białostockie, którego ukończenie uprawniało już wówczas do kontynuowania nauki na studiach wyższych, zostało przeniesione do budynku murowanego na rogu dzisiejszych ulic Warszawskiej i Pałacowej. To odkrycie właśnie pana Jana Dworakowskiego, który pokazał mi odnaleziony w archiwach plan i szkic tego budynku. Podczas mojej wizyty w muzeum szkolnym dużo czasu zajęły opowieści z okresu pierwszej wojny światowej, gdy w Białymstoku powstawało szkolnictwo polskie, a także czasu po odzyskaniu niepodległości. Najważniejsze postaci ówczesnego gimnazjum to Józef Zmitrowicz i ks. Stanisław Hałko. Ale co i rusz wychodzili z cienia nauczyciele i absolwenci szkoły, dziś osoby bardzo ważne dla lokalnej i ogólnokrajowej historii: Konstanty Kosiński, Józef Zimmerman, Bolesław Klepacki, Józef Marcinkiewicz, Alfred Żołątkowski, Zofia Ostromęcka, Olgierd Złoty, Alfred Niwiński, Antoni Kaczorowski - brat prezydenta RP na Uchodźstwie. Nie pamiętam już tych wszystkich historii w szczegółach, ale wówczas poczułem się na chwilę cząstką dawnego, przedwojennego miasta.

Napisałem wyżej, że muzeum jest prawdziwą kopalnią skarbów. Sporo z tych skarbów złoty połysk uzyskuje dzięki opowieściom pana Jana. Bo to, w jaki sposób eksponaty trafiły do muzeum, jak dokonało się ich odkrycie, anegdoty i przypowieści związane z ludzkimi historiami nauczycieli i absolwentów szkoły było niezmiernie ciekawe i cenne. 

Ale zawsze wśród wielkiego bogactwa znaleźć można prawdziwe perły. Dla mnie na pewno takim klejnotem było zdjęcie, na którym widać budynek kaplicy św. Rocha, tej właśnie, która zniknęła z krajobrazu miejskiego w latach 20-ych XX wieku dzięki świątyni, swojej następczyni. Czy dużo zdjęć tej kaplicy Państwo widzieli?

Portret króla Zygmunta Augusta, patrona przedwojennego gimnazjum, pędzla samego Józefa Zimmermana, musiałem wcześniej widzieć, mam bowiem katalog wystawy prac tego artysty, która odbyła się kilka lat temu w Galerii Slendzińskich. Miniaturka portretu w towarzystwie miniaturek wielu innych dzieł to jednak nie to samo. Tu w muzeum szkolnym, w miejscu do tego najwłaściwszym można poczuć jego ważność.

Na końcu przedstawiam dwa, moim zdaniem najciekawsze eksponaty. Przedwojenny sztandar gimnazjum, odnaleziony podczas remontu wieży katedry białostockiej przez księdza Antoniego Lićwinko. Warto było posłuchać całej historii odkrycia tegoż sztandaru i przekazania go do muzeum.


Szczególnie zauroczył mnie portret nieco schowany, wyeksponowany poza głównym pomieszczeniem, pozostawiony na uboczu jakby dla koneserów. Patrzy na nas nieprzeciętnej urody kobieta, choć już nie pierwszej młodości. Szlachetne rysy twarzy, jasny kolor skóry podkreślone pięknym błękitem stroju. Portret namalował Józef Blicharski, nauczyciel rysunków w innej szkole - Seminarium Nauczycielskim, postać tragiczna, wzmiankowana przeze mnie przy innej okazji. Gdy oglądam prace Blicharskiego, nieliczne, ale na myśl przychodzi mi choćby Matka Boska Ostrobramska w jednej z narożnych części muru otaczającego pałac Branickich, zawsze mam poczucie niezwykłej estetyki i piękna. Tak też było, gdy spoglądałem na portret nauczycielki języka francuskiego, Marii Kwapińskiej.


P.S1 Moje poszukiwania dotyczące informacji o pewnej osobie, ważnej dla Białegostoku pierwszej ćwierci XX wieku zostały uwieńczone sukcesem. Nie było ich wiele, ale nigdzie indziej pewnie ich nie ma poza muzeum.

P.S2 Dziękuję panu, Panie Profesorze za niezwykłą lekcję białostockiej historii.

