Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bottrop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bottrop. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 grudnia 2023

Katarzyna Paczkowska vel Taysner i chłopskie rodziny patchworkowe w XIX i w pierwszym kwartale XX wieku

W czerwcu tego roku wspominałem o "dziwnej" siostrze mego prapradziadka Wawrzyńca Paczkowskiego, której akt zgonu odnalazłem w księgach stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Kiekrzu wiele lat temu. Chodzi o Katarzynę Paczkowską, która zmarła w wieku 7 lat w roku 1855. W akcie zgonu zapisano, że rodzicami byli Stanisław Paczkowski i nieżyjąca już wtedy Dorota Paczkowska z Derdów. Nie udało mi się jednak odnaleźć aktu urodzenia Katarzyny Paczkowskiej. Aby było trudniej, Stanisław Paczkowski poślubił Dorotę Taysner z Derdów, wdowę w roku 1849. Pisałem już kiedyś o tym, że odnalazłem metrykę urodzenia Katarzyny Taysner, która urodziła się 11 listopada 1848 roku w Krzyżownikach. Wypada przyjąć, że jest to ta sama Katarzyna, której w akcie zgonu wpisano nazwisko Paczkowska. Pytanie, czyją była córką? Pierwszy mąż Doroty, Stanisław Taysner zmarł 1 stycznia 1848 roku w Krzyżownikach. Nie mógł być więc ojcem. Czy był nim Stanisław, który poślubił Dorotę 18 lutego 1849 roku, ponad 3 miesiące po narodzinach Katarzyny? Nie można tego wykluczyć. Ale pewności też nie ma. Przyjmuję więc oficjalnie, że Stanisław Paczkowski miał z Dorotą Derdą tylko jednego syna - mego prapradziadka Wawrzyńca.

Jednak Wawrzyniec nie był jedynym dzieckiem w rodzinie. Po śmierci Doroty, Stanisław Paczkowski poślubił Juliannę Teichmann w roku 1853, z którą miał przynajmniej dwoje dzieci, które nie zmarły w dzieciństwie:

Józefę, urodzoną w Krzyżownikach w roku 1855 i Franciszkę, urodzoną w Krzyżownikach w roku 1858. Podejrzewam, że po śmierci Julianny (której aktu zgonu nie odnalazłem jak na razie), Stanisław Paczkowski wstąpił po raz trzeci w związek małżeński, ale ta sprawa wymaga jeszcze zbadania.

Ale i Dorota wstępując w związek małżeński ze Stanisławem Paczkowskim miała już gromadkę dzieci z Sebastianem Taysnerem, którego poślubiła w roku 1836 w Kiekrzu. Udało mi się zidentyfikować następujące dzieci, które przeżyły dzieciństwo:

Nepomucena Taysner, urodzona w roku 1837,

Antonina Taysner, urodzona w roku 1844,

Emilia Taysner, urodzona w roku 1846.

Sebastian Taysner też mógł mieć swoje dzieci z pierwszego małżeństwa, wstępował bowiem w związek małżeński z Dorotą Derdą, jako wdowiec. Trudno powiedzieć, czy wszystkie te dzieci mieszkały w jednym domu i jakie stosunki panowały w rodzinie.

***

Sytuacja w domu rodzinnym Stanisława nie była niczym nowym. On sam wychowywał się w rodzinie patchworkowej.

Tomasz Paczkowski ojciec Stanisława ożenił się z Jadwigą Brzezińską, wdową po swym bracie Andrzeju Paczkowskim. Tomasz z Jadwigą poza Stanisławem mieli jeszcze synów: Jana, urodzonego około roku 1819 i Jakuba urodzonego w roku 1825 w Krzyżownikach.

Ale był jeszcze Maciej, urodzony w roku 1819, w którego akcie urodzenia wpisano tylko imię i nazwisko matki. Czy było więcej dzieci Andrzeja i Jadwigi? To pozostaje do dalszych badań, podobnie jak to skąd Tomasz Paczkowski trafił do Krzyżownik.

