Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skórkowice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skórkowice. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 lutego 2025

Marianna Wroniszewska po pierwszym mężu Krupa z domu Laszczyk

Pisałem już że wśród swych antenatek mam aż 3 Marianny Laszczyk:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

W tym artykule zajmę się pierwszymi dwoma, Marianną Laszczyk, żoną Ludwika Krupy, moją 3xprababcią i jej teściową Marianną Laszczyk, żoną Antoniego Krupy, moją 4xprababcią.

W przytoczonym wyżej artykule z 2022 roku zajmowałem się aktem zgonu Marianny Krupy z Laszczyków. Wówczas napisałem, że odnaleziony w roku 1886 w parafii Skórkowice akt zgonu dotyczy mojej 4xprababci, żony Antoniego Krupy. Kontrowersje budził zapisany wiek Marianny w chwili zgonu. Wynikało z niego, że urodziła się około 1816 roku podczas, gdy z wcześniejszych dokumentów wynikało, że urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. Kolejna wątpliwość wynikała z tego, że w księgach parafii Skórkowice nie znalazłem aktu zgonu tej drugiej Marianny, mojej 3xprababci, żony Ludwika Krupy, która po jego śmierci wyszła po raz drugi za mąż za Pawła Wroniszewskiego. Ani w księgach parafii Skórkowice, ani w księgach żadnej innej parafii dzisiejszego województwa łódzkiego, zindeksowanych w Genetece nie znalazłem aktu zgonu Marianny Wroniszewskiej.

Paweł Wroniszewski zmarł w 1875 roku w Szarbsku pozostawiając Mariannę po raz drugi wdową. Według akt ślubu Łukasza Krupy (mego prapradziadka) z Elżbietą Gustą ze Snochowskich, który miał miejsce w Skórkowicach w 1909 roku, matka Łukasza Marianna już nie żyła wówczas. Ale żyła w roku 1883, gdy jej córka Magdalena Krupa brała ślub z Łukaszem Gębickim w Skórkowicach. Tak więc Marianna Wroniszewska z Laszczyków po pierwszym mężu Krupa zmarła między 1883, a 1909 rokiem. Wspomniany wyżej akt zgonu z 1886 roku pasowałby, gdyby nie nazwisko Krupa zmarłej, gdy powinno być Wroniszewska.

O powyższej Mariannie Wroniszewskiej z Laszczyków uzbierałem przez lata dość dużo informacji. Zdałem sobie natomiast sprawę, że o jej teściowej niekoniecznie. Wiedziałem że była córką Aleksego Laszczyka i Katarzyny. Ślub wzięła z Antonim Krupą w roku 1820 w Skórkowicach. Owdowiała w roku 1838, gdy w Zygmuntowie zmarł jej mąż Antoni. W międzyczasie poza moim 3xpradziadkiem Ludwikiem Krupą, urodzonym w roku 1821 w Dąbrówce, urodziła jeszcze Bogumiłę w roku 1824 w Dąbrówce, Różę w roku 1827 w Dąbrówce, Dorotę w roku 1830 w Dąbrówce, Jana w roku 1834 w Dąbrówce i Aleksego w roku 1838 w Zygmuntowie. Nic o tym rodzeństwie nie wiedziałem. Żadne z tych braci i sióstr Ludwika nie pojawiło się w księgach ślubów i zgonów parafii w Skórkowicach.

Informacje o obu Mariannach i ich dzieciach zbierałem w czasach przed Geneteką i nieco później w czasach, gdy Geneteka dopiero raczkowała i wiele z parafii było w ogóle nie zindeksowanych. Skupiłem się wówczas głównie na parafii w Skórkowicach. Dziś jest już o wiele inaczej. Do poszukiwań informacji o Mariannie Laszczyk, 4xprababci i jej dzieciach wykorzystałem to narzędzie, jakim stała się Geneteka, która zawiera zindeksowane metryki wielu parafii w Polsce.

Najpierw odnalazłem akt urodzenia Marianny. To nie żart! Choć księgi urodzeń parafii w Skórkowicach sprzed 1810 roku nie zachowały się poza szczątkami pojedynczych stron, to zachowały się aneksy do akt ślubów z roku 1820. I choć zarówno Antoni Krupa, jak i jego żona Marianna z Laszczyków pochodzili z macierzystej parafii w Skórkowicach, to jako załączniki do aktu ślubu zostały podpięte wówczas ich metryki chrztu. Marianna Laszczyk została ochrzczona w kościele w Skórkowicach 7 stycznia 1802 roku, czyli urodziła się zapewne tego samego dnia lub kilka dni wcześniej na początku 1802 roku w Szarbsku.


Powyższa metryka chrztu niczego nie wyjaśnia poza wiekem. Gdyby Marianna rzeczywiście zmarła w roku 1886, miałaby 84 lata. Ksiądz w metryce zgonu zapisał 70 lat. Dziś różnica miedzy kobietą 70-letnią i 84-letnią z reguły jest zauważalna, ale w końcówce XIX wieku wcale tak nie musiało być. Utwierdza mnie w tym lektura niedawno przeczytanej książki "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Jolanty Kuciel-Frydryszak. Ciężkie życie na wsi, wielość porodów nierzadko sprawiały, że kobiety 40-letnie wyglądały jak staruszki. Zakładam więc, że w końcówce XIX-wieku różnica w wyglądzie mędzy kobietą 70-letnią, a 84-letnią nie musiała być znacząca.

W dalszej kolejności zająłem się rodzeństwem Ludwika. Jako pierwszy dokument znalazłem akt zgonu jego młodszego brata Jana. Jan zmarł w wieku lat 16 (choć w metryce zgonu wpisano 14 lat) 13 lipca 1850 roku we wsi Janikowice w parafii Dąbrowa nad Czarną. Parafia Dąbrowa nad Czarną graniczy z parafią Skórkowice, tak więc Jan nie zmarł daleko od rodzinnego Zygmuntowa. W akcie zgonu napisano, że był synem zmarłych Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków.


Bingo! - Pomyślałem. Wszystko się wyjaśniło. W roku 1886 zmarła Marianna Wroniszewska z Laszczyków, synowa Marianny Krupy z Laszczyków, a nie Marianna Krupa z Laszczyków, jej teściowa, jak wcześniej myślałem, tylko że w metryce zgonu wpisano błędnie nazwisko po pierwszym mężu, a nie po drugim. Doświadczenie podpowiadało mi jednak, że nie należy pochopnie wyciągać wniosków, zwłaszcza, że odnalazłem dopiero dokument jednego z pozostałych dzieci Antoniego i Marianny. Nadal nie wiedziałem, jakie były losy Bogumiły, Róży, Doroty i Aleksego.

Akt ślubu Doroty Krupy znalazłem w parafii Odrzywół, leżącej w dzisiejszym województwie mazowieckim. Odległość od macierzystej parafii Skórkowice - 58 km, jeśli jechać dzisiejszymi drogami. Dorota w roku 1854 poślubiła w odrzywolskim kościele Jana Sobieraja. Ale co istotniejsze, w akcie ślubu zapisano, że urodziła się w Dąbrówce, że jest na służbie w Kamiennej Woli i że jest córką zmarłego Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków we wsi Stara zamieszkałej. A to oznaczało, że Marianna Krupa z Laszczyków żyła w roku 1854. Być może Janek, brat Doroty zmarł nagle będąc na służbie w Janikowicach, a osoby zgłaszające jego zgon myślały, że jest sierotą.