PS.3 Wiosną 2016 roku, w Złotorii znaleziono skarb z epoki wczesnych Piastów, a w nim jeden z trzech znanych egzemplarzy (w tym dwa w zbiorach prywatnych) jednej z odmian denara Bolesława Chrobrego. Prawdziwa sensacja i pierwsze tego typu znalezisko na Podlasiu.

Z czasami wczesnych Piastów łączy się w pewien sposób osoba księdza Stanisława Hałko, który był dyrektorem Gimnazjum im. Zygmunta Augusta od 1919 roku. W 1914 roku w szwajcarskim Fryburgu ksiądz Hałko obronił pracę doktorską na temat królowej Rychezy, żony króla Mieszka II. Praca doktorska została wydana wówczas drukiem. Pytanie do czytelników bloga: Czy ktoś z Państwa miał możliwość trzymać ją w ręku i zapoznać się z jej treścią?

sobota, 25 lipca 2015

Jagiellońska, Pod Krzywą, Gdańska czyli Osiedle Nowe w Białymstoku

- Wiesz może, przy którym domu Sowieci zamordowali Józefa Blicharskiego?
- To musiało być tutaj, w tym domku gdzie mieszkały siostry Zubelewicz. Dalej w stronę ulicy Mickiewicza innych domów już nie było, a druga strona ulicy też nie była zabudowana. Zobacz tu jest piwniczka, to musiało być tutaj.



Później, już po powrocie do domu sprawdzam w internecie. Rzeczywiście to przy Jagiellońskiej 2 bawili Blicharscy feralnego dnia.

"Była środa, 25 czerwca. Józef wraz z Marią odwiedzili znajomych Jastrzębowskich, przy Jagiellońskiej 2. Było już ciemno, gdy pani Maria wyszła zapalić papierosa. Stanęła przed gankiem, wyjęła benzynową zapalniczkę i po chwili zapłonął niebiesko-żółty płomyk, który okazał się pożogą. Na widok ognika z Mickiewicza w Jagiellońską wpadł sowiecki patrol. Z krzyków zorientowano się, że uznali Marię Blicharską za szpiega dającego sygnały niemieckim lotnikom bombardującym miasto. Czujność Sowietów potęgowana była pobliskim położeniem lotniska na Krywlanach. Zrobiło się zamieszanie. Blicharski, który wybiegł z domu zaalarmowany krzykami, zaczął tłumaczyć oszalałym z nienawiści Sowietom, że są nauczycielami, żona chciała tylko zapalić papierosa i natychmiast wszyscy pójdą do swoich domów.


Sowieci nie przestając krzyczeć, szarpać i popychać zatrzymanych, jednocześnie widząc, że cała sytuacja zaczyna się gmatwać, postanowili działać bezwzględnie. Uznali, że to właśnie tłumaczący ze spokojem, statecznie wyglądający Blicharski musi być niemieckim agentem. Bez namysłu odepchnęli Marię i otoczyli jej męża. Przeprowadzili go na sąsiednią posesję, na Mickiewicza 83. Nie minęło nawet kilkadziesiąt sekund, gdy dochodzące stamtąd krzyki przerwał strzał. Zaległa cisza. Na podwórzu, przy ogrodzeniu leżał martwy Józef Blicharski. 30 czerwca 1941 r. został pochowany na cmentarzu farnym."


Przywołałem osobę Józefa Blicharskiego, która fascynuje mnie od momentu, gdy obejrzałem film Beaty Hyży-Czołpińskiej poświęcony artyście. Pochodził ze Lwowa, a wykształcenie w kierunku sztuk pięknych odebrał w Krakowie. Do Białegostoku przyjechał w roku 1920, jako 34-letni mężczyzna. Był nauczycielem rysunku w Seminarium Nauczycielskim oraz Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego. Obdarzony charyzmą współtworzył czynnie, poprzez swoje dzieła, krajobraz estetyczny przedwojennego Białegostoku. Współpracował między innymi ze Stanisławem Gralą przy zakładaniu białostockich Plant. Jego autorstwa jest ołtarz Matki Boskiej Ostrobramskiej we wnęce ogrodzenia pałacu Branickich. Być może to dzieło zainspirowało jego żonę podczas projektowania nagrobka dla zmarłego męża. Nie zachowały się niestety polichromie Józefa Blicharskiego w salach Seminarium Nauczycielskiego, a także obraz św. Rocha przytulającego młodzieńca, który został przez malarza namalowany dla białostockiego kościoła św. Rocha. Według relacji profesora Józefa Maroszka, którą usłyszałem podczas spotkania w białostockim ratuszu parę lat temu, obraz zniszczał leżąc przez lata w pomieszczeniu-składziku wśród ornatów, baldachimów i chorągwi kościelnych.

