Pokazywanie postów oznaczonych etykietą katedra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą katedra. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 lutego 2019

Las Vegas

Przy stole siedział mężczyzna w marynarce, z jednodniowym ciemnym zarostem na twarzy. Za nim i dokoła stali gapie. Wziął do ręki kilkanaście żetonów ze stosów leżących przed nim i postawił na kilka liczb, nie zapominając o pustym polu koloru czarnego. Krupier zakręcił kołem ruletki. Czekaliśmy w napięciu wraz z innymi obserwującymi, na jakim polu zatrzyma się krążąca po okręgu metalowa kulka. Wreszcie koło zaczęło zwalniać. Jest, wylądowała! Niestety żadna z liczb wybranych wcześniej, ale za to czarny kolor. Gdy krupier zabierał ze stołu żetony, po jego drugiej stronie przysiadła kobieta piękność. Długie rozwiane ciemne włosy, zmysłowo podkreślająca usta szminka, pięknie wypielęgnowane paznokcie, lekka opalenizna na odsłoniętych ramionach, czarna sukienka o głębokim dekolcie i krótkich ramiączkach, droga biżuteria. Mięśnie mężczyzny zadrżały pod marynarką. Tym razem obstawiał on oraz kobieta po drugiej stronie stołu. Obserwowaliśmy pot na czole mężczyzny, drżenie mięśni pod marynarką i kobietę śmiało obstawiającą kolejne pola. I znów, jak poprzednio krupier zakręcił kołem ruletki. Chwile skupienia i oczekiwania. Tym razem większość żetonów powędrowała na stos mężczyzny, któremu po cichu kibicowaliśmy. Patrzyliśmy z zaciekawieniem na niego, wyobrażając sobie, jaką walkę w swym wnętrzu musi stoczyć. Postawić znów, jeszcze więcej, czy pójść do kasy po wygraną? Drżenie pod marynarką nasiliło się. Kobieta po drugiej stronie stołu zaczęła obstawiać, kładąc żetony nonszalancko na różnych polach. Mężczyzna, którego obserwowaliśmy w skupieniu zgarnął żetony i odszedł w stronę kas po swoje parę tysięcy dolarów. Ależ emocje!

***

Automaty do gier stoją już na lotnisku McCarran w Las Vegas. Po wejściu do każdego z luksusowych hoteli (największy z nich, MGM ma 5800 pokoi) można zobaczyć salę nimi wypełnioną. Przy niektórych wyżywają się amatorzy hazardu, wiele stoi pustych. Największe emocje panują w głębi, przy stołach ruletki i Black Jacka, zwłaszcza tam, gdzie minimalna stawka wynosi 25 lub 50 dolarów. Po bokach sal rozlokowane są pokoje dla pokerzystów. Natomiast olbrzymie sale do obstawiania zakładów bukmacherskich, wielkości naszych sal kinowych, z ogromnymi wyświetlaczami dokoła na tyłach.

 Nigdy wcześniej nie widziałem ulotek informacyjnych zatytułowanych "Problem gambling information and resources".

"- Czy potrzebujesz grać, zwiększając ilość pieniędzy w grze, aby osiągnąć pożądaną ekscytację?

- Czy odczuwasz irytację, gdy próbujesz zakończyć grę?

- Czy masz za sobą nieskuteczne próby zakończenia gry?"

To są prawdopodobnie pierwsze symptomy uzależnienia od hazardu. Inne to "kłamstwa na temat uczestnictwa w grze", "utrata ważnych relacji, pracy, szansy na pracę lub karierę, w związku z zaangażowaniem w gry hazardowe", "pożyczanie pieniędzy po to , aby móc grać".

Na końcu ulotki telefon kontaktowy o nazwie: "Problem Gamblers Helpline".

***

Gramy w ruletkę. Obstawiamy same kolory. Czarny, jeśli ostatnio wypadł czerwony i odwrotnie. Kładę żeton o warotści 10 dolarów i wygrywam. Zmiana koloru i znów wygrana. W tym momencie tłumię swą wewnętrzną chęć dalszej gry i idę do kas po wygraną. Satysfakcja z wygranej w jaskini hazardu daje większą przyjemność niż dalsza gra. Ta jednak toczy się dalej już bez mego udziału. Obstawianie  kolorów według powyższego systemu. Na 5 kolejnych zakręceń kołem ruletki, metalowa kulka dwukrotnie wypada na zielonym polu. Niewiarygodne!

