Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szołtysek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szołtysek. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 lipca 2023

Berlin

Wsiadając do pociągu na stacji Warszawa Gdańska, zdałem sobie sprawę, że Berlin od ponad 100 lat odciska piętno na losach mojej rodziny. To pod Berlinem zmarł w roku 1909 mój prapradziadek Marcin Uzarek. W Hobrechtsfelde z kolei mieszkała w latach 1919-1935 jego żona (a moja praprababcia) Balbina Szołtysek z Kaczmarków wraz z drugim mężem. Nie pisałem natomiast do tej pory na blogu nic o Stefanie Neumannie, którego gorącym uczuciem darzyła moja babcia Wanda Paczkowska z Krupów. Historia ta nierozerwalnie wiąże się również z Berlinem.

---

Pierwszy raz w Berlinie byłem pod koniec 1988, bądź na początku 1989 roku. Reprezentowałem wówczas jako junior Gorzów Wielkopolski w meczu szachowym z zaprzyjaźnionym miastem Frankfurt nad Odrą. Rozgrywki odbywały się w pensjonacie nad jeziorem w Bad Saarow. Panowała ostra zima, dookoła wszędzie leżał śnieg. Enerdowcy karmili nas wyśmienicie, lodówka mimo ciągłego używania wciąz pełna była dobrych, zimnych trunków. Główną atrakcją zaś tego wyjazdu była wycieczka autokarowa do Berlina Wschodniego. Pamiętam dziś jak przez mgłę mur berliński i smutny Alexanderplatz, na którym w okolicznych sklepach, nadal znacznie lepiej wtedy wyposażonych niż w Polsce, mieliśmy czas zrobić zakupy.

---

W latach 2005-2007 przeprowadziłem kilka długich rozmów z babcią, ale okazuje się, że na nagraniach nie ma wszystkiego, co moja zawodna pamięć zarejestrowała na temat Stefana Neumanna. Stefan był jedynakiem, pochodził z Tczewa, z polskiej rodziny. W czasie II wojny światowej został zwerbowany prawdopodobnie do Wehrmachtu. Gdzie i kiedy babcia go poznała, nie wiem. Przypuszczam, że właśnie w Berlinie lub jego okolicach. Na pewno wtedy, gdy trafiła na roboty przymusowe. Babcia na początku wojny zajmowała się szmuglem towarów między Generalnym Gubernatorstwem, a III Rzeszą, konkretnie między Piotrkowem Trybunalskim, a Bełchatowem. W czerwcu 1940 roku została aresztowana i trafiła do więzienia w Bełchatowie. Kolejnym etapem represji był obóz pracy przy ulicy Łąkowej w Łodzi, skąd trafiła właśnie do Berlina do pracy przy pilnowaniu dzieci. W Berlinie mieszkała aż do wyzwolenia w maju 1945 roku. Znajomość ze Stefanem Neumannem datuje się więc na okres po czerwcu 1940 roku, a urywa w początku roku 1944.

---

Tym razem do Berlina trafiliśmy w pierwsze prawdziwie letnie dni tego roku. Mieszkaliśmy po sąsiedzku z dzielnicą ambasad, nieopodal Bramy Brandenburskiej w wynajętym dużym i wygodnym apartamencie. Spacery po wschodniej części miasta uświadamiały nam, że dystans między wschodem, a zachodem wciąż, mimo starań Niemców, nie został tu zniwelowany, choć został znacznie skrócony. Berlin nie sprawia wrażenia głównej metropolii Niemiec, w taki sposób, w jaki Warszawa stanowi centralne i najważniejsze miasto Polski. Okolice Bramy Brandenburskiej, katedra, kościół mariacki, wspaniale zagospodarowana Szprewa wciąż noszą sznyt wschodni. Najbardziej chyba widać to na Alexanderplatz, który przeszedł wielką metamorfozę od roku 1989, gdy robiłem tam zakupy, jeszcze za komuny. Ta część wschodnia Berlina nosi liczne ślady współczesnego porządkowania. Dużo tu betonu, mało zieleni, mało takiego typowego zakorzenienia, które widać w wielu innych miastach niemieckich. Wschodni Berlin pokazuje turystom wciąż przede wszystkim ślady niedawnej przeszłości. Przy Potsdamer Platz, gdzie przecież stoją fragmenty muru berlińskiego widzimy rząd jadących trabantów. Checkpoint Charlie, czy muzeum terroru to kolejne tego przykłady. Fragment muru berlińskiego widzimy również niedaleko naszego apartamentu, gdy wieczorem wychodzimy, aby posiedzieć w knajpce przy czymś mocniejszym.