***

Wawrzyniec Paczkowski, mój prapradziadek powielał wzorce rodzinne znane z dzieciństwa. W roku 1878 poślubił w Kiekrzu Katarzynę Goworzowską z Urbaniaków. Urodziła im się całkiem spora gromadka dzieci. Oto te, które nie zmarły w dzieciństwie:

Franciszka, 1881, późniejsza żona Michała Tomczaka,

Rozalia, 1882, późniejsza żona Pawła Turka,

Marianna, 1883,

Katarzyna, 1884,

Stanisław, 1886,

Józef, 1888 - mój pradziadek,

Franciszek, 1890.

Jednak Katarzyna, żona Wawrzyńca miała dzieci również z Marcinem Goworzowskim. Oto te, które nie zmarły w dzieciństwie:

Marianna, 1870,

Antonina, 1871,

Andrzej, 1874.

Ale i Marcin Goworzowski żeniąc się z Katarzyną Urbaniak w roku 1869 w Skórzewie przyprowadził do rodziny swoje dzieci z pierwszego małżeństwa z Marianną Grześkowiak. Udało mi się odnaleźć następujące ich dzieci:

Wojciech, ur. 1857,

Magdalena, ur. 1861 w Dąbrowie,

Katarzyna, ur. 1863 w Dąbrowie.

Prawdziwy misz-masz.

***

Józef Paczkowski, mój pradziadek ożenił się w Bottrop w roku 1914 z  wdową po swym przyjacielu Aleksandrze Kurosinskim, Józefą z Uzarków. Według opowieści rodzinnych, Józefa miała z Aleksandrem Kurosińskim dwoje dzieci, Aleksandra i Marię.

Nie udało mi się odnaleźć aktu urodzenia Aleksandra Kurosińkiego, ale Maria na pewno była panieńskim dzieckiem Józefy, urodzonym w roku 1910 w Raczycach. Mogła być dzieckiem Aleksandra, ale wówczas należałoby zadać pytanie, dlaczego zwlekał tak długo ze ślubem z Józefą, który odbył się dopiero w roku 1913 w Bottrop.

Po ślubie z Józefą mój pradziadek miał więc w domu dwójkę jej dzieci. Wkrótce urodził się mój dziadek Feliks (1916 Bottrop), a potem jego młodsza siostra Helena (1918 Bottrop). Po wojnie małżonkowie, już z trójką dzieci (Maria została z rodziną w Niemczech, czy z rodziną Aleksandra Kurosińskiego? Nie mam pojęcia.) osiedlają się w Poznaniu, gdzie Józefa umiera w roku 1923. Józef Paczkowski związuje się tego samego roku w kwietniu z Marią Kaczmarek (ślub w Psarskich), z którą ma córkę Zofię urodzoną w roku 1925.

O ile nie potrafię nic powiedzieć na temat stosunków w rodzinach patchworkowych mego prapradziadka Wawrzyńca, jego ojca Stanisława i jego dziadka Tomasza, o tyle w rodzinie Józefa Paczkowskiego nie było idealnie. Mój dziadek i jego siostra Helena bardzo wcześnie mieszkali poza domem rodzinnym i jakoś sobie radzili, jak wynika z opowieści rodzinnych. O ile luźne kontakty z Czesławem i Stanisławem Kurosińskim, wnukami Aleksandra Kurosińskiego, pierwszego męża Józefy Uzarek, rodzina mych dziadków utrzymywała jeszcze długo po wojnie, o tyle z Zofią stosunki były bardzo złe. Stąd też w moim domu rodzinnym pamiątek po pradziadku Józefie praktycznie nie było.

poniedziałek, 18 maja 2020

Kalendarium historyczne Krzyżownik

Pełny tytuł książki brzmi "Kalendarium historyczne Krzyżownik - Smochowic -Sytkowa 1388 - 2015". Jej autorem jest Andrzej Czarnecki, a wydana została w 2015 roku w Poznaniu.  Jest to kompendium wiedzy o tej części Poznania, która obejmuje dawną wieś Krzyżowniki,  a także tę jej część, której w 1947 roku nadano nazwę Smochowice.