***

Hotele na zdjęciach w internecie wyglądają o niebo lepiej niż w rzeczywistości. W Polsce i w Europie zdarza się, że przyjeżdżając na miejsce dziwimy się różnicy między tym, co oglądaliśmy parę dni wcześniej na monitorze komputera, a rzeczywistym standardem danego miejsca. W Stanach Zjednoczonych, w przeciętnych hotelach jest to nagminne. Na stronach w internecie nie widać podmokłych podłóg w pokojach, otwierających się do połowy drzwi windy, wiader ustawionych na środku korytarza, służących do łapania kapiącej wody z sufitu, nie działających kart do pokojów, czy suszarek do włosów. (- Czy mogę prosić o wymianę suszarki w pokoju na działającą? - A na pewno będzie Panu potrzebna?). W hotelach takich, śniadanie w cenie to chleb tostowy, masło, dżem, jajka na twardo, zestaw do własnoręcznego robienia gofrów. Jest nieźle, jeśli można sobie nałożyć ciepłą owsiankę. A czy jest coś pozytywnego? Jest. Niezależnie, jak zły jest to hotel, łóżko z czystą pościelą jest olbrzymie i wygodne (king size bed).

***

Las Vegas nocą i w dzień. Sącząca się zewsząd muzyka rozrywkowa. Hotele ociekające przepychem, pełne kiczu, ale też pełnego rozrywki klimatu. Pokaz fontann przed hotelem Bellagio, kasyna, hotel Stratosfera z wysoką na 100 pięter wieżą widokową, hotel Venetian z kanałami między budynkami, kolejka Monorail łącząca największe kasyna w mieście. To wszystko warto zobaczyć i przeżyć. Na mnie duże wrażenie wywarł hotel Westgate i jego historia.



Otwarty został w roku 1969 jako International Hotel. Przez wiele lat znany pod nazwą Las Vegas Hilton. Był to największy hotel na świecie przez 8 lat, od roku 1981 do 1990. Obecną nazwę nosi od roku 2014.

Oczywiście króluje w nim kasyno. Automaty do gier widać już po przekroczeniu drzwi wejściowych. Sale konferencyjne, sala zakładów bukmacherskich, sklepy z pamiątkami, restauracje i bary.

W roku 1969, na samym początku hotel podpisał 4-tygodniowy kontrakt z Elvisem Presleyem. Miał otwierać swymi koncertami główny show Barbry Streisand, po 8 latach przerwy w występach scenicznych. Koncerty okazały się takim sukcesem, że wkrótce hotel podpisał z królem muzyki rockandrollowej kolejny kontrakt na 5 lat. W sumie Elvis dał w hotelu Hilton Las Vegas 636 koncertów w okresie 1969-1977. Wszystkie sprzedały się do ostatniego miejsca.

Rok po śmierci Elvisa stanęła w hotelu jego rzeźba wykonana z brązu. Towarzyszą jej portret Presleya wykonany przez Stevena Sullivana oraz zdjęcie Barbry Streisand.





Nieopodal hotelu Elvis Presley Boulevard krzyżuje się z Paradise Road. Był styczeń, gdy tego doświadczałem, w powietrzu 16 stopni Celsjusza. 

***

W Las Vegas można znaleźć miejsca dla ducha. Przy drodze wiodącej z hotelu Westgate do hotelu Encore znajduje się budynek rzymskokatolickiej katedry Anioła Stróża. W porównaniu z gigantycznych rozmiarów hotelami katedra w Las Vegas przypomina raczej wiejski kościółek. Małych rozmiarów zachwyca swą nowoczesną architekturą, lekkością i programem artystycznym. Została zaprojektowana przez uznanego w stanie California architekta Paula Revere Williamsa i wybudowana w roku 1963 na działce podarowanej przez gangstera żydowskiego pochodzenia Moe Dalitza.


Mozaika nad głównym wejściem przedstawiająca Anioła Stróża z towarzyszącymi mu figurami Pokuty, Modlitwy i Pokoju wykonana została przez artystkę węgierskiego pochodzenia Edith Piczek.

Wewnątrz oglądać można urzekające, pełne ekspresji witraże przedstawiające stacje drogi krzyżowej autorstwa jej siostry Isabel Piczek.


Przy wyjściu z kościoła warto zatrzymać się przy tablicach memoratywnych upamiętniających pierwszego misjonarza w stanie Nevada, Francico Garces - Hiszpana, który przybył na tereny obecnego stanu w latach 70-ych XVIII wieku


oraz fundatorów prac renowacyjnych świątyni, które miały miejsce w roku 1995 i kosztowały 1,3 miliona dolarów. Wśród fundatorów polsko brzmiące nazwiska: Leparski, Mrok, Natkowski, Navitsky.