Nie byłoby jednak okazji do przywołania osoby Józefa Blicharskiego, gdyby nie udało się namówić mego przyjaciela Jurka na wspomnieniowy spacer po jego osiedlu dzieciństwa.

Układ przestrzenny osiedla Nowe został opracowany w roku 1932 przez białostocki magistrat. Jego obszar wynosił około 5 ha, a budowę rozpoczęto od zabudowywania terenów pomiędzy ulicami Jagiellońską i Drewnianą. Zgodnie z pierwotnymi planami, budowa osiedla wzorowana miała być na koncepcji miasta-ogrodu, stworzonej przez brytyjskiego urbanistę Ebenezera Howarda.

Czasy, o których opowiadał podczas spaceru Jurek, to lata 50-te i 60-te XX wieku, gdy osiedle było w dużej części ukształtowane. Zaczęliśmy spacer od ulicy Jagiellońskiej.

- Tam mieszkał fryzjer Bukszas, a tu dalej w tę stronę ksiądz Borzym. O zobacz! A w tym budynku mieściła się pierwsza w Białymstoku stacja meteorologiczna.


Dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Mickiewicza. Słucham opowieści o szewcu Musze, który robił bardzo dobre buty narciarki, o sklepie prowadzonym przez rodzinę Frymorgenów.

- To żydowska rodzina? - pytam.
- Wydaje mi się, że raczej potomkowie niemieckich osadników. ... A tu przy wylocie Jagiellońskiej stało drzewo z gniazdem bocianim. Mówiliśmy na nie bocianica. Trudno odtworzyć, gdzie mogło dokłądnie stać, wszystko tu się zmieniło.

Skręcamy w ulicę Pod Krzywą. Mijamy przedwojenne domy nauczyciela Kamińskiego i policjanta Pluty. Dochodzimy do domu lat dziecięcych Jurka.

- Dziadkowie ze strony ojca przyjechali do Białegostoku z Łodzi w dwudziestoleciu międzywojennym. Początkowo mieszkali w różnych miejscach. Między innymi na Podleśnej. Babcia dzięki sprzedaży jakiejś reszty majątku w kieleckim zdobyła środki na budowę własnego domu. Widziałem gdzieś w papierach, że projektował go Rudolf Macura.

Dom został wybudowany w roku 1934. Za okupacji niemieckiej dziadków wysiedlono. Mieściła się w nim kantyna żołnierska. 

- Zaraz po wycofaniu się Niemców z Białegostoku, dziadkowie wrócili do swego domu.

Po wojnie był siedzibą pierwszej białostockiej rozgłośni radiowej, później również nadleśnictwa. Dokwaterowywano też, jak to we wczesnym socjalizmie, lokatorów. Obecnie schowany za krzewami i wiekową akacją stanowi jeden z najciekawszych na osiedlu przykładów przedwojennej architektury modernizmu. Zwłaszcza, że zachowała się część oryginalnej stolarki okiennej.



Tuż obok, Pod Krzywą 9 stoi kolejny ciekawy architektonicznie dom z metryką przedwojenną. Podczas okupacji niemieckiej, po wysiedleniu mieszkańców mieścił się w nim hotel dla żołnierzy.


Idąc ulicą Pod Krzywą słucham opowieści o rodzinach Pedryców, Mońków, o cukierniku Wasiluku, który mieszkał po drugiej stronie ulicy, czapniku Backielu, kamieniarzu Parejko, Kajewskim, który kolegował się z ojcem Jurka. W tle brzmi opowieść o aferze milicyjnej z kradzieżą mięsa wieprzowego, co stanowiło prawdziwą sensację na osiedlu. Dochodząc do skrzyżowania z ulicą Gdańską mijamy drewaniany młyn elektryczny pod numerem 11, zbudowany już po wojnie przez Kazimierza Gwoździeja.

- Jakoś chyba nie kojarzę, abyśmy korzystali z tego młyna.

Młyn został znacjonalizowany, a po przemianach ustrojowych rodzina właściciela nie odzyskała przejętej przez państwo nieruchomości. Obecnie nie jest użytkowany, a miasto ma nadzieję na sprzedaż budynku.


