Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tykocin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tykocin. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 maja 2024

Śmiertelne żniwa rzeki Narew w Tykocinie w 1886 roku

W numerze 43 Gazety Świątecznej z 1886 roku ukazał się smutny artykuł. Rzeka Narew widziana z tykocińskiego nadrzecznego bulwaru, czy z tramwaju wodnego wygląda miło. Gdy jednak spojrzeć na jej spieniony nurt na wysokości jazu, czuć wyraźnie moc żywiołu. Cicha moc rzeki dała o sobie znać zwłaszcza w roku 1886.

"Z okolic Tykocina piszą do nas o kilku wypadkach, jakie się zdarzyły w obrębie tej parafji w tym roku. Oto naprzykład Ignacy Pilis, młodzieniec 24-letni, syn dość zamożnego gospodarza zamieszkałego w mieście Tykocinie, dnia 27 maja o godzinie 10 rano, przejeżdżając sam jeden łódką pod samem miastem na drugą stronę rzeki Narwi dla obejrzenia kawałka łąki, o który jego ojciec proces prowadził z innymi mieszkańcami tegoż miasta, uderzył łódką o pal znajdujący się pod wodą, i straciwszy równowagę, wpadł do rzeki, tam gdzie jest największa głębia i natychmiast znalazł śmierć, gdyż żadnego ratunku znikąd nie miał. Ciało utopionego zaledwie po kilkugodzinnem pilnem poszukiwaniu z wody wydostano.

Znowu Andrzej Kulikowski, żołnierz urlopowany, mężczyzna 30-letni zaledwie, po Nowym Roku ożeniony z 16-letnią dziewczyną, poróżniwszy się z rodziną o dział majątkowy, dnia 29 maja po południu pojechał sam jeden łódką na rzekę Narew na ryby, skąd już więcej do domu nie wrócił. Rodzina, nie doczekawszy się go do rana, popłynęła łódkami na rzekę, żeby go szukać, i znalazła, ale już bez życia. Leżał obok łódki, która stała na strudze. Jak to się stało - niewiadomo."

Akt zgonu Ignacego Pilisa nie podaje szczegółowych informacji o przyczynie jego zgonu, więc artykuł jest cenny dla genealogów zainteresowanych historią jego rodziny. W akcie zgonmu zapisano, że 27 maja 1886 roku w Tykocinie zmarł Ignacy Pilis, 24-latek zamieszkały przy rodzicach, którymi byli Franciszek Pilis i Feliksa z Sadowskich, gospodarze tykocińscy.


Jeśli chodzi o drugą część artykułu, gazeta popełniła błąd. Zmarły miał na imię Paweł, nie Andrzej. Zgon tylko jednego Kulikowskiego został odnotowany w Tykocinie w 1886 roku i rzeczywiście miał on młodą żonę.

W akcie zgonu zapisano, że 29 maja 1886 roku w Rzędzianach zmarł 32-letni Paweł Kulikowski, właściciel cząstkowy z Rzędzian, syn Adama i Marianny Kulikowskich z Rzędzian. Pozostawił po sobie owdowiałą żonę Antoninę z Lenczewskich.


Akt ślubu Pawła Kulikowskiego z Antoniną Lenczewską rzeczywiście miał miejsce na początku 1886 roku. Gazeta popełniła drugi błąd. W metryce ślubu wiek Antoniny to 19 lat, nie 16. Ślub miał miejsce 18 stycznia 1886 roku w Tykocinie. Paweł Kulikowski, którego wiek określono na 28 lat, a nie 32, jak w akcie zgonu był kawalerem, synem Adama Kulikowskiego i Marianny z Dobkowskich, zamieszkałym w Rzędzianach, natomiast Antonina Lenczewska córką Pawła Lenczewskiego i Antoniny Rzędzian z Rządzian.

