Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janowice Wielkie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janowice Wielkie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 lipca 2019

Janowice Wielkie raz jeszcze

Janowice Wielkie - wieś ze stacją kolejową, ostatnia przed Jelenią Górą, gdy się jedzie od Białegostoku "Słowackim". Niecałe 10 godzin, ale bez przesiadek i z wagonem Warsu, serwującym schabowego, pierogi z mięsem i ruskie. Nowe składy PESA DART są dość wygodne i wyposażone w klimatyzację, ale gdy pociąg mija Częstochowę, w ubikacji brakuje już papieru toaletowego.

***

Gdy zajmowałem się ustalaniem powojennych losów swego pradziadka, w pewnym momencie znalazłem się w ślepej uliczce. Wiedziałem, że trafił na roboty przymusowe z Wołynia na Dolny Śląsk w 1942 roku, że po wojnie przebywał w Jeleniej Górze i Wrocławiu. Ale nie wiedziałem, co było dalej. Dopiero pismo, które otrzymałem z Jeleniej Góry zawierało kolejne informacje. Wtedy też pojawiła się po raz pierwszy nazwa Janowice Wielkie.


***

Budynek w którym mieszkamy należał przed wojną do Niemców. Trzy piętra, całkiem spora powierzchnia, z okna widok na przepływający za drogą Bóbr. Dolna kondygnacja zachowała sporo z charakteru przedwojennego niemieckiego domu. Szczególnie stary piec kaflowy pięknie zdobiony posiada wiele uroku. Na górę, gdzie znajdują się nasze sypialnie wiodą skrzypiące schody. Łazienki, jak w dobrym hotelu. Mam wrażenie, spacerując po Janowicach Dolnych, że większość budynków została zbudowana jeszcze przed wojną. Jednak niewiele z nich wygląda jak ten nasz, "po operacji plastycznej". Większość poznaczona jest odpadniętym tynkiem i naruszona liszajem czasu.

***
Nie jestem pewien, czy Stefan Stępień rzeczywiście mieszkał w Janowicach Wielkich. Pismo ze Szczecina zamiast rozwiać wątpliwości, splątało węzeł zagadki skutecznie.


Urząd Gminy w Janowicach Wielkich również nie znalazł Stefana wśród list dawnych mieszkańców miejscowości.

***

Janowice Wielkie, miejscowość przecięta na trzy części torami kolejowymi i drogą do Jeleniej Góry. Część północno-wschodnia to tak zwana część stara z dwoma kościołami i drogą biegnącą równolegle do rzeki Bóbr, ze starymi domami stojącymi prawie nad jej brzegiem. Bardzo malownicza. Część północno-zachodnia - to przede wszystkim okazały pałac von Schaffgotschów, gdzie dziś mieści się Dom Pomocy Społecznej. Gdy mijamy pałac w drodze do domu, często spotykamy stojących przy bramie jego mieszkańców. Mam wrażenie, że ta nasza część Janowic tonie wręcz w zieleni, w której słychać tylko śpiew ptaków i szum przewalających się po kamieniach wód Bobru. Część trzecia - południowo zachodnia ze stacją kolejową, piekarnią, pocztą, urzędem gminy, dwoma knajpami i marketem oraz piękną aleją wysadzaną jarząbem szwedzkim sprawia wrażenie najsmutniejszej. Widać wyraźnie, jak czas się tu zatrzymał. Zamknięty budynek dworca, młodzieńcy palący trawę lub pijący alkohol na schodach budynku dworcowego. Mieszkańcy pogrążeni w wegetacji. I szereg zniszczonych, pięknych niegdyś kamienic.


 ***

Pytam o mieszkańców Janowic Wielkich, którzy mogą pamiętać lata 50-te, ale przeprowadzony wywiad nie przynosi rezultatu. Nikt nie pamięta kogoś o nazwisku Stefan Stępień.

***

W miejscu, gdzie mogłaby być część czwarta Janowic, na południowy wschód od torów kolejowych, wznosi się pod górę szosa do Miedzianki, której prawa miejskie nadawał jeszcze Ludwik Jagiellończyk. Dziś liczy około 80 mieszkańców. W browarze Miedzianka, który poza produkcją dobrego piwa jest popularną restauracją można kupić książkę reportaż Filipa Springera "Znikające miasto". Fascynująca opowieść o miasteczku górniczym, w którym ziemia zapada się pod budynkami na skutek tąpnieć i które po wojnie praktycznie znika z powierzchni ziemi.
Kościół stoi pośrodku niczego, choć jeszcze niedawno tętniło wokół niego życie. Na przedwojennym cmentarzu ewangelickim, wyczyszczonym z nagrobków umieszczono spóźnioną tablicę "Spoczywajcie w pokoju. Jesteście niezapomniani". Może Stefan Stępień przyjechał, aby pracować w Miedziance? Wszak tu po wojnie wydobywano przez krótki czas uran.



***

W Archiwum Państwowym w Jeleniej Górze przeglądam spisy wyborców z gminy Janowice Wielkie z roku 1950 i choć znajduję 4 osoby o nazwisku Stępień, nie ma wśród nich Stefana. Dokumenty skarbowe lokalnych zakładów z lat 50-ych również nie zawierają tego, czego szukam. 

***

W pobliskim Mniszkowie w budynku XVIII-wiecznego dworu wybudowanego prawdopodobnie przez niemiecką rodzinę tkaczy można oglądać ponad dwustuletnie polichromie na drewnianym suficie. Aż dziw, że przetrwały biorąc pod uwagę to, co spotkało pobliską Miedziankę.






***

W Jeleniej Górze odwiedzam jeszcze dom pod adresem Powstańców Śląskich 29, gdzie już kiedyś byłem. Rozmawiam z jego mieszkańcem. Być może w latach 40-ych i 50-ych były w nim mieszkania kwaterunkowe, może mieszkał tu Stefan Stępień, ale on nie może tych czasów pamiętać, gdyż mieszka pod tym adresem dopiero od lat 60-ych XX wieku.

***

Z Janowic codziennie wychodzimy na szlak. Zwiedzamy ruiny zamku Bolczów (jaka szkoda, że nie ma już tam schroniska), zachwycamy się łąkami pełnymi naparstnicy purpurowej, wchodzimy na Sokolik i Krzyżną (góry niewysokie lecz strome i bardzo malownicze), zachwycamy się formami skalnymi i jemy pierogi w wybudowanym jeszcze w latach 20-ych XIX wieku schronisku Szwajcarka. Później stwierdzamy, że nie ma to, jak obiady domowe w Janowicach i schodzimy tam na butelkę Trójsłodowego Trybunału. Ostatniego dnia wędrujemy do kolorowych jeziorek i zatrzymujemy w kadrach pamięci niezwykłe widoki przed podróżą do Białegostoku.







sobota, 2 kwietnia 2016

Dolny Śląsk ... czyli znów śladami pradziadka Stefana Stępnia

Niebo zasnute chmurami, mżawka, ciągnęło się tak od samego Białegostoku, a poza tym im bliżej Wrocławia, tym ruch na drodze stawał się rzadszy. Każdej mojej dłuższej jeździe towarzyszy zwykle jakaś muzyka, melodia, stacja radiowa. Tym razem w odtwarzaczu grała płyta "Sjesta Festival 2015" z muzyką wybraną przez Marcina Kydryńskiego. Genialnie wykonany przez Bobbiego McFerrina "Invocation", Mariza, Pat Metheny z Noa. Spokojna, pełna egzotycznych rytmów i melodii płyta, w sam raz na pochmurną pogodę, przyciągająca słońce. Największe jednak wrażenie wywoływał Richard Bona ze swoim "Souleymane". Ileż czaru przynosi muzyce odpowiednio modulowany głos męski tegoż kameruńskiego artysty, melodia wyśpiewywana w rytmie Afryki! Wiele razy cofałem płytę do kawałka nr 7. Przed Wrocławiem, w Łozinie zatrzymałem się w barze na małe obiadowe co nieco. Jedna z lampek kontrolnych na tablicy rozdzielczej wskazywała awarię - dobry czas aby zastanowić się co dalej. Okazało się, że z autem nic poważnego, sam bar zaś, jak to bar, ale można było usiąść przy kominku rozgrzanym palącym się drewnem.

Badając genealogię rodziny, często zastanawiam się, w jakich miejscach mieszkali przodkowie, jak te miejsca wyglądały zarówno pod względem krajobrazu, udogodnień technicznych towarzyszących codziennym czynnościom, jaki był ich status materialny, dlaczego znaleźli się w tych, a nie innych miejscach, jakich wyborów dokonywali, czy miejsce, które oglądam z perspektywy dwudziestego pierwszego wieku zachowuje materialne ślady z czasów, gdy zamieszkiwali je antenaci?

Od czasu, gdy 4 lata temu ustaliłem powojenną drogę życiową pradziadka Stefana Stępnia, staram się odwiedzić te wszystkie miejsca, w których zamieszkiwał. Byłem w Bardzie, gdzie się urodził i gdzie nie zachowały się księgi metrykalne, tak więc wciąż nie wiem, czy było to jego gniazdo rodzinne. Odwiedziłem Szczecin, Śniatowo i Kamień Pomorski, miejsca będące ostatnimi stałymi punktami na jego dość krętej ścieżce życia. Dotarłem tam za późno. W Szczecinie tzw. koperta dowodowa pradziadka ze względu na upływ czasu została zniszczona, a w Kamieniu Pomorskim parę lat przed moim przyjazdem przestał istnieć jego grób. Wcześniej jeszcze, niemal na początku mej przygody z genealogią, dotarłem do białoruskiego dziś Pińska, gdzie mieszkał między wojnami światowymi. Tym razem przyszła pora na Dolny Śląsk, gdzie trafił podczas II wojny światowej i gdzie mieszkał przez prawie 20 lat.

Jak szybko zmienia się krajobraz przekonałem się już we Wrocławiu, gdzie moim celem było miejsce po dawnych barakach pod adresem Lotnicza 103, gdzie w roku 1954, PCK za pośrednictwem Milicji Obywatelskiej trafił na ślad pradziadka, na wniosek poszukującej go żony.  Ulica Lotnicza to dziś ekspresówka w zachodniej części Wrocławia, biegnąca tuż przy nowym stadionie. Miejsce o adresie 103 wypada według Google Maps w sąsiedztwie pętli tramwajowej, gdzie tylko krzaki i ziemia niczyja.


Starsi mieszkańcy Wrocławia, którzy słyszeli o schronisku św. brata Alberta przy ul. Lotniczej kierowali mnie w stronę Ośrodka Profilaktyki i Rehabilitacji CREATOR i Parku Zachodniego, które miały powstać na terenie, gdzie niegdyś znajdowały się baraki wojskowe, a w jednym z nich w roku 1981 uruchomiono wspomniane schronisko. Jednak zarówno CREATOR, jak i Park Zachodni znajdują się o dwa przystanki tramwajowe bliżej centrum i po drugiej stronie ulicy, a adres CREATORA to Lotnicza 37.


Fakt istnienia kiedyś baraków w okolicach dzisiejszych CREATORA i Parku Zachodniego potwierdził (już po mym powrocie do Białegostoku) pan Tomasz na portalu wroclaw.fotopolska.eu, który wskazał nawet ich dokładną lokalizację. Dziękuję raz jeszcze.

Jaki stąd wniosek? Widocznie adres Lotnicza 103 znajdował się kiedyś w innym miejscu niż dziś lub też schronisko nie znajdowało się pod numerem 103, a ja po prostu błądzę po omacku, szukając wrocławskich śladów pradziadka.

Kolejnego dnia pojechałem w stronę Jeleniej Góry. Pogoda pochmurna, podobnie, jak dzień wcześniej. Od czasu do czasu mżyło. Im bliżej Karkonoszy tym więcej resztek śniegu zalegającego na poboczach dróg. Kilkanaście kilometrów przed dawnym miastem wojewódzkim skręciłem w lewo do Janowic Wielkich. Stefan Stępień miał i w tej miejscowości mieszkać przed wyjazdem do Szczecina w 1959 roku. Nie wiem niestety w jakim dokładnie okresie, ani pod jakim adresem. Dzisiejsze Janowice Wielkie założone zostały już w XIII wieku, znana jest wzmianka o wsi Janouici z 1217 roku. Przez wieki znajdowała się w cieniu pobliskiego zamku Bolczów.