W 1884 roku Dorota po śmierci męża Jana wyszła po raz drugi za mąż, również w Odrzywole, tym razem za Józefa Stępniewskiego. Akt ślubu nie przynosi jednak żadnych nowych informacji.

Pozostaję więc w silniejszym niż wcześniej przekonaniu, że Marianna Krupa z Laszczyków jest tą osobą, której akt zgonu zapisano w Skórkowicach w roku 1886, natomiast miejsce i data zgonu jej synowej Marianny Wroniszewskiej z Laszczyków pozostaje zagadką.

środa, 12 czerwca 2024

Mój antenat był kowalem

Genealogią swoich przodków Janiszewskich nie zajmowałem się od prawie 20 lat. W zamierzchłych czasach, gdy stawiałem swoje pierwsze kroki w genealogii, jeździłem do Centrum Historii Rodziny w Warszawie, aby przeglądać mikrofilmy z parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach. Przejrzałem wówczas wszystkie dostępne księgi metrykalne z tej parafii i między innymi znalazłem akt ślubu Ignacego Franciszka Januszewskiego, mego 3xpradziadka z Antoniną Szokalską (moją 3xprababcią) w roku 1861. To był najstarszy dokument dotyczący mych przodków Janiszewskich, jakim do niedawna dysponowałem. Ignacy Franciszek nie pochodził bowiem z parafii Skórkowice. W akcie ślubu zapisano, że urodził się w Reczkowie, a mieszkał w Aleksandrowie z rodzicami czynszownikami. Reczków należał do parafii w Skotnikach, a ja przed następne kilkanaście lat nie zajrzałem do ksiąg metrykalnych tej parafii i nie kontynuowałem poszukiwań dokumentów tej linii rodziny. Czytelnik pewnie zauważył, że piszę o swoich przodkach Janiszewskich, a Ignacy Franciszek nosił nazwisko Januszewski. To nie pomyłka, w metrykach parafii skórkowickiej to nazwisko pisane jest w obu formach, jednak moja babcia zawsze mówiła o swych przodkach Janiszewskich i taką formę tego nazwiska przyjąłem. Rodzicami Ignacego Franciszka byli Idzi Januszewski i Katarzyna Januszewska z Kowalskich. Wówczas jeszcze, czytając iż byli czynszownikami nie przypuszczałem, że natknę się na kowala wśród mych przodków. Miałem już wśród nich rybaka oraz młynarza, ale na kowala nie natknąłem się wcześniej.

Wraz z upływem czasu metryki parafii rzymskokatolickiej w Skotnikach, jak i wielu innych parafii województwa łódzkiego zostały w dużej mierze zindeksowane i znajdują się w Genetece. Pozwoliło mi to w prosty sposób odnaleźć akt urodzenia Ignacego Franciszka.


I tu pierwsza niespodzianka. Idzi Januszewski, 31-letni ojciec Ignacego Franciszka został zapisany jako kowal. Człowiek legitymujący się profesją kowalską z reguły posiadał wyższy status materialny we wsi. Czy tak było z Idzim? Tego nie wiem.  Gdy w roku 1844, a więc trzy lata po Ignacym Franciszku rodziła się w Reczkowie jego siostra Agnieszka, Idzi został zapisany jako rolnik. Ale w roku 1850 rodzina Idziego i Katarzyny mieszkała w Wójczynie. Gdy urodziła im się córka Marianna, Idzi ponownie zapisany został jako kowal w metryce urodzenia córki, jak i w jej akcie zgonu 2 lata później. 

33-letni Idzi Januszewski ożenił się z 17-letnią Katarzyną Kowalską w Skotnikach w roku 1838. Już wówczas zapisany został, jako kowal. Idzi Januszowski urodził się w Barkowicach w parafii Sulejów, jako syn Piotra Januszewskiego i Agnieszki. Piotr, jak wynika z metryki ślubu jego syna, zmarł w wojsku. Jakim wojsku i kiedy? Czy podczas powstania listopadowego?

Katarzyna Kowalska zaś urodziła się w Przyrąbie w parafii Rzejowice, jako córka Antoniego Kowalskiego i Marianny z Daniszewskich. W momencie ślubu mieszkała w Ojrzeniu z rodzicami.

Wygląda na to, że antenaci z rodziny Janiszewskich nie należeli do tych, którzy przywiązują się do jednego miejsca zamieszkania.

środa, 6 lipca 2022

Marianna Krupa z Laszczyków

Akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków, zmarłej w roku 1886 w Szarbsku w parafii Skórkowice, sfotografowałem z ekranu monitora w warszawskim Centrum Historii Rodziny, mieszczącym się wtedy jeszcze przy Nowym Świecie, w roku 2005. Jednak nie byłem pewien, której Marianny akt powyższy dotyczy.

Marianna Laszczyk pojawia się bowiem wśród moich przodków trzykrotnie:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

Dość długo nie wiedziałem że Marianna Laszczyk (1) po śmierci Ludwika Krupy wyszła za Pawła Wroniszewskiego, stąd nie byłem pewien, czy odnaleziony w 1886 roku akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków dotyczył mojej 3xprababci, czy 4xprababci. Jedna z kolejnych wizyt w Centrum Historii Rodziny wyjaśniła sprawę. Odnalazłem wspomniany akt ślubu, tak więc w roku 1886 mogła spośród moich antenatek odejść tylko Marianna Laszczyk (2). Ale nie obyło się bez wątpliwości. W akcie zgonu Marianna Krupa z Laszczyków została zapisana, jako wdowa, co się zgadza, gdyż Antoni Krupa, jej mąż, zmarł 29 kwietnia 1838 roku w Zygmuntowie. Ale wiek - 70 lat w chwili zgonu budził wątpliwości. Czyżby aż tak pomylili się Wawrzyniec Kowalski i Jan Sokalski, którzy zgon zgłaszali? Według innych metryk, Marianna urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. A tu nagle z metryki zgonu wynika, że urodziła się w roku 1816. Niby wiedziałem, że wiek osoby zmarłej podawany przez zgłaszających często mocno różnił się od rzeczywistego, ale nadal nie miałem pewności, że sprawdzając metryki skórkowickie w Centrum Historii Rodziny, nie pominąłem czegoś.

Dzisiaj dzięki temu, że akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach zostały zindeksowane, mogę z większą dozą pewności podejść do tematu. Marianna Krupa z Laszczyków, żona Antoniego zmarła na pewno po 29 kwietnia 1838 roku, gdyż wtedy w Zygmuntowie zmarł jej mąż, pozostawiając Mariannę Krupę z Laszczyków w stanie wdowieństwa.

W Genetece nie znalazłem żadnej metryki ślubu Marianny Krupy, córki Aleksego - wdowy, po roku 1837 - ani w parafii Skórkowice, ani w zindeksowanych parafiach sąsiednich. Wypada więc przyjąć, że po śmierci Antoniego, Marianna nie wstąpiła ponownie w związek małżeński.

Pozostało sprawdzić metryki zgonów ze Skórkowic po roku 1837. W roku 1840 zmarła w Dąbrówce Marianna Krupa z Laszczyków, córka Franciszka Laszczyka i Zuzanny, żona Grzegorza Krupy.