sobota, 29 maja 2021

Tykocin międzywojenny Adama Rudawskiego

Adama poznałem na kursie przewodnickim ponad dekadę temu. Zawsze interesująco się z nim konwersowało, jako że wiedzę historyczną ma niemałą. Później nie raz zajechałem do Flisak Parku, który założył w Tykocinie i z powodzeniem prowadzi. W muzeum tym lubiłem najbardziej opowieści o flisactwie i znaczeniu Narwi dla Tykocina, a także o interesujących eksponatach na wyposażeniu muzeum. Opowieści bogate w treść i bardzo interesujące, ale nigdy zbyt długie, bo tu już następna grupa czeka, albo Malinkę, czyli tramwaj wodny trzeba puścić w ruch.

Ostatnio, podczas jednego z wiosennych wyjazdów do Tykocina wpadła mi w ręce nowa książeczka Adama. Zacząłem kartkować i nieco się zdziwiłem. Dotychczas znałem przewodniki po Tykocinie jego autorstwa - zgrabnie napisane i zilustrowane, ale jednak tylko przewodniki. Tym razem miałem w ręce niegrubą książeczkę, lecz za to poświęconą całej epoce w historii Tykocina, czyli okresowi międzywojennemu, która była raczej pomijana w różnego rodzaju opracowaniach. Ks. Antoni Kochański poświęcił parę fragmentów dwudziestoleciu międzywojennemu w Tykocinie w swojej monumentalnej pracy, ale szerszego opracowania brakowało.

Książeczka nie jest gruba, a więc i nie nuży, jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do czytania opracowań historycznych. Zawiera krótki rys historii miasteczka do 1918 roku, a następnie mamy dość dokładny opis dwóch zamieszkujących miasto społeczności: chrześcijańskiej i żydowskiej, a także stosunków między nimi. Jest bogata w przypisy. Autor pokusił się o podsumowanie informacji, które można było znaleźć w wielu rozproszonych publikacjach, ale wykonał też dość rzetelną kwerendę archiwalną. Aż chciałoby się zapytać: Kiedy znalazł na to czas?

Dużym atutem książeczki jest przytoczenie informacji o ludziach zasłyszanych w rodzinie, od sąsiadów i znajomych. Gdzie znaleźlibyśmy informację o tym, jaki wierszyk o Oktawianie Jucewiczu, wytwórcy narzędzi rolniczych krążył w miasteczku? Albo o tym, że Wincenty Rudawski został przyjęty jako uczeń do warsztatu kowalskiego Żyda Kaumana? Takie informacje mogły się znaleźć tylko w książce napisanej przez osobę zakorzenioną w Tykocinie.

A czy książka ma wady? Z reguły przecież każda ma. Moim zdaniem brakuje w niej materiału zdjęciowego. Myślę, że dla Adama nie byłoby trudno znaleźć choć kilku interesujących zdjęć z epoki. Jedno zdjęcie na okładce książki to zdecydowanie za mało.

Brak zdjęć to jedno, ale dla osób zainteresowanych historią regionu taka książeczka to nie lada gratka.

Adam Rudawski "Społeczność Tykocina w okresie międzywojennym", Tykocin, 2021

środa, 7 listopada 2012

Dzieje Tykocina piórem księdza Antoniego Kochańskiego

"O Tykocinie i parafii pisał sto lat temu, w r. 1879-tym w "Przeglądzie Katolickim" ks. Stanisław Jamiołkowski, a Jan Jarnutowski w Bibliotece Warszawskiej w t. IV-tym, w r. 1885-tym. Oprócz niego pisali o tej miejscowości w różnych czasopismach naukowych, w wieku 20-tym inni archeologowie i historycy na tematy tykocińskich zabytków architektury, ruin zamku, pobliskiego grodziska, szkolnictwa, itp. Ponieważ wszystkie te publikacje znajdują się w różnych czasopismach naukowych i nie są łatwo dostępne dla wielu miłośników historii Tykocina, dlatego postanowiłem napisać o dawnym Tykocinie specjalną książkę, zarys historyczny parafii tykocińskiej na tle dziejów tej miejscowości, uwzględniający wszystkie dotychczasowe publikacje i uzupełnić je obficie wiadomościami zaczerpniętymi z 9-ciu tomów dawnych ksiąg miejskich tykocińskich z lat 1637-1797, wcale prawie w dawnych monografiach nie wykorzystanych.

