Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lemański. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lemański. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 kwietnia 2025

Chocz

Chocz, miasteczko niedaleko Pleszewa w kaliskiem znajduje się na liście moich najważniejszych miejsc związanych z genealogią rodzinną. Na tamtejszym cmentarzu znajduje się nagrobek mojej praprababci. Jeśli chodzi o nagrobki prapradziadków, jeszcze tylko w Pińsku na Białorusi zachował się jeden. Prapradziadków ma się szesnaścioro. Dwa nagrobki z szesnastu to tak niewiele. Ale wiele osób nie ma w ogóle nagrobków tak odległych przodków do odwiedzenia.

Chocz znalazł się na liście najważniejszych miejsc zupełnym przypadkiem. Józefa Pociejowska po mężu Stępień, podobno jedynaczka, urodziła się w parafii Szumsko na ziemi opatowskiej w 1882 roku. Po ślubie mieszkała przez chwilę w sąsiedniej parafii Bardo, gdzie urodził się mój pradziadek Stefan. Rodzeństwo Stefana rodziło się już na terenie parafii Gidle koło Radomska, a po I wojnie światowej rodzina przeniosła się w rejon Sarn na Wołyniu. Pewnie by się stamtąd nie ruszyła, gdyby nie II wojna światowa. Józefa z córkami: Kazimierą (po pierwszym mężu Grabka, po drugim Lemańska) i Antoniną (po mężu Abramowicz), trafiła w kaliskie do Józefowa koło Chocza. I tam wkrótce, bo w 1947 roku zmarła.

Małe miasteczko posiada dziś dwa obiekty świadczące o jego dawnym znaczeniu. Jeden z nich to kościół parafialny Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Andrzeja Apostoła z pierwszej połowy XVII wieku, choć w XIX wieku został gruntownie przebudowany. Sąsiadujący z brzydkimi bloczkami epoki PRLu kryje prawdziwe skarby wewnątrz - piękne XVIII-wieczne ołtarze.



Niestety dawny pałac infułatów i kościół klasztorny św. Michała Archanioła, choć równie piękne są zamknięte na 4 spusty i wyglądają, jakby miały nie przetrwać XXI wieku.



Za nimi już tylko pusta przestrzeń i Prosna, niegdyś stanowiąca granicę między Królestwem Polskim i Prusami. Podobno zachowały się dwa dawne słupki graniczne. My znaleźliśmy tylko jeden obiekt, który wyglądał jak dawny słupek graniczny.



Pojechaliśmy na cmentarz. Odwiedziłem nagrobek Józefy, jej córki Kazimiery Lemańskiej, zauważyłem też że Honorata Rybarczyk, z którą rozmawiałem telefonicznie jakieś 15 lat temu też znalazła miejsce na cmentarzu w Choczu. Potem pojechaliśmy do Józefowa. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy znają wieś przynajmniej od lat 1970, ale Lemańskich nie pamiętają. Byliśmy też w Stawiszynie, gdzie podobno osiadli potomkowie Kazimiery. Rozmawialiśmy z dwoma wiekowymi mieszkańcami tego miasteczka, ale nazwisko Lemański nie obiło im się nawet o uszy.


Wróciliśmy na rynek w Choczu z charakterystyczną, pocztówkową kamienicą. Zjedliśmy przyzwoity obiad w jedynej restauracji oferującej głównie włoską kuchnię i pożegnaliśmy się z Choczem na kolejne 15 lat, a może na zawsze.


wtorek, 31 maja 2011

Informacja o losach Stefana Stępnia nadal poszukiwana!

Poszukiwania genealogiczne nie zawsze kończą się sukcesem. Bywa, że wydają się beznadziejne. Tak przynajmniej jest jeśli chodzi o mego pradziadka. Z relacji rodzinnych, którymi dysponowałem, te bardziej wiarygodne mówiły, że Stefan Stępień ostatni raz widziany był na Wołyniu w 1943 roku.

W zeszłym roku, dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu, udało mi się porozmawiać z kilkoma potomkami rodzeństwa Stefana Stępnia, osobami nie znanymi mi osobiście wcześniej. Dzięki tym rozmowom zapisałem wtedy wiele nowych hipotez dotyczących jego losów po roku 1943, a tu na blogu zamieściłem apel do czytelników o przesyłanie wszelkich informacji o losach pradziadka, jeśli jakimś nieprawdopodobnym trafem natrafiliby na nie.

