sobota, 29 maja 2021

Tykocin międzywojenny Adama Rudawskiego

Adama poznałem na kursie przewodnickim ponad dekadę temu. Zawsze interesująco się z nim konwersowało, jako że wiedzę historyczną ma niemałą. Później nie raz zajechałem do Flisak Parku, który założył w Tykocinie i z powodzeniem prowadzi. W muzeum tym lubiłem najbardziej opowieści o flisactwie i znaczeniu Narwi dla Tykocina, a także o interesujących eksponatach na wyposażeniu muzeum. Opowieści bogate w treść i bardzo interesujące, ale nigdy zbyt długie, bo tu już następna grupa czeka, albo Malinkę, czyli tramwaj wodny trzeba puścić w ruch.

Ostatnio, podczas jednego z wiosennych wyjazdów do Tykocina wpadła mi w ręce nowa książeczka Adama. Zacząłem kartkować i nieco się zdziwiłem. Dotychczas znałem przewodniki po Tykocinie jego autorstwa - zgrabnie napisane i zilustrowane, ale jednak tylko przewodniki. Tym razem miałem w ręce niegrubą książeczkę, lecz za to poświęconą całej epoce w historii Tykocina, czyli okresowi międzywojennemu, która była raczej pomijana w różnego rodzaju opracowaniach. Ks. Antoni Kochański poświęcił parę fragmentów dwudziestoleciu międzywojennemu w Tykocinie w swojej monumentalnej pracy, ale szerszego opracowania brakowało.

Książeczka nie jest gruba, a więc i nie nuży, jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do czytania opracowań historycznych. Zawiera krótki rys historii miasteczka do 1918 roku, a następnie mamy dość dokładny opis dwóch zamieszkujących miasto społeczności: chrześcijańskiej i żydowskiej, a także stosunków między nimi. Jest bogata w przypisy. Autor pokusił się o podsumowanie informacji, które można było znaleźć w wielu rozproszonych publikacjach, ale wykonał też dość rzetelną kwerendę archiwalną. Aż chciałoby się zapytać: Kiedy znalazł na to czas?

Dużym atutem książeczki jest przytoczenie informacji o ludziach zasłyszanych w rodzinie, od sąsiadów i znajomych. Gdzie znaleźlibyśmy informację o tym, jaki wierszyk o Oktawianie Jucewiczu, wytwórcy narzędzi rolniczych krążył w miasteczku? Albo o tym, że Wincenty Rudawski został przyjęty jako uczeń do warsztatu kowalskiego Żyda Kaumana? Takie informacje mogły się znaleźć tylko w książce napisanej przez osobę zakorzenioną w Tykocinie.

A czy książka ma wady? Z reguły przecież każda ma. Moim zdaniem brakuje w niej materiału zdjęciowego. Myślę, że dla Adama nie byłoby trudno znaleźć choć kilku interesujących zdjęć z epoki. Jedno zdjęcie na okładce książki to zdecydowanie za mało.

Brak zdjęć to jedno, ale dla osób zainteresowanych historią regionu taka książeczka to nie lada gratka.

Adam Rudawski "Społeczność Tykocina w okresie międzywojennym", Tykocin, 2021

piątek, 28 maja 2021

Klepacze: falsyfikat Horodeńskich, piechota wybraniecka i nominacja wójtowska z początku XIX w.

Ostatnio trafiłem na następujący fragment dotyczący Klepacz w słynnym herbarzu Adama Bonieckiego ("Herbarz polski", część 1. Wiadomości historyczno-genealogiczne o rodach szlacheckich. Tom VII", Warszawa, 1904):

"W 1533 r. nastąpiło rozgraniczenie wsi Klepacze od Horodnian, własności Andrzeja, Piotra, Jana, Jacka Horodzińskich i ich stryjów: Hrynia, Szczepana, Mieleszka i Mordasa. Andrzej i Piotr, synowie Jerzego, Grzegorz starszy, Aleksy, Stefan i Grzegorz młodszy, synowie Stefana, Samuel, Jakób i Jan, synowie Aleksego i Maciej, syn Chodora dopełnili 1540 r. działu dóbr Horodnian".




Rok 1533 był znaczący dla historii terenów, na których powstała wieś Klepacze. Wówczas była to Ziemia Bielska i w tymże roku od Olbrachta Gasztołda wykupiła ją królowa Bona. Dało to początek przynależności wsi Klepacze do starostwa suraskiego, o czym już była tu mowa

Zastanawiało mnie na podstawie jakiego dokumentu Adam Boniecki napisał o rozgraniczeniu Hryniewicz od wsi Klepacze w 1533 roku.

Rozgraniczenie dóbr Hryniewicze nastąpiło w roku 1540, być może rozpoczęte zostało w roku 1533. Ale sam dokument, na który powołał się Adam Boniecki jest falsyfikatem, jak wykazał Józef Maroszek. W dokumencie z 1533 roku podano, że Horodyńscy uskarżali się na Jana Sapiehę, kasztelanica kijowskiego, dworzanina JKM. Problem w tym, że ojciec Jana, Paweł Sapieha kasztelanem kijowskim został dopiero w roku 1566, jego syn nie mógł więc w dokumencie z 1533 roku występować jako kasztelanic kijowski.