Przed drugą wojną światową, w latach 1937-1939 w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie dokonałem licznych odpisów i notatek z powyższych ksiąg miejskich, które podczas drugiej wojny światowej w owym Archiwum uległy zniszczeniu."

Powyższymi słowami zaczyna się książka księdza Antoniego Kochańskiego, zatytułowana "526 lat dziejów miasta Tykocina na tle historii Polski". Ksiądz Antoni Kochański urodził się w roku 1906 na kolonii Lipniki koło Jasionówki, zmarł w Augustowie w roku 1988. W parafii tykocińskiej pracował w latach 1934-1937. Pracę o Tykocinie rozpoczął pisać w roku 1960, a zakończył po 14 latach w Augustowie. Już sam cytat wstępny wskazuje, że znajduje się w niej wiele informacji już dziś nigdzie niedostępnych. Obejmuje czasy od najdawniejszych do zakończenia II wojny światowej. Nie jest pisana językiem łatwym. Czytając ją będziemy prześlizgiwać się przez protokoły posiedzeń rady miejskiej, których treść pisana jest językiem suchym i bezbarwnym. Jednocześnie dla miłośników historii Tykocina stanowić będzie doskonały materiał źródłowy dotyczący codziennego życia miasta. Poza przebiegiem posiedzenień rady miejskiej dowiemy się wiele z historii parafii tykocińskiej oraz klasztoru bernardyńskiego, poznamy uczniów tutejszego seminarium duchownego. Sporo miejsca autor poświęcił również Powstaniu Styczniowemu i uczestnikom tegoż zrywu narodowowyzwoleńczego pochodzącym z terenu parafii. Ja w książce znalazłem także parę interesujących mnie zagadnień.

Jedno z nich dotyczy Białegostoku i jest doskonałym przykładem, jak istotne w historii jest porównywanie informacji między sobą, w tym wypadku informacji powstałych w oparciu o to samo źródło.

W ścianie zewnętrznej kościoła farnego w Białymstoku, najstarszego (XVII-wiecznego) i najwspanialszego zabytku tego miasta znajduje się taka oto tablica:


Została ona wykonana z czarnego marmuru. Pierwotnie umieszczona była wewnątrz świątyni, najprawdopodobniej w prezbiterium. W czasie rozbudowy kościoła na początku XX wieku, kiedy rozebrano prezbiterium, została przeniesiona na zewnętrzną, południową ścianę białego kościoła.

Poświęcona jest Gryzeldzie z Wodyńskich. W pozycji "Białystok. Przewodnik historyczny" Andrzeja Lechowskiego znajduje się taka oto wzmianka o niej:
"Czarna płyta, pocięta według legendy kozackimi szablami w 1659 czy 1660 roku, pochodzi ze zniszczonego wówczas pomnika Gryzeldy Sapieżyny - pasierbicy Wiesołowskich, zmarłej w 1633 roku."
Czytając dzieło księdza Kochańskiego natrafiamy na treść testamentu Aleksandry Wiesiołowskiej z Sobieskich (Tykocin należał do dóbr Wiesiołowskich, podobnie jak Białystok), spisanego 29 kwietnia 1645 roku. Aleksandra na wstępie nadmienia, aby jej ciało pochować przy ciele "i.m. pana małżonka y dobrodzieia mego y iey mci paniey Gryzelli Wodynskiey Sapieżyny, marszałkowey W.X. Lit. iako niegdy ukochaney córki naszey (...) w kościółku teraz do czasu drewnianym u panien zakonnych świętey Brygidy w Grodnie".
I tu pojawić by się mogła konfuzja. Gryzelda była córką, czy pasierbicą Wiesiołowskich? A może zwrot z testamentu jest li tylko grzecznościowy? Wyjaśnienie znajduje się w doskonałej monografii kościoła farnego i katedry białostockiej (Krzysztof Antoni Jabłoński "Biały i czerwony. Kościoły białostockiej parafii farnej"):