Główna część książki jest mało interesująca dla mnie. Pradziadek Józef Paczkowski, który urodził się w Krzyżownikach w roku 1888 trafił później do Bottrop w Nadrenii Westfalli, gdzie w 1914 roku zawarł związek małżeński z Józefą Kurosińską z Uzarków. Po powrocie do Polski w 1918 roku zamieszkał na Jeżycach w Poznaniu i można powiedzieć, że od tego momentu związki Paczkowskich z Krzyżownikami ulegały stopniowemu osłabieniu, aby ulec prawie całkowitemu zerwaniu po II wojnie światowej. 

Ale wcześniej moi przodkowie Paczkowscy mieszkali w Krzyżownikach przynajmniej od drugiego dziesięciolecia XIX wieku, jeśli nie dłużej, dlatego też tak interesująca dla mnie była mniej obszerna część pierwsza książki, zawierająca kalendarium historyczne Krzyżownik od  pierwszej wzmianki w roku 1388 do 2014 roku.

W kalendarium tym trzykrotnie wymieniony został bowiem Tomasz Paczkowski, mój antenat sprzed sześciu pokoleń.

Pierwsza wzmianka dotyczy roku 1813. Wtedy bowiem zmarł Andrzej Paczkowski z Krzyżownik, pozostawiając po sobie wdowę z trojgiem dzieci  na 1/4 huby roli; opiekował się nimi brat zmarłego Tomasz Paczkowski.

Skądinąd wiadomo, że wdowa ta to Jadwiga Paszkowska (Paczkowska) z Brzezińskich - późniejsza żona Tomasza.

W końcu lat 40-ych XIX wieku, tuż przed śmiercią, Tomasz Paczkowski odgrywał ważna rolę w  życiu Krzyżownik. W 1848 roku po śmierci S. Taysnera został bowiem sołtysem Krzyżownik, a ostatnia wzmianka w książce dotyczy jego śmierci w roku 1850.

Historia Krzyżownik nakreślona w kalendarium jest równie ciekawa. Przez kilkaset lat, aż do roku 1838 Krzyżowniki były bowiem własnością  Zakonu Maltańskiego. Do dziś w Poznaniu nieopodal jeziora Malta znajduje się kościół pw. św. Jana Jerozolimskiego, wybudowany w pierwszej połowie XIII wieku przez joannitów właśnie. Ale to już temat na inną opowieść...


Dziękuję Piotrowi Stacheckiemu za zwrócenie uwagi, że książka została wystawiona na Allegro.

niedziela, 19 listopada 2017

Z akt miasta Poznania. Kartoteka ewidencji ludności 1870-1931

Warto czytać czasopismo genealogiczne More Maiorum! Zamieszcza między innymi informacje o różnego rodzaju zasobach historycznych dostępnych w internecie. Dzięki tego rodzaju wzmiance trafiłem na stronę zawierającą Kartotekę ewidencji ludności z lat 1870-1931 - zasób należący do akt miasta Poznania, zdigitalizowany oraz zaopatrzony w alfabetycznie ułożony indeks nazwisk, co bardzo ułatwiło przeszukiwanie.

Nie spodziewałem się jakichś szczególnych odkryć. Ot, przybędzie mi trochę informacji dotyczących adresów, pod którymi mieszkali moi Paczkowscy przodkowie - myślałem. Myliłem się jednak. Znalazłem 5 fiszek - wszystkie dotyczyły pokolenia moich pradziadków i prapradziadków. Zawierały informacje z okresu od początku XX wieku do lat 20-ych, z których jedna przyniosła informację zupełnie nową i nieoczekiwaną.

