Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stara. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stara. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 lutego 2025

Marianna Wroniszewska po pierwszym mężu Krupa z domu Laszczyk

Pisałem już że wśród swych antenatek mam aż 3 Marianny Laszczyk:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

W tym artykule zajmę się pierwszymi dwoma, Marianną Laszczyk, żoną Ludwika Krupy, moją 3xprababcią i jej teściową Marianną Laszczyk, żoną Antoniego Krupy, moją 4xprababcią.

W przytoczonym wyżej artykule z 2022 roku zajmowałem się aktem zgonu Marianny Krupy z Laszczyków. Wówczas napisałem, że odnaleziony w roku 1886 w parafii Skórkowice akt zgonu dotyczy mojej 4xprababci, żony Antoniego Krupy. Kontrowersje budził zapisany wiek Marianny w chwili zgonu. Wynikało z niego, że urodziła się około 1816 roku podczas, gdy z wcześniejszych dokumentów wynikało, że urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. Kolejna wątpliwość wynikała z tego, że w księgach parafii Skórkowice nie znalazłem aktu zgonu tej drugiej Marianny, mojej 3xprababci, żony Ludwika Krupy, która po jego śmierci wyszła po raz drugi za mąż za Pawła Wroniszewskiego. Ani w księgach parafii Skórkowice, ani w księgach żadnej innej parafii dzisiejszego województwa łódzkiego, zindeksowanych w Genetece nie znalazłem aktu zgonu Marianny Wroniszewskiej.

Paweł Wroniszewski zmarł w 1875 roku w Szarbsku pozostawiając Mariannę po raz drugi wdową. Według akt ślubu Łukasza Krupy (mego prapradziadka) z Elżbietą Gustą ze Snochowskich, który miał miejsce w Skórkowicach w 1909 roku, matka Łukasza Marianna już nie żyła wówczas. Ale żyła w roku 1883, gdy jej córka Magdalena Krupa brała ślub z Łukaszem Gębickim w Skórkowicach. Tak więc Marianna Wroniszewska z Laszczyków po pierwszym mężu Krupa zmarła między 1883, a 1909 rokiem. Wspomniany wyżej akt zgonu z 1886 roku pasowałby, gdyby nie nazwisko Krupa zmarłej, gdy powinno być Wroniszewska.

O powyższej Mariannie Wroniszewskiej z Laszczyków uzbierałem przez lata dość dużo informacji. Zdałem sobie natomiast sprawę, że o jej teściowej niekoniecznie. Wiedziałem że była córką Aleksego Laszczyka i Katarzyny. Ślub wzięła z Antonim Krupą w roku 1820 w Skórkowicach. Owdowiała w roku 1838, gdy w Zygmuntowie zmarł jej mąż Antoni. W międzyczasie poza moim 3xpradziadkiem Ludwikiem Krupą, urodzonym w roku 1821 w Dąbrówce, urodziła jeszcze Bogumiłę w roku 1824 w Dąbrówce, Różę w roku 1827 w Dąbrówce, Dorotę w roku 1830 w Dąbrówce, Jana w roku 1834 w Dąbrówce i Aleksego w roku 1838 w Zygmuntowie. Nic o tym rodzeństwie nie wiedziałem. Żadne z tych braci i sióstr Ludwika nie pojawiło się w księgach ślubów i zgonów parafii w Skórkowicach.

Informacje o obu Mariannach i ich dzieciach zbierałem w czasach przed Geneteką i nieco później w czasach, gdy Geneteka dopiero raczkowała i wiele z parafii było w ogóle nie zindeksowanych. Skupiłem się wówczas głównie na parafii w Skórkowicach. Dziś jest już o wiele inaczej. Do poszukiwań informacji o Mariannie Laszczyk, 4xprababci i jej dzieciach wykorzystałem to narzędzie, jakim stała się Geneteka, która zawiera zindeksowane metryki wielu parafii w Polsce.

Najpierw odnalazłem akt urodzenia Marianny. To nie żart! Choć księgi urodzeń parafii w Skórkowicach sprzed 1810 roku nie zachowały się poza szczątkami pojedynczych stron, to zachowały się aneksy do akt ślubów z roku 1820. I choć zarówno Antoni Krupa, jak i jego żona Marianna z Laszczyków pochodzili z macierzystej parafii w Skórkowicach, to jako załączniki do aktu ślubu zostały podpięte wówczas ich metryki chrztu. Marianna Laszczyk została ochrzczona w kościele w Skórkowicach 7 stycznia 1802 roku, czyli urodziła się zapewne tego samego dnia lub kilka dni wcześniej na początku 1802 roku w Szarbsku.


Powyższa metryka chrztu niczego nie wyjaśnia poza wiekem. Gdyby Marianna rzeczywiście zmarła w roku 1886, miałaby 84 lata. Ksiądz w metryce zgonu zapisał 70 lat. Dziś różnica miedzy kobietą 70-letnią i 84-letnią z reguły jest zauważalna, ale w końcówce XIX wieku wcale tak nie musiało być. Utwierdza mnie w tym lektura niedawno przeczytanej książki "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Jolanty Kuciel-Frydryszak. Ciężkie życie na wsi, wielość porodów nierzadko sprawiały, że kobiety 40-letnie wyglądały jak staruszki. Zakładam więc, że w końcówce XIX-wieku różnica w wyglądzie mędzy kobietą 70-letnią, a 84-letnią nie musiała być znacząca.

