Pokazywanie postów oznaczonych etykietą św. Jan Nepomucen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą św. Jan Nepomucen. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 kwietnia 2016

Odolanów, Garki, Raczyce

Z Dolnego Śląska pojechałem na wieczór prosto do Odolanowa. Miasteczko to było siedzibą parafii, do której w XIX wieku należała wieś Garki, skąd pochodził mój prapradziadek Marcin Uzarek. Tam mieszkali jego rodzice Wojciech Uzarek i Katarzyna z Trochów, dziadkowie Jan Uzarek i Rozalia z Kubiców oraz pradziadkowie Maciej Uzarek i Rozalia z Markowskich (to już przełom XVIII i XIX wieku). Różnie Uzarków pisano: Uzarek, Usarek, Usarz, jednak moja prababcia Józefa (córka tegoż Marcina) zapisywana była jako Uzarek i tę formę nazwiskaa przyjąłem dla dalszych rozważań.

Do Odolanowa w roku 1935 wróciła po ponad 20 latach zamieszkiwania w Niemczech moja praprababcia Balbina (żona Marcina). I to skąd - z Hobrechtsfelde koło Berlina! Z Odolanowa w końcu pochodził pierwszy mąż prababci Józefy Uzarek - Aleksander Kurosiński. Powodów, aby odwiedzić to miejsce aż nadto. Ale to nie wszystkie. Kolejną miejscowością ważną na mojej mapie genealogicznej są Raczyce - wioska położona w kierunku zachodnim od miasta, w której praprababcia Balbina zmarła w roku 1942. W Raczycach w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku rodziły się dzieci Balbiny i Marcina.

Na zwiedzanie okolic Odolanowa umówiłem się z miejscową pasjonatką genealogii rodzinnej Krystyną, z którą przez ostatnie dwa lata miałem okazję omówić wiele spraw odolanowsko-genealogiczno-regionalnych, ale tylko za pośrednictwem internetu.

Odolanów

Miasto przecięte jest ruchliwą i hałaśliwą drogą wiodącą z południowego wschodu od Świecy na północny zachód w kierunku Krotoszyna. To przy niej zlokalizowane są Rynek i Górka, niegdyś oddzielne osiedla, wokół których formowało się dzisiejsze miasto, dziś tak blisko położone względem siebie. Ruchliwa droga przeszkadza niestety w spokojnym podziwianiu uroków miasteczka. A jest co oglądać, znajduje się tutaj całkiem sporo pamiątek historii. Kościół świętego Marcina w rynku - niegdyś, przed rozbudową dużo mniejszy, i drewniany kościół świętej Barbary na Górce, otoczony cmentarzem, na którym nie znalazłem niestety nagrobka prababki Balbiny (Cmentarz świętego Marcina przy drodze na Kaczory został sfotografowany, a zdjęcia zamieszczone w internecie i znane mi - tam też nagrobka Balbiny nie znalazłem).

Poza kościołami w rynku znajduje się nieczynna już kircha ewangelicka. Nieopodal położone są zaś ruiny synagogi. Sporo budynków z czerwonej cegły, kamienica z wieżyczką, mury dawnego więzienia, stacja kolejowa. Dzięki Krystynie miałem okazję spojrzeć na miasto oczami osoby, która wychowała się w nim i zna od podszewki - rzecz bezcenna.





Garki

Przez Garki jedynie przejechaliśmy niedzielnym popołudniem. Dołączył do nas Lech, brat Krystyny. Dzięki niemu w łatwy sposób dojechaliśmy w miejsca, do których pewnie w jeden dzień nie trafiłbym, gdybym wybrał się w objazd okolicy sam. Wieś położona jest nieco na uboczu w stosunku do drogi Odolanów-Granowiec. Charakteryzuje się dość zwartą zabudową, położoną po obu stronach bardzo wąskiej asfaltowej drogi. Przyznam, że pierwsze wrażenie z przejazdu przez wioskę, dzięki nietypowemu rozplanowaniu wzbudziło moją ciekawość. Niestety nie mieliśmy na tyle czasu, aby zatrzymać się w Garkach na dłużej. Zrobiłem kilka zdjęć: przy budynku stacji kolejowej, wybudowanym w latach 1909-1910, przy prywatnym muzeum haftu nieopodal, które niestety było zamknięte. Z dala sfotografowałem również teren Muzeum Nafty i Gazu.