***

Aria Resort and Casino. Aby usiąść przy stoliku w meksykańskiej restauracji Javier's w jednym z tych olbrzymich kompleksów hotelowych należało poczekać około 45 minut. Warto było. W mieście, na zewnątrz królował wszechobecny fast food w różnych odmianach kulinarnych świata, z najpopularniejszą tu odmianą meksykańską. W jednej z wielu hotelowych restauracji można było uraczyć się jej najszlachetniejszą odmianą. Nie zapomnę smaku Ceviche de camaron. Ta szlachetna sałatka biorąca swój początek gdzieś w Peru lub Ekwadorze wykonywana jest ze świeżych krewetek marynowanych w soku ze świeżo wyciskanej lemonki. Kompozycję sałatki uzupełniają drobno pokrojona czerwona cebulka, awokado i kolendra. Prawdziwa uczta dla podniebienia. Białego koloru, ale nieco twardsze od gotowanych krewetki, uczucie świeżości doprawionej kwaskowatym smakiem. Palce lizać!


***

Czy do Las Vegas warto przyjechać odpocząć, pobyć, na wakacje? Zdecydowanie tak. Tej atmosfery luzu, zabawy, rozrywki, przepychu warto doświadczyć. Ale jest jeszcze jeden powód. Okolice Las Vegas dostarczą wielu atrakcji tym, którzy są spragnieni kontaktu z naturą. Najbliżej, gdyż raptem 15 mil do National Conservation Area i słynnego Red Rock Canyon. Można tę okolicę objechać w dwie godziny samochodem, gdy się nie ma zbyt dużo czasu na piesze wędrówki, aby choć przez chwilę spojrzeć na pustynny krajobraz, skały koloru cegły, poczytać o krewetkach żyjących w wysychających strumieniach. I pomarzyć, o wolnym tygodniu na swobodne wędrówki po okolicy.















wtorek, 20 czerwca 2017

Łomża

Wybraliśmy się z Kasią na 2 dni do Łomży. Niegdyś miasto wojewódzkie, dziś jeden z trzech największych ośrodków miejskich w województwie podlaskim. Niby znane. Sam przejeżdżałem przez Łomżę wielokrotnie, prywatnie i służbowo zatrzymywałem się na chwilę, ale tak naprawdę znałem bardzo pobieżnie.

Hotel
 
Najpierw było planowanie. Okazało się, że łomżyńska baza noclegowa wcale nie jest bogata w oferty. Wybraliśmy hotel Mohito położony w najbliższym sąsiedztwie rynku. Po pierwsze zbierał pochlebne opinie w internecie. Po drugie oferował pokoje w umiarkowanych cenach, które na zdjęciach prezentowały się zachęcająco.

Był to bardzo dobry wybór. Pokój urządzony był schludnie, łóżka były bardzo wygodne, a i śniadania w formie bufetu smaczne (pieczywo, wędliny, ser, warzywa świeże, sałatka jajeczna bajeczna).




Narew

Najpierw nad rzekę. Łomża malowniczo rozlokowała się w średniowieczu na wzgórzu zwanym Popową Górą. Niemal naprzeciw hotelu widzieliśmy wejście przez bramę do kościoła Matki Boskiej i klasztoru Kapucynów, o którym wzmiankowałem przy okazji podlaskich wędrówek śladami Augustyna Mirysa. To historyczne miejsce.  W czasach, gdy książę mazowiecki Janusz I lokował miasto na prawie chełmińskim, pierwszy miejski kościół Najświętszej Marii Panny i Świętych Rozesłańców stał właśnie tu. Uliczką Krzywe Koło schodziliśmy nad rzekę. Minęliśmy budynek dawnej parafii ewangelickiej związanej z osobą Józefa Piłsudskiego (pamiątkowa tablica przypomina o tym, a jakże), a zaraz potem bramę Napoleona, prowadzącą donikąd, jakby przeniesioną w to miejsce z dawnej, zapomnianej epoki. W dół do ulicy Rybaki prowadziły nas schody i miłe zapachy unoszące się w powietrzu. Kwitł jaśmin, róża, powoje. Doszliśmy do przystani zlokalizowanej u przedłużenia uliczki Żydowskiej, a potem poszliśmy na południe w kierunku najstarszego cmentarza żydowskiego, położonego malowniczo na stoku wzgórza.