---
Babcia pokazała mi 8 listów, które Stefan Neumann pisał do niej w okresie od sierpnia do grudnia 1943 roku. Nie zachowały się ich koperty, stąd miejsca nadania ustalam na podstawie nagłówków. Pierwszy, datowany 7 sierpnia 1943, pisany był w Poczdamie, czwarty z 7 listopada 1943 Stefan napisał już we Francji. Okres od sierpnia do grudnia 1943 był więc okresem rozłąki. Jest wielce prawdopodobne, że jednostka, w której służył Stefan stacjonowała początkowo w Poczdamie, gdzie też babcia prawdopodobnie go poznała.

---
Podczas wyjazdu nastawiamy się na kuchnię niemiecką. Śniadania i kolacje przygotowujemy sami. W nieodległym markecie udaje nam się dostać prawdziwą wątrobiankę, jakiej już dawno nie uświadczysz w polskich sklepach mięsnych. Nieopodal mamy knajpkę zachwalającą typowe dla kuchni berlińskiej specjały. Pijemy więc piwo berlińskie, jemy treściwie, różnego rodzaju kotlety mielone zwane tu frykadelkami, pieczone kiełbaski norymberskie, golonkę i doskonałej jakości kapustę kwaszoną serwowaną na ciepło. Pewnego dnia trafiamy do Hackesche Höfe. Jest to kompleks połączonych ze sobą podwórek secesyjnych kamienic przy Rosenthaler Strasse, w których prowadzone są butiki, małe galerie sztuki, restauracje, tu uwaga - przez mieszkańców tych kamienic. Trafiamy do malutkiej karczmy, gdzie dostaję pieczeń wieprzową z ziemniakami i kapustą czerwoną na ciepło. Zupełnie jak w dawnej stołówce studenckiej, ale o jakości pierwszorzędnej. Gdy siedzimy przy stoliku, widzimy mur kamienicy pokryty falującą na wietrze roślinnością.


---
7 sierpnia 1943 roku Stefan pisał:

"[...] znamy się bowiem tylko krótki czas i bardzo mało mogliśmy przebywać ze sobą, bo ta niewolnicza służba nie pozwalała na to, a jednak przylgnęliśmy do siebie tak dalece, że ta rozłąka dla nas obojga jest bardzo bolesna."

Znajomość nie mogła więc raczej trwać od 1940 roku. Prawdopodobnie babcia poznała Stefana w 1942 roku lub na początku roku 1943.

List datowany na 23 września 1943 roku pisany był już z Francji, jak wynika z treści. Można się z niego dowiedzieć co nieco o Stefanie, jak i o miejscu, gdzie pracowała w Berlinie babcia.

"[...]Najnowszą moją pasją jest gra w szachy. Znalazłem tutaj dobrego partnera z którym gram, nieraz ze dwie godziny czekamy na rozstrzygnięcie partii. Uczę się ...? języka fr. bo ostatnia paczka, którą od Mamusi otrzymałem przyniosła podręcznik przy pomocy którego zapoznaję się z tym językiem. Szkoda, że nie jesteśmy razem, bo otrzymałem wspaniałe ciasteczka kruche, które nam obojgu lepiej by smakowały, aniżeli mnie samemu.[...]
Muszę Ci się odwdzięczyć za tę maskotkę na którą ile razy spojrzę tyle razy muszę się śmiać, bo jest taka zabawna. Wisi nad moim łóżkiem i to w nogach. Ile razy się przebudzę, tyle razy wzrok mój pada na nią przypominając mi moją małą figlarną Wandzię. Jak z nalotami czy jeszcze są naloty i ciężkie?[...]
Cóż to idziesz znowuż spowrotem na Wilmersdorf?"

