Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PCK. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PCK. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 kwietnia 2015

Stare zdjęcia

Dostałem niedawno kilkadziesiąt starych zdjęć. Wszystkie dotyczą rodziny zaginionego, a właściwie precyzyjniej byłoby napisać - ukrywającego się po II wojnie światowej pradziadka Stefana Stępnia. Prawdziwa to gratka dla mnie, gdyż posiadałem dotychczas tylko jedno zdjęcie Stefana i jedno zdjęcie praprababci Józefy. Brak jakichkolwiek innych zdjęć tej rodziny w mych zasobach. Dlatego dziękuję raz jeszcze T., że zdecydowała się na trud odnalezienia ich, zeskanowania i przesłania. Większość z nich przedstawia osoby, które można zidentyfikować, gdyż mimo, że już odeszły z tego świata, wciąż żyją w pamięci rodzinnej. Ale jest parę zdjęć, które nie podpisane, pozostają wciąż anonimowe. Dlatego decyduję się na zamieszczenie ich tutaj, mając nadzieję, że jest jeszcze ktoś, kto posiada podobne zdjęcia i ma wiedzę o osobach na nich widocznych, a także trafi tu kiedyś za pomocą jakiejś wyszukiwarki internetowej. Złudna nadzieja, mam tego świadomość, choć nie raz dzięki internetowi mogłem w sposób znaczący ruszyć ze swymi poszukiwaniami genealogicznymi do przodu.



1
Zdjęcie nieznanego mężczyzny w mundurze wojskowym. Od kolegi W. dowiedziałem się, że przedstawia kapitana (przed wojną kapitan nosił trzy gwiazdki) wojsk lądowych, na co wskazuje brak proporczyków na kołnierzu. Prawdopodobny czas wykonania zdjęcia: między 1927, a 1936 rokiem. W 1935 roku zaczął obowiązywać bowiem nowy wzór czapki oficerskiej, w 1936 roku nowy wzór kurtki mundurowej.


2
Nieznany mężczyzna i nieznana data wykonania zdjęcia. Wydaje mi się, że stoi również na zdjęciu ślubnym Genowefy Stępień i Mikołaja Lemańskiego niżej, jako druga osoba od lewej.



3
Nieznany mężczyzna. Nie potrafię nic więcej na temat tego zdjęcia powiedzieć.


4
To bardzo ciekawe zdjęcie. Być może najstarsze z tu przedstawianych. Niestety nie znam się zupełnie na modzie - co kiedy i gdzie noszono, a być może to jest klucz do odgadnięcia, gdzie i kiedy to zdjęcie zostało wykonane. Czy przedstawia moich przodków? Niewykluczone. Ale na pewno nie prapradziadków: Kacpra i Józefę Stępniów. Zdjęcie Józefy widać niżej dla porównania. Być może nieznanych mi z imienia prapradziadków -rodziców Kacpra bądź rodziców Józefy.


5
To zdjęcie ślubne Genowefy Stępień - młodszej siostry pradziadka Stefana i Mikołaja Lemańskiego, który w 1948 roku poszukiwał Stefana za pośrednictwem PCK. Zupełnie nie wiem, gdzie mogło zostać wykonane. Raczej nie w Bardzie, gdzie w 1900 roku urodził się pradziadek Stefan. Później około 1910 roku rodzice jego - Kacper i Józefa mieszkali już w Wojnowicach koło Gidli, więc może tam? W 1923 roku Kacper  z kolei mieszkał już w Konstantynówce koło Sarn na Wołyniu, gdzie zmarł i został najpewniej pochowany na nieistniejącym już cmentarzu w Sarnach. Kiedy Stępniowie przenieśli się na Wołyń, tego nie wiem. Więc może jednak zdjęcie wykonano na Wołyniu? Zwraca uwagę niesamowite ubóstwo otoczenia. Nie rozpoznaję na zdjęciu Józefy Stępień z Pociejewskich, matki Genowefy (patrz zdjęcie niżej). Jako drugi od lewej stoi mężczyzna przypominający tego ze zdjęcia nr 2 powyżej. Trzeci od prawej z kolei stoi Józef Stępień - brat Stefana i Genowefy.