"Wiesiołowscy, jako opiekunowie kościoła białostockiego bardzo sumiennie wywiązywali się ze swej roli. W zamian za to korzystali z przywilejów im przynależnych. w 1633 roku po śmierci Gryzeldy z Wodyńskich, siostrzenicy i zarazem przybranej córki Aleksandry Wiesiołowskiej, ufundowali w kościele tablicę epitafijną."

W trakcie czytania książki zwracałem szczególną uwagę na wzmianki o obiektach dobrze mi znanych. Jednym z nich była cerkiew unicka, przeniesiona później do Sokołów. Oto co o okolicznościach jej przeniesienia pisze, korzystając z artykułu Stanisława Jamiołkowskiego, ksiądz Kochański:

"Ostatnim administratorem tego kościoła unickiego był ks. unicki Stanisław Kurowski, od 25 stycznia 1819 r. Nadał to beneficjum kollator Józef Koncewicz. Ostatni ten ksiądz unicki w Tykocinie umarł już w 1820 r., w kwietniu, a beneficjum to, nieobsadzone na mocy aktu donacji tych dóbr pobazyliańskich z 1742 r. przeszło w posiadanie parafii rzymskokatolickiej w Tykocinie. Ta parafia unicka była wizytowana w XIX w. dwa razy. W 1802 r., dnia 8 lutego wizytował ją unicki ks. dziekan z Białegostoku, a w 1812 r., dnia 20 lutego, wizytator ks. Piotr Kaniewski. Ponieważ unitów wtedy, jak i przedtem w Tykocinie nie było, a po roku 1830 nastąpiła kasata unii na ziemiach przyłączonych do Rosji i to samo groziło w Królestwie Polskim, i była obawa, że ta cerkiew unicka będzie zamieniona na cerkiew prawosławną, ks. proboszcz Nadolski sprzedał ją parafii rzymskokatolickiej w Sokołach z przeznaczeniem na kaplicę tamtejszego cmentarza grzebalnego. W 1834 r., w nocy, z pośpiechem rozebrano ją i przewieziono do Sokół, gdzie dotychczas stoi. Uczyniono to w nocy i z pośpiechem w obawie przed interwencją władz rosyjskich."

Jednym z najciekawszych fragmentów w książce jest ten, dotyczący wydarzeń z 1935 roku, gdy mieszkańcy Tykocina obronili przed aresztowaniem księdza Stanisława Chmielewskiego. Cała sprawa związana była ze szkolnym incydentem po śmierci Józefa Piłsudskiego:

"Zaraz po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, dnia 14 maja 1935 r., na lekcji religii w klasie 2 Szkoły Powszechnej w Tykocinie doszło do następującego incydentu. Dzieci z tej klasy na polecenie swej wychowawczyni przyniosły do klasy opaski żałobne, które miała im przypiąć do rękawów nauczycielka. Na lekcji religii prowadzonej w tej klasie przez ks. Kochańskiego, dwie dziewczynki odbierały sobie opaskę żałobną. Ksiądz uspokajał je słowami: "Połóż tę szmatkę". Gdy po pewnym czasie te same dziewczynki na nowo bawiły się opaską, ks. Kochański powiedział: "Oddaj tę szmatkę". Dziewczynka przyniosła księdzu opaskę, a ksiądz polecił jej zgłosić się po nią po lekcji religii."

Ksiądz Kochański, wspomniany w powyższym cytacie, to sam autor książki. Dalszy ciąg wyglądał następująco: Wiadomość o incydencie doszła do uszu kierownika szkoły, później została zawiadomiona policja, która przybyła, aby aresztować księdza. Doszło do wzburzenia społeczeństwa Tykocina, nastawionego w większości narodowo, opozycyjnie do władzy państwowej. Doszło do zamieszek i tylko przysłowiowa iskra dzieliła zgromadzony tłum od wybuchu. Ja pierwszy raz o tych wydarzeniach przeczytałem studiując jeden z tomów zawierających przedwojenną publicystykę Józefa Mackiewicza. Mam wrażenie, że dziś niewielu mieszkańców Tykocina wie, że podobne zamieszki miały miejsce. Pamiątką po nich jest proporczyk wiszący przy wejściu do kościoła świętej Trójcy.


Po dokładną opowieść co wtedy właściwie się stało odsyłam do relacji z pierwszej ręki w książce.

ks. Antoni Kochański
"526 lat dziejów miasta Tykocina na tle historii Polski"
2010

niedziela, 26 września 2010

Cmentarz żydowski w Tykocinie

Historia osadnictwa żydowskiego w Tykocinie sięga roku 1522, kiedy to Olbracht Gasztołd, władający Tykocinem sprowadził tu dziesięciu Żydów. Dzięki otrzymywanym przywilejom oraz przedsiębiorczości, Tykocin stał się drugą co do wielkości gminą żydowską w Polsce. Upadek miasta oraz gminy żydowskiej rozpoczął się wraz z zaborami w XIX wieku. Jednak aż do II wojny światowej Żydzi stanowili około połowy ludności miasteczka. Kres tej społeczności przyniosły dwa dni: 25 i 26 sierpnia 1941 roku, gdy Niemcy okupujący tę część Polski, wywieźli prawie wszystkich Żydów do nieodległego lasu koło Łopuchowa i tam wymordowali. Całą okupację przeżyło kilkunastu, którzy swoje wspomnienia wydali w książce pt. Sefer Tiktin.

Żydzi mieszkali w dzielnicy Kaczorowo w zachodniej części miasteczka. Pozostały po nich Synagoga Wielka oraz Dom Talmudyczny, w których mieści się oddział Muzeum Podlaskiego. Muzeum organizuje tradycyjne obchody świąt żydowskich. Obok znajduje się dość nieciekawie wyglądająca restauracja Tejsza, oferująca między innymi dania kuchni żydowskiej. Wystrojem nie należy się zrażać, kuchnia stoi na niezłym poziomie.

Dość dużo izraelskiej młodzieży zjeżdża do Tykocina. Są to wycieczki raczej nie wyglądające sympatycznie, otoczone często "wygolonymi karkami" pod bronią, nie korzystające też najczęściej z lokalnych usług.

Choć zdarzają się i bardzo miłe spotkania. Dwa lata temu odwiedził Polskę, przy okazji koncertując w tykocińskiej synagodze, światowej sławy trębacz jazzowy Randy Brecker, którego korzenie prowadzą do Tykocina. Efektem powrotu do miejsca przodków była nagrana wspólnie z Włodkiem Pawlikiem, świetna moim zdaniem, płyta pt. "Tykocin".

Tykocin wieńczą od zachodu i wschodu dwa cmentarze, pamiątki współistnienia dwóch społeczności. W marcu pisałem o cmentarzu rzymskokatolickim położonym przy drodze wjazdowej od Białegostoku. Przechodząc przez cały Tykocin drogą na zachód dochodzimy do krańców miasteczka. Tam po lewej stronie drogi natkniemy się na pozostałości kirkutu z XVI wieku. Podobno najstarsza macewa pochodzi z XVIII wieku. Cmentarz jest mocno zarośnięty trawą i tylko niewiele macew ma widoczne jakiekolwiek napisy. Poniżej zdjęcia najlepiej zachowanych.

czwartek, 25 marca 2010

Pożegnanie zimy. Cmentarz parafii pw. Trójcy Przenajświętszej w Tykocinie

Wiosna definitywnie wkroczyła. Słońce przygrzewa, zrobiło się kolorowo, pełną piersią można w końcu oddychać. Zima była w tym roku długa i mocno dała się we znaki. Na jej odejście prezentuję zdjęcia z wycieczki na cmentarz parafialny w Tykocinie.