Dochodząc do skrzyżowania z ulicą Gdańską oglądamy ledwo widoczny zza zieleni krzewów jednorodzinny dom mieszkalny zrealizowany w latach 30-ych w stylu funkcjonalnego modernizmu.


A oto i budynek szkoły, dominujący nad zabudową osiedla, przykład rodzimej architektury lat 20-ych XX wieku.

- Do szkoły miałem tak blisko, że nawet w mróz szedłem w samej marynarce.


Dochodzimy do ulicy Lwowskiej. Jurek opowiada o wozaku Pućko, który przywoził węgiel z tzw. węglówki zlokalizowanej na Dojlidach. Jako że jestem świeżo po lekturze okrywczego artykułu Marty Wróbel o Antonim Wieczorku w reaktywowanym niedawno Roczniku Białostockim, chciałbym dowiedzieć się czegoś o lokalizacji pierwszej fabryki tego biaałostockiego przemysłowca przełomu wieków XIX i XX. O ile wiedza Jurka na to pozwoli.

Kierujemy się ulicą Lwowską w kierunku skrzyżowania z ulicą Ciołkowskiego.

"Jako przemysłowiec w guberni grodzieńskiej Cesarstwa Rosyjskiego zadebiutował w lataach siedemdziesiątych XIX w. Wraz z płockim ziemianinem, inżynierem Adolfem Święcickim, postanowił podźwignąć nieczynną fabrykę w Krzywej, w majątku dojlidzkim barona Aleksandra Krusensterna. Krzywa (bądź Krzywe) była zlokalizowana na południe od Białegostoku, na terenie współczesnych ogródków działkowych przy dzisiejszej ulicy Konstantego Ciołkowskiego. Kolonia Кривое (potem Кривая) jst widoczna na mapach topograficznych okolic miasta Białegostoku  z 1825 r. oraz guberni grodzieńskiej z 1866 r. Bardziej szczegółowy plan pokazuje zabudowania fabryczne, rozmieszczone wzdłuż drogi łączącej szosę do Bielska (obecnie ul. Adama Mickiewicza) z Dojlidami. Jeszcze w latach trzydziestych XX w. budynki te określane jako folwark Krzywe, były siedzibą fabryki."

Pokazuję Jurkowi powyższy opis z artykułu Marty Wróbel.

- Po drugiej stronie Ciołkowskiego, gdy skręcimy z Mickiewicza w prawo znajdowały się trzy lub cztery stawy Janusza (tak nazywał się właściciel). Kaczki babci potrafiły z Pod Krzywej przejść same nad stawy i wrócić. Jeśli zaś skręcić z Mickiewicza w Ciołkowskiego w lewo, to w miejscu dzisiejszych ogródków działkowych znajdował się najpierw staw Urbana, a obok niego staw Zastawki. Chodziłem nawet nad ten ostatni kąpać się. Przy szosie raczej było za mokro, aby jakieś zabudowania fabryczne mogły stać.

Wychodzimy z ulicy Lwowskiej, przecinamy Ciołkowskiego i wchodzimy w ulicę szutrową o nazwie Strusia.

- Tu za chwilę za zakrętem na wysokości posesji 34A teren lekko się podnosił i za mojego dzieciństwa stał tu stary drewniany budynek. Więc jeśli miała tu być kiedyś fabryka, mógł być jej pozostałością. A tereny fabryczne mogły się rozciągać w stronę obszernych terenów parafii dojlidzkiej.

Wracamy i dochodzimy do przystanku autobusowego. Za chwilę pojedziemy tropić zupełnie  inną historię.

P.S. Osobom, które znają opisane osiedle, mieszkały, mieszkają bądź bywały na nim i zechcą w komentarzu poprawić, wzbogacić przedstawiony opis lub coś do niego dodać, autor z góry dziękuje.

Andrzej Lechowski, "Józef Blicharski. Malarz zastrzelony bez sądu", Kurier Poranny, 2 października 2011,

Andrzej Lechowski, "Białystok. Przewodnik historyczny", Białystok 2009,

Sebastian Wicher, "Białostocka architektura modernizmu", Białystok, 2013,

Marta Wróbel, "Antoni Hipolit Wieczorek (1844-1906). Rys biograficzny białostockiego fabrykanta i dzieje jego zakładu (do 1906 r.), Rocznik Białostocki, Tom XIX.