Najbardziej intrygujący jest akt zgonu Marianny Krupy z Laszczyków, zmarłej w roku 1865 w Szarbsku w wieku 68 lat, wdowy. Ale w tym wypadku nie zgadzają się imiona rodziców. Marianna owa była bowiem córką Karola Laszczyka i Franciszki.

Kolejnym aktem zgonu jest odnaleziony przeze mnie w roku 1886. Nie podano w nim imion rodziców, a wiek zmarłej różni się znacznie od wieku Marianny z poprzednich dokumentów. Biorąc pod uwagę jednak to, że żadna z poprzednich Mariann nie pasuje do mojej układanki, a zwłaszcza ta, która zmarła w roku 1865, ze względu na różnicę w imionach rodziców, jestem skłonny przyjąć, że Marianna Krupa z Laszczyków, wdowa po Antonim, córka Aleksego i Katarzyny zmarła w roku 1886 w Szarbsku.

piątek, 29 kwietnia 2022

Antoni Baranowski z Janczewa, a słowiańska pożyczka wschodnia

W latach 1877-1878 miała miejsce wojna rosyjsko-turecka będąca bezpośrednim rezultatem wybuchu walk przeciw panowaniu tureckiemu w Bośni i Hercegowinie (1876) oraz w Bułgarii (1875). Aby pokryć częściowo koszty wojny, rząd ogłosił tak zwaną pożyczkę wschodnią u osób prywatnych. Tak zwane drukowane bilety pożyczki wschodniej posiadały kupony, które po określonym czasie można było wymieniać na gotówkę. W ten sposób osoba posiadająca bilet z kuponami odzyskiwała zainwestowaną sumę z procentem.

Tak a propos pożyczki wschodniej: Aleksander Brückner wywodził, że słowo 'tłumacz' w języku polskim, wywodzi się właśnie od slowiańskiej pożyczki wschodniej, która w języku tureckim określana była jako 'tolmacz' lub 'telmacz', w węgierskim 'tolmács'.


Jeśli zaś chodzi o wojnę rosyjsko-turecką. Słyszałem od dalszej rodziny, że pogrzeb Ignacego Krupy (1849 Stara - przed 1920) w Skórkowicach, który był bratem mego prapradziadka Łukasza Krupy miał przebieg uroczysty. Podczas ceremonii pogrzebowej za trumną niesiono order georgijewski. Order ten - inaczej Krzyż Świętego Jerzego był carskim rosyjskim odznaczeniem wojskowym ustanowionym w roku 1807 dla żołnierzy szeregowych i podoficerów za męstwo i odwagę w trakcie bezpośredniej walki. Zniesiony został w roku 1917. Ze względu na rok urodzenia Ignacego wydaje się, że mógł służyć w armii rosyjskiej właśnie podczas wojny rosyjsko-tureckiej.

Ale dlaczego zacząłem od wojny rosyjsko-tureckiej i pożyczki wschodniej właśnie? Powodem jest ciekawy tekst w gazecie sprzed 137 laty. W numerze 34 Gazety Świątecznej z roku 1885 ukazał się bowiem artykuł pod tytułem: "Jak spekulanci na ciemnych ludzi polują".