6
A to już zdjęcie praprababci Józefy Stępień z Pociejewskich.


7
Na tym zdjęciu rozpoznaję pradziadka Stefana Stępnia. Tak przypuszczam, na podstawie podobieństwa z jedyną fotografią, jaką dysponowałem dotychczas.Ciekaw jestem waszego zdania na ten temat. Na zdjęciu wyżej chyba nie miał jeszcze 20 lat.

piątek, 3 lutego 2012

Ustaliłem losy mego pradziadka Stefana Stępnia!

Zagadka powojennych losów pradziadka Stefana Stępnia wydawała się jedną z najtrudniejszych do rozwikłania, gdy rozpoczynałem moją przygodę z genealogią prawie 10 lat temu. Moja babcia widziała ojca, jak sama mówiła, ostatni raz na Wołyniu w 1943 roku. Jeden z jej braci podobno po wojnie spotkał go na którejś z dolnośląskich stacji kolejowych i tam ojciec powiedział mu, że nie chce utrzymywać kontaktu z rodziną.

Szczegółowo opisałem hipotezy dotyczące dalszych losów Stefana Stępnia na tym blogu w czerwcu 2010 roku.

Wtedy już dysponowałem dodatkowymi relacjami potomków jego braci i sióstr, do których dotarłem dzięki pewnemu listowi. Nie wnosiły te relacje dużo nowego. Według nich pradziadek mógł zaginąć na Wołyniu lub też przeżyć wojnę, ale ze swoją rodziną z jakichś względów nie chciał utrzymywać kontaktu. Były to relacje z drugiej ręki. Nikt z rodzeństwa Stefana nie dożył czasów, gdy zainteresowałem się genealogią.

Pewien przełom nastąpił, gdy zdecydowałem się napisać do PCK, przez którą to organizację członkowie rodziny poszukiwali pradziadka po II wojnie światowej. Ustaliłem wtedy, że na pewno przeżył on wojnę i w 1954 roku mieszkał we Wrocławiu.

Dodatkowe poszukiwania pomogły mi ustalić, iż od 1942 roku pradziadek był na robotach przymusowych w Boberrörsdorf (dziś Siedlęcin koło Jeleniej Góry). Sprawdziłem również adres podany przez Polski Czerwony Krzyż (ul. Katowicka 103) we wrocławskich zbiorach meldunkowych (bez rezultatu), a następnie poprosiłem o kopię pisma, na podstawie którego Polski Czerwony Krzyż ustalił miejsce pobytu dziadka w 1954 roku. Okazało się, że z pisma tego nie wynika na pewno adres przy ulicy Katowickiej (był napisany bardzo nieczytelnie), a raczej jest to ulica Rolnicza 103 we Wrocławiu. Jednakże pod tym adresem w zbiorach meldunkowych Wrocławia również nie znalazłem żadnej informacji o Stefanie Stępniu.

Dużym przełomem okazała się chwila, gdy pokazałem koleżance Anecie kopię pisma z PCK. Według niej adres wskazywał na ulicę Lotniczą, a nie Rolniczą. Sprawdziłem i ten adres w zbiorach meldunkowych Wrocławia, bez rezultatu niestety. Wiedziałem jednakże, że pod adresem Lotnicza 103 we Wrocławiu w 1981 roku znajdował się stary barak, w którym Brat Jerzy Marszałkowicz założył pierwsze schronisko dla bezdomnych im. Brata Alberta. Mimo to, czułem, że znalazłem się w ślepej uliczce, jeśli chodzi o poszukiwania informacji o moim pradziadku.

***

Ale... zadzwoniłem do Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta we Wrocławiu, aby zapytać o to, jakie było przeznaczenie baraku przy ulicy Lotniczej 103, gdzie powstało pierwsze schronisko dla bezdomnych. Skierowano mnie do schroniska dla bezdomnych w Bielicach, do samego Brata Jerzego Marszałkowicza. Zadzwoniłem tam, poprosiłem o połączenie i spotkałem się z zupełnie niezwykłą reakcją. Brat Jerzy sprawdził w ewidencji Towarzystwa, czy nie ma w nim osoby o nazwisku Stefan Stępień (nie było), a następnie w sposób cierpliwy i wyczerpujący opowiedział mi historię baraku. Baraków przy Lotniczej było kilka. W latach powojennych Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych kwaterowało w nich robotników, pracujących przy odgruzowywaniu Wrocławia. Później były tam tereny wojskowe, a w czasie, gdy jeden z baraków przejmowało Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, w części z nich znajdowały się magazyny, a w pozostałych mieszkali różni "dzicy" lokatorzy. Byłem bardzo zadowolony z tej rozmowy. Wyobraziłem sobie, że pradziadek mógł być robotnikiem, który został dokwaterowany do baraku przy ulicy Lotniczej 103 i nie miał tam stałego meldunku. Rozmowa ta ukierunkowała też moje dalsze poszukiwania.

Oderwijmy się na chwilę od nich. W Gazecie Polskiej w grudniu ukazał się artykuł księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, poświęcony bratu Jerzemu. Gdy go czytałem, przekonywałem się, że naprawdę rozmawiałem z osobą niezwykłą. Oto fragment artykułu, który mówi o interesującym mnie okresie:

"Jako furtian po raz pierwszy zetknął się z bezdomnymi, którzy przychodzili do niego po prośbie. Przez wiele lat z własnej woli opiekował się nimi, zbierając dla nich żywność, odzież i lekarstwa. Traktowano go jako dziwaka, ale on w tym działaniu odkrywał swoje nowe powołanie. Jego marzeniem było stworzenie zakładu opiekuńczego dla osób potrzebujących pomocy na wzór przytulisk i schronisk prowadzonych w czasie zaborów przez Adama Chmielowskiego, czyli Brata Alberta. W PRL bezdomnych oficjalnie nie było, bo w czasach propagandy i sukcesu te sprawy starannie utajniano. Wszelkie starania o utworzenie schroniska rozbijały się o mur bezdusznej biurokracji. Dopiero w dobie Solidarności w środowisku wrocławskim narodziła się idea utworzenia organizacji pozarządowej opiekującej się bezdomnymi. Utarczki z urzędami trwały kilka miesięcy. W końcu pod koniec listopada 1981 r. zarejestrowane zostało w sądzie Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego, pierwsze tego typu w Polsce. Otwarło to drogę do przejęcia prymitywnego baraku przy ul. Lotniczej we Wrocławiu i do zaadaptowania go na noclegownię. W trakcie prac przygotowawczych wybuchł stan wojenny. Nie zraziło to jednak Jerzego, który w noc wigilijną, gdy na ulicach stały patrole wojskowe i opancerzone samochody, opuścił za zgodą władz seminarium duchowne, aby zamieszkać w obym baraku z kilkoma bezdomnymi mężczyznami. Początkowo było to na próbę, ale taki stan rzeczy trwa już równo 30 lat. Duchowny przeprowadzał się w ciągu tych lat do kilku kolejnych schronisk, w tym do Bielic na Opolszczyźnie, ale zawsze mieszkał razem z bezdomnymi. Był dla nich jak brat. Oni jednak mówili do niego "tata" nie z powodu różnicy wieku, ale ze względu na jego autentyczną, ojcowską troskę. "

W poszukiwaniu akt osobowych Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych zwróciłem się do Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Stamtąd zostałem odesłany do Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Gdy napisałem do tej szacownej instytucji, dowiedziałem się, że akta osobowe przedsiębiorstwa nazywającego się podobnie do wskazanego przez Brata Jerzego: "Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Renowacji Budynków", znajdują się w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim.

Zadzwoniłem oczywiście do Archiwum Zakładowego Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego i tam znów spotkałem się z bardzo miłą reakcją. Pani, która za mną rozmawiała powiedziała, że w zasobach archiwum znajdują się akta osobowe Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych oraz Miejskiego Przedsiębiorstwa Rozbiórkowo-Porządkowego. Obiecała przeszukać i oddzwonić. Gdy po paru dniach ponownie rozmawialiśmy, dowiedziałem się, że żadnych danych odnośnie mego pradziadka nie odnaleziono. Ale usłyszałem przy okazji, że Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych zostało podzielone na inne przedsiębiorstwa i część akt osobowych trafiło do Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych we Wrocławiu, a część do firmy Hydrobudowa, skąd zostały przeniesione do Zakładu Usług Archiwalnych "Archiwista" mającego swą siedzibę aż w Teresinie.

Skontaktowałem się z pierwszą ze wskazanych instytucji, gdzie również przeszukano dla mnie akta (bez rezultatu). Z firmą mieszczącą się w Teresinie nie udało mi się niestety skontaktować. Telefony milczały, a na mojego e-maila nikt nie odpowiedział. Znów znalazłem się w kropce.

Postanowiłem jednak sprawdzić dla świętego spokoju jeszcze jeden trop. Sprawdziłem już dokładnie Wrocław, gdzie według PCK natrafiono w 1954 roku na ślad Stefana. W piśmie z PCK jednak, znajdowała się również wzmianka o tym, że w 1948 roku poszukiwał go szwagier Mikołaj Lemański, podając jako miejsce zamieszkania Jelenią Górę. Skontaktowałem się z Urzędem Miejskim w Jeleniej Górze, prosząc o sprawdzenie zasobów meldunkowych tego miasta. Jakież było moje zaskoczenie, gdy otrzymałem odpowiedź mówiącą, że Stefan Stępień mieszkał w Jeleniej Górze przy ulicy Powstańców Śląskich 29, gdzie trafił z ulicy Lotniczej 103 we Wrocławiu. Z Jeleniej Góry zaś trafił do Janowic Śląskich. Potwierdziła się więc ulica Lotnicza we Wrocławiu. Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli (według relacji rodzinnych) prababcia napisała wtedy do pradziadka pod wskazany adres w piśmie z PCK (ul. Katowicka 103), to nijak nie mogła trafić na ślad swego męża. Jeleniogórska karta ewidencyjno-adresowa nie zawierała żadnych dat, stąd nie dowiedziałem się w jakich latach pradziadek zmieniał miejsca zamieszkania. Najbardziej elektryzujące jednak było następujące zdanie: "Nadmieniam, że źródłem informacji w kwestii bliższych danych może być teczka dowodowa ostatniego wydanego dowodu osobistego, ponieważ teczka dowodowa została wysłana do Szczecina to tam należy zwrócić się o pomoc ...".

Oczywiście natychmiast napisałem do Urzędu Miejskiego w Szczecinie. Dalej sprawy potoczyły się już szybko. Dowiedziałem się, że pradziadek mieszkał w Szczecinie od 1959 aż do 1984 roku. Wtedy też został wymeldowany do Domu Pomocy Społecznej w Śniatowie, gdzie zmarł w 1986 roku. Teczki dowodowej pradziadka nie miałem jednak możliwości otrzymać. Została zmakulaturyzowana w 1996 roku, 10 lat po jego śmierci.

Wystąpiłem o odpis zupełny aktu zgonu do Urzędu Stanu Cywilnego w Kamieniu Pomorskim i dowiedziałem się, że pradziadek zmarł jako wdowiec. Jego drugą żoną była Stanisława Flugel.

Sprawdziłem także oczywiście, czy jakiekolwiek dane, dokumenty bądź zdjęcia zachowały się w Domu Pomocy Społecznej w Śniatowie. Niestety nie było tam nic, poza zapisem, że pradziadek był wdowcem i osobą samotną i że został pochowany na cmentarzu w Kamieniu Pomorskim.

Ostatnim krokiem był telefon do PGK w Kamieniu Pomorskim, gdzie dowiedziałem się, że nagrobek pradziadka, jako nieopłacony od 2007 roku nie istnieje.