W dalszej kolejności zająłem się rodzeństwem Ludwika. Jako pierwszy dokument znalazłem akt zgonu jego młodszego brata Jana. Jan zmarł w wieku lat 16 (choć w metryce zgonu wpisano 14 lat) 13 lipca 1850 roku we wsi Janikowice w parafii Dąbrowa nad Czarną. Parafia Dąbrowa nad Czarną graniczy z parafią Skórkowice, tak więc Jan nie zmarł daleko od rodzinnego Zygmuntowa. W akcie zgonu napisano, że był synem zmarłych Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków.


Bingo! - Pomyślałem. Wszystko się wyjaśniło. W roku 1886 zmarła Marianna Wroniszewska z Laszczyków, synowa Marianny Krupy z Laszczyków, a nie Marianna Krupa z Laszczyków, jej teściowa, jak wcześniej myślałem, tylko że w metryce zgonu wpisano błędnie nazwisko po pierwszym mężu, a nie po drugim. Doświadczenie podpowiadało mi jednak, że nie należy pochopnie wyciągać wniosków, zwłaszcza, że odnalazłem dopiero dokument jednego z pozostałych dzieci Antoniego i Marianny. Nadal nie wiedziałem, jakie były losy Bogumiły, Róży, Doroty i Aleksego.

Akt ślubu Doroty Krupy znalazłem w parafii Odrzywół, leżącej w dzisiejszym województwie mazowieckim. Odległość od macierzystej parafii Skórkowice - 58 km, jeśli jechać dzisiejszymi drogami. Dorota w roku 1854 poślubiła w odrzywolskim kościele Jana Sobieraja. Ale co istotniejsze, w akcie ślubu zapisano, że urodziła się w Dąbrówce, że jest na służbie w Kamiennej Woli i że jest córką zmarłego Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków we wsi Stara zamieszkałej. A to oznaczało, że Marianna Krupa z Laszczyków żyła w roku 1854. Być może Janek, brat Doroty zmarł nagle będąc na służbie w Janikowicach, a osoby zgłaszające jego zgon myślały, że jest sierotą.


W 1884 roku Dorota po śmierci męża Jana wyszła po raz drugi za mąż, również w Odrzywole, tym razem za Józefa Stępniewskiego. Akt ślubu nie przynosi jednak żadnych nowych informacji.

Pozostaję więc w silniejszym niż wcześniej przekonaniu, że Marianna Krupa z Laszczyków jest tą osobą, której akt zgonu zapisano w Skórkowicach w roku 1886, natomiast miejsce i data zgonu jej synowej Marianny Wroniszewskiej z Laszczyków pozostaje zagadką.

piątek, 29 kwietnia 2022

Antoni Baranowski z Janczewa, a słowiańska pożyczka wschodnia

W latach 1877-1878 miała miejsce wojna rosyjsko-turecka będąca bezpośrednim rezultatem wybuchu walk przeciw panowaniu tureckiemu w Bośni i Hercegowinie (1876) oraz w Bułgarii (1875). Aby pokryć częściowo koszty wojny, rząd ogłosił tak zwaną pożyczkę wschodnią u osób prywatnych. Tak zwane drukowane bilety pożyczki wschodniej posiadały kupony, które po określonym czasie można było wymieniać na gotówkę. W ten sposób osoba posiadająca bilet z kuponami odzyskiwała zainwestowaną sumę z procentem.

Tak a propos pożyczki wschodniej: Aleksander Brückner wywodził, że słowo 'tłumacz' w języku polskim, wywodzi się właśnie od slowiańskiej pożyczki wschodniej, która w języku tureckim określana była jako 'tolmacz' lub 'telmacz', w węgierskim 'tolmács'.


Jeśli zaś chodzi o wojnę rosyjsko-turecką. Słyszałem od dalszej rodziny, że pogrzeb Ignacego Krupy (1849 Stara - przed 1920) w Skórkowicach, który był bratem mego prapradziadka Łukasza Krupy miał przebieg uroczysty. Podczas ceremonii pogrzebowej za trumną niesiono order georgijewski. Order ten - inaczej Krzyż Świętego Jerzego był carskim rosyjskim odznaczeniem wojskowym ustanowionym w roku 1807 dla żołnierzy szeregowych i podoficerów za męstwo i odwagę w trakcie bezpośredniej walki. Zniesiony został w roku 1917. Ze względu na rok urodzenia Ignacego wydaje się, że mógł służyć w armii rosyjskiej właśnie podczas wojny rosyjsko-tureckiej.

Ale dlaczego zacząłem od wojny rosyjsko-tureckiej i pożyczki wschodniej właśnie? Powodem jest ciekawy tekst w gazecie sprzed 137 laty. W numerze 34 Gazety Świątecznej z roku 1885 ukazał się bowiem artykuł pod tytułem: "Jak spekulanci na ciemnych ludzi polują".


