Pokazywanie postów oznaczonych etykietą młyn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą młyn. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 lutego 2022

Goniądz

Goniądz był przeze mnie dotychczas może nie omijany, ale trafiałem do niego niejako przy okazji. Po raz pierwszy podczas Sylwestra spędzanego w Twierdzy Osowiec w 2008 roku, gdy Biebrzę zmroziło i pod sam koniec roku mieliśmy okazję obserwować wędkarzy siedzących nad przeręblami. Po raz drugi podczas kursu przewodnickiego prawie 1,5 roku później, ale była to dość szybka przebieżka po miasteczku, która nie zostawiła zbyt wiele w pamięci. Po raz trzeci 3 lata temu, gdy zajeżdżaliśmy na zakupy do Goniądza, spędzając przeuroczy weekend listopadowy w drewnianym domu w pobliskich Szafrankach z wieczornym ogniskiem i ziemniakami pieczonymi w popiele. Wreszcie, gdy w zeszłym roku podczas poszukiwań genealogicznych w Goniądzu zdobyłem świetną książkę Przemysława Borowika "Rys historyczny miasta i gminy Goniądz w XIX i XX wieku", nabrałem wielkiej ochoty, aby pobyć tam nieco dłużej.

Weekendowy wyjazd do Goniądza był więc prezentem urodzinowym dla mnie. Zadekowaliśmy się z żoną w Bartlowiźnie w piątek wieczorem, a już w sobotę okazało się, że jest to najpiękniejszy dzień tej zimy z krystalicznie czystym niebem koloru nasyconego błękitu i zmrożonymi rozlewiskami Biebrzy.


Zaczęliśmy nasz sobotni spacer od kościoła. Droga od Biebrzy wiodła nas przepiękną ulicą pod górę do nowego rynku. Kamienice okalające plac nie są specjalnie atrakcyjne. W rynku stoją dwa pomniki, jeden z nich w wyraźny sposób nie dopowiada faktów z II-wojennej historii miasteczka. Kościół w białym kolorze z górującymi nad miastem wieżami jest atrakcyjną budowlą, położoną na południe od rynku, w pewnym od niego oddaleniu, stojącą nieco na uboczu. Pozwala się przekonać, jak różne pod względem stylu, były dzieła tworzone według koncepcji architekta Oskara Sosnowskiego. Kościół św. Rocha w Białymstoku ma bryłę bardzo nowoczesną jak na połowę lat 20-ych XX wieku. Kościół w Goniądzu, nieco wcześniejszy - zbudowany na początku lat 20-ych XX wieku po pożarze wcześniejszego kościoła, ma styl historyzujący. Wcześniejszy kościół świętej Agnieszki był drewniany, tak więc nowa budowla został stworzona niejako od nowa, bez odniesień do historii miejsca. I świetnie do niego pasuje. Fasada kościoła, do której prowadzą schody, dzięki wieżom ustawionym do siebie pod kątem, sprawia wrażenie, jakbyśmy byli zapraszani do wkroczenia do środka.



Od kościoła niedaleko do najstarszej istniejącej budowli sakralnej w miasteczku, powstałej w połowie lat 20-ych XIX wieku - kaplicy św. Floriana. Pamiętam, że oglądaliśmy ją w trakcie wycieczki kursanckiej. Pamiętam też zdjęcie tej kaplicy z towarzyszącymi jej wiatrakami, które znajduje się w zbiorach fotograficznych pozostałych po dawnych właścicielach willi przy Parkowej w Białymstoku. Udostępniała je Iwona swego czasu na grupie fejsbukowej i wzbudziło prawdziwe zainteresowanie. Po drodze minęliśmy opuszczony lecz wciąż uroczy drewniany domek pochłaniany powoli przez przyrodę oraz nie zamieszkały nowy dom przypominający swymi motywami okiennymi oraz wykończeniem szczytu synagogę.



Zanim jednak doszliśmy do kaplicy, przystanęliśmy przy drewnianym młynie wodnym z połowy XIX wieku, położonym nad Czarną Strugą. Trzeba przyznać jedno, zabytki goniądzkie są dobrze opisane na tablicach, a historia miejsca sięga średniowiecza, gdyż pierwszy młyn został w tym miejscu zlokalizowany prawdopodobnie już w pierwszej połowie XVI wieku.