***

Przeglądając dokumenty z czasów pruskich (1795-1807), a dotyczące nominacji wójtów w suraskim urzędzie domenalnym natknąłem się niespodziewanie na dokument z 1698 roku, a więc  o ponad 100 lat starszy, dotyczący przywileju związanego z piechotą wybraniecką, ustanowioną jeszcze przez króla Stefana Batorego w roku 1578. Piechota wybraniecka miała zapewnić utworzenie stałej piechoty w wojsku polskim. Król Stefan Batory zarządził, że każdych 19 gospodarzy w dobrach królewskich ma wybrać i wysłać na wojnę pachołka dwudziestego, tzw. wybrańca. W zamian za służbę wojskową wybrańcy zostawali wolni od wszelkich czynszów, robót i służb należnych staroście, do czego zobowiązani byli pozostali poddani królewscy. Wyżywienie wybrańcom przez pół roku zapewniali ci, którzy go wybrali, po tym okresie wyżywienie zapewniał skarb królewski. Wybraniec miał prawo do warzenia piwa i gorzałki na własne potrzeby, a także wolnego wrębu w lasach.

Odnaleziony dokument z 1698 roku odnawiał dawne przywileje wybrańcom starostwa suraskiego. Wymienieni w nim zostali dwaj wybrańcy ze wsi Klepacze, którymi byli Szymon Wyszogrodzki i Jakub Rajewski. Dlaczego odpis dokumentu znalazł się wśród dokumentów z czasów o sto lat późniejszych, trudno mi powiedzieć.





Powyżej pierwsza strona dokumentu oraz fragment z nazwiskami wybrańców ze wsi Klepacze.


A wśród nominowanych wójtów ze wsi Klepacze w początku XIX wieku byli Bartłomiej Cimoszuk - wójt, Bartłomiej Wysocki i Jan Wysocki, jako jego zastępcy. Skądinąd wiadomo, że Bartłomiej Wysocki również został wójtem Klepacz w początku XIX wieku, być może po Bartłomieju Cimoszuku. Odnaleziony dokument uzupełnia wiedzę o dawnej historii Klepacz. Co ciekawe oba nazwiska (Cimoszuk, Wysocki) wciąż występują w Klepaczach.




Józef Maroszek "Pięć wieków Ziemi Juchnowieckiej", Juchnowiec Kościelny, 2013

czwartek, 20 maja 2021

Jeszcze jedna ważna książka o Bojarach

Był czas, kiedy Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku wydawało książki albumy o jednej z najstarszych dzielnic Białegostoku - Bojarach. Ukazały się wówczas cztery pozycje: dwie stricte albumowe, trzecia poświęcona ulicy Starobojarskiej i czwarta poświęcona okolicom ulicy Koszykowej. Te dwie ostatnie książki stanowiły kamień milowy w rozwoju wiedzy o historii miasta dzięki Wiesławowi Wróblowi i jego opracowaniom. W części 4 zatytułowanej "Bojary 4. W sercu dzielnicy" opisana została historia 10 domów i rodzin je zamieszkujących. Trochę szkoda, że popularność serii książek poświęconych historii Bojar nie przełożyła się na próbę opisania historii innych dzielnic. A była taka nadzieja. Kilka lat temu dzięki wystawie w centrum miasta została pobudzona ciekawość historią Wygody. W nieco bliższych już czasach Centrum im. Ludwika Zamenhofa zorganizowało wystawę poświęconą historii Starosielc. Towarzyszył jej wówczas spacer po dawnym miasteczku autorstwa Pawła Olszyńskiego.

Piszę to wszystko, gdyż trafiła do moich rąk książka Zbigniewa Tomasza Klimaszewskiego "Zapomniani bohaterowie białostockich Bojar". Nieco późno, wszak wydana została w roku 2015, ale lepiej późno niż wcale.

Autor książki jest mieszkańcem Bojar zaangażowanym w zachowanie kształtu tej dzielnicy, był wydawcą lokalnej gazety "Echo Bojar". Gdy kupiłem tę książkę, zastanawiałem się, jaka będzie jej forma, jakich zapomnianych bohaterów losy zostały w niej opowiedziane, czy uzupełni wiedzę o historycznej dzielnicy znanej z innych opracowań.

Nie zawiodłem się. Przede wszystkim choć książka bogata jest w przypisy dotyczące materiałów źródłowych, co mogłoby wskazywać, że dużą część książki będzie stanowić wiedza archiwalna, "czuje się" że autor znał osobiście rodziny, których historię opisał. Nie jest to historia tak odległa, jak w opracowaniach Wiesława Wróbla, gdzie lwia część opisów powstała w oparciu o wyniki kwerendy archiwalnej. W przypadku książki Zbigniewa Klimaszewskiego mamy zebrane historie dwudziestowieczne, w większości związane z drugą wojną światową.