Pierwsza z odnalezionych kart (nr 456) zawierała informacje o prapradziadkach: Wawrzyńcu Paczkowskim (zapisany jako Paczkowski Lorenz z niemiecka) i Katarzynie z Urbaniaków. Razem z nimi zapisana jest córka Rozalia Paczkowska, urodzona 30 sierpnia 1882 roku - starsza siostra pradziadka Józefa. (Tak a propos, metryki chrztu Rozalii nie znalazłem przeszukując kiedyś księgi chrztów parafii Kiekrz. Odpis metryki urodzenia Rozalii otrzymałem dopiero w zeszłym roku od pana Ryszarda, który przeczytał jeden z artykułów na moim blogu i przesłał wraz z odpisem metryki również zdjęcie Rozalii. Jak dotąd jest to jedyne zdjęcie rodzeństwa pradziadka Józefa Paczkowskiego, jakie posiadam.) Wracając do karty, zapisane jest, że Rozalia urodziła się w Jeżycach, choć jak wiadomo ze wspomnianego odpisu, urodziła się, jak i inne rodzeństwo w sąsiednich Krzyżownikach. Obok nazwiska Paczkowski Lorenz zapisano Müller, co jest kolejnym potwierdzeniem jego profesji młynarskiej. Niestety kompletnie nieczytelne są dla mnie zapisy w rubryce Wohnung - zamieszkanie.

Druga karta (nr 475) dotyczy praprababci Katarzyny Paczkowskiej z Urbaniaków. Odnotowano na górze nazwisko jej męża oraz zaznaczono krzyżykiem informację o jego zgonie. Niewiele nowego wnosi ta karta. Data i miejsce urodzenia Katarzyny, a także data jej zgonu były mi już od dawna znane. Jedyna nowa informacja znalazła się w rubryce Wohnung. Wynika z niej, że już jako wdowa mieszkała 9 listopada 1904 roku nadal w Krzyżownikach. Pozostała część tej rubryki nie jest dla mnie czytelna.

Kolejna trzecia już karta (nr 384) dotyczy pradziadka Józefa Paczkowskiego. Pierwsza adnotacja pochodzi z 11 stycznia 1904 roku, gdy zapisano, że mieszkał w Krzyżownikach. Kolejne informacje pochodzą już z czasów po pierwszej wojnie światowej. Jest informacja o żonie Józefie z Uzarków i jej dacie zgonu (15 lutego 1923) oraz o dzieciach: Feliksie  - moim dziadku i jego siostrze Helenie. Oboje urodzeni w Bottrop - przyjechali do Polski z rodzicami i zostali zameldowani w odpowiednim urzędzie 4 marca 1919 roku. Zapiski z 1919 roku sporządzone zostały w języku niemieckim, ten z 1923 roku (o zgonie Józefy) już po polsku.


Równie ciekawa jest karta dotycząca Rozalii Paczkowskiej. Pierwsza wzmianka o zamieszkiwaniu w Krzyżownikach została sporządzona 4 stycznia 1897 roku. Ale zupełną nowością jest wpisana data ślubu z Pawłem Turkiem - 27 października 1909 roku.


Najciekawsza jednak jest ostatnia karta dotycząca drugiej żony pradziadka Józefa Paczkowskiego - Marii z Kaczmarków. Maria urodziła się w Psarskich w 1893 roku. Rodzicami byli Stanisław i Magdalena z Sobkowiaków. Ślub z Józefem wzięła dość szybko, bo już 28 kwietnia 1923 roku, czyli nieco ponad 2 miesiące po śmierci pierwszej żony - Józefy. Józef miał na wychowaniu na pewno trójkę dzieci: Aleksandra Kurosińskiego - syna Józefy z pierwszym mężem oraz dwójkę swoich dzieci. Zapewne ten fakt wpłynął na chęć szybkiego ponownego ożenku. Pomoc kobiety w wychowaniu dzieci była nie do przecenienia. Józefowi i Marii urodziła się jeszcze jedna córka Zofia, skonfliktowana później z dużą częścią rodziny. Ale od nikogo z rodziny nie słyszałem wcześniej, że Maria miała jeszcze jedną córkę!