"Niewiadomo doprawdy, czemu to się dziwić więcej - czy ciemnocie ludzi, czy ich chciwości i głupocie. Jeśli kto uczciwy, co naprawdę dobrze ludziom życzy, namawia ich, żeby naprzykład sprowadzali sobie książki i gazety, z których się można o wielu rzeczach prawdy dowiedzieć, to słuchają go z niedowierzaniem i wymawiają się, że albo im brak potrzebnych na to kilku złotych, albo że nie mają czasu na czytanie, lub nawet plotą tak pogłupiemu, że aż niewarto powtarzać. A niech tylko przyjdzie do nich brodaty spekulant w chałacie, niech pokaże im jakieś niby to losy na loterię, albo inne papiery, a obieca, że będą mogli coś wygrać, to zaraz mu uwierzą i owe losy lub papiery za gotowy grosz kupować zaczną. Na to ochota się znajdzie i nawet kilkudziesięciu rubli nie żal. Dobrej rady uczciwego i rozsądnego człowieka nie usłuchają; a byle jaki szachraj, co na ich głupocie spekulacje chce robić, to dla nich brat, jemu uwierzą na ślepo i obedrzeć się dadzą.
Jak to się nieraz dzieje, widać na przykład z listu czytelnika naszego, Antoniego Baranowskiego ze wsi Janczewa, gminy Bożejewa w Łomżyńskiem. Oto, co on do nas pisze:
"Z wielką nieśmiałością radzę się pana Pisarza Gazety Świątecznej, czy to dobre, czy złe? Jeździł po naszej okolicy żydek z Warszawy i namawiał ludzi po wsiach, żeby brali premje (raczej bilety) pożyczki wschodniej na rubli sto każdy, z wypłatą częściami miesięcznie po rubli 5. Było niemało takich, co go usłuchali i płacili za miesięcy trzy odrazu, a cała spłata ma ciągnąć się przez miesięcy 29. Później ma być dodana do tego jakaś premja na czerwony krzyż. I nawtykał nam ów żydek takich listów (biletów). Teraz jedni ludzie mówią, że to są papiery dobre, a drudzy powiadają, że złe, że to tylko sztuka bankierska. Bank, który te papiery rozsyła, ma być w Warszawie i należy do braci Stückgoldów. A zatem upraszam Pana Pisarza Gazety, żeby nas nauczył, jak o tem naprawdę myślić trzeba i komu dawać wiarę".
Chętnie odpowiadamy panu Antoniemu w tej nadziei, że i innym czytelnikom gazety naszej ta odpowiedź posłuży za naukę, a przez nich i drudzy ludzie będą mogli o prawdzie się dowiedzieć, aby przez swą ciemnotę nie wpadli w sidła takich spekulantów, jak ów żydek.
Są w Warszawie naprawdę braciStückgoldowie, ale nie mają oni żadnego banku, tylko kantor, czyli sklep taki, jakich jest dużo, co to w nich wymieniają różne pieniądze nasze i zagraniczne, sprzedają papiery tak zwane wartościowe i bilety loteryjne. Każdy taki sklep choć dziś jest, to jutro, za miesiąc, za rok może już nie być, albo przejść w inne ręce, a któż wtedy będzie wiedział, gdzie się jego dzisiejszy właściciel obraca? kto zaręczy, że on nie zbankrutuje i że kiedyś zapłaci to, do czego się zobowiązał? Można w tych sklepach czyli kantorach kupować i brać rzeczy gotowe, naprzykład listy zastawne lub inne papiery mające prawdziwą i zapewnioną wartość, zresztą pieniądze zagraniczne, jeśli ich kto potrzebuje; ale nie radzimy nikomu ufać obiecankom takich kantorów na przyszłość i kupować w nich, jak to mówią, kota w worku. Nie radzimy nikomu, a tembardziej tym ludziom, którzy zdaleka od Warszawy mieszkają i nie mogą na miejscu wszystkiego sprawdzić.
A teraz powiemy, co to są bilety "pożyczki wschodniej" i co za te bilety ów żydek w okolicach Bożejewa, a zapewne i gdzieindziej, ciemnym ludziom powtykał.
Kiedy się skończyła ostatnia wojna turecka, zwana "wschodnią", która bardzo dużo pieniędzy kosztowała, rząd rosyjski na pokrycie kosztów tej wojny postanowił pozaciągać pożyczki u różnych ludzi, mających grosz w zapasie, i drukował dużo biletów, niby rewersów, aby je rozdawać wzamian za pieniądze. Wszystkie te pożyczki razem nazywają się "pożyczką wschodnią". Przy każdym bilecie tej "pożyczki wschodniej" są kupony, które można odcinać co półroku i puszczać w świat jako gotowy pieniądz, jako procent od wypożyczonych pieniędzy. Kto kupił sobie taki bilet, na którym napisano, że wart jest 100 rubli, ten ma corok do odcięcia dwa kupony po półtrzecia rubla, czyli dostaje 5 procentów. Jak komu sprzykrzy się trzymać ten bilet w ręku, to może go odprzedać innej osobie.
Ale trzeba wiedzieć, że niezawsze uda się przy odprzedaniu swego biletu wziąć te same pieniądze, jakie się wydało: czasem można coś zyskać, ale prędzej się straci. Dziś naprzykład za sto-rublowy bilet "pożyczki wschodniej" płacą tylko 96 rubli, a w innym czasie cena może być trochę wyższa albo niższa.
Otóż na tych biletach pożyczki wschodniej niektóre kantory wymiany pieniędzy założyły sobie spekulację, a to w następujący sposób: niby sprzedają taki bilet naprzykład sturublowy, i nie żądają, żebyś zapłacił odrazu wszystko, co się za niego należy, tylko rozkładają spłatę na części, na raty miesięczne po 5 rubli. Jeśli chcesz z tego korzystać, musisz dać zobowiązanie na piśmie, że będziesz płacił regularnie po 5 rubli przez 30 miesięcy (nie 29 miesięcy, jak napisał pan Antoni Baranowski). Tak więc za bilet sturublowy, co kosztuje teraz tylko 96 rubli, zapłacisz aż 150 rubli. Za to jednak, że zobowiązałeś się tak drogo zapłacić, kantor daje ci przyrzeczenie, że będziesz należał do jakiejś części wygranej, jeśli szczęśliwie padnie wygrana na któryś bilet innej znowu pożyczki premjowej, połączonej z loterią pieniężną, co go tenże kantor zakupił. W tym celu naprzykład kantor Sztückgoldów pokupował bilety zagraniczne pożyczki premjowej węgierskiej na "krzyż czerwony" (niepozwolonej u nas w kraju), a inny kantor ponabywał bilety pożyczki premjowej rosyjskiej. Ale wygrana w tych pożyczkach "premjowych" nie zawsze pewna: na tysiące biletów ledwie jeden coś wygrać może. Trzeba więc niemądrych ludzi, żeby liczyli na to szczęście i tyle grosza marnowali napróżno. Gdybyż jeszcze kantory podawały choć numera tych biletów premjowych, w których ty masz szczęścia próbować. Ale gdzie tam! Podanie tych numerów odkładają na potem i ty nie możesz nawet wiedzieć, czy tam naprawdę na twe szczęście jakiś los został zakupiony, czy może te losy to tylko próżna obiecanka na przynętę dla głupich ludzi.
Ale i nie na tem jeszcze koniec twej niepewności. Zapłaciłeś ratę pięciorublową za bilet "pożyczki wschodniej", płacisz coraz nowe takie raty co miesiąc, i cóż dostałeś za to? Czy masz przynajmniej bilet owej pożyczki w ręku? Aniś go nawet widział! Dali ci tylko do rąk jakiś niby "dowód" z kantoru, a bilet pożyczki wschodniej obiecują dać dopiero na samym końcu, kiedy już wszystkie trzydzieści rat po 5 rubli za trzydzieści miesięcy spłacisz. Na czemże oparta twoja pewność, że naprawdę bilet pożyczki otrzymasz? A jeśli przed wyjściem tych trzydziestu miesięcy własciciel kantoru nałapawszy dużo pieniędzy od łatwowiernych i ciemnych ludzi, ogłosi bankructwo, uda, że nie ma nic, albo uciecze sobie i schowa sę gdzieś tak, że nikt go nie znajdzie, - cóż wtedy będziesz robił? Któż ci pieniądze zwróci i krzywdę wynagrodzi? Nikt! Na nic się nie zda wtedy i skarżenie do sądu. Szukaj wiatru w polu i lamentuj nieboże, żeś dał się złapać w sidła spekulantów.
A iluż to ludzi w takie sidła wpada! Ciemnota ich tam prowadzi, chciwość do pieniędzy doreszty oślepia. Jednego rubla, złotówki im żal na to, żeby się oświecić mogli, - a dziesiątki i setki rubli oddają za darmo w ręce spekulantów.
Jak się kto pościele, tak się i wyśpi.
Pisarz Gazety Świątecznej."