"Niewiadomo doprawdy, czemu to się dziwić więcej - czy ciemnocie ludzi, czy ich chciwości i głupocie. Jeśli kto uczciwy, co naprawdę dobrze ludziom życzy, namawia ich, żeby naprzykład sprowadzali sobie książki i gazety, z których się można o wielu rzeczach prawdy dowiedzieć, to słuchają go z niedowierzaniem i wymawiają się, że albo im brak potrzebnych na to kilku złotych, albo że nie mają czasu na czytanie, lub nawet plotą tak pogłupiemu, że aż niewarto powtarzać. A niech tylko przyjdzie do nich brodaty spekulant w chałacie, niech pokaże im jakieś niby to losy na loterię, albo inne papiery, a obieca, że będą mogli coś wygrać, to zaraz mu uwierzą i owe losy lub papiery za gotowy grosz kupować zaczną. Na to ochota się znajdzie i nawet kilkudziesięciu rubli nie żal. Dobrej rady uczciwego i rozsądnego człowieka nie usłuchają; a byle jaki szachraj, co na ich głupocie spekulacje chce robić, to dla nich brat, jemu uwierzą na ślepo i obedrzeć się dadzą.
Jak to się nieraz dzieje, widać na przykład z listu czytelnika naszego, Antoniego Baranowskiego ze wsi Janczewa, gminy Bożejewa w Łomżyńskiem. Oto, co on do nas pisze:
"Z wielką nieśmiałością radzę się pana Pisarza Gazety Świątecznej, czy to dobre, czy złe? Jeździł po naszej okolicy żydek z Warszawy i namawiał ludzi po wsiach, żeby brali premje (raczej bilety) pożyczki wschodniej na rubli sto każdy, z wypłatą częściami miesięcznie po rubli 5. Było niemało takich, co go usłuchali i płacili za miesięcy trzy odrazu, a cała spłata ma ciągnąć się przez miesięcy 29. Później ma być dodana do tego jakaś premja na czerwony krzyż. I nawtykał nam ów żydek takich listów (biletów). Teraz jedni ludzie mówią, że to są papiery dobre, a drudzy powiadają, że złe, że to tylko sztuka bankierska. Bank, który te papiery rozsyła, ma być w Warszawie i należy do braci Stückgoldów. A zatem upraszam Pana Pisarza Gazety, żeby nas nauczył, jak o tem naprawdę myślić trzeba i komu dawać wiarę".
Chętnie odpowiadamy panu Antoniemu w tej nadziei, że i innym czytelnikom gazety naszej ta odpowiedź posłuży za naukę, a przez nich i drudzy ludzie będą mogli o prawdzie się dowiedzieć, aby przez swą ciemnotę nie wpadli w sidła takich spekulantów, jak ów żydek.
Są w Warszawie naprawdę braciStückgoldowie, ale nie mają oni żadnego banku, tylko kantor, czyli sklep taki, jakich jest dużo, co to w nich wymieniają różne pieniądze nasze i zagraniczne, sprzedają papiery tak zwane wartościowe i bilety loteryjne. Każdy taki sklep choć dziś jest, to jutro, za miesiąc, za rok może już nie być, albo przejść w inne ręce, a któż wtedy będzie wiedział, gdzie się jego dzisiejszy właściciel obraca? kto zaręczy, że on nie zbankrutuje i że kiedyś zapłaci to, do czego się zobowiązał? Można w tych sklepach czyli kantorach kupować i brać rzeczy gotowe, naprzykład listy zastawne lub inne papiery mające prawdziwą i zapewnioną wartość, zresztą pieniądze zagraniczne, jeśli ich kto potrzebuje; ale nie radzimy nikomu ufać obiecankom takich kantorów na przyszłość i kupować w nich, jak to mówią, kota w worku. Nie radzimy nikomu, a tembardziej tym ludziom, którzy zdaleka od Warszawy mieszkają i nie mogą na miejscu wszystkiego sprawdzić.
A teraz powiemy, co to są bilety "pożyczki wschodniej" i co za te bilety ów żydek w okolicach Bożejewa, a zapewne i gdzieindziej, ciemnym ludziom powtykał.
Kiedy się skończyła ostatnia wojna turecka, zwana "wschodnią", która bardzo dużo pieniędzy kosztowała, rząd rosyjski na pokrycie kosztów tej wojny postanowił pozaciągać pożyczki u różnych ludzi, mających grosz w zapasie, i drukował dużo biletów, niby rewersów, aby je rozdawać wzamian za pieniądze. Wszystkie te pożyczki razem nazywają się "pożyczką wschodnią". Przy każdym bilecie tej "pożyczki wschodniej" są kupony, które można odcinać co półroku i puszczać w świat jako gotowy pieniądz, jako procent od wypożyczonych pieniędzy. Kto kupił sobie taki bilet, na którym napisano, że wart jest 100 rubli, ten ma corok do odcięcia dwa kupony po półtrzecia rubla, czyli dostaje 5 procentów. Jak komu sprzykrzy się trzymać ten bilet w ręku, to może go odprzedać innej osobie.
Ale trzeba wiedzieć, że niezawsze uda się przy odprzedaniu swego biletu wziąć te same pieniądze, jakie się wydało: czasem można coś zyskać, ale prędzej się straci. Dziś naprzykład za sto-rublowy bilet "pożyczki wschodniej" płacą tylko 96 rubli, a w innym czasie cena może być trochę wyższa albo niższa.
Otóż na tych biletach pożyczki wschodniej niektóre kantory wymiany pieniędzy założyły sobie spekulację, a to w następujący sposób: niby sprzedają taki bilet naprzykład sturublowy, i nie żądają, żebyś zapłacił odrazu wszystko, co się za niego należy, tylko rozkładają spłatę na części, na raty miesięczne po 5 rubli. Jeśli chcesz z tego korzystać, musisz dać zobowiązanie na piśmie, że będziesz płacił regularnie po 5 rubli przez 30 miesięcy (nie 29 miesięcy, jak napisał pan Antoni Baranowski). Tak więc za bilet sturublowy, co kosztuje teraz tylko 96 rubli, zapłacisz aż 150 rubli. Za to jednak, że zobowiązałeś się tak drogo zapłacić, kantor daje ci przyrzeczenie, że będziesz należał do jakiejś części wygranej, jeśli szczęśliwie padnie wygrana na któryś bilet innej znowu pożyczki premjowej, połączonej z loterią pieniężną, co go tenże kantor zakupił. W tym celu naprzykład kantor Sztückgoldów pokupował bilety zagraniczne pożyczki premjowej węgierskiej na "krzyż czerwony" (niepozwolonej u nas w kraju), a inny kantor ponabywał bilety pożyczki premjowej rosyjskiej. Ale wygrana w tych pożyczkach "premjowych" nie zawsze pewna: na tysiące biletów ledwie jeden coś wygrać może. Trzeba więc niemądrych ludzi, żeby liczyli na to szczęście i tyle grosza marnowali napróżno. Gdybyż jeszcze kantory podawały choć numera tych biletów premjowych, w których ty masz szczęścia próbować. Ale gdzie tam! Podanie tych numerów odkładają na potem i ty nie możesz nawet wiedzieć, czy tam naprawdę na twe szczęście jakiś los został zakupiony, czy może te losy to tylko próżna obiecanka na przynętę dla głupich ludzi.
Ale i nie na tem jeszcze koniec twej niepewności. Zapłaciłeś ratę pięciorublową za bilet "pożyczki wschodniej", płacisz coraz nowe takie raty co miesiąc, i cóż dostałeś za to? Czy masz przynajmniej bilet owej pożyczki w ręku? Aniś go nawet widział! Dali ci tylko do rąk jakiś niby "dowód" z kantoru, a bilet pożyczki wschodniej obiecują dać dopiero na samym końcu, kiedy już wszystkie trzydzieści rat po 5 rubli za trzydzieści miesięcy spłacisz. Na czemże oparta twoja pewność, że naprawdę bilet pożyczki otrzymasz? A jeśli przed wyjściem tych trzydziestu miesięcy własciciel kantoru nałapawszy dużo pieniędzy od łatwowiernych i ciemnych ludzi, ogłosi bankructwo, uda, że nie ma nic, albo uciecze sobie i schowa sę gdzieś tak, że nikt go nie znajdzie, - cóż wtedy będziesz robił? Któż ci pieniądze zwróci i krzywdę wynagrodzi? Nikt! Na nic się nie zda wtedy i skarżenie do sądu. Szukaj wiatru w polu i lamentuj nieboże, żeś dał się złapać w sidła spekulantów.
A iluż to ludzi w takie sidła wpada! Ciemnota ich tam prowadzi, chciwość do pieniędzy doreszty oślepia. Jednego rubla, złotówki im żal na to, żeby się oświecić mogli, - a dziesiątki i setki rubli oddają za darmo w ręce spekulantów.
Jak się kto pościele, tak się i wyśpi.
Pisarz Gazety Świątecznej."

Powyższy artykuł jest dość typowy jeśli chodzi o Gazetę Świąteczną i misję szerzenia oświaty i świadomości w środowiskach głównie wiejskich.

Mnie zainteresowała osoba Antoniego Baranowskiego, czytelnika Gazety Świątecznej z Janczewa. Czy łatwo jest go zidentyfikować na podstawie metryk? Janczewo należało do parafii rzymskokatolickiej w Wiźnie, a księgi metrykalne tej parafii są w miarę kompletnie zindeksowane w Genetece. W Janczewie mieszkał w interesującym nas okresie tylko jeden Antoni Baranowski, dwukrotnie żonaty. Na podstawie metryk ślubu Antoniego można na jego temat powiedzieć nieco więcej.
Antoni Baranowski urodził się w Porytem w roku 1825 w rodzinie piwowarów Jakuba Baranowskiego i Rozalii z Zalewskich. W roku 1855 pracował na służbie gorzelanego w Drozdowie i w kościele tejże parafii poślubił 26 listopada Mariannę Ostaszewską, urodzoną w Czarnocinie w roku 1835 w rodzinie Wojciecha Ostaszewskiego i Katarzyny z Szymańskich, ogrodników zamieszkałych w chwili ślubu córki w Krzewie. Marianna w chwili ślubu mieszkała na służbie w Drozdowie. Małżonkowie początkowo mieszkali w Drozdowie, ale z biegiem czasu przenieśli się do Janczewa.


Po śmierci Marianny, Antoni poślubił w kościele parafialnym w Rutkach, 8 czerwca 1869 roku Karolinę Czarniakowską, pannę młodszą od siebie o 23 lata. Karolina była córką Józefa Czarniakowskiego i Emilii z Repertów, zamieszkałą w Mężeninie. Po ślubie małżonkowie mieszkali w Janczewie. Antoni z obiema żonami doczekał się potomstwa. Wydaje się, że przez całe życie zajmował się gorzelnictwem, taka profesja została przynajmniej odnotowana w metryce drugiego ślubu. Produkcja alkoholu nie przeszkodziła mu zostać stałym czytelnikiem Gazety Świątecznej.


wtorek, 24 marca 2015

Zachorzów i Sławno

Z Barda pojechałem do Zachorzowa, małej wioski położonej w gminie Sławno, w powiecie opoczyńskim. Obszar powiatu opoczyńskiego należącego do województwa łódzkiego graniczy z województwem kieleckim. Miałem więc do przejechania nieco ponad 100 km.