Później, już wieczorem dotarliśmy dalej do Starej Łomży, kolebki dzisiejszego miasta. Góra królowej Bony położona już za wsią, niby nic. Warto jednak wejść, aby spojrzeć na wijącą się jak wąż rzekę Narew w świetle zachodzącego słońca.




Katedra

Ze wszystkich łomżyńskich zabytków zrobiła największe wrażenie. Czy dlatego, że weszliśmy do środka, gdy pięknie rozbrzmiewały organy? Czy też dlatego, że gotyk na terenach województwa podlaskiego nie jest częstym widokiem? Tablice epitafijne i pamiątkowe na ścianach świadczące o bogatej historii miasta. Henryk Sienkiewicz, Adam Chętnik, Jan Nepomucen Kamil Bisping. Nastrój zadumy i zapach starej świątyni.




Dysonanse

Mimo świetnej historii sięgającej wczesnego średniowiecza oraz malowniczego położenia na wzgórzu co i rusz mieliśmy wrażenie, że potencjał Łomży jest nie wykorzystany. Nad Narwią jedna przystań z dwiema budkami lodów, jeden ogródek piwny fantazyjnie obsadzony kwiatami z wystrzyżoną trawą, pedantycznie przygotowanym miejscem na ognisko i reklamowany niestety w sposób mało zachęcający, jako bilard i piwo plus plaża miejska. To zdecydowanie za mało. 



Gdy wracaliśmy schodami Krzywego Koła wieczorem do hotelu nie mogliśmy uwierzyć, że wokół nie palą się latarenki zachęcające do zjedzenia kolacji w w rozlokowanych na stoku wzgórza knajpkach.

Wrażenie nie wypełnionej niczym pustki pojawiło się w sposób wyraźny na rynku. Tylko cztery miejsca, gdzie można zjeść obiad, w tym burgerownia, kebab, pizzeria i jedna, jedyna restauracja. Zresztą po godzinie 22.00 nie ma czego szukać w rynku. Wszystko pozamykane. Żywej duszy. Na kolację Łomża zaprasza poza starówkę. Może McDonalds?

Muzeum

Świetną kolekcję bursztynu z dorzecza Narwi można zobaczyć w Muzeum Północno-Mazowieckim nieopodal rynku przy Długiej. Sporej wielkości bryły jasnobrązowe, żółte, o kolorze ciekłego miodu z zatopionymi szczątkami dawnych światów. Ozdoby ludowe i religijne z bursztynu i ciekawie opisana historia jego wydobywania na Kurpiach. Obok równie ciekawa ekspozycja rzeźb ludowych świątków. Jednak i w muzeum odniosłem wrażenie pewnego dysonansu. Trzy wystawy stałe. Na każdą oddzielne bilety. Jak na Wawelu, panie.

Kolebka

W muzeum można kupić książeczkę Antoniego Smolińskiego "Ze wzgórza św. Wawrzyńca". Autor zaangażowany niegdyś w badania archeologiczne na wzgórzu, będącym kolebką chrześcijaństwa zachodniego na terenach Polski północno-wschodniej bardzo ciekawie opowiada o pracach badawczych, odkryciu drugiej świątyni oraz pierwszej z czasów Bolesława Chrobrego, co do której istnienia wciąż trwają spory wśród historyków. Być może osoba Brunona z Kwerfurtu, który podobnie, jak święty Wojciech wyruszył z misją chrystianizacyjną na północny wschód nie jest tak samo powszechnie znana, ale i w przypadku wzgórza świętego Wawrzyńca, wokół którego powstała pierwsza osada zwana Łomżą i prawdopodobnie pierwsza świątynia zniszczona podczas buntu Masława, odnoszę wrażenie, że nie jest jego potencjał wykorzystywany. Spróbujcie na wzgórze trafić, nie pytając miejscowych o drogę. Traficie do nieodległej Góry Królowej Bony (kierunkowskaz "grodzisko" wskaże drogę do niej), położonej już za Starą Łomżą i będziecie błądzić nie zdając sobie sprawy, że wzgórze św. Wawrzyńca położone jest niżej i schody do niego prowadzą jeszcze wśród zabudowań wsi. O tabliczkę ze strzałką nikt się nie zatroszczył.



Łomża na pewno stała się dla nas bliższa, to był dobry czas. Odjeżdżaliśmy z nadzieją, że przyjdzie moment, gdy miasto które opuszczaliśmy, stanie się o wiele częstszym celem wypraw turystów (jak Kazimierz Dolny na przykład).