Raczyce

Zwykła ulicówka, przez którą też tylko przejechaliśmy, zatrzymując się na chwilę dwukrotnie. Jeden raz aby spojrzeć na niemiecki napis na budynku dawnej gospody. Drugi, aby podziwiać piękny krzyż przydrożny, o którym napiszę niżej. Garki przedstawiają się o wiele ciekawiej. Może kiedyś przyjdzie czas, aby na dłużej pobyć w okolicy w ich okolicy.



Cmentarze ewangelickie

Zrobiły na mnie duże wrażenie, zwłaszcza ich stan zachowania, bardzo rzadko spotykany na Ziemi Lubuskiej, czy też na Podlasiu. Cmentarz ewangelicki w Odolanowie, po przeciwnej stronie drogi do Kaczorów w stosunku do cmentarza świętego Marcina jest najmniej ciekawy. Zachowanych nagrobków jest tam najmniej. Co innego cmentarze wiejskie. Już ten pierwszy w Bonikowie okazał się zawierać o wiele więcej pamiątek przeszłości, niż się spodziewaliśmy. Nazwiska znane mi z odolanowskich ksiąg metrycznych, polsko brzmiące w większości.



Cmentarz w Garkach podobnie, malowniczo położony w lasku, do którego prowadziła droga w sąsiedztwie Muzeum Nafty i Gazu, zachowany w jeszcze lepszym stanie, niż ten bonikowski. Odnalazłem tam nawet nagrobki rodziny Trochów, pewnie spokrewnionych z prapraprababką Katarzyną.




 Rzeźby Pawła Brylińskiego

Napiszę krótko, zostałem oczarowany. Czytałem o tym XIX-wiecznym artyście ludowym już wcześniej, ale nie sądziłem, że to co tworzył jest aż tak piękne. Zajmował się głównie sztuką religijną. Jego drewniane krzyże przydrożne są wysokie, można powiedzieć, że jak na sztukę ludową monumentalne. Ozdobione malowanymi rzeźbami, których zadaniem jest przedstawiać sceny z Pisma Świętego. Nie jestem pewien, czy w kościele świętej Barbary rzeźba, którą widziałem przedstawia świętą Barbarę i jest dziełem tegoż artysty (Tablica z opisem kościoła, znajdująca się przed cmentarzem informuje, że taka znajduje się w świątyni). Odbiega bowiem nieco stylistyką od innych dzieł twórcy. Sporo rzeźb zdjętych z krzyża znajdującego się na terenie dawnego cmentarza św. Krzyża w Odolanowie (już nie istniejącego) znajduje się przy ołtarzu w kościele świętego Marcina. Prawdziwe jednak wrażenie robią krzyże przydrożne do dziś ozdobione malowanymi rzeźbami Brylińskiego, jak ten w Bonikowie (nieco zniszczony upływem czasu), czy najwspanialej prezentujący się krzyż przy ulicy w Raczycach. Zresztą sami spójrzcie.




Święci

Wymieniałem już świętą Barbarę. Jednak najważniejszym dla Odolanowa wydaje się być święty Marcin, patron miejscowej parafii. Tu muszę podzielić się dygresją. Od ojca otrzymałem na drugie imię Marcin. Nigdy nie dowiedziałem się niestety co stało za tym wyborem. Zastanawiając się kiedyś nad imieniem dla syna, pomyślałem, że to dobry pomysł, aby nazywał się, zgodnie z zamysłem swego dziadka. Dużo później dowiedziałem się, że pradziadek mego ojca również miał na imię Marcin. Czy mój ojciec o tym wiedział? Trudno mi powiedzieć. Jakby tego było mało, kościół parafialny pradziadka również nosił wezwanie tego świętego.