Powyższy artykuł jest dość typowy jeśli chodzi o Gazetę Świąteczną i misję szerzenia oświaty i świadomości w środowiskach głównie wiejskich.

Mnie zainteresowała osoba Antoniego Baranowskiego, czytelnika Gazety Świątecznej z Janczewa. Czy łatwo jest go zidentyfikować na podstawie metryk? Janczewo należało do parafii rzymskokatolickiej w Wiźnie, a księgi metrykalne tej parafii są w miarę kompletnie zindeksowane w Genetece. W Janczewie mieszkał w interesującym nas okresie tylko jeden Antoni Baranowski, dwukrotnie żonaty. Na podstawie metryk ślubu Antoniego można na jego temat powiedzieć nieco więcej.
Antoni Baranowski urodził się w Porytem w roku 1825 w rodzinie piwowarów Jakuba Baranowskiego i Rozalii z Zalewskich. W roku 1855 pracował na służbie gorzelanego w Drozdowie i w kościele tejże parafii poślubił 26 listopada Mariannę Ostaszewską, urodzoną w Czarnocinie w roku 1835 w rodzinie Wojciecha Ostaszewskiego i Katarzyny z Szymańskich, ogrodników zamieszkałych w chwili ślubu córki w Krzewie. Marianna w chwili ślubu mieszkała na służbie w Drozdowie. Małżonkowie początkowo mieszkali w Drozdowie, ale z biegiem czasu przenieśli się do Janczewa.