Kaplica św. Floriana znajduje się na wzgórzu. Wybraliśmy wejście od strony ulicy Podgórnej. Ulica to dość niedokładne określenie tego miejsca, choć oficjalne. Dawno nie widziałem, aby przyroda tak pochłonęła nawierzchnię drogi, która przestaje mieć z tą nazwą cokolwiek wspólnego. Wjazd do bramy ostatniego po prawej stronie opuszczonego gospodarstwa dosłownie tonął w zaroślach. Wejście na szczyt wzgórza opłacił się. Rozciągały się z niego piękne widoki na miasteczko, dodatkowo podkreślone czystym od chmur niebem.






Stąd już niedaleko do cmentarza katolickiego na wzgórzu z neogotycką kaplicą z początku XIX wieku. Swego czasu miałem Goniądz zwiedzać z turystą, który poszukiwał informacji o swoich korzeniach na terenach parafii Goniądz. Zależało mu bardzo na odnalezieniu żyjących krewnych. Przygotowałem się wówczas dobrze do spaceru po Goniądzu, którego etapem finalnym miało być poszukiwanie nagrobków krewnych na tymże cmentarzu. Wcześniej jednak umówiłem nas z rodziną, która nosiła to nazwisko, co przodkowie mego turysty i mieszkała w tej samej wsi, skąd za wielką wodę wyemigrował ponad 100 lat temu jego pradziadek. Spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę, rodzina potwierdziła wspólne korzenie. Cały dzień spędziliśmy na biesiadowaniu, a ze zwiedzania Goniądza nic wówczas nie wyszło. Cmentarz jest pięknie położony na wzgórzu, posiada wiele starych zabytkowych nagrobków. Przypadkiem odnalazłem na nim nagrobek księdza Antoniego Łuszcza proboszcza mojej dawnej parafii na Osiedlu Kawaleryjskim w Białymstoku. Zamieszczam poniżej jego zdjęcie, jak i zdjęcia innych interesujących nagrobków: Ignacego Grodzkiego (1800-1872), Zofii Szumskiej z Piekarskich (1843-1905) i Ludwika Szumskiego (1834-1905) oraz Emmy Gibbert (1873-1896).








Ze wzgórza cmentarnego rozciąga się kolejny piękny widok na Goniądz z widocznym stąd kościołem św. Agnieszki i kaplicą św. Floriana.


Już za miastem, idąc od cmentarza katolickiego, ale po drugiej stronie drogi w lesie, znajdują się pozostałości kirkutu żydowskiego. Kres żydowskiej społeczności Goniądza przyniósł Holocaust, jednak przyczynili się do niego również polscy sąsiedzi, jak pokazuje w swej książce "Miasta śmierci: sąsiedzkie pogromy Żydów" Mirosław Tryczyk. Zachowane macewy w Goniądzu mają oryginalny kształt, rzadko spotykany na innych podlaskich kirkutach. Przechadzając się po jego terenie przypomnieli mi się bracia Niewodowscy, żyjący dziś w  zupełnie innych częściach świata. Gdy napisałem im o książce Przemysława Borowika i o tym, że ich krewni są wymieniani często na jej kartach, a wśród nich Szmul Niewodowski, który w 1932 roku był właścicielem firmy przewozowej, dowiedziałem się, że firma Szmula była pierwszą w okolicach Goniądza i zapewniała transport pasażerski między okolicznymi miejscowościami. Działała do momentu uruchomienia konkurencyjnej publicznej komunikacji autobusowej.









Podsumowując, Goniądz przypomina mi nieco Tykocin. Ale pod wieloma względami różni się od niego. Przytula się od południa do Biebrzy, podobnie jak Tykocin do Narwi. Atutem Goniądza jest na pewno bliskość Biebrzańskiego Parku Narodowego. Nie ma jednak tak wielu starych zabytków, jak Tykocin. Pod tym względem historia obeszła się z miasteczkiem bezwzględnie. Przydałoby się w Goniądzu choćby niewielkie muzeum pokazujące bogatą historię miasteczka. Niewątpliwym atutem jest ukształtowanie terenu. Tykocin jest "płaski". W Goniądzu mamy wzgórza, zejścia w dół i podejścia pod górę, malowniczą uliczkę Jadźwingowską, wzgórze z kaplicą św. Floriana. Pod tym względem jest ciekawiej. Potencjał więc jest, w pewnej mierze jednak niewykorzystany.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Sidra

Wysypaliśmy się z pociągu relacji Białystok - Suwałki wprost w żar lejący się z nieba. Jakiż kontrast z klimatyzowanym wagonem pociągu REGIO. Trafiliśmy akurat w najcieplejszy dzień tegorocznego lata. Sidra jako punkt docelowy wycieczki organizowanej przez Klub Przewodników Turystycznych? Dlaczego nie. Okazuje się, że ta senna miejscowość posiada wiele cennych pamiątek po dość oryginalnej przeszłości. Pierwsze informacje o Sidrze pochodzą z pierwszej połowy XVI wieku, gdy za sprawą Iwana i Łukasza Wołłowiczów rozpoczęła się akcja osadnicza na terenach puszczańskich. Ale osobą, która przysłużyła się w największym stopniu miejscowości, był podkanclerzy Wielkiego Księstwa Litewskiego, współtwórca reformy zwanej pomiarą włóczną, późniejszy kasztelan wileński i kanclerz Wielkiego Księstwa Litewskiego - Ostafi Wołłowicz. Zaś kres istnieniu miasteczka przyniósł dopiero wiek XIX, gdy po powstaniu styczniowym odebrano Sidrze prawa miejskie.

Ze stacji kolejowej ruszyliśmy spacerem mijając cygańską górkę w dali i osiedle domów wyrosłe po wojnie w miejscu dawnych wałów przeciwpowodziowych. Kierowaliśmy się w stronę drewnianego dworu Eynarowiczów. Sidra do dziś zachowała kształt nadany jej przez Ostafiego Wołłowicza, który w myśl pomiary włócznej podzielił założenie sidrzańskie na część rezydencjonalną i folwarczną. Później, mimo że Sidra trafiła w ręce Potockich, następnie Szczuków, znów Potockich, by na przełomie wieków XVIII i XIX wejść w posiadanie twórcy przemysłowej Łodzi, Rajmunda Rembielińskiego, nadal wyraźny był podział na dwie części utworzone przez Ostafiego Wołłowicza. Część folwarczna po 1816 roku stała się własnością rodziny Eynarowiczów i weszła w skład dóbr z centrum w Kudrawce.

Drewniany dworek powstał w latach 20-ych XX wieku. Wzniósł go ostatni z Eynarowiczów, Stanisław. Przez mieszkańców Sidry zwany był pałacem, dzięki swej oryginalnej drewnianej architekturze, obszerności wnętrza, facjatom i ulokowaniu. Z jego okien rozciągał się widok na rzekę Sidrę w dole i jej rozlewiska, sztuczne stawy i aleję lipową, której pozostałościami doszliśmy do opuszczonego od dekady budynku. Dziś trudno to sobie wyobrazić, okolicę dworu od doliny Sidry i stawów oddzielają krzewy i wysokie drzewa.

Oglądając niszczejące ściany budynku i ekspansję dzikiej roślinności wokół można było zadumać się nad niewykorzystanym potencjałem tego miejsca. Stanisław Eynarowicz na przykład wspominany był na kartach "Szczenięcych lat" Melchiora Wańkowicza, który przed wojną w dworze swego stryja w nieodległej Mikielewszczyźnie spędzał wakacje. Po wojnie, mimo, że na terenie zabudowań folwarcznych powstał PGR, budynek dworu został uratowany przed rozebraniem przez miejscowego społecznika, lekarza Mieczysława Kuźmę. Od lat 50-ych w dworku mieściła się między innymi porodówka, gabinet okulistyczny, a na piętrze mieszkanie lekarza i jego rodziny. Był on także twórcą miejscowego odkrytego basenu przyciągającego w ciepłe dni spragnionych kąpieli podlasian. Ośrodek zdrowia przestał istnieć w ubiegłej dekadzie i paradoksem historii jest to, że w czasach wolności osobistej i gospodarczej nie znalazł się nikt dotychczas, kto miałby pomysł na wykorzystanie budynku dawnego dworku. Historie związane z Eynarowiczami czy wakacjami młodego Melchiora Wańkowicza mogłyby ujrzeć nieco więcej dziennego światła, a starania Mieczysława Kuźmy o uratowanie dworku, jego petycje do Bolesława Bieruta, starania o wtłoczenie więcej życia w zapadłą wieś zasokólską mogłyby stać się podstawą ciekawego scenariusza filmowego.