Karta Marii Paczkowskiej z Kaczmarków musiała zostać sporządzona już w 1923 roku, choć na niemieckim druku to uczyniono.  Zapisano bowiem, że jest żoną kolejarza Józefa Paczkowskiego.

Pod danymi Marii wpisano zaś dane córki, również Marii, urodzonej 31 grudnia 1923 roku. Dziecko musiało umrzeć zaraz po urodzeniu, obok imienia dorysowano bowiem krzyżyk, a w polu Wohnung wpisano "przyj. (przyjęto) 23.12.1923 z Krzyżowniki, Poznań, 6.1.24 matkę z powrotem, Krzyżowniki, Poznań." Jak rozumiem Maria trafiła do Krajowej Kliniki dla kobiet i szkoły położnych 23 grudnia 1923 roku. 31 grudnia urodziła córkę, która wkrótce zmarła, a 6 stycznia kolejnego roku została wypisana ze szpitala  do domu.

Tu pojawia się szereg pytań, na które pewnie nie będę znał odpowiedzi. Czy Maria była córką Józefa? Jeśli tak, czy została poczęta jeszcze w marcu 1923 roku, gdy Józef był w żałobie po śmierci pierwszej żony?  A może została poczęta później, już po ślubie i urodziła się zbyt wcześnie, co mogło być przyczyną jej wczesnego zgonu? No i trzecia możliwość taka, że Maria nie była córką Józefa.

Wydawałoby się zwykłe fiszki z danymi meldunkowymi, a jaka waga gatunkowa zagadki.



środa, 14 czerwca 2017

Akt ślubu Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek odnaleziony!

Początki zagadki związanej z późniejszymi poszukiwaniami metryki ślubu prapradziadków Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek sięgają odnalezienia w księgach ochrzczonych parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie z roku 1888 metryki chrztu prababci Józefy. Zdziwiło mnie, że została ochrzczona jako dziecko nieślubne, pamiętałem bowiem, że w metryce zgonu dziadka została zapisana pod nazwiskiem Uzaryk, z błędem co prawda, ale było to nazwisko jej ojca, prawidłowo pisane Uzarek.

Później, odnajdowałem kolejne dokumenty, w których Józefa zapisywana była pod nazwiskiem ojca. W akcie ślubu Józefy z Aleksandrem Kurosińskim zawartym przed urzędnikiem Standesamt w Bottrop w 1913 roku, jako rodzice Józefy wymienieni są Marcin Uzarek i Balbina z Kaczmarków.  Akt zgonu Marcina Uzarka, który zmarł w Buchow Karpzow w 1909 roku podaje zaś, że osobą zgłaszającą zgon była córka Józefa Uzarek. Przesłanki przemawiające za tym, że Marcin i Balbina byli małżonkami istniały więc, ale w księgach ślubów parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie, skąd pochodziła Balbina, aktu ślubu nie znalazłem.

Przeglądając księgi stanu cywilnego z parafii odolanowskiej, z której pochodził z kolei Marcin Uzarek, znalazłem akt urodzenia Walentego Uzarka, syna Marcina i Balbiny, urodzonego w 1895 roku, jako ślubne dziecko w Garkach. Było to kolejny przesłanka potwierdzająca, że Marcin z Balbiną byli małżonkami.

Poszukiwałem też bezskutecznie aktu ślubu Marcina i Balbiny w księgach stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Odolanowie i wówczas natknąłem się na kolejne metryki urodzenia ich dzieci. W roku 1893 urodziły się Anna i Emilia, obie córki zapisane jako ślubne. Czyli ślub musiał mieć miejsce między 1888, a 1893 rokiem.

W kolejnym kroku kontynuowałem poszukiwania w Bottrop, gdzie Balbina mieszkała przed I wojną światową. Tam również nie znalazłem poszukiwanego aktu ślubu, ale dowiedziałem się za to, że Balbina po śmierci Marcina poślubiła w Horst Franciszka Szołtyska.