Po śmierci Marianny, Antoni poślubił w kościele parafialnym w Rutkach, 8 czerwca 1869 roku Karolinę Czarniakowską, pannę młodszą od siebie o 23 lata. Karolina była córką Józefa Czarniakowskiego i Emilii z Repertów, zamieszkałą w Mężeninie. Po ślubie małżonkowie mieszkali w Janczewie. Antoni z obiema żonami doczekał się potomstwa. Wydaje się, że przez całe życie zajmował się gorzelnictwem, taka profesja została przynajmniej odnotowana w metryce drugiego ślubu. Produkcja alkoholu nie przeszkodziła mu zostać stałym czytelnikiem Gazety Świątecznej.


poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mieczysław Janiszewski "Przyszłość czekała"

Sięgnąłem w ostatnim czasie po książkę napisaną przez dalszego krewnego. Okazuje się bowiem, że w mojej rodzinie, w przeważającej mierze o chłopskich korzeniach, przychodziły na świat osoby z zacięciem literackim. Wspominałem już przy okazji recenzowania książki Antoniego Kieniewicza o pamiętniku prababci ze strony mamy - Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów, pozostawionym podczas II wojny światowej w Pińsku.

Najbardziej płodną literacko była jednak rodzina przodków mojej babci ze strony ojca - Wandy Krupy (1920-2008), pochodzącej z Szarbska nad Pilicą, małej, malowniczo położonej wsi na ziemi piotrkowskiej. Świadczyć o tym może najstarsza pamiątka rodzinna zawierająca pieśni kościelne spisane własnoręcznie przez jej dziadka, Łukasza Krupę (1856-1919). Brat babci zaś, Stefan Krupa (1909-1983) przed wojną działacz PPS, a później więzień Oświęcimia napisał wspomnienia wojenne, wydane pod tytułem "A jednak tak było".

Mieczysław Janiszewski (ur. 1907 w Szarbsku) po którego książkę sięgnąłem, pochodził również z piotrkowskiego. Był bratankiem mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich (1861-1906), synem jej brata Kazimierza Janiszewskiego (1864-1919).

Wsie leżące nad Pilicą w piotrkowskim otoczone były lichymi ziemiami. Spora rzesza chłopów po uwłaszczeniu dysponowała niewielkimi nadziałami gruntu. Bliskość dużego ośrodka miejskiego, jakim był Piotrków Trybunalski, powodowała, że młodzież właśnie tam wyjeżdżała szukać lepszego życia. W środowisku robotników i drobnych rzemieślników nasiąkała ideologiami lewicowymi. Mieczysław Janiszewski tak opisał swoje wejście w życie dorosłe: "W 1930 roku ukończyłem szkołę zawodową, a następnie odbyłem obowiązkową służbę wojskową. Zwolniłem się do domu w czerwcu 1932 roku i zacząłem szukać pracy. Nie było o nią łatwo w Polsce przedwojennej, chociaż miałem zawód technika włókiennika.  W 1938 roku otrzymałem stałą pracę robotnika w Zduńskiej Woli w fabryce Józefa Rajchenbauma. Pracowała ona dla polskiego wojska, dostarczała materiały na maski gazowe, płaszcze nieprzemakalne i brezenty. Zarobki mieliśmy niskie, ale nie to było najważniejsze."

Książka opisuje drogę wojenną autora, od przegranej kampanii wrześniowej i powrotu spod Lwowa w piotrkowskie, przez udział w rodzącej się konspiracji antyniemieckiej, najpierw w AK, potem w AL, aż do powojennej kariery partyjnej. Dość typowa ścieżka kariery chłopa małorolnego z piotrkowskiego, przesiąkniętego socjalizmem i komunizmem. Podobnie potoczyła się kariera Konstantego Krupy, stryja babci Wandy, który został dygnitarzem partyjnym w Łodzi.

Nie zamierzam oceniać książki pod kątem historycznym. Nie czuję się na tyle kompetentny. Ocena takiej książki nie byłaby poza tym w pełni możliwa bez sprawdzenia, w jakim stopniu na jej treść wpłynęła cenzura, a do tego brak mi źródeł. 

Daje się zauważyć krytyczny stosunek autora do ziemiaństwa, mocno negatywny do Narodowych Sił Zbrojnych, których członkowie na kartach książki wyłącznie współpracują z obszarnikami i Niemcami. O wiele cieplejsze słowa, choć podbarwione krytyką padają w książce w stosunku do AK. Moje sympatie umiejscowione są zdecydowanie po stronie obozu antykomunistycznego, więc ocena drogi autora opisanej w książce siłą rzeczy musiałaby być zabarwiona negatywnie.

Zamierzam natomiast wyłuskać na potrzeby artykułu wszystkie wątki "genealogiczne". Książka bowiem roi się od wzmianek o osobach, które stanowiły bliższą bądź dalszą rodzinę mej babci. Jest prawdziwą skarbnicą wiedzy rodzinnej. O kilku z nich wiem tylko z zapisków archiwalnych, o niektórych słyszałem od babci bądź przeczytałem podobne wzmianki w przywoływanej wyżej książce Stefana Krupy. A o niektórych dowiedziałem się dopiero z książki Mieczysława Janiszewskiego. Dzięki wzmiankom w  książce, osoby wcześniej znane mi jedynie z notatek, widzę w znacznie żywszych barwach.

Zacznę od osoby autora książki.

1. Mieczysław Janiszewski.

Urodził się 14 czerwca 1907 roku w Szarbsku. Rodzice: Kazimierz Janiszewski i Aleksandra z Gaworów. W połowie lipca 1939 roku skierowany został bezpośrednio ze Zduńskiej Woli do Beniaminowa pod Warszawą. W wojsku był radiotelegrafistą. W kampanii wrześniowej trafił pod Mławę, do Nidzgóry, później do Rumunii przez Ciechanów i Warszawę, gdzie został internowany. Z internowania uciekł przez granicę do Lwowa opanowanego przez wojska sowieckie, a następnie pociągiem wrócił w piotrkowskie (matka mieszkała we wsi Władysławowo). Dalszy ciąg losów Mieczysława, jego drogi politycznej stanowi treść książki. Znajdują się w niej dwie fotografie autora. Jedna pochodzi z 23-24 października 1943 roku i została wykonana po potyczce z Niemcami na Diablej Górze pod Skórkowicami, druga zaś przedstawia go, gdy jako pierwszy sekretarz komitetu miasta i powiatu Piotrków przemawiał na wiecu 9 maja 1945 roku.


2. Aleksandra Janiszewska z Gaworów.

Matka autora książki. Moja babcia jej nie pamiętała.  Badając księgi stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach ustaliłem, że urodziła się w 1869 roku we w wsi Stara. Rodzicami byli Józef Gawora i Józefa z Kowalskich. Podczas pierwszej wyprawy w piotrkowskie odnalazłem jej nagrobek na cmentarzu w Dąbrówce. Zdziwiło mnie, że nie ma wspólnego nagrobka z mężem, którego przeżyła o 29 lat.



W książce autor kilkakrotnie wymienia matkę i wyczuwa się w jego słowach duży szacunek dla tej prostej wiejskiej kobiety.

"Podczas mego pobytu w domu sąsiadka Waleria Chumek opowiedziała mi, co się tutaj działo 1 września. W Szarbsku (była to moja wieś rodzinna) tego dnia matka przetrząsała suszące się siano. Kiedy zobaczyła na niebie niemieckie samoloty, wygrażała w ich stronę grabiami i strasznie złorzeczyła. Sąsiadka ukryła się za murowaną piwnicą, lecz matka pracowała dalej. Jeden z lotników obniżył lot i posłał w jej stronę serię z karabinu maszynowego. Matka krzyknęła za odlatującym: -Ty podły! Może myślisz, że się ciebie boję? Żebym tak miała karabin maszynowy, tobym cię zaraz zestrzeliła! Masz swoją ziemię, czego tu u nas szukasz?"



3. Marianna Janiszewska z Piotrkowa.

Autor pisze o niej jako o stryjence. Nie jestem pewien, czy nie jest to żona Andrzeja Janiszewskiego (ur. 1867), rodzonego brata mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich i Kazimierza Janiszewskiego, która tak właśnie miała na imię. Andrzej Janiszewski był jedynym z dwóch rodzonych braci Wiktorii, pamiętanym przez babcię.

"Pewnego dnia wybrałem się rowerem do Piotrkowa. Odwiedziłem tam stryjenkę, mieszkającą przy ulicy Daszyńskiego 10, aby dowiedzieć się, co u niej słychać. Rozpłakała się biedaczka na mój widok. Jej dwaj najmłodsi synowie, Kazik i Stefan, nie powrócili z frontu. Jak się później okazało, obaj zginęli, lecz do dziś nie wiadomo gdzie. Starszy, Tadeusz, który był kierownikiem pociągu, został zmobilizowany do służby kolejowej. Kiedy przejeżdżał przez Piotrków, w przerwie w pracy wpadał czasem do matki. Najstarszy, Leon, cały czas przebywał w domu; z powodu wady słuchu nie powołano go do wojska. Teraz musiał zgłosić się do pracy w hucie szkła, w przeciwnym bowiem razie wywieziono by go na przymusowe roboty do Rzeszy."

W mieszkaniu brata stryjecznego Leona, 3 września 1944 odbyło się spotkanie powołujące piotrkowską miejską radę narodową.

4. Walenty Janiszewski, Antoni Janiszewski, Stanisław Laszczyk, Piotr Janiszewski.

Walenty i Antoni byli braćmi Mieczysława, o których wcześniej nie słyszałem. Wraz z siostrzeńcem Stanisławem Laszczykiem z Szarbska byli żołnierzami Samodzielnej Grupy Operacyjnej generała Kleeberga i walczyli aż do 5 października. Po zakończeniu walk w kampanii wrześniowej dostali się do niewoli, ale uciekli z transportu, skierowanego do Niemiec.

