poniedziałek, 16 lipca 2018

Tragedia w Woroszyłach, 1887 r.

W prasie XIX-wiecznej odnaleźć można artykuły bądź krótkie wzmianki opisujące wydarzenia bardzo ważne dla lokalnych społeczności, które wraz z upływem czasu ulegają zatarciu. Czy pamięć o tym co wydarzyło się w podbiałostockich Woroszyłach w grudniu 1887 roku przetrwała w pamięci lokalnych mieszkańców? Raczej wątpliwe. Przenieśmy się zatem nieco w czasie.

Woroszyły to dawne przedmieście królewskiego miasta Wasilkowa, położone na północ od wsi Sochonie nad rzeczką Czarną. Bliskość cieku wodnego zachęcała do budowy młyna, a w burzliwych czasach rozwoju włókiennictwa w okolicach Białegostoku w XIX wieku stała się przyczyną powstania w osadzie młyńskiej niedużych fabryk. Fabryka sukna należąca do Halbersztata istniała tu już w 1860 roku, dając zatrudnienie 13 robotnikom. W 1879 roku przędzalnię w Woroszyłach prowadził niejaki Gubiński. W 1888 roku fabrykę wełny ponownej posiadał N. Zausmer, zatrudniając 65 osób. Według Słownika Geograficznego z 1893 roku fabrykę szody prowadził tu M. Zejzner, a fabrykę kortów Hubiński. W 1907 fabrykę sukna, w której pracowało 24 robotników prowadził Ch. Zylberfenig, a wykończalnię M. Zilberblatt i Tyktin. Jak widać były to nieduże zakłady, a właściciele tych małych zakładów również zmieniali się dość często.

W numerze 3 "Gazety Świątecznej" z 1888 roku ukazał się następujący artykuł:

"Okropny wypadek"

Miasto Białystok (w gubernji Grodzieńskiej) i jego okolica słynie fabrykami sukna, kortów i innych podobnych wyrobów. Jeden z takich zakładów we wsi Woroszyłłach, o 12 wiorst od miasta, spalił się nocą z dnia 29 na 30 grudnia. Była to budowla drewniana, piętrowa, w której pracowało zwykle kilkadziesiąt kobiet i dziewcząt przychodzących z wiosek sąsiednich. Kiedy nastały śniegi i mrozy, 30 robotnic, którym było daleko chodzić do domu, pozostawało na noc w fabryce. Część ich kładła się na dole, 12 zaś w izbach na piętrze. Pożar wybuchnął właśnie w czasie głębokiego snu wszystkich. Zanim stróż nocny pobudził śpiących, płomienie ogarnęły całą fabrykę. Robotnice z dołu miały jeszcze czas uratować się, ale nocującym na górze droga już była zatamowana. Okropne jęki rozpaczy nieszczęśliwych rozlegały się wśród ognia, gdy wtem podłoga pod niemi runęła i wszystkie zapadły się w płomienie, któremi dolne izby były napełnione. Po pożarze znaleziono na zgliszczach 12 ciał ludzkich zczerniałych i spalonych tak, że żadnej twarzy rozróżnić nie było można. Pochowano więc je w jednym wspólnym dole. Pomiędzy ofiarami tego okropnego wypadku było 11 dziewcząt, których opłakują rodzice, i jedna kobieta, matka trojga drobnych dzieci, sierotek nieszczęśliwych."

Pokusiłem się o wydobycie z mroku zapomnienia nazwiska kobiet, które zginęły w tym strasznym pożarze. Przeglądając księgę zmarłych parafii rzymskokatolickiej w Wasilkowie z 1887 roku, wiedziałem dokładnie czego szukać. Jednak bez wiedzy z powyższego artykułu wpis łatwo pominąć. Jest bowiem nie numerowany i znajduje się na samym końcu księgi. Zawarte w nim informacje różnią się nieco, od tych zawartych w artykule. Pożar w fabryce w Woroszyłach miał miejsce 18 grudnia 1887 roku, a nie w nocy z 29 na 30 grudnia.  Zginęło w nim 13, a nie 12 kobiet. Były to:

1. Katarzyna Radziszewska, córka Jana, ze wsi Sochonie,
2. Katarzyna Kozłowska, córka Jana, ze wsi Sochonie,
3. Teofila Kozłowska, córka Stanisława, ze wsi Wólka,
4. Anna Tryzna, córka Antoniego, ze wsi Wólka,
5. Olga Dobrowolska, córka Wiktora, ze wsi Wólka,
6. Agata Radziszewska, córka Michała, ze wsi Wólka,
7. Pelagia Grajewska, córka Stefana, ze wsi Jurowce,
8. Józefa Pisiecka, córka Stefana, ze wsi Jurowce,
9. Katarzyna Pisiecka, córka Pawła, ze wsi Jurowce,
10. Anna Sawicka z Wasilkowa,
11. Katarzyna Sawicka, córka Andrzeja, z Wasilkowa,
12. Franciszka Dąbrowska, córka Franciszka, z Wasilkowa,
13. Franciszka Żukowska z Wasilkowa.

Szczątki kobiet, które zginęły z płomieniach zostały pochowane we wspólnej mogile na wasilkowskim cmentarzu.