środa, 14 stycznia 2009

Podróż do przeszłości

Poniższa notka ukazała się na moim dawnym blogu w "salonie24", 14 stycznia 2007 roku. Była to moja pierwsza notka "genealogiczna" i ... bardzo mnie zaskoczył oddźwięk na nią.


Wszystko się zaczęło, gdy przyjechała do nas prababcia. Było to w połowie lat 80-tych. Uczyłem się w podstawówce w Gorzowie Wielkopolskim. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o tym, że część moich przodków pochodzi z terenów należących do ZSRR.
Do babci przychodziłem po szkole na obiad. Prababcia Agata, która się u niej zadomowiła, siedziała w fotelu i snuła opowieści o przedwojennym Pińsku, o Pinie wylewającej swe wody na wiosnę tak szeroko, że drugiego brzegu nie było widać, o mnogości łódek i statków cumujących codziennie przy nabrzeżu, o swoim ojcu Filipie – rybaku oraz o braciach Antonim i Janie.
Na tzw. Ziemie Odzyskane przyjechała sama z dziećmi, gdyż mąż zaginął na Wołyniu w roku 1943. Z braćmi w Pińsku nie utrzymywała kontaktu po wojnie.
Wszystkie te tajemnicze opowieści sprawiły, że zacząłem się interesować historią rodziny, a Pińsk stał się miejscem wręcz magicznym. Pochłaniałem dostępne książki opisujące to miasto leżące obecnie na Białorusi. Trafiłem na „Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego, w którym nawiązuje do wkroczenia wojsk sowieckich do Pińska, w czasach, gdy jako uczeń mieszkał tam z rodzicami. W antykwariacie kupiłem „Polesie” Antoniego F. Ossendowskiego, a lista moich lektur obowiązkowych powiększyła się o reportaże z podróży na Polesie Ksawerego Pruszyńskiego, „Bunt rojstów” Józefa Mickiewicza oraz wiele innych opisów Pińska i Polesia. Natrafiłem też na wspaniałą książkę Niny Łuszczyk-Ilienkowej „Pińsk. Elektrownia. Mam 10 lat”. Autorka mieszkała w Pińsku z rodzicami przed II wojną światową i tamte „polskie czasy” właśnie opisuje. Zmarła w roku 2004, do końca angażując się w lokalne inicjatywy społeczne
Wiedziałem, że do Pińska pojechać muszę, choć na chwilę. Mieszkałem już od kilku lat w Białymstoku, więc odległość radykalnie się zmniejszyła. Namówiłem jednego z przyjaciół, ciekawego podróży na Białoruś i w pewną ładną wrześniową sobotę, bez dłuższych przygotowań, wsiedliśmy wcześnie rano do samochodu. Wycieczka nie była udana. W Pińsku byliśmy dosłownie parę godzin, zbyt krótko, aby wszystko, co zaplanowane, zobaczyć. Główny plac miasta z górującym nad nim pomnikiem Lenina sprawiał wrażenie przygnębiające. Wszechobecne symbole minionej sowieckiej epoki, słabo zaopatrzone sklepy spożywcze, przypominające nasze duszne sklepy z lat 80-tych, to niewiele zapamiętanych migawek z tej krótkiej podróży. Główną przeszkodą okazały się trwające godzinami procedury na granicy, które znacznie opóźniły nasz wjazd na Białoruś, a następnie powrót do domu. Zniechęciło mnie to do tego stopnia, że przez pewien czas dałem sobie spokój z myślami o kolejnych odwiedzinach Pińska.
Historia miała jednak ciąg dalszy. Rok temu dzięki Internetowi poznałem mieszkającego w Pińsku miłośnika tego miasta. Dzięki niemu nawiązałem kontakt z potomkami Antoniego i Jana. On też odnalazł na starym pińskim cmentarzu nagrobek mojego prapradziadka Filipa z roku 1911. Dzięki niemu w końcu nawiązałem kontakt z wnukiem sąsiadów moich prapradziadków, mieszkającym obecnie w Izraelu.