Patrzę w tym momencie na mapę i widzę, że Wilmersdorf to zachodnia część Berlina, zupełnie niedaleko Poczdamu. Czy to właśnie wtedy, gdy babcia pracowała przy Wilmersdorf, poznała Stefana, którego jednostka stacjonowała w Poczdamie?
---
Tegoroczny wyjazd do Berlina był jak zwykle krótki, dokonaliśmy więc selekcji miejsc, które chcieliśmy odwiedzić. Pierwsze z nich, które długo będę pamiętał, to Alte National Galerie. Miałem okazję zobaczyć po raz kolejny (po galerii hanowerskiej) romantyczne malarstwo Caspara Davida Friedricha, które oglądałem po raz pierwszy w książkach Łysiaka. Interesujące są widoki dawnego Berlina malowane przez Eduarda Gaertnera czy też obraz "Partia szachowa" Johanna Erdmanna Hummela. Ale gdy wyszliśmy z galerii i każdy opowiadał, na co najbardziej zwrócił uwagę, odpowiedziałem bez wahania, że najciekawszy był obraz Mihála Munkácsy'ego "Obóz cygański" malowany w roku 1911. Widać na nim polanę przy drodze leśnej, stojący wóz, konia, ognisko z gotującą się strawą, szałas, którego ściany stanowią rozłożone, wyprawione skóry zwierzęce. O wóz stoi oparty mężczyzna, a przy ognisku siedzą zarośnięty mężczyzna i kobieta z czerwoną chustą na głowie. Jeśli chodzi o żywe plamy barwne to na obrazie wśród szarej zieleni, bieli i brązu widać tylko tę czerwoną chustę kobiety i czerwony kawał materiału wiszący u wejścia do szałasu. Jest to obraz, którego nie spodziewałem się zobaczyć w jednym z najważniejszcyh przybytków niemieckiej kultury, bardzo wschodnioeuropejski, przypominający mi książki Jerzego Ficowskiego, który jako pierwszy na tak szeroką skalę opisywał kulturę i zwyczaje polskich Cyganów. Obraz ten przypomniał mi też Gorzów Wielkopolski, gdzie wielu z przedstawicieli tej mniejszości mieszka do dziś, wspomnienia Edwarda Dębickiego, czy Papuszę, która mieszkała prawie po sąsiedzku z babcią Wandą przy Kosynierów Gdyńskich.


---
List z 19 października 1943 roku podaje dodatkowe informacje na temat służby Stefana w wojsku:

"Wandziu wraz z Twoim listem otrzymałem również list od mej Mamusi, która pamiętając o tym, że już rok jestem przy wojsku tak pisze: Bóg Cię uchronił przez jeden rok od nieszczęścia. Pamiętaj o nim i o Matce Najświętszej, tak jak ja pamiętam modląc się za ciebie..."

Frqgment listu z 7 listopada 1943 roku:

"Ani się spostrzegłem moja Wanduś, że to już prawie cztery miesiące, jak los nas rozerwał i rzucił każdego w inną stronę. [...] Ale teraz najpierw muszę Ci złożyć moje serdeczne życzenia z okazji urodzin, które obchodzisz dnia 1o listopada (Babcia urodziła się 11 listopada). Moja Wandziu, kończysz znowuż pełen rok życia, który mniej lub więcej szczęśliwie przeszedł. Z jednego możesz być zadowolona, że Bóg roztoczył nad Tobą opiekę po stracie rodziców, że wytrzymałaś ciężką operację i powróciłaś do zdrowia."

---
Alejka prowadząca do pałacu Charlottenburg wypełniały stoiska z książkami, wyrobami rękodzieła, malarstwem, grafiką, wszelkiego rodzaju sztuką. Była wszak sobota, dzień gdy w wielu niemieckich miastach i ich dzielnicach, odbywają się tego rodzaju lokalne targi miejscowych artystów. To już zachodnia część Berlina, pełna zieleni i secesyjnych kamienic. Zupełnie inna od tej wschodniej, wciąż bardzo surowej.

Ten pruski barokowy pałac z początku XVIII wieku nie byłby wart odwiedzenia dla kogoś, kto nie jest miłośnikiem barokowych wnętrz, czy historii Prus. Ja nie jestem. Ale wśród setek przedmiotów jest w nim ten jeden, który warto zobaczyć, bo skłania do refleksji nad nieszczęsną historią Polski. Obraz przypisywany Samuelowi Teodorowi Gericke przedstawia spotkanie trzech monarchów w lipcu 1709 roku na zamku Caputh niedaleko Poczdamu: Augusta II Mocnego, króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Fryderyka I, króla Prus i Fryderyka IV, króla Danii.