Założony został w roku 1795 przez księdza Andrzeja Cykanowskiego, superiora tykocińskiego Domu Misjonarzy na gruncie ofiarowanym przez Bractwo Różańca Świętego. Znajdują się na nim groby proboszczów i księży ze Zgromadzenia Misjonarzy i zakonu bernardynów, który musiał opuścić Tykocin po Powstaniu Styczniowym. Pośród nich grób księdza Konstantego Ludziusa, ostatniego rektora kościoła pobernardyńskiego. Jest też grób lokalnego malarza Zygmunta Bujnowskiego, którego pejzaże okolic Tykocina można obejrzeć w tutejszym muzeum. Zygmunt Bujnowski malował w pierwszej ćwierci XX wieku. Został ciężko ranny w wojnie polsko-bolszewickiej pod Berezyną. Zdrowia już nigdy nie odzyskał, zmarł w 1927 roku, a swe pejzaże rozdawał tutejszym mieszkańcom. Wiele jego obrazów ocalało upiększając wnętrza okolicznych domów.

Mnie jednak najbardziej interesowała kaplica grobowa rodziny Glogerów, już z daleka widoczna z drogi prowadzącej do Tykocina z Białegostoku, dzięki ciekawej architekturze oraz gniazdu bocianiemu na jej szczycie. Spoczywają w niej rodzice wielkiego polskiego uczonego, historyka, archeologa i pisarza Zygmunta Glogera: Jan Gloger - ogrodnik i malarz oraz Michalina z Wojnów Glogerowa, a także pierwsza jego żona Aleksandra z Jelskich oraz syn Stanisław.

Podczas spaceru natknąłem się na nagrobek burmistrza tykocińskiego, zmarłego w roku 1939, Stanisława Koczorowskiego.

Ciekawy jest nagrobek młodo zmarłej przedstawicielki rodu Dziekońskich.