Według "Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" wieś istniała już w XVI wieku i nosiła nazwę Zacharzew. Zacharzewskie role folwarczne dawały wówczas dziesięcinę wartości kilku groszy plebanowi w Sławnie.

Mój przodek wyjechał na zawsze z tej miejscowości w połowie XIX wieku, więc poza odległymi związkami genealogicznymi nie wiąże mnie dziś nic z Zachorzowem. Chciałem tam jednak pojechać i poszukać śladów przeszłości.

Praprapradziadek Bonifacy Krzysztofik urodzony pod koniec XVIII lub na początku XIX wieku, wraz z małżonką (nie jestem niestety pewien jej imienia), która nosiła nazwisko panieńskie Martyka, mieszkał w Zachorzowie w pierwszej połowie XIX wieku. Bonifacy zmarł 11 lipca 1847 roku, jego małżonka przed 1851 rokiem. Ich syn, a mój prapradziadek Stanisław Krzysztofik urodzony 14 listopada 1841 roku w Zachorzowie, wyjechał do leżącej już za Sulejowem parafii Skórkowice, gdzie 20 października 1862 roku poślubił Katarzynę Dzidkowską. Prapradziadkowie zamieszkali w Zygmuntowie nieopodal Szarbska. I tam toczyły się ich dalsze losy.

Do Zachorzowa wjechałem wcześnie rano, w piękny słoneczny dzień, od strony Prymusowej Woli. Asfaltowa droga i płasko dookoła. Jakiż kontrast w porównaniu z górzystymi okolicami Barda. Już na samym początku spotkała mnie miła niespodzianka. Zauważyłem kapliczkę, podobną do tych z okolic Skórkowic, ze znamienną dla mych genealogicznych koneksji inskrypcją:

"Fundatorowie Jan i Maryianna małżonkowie Krzysztofiki proszą przechodnich o westchnienie i błogosławieństwo do boga. Kwietnia 14 dnia 1877 roku."


Podobnych kapliczek napotkałem jeszcze kilka, o czym w dalszej części tekstu, choć żadna z nich nie nosiła inskrypcji tak ciekawej i nie legitymowała się tak dawną metryką, jak ta na zdjęciu powyżej.

Wkrótce dojechałem do centralnego punktu wioski, w którym krzyżowały się trzy drogi: w prawo ślepa wiodąca do kościoła widocznego nieopodal, w lewo do kolonii Zachorzów. Droga  zaś na wprost biegnąca, szybko wychodziła poza opłotki Zachorzowa, przebiegała przez pola i wpadała do widocznego na horyzoncie lasku.

Na skrzyżowaniu dróg stała kapliczka zwieńczona figurką Matki Boskiej wzniesiona w roku 1919, jak głosił napis na cokole: "Matko nie opuszczaj nas. Ta figura w zniesiona na chwałę bożą, wczasie niepodległej Polski 1919 roku. Włoscjan wsi Zachożowa."



Bardzo malowniczo przedstawiał się drewniany kościółek po prawej z towarzyszącą mu dzwonnicą. Został wybudowany w roku 1785 jako kaplica dworska pw. św. Izydora z fundacji Michała Domaniewskiego, starosty szczurawskiego i jego żony Doroty Dunin Brzezińskiej. Parafia została erygowana w Zachorzowie dopiero w 1958 roku, a w 1986 dawna kaplica dworska została rozbudowana i dziś służy jako kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła.



Obok kościoła znajduje się pomnik błogosławionego Henryka Krzysztofika zamęczonego w Dachau. Wnętrza świątyni nie udało mi się jednak zobaczyć.



Wróciłem do centralnego punktu wsi i ruszyłem drogą prosto tam, gdzie na horyzoncie wcześniej widziałem lasek. Wkrótce dotarłem do cmentarza, który położony był po lewej stronie drogi. Po prawej zaś na wzgórzu wśród sosen stała kapliczka wskazująca na to, że w miejscu tym chowano kiedyś ofiary XIX-wiecznych epidemii cholery. "Na cześć i chwałę Panu Bogu. 1953 r. Figura wzniesiona przez mieszkańców wsi Zachorzów, tu spoczywają zwłoki zmarłych na epidemje cholery 1865 i 1894 r. Przechodniu proszą Cię o Zdrowaś Marja".



Cmentarz zachorzowski musiał powstać w latach 50-ych XX wieku. Żaden z nagrobków nie ma bowiem metryki starszej. Jest niewielki. Sporo nagrobków osób o nazwisku Krzysztofik. O wiele rzadziej da się zauważyć nazwisko Martyka. Na jednym z krzyży nagrobnych zamiast inskrypcji zauważyłem zdjęcia kobiety, co raczej nie zdarza się często.



Z cmentarza wróciłem z powrotem do Zachorzowa i przyjrzałem się innym kapliczkom wiejskim. Oto niektóre z nich:



Kapliczka ze świętym Janem Nepomucenem z końca XIX wieku.



Kapliczka stojąca zaraz przy wjeździe z Zachorzowa do Zachorzowa-Kolonii. "Najsłodsze serce Maryi, zlituj się nad nami. Fundatorowie włosc. Kol. Zachorzow, 1937 r."



Najnowsza z oglądanych przeze mnie kapliczek.



Kapliczka stojąca u południowo-zachodniego krańca wsi z 1920 roku.


***

W czasach, gdy w Zachorzowie mieszkali moi przodkowie, miejscowością parafialną, gdzie chrzczono dzieci, zawierano śluby i odprawiano nabożeństwa żałobne było Sławno. Dziś oddzielone jest od Zachorzowa ruchliwą drogą krajową nr 12 łączącą nieodległy Sulejów z Opocznem. Kiedyś zapewne do Sławna szło się bądź jechało bez przeszkód przez okoliczne pola i lasy.

Przy drodze do Sławna w lesie po prawej stronie zauważyłem pomnik poświęcony pamięci 42 powstańców styczniowych z oddziału kapitana Waltera, poległych w walce z Moskalami 9 kwietnia 1864 roku.


Wkrótce las się skończył i wjechałem do Sławna. Zatrzymałem się przy cmentarzu po lewej stronie drogi. Jest o wiele starszy i większy od zachorzowskiego, z zachowanymi ciekawymi starymi nagrobkami.


Nagrobek rodu Poklewskich-Koziełł, do których należał majątek Mniszków. Inskrypcje nagrobne wskazują, że pochowani są tu Paweł Poklewski-Koziełł (1839-1902) i Zygmunt Poklewski-Koziełł zmarły w wieku 10 miesięcy w 1879 roku.


Nagrobek Franciszka Malinowskiego (1816-1887).


Nagrobek Michała Cielca (1824-1900).


Nagrobek rodziców pochodzącego z Zachorzowa, wspomnianego wyżej, błogosławionego Henryka Krzysztofika.


Nagrobek Andrzeja Psarskiego (1818-1870), właściciela wsi Grabowa.


Nagrobek Stanisława Mąkólskiego (1820-1891) wystawiony przez wdzięcznych wychowańców.


Nagrobek Emilii Formińskiej (1848-1865).


Nagrobek Urszuli z Buczniów Żarskiej (1825-1895).


Dom duszy Franciszki Grabińskiej (1827-1859).

W centrum Sławna, dość niewielkiej, choć charakteryzującej się gminnym wyglądem miejscowości, stoi kościół św. Gereona z 1852, a więc z czasów nieco późniejszych, niż te, które ze względów genealogicznych mnie interesują.


Za kościołem widać zdziczały park dworski z końca XIX wieku. Zwracają uwagę również figura św. Floriana przed budynkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, pomnik Józefa Piłsudskiego i kapliczka z 1931 roku.

Po dość krótkim rekonesansie wyjechałem ze Sławna w kierunku na Tomaszów Mazowiecki.

niedziela, 29 grudnia 2013

Czwarta wycieczka w piotrkowskie: Zygmuntów

Latem mijającego roku odbyłem kolejną podróż do miejsc związanych z historią rodzinną babci Wandy leżących na ziemi piotrkowskiej. Dzień był dość ciepły, jechałem z Ostrzeszowa w południowej Wielkopolsce, mając nadzieję na dość sprawny dojazd do Zygmuntowa. Niestety podróż znacznie przeciągnęła się w czasie ze względu na remont głównej drogi prowadzącej przez Sulejów. W końcu, po ponad godzinnym przestoju w korku dojechałem do Szarbska.  Zapytałem o drogę do Zygmuntowa, gdyż żaden drogowskaz nie wskazywał takiej miejscowości i ruszyłem przez las. Mocno piaszczysty, pełen wystających korzeni drzew trakt wił się przez las przez około pięć kilometrów. Sporej dawce szczęścia zawdzięczam to, że nie pobłądziłem na tych leśnych ścieżkach i nie zagrzebałem kół w prawdziwej piaskowej pustyni. W końcu dojechałem do miejsca wśród nielicznych zabudowań, gdzie droga się kończyła. Przed sobą miałem piękny widok na Pilicę.




Obok jednego z zabudowań stał pomnik upamiętniający pacyfikację wsi Zygmuntów przez Niemców w dniu 28 listopada 1944 roku. Zginęło wtedy około 40 osób. Spalono większość gospodarstw, między innymi murowany dom Krzysztofików. Dziś rzeczywiście miejsce, gdzie był dawny Zygmuntów nie przypomina wsi, a jedynie sielską osadę letniskową, gdyby nie pomnik upamiętniający wielką miejscową tragedię. Na cmentarzu w Dąbrówce podczas poprzednich wypraw napotkałem wiele nagrobków poświęconych osobom, które zginęły w masakrze 1944 roku.


Z Zygmuntowem związana była rodzina Krzysztofików, z której pochodziła moja prababcia Antonina Krupa (1888-1942).

Nie wiem, w jakich okolicznościach zamieszkali w Zygmuntowie prapradziadkowie Stanisław Krzysztofik, urodzony w dość odległym Zachorzowie (1841-1887) i Katarzyna z Dzidkowskich, pochodząca z Szarbska (1844-1911). Dom po rodzicach odziedziczył brat Antoniny, Paweł Krzysztofik (1880-?), który wyprowadził się z Zygmuntowa (czy po spaleniu domu w 1944 roku?) do Ogrodzonego wraz z rodziną. Pochowany jest po drugiej stronie Pilicy w Ręcznie. Niewiele wiem o pozostałym rodzeństwie Antoniny. Babcia Wanda opowiadała jedynie o Gabrieli (1877-1932?), która wyszła za mąż za Nalepę, pochowanej również w Ręcznie. Rodzina Nalepów mieszkała w Rabce, do której babcia jeździła jeszcze przed wojną. Ja z kolei widziałem nieliczną korespondencję powojenną z rodziną Nalepów. W księgach skórkowickich odnalazłem zapisy dotyczące pozostałego rodzeństwa Antoniny, o którym niestety nic poza "suchymi" zapisami metrykalnymi nie wiem. Najstarszą siostrą była Elżbieta, urodzona w roku 1863 jeszcze w Szarbsku. W roku 1885 wyszła za Błażeja Krawczyka, urodzonego w roku 1859 w tej samej wsi, jednak mieszkającego w Stobnicy. Kolejną siostrą była Scholastyka urodzona już w Zygmuntowie w roku 1866. W 1868 roku przyszedł na świat pierwszy chłopak w rodzinie - Hieronim, a w 1871 roku Kunegunda. Babcia Wanda wspominała o niemieckim pochodzeniu Krzysztofików, którego jednakże nie udało mi się potwierdzić dotychczas. Czy te tak rzadkie imiona rodzeństwa Antoniny byłyby tego świadectwem?  W 1874 roku urodził się kolejny chłopak - Leon. Dotarłem jeszcze tylko do informacji o dwójce dzieci, które zmarły młodo: Michale (1882-1883) i Mariannie (1884-1886).
Z Zygmuntowem był związany w niejasny dla mnie sposób 4xpradziadek Antoni Krupa (około 1800-1838). Nie wiem w jakiej miejscowości urodził się, ale odnalazłem jego akt zgonu z 1838 roku, który wskazuje na Zygmuntów, jako miejsce zamieszkania.

piątek, 28 czerwca 2013

Urbaniak i Dudziak, Uzarek i Trocha, Krzysztofik i Martyka, Dąbrowa, Garki, Zachorzów - efekt ostatnich poszukiwań w archiwum

Ostatnie pół roku, jeśli chodzi o poszukiwania genealogiczne, stanowiły głównie odkrycia w Archiwum Państwowym. Po 10 latach myszkowania w dokumentach i pamiątkach rodzinnych oraz porządkowania opowieści babć, ciotek, wujków i dalszych krewnych, przyszedł czas na skrupulatne badanie XIX-wiecznych akt stanu cywilnego. Poszukuję w ten sposób wzmianek o tych przodkach, którzy w ogóle nie są znani dziś żyjącym pokoleniom, a wcześniejsze ustalenia pozwalają uczepić się jakiejś jednej bądź kilku wskazówek i drążyć jeszcze bardziej w przeszłości.

Tak też zrobiłem poszukując informacji o mojej praprababci Katarzynie Paczkowskiej z Urbaniaków, żonie Wawrzyńca Paczkowskiego. Ani Wawrzyniec, ani Katarzyna nie są znani nikomu z rodziny. Ich dane ustaliłem kilka lat temu dzięki jednej z cioć, która w akcie zgonu pradziadka Józefa Paczkowskiego znalazła dane jego rodziców. O Wawrzyńcu sporo dowiedziałem się badając księgi metrykalne parafii kierskiej cztery lata temu, o Katarzynie wiedziałem mniej. Podejrzewałem, że mogła pochodzić z innej parafii niż jej mąż Wawrzyniec, na podstawie wzmianek o pochodzeniu rodziców chrzestnych jej dzieci. Wyraźnie pojawiała się w nich nazwa Dąbrowa, a że ta podpoznańska wieś leżała w XIX wieku w parafii Skórzewo, postanowiłem sprawdzić księgi metrykalne z tej parafii. Wypożyczyłem więc duplikaty ksiąg stanu cywilnego parafii Skórzewo z lat 1817-1865 i nie omyliłem się. Katarzyna wywodziła się właśnie stamtąd.

Urodziła się 6 listopada 1850 roku w Dąbrowie. Jej rodzicami byli Stefan Urbaniak i Marianna z Dudziaków (nazwiska jak u słynnej pary polskich muzyków jazzowych!). Katarzyna posiadała liczne rodzeństwo: o rok młodszą Agnieszkę, Walentego, Ignacego, Michała, Kacpra, Franciszkę i Mariannę. Ostatnie dwie siostry zmarły we wczesnym dzieciństwie. Katarzyna była więc najstarsza z rodzeństwa. W wieku 19 lat, 28 czerwca 1869 roku poślubiła w skórzewskim kościele dużo starszego od siebie (o około 14 -20 lat) wdowca po Mariannie z Grześkowiaków, Marcina Goworzowskiego. Urodziły im się Marianna, Antonina, Józef i Andrzej. W międzyczasie rodzina Goworzowskich zmieniła miejsce zamieszkania z Dąbrowy na Krzyżowniki, gdzie Marcin Goworzowski zmarł w 1877 roku, a Katarzyna poślubiła Wawrzyńca, w efekcie czego została moją praprababcią, ale o tym już na blogu pisałem. Ciekawe jest to, że kolejna gałązka mojego drzewa genealogicznego leżała na szeroko rozumianym pograniczu wpływów polskich i niemieckich. Paczkowscy - parafia Kiekrz (na północny zachód od Poznania), Urbaniakowie - parafia Skórzewo (na zachód od Poznania. Dziś podobnie, jak Krzyżowniki, znajduje się w granicach administracyjnych miasta).

***

Z terenów pogranicza wpływów polskich i niemieckich, ale z południowej Wielkopolski pochodził inny mój prapradziadek - Marcin Uzarek. Mało o nim wiem, ale wzmianki w dokumentach metrykalnych świadczą o tym, że musiał jeździć do Niemiec za chlebem, gdzie zmarł w 1909 roku w Buchow Carpson, na zachód od Berlina. Odnaleziony przeze mnie w zeszłym roku akt zgonu Marcina podawał jako miejsce urodzenia Garki nieopodal Odolanowa (Tak a propos, po drugiej wojnie światowej, dzięki odkryciu złóż gazu ziemnego, tereny te stały się lokalnym centrum przemysłu.), a że w połowie XIX wieku Garki należały do parafii pw. św. Marcina w Odolanowie, duplikaty ksiąg stanu cywilnego tej parafii wypożyczyłem. Obejmowały lata 1829-1830 i 1850-1862. Marcin Uzarek urodził się w Garkach 23 października 1859 roku. Rodzicami byli Wojciech Uzarek i Katarzyna Trocha. Odnalazłem jeszcze metryki urodzenia jego brata Stanisława (urodzonego w 1865 roku) oraz Marianny (urodzonej w 1863 roku) i Wojciecha (urodzonego w 1858 roku). Marianna i Wojciech zmarli w wieku niemowlęcym. Rodzice Marcina, Wojciech i Katarzyna wzięli ślub w odolanowskim kościele 15 października 1855 roku. Udało mi się jeszcze szczęśliwym zbiegiem okoliczności odnaleźć akt urodzenia praprapradziadka Wojciecha Uzarka, który przyszedł na świat 10 kwietnia 1829 roku w Garkach, a jego rodzicami byli Jan Uzarek i Rozalia z Kubiców.

***

Podobną ścieżką poszukiwań podążyłem, aby ustalić więcej szczegółów z życia kolejnego z prapradziadków - Stanisława Krzysztofika. 5 lat temu, gdy w księgach stanu cywilnego parafii Skórkowice znalazłem akt ślubu Stanisława z Katarzyną z Dzidkowskich okazało się, że urodził się w Zachorzowie, wsi która w XIX wieku należała do parafii Sławno Opoczyńskie. W księgach skórkowickich znalazłem wcześniej również akt ślubu siostry Stanisława - Magdaleny z Piotrem Leskim. Urodziła się podobnie, jak brat, w Zachorzowie. Trudne do odczytania było wtedy nazwisko panieńskie matki Stanisława i Magdaleny, które wyglądało dla mnie na Madłyk. Przejrzenie duplikatów ksiąg stanu cywilnego parafii Sławno Opoczyńskie za lata 1834-1850 pozwoliło rozwiać wątpliwości. Stanisław urodził się 14 listopada 1841 roku. Musiał być najmłodszym dzieckiem Bonifacego Krzysztofika i Magdaleny bądź Marianny lub też Małgorzaty (w różnych odnalezionych metrykach kobieta ta występuje pod trzema różnymi imionami), gdyż po nim nie odnalazłem już żadnej metryki urodzenia dzieci Bonifacego. Sam zaś Bonifacy umarł 11 lipca 1847 roku. Nazwisko panieńskie jego żony to ponad wszelką wątpliwość Martyka, dość popularne w tamtym czasie, zwłaszcza w miejscowości o wdzięcznej nazwie Prymusowa Wola. Odnalazłem jeszcze akt urodzenia siostry Stanisława, Antoniny, urodzonej w 1836 roku. Nie znalazłem natomiast aktu urodzenia wspomnianej Magdaleny, która według aktu ślubu urodziła się w roku 1833.

***

Teraz, gdy większość gałązek mego drzewa genealogicznego poprowadziłem w głąb wieku XIX, widać jak na dłoni korzenie chłopskie mych przodków: Paczkowscy, Uzarkowie, Urbaniakowie, Krupowie, Krzysztofikowie, Tudorowie. Być może korzeniami mieszczańskimi mogą się poszczycić moi pińscy Szczerbaczewiczowie, ale bez sprawdzenia ksiąg metrykalnych w Mińsku, na co na razie się nie zanosi, trudno będzie to ustalić.

niedziela, 21 października 2012

Trzecia wycieczka w piotrkowskie

Krysia napisała do mnie rok temu. Podobnie jak ja poszukiwała informacji o swoich przodkach. Konkretnie o swoim dziadku Antonim Szokalskim. Antoni urodził się w 1887 roku w Szarbsku. Wiadomo, że ożenił się w 1914 roku w Kruszynie koło Radomska. Jego syn Jaromir niewiele mógł pamiętać. Stracił ojca w wieku dwunastu lat. Był wychowywany przez macochę, gdyż ojciec szybko wstąpił w drugi związek małżeński po śmierci pierwszej żony.
***
W 1939 roku Jaromir trafił do niewoli niemieckiej, a po wojnie przez Anglię do Australii. W Australii urodziła się Krysia i choć jest to jej ojczyzna, jak sama mówi, czuje mocno swoje polskie korzenie. Niestety ojciec niewiele przekazał jej informacji o dziadku, a z żyjących członków rodziny nikt nic nie wie o środowisku rodzinnym Antoniego.
***
Rodzicami Antoniego byli Kazimierz i Barbara z Gawrońskich zamieszkali w Szarbsku. Rodzicami Kazimierza Franciszek i Józefa z Pancerów, zaś ojcem Franciszka Roch Sokalski (około 1790 - 1853 Szarbsko), rodzony brat mego praprapraprapradziadka Piotra Sokalskiego.
 ***
Dobrze trafić na kogoś o wspólnych korzeniach, sięgających tak nieodległych czasów - do początku XIX wieku! Nieocenioną rolę w takich przypadkach spełnia internet!
***
Gdy przeczytałem w jednym z e-maili, że latem Krysia zamierza odwiedzić wraz z synem Alexem Polskę i dodatkowo udać się do Szarbska nie wahałem się długo. "Chętnie odwiedzę Szarbsko po raz pierwszy wraz z Wami!" brzmiała moja wiadomość.