Na terenie Rzeczyspospolitej w początku XVIII wieku toczyła się wojna północna. August II Mocny 5 lat wcześniej został zdetronizowany, a spotkanie trzech monarchów miało na celu skłonienie Prus do przystąpienia do wojny północnej przeciwko Szwecji, która popierała Stanisława Leszczyńskiego na tronie Polski. Po raz pierwszy, właśnie w Caputh władca Prus został uznany za równorzędnego monarsze Rzeczypospolitej, co mialo swoje konsekwencje kilkadziesiąt lat później.

Niemal równocześnie ze spotkaniem w Caputh, bo 8 lipca 1709 roku wojska rosyjskie rozbiły doszczętnie armię szwedzką w bitwie pod Połtawą i choć wojna trwała jeszcze do roku 1721, starcie to zadecydowało o zdobyciu dominującej pozycji przez Rosję w Europie środkowej. Nieszcześny dla naszego kraju finał nastąpił niespełna 100 lat później w postaci rozbiorów. 

Trzech monarchów na scenie spoglądający w stronę widowni, a wśród nich stojący po lewej August II Mocny z młodą twarzą i poważnym wzrokiem. Memento mori dla Rzeczyspospolitej.


---
W pierwszej połowie listopada 1943 roku Stefan zachorował. W liście z 14 listopada pisał:

"[...] w tej chwili przypomina mi się że dwa dni temu pisałem do Ciebie list. Tak, ale to już dwa dni temu, a mnie się wydaje że to dwa tygodnie. Ta dysproporcja w czasie spowodowana jest brakiem ruchu i stałym leżeniem w łóżku, które dla mnie w ciągu tych kilku dni choroby stało się męką.[..]"

I dalej:

"Toteż z tym większą siłą przychodzisz mi na myśl. Wyciągnąłem najpierw moją mapę z okolic Berlina i odszukałem na niej drogę, którą musiałem zrobić z koszar aż do Ciebie do parku pruskiego. Odnalazłem block, w którym mieszkasz. To była moja pierwsza czynność. Potem odszukałem wszystkie punkta wycieczek i spacerów, które żeśmy razem zrobili. Odnalazłem zupełnie dokładnie łąkę i drzewo pod którym leżeliśmy w parku na Babelsbergu. Potym drogi w parku Saussouci, wreszcie to miejsce, gdzie byliśmy nad jeziorem koło Sacrow. Wszystkie te wspomnienia przeszły mi jak żywe przed oczami. Jakby film, który odtwarza to, co człowiek już przeżył z kimś, którą serce moje specjalnie ukochało. Ileż to już czasu minęło od tych pięknych paru dni, które nam los zgotował."

20 listopada 1943:

"Wczoraj dostałem od mamusi paczkę, w której przysłała mi cośkolwiek pieczywa i jedną "polską", na którą jednak muszę na razie patrzyć, bo jest dosyć tłusta. Skoro tylko będę mógł wszystko jeść, to ona już najdłuższy czas widziała światło dzienne."
---
Niedaleko pałacu Charlottenburg znajduje się galeria sztuki Käthe Kollwitz, którą zdecydowanie polecam. Ta niemiecka malarka żyjąca w latach 1867 -1945 straciła syna podczas I wojny światowej, a podczas kolejnej wojny wnuka. Jej prace są mroczne, pełne miłości macierzyńskiej, widzianej z perspektywy rozstania i bólu. Jest w nich pokazana bieda, przemoc domowa, bezrobocie, sprzeciw przeciwko losowi kobiety i matki. Bardzo dużo w nich emocji i po przepychu sal Charlottenburg zdecydowanie warto zrobić sobie tutaj reset.

Jedna z prac zatytułowana "Pole bitwy" z 1907 roku zrobiła na mnie szczególne wrażenie. Kobieta pochylająca się nad zwłokami mężczyzny. Kilka lat później Käthe Kollwitz w podobnych okolicznościach straci syna.


---
W liście z 22 listopada 1943 roku, Stefan Neumann pisał:

"Moja Wandziu kochana, dziś jest poniedziałek. Znowuż zaczyna się nowy tydzień. Zacząłem go pod znakiem pracy. Piszę opowiadania w mojej gwarze kociewskiej, której próbki Ci produkowałem podczas spacerów w Potsdamie. Przeznaczyłem na ten cel cały blok korespondencyjny. Do czasu kiedy wyjdę z lazaretu, będę miał na pewno mały zbiorek gotowy. Prześlę Ci po zakończeniu do przeczytania. Więc będziesz się mała z czegoś śmiać. Pierwsze opowiadanie ma tytuł "Jak to Marynka i Jozef na targ kupać jechali, ji co ich tam trafsieło"."
---
Przy ulicy Kurfürstendamm stoją ruiny ewangelickiej świątyni Pamięci Cesarza Wilhelma zbudowanej w roku 1891, a zbombardowanej przez lotnictwo alianckie w listopadzie 1943 roku. W środku kręci się dużo turystów.


Tuż obok w grudniu 2016 roku odbywał się jarmark bożonarodzeniowy. Terrorysta z Pakistanu zamordował wtedy polskiego kierowcę Łukasza Urbana, ukradł mu samochód, a następnie wjechał nim w tłum ludzi właśnie w tym miejscu, zabijając 11 kolejnych osób. Dziś wjazd taki byłby niemożliwy, ze względu na to, że ustawiono betonowe bariery i zapory ogradzajace plac. 

Obok ruin dawnej świątyni stoi nowa, zbudowana z betonu i szkła, bardzo surowa w swym zewnętrznym wyglądzie, zaprojektowana przez Egona Eiermanna pod koniec lat 50-ych. Warto zobaczyć, jak wygląda wnętrze rozświetlone światłem wpadającym do środka przez szklane elementy budowli.



Do nowej świątyni chcieliśmy wejść po to, aby zobaczyć rysunek Matki Boskiej Stalingradzkiej wykonany w wigilijną noc 1942 roku przez lekarza i pastora, Kurta Reubera. Rysunek został wywieziony z kotła stalingradzkiego ostatnim samolotem, 13 stycznia 1943 roku. Do kościoła jednak nie mogliśmy wejść. Przed świątynią stała bowiem para sympatycznych gejów, elegancko ubranych, którym zgromadzeni goście składali życzenia na nową drogę życia. Po życzeniach na środku placu ustawiono stojak, a na nim umieszczono kawałek pnia brzozy. Zadaniem nowożeńców było przeciąć na pół ten kawałek drewna przy pomocy piły. Jak się dowiedzieliśmy, takie wspólne piłowanie drewna jest symbolem trudnej współpracy podczas drogi przez życie. Nowożeńcy często dostają do rąk nieco tępą piłę, a świadkowie  w czasie piłowania zbierają datki pieniężne dla młodej pary. Wreszcie pieniek został przecięty. Jeszcze tylko zdjęcie pamiątkowe, do którego jako ostatnia ustawiła się pani pastor. Później goście, jak i nowożeńcy rozjechali się na ucztę weselną, a nas wpuszczono do świątyni.


---
Ostatni list (a właściwie kartka) od Stefana nosi datę 17 grudnia 1943 i był wysłany z Berlina:

"Kochana Wandziu!
Będziesz się na pewno bardzo dziwić. Tak, niestety ja byłem u Ciebie w domu ale Ciebie nie było moja Wandziu! Nie mogę się tu dłużej zatrzymywać bo tu u was okropnie wygląda. Mam czternaście dni urlopu i jadę do domu. Mamusia moja będzie tak samo zaskoczona jak Ty. Nie masz pojęcia, jak mi żal, że Ciebie nie zastałem w domu. Cały mój urlop na nic. Najwięcej cieszyłem się na Ciebie moja Wandziu. Los, los, prawda. W drodze powrotnej 2 stycznia jestem u Ciebie na pewno. Zatym życzę Ci zdrowych świąt moja kochana dziewczynko. Dosiego roku. Materiał dla Ciebie. Jaka szkoda, że  nie mogłem Ci go sam wręczyć. To mój prezent gwiazdkowy. A teraz pa. Serdecznie Cię ściskam i zostawiam miłe pozdrowienia. Twój Stef."

Z tego co pamiętam z opowieści babci, na początku roku do spotkania Stefana i Wandy nie doszło. Stefan nie pojawił się w Berlinie ze względu na silne bombardowania. A  później zginął we Francji i życie potoczyło się innym, swoim torem.