***

Niedawno wybrałem się do Pińska raz jeszcze. Tym razem pojechałem pociągiem. Dwa dni musiały wystarczyć, aby spotkać się z poznaną niedawno rodziną, odwiedzić wszystkie miejsca związane z miejscem pobytu przodków, pomodlić się na cmentarzu przy grobach.


Pińsk przypomina nieco pod względem architektonicznym Białystok. Drewniana stara zabudowa otaczana jest przez brzydkie powojenne bloki.

Plan mojego pobytu był szczelnie wypełniony czasem. Zaczęliśmy (poznany przez internet miłośnik pińszczyzny okazał się niezastąpionym przewodnikiem) od odwiedzin starego cmentarza. Cmentarz dzieli się na dwie części: katolicką i prawosławną. Jest mocno zaniedbany: bram wejściowych już od dawna nie ma, wiele nagrobków jest poprzewracanych, zniszczonych, teren cmentarza obrośnięty chwastami. W części prawosławnej znajdują się nagrobki mojego prapradziadka Filipa Szczerbaczewicza, zmarłego w 1911 roku oraz Jana i Antoniego. Napotkałem wiele nagrobków sławnych rodzin, między innymi piękne nagrobki Skirmunttów.


Z cmentarza skierowaliśmy się w stronę przedwojennej ulicy Bernardyńskiej (obecnie ulica Sowiecka). Po drodze, niedaleko cmentarza minęliśmy budynek przedwojennej elektrowni kolejowej, opisanej na wielu stronach książki Niny Łuszczyk-Ilienkowej.


Przy ulicy Bernardyńskiej pod numerem 53, w parterowym drewnianym domu prababcia Agata przed wojną wynajmowała mieszkanie. Nie ma już tego domu. Stoi tam teraz czteropiętrowa kamienica. Nie ma też już ulicy Krzywej, gdzie w miejscu ruin dawnego zamku Wiśniowieckich mieszkała w drewnianym domu Paulina Szczerbaczewicz. Wznosi się tam dziś gmach niedawno otwartego Uniwersytetu Poleskiego. Brak również przyklasztornego prawosławnego cmentarza w Leszczach (obecnie dzielnica Pińska), gdzie pochowana została praprabacia Paulina. Cmentarz zlikwidowano na przełomie lat 60-ych i 70-ych.


Nostalgiczną wycieczkę pierwszego dnia skończyliśmy w mieszkaniu cioci Heleny, córki Antoniego. Jest coś niesamowitego rozmawiać z ludźmi tak blisko spokrewnionymi, a tak dalekimi, których można było nigdy nie spotkać. Rozmawiać o ich codziennych problemach, tak różnych, a jednocześnie tak podobnych do naszych. W czasie rozmowy starałem się mówić po rosyjsku, choć mówię bardzo słabo. Nie przeszkadzało to jednak w porozumieniu się, ciocia Helena pamięta przecież z dzieciństwa polskie słowa.


Drugiego dnia niespodzianka. Poszliśmy do domu Mikołaja Grigoriewicza Kozłowskiego, który pamięta jeszcze Pińsk przedwojenny i utrwala jego piękno malując obrazy i rysunki ze starych fotografii i pocztówek. W pewnym momencie Mikołaj wyjął swój pamiętnik, a tam wpis samego Ryszarda Kapuścińskiego.


Pińsk opuściłem następnego dnia wcześnie rano. Pojadę tam znów kiedyś.

12 dni po opublikowaniu notki ukazał się pod nią taki oto komentarz:


Szukajaca
NAZYWAM SIE ALICJA SKORUPKA Z DOMU STEPIEN MOJA BABKA NAZYWALA SIE AGATA STEPIEN Z DOMU SZCZERBACZEWICZ I MIESZKALA W PINSKU WYSZLA ZA MAZ ZA STEFANA KTORY ZGINAL PODOBNO W KATYNIU BARDZO CHCIALABYM POZNAC DZIEJE RODZINY SZCZERBACZEWICZ MOJ ADRES I-MAIL alinka11@vp.pl DZIEKUJE I POZDRAWIAM
BARDZO INTERESUJACE

Dzięki notce poznałem krewnych, których niepodobieństwem było poznać w inny sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz