Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksander Wels. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aleksander Wels. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 grudnia 2024

Supraśl art school book

Na początku roku wstąpiłem na promocję książki o historii rodziny Kleinów z Supraśla w Galerii Slendzińskich. Po spotkaniu można było kupić tę publikację i szereg innych książek przywiezionych przez promotorkę. Uwagę moją zwróciła prawdziwa "cegła", czyli wydana w roku 2017 w Supraślu "Porta Supraśla. Liceum Plastyczne im. Artura Grottgera" autorstwa Stanisławy Łajewskiej Szypluk, niegdyś nauczycielki języka polskiego, a wcześniej absolwentki tegoż liceum, która zresztą bardzo sprawnie i dość ciekawie prowadziła spotkanie poświęcone promocji książki. Książka przeleżała swoje na mojej "kupce" książek oczekujących, aż przyszedł w końcu jej czas.

Muszę przyznać, że to prawdziwa skarbnica wiedzy o szkole, jej historii, nauczycielach prowadzących zajęcia i uczniach od początku istnienia szkoły, mieszczącej się na początku w budynku jeszcze przy ulicy Kilińskiego w Białymstoku. Rozdziały poświęcone najwcześniejszym nauczycielom powstały w oparciu o istniejące publikacje (wydawane głównie przez Galerię Slendzińskich w Białymstoku), co może być drobniutkim zarzutem do książki, ale olbrzymia większość powstała w oparciu o ankiety przekazywane byłym absolwentom i nauczycielom. To przecież ogrom pracy logistycznej i redakcyjnej. I dzięki temu ogrom wiedzy, z której możemy teraz korzystać. Prawdopodobnie wiele osób, które są lub były absolwentami szkoły na ankiety nie odpowiedziało. Książka nie jest więc zamkniętym kompendium wiedzy o ludziach związanych z supraską szkołą i w tej materii możliwe są nowe odkrycia i publikacje.

Czytając książkę nie sposób uciec od refleksji, jak różnymi drogami podążali później absolwenci, zarówno jeśli chodzi o rozwój profesjonalny, życie zawodowe, jak i rodzinne. Można dziś ich spotkać na całym świecie, a wielu z tych których już nie ma pozostawiło swoje ślady na ziemi. Znalazłem i ja wiele ciekawych wiadomości w tej książce, interesujących być może tylko dla mnie (lub nie), które poniżej pokrótce wymienię.

Aleksander Wels - na jego temat, jako nauczyciela, wychowankowie szkoły wypowiedzieli w książce wiele ciepłych słów, jest też obiektem wielu anegdot zawartych w książce.

Wojciech Załęski -  w książce jest cały ogrom wypowiedzi na temat Wojciecha, jako nauczyciela, znanego przede wszystkim szerzej jako współtwórca Collegium Suprasliense, zbieracz historii związanych z powstaniem styczniowym, badacz historii Eliasza Klimowicza, czy artysta rzeźbiarz.

Ewa Klimaszewska - nauczycielka francuskiego, poznana przeze mnie kiedyś przypadkowo w czasach gdy o wiele więcej ludzi czytało blogi i je pisało. Ewa pisze od dawna bloga o swoich podróżach, ale mnie zauroczyły jej pierwsze posty poświęcone własnej najwcześniejszej historii. No i w tamtych, bardziej blogowych czasach odbyło się kiedyś spotkanie w restauracji Esperanto w Białymstoku, w którym udział wziął niżej podpisany, Ewa, Sosenka i Pani Łyżeczka oraz pewien ksiądz, którego artykuły widzę czasami w lokalnej prasie katolickiej. Spotkanie już później raczej nie do powtórzenia. W rozdziale poświęconym Ewie pojawia się dla mnie niespodziewanie nazwisko Zbigniewa Wierzchowskiego, którego poznałem kiedyś w czasach szkolno-studenckich tylko dlatego, że mieszkałem w Gorzowie Wlkp.

W książce jest też wiele innych ciekawostek, na przykład dotyczących pomnika w Janowie, Józefa Wojtulewskiego i PTTK, gobelin w kościele św. Mateusza w Pabianicach, cmentarza powstańców listopadowych w Kopnej Górze, białostockich cerkwi św. Ducha i Haghia Sophia, auli w białostockim pałacu Branickich, mozaiki na budynku szpitala im. J. Śniadeckiego w Białymstoku, wystroju kościołów w Lachowie i Suchowoli, czy Klubu Kalina na białostockich Dziesięcinach.

Osoby zainteresowane historią regionu powinny sięgnąć po książkę obowiązkowo.

Stanisława Łajewska Szypluk "Porta Supraśla. Liceum Plastyczne im. Artura Grottgera", Supraśl 2017

niedziela, 29 października 2017

Stefan Rybi. Uwagi laika na temat malarstwa.

Po jednej stronie ulicy bloki komunalne, tzw. Barszczańska. Po drugiej garaże i mury mozolnie od wielu już lat wznoszonego nowego kościoła. Dalej za nimi teren torowiska, w sensie komunikacyjnym rzeczywista granica oddzielająca południowe Starosielce od Nowego Miasta. Prawdziwym centrum tego miejsca jest pawilon Biedronki. Przyczułki cywilizacji stanowią też salonik prasowy oraz wytwórnia ciast i tortów w pobliżu. W takiej to scenerii stoi dość nietypowa kaplica. Nic w tej prowizorycznej konstrukcji architektonicznej nie jest harmonijne. Ni to magazyn, ni pomieszczenie gospodarcze z dobudowaną drewnianą wieżyczką. Wrażenie tymczasowości potęgują drzwi wejściowe, jakby zapożyczone z osiedlowego sklepu spożywczego. Ale może właśnie dzięki tym dysharmoniom, taki właśnie kościółek pasuje do sąsiedztwa: bloków komunalnych, torowiska i garaży. Współgra z miejscem.