Był na pewno osobą ważną dla babci, skoro przechowywała tę część listów od niego do końca życia. Mogło by mnie nie być na świecie, gdyby jego trajektorie potoczyły się inaczej. Spoglądam na nieostre zdjęcie fotografii, które wykonałem kiedyś u babci. Stefan wysłał je do swojej Wandzi w październiku 1942 roku. Spogląda na mnie młody mężczyzna w wojskowym mundurze. Ile mógł mieć wtedy lat? 23? 25? Pewnie był w wieku babci lub trochę od niej starszy.



wtorek, 19 lipca 2016

Horst Am Emscher

Zaparkowałem samochód nieopodal Essener Straße, jednej z centralnych uliczek dawnego Horst. Zwrócił moją uwagę deptak, w jaki przechodziła ta ulica - znak, że będzie tu można znaleźć restaurację lub bar, bez dłuższych poszukiwań. Było już późne popołudnie, a my po całym dniu jazdy autostradą, na paluszkach i czipsach.

Jeszcze kilka dni wcześniej nie pomyślałbym, że pojadę do Niemiec wraz z synem. Długa podróż po to tylko, aby zobaczyć miejsce, gdzie kiedyś mieszkała praprababka, o której wiadomo tylko na podstawie znalezionych dokumentów - cóż to mogła być za atrakcja dla nastolatka? A jednak myliłem się.

Po lewej pizzernia, kilkadziesiąt metrów dalej po prawej turecki grill. Ta pierwsza prawie pusta, w drugim pełno Niemców, Turków, kobiet w chustach na głowie, niemal pewne, że dobrze tam karmią.

Ach, cóż to było za danie! Saç kavurma! Staję się powoli smakoszem tureckiej kuchni. Duszone mięso z warzywami, papryką i pomidorami podane na specjalnej patelni. Czy byłem aż tak głodny, czy jakość tej potrawy była doskonała? Obok Marcin z równie wielkim smakiem pałaszował swoje danie popijając zimną colą.

-------

Gdy dwa lata temu otrzymałem kartę meldunkową Franza Scholtysska, drugiego męża praprababci Balbiny Kaczmarek, z której wynikało, że razem mieszkali w Horst Am Emscher w latach 1913-1918, kwestią czasu była próba odczytania adresów widniejących w dokumencie. Jednakże dla mnie okazało się to niemożliwością. Później zakiełkował w mej głowie pomysł, aby pojechać do Gelsenkirchen, którego dzielnicę stanowi od prawie 100 lat dawne miasteczko górnicze Horst. Wysyłałem prośby o odczytanie adresów do wszystkich osób, które niemieckim posługują się na co dzień, z nadzieją, że będę mógł spacerować obok konkretnych adresów, gdzie mieszkała Balbina. Niestety bez rezultatu. Nikt nie potrafił odczytać niechlujnego, urzędniczego pisma.

Dzień przed podróżą do Niemiec otrzymałem wreszcie ostatnią odpowiedź, nie mając prawdę mówiąc nadziei, że ktoś będzie w stanie mi pomóc. Odpowiedział Amstern, dawny znajomy z portalu salon24.pl, który, jak sam stwierdził odczytał nazwy ulic z 99 % pewnością. Czyż to nie cudowny zbieg okoliczności otrzymać taką wiadomość w takim momencie?

-------------

Po tureckiem posiłku postanowiliśmy przejść spacerem przez Horst i zakończyć go nad rzeczką Emscher w Nordsternparku, powstałym na terenie dawnej kopalni. Industriestraße prowadziła nas na południe wzdłuż szarych kamienic. Gdzieniegdzie widzieliśmy wywieszone flagi niemieckie, aktualne jeszcze parę dni wcześniej, zanim piłkarska drużyna przegrała na Euro z Francją. Przy kawiarnianych stolikach gdzieniegdzie siedziały Turczynki w kwiecie wieku z osami przykrytymi chustami, minęła nas również Polka, która podobnie jak my odwiedzała Gelsenkirchen turystycznie. Gdy Industriestraße przeszła w Strickerstraße, kamienice zaczęły ustępować miejsca górniczym domkom jednorodzinnym z małymi przydomowymi ogródkami, doskonale pielęgnowanymi. Wkrótce doszliśmy też do parku, nad którym górowała wieża szybowa dawnej kopalni z rzeźbą Herkulesa na szczycie. Tuż obok fontanna i fantazyjne strumyczki. Za wieżą szybową zaś rozciągał się zielony park, w którym zorganizowano trasy dla miłośników biegów bądź nordic walkingu. Pofałdowany teren pełen był roślinności. Różane klomby sąsiadowały z placem zabaw, tuż obok rósł niewielki lasek, na którego obrzeżach baraszkowały zające. Mijały nas wieloetniczne grupki młodzieży, ludzie w różnym wieku ćwiczący, biegnący, spacerowały panie z psami. Jedynie zapach rzeczki stanowił zgrzytliwy kontrast z urokiem pokopalnianego parku. ońce zaczynało powoli zachodzić, więc udaliśmy się w drogę powrotną do samochodu i hotelu.