I na koniec nagrobek będący efektem prowadzonych w Tykocinie prac archeologicznych.
W 2003 roku podczas prac przy budowie kanalizacji na ulicy 11 listopada natrafiono na pozostałości cmentarza, najprawdopodobniej pierwotnie prawosławnego, później unickiego. Jak pisze Dorota Wysocka w Przeglądzie Prawosławnym, nr 12/2002 w artykule "To są kości przodków naszych":
"Zakres badań archeologicznych, przeprowadzonych na początku lata tego roku na tykocińskiej ulicy 11 Listopada, określony został przez zasięg inwestycji - budowę kanalizacji. Wykop długi na blisko czterysta metrów i szeroki na mniej więcej półtora biegł wzdłuż chodnika po północnej stronie drogi prowadzącej od strony Złotorii na Plac Czarnieckiego, przez dzielnicę zwaną Nowe Miasto. Badania, prowadzone na zlecenie i koszt władz samorządowych, należało bardzo szybko zakończyć, gdyż terminy budowy były nieprzekraczalne. To co znaleziono warte jednak było wielkiego wysiłku.
Archeologom, Urszuli Stankiewicz i Ireneuszowi Kryńskiemu z Muzeum Podlaskiego, udało się odnaleźć wiele śladów po ludziach zamieszkujących ten teren w czasach prehistorycznych - średniej i młodszej epoce kamienia i wczesnej epoce żelaza, przede wszystkim krzemienne narzędzia i broń, gliniane naczynia. Najciekawsze okazały się jednak odkrycia z czasów późnego średniowiecza.
Cmentarz czytelny był na długości mniej więcej pięćdziesięciu metrów. Znaleziono tam około pięćdziesięciu szkieletów, ułożonych dość gęsto i niekiedy w kilku warstwach. Zmarli skierowani byli głowami na wschód. Niektórych pochowano w drewnianych trumnach, niektórzy być może nigdy ich nie mieli. Wiele kości zmieniło miejsce, gdyż niegdyś groby powszechnie przekopywano. Dzięki współpracy z antropologami udało się ustalić, że wśród pochowanych przeważały kobiety, że jedna z nich padła ofiarą zabójstwa, a dziesięcioletni chłopiec zmarł z powodu choroby zębów.
Nieliczne kobiece ozdoby znalezione w grobach pozwoliły datować pochówki na okres od drugiej połowy wieku XIV po pierwszą połowę wieku XVI. Być może osadnicy ze wschodu pojawiali się w Tykocinie dużo wcześniej, niż grupy sprowadzane przez Gasztołdów, a może biżuterii używano wówczas dużo dłużej.
Samo odkrycie cmentarza nie było zaskoczeniem. Skoro gdzieś tu stała cerkiew (teraz wiadomo już dokładnie gdzie, przynajmniej ta, która spłonęła w 1637 r., i jaki obszar zajmowała cerkiewna posesja) to przy niej powinna znajdować się nekropolia. Jeśli jednak bruk położono na jej północnych obrzeżach w XVIII wieku (co dowodzi zresztą, jak zaniedbane było już wtedy otoczenie świątyni) to pierwotnie ulica musiała biec inaczej. A to burzyło utrwalony w piśmiennictwie pogląd o niezmienności układu przestrzennego Tykocina od czasów średniowiecza. "
I dalej:
"Archeologowie kości z wykopu, zajętego teraz przez rury kanalizacyjne, pieczołowicie wydobyli. Wolą badaczy, władz miasta i jego mieszkańców było godne ich pochowanie. A ponieważ ulica Choroska, nazwana potem Białostocką, w latach trzydziestych stała się - i jest do dziś - ulicą 11 Listopada, postanowiono połączyć pogrzeb z uroczystościami Święta Niepodległości, te zaś skoncentrować nie tylko na dziejach XX wieku.
Zaproszono na nie przedstawicieli Cerkwi prawosławnej, aby zmarłych, już przecież kiedyś zgodnie z chrześcijańskimi zasadami pochowanych, raz jeszcze pożegnał duchowny ich wyznania. Cerkiew reprezentowali o.o. Adam Sawicki i Włodzimierz Misijuk oraz o. diakon Dymitr Tichoniuk.
Pogrzeb miał więc niezwykłą oprawę. Trumna ze szczątkami (właściwie ich cząstką, bo większość spoczęła już w mogile) stanęła na katafalku w kościele parafialnym. Msza za Ojczyznę, celebrowana przez ks. Witolda Nagórskiego, była jednocześnie mszą żałobną. Wspominano bohaterów walczących o wolność, ale i ludzi, którzy przez stulecia w codziennym trudzie przyczyniali się do rozkwitu miasta. Mówiono o śmierci, pamięci o zmarłych, ich trwaniu wśród nas (kazanie - bardzo dobrze przyjęte - wygłosił też o. Adam Sawicki). Tykociński proboszcz podkreślił, że choć dawni mieszkańcy miasta byli różnych wyznań, wszyscy są przodkami dzisiejszych. Nic nie wiadomo o waśniach religijnych wśród mieszczan. Konflikt dotyczył spraw majątkowych i ograniczył się do duchowieństwa.

Z kościoła tłumnie udano się ulicą 11 Listopada w kierunku położonego już za miejskimi zabudowaniami cmentarza.
Trumnę ustawiono na chwilę przed pomnikiem Orła Białego. W Apelu Poległych przywołano uczestników wydarzeń z listopada 1918 r. i imiona mieszkańców trzech nowomiejskich ulic - tak jak je zapisano w inwentarzu z 1571 r. A potem szczątki Dawnych Mieszkańców Tykocina - jak napisano na nagrobnej tablicy - spoczęły w ziemi."