Akt ślubu prapradziadków odnalazłem dzięki przypadkowi. Kilka lat wcześniej, gdy wypożyczałem mikrofilmy zawierające księgi ślubów parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie za pośrednictwem Archiwum Państwowego w Białymstoku sądziłem, że są to księgi tożsame z księgami stanu cywilnego. Dlatego nie zaglądałem na stronę szukajwarchiwach.pl, gdzie między innymi odnalazłem wiele akt rodzinnych w księgach stanu cywilnego parafii Odolanów. Gdy zajrzałem w końcu do ksiąg parafii Ostrzeszów, zdziwiło mnie, że widzę indeks urodzeń, małżeństw i zgonów, którego wcześniej nie widziałem na wypożyczonym mikrofilmie.

Gdy z kolei otworzyłem stronę ze skanami indeksów ostrzeszowskich urodzeń z roku 1888 zdziwiłem się widząc w skorowidzu Józefę Uzarek. Pamiętałem bowiem dobrze, że w ostrzeszowskich księgach chrztów zapisana była jako Józefa Kaczmarek, panieńskie dziecko Balbiny. Poczułem, że zapis ten otwiera szansę...

Same skany metryk urodzeń z roku 1888 nie były dostępne na stronie szukajwarchiwach.pl. Napisałem do Archiwum Państwowego w Kaliszu z prośbą o przesłanie. Warto było!



Właściwemu aktowi urodzenia Józefy towarzyszy bowiem dopisek na marginesie z lewej strony. Okazuje się, że Marcin Uzarek, rzemieślnik, zamieszkały w Halle an der Saale przy Grosse Brauhausgasse 30 w dniu 19 stycznia 1889 uznał Józefę, córkę robotnicy dniówkowej, Balbiny Kaczmarek za swoje dziecko. Był to istotny trop. Okazało się bowiem, że sam ślub Marcina i Balbiny odbył się również w Halle tego samego dnia.


Pod aktem widnieją podpisy zarówno Marcina, jak i Balbiny. Mnie ciekawi, co spowodowało, że Balbina, nieco ponad 3 miesiące po porodzie zdecydowała się odbyć podróż z Siedlikowa do Halle, dlaczego nie mogło być odwrotnie? Dlaczego to nie Marcin przyjechał do Siedlikowa, aby tam wziąć ślub? Czy Balbina podróżowała z małym dzieckiem - moją prababcią? Pewnie tak. W jaki sposób, pociągiem? Jak taka podróż wtedy wyglądała? W Halle młodzi małżonkowie długo nie zagrzali miejsca, skoro ich kolejne dzieci urodziły się już w Garkach w parafii Odolanów.

Pod aktem widnieją jeszcze dwa dopiski, dotyczące ślubów dwóch innych dzieci Marcina i Balbiny. Józef Uzarek urodzony w Raczycach w 1904 roku ożenił się w 1939 roku w Bottrop, zaś Stanisław, jego brat urodzony w roku 1906 w Raczycach, w roku 1944 ożenił się również w Bottrop. Ciekawe? Czy świadczą one o zniemczeniu się obu braci?

Bardzo dziękuję Marcinowi Maryniczowi za przesłanie aktu ślubu z Halle, a Beacie Bistram i Wojciechowi Lisowi za pomoc w ustaleniu treści zapisku na marginesie aktu urodzenia Józefy.

wtorek, 19 lipca 2016

Horst Am Emscher

Zaparkowałem samochód nieopodal Essener Straße, jednej z centralnych uliczek dawnego Horst. Zwrócił moją uwagę deptak, w jaki przechodziła ta ulica - znak, że będzie tu można znaleźć restaurację lub bar, bez dłuższych poszukiwań. Było już późne popołudnie, a my po całym dniu jazdy autostradą, na paluszkach i czipsach.

Jeszcze kilka dni wcześniej nie pomyślałbym, że pojadę do Niemiec wraz z synem. Długa podróż po to tylko, aby zobaczyć miejsce, gdzie kiedyś mieszkała praprababka, o której wiadomo tylko na podstawie znalezionych dokumentów - cóż to mogła być za atrakcja dla nastolatka? A jednak myliłem się.