Podobna dysharmonia panuje we wnętrzu kaplicy. Ławki  z odzysku, krzesła takie i owakie, konfesjonały przypominające stylem meble schyłku komuny, na jednej ze ścian ten cukierkowaty, nieco kiczowaty, lecz bardzo popularny jak Polska długa i szeroka obraz Jezusa Miłosiernego, po drugiej stronie ołtarza kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, a także ciekawe, oryginalne, wykonane z metalowych prętów przedstawienia drogi krzyżowej na ścianach bocznych. W prezbiterium zaś obraz z innego świata, nie pasujące do eklektyzmu wnętrza kaplicy przedstawienie Przemienienia Pańskiego.

Przemienienie Pańskie to wydarzenie z życia Jezusa. Zostało opisane w ewangeliach świętego Mateusza, Marka i Łukasza, według których Jezus zabrał trzech swoich uczniów: Piotra, Jakuba i Jana na górę, gdzie ujrzeli go w nieziemskiej chwale rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem. Nowy Testament został połączony we wspomnianej scenie ze Starym. Papież Kalikst III wprowadził Przemienienie Pańskie do kanonu świąt kościelnych po zwycięstwie wojsk chrześcijańskich z Turkami pod Belgradem w roku 1456. W kościele wschodnim obchodzone było jako święto już w VI wieku. Należy do 12 głównych świąt kościoła prawosławnego.


Na obrazie w centralnym miejscu widać uniesionego Chrystusa ze złocistą aureolą na tle rozświetlonej poświaty. Towarzyszą mu postaci Mojżesza, trzymającego tablice kamienne z dziesięcioma przykazaniami oraz Eliasza, obie w jednolitej przyciemnionej tonacji. Szaty realnych postaci natomiast, czyli uczniów noszą żywe barwy błękitną i karminową.

Miałem przyjemność oglądać niedawno wystawę malarstwa Stefana Rybiego w Operze i Filharmonii Podlaskiej, który jest autorem powyższego obrazu w starosielskiej kaplicy. O ile dość łatwo jest odczytać treść obrazu religijnego malowanego na specjalne zamówienie, jak powyżej, o tyle z malarstwem oglądanym na wystawie miałem problem. Pełno w nim symboliki, jest głęboko intelektualne. Niestety dla kogoś z przysłowiowej ulicy,  bez gruntownej wiedzy na temat historii sztuki i nauk pokrewnych jest dość trudne. Czy interesujące? Bardzo. Mógłbym stać i wpatrywać się godzinami w obrazy Rybiego, gdybym tylko miał tyle czasu i zastanawiać się, co też zostało na nich przedstawione. Czy Chrystus ukrzyżowany na maszcie płynącego statku to metafora codziennego towarzyszenia chrześcijaństwa w podróży przez życie? Co dokładnie oznacza scena krzyżowania w kolejnym z dzieł? Obojętność? Czy piętrzące się mury wysokiej budowli i człowiek na schodach oznaczają ucieczkę? Co robi anioł wychodzący z wnętrza kobiecej piersi? Czy to symbol opieki? Wreszcie co symbolizuje anioł na pustej polnej drodze wśród śniegu i lodu? Pytania mógłbym mnożyć. Spójrzcie zresztą sami. Ciekaw jestem, jakie są wasze skojarzenia.










Stefan Rybi przyznaje się do nauki kunsztu malarskiego pod okiem Aleksandra Welsa. Fascynacje malarskie odnajduje zaś u malarzy flamandzkich: Pietera Breugela i Vermeera van Delfta. Spoglądając okiem laika na dzieła zawieszone w salce białostockiej Opery i Filharmonii Podlaskiej myślę sobie, że symboliki niełatwej do odczytania nie powstydziłby się sam Hieronim Bosch. Patrząc na wznoszące się ku niebu opuszczone bądź ginące gdzieś za mgłą budowle, rozpadające się fragmenty tkanin, widzę podobieństwo również do malarstwa Zdzisława Beksińskiego, co prawda o wiele bardziej katastroficznego.

Patrząc na niektóre obrazy z elementami pejzażu, mam zaś przed oczami krajobrazy, które widzę jadąc samochodem do Tykocina drogą przez Złotorię i Siekierki. Z pewnością coś jest na rzeczy - autor kawałek dzieciństwa spędził w tej drugiej miejscowości.

A gdyby chcieli Państwo odnaleźć ślady Stefana Rybiego w przestrzeni miejskiej Białegostoku, warto przyjrzeć się niektórym ze sgraffiti w samym centrum, które powstawały w roku 1973 przed finałem ogólnopolskich dożynek i które turystom wydają się czasami dziełami sprzed kilku wieków. Warto również zajść do innego ze starosielskich kościołów, pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny z Guadelupe, w którym możemy podziwiać cały ołtarz główny, który wyszedł spod ręki mistrza.

Janka Werpachowska "Stefan Rybi. Jestem wierny holenderskim mistrzom", Kurier Poranny, 16 stycznia 2012,

Elżbieta  Kozłowska-Świątkowska "Święci Białegostoku", Archidiecezjalne Wydawnictwo św. Jerzego, Białystok, 2012