Nie słyszałem od babci również o innym bracie Mieczysława Janiszewskiego, Piotrze:

"W wiosce Stobnica-Trzy Morgi spotkały się dwa oddziały: Gwardii Ludowej i Armii Krajowej. Ich sztaby postanowiły wspólnie rozbić betonowy bunkier we wsi Klementynów, spalić niemieckie domy i wykonać wyrok śmierci na komendancie selbstuschutzu, Gwizdorze, za to, że we wsi Biała zabił wieśniaka Szarleja, a także katował innych Polaków, wśród nich mojego brata Piotra."

5. Bolesław Leski, ps. "Bęc".

Był prawdopodobnie synem Jana Leskiego, a stąd wnukiem Piotra Leskiego i Magdaleny z Krzysztofików, rodzonej siostry mojego prapradziadka Stanisława Krzysztofika. Bardzo często wymieniany na kartach książki. Wygląda na to, że dzięki Leskiemu, Mieczysław Janiszewski przystał do konspiracji niepodległościowej o lewicowym obliczu ideowym:

"Po powrocie z Piotrkowa spotkałem się we wsi Niewierszyn z Bolesławem Leskim. Był on ślusarzem precyzyjnym, przed wojną pracował w Fabryce Miar i Wag w Warszawie. Kiedy w końcu 1937 roku zwolniono go z pracy, przyjechał do rodzinnego Szarbska i ożenił się z Genowefą Kacprzakówną z pobliskiego Niewierszyna. Wiedziałem, że był członkiem Komunistycznej Partii Polskiej.
Omówiliśmy z Leskim aktualną sytuację w kraju i postanowiliśmy wszelkimi sposobami szkodzić hitlerowskim okupantom."
"Początki lewicowego ruchu oporu na naszym terenie wiążą się właśnie z okolicami Władysławowa, Bratkowa i Janikowic. Przebywaliśmy tutaj z Bolesławem Leskim jako bezrobotni (ja od 1932, a on od 1937 roku). Chociaż miałem średnie wykształcenie zawodowe i odbyłem obowiązkową służbę wojskową, do 1 grudnia 1938 roku pozostawałem bez stałej pracy. Ileż to czyniłem starań, jeżdżąc pożyczonym rowerem po całej Polsce, ileż godzin wyczekiwałem w portierniach łódzkich fabrykantów - wszystko na próżno." Bardzo enigmatycznie opisana została śmierć Bolesława Leskiego w książce: "Leskiego zastrzelił "Loba" z oddziału AK na szosie tuż przed dworem Stefana Łępickiego w Kawęczynie". Bardziej szczegółowy opis przedstawił Jan Zbigniew Wroniszewski: "Po całodziennej walce (24.X.1943) oddział zdołał ze stratą kilku żołnierzy wyjść z nocą z okrążenia. Złożony z Rosjan pluton "Saszki" został rozproszony, a jego żołnierze, włóczący się przez jakiś czas pojedynczo i po kilku, pogłębiali trudną sytuację na terenie "Heleny". Oliwy do ognia dolał jeszcze tragiczny finał nocnego spotkania "Bęca", "Billa" i dowódcy niewierszyńskiej kompanii NSZ ppor. Stefana Łempickiego "Bosmana" z dwoma rozbitkami z plutonu "Saszki". Trzej pierwsi - po wspólnym przyjacielskim biesiadowaniu we dworze Żórawskich w Szarbsku, wyszli późno w noc 7.XII drogą w kierunku szosy Jaksonek - Przedbórz i w jej pobliżu natknęli się na przyczajonych w rowie dwóch Rosjan od "Saszki". "Bosman" - choć nietrzeźwy, zdążył wydobyć "Visa" i trafić jednego z nich, lecz drugi zastrzelił go z karabinu. "Bill" i "Bęc" próbowali wytłumaczyć incydent przypadkowym spotkaniem z Rosjanami, którzy ostrzelani, użyli broni, lecz okoliczni członkowie NSZ z Janem Sudwojem "Litwinem" na czele zgodnie twierdzili, że "Bosman" zginął od strzału w plecy. Bezstronnego świadka nieszczęśliwego wydarzenia nie było. [...] W lutym nastąpił odwet NSZ za śmierć Stefana Łempickiego "Bosmana". Oddział "Las I" dokonał zabójstw: brata wspomnianego wcześniej "Karola" - Wincentego Janiszewskiego oraz Bolesława Leskiego ("Bęc") i Zygmunta Koczwarskiego ("Bill)."

6. Wincenty Janiszewski.

Starszy brat Mieczysława Janiszewskiego, urodzony 20 stycznia 1888 roku w Szarbsku. Stefan Krupa pisze o nim w swej książce, jako przeciwniku kleru. Był nauczycielem, zwolnionym z pracy w 1929 roku, a podczas wojny nosił pseudonim "Uczony" i był skarbnikiem KG PPR od 1942 roku. Żonaty z Franciszką. Został zabity podobnie, jak Bolesław Leski w odwecie za śmierć "Bosmana". Jak pisze w książce Mieczysław Janiszewski: "28 lutego 1944 roku został w bestialski sposób zamordowany przez sfanatyzowaną grupę NSZ "Las I" za młynem Rożenek." Nagrobek Wincentego znajduje się na cmentarzu w Dąbrówce.