Co najważniejsze, książka rzeczywiście dostarcza zupełnie nowej wiedzy o ludziach mieszkających na Bojarach. Jeśli się nie mylę, jedynie losy rodziny Millerów mieszkającej przy Staszica 15 zostały opisane w książce Wiesława Wróbla. Ale już wiedza o Leopoldzie Antoniewiczu, mieszkającym przed wojną przez pewien czas przy Modlińskiej 10 jest zupełnie nowa, choć historia domu przy Modlińskiej 10 została wcześniej opisana we wspomnianej książce Wiesława Wróbla.

Chwała autorowi, że nie dopuścił do zapomnienia o Eugeniuszu Kudzielanko, Stefanie Sobańcu, Józefie Łopianeckim, rodzinie Smacznych, Leonie Mitkiewiczu, Reginie Strzałkowskiej, rodzinie Czerewaczów, Helenie Żyłkiewicz, Zofii Szwarc, rodzinie Stankiewicz, czy siostrach Wroczyńskich.

Książka uświadamia, że w starych drewnianych i ceglanych domach Bojar mieszkali tak niedawno ludzie, którzy dokonywali czynów nietuzinkowych. Że Bojary to nie tylko historia z czasów carskich związana z Józefem Piłsudskim, czy też przedwojenna związana z rodzinami inteligenckimi tworzącymi ówczesną elitę miasta. Bojary to też dzielnica domów zatopionych w zieleni ogrodów,  w których w czasie okupacji niemieckiej młodzież na niezliczonych tajnych kompletach zdobywała wiedzę, gdzie łatwo można było tę działalność skryć przed okiem ludzkim.

Książka zawiera krótkie omówienie innych ważniejszych domów bojarskich, o których nigdzie indziej nie przeczytamy. Zawiera dość bogaty materiał zdjęciowy. Nie jest także wolna od smaczków i ciekawostek. Przyznam, że nie słyszałem wcześniej o Edwardzie Motylewskim (zmarłym w 1933 roku), który mieszkał przy Glinianej 8, fotografa kobiet oraz pejzaży podlaskiego krajobrazu, wystawiającego swoje prace na wystawach w Warszawie, czy w Wiedniu.

Książka uświadomiła mi, że choć tak dużo wiemy o Bojarach, to pozostają wciąż liczne ulice i uliczki tej dzielnicy, które uniknęły opisania w dostępnych opracowaniach, aby wspomnieć tylko o ważnej dla mnie ulicy Sowiej.

Czy warto przeczytać? Zdecydowanie.

Zbigniew Tomasz Klimaszewski "Zapomniani bohaterowie białostockich Bojar", Białystok, 2015


sobota, 8 maja 2021

Kacper Stępień, prapradziadek. Kolejna zagadka do rozwiązania.

Przetrząsnąłem wszystkie zakamarki komputera i inne materiały i nie znalazłem. Na pewno widziałem tę karteczkę, gdy byłem u Teresy w Lublinie. Dlaczego jej wtedy nie sfotografowałem, nie wiem. A może sfotografowałem, ale z jakiegoś powodu nie mogę znaleźć tego zdjęcia? Wybrałem numer do Teresy, ale otrzymałem informację od operatora, że numer nie istnieje.

Karteczka zawierała krótką informację: "Kacper Stępień, Konstantynówka, powiat Sarny, ZSRR". Znajdowała się pośród papierów ojca Teresy - Józefa Stępnia. Józef był dużo młodszym bratem pradziadka Stefana. Dzieliło ich 18 lat różnicy wieku.

 Dlaczego ta karteczka jest tak istotna? Otóż według Teresy, jej dziadek Kacper zmarł w wieku 49 lat na Wołyniu. W USC w Gidlach, gdzie parę lat temu zadzwoniłem, dowiedziałem się z aktu urodzenia Józefa Stępnia (1918 rok), że Kacper  miał wówczas 44 lata. Czyli urodził się około 1874 roku, a zmarł około 1924 roku. Może więc Konstantynówka to miejsce zamieszkania rodziny na Wołyniu, gdzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach przeniosła się z Wojnowic w gminie Gidle? Może tam więc Kacper zmarł?

 

Postanowiłem to sprawdzić. Według strony kami.net.pl, Konstantynówka przed wojną należała do jednej z dwóch parafii rzymskokatolickich w Sarnach. A szczątki ksiąg metrykalnych z parafii rzymskokatolickiej w Sarnach znajdują się w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie.

Pierwsze podejście do poszukiwania informacji o Kacprze Stępniu zakończyło się jednak niepowodzeniem. Kwerenda w raptularzach zgonów parafii rzymskokatolickiej w Sarnach za okres 1923-1930 nie wykazała informacji o zgonie prapradziadka.