***
Zamieszkaliśmy w Dąbrówce u pani Teresy. Dwa oddzielne domki, każdy dwuosobowy. Była piękna pogoda i byliśmy głodni. Pierwszy wspólny obiad zjedliśmy na ocienionej werandzie domu naszej gospodyni. Zupa ogórkowa i naleśniki z serem polane słodką śmietaną i sosem malinowym. Pychota!

***
Zakupy w lokalnym sklepie spożywczym. Mieliśmy być w Dąbrówce przez dwa dni, z zamówionym tylko obiadem. Australijczycy chcieli koniecznie zjeść polską kaszankę na kolację. Zaopatrzeni w trzy grube kiszki, kiełbasę, boczek, jajka, warzywa, masło i chleb wróciliśmy na kwaterę, aby ustalić plan na najbliższe dni. Wyszedł nam naprawdę napięty terminarz!
***
Najpierw pojechaliśmy do Szarbska. W wiosce tej urodziła się moja babcia, a przodkowie mieszkali na pewno przez sto lat poprzedzających to wydarzenie, jak nie więcej. Byłem mocno ciekawy, jak wygląda ta miejscowość. Po drodze spytaliśmy napotkaną kobietę o nazwisko Szokalski. Dowiedzieliśmy się, że mieszka taka rodzina w Szarbsku. Odpowiednio skierowani minęliśmy ruiny młyna nad strugą, a w drodze do celu zatrzymaliśmy się jeszcze przy zabytkowej drewnianej kapliczce.


***
W Szarbsku nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Rodzina Szokalskich, do której trafiliśmy nie potrafiła znaleźć powiązań z dziadkiem Krysi. Dostaliśmy jedynie wskazówkę do jakiej osoby dotrzeć w Sulejowie, aby móc się czegoś dowiedzieć. W drodze powrotnej minęliśmy ciekawą kapliczkę skrytą w cieniu drzew z następującą inskrypcją:

"Na cześć i chwałę Panu Bogu fonduszem S.P. Wawrzeńca Kowalskiego syn Józef wzniósł tę figurę, 1902 r."
Inskrypcja przypomniała mi podobne napisy opisujące kapliczki w Skórkowicach widziane podczas drugiej wyprawy w piotrkowskie.


***
W drodze powrotnej do Dąbrówki spotkaliśmy raz jeszcze kobietę, która skierowała nas do rodziny Szokalskich. To dzięki niej mieliśmy teraz okazję spotkać się z Janem Zbigniewem Wroniszewskim, ponad 90-letnim panem, żołnierzem legendarnego Hubala, później Armii Krajowej, autorem "Szkiców historycznych Końskie", a także z jego bratem Kazimierzem Wroniszewskim, w latach 50-ych autorem artykułów o okolicznych nazwach miejscowych. Dzięki rozmowie z braćmi mogliśmy dowiedzieć się, jakie rodziny Szokalskich mieszkały w okolicy po II wojnie światowej. Od pierwszego z braci dowiedziałem się, jakie były okoliczności spalenia w 1944 roku przez Niemców wsi Zygmuntów, z której pochodziła moja prababcia Antonina.
***
Do zmierzchu jeszcze sporo czasu zostało, więc po pożegnaniu naszych rozmówców wróciliśmy do Dąbrówki i udaliśmy się na cmentarz w celu odszukania nagrobków rodzin o nazwisku Szokalski. Znałem ten cmentarz dość dobrze z pierwszej wycieczki. Niewątpliwie warto wspomnieć o nagrobku rodziny Żurawskich, właścicieli dworu w Szarbsku przed wojną, szykanowanych po wojnie przez władze komunistyczne, a także o licznych nagrobkach osób spalonych podczas pacyfikacji wsi Zygmuntów w 1944 roku.


***
Kolacja. Krysia wzięła się za warzywa, Alex za coś innego. Ja postanowiłem przygotować kaszankę. Pokroiłem na plastry, wrzuciłem na patelnię, dodałem cebulkę.
- Alex, jadłeś taką?
- Nie, pierwszy raz.

 Chyba smakowała. Zawartość patelni zniknęła w mgnieniu oka. Przy żubrówce i sękaczu siedzieliśmy do późna w nocy, tocząc rozmowy o Polsce, o australijskiej Polonii, anglosasach, australijskich aborygenach i oczywiście genealogii. Musiało być późno, gdy rozeszliśmy się od stołu każdy w swoją stronę.

***
Następnego dnia rano, śniadanie przygotowywał Alex. Jajecznica z boczkiem i cebulką była wyśmienita.


***
Po śniadaniu pojechaliśmy do Skórkowic, aby pomyszkować w księgach metrykalnych z przełomu XIX i XX wieku i poszukać zapisów o ślubach bądź zgonach rodzeństwa Antoniego Szokalskiego. Przejeżdżaliśmy przez wieś Starą, w której urodził się mój prapradziadek Łukasz Krupa . We wsi ciekawa kapliczka z inskrypcją pisaną ręką chłopską.



***
Do Skórkowic przyjechaliśmy tuż przed pogrzebem. Nie mając pewności, czy będziemy mogli zajrzeć do ksiąg metrykalnych udaliśmy się na cmentarz, w poszukiwaniu nagrobków rodzin o nazwisku Szokalski. Niewiele takich nagrobków w porównaniu z cmentarzem w Dąbrówce.
***

Przed wejściem na cmentarz już z daleka zwróciła naszą uwagę niezwykła budowla. Napotkany mężczyzna na pytanie co to za kapliczka, odpowiedział, że to był pierwszy obiekt postawiony na terenie cmentarza w formie latarni, mającej za zadanie wskazywać błąkającym się duszom drogę do miejsca wiecznego spoczynku.

***
W umówionym czasie stawiliśmy się na plebanii parafii Skórkowice. Nie było łatwo przekonać księdza bez wcześniejszej zapowiedzi, do przeglądania ksiąg, ale udało się! Znaleźliśmy między innymi akta zgonów Walerii Sokalskiej, Józefa Sokalskiego, Józefa Szokalskiego oraz akt zawarcia małżeństwa Ewy Szokalskiej, wszystkie dotyczące rodzeństwa Antoniego. Ja zaś dodatkowo odnalazłem akt zgonu mej praprababci Katarzyny z Dzidkowskich, a także akt zgonu Jana Sokalskiego, mego prapraprapradziadka.



***
Ze Skórkowic udaliśmy się do Sulejowa poszukiwać wskazanej nam wcześniej osoby o nazwisku Szokalski. Zupełnie w ciemno, ale korzystając z przekazanych wskazówek trafiliśmy. Zostaliśmy zaproszeni do środka na kawę, jednakże i tu nie udało się ustalić żadnych powiązań z dziadkiem Krysi. Atmosfera jednak była tak wesoła i przyjazna, że namówieni przez panią domu zostaliśmy aż do wieczora. Opuszczaliśmy Sulejów obładowani miodem z przydomowej pasieki oraz jabłkami.

***
Wieczorem zajechaliśmy jeszcze do Szarbska na zachód słońca. Jakże pięknie wyglądała wioska rozświetlona refleksami różu, pomarańczy i żółci, przebijającymi się przez nadciągającą szarość. Pagórkowaty teren, stare kapliczki, urocza zadrzewiona alejka prowadząca do dawnego dworku Żurawskich, szczekanie psów - wspaniałe akcenty kończące tę polsko-australijską wyprawę.