Dowiedziałem się więc bardzo dużo. Dolny Śląsk i druga rodzina w pewnym sensie okazały się prawdą. Ale pradziadek mieszkał bardzo długi czas w Szczecinie, gdzie po wojnie mieszkał wraz z żoną jego syn Edward. Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek zetknęli się ze sobą na ulicy i mieli okazję na siebie popatrzeć. Pradziadek zmarł w 1986 roku, trzy lata później odeszła prababcia Agata, jego przedwojenna żona.
 
Pińsk, 1924 lub 1925 rok, na zdjęciu Agata Stępień ze Szczerbaczewiczów (1898-1989) i jej mąż Stefan Stępień (1900-1986). W środku ich najstarszy syn Kazimierz (1924-1997).

wtorek, 20 września 2011

A może ulica Lotnicza we Wrocławiu?

Z genealogią tak już niestety jest (Pisałem o tym w poprzedniej notce.), że nasze poszukiwania nie dają spodziewanego rezultatu, mało tego - ze ślepej uliczki, w jakiej się znalazły, nie widać wyjścia, nie ma żadnego punktu zaczepienia pozwalającego szukać dalej. Tak jest w przypadku poszukiwań informacji o pradziadku Stefanie Stępniu. Ostatni ślad wskazuje na pobyt we Wrocławiu w roku 1954, jednak kwerenda w zbiorach meldunkowych miasta pod adresem wskazanym w dokumencie nie przyniosła pozytywnego efektu. Sprawdzana była ulica Katowicka, później Rolnicza i nic.

Czasami warto, aby nie do końca czytelny dokument obejrzała inna osoba. Często się o tym przekonuję spisując indeksy ksiąg metrykalnych w ramach projektu Geneteka, uruchomionego przez Polskie Towarzystwo Genealogiczne. Inna osoba często widzi inaczej zapisane w księdze metrykalnej nazwisko, bywa, że właśnie tę prawidłową formę zawdzięczamy drugiemu bądź trzeciemu spojrzeniu kogoś z zewnątrz.

Dokument wskazujący ostatnie miejsce pobytu pradziadka otrzymany z PCK pokazałem koleżance. Przyznam, że sugestią, iż zamiast Rolniczej może w nim widnieć ulica Lotnicza, nie przejąłem się zbytnio i pewnie zostawiłbym całą sprawę w spokoju. Ale najpierw wpisałem adres Wrocław, Lotnicza 103 w Google Maps (W przeciwieństwie do adresów Katowicka 103 i Rolnicza 103, serwis wskazał taką lokalizację.), a następnie dzięki wyszukiwarce Google znalazłem informację, która mnie zelektryzowała. Na stronie Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta we Wrocławiu widnieje: "W listopadzie br przypada 30-lecie działalności Towarzystwa. Towarzystwo jest pierwszą w Polsce organizacją społeczną, która objęła pomocą bezdomnych. Zostało uruchomione tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, 2.11.1981, a pierwsze schronisko zostało uruchomione w Wigilię 1981 r. Jako kierownik pierwszego Schroniska Brata Alberta w baraku przy ul. Lotniczej 103 zamieszkał z bezdomnymi Brat Jerzy Marszałkowicz."

Niestety, była to tylko chwilowa nadzieja na to, że odnalazłem właściwy trop. W zbiorach meldunkowych Wrocławia dla ul. Lotniczej 103 również nic nie odnaleziono. Mam jednak intuicyjne przekonanie, że to może być ten adres, a pradziadek, nawet jeśli przebywał we Wrocławiu, wcale nie musiał mieć stałego meldunku.

sobota, 3 września 2011

Poszukiwanie informacji o losach pradziadka Stefana Stępnia w martwym punkcie

W zeszłym roku, próbując po omacku ustalać losy pradziadka Stefana od roku 1943 (jeszcze przed odpowiedzią z PCK), nawiązałem kontakt z białoruskim archiwum w Brześciu (Государственный архив Брестской области). Otrzymałem wkrótce informację, że żadnych dokumentów dotyczących Stefana Stępnia z okresu po roku 1939 archiwum nie posiada, natomiast dokumenty z okresu dwudziestolecia międzywojennego tak. W tym roku postanowiłem sięgnąć po nie. Muszę przyznać, że jestem zaskoczony szybką i profesjonalną realizacją mojego zlecenia przez archiwum. Oczywiście nie wiedziałem jakie dokumenty dostanę, płaciłem za usługę "w ciemno". Koszt usługi też nie był niski, dodatkowo drugie tyle kosztów poniosłem z tytułu transakcji bankowych. Muszę jednak przyznać, że przesyłka z dokumentami przyszła szybko, kopie są niezłej jakości, a dodatkowo zawierają istotne dla mnie informacje.