Jakiś czas później, mój serdeczny kolega Jurek, słysząc opowieść o pradziadku, zwrócił mi uwagę, że przecież poszukiwano go przez Polski Czerwony Krzyż. Poradził mi, abym i ja skorzystał z tej ścieżki i spróbował dotrzeć do danych, jakimi PCK dysponuje. Wszedłem więc na stronę internetową PCK, wydrukowałem formularz, wypełniłem go i wysłałem.

I muszę powiedzieć, że był to szczęśliwy krok, wyjaśniający wiele hipotez. Po pierwsze: okazało się, że Stefan Stępień wyjechał z Wołynia w roku 1942, a nie 1943. Pierwszy ślad pochodzi z 1945 roku. Pradziadek 26 września zarejestrował się w Polskim Czerwonym Krzyżu w Warszawie, a następnie udał się do Szpitala Dzieciątka Jezus przy ulicy Oczki. Tam podczas rejestracji oświadczył, że 20 kwietnia 1942 roku został wywieziony do Niemiec i że powraca z Boberröhrsdorf.

Równolegle szukałem informacji o pradziadku w zasobach ITS, ale bez rezultatu.

Co więcej, okazało się, że pradziadek był trzykrotnie poszukiwany po wojnie za pośrednictwem PCK i dwukrotnie na ślad pradziadka natrafiono. Po raz pierwszy poszukiwał go szwagier Mikołaj Lemański w 1948. Za pośrednictwem PCK otrzymał informację, że Stefan Stępień był wywieziony na roboty do Niemiec i powrócił do Polski 3 grudnia 1945 roku (Sprzeczna informacja z pierwszą, mówiącą o rejestracji w szpitalu, nieprawdaż?). Zamieszkiwał w Jeleniej Górze, skąd wyjechał w niewiadomym kierunku.

Po raz drugi poszukiwany był przez żonę, moją prababcię w roku 1954. W grudniu 1954 roku została poinformowana pismem z PCK, że Stefan Stępień mieszka we Wrocławiu przy ulicy Katowickiej 103.

Według relacji rodzinnych rzeczywiście jest mowa, że poszukiwania pradziadka po wojnie przyniosły efekt, ale gdy został wysłany list pod wskazany adres, wrócił z adnotacją, że adresat nie mieszka pod wskazanym adresem. Nie wiem jednak, czy chodzi o miejsce pobytu pradziadka w Jeleniej Górze, czy we Wrocławiu.

Pradziadka poszukiwał również syn Tadeusz Stępień, który podczas wojny zaginął w ZSRR i używał później nazwiska Anatol Stachow. W tym wypadku nie podano rezultatu poszukiwań.

Ostatni więc hipotetyczny ślad pradziadka, do którego dotarłem to rok 1954, ul. Katowicka 103, Wrocław. Napisałem do Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Miejskiego Wrocławia o sprawdzenie, czy pod wskazanym adresem mieszkał w roku 1954 lub w innym czasie mój pradziadek. Niestety, żadnych danych nie odnaleziono.

Tak więc, choć dużo się dowiedziałem przez rok poszukiwań, nadal tkwię w ślepej uliczce. I tu mam prośbę do czytelników mojego bloga. Może ktoś z Was wie, co to za adres: ul. Katowicka 103 we Wrocławiu i co mieściło się w tym miejscu w roku 1954? Będę wdzięczny za wszelkie informacje i zdjęcia. Być może macie doświadczenia w swoich poszukiwaniach ze Szpitalem Dzieciątka Jezus w Warszawie, być może dysponujecie relacjami z pobytu własnych przodków na robotach w Boberröhrsdorf. Wszelkie podpowiedzi, wskazówki, pomysły są w tym momencie cenne. Dla porządku podam, że pradziadek urodził się 6 grudnia 1900 roku w Bardzie w Górach Świętokrzyskich, był synem Kacpra i Józefy. Ale równie dobrze, tak sobie myślę, mógł po wojnie zmienić nazwisko.