W drodze do centrum wsi, dawnej części rezydencjonalnej, mijaliśmy ruiny młyna. Został wybudowany w roku 1890 przez Kazimierza Eynarowicza, który wzniósł również większość zabudowań folwarcznych. Część z nich przetrwała do dziś, znajduje się w rękach prywatnych, a wygląd ich świadczy o lepszej kondycji od zabudowań dworu. Młyn działał jeszcze długo po II wojnie światowej. W internecie pojawiły się niedawno zdjęcia jeszcze z 1979 roku. Mimo, że dotknięty pożarem prezentował się w całości. Niecałych 30-u lat trzeba było, aby z murów młyna pozostały nędzne resztki. Jeszcze parę, paręnaście lat...




Centrum dawnej części rezydencjonalnej Sidry bez wątpienia musiał stanowić zamek. Źródła przekazują, że pierwsza budowla obronna wybudowana została jeszcze w latach 30-ych XVI wieku przez Bogdana Wołłowicza, ojca wspomnianego Ostafiego, który ją z kolei rozbudował. Badania prowadzone w latach 70-ych XX wieku wykazały, że zamek zbudowany był na planie wydłużonego prostokąta, posiadał wielokątny wykusz i basztę. Zniszczony został w czasie potopu szwedzkiego. Później Pottocy przebudowali ruinę w rezydencję pałacową. Kres przyniósł jej XIX wiek, gdy dobra sidrzańskie (część rezydencjonalna) zostały po powstaniu styczniowym skonfiskowane rodzinie Husarzewskich. Dziś na wzgórzu za szkołą widać ledwie odrosłe od ziemi kamienie ruin przypominające, że niegdyś stała w tym miejscu budowla obronna oraz tajemniczą piwniczkę.




Najokazalszą budowlą zabytkową Sidry jest dziś kościół, którego budowę rozpoczął Stanisław Antoni Szczuka w roku 1705, dokończył zaś dopiero w latach 80-ych XVIII wieku Ignacy Potocki. Kościół wzniesiony został w stylu klasycystyczno-barokowym,  a projektantami byli Józef Piola i Józef Fontana II, na Podlasiu znani jako autorzy projektu założenia klasztorno-kościelnego w Szczuczynie.




Pamiętam, gdy pierwszy raz przyjechałem do Sidry wiele lat temu, miałem nadzieję spojrzeć na unikatowy obraz Matki Boskiej malowany na blasze z około 1644 roku, o którym wyczytałem w starym przewodniku. Nie było jednak takiego w kościele. Pytałem osoby pochodzące z Sidry, nikt o takim obrazie nie słyszał. Podczas wycieczki klubowej tym razem udało się, mieliśmy okazję oglądać obraz Madonny z Dzieciątkiem, starszy niż sam kościół, prawdopodobnie przywieziony z Włoch, przez któregoś z fundatorów.