Bo i czegóż w nich nie ma?

1. Odpis przedwojennego dowodu osobistego zawierający rysopis (A dysponuję tylko jednym zdjęciem pradziadka i to czarno białym.), informacje o zawodzie (ślusarz), miejsce zapisu do ksiąg stałych ludności (gm. Górno, powiatu kieleckiego - może przyjdzie mi tam szukać?).
2. Zaświadczenie ślubne potwierdzające ślub zawarty w 1923 roku z moją prababcią Agatą (zapisano: Agafią). Ceremonia odbyła się w soborze prawosławnym św. Teodora w Pińsku, a następny ślub w 1925 roku parafialnym kościele rzymskokatolickim w Pińsku. Potwierdza się więc informacja o dwóch ślubach mych pradziadków!
3. Pozostałe dokumenty dotyczące zmian miejsca zamieszkania w Pińsku (o niektórych nie wiedziałem), odpisy z akt urodzeń babci i jej rodzeństwa oraz inne. W każdym razie porządna dawka informacji.

***


Do powyższego jednak moje poszukiwania nie ograniczyły się. Wyśledziłem w internecie, że podana przez Polski Czerwony Krzyż nazwa Boberröhrsdorf, gdzie pradziadek Stefan przebywał w latach 1942 - 1945 na robotach przymusowych, to podjeleniogórski Siedlęcin. Fakt powyższy układa mi się w całość z informacją pochodzącą od szwagra pradziadka, że w roku 1948 pradziadek mieszkał w Jeleniej Górze. Próbowałem szukać informacji o pobycie Stefana Stępnia w Siedlęcinie i Jeleniej Górze po wojnie na różne sposoby, jednak jak dotychczas bez rezultatu. Jedyne do czego dotarłem to niemiecka książka meldunkowa Boberrörsdorf, przechowywana w Archiwum Państwowym w Jeleniej Górze, z adnotacją, że 16 września 1943 roku w domu nr 237 został zameldowany Stefan Stępień, dokąd przybył z miejscowości Hirschberg (dziś Jelenia Góra), gdzie przebywał w obozie przy Wilhelmstrasse 18 (dziś ul. Wojska Polskiego). W dokumencie tym zgadza się data urodzenia pradziadka, natomiast występuje dziwna nazwa miejsca urodzenia: "Gurna-Kielsa". Pradziadek urodził się w Bardo w kieleckim, czyżby więc nazwa Gurna-Kielsa zapisana pewnie przez Niemca odnosiła się do Kielc i Gór Świętokrzyskich? Ciekawe. Niestety nie udało mi się zlokalizować domu o numerze 237 w Siedlęcinie, gdyż od roku 1978 dawna numeracja została zastąpiona nową, związaną z wprowadzonymi wtedy nazwami ulic.


***


I na tym jednak nie koniec. Wpadłem bowiem na pomysł, aby uzyskać od PCK kopię dokumentu z 1954 roku, na podstawie którego ustalono adres pobytu pradziadka we Wrocławiu, przy ul. Katowickiej 103. I tu niespodzianka. Adres ustalono na podstawie informacji z Komendy MO Wrocław z 6.XII.1954 roku. Jednak adnotacja jest bardzo niewyraźna i na pewno nie jest to ulica Katowicka. Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja z ulicą Rolniczą 103 lub 10 B. I te adresy sprawdziłem w zbiorach meldunkowych Wrocławia. Bez rezultatu. Wszedłem więc w ślepą uliczkę i wyjścia z niej nie widać. Kto wie, może jeszcze kiedyś pradziadek naprowadzi mnie w jakiś sposób na swój ślad?