Dojechałem do głównego skrzyżowania we wsi, skręciłem w lewo w stronę widocznej stąd wieży kościoła i zacząłem przechadzać się po wiosce coraz bardziej zdumiony i oszołomiony walorami krajobrazowymi tego miejsca. Nic dziwnego, że gdy w 1867 roku otwarta została linia kolejowa do Jeleniej Góry, miejscowość stała się popularnym letniskiem. W 1939 roku istniało tu aż 5 hoteli i wiele pensjonatów. Dziś potencjał turystyczny Janowic Wielkich wydaje się być nie do końca wykorzystany. A przecież wioska malowniczo położona w dolinie rzeki Bóbr, wśród karkonoskich wzgórz, z dwoma kościółkami stojącymi tuż obok siebie, zabudowaniami dawnego folwarku von Schaffgotschów, czynną stacją kolejową, sama w sobie jest atrakcją turystyczną. Moją uwagę zwrócił między innymi cmentarzyk okalający kościół pw. Wniebowzięcia NMP. Znajduje się na nim kilka tablic epitafijnych w języku niemieckich i trochę nagrobków powojennych. Przyznam, że bezskutecznie wypatrywałem tabliczki z nazwiskiem Stanisława Stępień. Z aktu zgonu pradziadka wynika bowiem, że poślubił po wyjeździe z Wołynia Stanisławę Flugel, ale kiedy i gdzie, nie udało mi się ustalić. Wyjechałem z Janowic Wielkich zauroczony urodą wioski, z mocnym postanowieniem ponownego przyjazdu, już niekoniecznie w celach związanych z poszukiwaniami genealogicznymi. Poniżej kilka obrazków.















Z Janowic Wielkich wróciłem do drogi na Jelenią Górą. Stefan Stępień mieszkał tam pod adresem Powstańców Śląskich 29. I tutaj znów podobna zagadka, jak w przypadku Wrocławia. Na ile obecny adres odpowiada stanowi z przełomu lat 40 i 50 XX wieku? Okolice w jakie trafiłem nie wyglądały ciekawie. Ni to niskie bloki, ni to mieszkania socjalne, standard i wygląd okropne. Z tyłu, w miejscu którego nie widać od ulicy, stoi dość ładny dom, z mansardowym dachem, o wyglądzie poniemieckim. Czy to tutaj pod tym adresem mieszkał pradziadek? Mam sporo wątpliwości. Jeżeli jednak mieszkał tam, dlaczego przeniósł się do miejsc (barak we Wrocławiu, baraki w Szczecinie) o dużo niższym standardzie?


 Z Jeleniej Góry pojechałem w kierunku na Lwówek Śląski, aby zahaczyć o Siedlęcin, od którego zaczęła się niekoniecznie dobrowolna przygoda pradziadka z Dolnym Śląskiem. W 1942 roku trafił tam na roboty przymusowe. Dzięki Archiwum Państwowemu w Jeleniej Górze ustaliłem nawet, że mieszkał w domu pod numerem 237. Urząd Gminy w Jeżowie Sudeckim przesłał (w odpowiedzi na moje zapytanie) informację, że dom o numerze 237 to dzisiejsza Topolowa 7.


Ale czy ten dom jest tożsamy z numerem 237 z okresu II wojny światowej pewności nie mam. Dziś dręczy mnie pytanie, co sprawiło, że gdy skończyła się wojna, Stefan podjął decyzję o powrocie na Dolny Śląsk. Mógł przecież poszukiwać swej rodziny, z którą był jeszcze na Wołyniu. Z jakiegoś powodu nie nawiązał po wojnie kontaktu nawet ze swoim rodzeństwem.

Siedlęcin opuszczałem jednak pełen innych wrażeń. Zwiedziłem bowiem i byłem pod ogromnym wrażeniem, XIV-wiecznej wieży mieszkalnej, wybudowanej prawdopodobnie w latach 1313-1314 przez Henryka I, księcia jaworskiego. Około roku 1345 zlecił on wykonanie malowideł obrazujących historię sir Lancelota - jednego z rycerzy Okrągłego Stołu. Autor najprawdopodobniej pochodził z północno-wschodniej Szwajcarii. Malowidła przetrwały tak długi okres czasu, pozostając nieodkrytymi aż do 1880 roku. Zachwyciły mnie swoją historią i stanem w jakim przetrwały, podobnie jak sama wieża. Próbowałem wyobrazić sobie drewniane przepierzenia na jednej z górnych kondygnacji, które oddzielały od siebie poszczególne pomieszczenia, służące celom mieszkalnym. Oglądałem z zadziwieniem wykusze, które według opowieści przewodnika miały służyć za wychodki. Ciekawiło mnie, choć widziałem miejsca po dawnych kominkach, w jaki sposób mieszkano na wieży zimą, gdy trzeba było ją skutecznie ogrzać.



Muszę powiedzieć, że niektóre dolnośląskie miejsca pradziadka Stefana okazały się naprawdę ciekawe.

Piotr Napierała, Cezary Wiklik "Gmina Janowice Wielkie. Historia i zabytki", Wydawnictwo Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej, 2010.