W Odolanowie parę lat temu z inicjatywy ówczesnego proboszcza wzniesiono pomnik świętego Marcina na koniu. W dniu 11 listopada ma miejsce uroczysta procesja na wzór poznański. Wypiekane są nawet rogale świętomarcińskie, choć podobno te odolanowskie są mniejsze od sprzedawanych w stolicy Wielkopolski.



Nieopodal kościoła św. Marcina przy ulicy stoi figura św. Jana Nepomucena, jakże więc mógłbym o niej nie wspomnieć. Podobnie, jak o figurze świętego Floriana, patrona strażaków i przewodników turystycznych, stojącej przed kościołem świętego Marcina.




Hotel

Wybrałem hotel Kaczory Deluxe w Kaczorach (choć wybór, to trochę górnolotne określenie - oferta noclegowa w Odolanowie niezbyt bogata) i nie zawiodłem się. Wygląda na nowy kompleks, w dzień mojego przyjazdu w sali bankietowej odbywały się chrzciny, ale kolejnego dnia byłem tam jedynym gościem. Czułem się, jak pan na włościach, bo i wygody hotelowe były rzeczywiście klasy luksusowej (za umiarkowaną cenę). Szerokie łóżko, prysznic w nowiutkiej łazience oraz ciepło zapewniały po całodziennej podróży fantastyczny komfort.

Kulinarnie

Na doznania kulinarne nie było zbyt dużo czasu. Ale parę momentów w czasie mojej wyprawy warte były zapamiętania.

Cmentarz świętej Barbary, cmentarz ewangelicki i okolice domu Paterków zwiedzaliśmy z wraz Krystyną w pochmurne niedzielne przedpołudnie. Ciepły rosół na kurze, gotowany przez Krystynę własnoręcznie smakował po takim wyziębiającym spacerze wyśmienicie.

Hotel. Wczesny poranek. Kucharka przyjeżdża specjalnie dla mnie ("pan na włościach") i serwuje smakowitą jajecznicę, wędliny, żółty ser i bardzo dobry chleb odolanowski. Wszystkiemu towarzyszą tartoletki z pasztetem i truskawką. Połączenie ekstrawaganckie, ale bardzo mile głaszczące kubki smakowe.

Antonin. Pałac myśliwski książąt Radziwiłłów. Tam wraz z Krystyną i Lechem kończymy popołudniową wyprawę niedzielną do Garek i Odolanowa. Przyroda jeszcze nie obudzona do wiosennej eksplozji, stawy, spokojny słoneczny przedwieczór. I smakowity sernik z kawą.

Muzycznie

Gdy jechałem do Odolanowa z Wrocławia, włączyłem Trójkę. Akurat trwała rozmowa z Brettem Andersonem, wokalistą zespołu Suede przetykana muzyką z nowej płyty zespołu. Nigdy nie słuchałem specjalnie ich muzyki, ale kojarzę wiele piosenek od 20 lat słyszanych gdzieś tam w radio. Muszę powiedzieć, że muzyka prezentowana w radiowej Trójce brzmiała doskonale. Wokalista akurat opowiadał o swoim ojcostwie, relacjach z rodzicami, a co w parze z piosenkami "Outsiders", czy "Europe is our playground" doskonale pasowało do jazdy samochodem i wyprawy genealogicznej.

Muzycznie kończyła się również nasza niedzielna wyprawa do Garek i Raczyc. Pałac myśliwski Radziwiłłów w Antoninie mieści w sobie bowiem ekspozycję poświęconą Fryderykowi Chopinowi, który był gościem tego miejsca. Tak więc pysznemu sernikowi i kawie towarzyszyła muzyka naszego największego kompozytora. I do tego słoneczny wieczór.


***

Zwieńczeniem wyprawy do Odolanowa był poniedziałkowy wyjazd do Archiwum Państwowego w Kaliszu obfitujący wręcz w odkrycia natury genealogicznej. Ale o tym napiszę w jednej z następnych notek.

niedziela, 20 marca 2016

Boćki

Jedną z najcenniejszych rzeczy, jaką można otrzymać od drugiej osoby, jest jej własny czas. W tym roku w dniu urodzin dostałem taki czas od żony. Wykorzystaliśmy go na wycieczkę poza miasto. Jako cel podróży wybrałem Boćki - wieś w południowej części województwa podlaskiego, niegdyś miasteczko.

Wielokrotnie przez Boćki przejeżdżałem - przecina je ruchliwa droga Białystok-Lublin, przez co wydają się mało atrakcyjne jako cel wycieczki.

Pozory jednak często mylą.

Nazwa, jak się okazuje, nie pochodzi od bocianów, a od boćkowców wyrabianych na miejscu przez rymarzy, czyli batów i dyscyplin. Produkcja ta miała związek z istniejącą od XVIII wieku stacją pocztową, gdzie wymieniano konie kursujących dyliżansów. Boćkowce lub jak inaczej je zwano monitory boćkowskie, wymienia Zygmunt Gloger w "Encyklopedii staropolskiej". Wspominał o nich także Wincenty Pol.

Boćki na początku związane były z rodziną Sapiehów. W 1509 roku król Zygmunt I Stary nadał sześć osad nad Nurcem marszałkowi i sekretarzowi Wielkiego Księstwa Litewskiego Janowi Sapieże, który w Boćkach lokował miasto na prawie magdeburskim. Zbudował tu także swoją rezydencję, a w 1513 roku został pierwszym w historii wojewodą podlaskim. W 1693 roku Boćki, będące wówczas miasteczkiem zamieszkiwanym przez unitów, katolików i żydów, drogą zastawu trafiły w ręce Branickich, później wróciły do Sapiehów, a w latach 60-ych XVIII wieku stały się własnością rodziny Potockich na prawie 100 lat. Później w XIX już wieku właścicielką miasta została Joanna Defler. Prawa miejskie miejscowość utraciła w roku 1934.

Gdy przed wyjazdem wertowałem przewodniki, znalazłem informację, że w ołtarzu bocznym miejscowego kościoła znajduje się obraz "Niepokalane poczęcie Najświętszej Marii Panny" najprawdopodobniej pędzla Augustyna Mirysa. Przygotowując wycieczkę jego śladami dwa lata temu, nie trafiłem na tę wzmiankę - być może jej trasa biegłaby wówczas nieco inaczej. 

Gdy rano wsiadaliśmy do samochodu był zimny lutowy dzień, niebo pokryte chmurami. Nie padało na szczęście. Trasa z Białegostoku do Bociek minęła bez większych przygód. Zatrzymałem samochód na parkingu obok kościoła.


Świątynia jest pozostałością po ufundowanym w 1730 roku przez Józefa Franciszka Sapiehę założeniu klasztornym po wezwaniem świętych Antoniego i Józefa, w którym działali Ojcowie Bracia Mniejsi Zakonu Św. Franciszka Reformaci. Sam kościół wraz dzwonnicą przetrwał zawieruchy dziejowe, zaś z materiału po rozebranym w okresie zaborów klasztoru została zbudowana cerkiew w nieodległych Andryjankach. W kościele znajdują się ołtarze barokowe (ponoć główny przeznaczony był dla kościoła śś. Piotra i Pawła w Wilnie), jedyne na terenie Polski tabernakulum z zespołem 67 plakiet oraz relikwie św. Antoniego Padewskiego. Nie udało nam się jednak wejść do środka. Kościół był zamknięty na cztery spusty, podobnie, jak plebania. Okazja spojrzenia na domniemany obraz Mirysa w szybkim tempie ulotniła się.

Postanowiliśmy rozejrzeć się po miejscowości, gdyż według przewodników zabytkowy kościół nie jest jedynym ciekawym miejscem w Boćkach.

Naprzeciw kościoła, po drugiej stronie ruchliwej szosy znajdowało się jedno z nich. Czytelnicy bloga mieli okazję nie raz zorientować się, że darzę estymą świętego Jana Nepomucena, fotografując i upamiętniając w formie elektronicznej istniejące pamiątki jego kultu. Dlatego tak ucieszył mnie widok XVIII-wiecznej rzeźby, nieco innej od opisywanego tu wcześniej dzieła ze Szczytów Dzięciołowa. Czy boćkowski święty mógł również wyjść spod dłuta Jana Chryzostoma Redlera? Fundowali figurę Sapiehowie, powiązani z Branickimi, więc może tak?! Zwłaszcza, że warsztat wykonawcy był wysokiej klasy.


Nieopodal kościoła widać było budynek dość nietypowej dla Podlasia cerkwi prawosławnej, fundowanej jeszcze przez Potockich, w 1820 roku przed likwidacją unii kościelnej.


Wciąż było zimno (powietrze polarne i zachmurzone niebo), gdy szliśmy od kościoła do cerkwi, więc z chęcią zatrzymaliśmy się przez chwilę w budynku mieszczącym informację turystyczną. Tam ogrzaliśmy się nieco i zaopatrzyli w materiały informacyjne o ziemi boćkowskiej, aby ruszyć w kierunku cmentarza. Po drodze mieliśmy nadzieję zobaczyć ruiny żydowskiej łaźni rytualnej, według przewodników, posiadającej metrykę XVIII lub XIX-wieczną.

Po drugiej, zachodniej stronie szosy minęliśmy pomnik postawiony za czasów władzy komunistycznej. Co zwróciło naszą uwagę - nie został zniszczony (i dobrze!), jedynie została dodana tablica komentująca okoliczności jego postawienia w języku który stał się możliwy dopiero po 1989 roku.



Idąc w kierunku południowym wkrótce ujrzeliśmy budynek dawnego młyna na jednej z posesji,


a za nią widok na dolinę Nurca i tuż obok ruiny mykwy.


Trudno było sobie wyobrazić, że tuż obok jeszcze stosunkowo niedawno toczyło się życie społeczności żydowskiej. Budynek nie miał dachu, w środku rosły drzewa i krzaki, dookoła widać było gąszcz chwastów i krzaków. Całe szczęście, zachował się w postaci ruiny.

Stąd niedaleko było do cmentarza, który w Boćkach podzielony jest na część katolicką i prawosławną.


Katolicka znajduje się po prawej stronie od bramy wejściowej. Obie części posiadają swoje kaplice.


Na cmentarzu odnaleźć można wiele starych nagrobków. Dużą część z nich sfotografowałem zanim przejmujący chłód nie wygonił nas z powrotem do wsi. Warto zwrócić uwagę na estetykę i kunszt artystyczny widoczny nawet w prostych żeliwnych odlewach.

Stare nagrobki znajdujące się w części katolickiej:

1. Wauzieniec (Wawrzyniec) Dakowicz, zmarł w 1885 roku, żył 68 lat. Nagrobek pozbawiony krzyża żeliwnego, który w przeszłości najpewniej zdobił jego szczyt.


2. Mikołaj Jakubowski, żył 81 lat (?), zmarł w 1936 roku. Typowe nazwisko dla okolic Bociek. Nieopodal znajduje się wieś Jakubowskie.

3. Maryjanna Wujenska, żyła lat 68, zmarła w 1923 roku. Krzyż wieńczący szczyt nagrobka został wykonany z fabrycznych stalowych prętów ładnie zdobiony na końcach ramion z tarczą w środku.

 
 4. Antoni Powierzo, umarł 12 stycznia 1886 roku w wieku 69 lat;

Józefa Powierza z Kujawskich (1820-1884).

Badania ksiąg metrycznych mogłyby pomóc w ustaleniach, jaki i czy był związek tej rodziny z powstańcem styczniowym Pawłem Powierzą z Niewodnicy Nargilewskiej, znanym choćby z książki księdza Stanisława Niewińskiego, poświęconej znanym postaciom ziemi juhcnowieckiej. Rodzina Powierzów trafiła do Niewodnicy Nargilewskiej koło Białegostoku w pierwszej połowie XIX wieku z majątku Czaje, w parafii Pobikry koło Ciechanowca. 