Kościół w Sidrze wzniesiono dopiero w XVIII wieku, gdyż wcześniej miasteczko stanowiło jedno z centrów podlaskiej reformacji, posiadając własny zbór kalwiński od końca XVI wieku. Wspominany wcześniej Ostafi Wołłowicz przeszedł z prawosławia na kalwinizm i to on musiał być fundatorem zboru w Sidrze, skoro w swym testamencie z 1587 roku napisał, że chce zostać pochowany właśnie w krypcie sidrzańskiej świątyni. Historycy zwracają uwagę, że zapis w testamencie przekazujący majątek zboru Rzeczypospolitej, jeśliby następcy mieli coś przy nim zmienić, skutecznie chronił budynek przed zniszczeniem przez dłuższy czas. Dopiero za Ignacego Potockiego w końcówce XVIII wieku gmina kalwińska przestała istnieć, a sam zbór popadł w ruinę podczas I wojny światowej. Wówczas to przeniesiono trumny z krypty zboru do kościoła dworskiego w Siderce. Być może również tę ze szczątkami wielkiego Ostafiego. (Warto wspomnieć, że wpływał on również na historię dzisiejszej metropolii, czyli Białegostoku. Mianowice po śmierci szwagra Piotra Wiesiołowskiego starszego, opiekował się wdową po nim, a swoją siostrą Katarzyną, a także jej małoletnimi synami Janem i Piotrem. Byli oni kształceni w duchu kalwinizmu, a pierwszy kościół białostocki mógł stać się wówczas zborem kalwińskim.) Teren ruin zboru kalwińskiego w Sidrze został przebadany równolegle z ruinami sidrzańskiego zamku. Dziś uporządkowany, zlokalizowany w samym centrum miejscowości, stanowi ciekawą pamiątkę przeszłości.




Po krótkim rekonesansie w sąsiedztwie ruin wycieczka ruszyła za miasto w kierunku cmentarza katolickiego. W jego starszej części znajduje się kilka ciekawych nagrobków, jak ten najokazalszy Benedykta Stebelskiego, starosty grązowieckiego.




Nieopodal w sąsiedztwie można oglądać nieco mniej okazały, ale bardzo oryginalny nagrobek Ottona Baehra seniora, marszałka powiatu sokólskiego (1808-1865). Pruska rodzina Baehrów posiadała nieodległe Makowlany od 1852 roku, a na tereny Ziemi Sokólskiej przybyła po III rozbiorze. Syn Ottona Baehra, również Otton, walczył w powstaniu styczniowym. Został skazany na karę śmierci, którą zamieniono na zsyłkę syberyjską. Powrócił wraz z żoną w roku 1875, objął w zarząd Makowlany, a jeszcze w końcówce XIX wieku został prezesem grodzieńskiego Towarzystwa Rolniczego.




Inny nagrobek z ciekawą historią poświęcony jest Erazmowi Kleczkowskiemu, teściowi Ottona Baehra juniora, który na Syberii spędził 18 lat za wspieranie emisariuszy Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym. Powrócił wraz córką, pozostawiając na Syberii drugą córkę i żonę. Nagrobek Erazma Kleczkowskiego ozdobiony jest tablicami poświęconymi Wańkowiczom. Byli oni bowiem następcami Kleczkowskich w Mikielewszczyźnie.



Nie udało nam się trafić tym razem do położonego za miastem, przy drodze do Dąbrowy Białostockiej kirkutu. Teren podmokły, porośnięty wysokimi pokrzywami, bez śladu ścieżki nie dawał szans na efektywne odnalezienie w krótkim czasie jego resztek. Zamieszczam więc zdjęcia z wyprawy wczesną wiosną, kiedy udało mi się z pomocą jednego z mieszkańców Sidry dotrzeć na jego teren.














Katarzyna i Jerzy Samusikowie "Dwory i pałace Polski pólnocno-wschodniej", Fundacja Sąsiedzi, 2015

Adam Czesław Dobroński "Pozostał błogi spokój", Medyk Białostocki, nr 74/2009

Tadeusz Glinka, Marian Kamiński, Marek Piasecki, Krzysztof Przygoda, Andrzej Walenciak "Przewodnik. Podlasie", Warszawa, 1997

A. Czapska "Zagadnienie trwałej ruiny na przykładzie zboru kalwińskiego w Sidrze", Rocznik białostocki, tom XVII, Warszawa, 1991

Karol Łopatecki, Ewa Zalewska "Najazd na dobra białostockie w 1598 roku. Z badań nad najstarszymi dziejami Białegostoku", Studia Podlaskie, t.XVI, Białystok, 2011

Marek Waśkiel "Grodzieńskie Towarzystwo Rolnicze", Białostocczyzna, nr 4/1990.