Po lewej pizzernia, kilkadziesiąt metrów dalej po prawej turecki grill. Ta pierwsza prawie pusta, w drugim pełno Niemców, Turków, kobiet w chustach na głowie, niemal pewne, że dobrze tam karmią.

Ach, cóż to było za danie! Saç kavurma! Staję się powoli smakoszem tureckiej kuchni. Duszone mięso z warzywami, papryką i pomidorami podane na specjalnej patelni. Czy byłem aż tak głodny, czy jakość tej potrawy była doskonała? Obok Marcin z równie wielkim smakiem pałaszował swoje danie popijając zimną colą.

-------

Gdy dwa lata temu otrzymałem kartę meldunkową Franza Scholtysska, drugiego męża praprababci Balbiny Kaczmarek, z której wynikało, że razem mieszkali w Horst Am Emscher w latach 1913-1918, kwestią czasu była próba odczytania adresów widniejących w dokumencie. Jednakże dla mnie okazało się to niemożliwością. Później zakiełkował w mej głowie pomysł, aby pojechać do Gelsenkirchen, którego dzielnicę stanowi od prawie 100 lat dawne miasteczko górnicze Horst. Wysyłałem prośby o odczytanie adresów do wszystkich osób, które niemieckim posługują się na co dzień, z nadzieją, że będę mógł spacerować obok konkretnych adresów, gdzie mieszkała Balbina. Niestety bez rezultatu. Nikt nie potrafił odczytać niechlujnego, urzędniczego pisma.

Dzień przed podróżą do Niemiec otrzymałem wreszcie ostatnią odpowiedź, nie mając prawdę mówiąc nadziei, że ktoś będzie w stanie mi pomóc. Odpowiedział Amstern, dawny znajomy z portalu salon24.pl, który, jak sam stwierdził odczytał nazwy ulic z 99 % pewnością. Czyż to nie cudowny zbieg okoliczności otrzymać taką wiadomość w takim momencie?

-------------

Po tureckiem posiłku postanowiliśmy przejść spacerem przez Horst i zakończyć go nad rzeczką Emscher w Nordsternparku, powstałym na terenie dawnej kopalni. Industriestraße prowadziła nas na południe wzdłuż szarych kamienic. Gdzieniegdzie widzieliśmy wywieszone flagi niemieckie, aktualne jeszcze parę dni wcześniej, zanim piłkarska drużyna przegrała na Euro z Francją. Przy kawiarnianych stolikach gdzieniegdzie siedziały Turczynki w kwiecie wieku z osami przykrytymi chustami, minęła nas również Polka, która podobnie jak my odwiedzała Gelsenkirchen turystycznie. Gdy Industriestraße przeszła w Strickerstraße, kamienice zaczęły ustępować miejsca górniczym domkom jednorodzinnym z małymi przydomowymi ogródkami, doskonale pielęgnowanymi. Wkrótce doszliśmy też do parku, nad którym górowała wieża szybowa dawnej kopalni z rzeźbą Herkulesa na szczycie. Tuż obok fontanna i fantazyjne strumyczki. Za wieżą szybową zaś rozciągał się zielony park, w którym zorganizowano trasy dla miłośników biegów bądź nordic walkingu. Pofałdowany teren pełen był roślinności. Różane klomby sąsiadowały z placem zabaw, tuż obok rósł niewielki lasek, na którego obrzeżach baraszkowały zające. Mijały nas wieloetniczne grupki młodzieży, ludzie w różnym wieku ćwiczący, biegnący, spacerowały panie z psami. Jedynie zapach rzeczki stanowił zgrzytliwy kontrast z urokiem pokopalnianego parku. ońce zaczynało powoli zachodzić, więc udaliśmy się w drogę powrotną do samochodu i hotelu.