--------
Okolice rzeki Emscher były zabagnione i ludność zamieszkująca te tereny należała do najbiedniejszej na terenie Prus przed industrializacją. Gwałtowny rozwój przemysłu wydobywczego nastąpił w końcówce XIX wieku. W roku 1895 w Horst mieszkało około 5000 mieszkańców. Do roku 1910  liczba ta wzrosła 4-krotnie. W tym okresie trafiła tu Balbina, za której przyczyną wybrałem się z synem w podróż. Industrializacja regionu trwała do lat 50-ych XX wieku. W tym czasie radzono sobie z wybuchami epidemii tyfusu i cholery, niedostatecznymi warunkami higienicznymi w regionie, budową systemu wodociągów i kanalizacji, regulacją rzeki. Kopalnia Nordstern Colliery ostatecznie zamknięta została w 1993 roku, a na jej terenie powstał park.
----------

Sprawdziłem w hotelu, gdzie umiejscowione są na planie miasta ulice odczytane przez Amsterna z karty meldunkowej Franza Scholtysska. Welheimerstraße, Prosperstraße, Holzstraße, Gerhardstraße rozsiane były po Gelsenkirchen, Bottrop, Gladbeck - podobnie jak Horst przyłączonym niegdyś do Gelsenkirchen. Żadna z nich nie leżała w granicach Horst. Bardzo małe prawdopodobieństwo, że trafilibyśmy pod te same adresy, jak w 1913 roku. Zrezygnowaliśmy z ich objazdu na rzecz centrum Gelsenkirchen następnego dnia.
--------

Najpierw jednak, zaraz po śniadaniu, wybraliśmy się do Veltins Arena, nowoczesnego stadionu piłkarskiej drużyny Schalke 04. Było pusto dokoła, uwadze mojej nie umknęło wszechobecne logo Gazpromu. Udaliśmy się pod wskazane wejście numer 12 i wdrapaliśmy na drugie piętro stadionu, gdzie mieściło się muzeum. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania całego stadionu z przewodnikiem ze względu na to, że mieliśmy do wyboru tylko wersję niemieckojęzyczną. Przez szybę widać było zamkniętą pod dachem murawę stadionu - bez rewelacji - akurat trwały prace remontowe.
Skupiliśmy się na eksponatach z początków historii klubu - prehistorycznych strojach, obuwiu, artykułach prasowych, zdjęciach drużyny - ileż polsko brzmiących nazwisk.  Zagłębie Ruhry, Westfalia to w początkach XX wieku podstawowe kierunki emigracji za pracą i chlebem Polaków. Obejrzeliśmy filmy, jeden obrazujący historię klubu, budowę stadionu, osiągnięcia na przestrzeni czasu oraz drugi pokazujący najefektowniejsze bramki strzelane przez Schalke, ale także najsmutniejsze dla Schalke momenty z boiska. Na koniec sklep z gadżetami klubowymi, gdzie Marcin dostał w prezencie karty ze zdjęciami zawodników wraz z autografami.
-----

Balbina Kaczmarek, primo voto Uzarek, secundo voto Szołtysek, urodzona 24 listopada 1867 roku w Siedlikowie koło Ostrzeszowa. Rodzice: Adam Kaczmarek i Małgorzata z Kowalskich. Żona Marcina Uzarka (wciąż nie wiem, kiedy i gdzie wzięli ślub), matka Józefy - mej prababci. W latach 1893-1895 mieszkała w Garkach koło Odolanowa, później też i w Raczycach. Tam rodziły się jej dzieci, więc może nie mieszkała na stałe, tylko pomieszkiwała? W latach 1913-1919 z krótką przerwą na Poznań mieszkała w okolicach Horst. W roku 1913, 4 lata po śmierci pierwszego męża Marcina, wyszła za mąż w Horst za Franciszka Szołtyska. W roku 1919 mieszkała już w Hobrechtsfelde koło Berlina. Do 1935 roku, kiedy wróciła do Polski, do Odolanowa. Zmarła 3 października 1942 roku w Raczycach koło Odolanowa. Nie odnalazłem jej grobu w Odolanowie.


---------

Poniżej garść zdjęć z wyprawy do Horst.