   
5. Bronisława z Powierzów Klein, zmarła w roku 1900, żyła 56 lat.


6. Karol Piotrowski, zmarł 10.10.1891 r. Nagrobek posiada ażurowy krzyż zdobiący jego szczyt.



7. Piotr Besławski. Krzyż wykonany podobnie, jak na nagrobku Maryjanny Wujenskiej.

8. Teofil Zaleski, przeżył 63 lata, zmarł 7 lipca 1877 r. Podejrzewam, że może być to nagrobek właściciela folwarku Kalejczyce, który odkupił go w 1847 roku od Dominiki Dobrogowskiej. Według opisu dawnego założenia ogrodowego w Kalejczycach, Teofil zmarł w 1879 roku. Nagrobek został niestety pozbawiony żeliwnego krzyża wieńczącego szczyt. Wciąż widać go u podstawy nagrobka.




 9. Wawrzyniec Piszczatowski, zmarł 14 kwietnia 1855 roku;
Aniela z Kuszelewskich Piszczatowska, zmarła 18 lutego 1849 roku. Tu z kolei zastanawia mnie związek pomiędzy tą rodziną, a zaliwszczykiem Adamem Piszczatowskim, którego rodzice mieszkali w nieodległych Knorydach. Nagrobek jest pięknie zdobiony postaciami figuralnymi.

10. Juliusz Obuchowicz, dziedzic dóbr Knorydy (1809-1889), członek Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim. Jeden z piękniejszych nagrobków na cmentarzu.



11. Michał Goławski, obywatel powiatu brzeskiego, zmarł w 1892 roku.

12. Grób rodziny Lipnickich.

"Grób familii Lipnickich. Janowi ojcu, Antoniemu, Dominikowi braciom, Maryannie, Urszuli, Anieli, siostrom. Poświęcił Stanisław 1845 roku."


13. Stanisław Lipnicki, zmarł 8 lutego 1875 roku.


14. Rodzice Andrzej i Aniela Urkowicze, syn Andrzej, 1913 rok.



15. Ksiądz Stanisław Michalski, proboszcz parafii boćkowskiej i dziekan dekanatu bielskiego, zmarł 17 marca 1885 r.

16. Adam Boguszewski, zmarł w 1886 roku, żył 67 lat.  Nagrobek posiada żeliwny krzyż ze zdobieniami ramion.

Parę nagrobków z tej części cmentarza okazało się nieczytelnych:




Starsze nagrobki w części prawosławnej znalezione przeze mnie w większej części były bez inskrypcji nagrobnych za wyjątkiem jednego:


Nikołaj Michajłowicz Ciuńczyk (1883-1904). 




  




Z cmentarza wróciliśmy pod kościół i tym razem zastaliśmy księdza proboszcza na plebanii, który zgodził się otworzyć kościół. Nie na długo jednak, ale mieliśmy tyle czasu, aby przyjrzeć się obrazom. W lewym ołtarzu bocznym, nieopodal ołtarza głównego dostrzegłem charakterystyczne przedstawienie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Współczesna kopia tego obrazu znajduje się w kaplicy pałacu Branickich w Białymstoku, gdyż oryginał znajdujący się w niej kiedyś zaginął.


Po wyjściu z kościoła nadeszła pora na posiłek. Niestety w Boćkach nie znaleźliśmy żadnego miejsca, które zachęcałoby do skorzystania z jego usług. Udaliśmy się więc nad Narew do Zagłoby, restauracji o metryce jeszcze prlowskiej. Nigdy z jej usług wcześniej nie korzystałem, ale dowiedziałem się od kogoś niedawno, że miejsce warte jest polecenia. Gdy zatrzymywaliśmy samochód na parkingu zza chmur wyglądało słońce. 

Warto zatrzymać się w Zagłobie. Zamówiłem soliankę, która była smaczna, choć nie znam się na tyle, aby powiedzieć, że ugotowana zgodnie z prawidłami przygotowywania tej wschodniej zupy. Na drugie zafundowałem sobie pieczoną pierś gęsią, natomiast Kasia pierogi z gęsiną i kaszą gryczaną. Ładnie podane obie potrawy i przepyszne. Na deser szarlotka na ciepło. Magda Gessler nie zrobiłaby tam rewolucji. W nagrodę po całodziennym zimnie wracaliśmy do Białegostoku w promieniach urokliwie zachodzącego słońca.