--------
Okolice rzeki Emscher były zabagnione i ludność zamieszkująca te tereny należała do najbiedniejszej na terenie Prus przed industrializacją. Gwałtowny rozwój przemysłu wydobywczego nastąpił w końcówce XIX wieku. W roku 1895 w Horst mieszkało około 5000 mieszkańców. Do roku 1910  liczba ta wzrosła 4-krotnie. W tym okresie trafiła tu Balbina, za której przyczyną wybrałem się z synem w podróż. Industrializacja regionu trwała do lat 50-ych XX wieku. W tym czasie radzono sobie z wybuchami epidemii tyfusu i cholery, niedostatecznymi warunkami higienicznymi w regionie, budową systemu wodociągów i kanalizacji, regulacją rzeki. Kopalnia Nordstern Colliery ostatecznie zamknięta została w 1993 roku, a na jej terenie powstał park.
----------

Sprawdziłem w hotelu, gdzie umiejscowione są na planie miasta ulice odczytane przez Amsterna z karty meldunkowej Franza Scholtysska. Welheimerstraße, Prosperstraße, Holzstraße, Gerhardstraße rozsiane były po Gelsenkirchen, Bottrop, Gladbeck - podobnie jak Horst przyłączonym niegdyś do Gelsenkirchen. Żadna z nich nie leżała w granicach Horst. Bardzo małe prawdopodobieństwo, że trafilibyśmy pod te same adresy, jak w 1913 roku. Zrezygnowaliśmy z ich objazdu na rzecz centrum Gelsenkirchen następnego dnia.
--------

Najpierw jednak, zaraz po śniadaniu, wybraliśmy się do Veltins Arena, nowoczesnego stadionu piłkarskiej drużyny Schalke 04. Było pusto dokoła, uwadze mojej nie umknęło wszechobecne logo Gazpromu. Udaliśmy się pod wskazane wejście numer 12 i wdrapaliśmy na drugie piętro stadionu, gdzie mieściło się muzeum. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania całego stadionu z przewodnikiem ze względu na to, że mieliśmy do wyboru tylko wersję niemieckojęzyczną. Przez szybę widać było zamkniętą pod dachem murawę stadionu - bez rewelacji - akurat trwały prace remontowe.
Skupiliśmy się na eksponatach z początków historii klubu - prehistorycznych strojach, obuwiu, artykułach prasowych, zdjęciach drużyny - ileż polsko brzmiących nazwisk.  Zagłębie Ruhry, Westfalia to w początkach XX wieku podstawowe kierunki emigracji za pracą i chlebem Polaków. Obejrzeliśmy filmy, jeden obrazujący historię klubu, budowę stadionu, osiągnięcia na przestrzeni czasu oraz drugi pokazujący najefektowniejsze bramki strzelane przez Schalke, ale także najsmutniejsze dla Schalke momenty z boiska. Na koniec sklep z gadżetami klubowymi, gdzie Marcin dostał w prezencie karty ze zdjęciami zawodników wraz z autografami.
-----

Balbina Kaczmarek, primo voto Uzarek, secundo voto Szołtysek, urodzona 24 listopada 1867 roku w Siedlikowie koło Ostrzeszowa. Rodzice: Adam Kaczmarek i Małgorzata z Kowalskich. Żona Marcina Uzarka (wciąż nie wiem, kiedy i gdzie wzięli ślub), matka Józefy - mej prababci. W latach 1893-1895 mieszkała w Garkach koło Odolanowa, później też i w Raczycach. Tam rodziły się jej dzieci, więc może nie mieszkała na stałe, tylko pomieszkiwała? W latach 1913-1919 z krótką przerwą na Poznań mieszkała w okolicach Horst. W roku 1913, 4 lata po śmierci pierwszego męża Marcina, wyszła za mąż w Horst za Franciszka Szołtyska. W roku 1919 mieszkała już w Hobrechtsfelde koło Berlina. Do 1935 roku, kiedy wróciła do Polski, do Odolanowa. Zmarła 3 października 1942 roku w Raczycach koło Odolanowa. Nie odnalazłem jej grobu w Odolanowie.


---------

Poniżej garść zdjęć z wyprawy do Horst.