7. Stefan Krupa.

W książce Stefana Krupy " A jednak tak było", kluczowym momentem akcji był epizod zrzutu broni z Londynu w lutym 1943 roku. W odbiorze broni brali udział między innymi delegowani przez PPS-WRN w Piotrkowie: Mieczysław Szmidt, Stanisław Rajkowski i Antoni Leśniak. Nieszczęśliwie złożyło się, że Antoni Leśniak został aresztowany i zaczął sypać. Stało się to przyczyną wielu aresztowań w Piotrkowie, między innymi Stefana Krupy, który został umieszczony w obozie Auschwitz-Birkenau. Dalsza część jego książki od momentu aresztowania to opis życia obozowego, podczas gdy w książce Mieczysława jest to jeden z wielu epizodów wojennych. Co ciekawe, w obu pozycjach autorzy nieco inaczej przedstawiają pośrednie przyczyny aresztowania Leśniaka. Stefan pisze, że to Bolesław Leski, konspiracyjny współpracownik Mieczysława Janiszewskiego, wpłynął na grupę z Piotrkowa, aby opóźniła wyjazd z odebraną bronią o jeden dzień, co pośrednio wpłynęło na aresztowanie Leśniaka. Mieczysław Janiszewski z kolei ciężar decyzji o wyjeździe z bronią dzień później zrzuca na przybyszów, którzy mieli w sobotę spożyć u teściowej Bolesława Leskiego kolację zakrapianą wódką i zmęczeni wyjechali dzień później. 

8. Stefan Fijołek.

Pojawia się w książce raz, jako bohater jednego tylko epizodu. Gwara, jaką mówili chłopi w cyntrali, czyli w piotrkowskim, w książce praktycznie nie jest obecna, ale w przypadku Stefana Fijołka autor zdecydował się zapisać jego wypowiedź właśnie w języku potocznym.

"Przed południem 11 września przyszedł do oddziału z Szarbska Stefan Fijołek w ważnej, jak mówił sprawie. Nasz posterunek zatrzymał go, jako nieznanego przybysza, miał bowiem rozkaz nie wpuszczać nikogo na kwaterę.
Fijołek jednak domagał się widzenia ze mną lub z Bolkiem Leskim, gdyż ma ważne wiadomości.
Gdy wyszliśmy do niego, powiedział z pretensją w głosie:
- Wy tu siedzicie, a nas tam Nimce biją i rabują! Ostatnie ziorka zabirają, ostatnią świnkę kazali mi załadować na furę i wiźć do Przedboza na kontyget!
Spytałem, ilu ich tam jest w Szarbsku.
- Pełny samochód cinzarowy - odparł. - Niedługo bydą jechać do Przedboza. Jo przyjechołem do Dąbrówki i zostawiłem furę u mojej siostry Walerki na podwórku, ty, co wysła za Ogłoze."

Stefan Fijołek (1907-1977) był kuzynem babci, synem Jana Fijołka i Marianny Krupy, rodzonej siostry mego pradziadka Ignacego Krupy. Pochowany jest na cmentarzu w Dąbrówce.

9. Wawrzyniec Wacław Nalepa.

Syn Wincentego Nalepy (około 1870-1959) i Gabrieli z Krzysztofików (1877-1894), rodzonej siostry mojej prababci Antoniny Krupy z Krzysztofików (1888-1943), i ojciec Wandy, dzięki której miałem w zeszłym roku okazję uczestniczyć w zjeździe rodziny Nalepów. Wzmiankowany dwukrotnie w książce, jako uczestnik posiedzeń piotrkowskiej powiatowej rady narodowej, które miało miejsce w jego domu w Siomkach.

10. Spalenie Zygmuntowa, 28 listopada 1944 roku.

Wielką wartością książki jest opisanie zagłady wsi Zygmuntów w dniu 28 listopada 1944 roku. Co prawda nie zostały przedstawione przyczyny, dla których wieś uległa zagładzie (opisane zostały przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego), ale wymienione zostały osoby, które zginęły w wyniku spalenia wsi. Ponad jedna czwarta wszystkich osób nosi nazwisko Krawczyk, co pokazuje, jak wielka tragedia dotknęła tę rodzinę.

Książkę na pewno powinny przeczytać wszyscy ci, którzy interesują się historią wsi położonych na terenie parafii Skórkowice i Dąbrówka. Dla mnie ma szczególną wartość dodatkową ze względu na powiązania rodzinne z autorem i wzmianki o wielu osobach z rodziny mej babci.

Mieczysław Janiszewski, "Przyszłość czekała", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa, 1987.

niedziela, 21 października 2012

Trzecia wycieczka w piotrkowskie

Krysia napisała do mnie rok temu. Podobnie jak ja poszukiwała informacji o swoich przodkach. Konkretnie o swoim dziadku Antonim Szokalskim. Antoni urodził się w 1887 roku w Szarbsku. Wiadomo, że ożenił się w 1914 roku w Kruszynie koło Radomska. Jego syn Jaromir niewiele mógł pamiętać. Stracił ojca w wieku dwunastu lat. Był wychowywany przez macochę, gdyż ojciec szybko wstąpił w drugi związek małżeński po śmierci pierwszej żony.
***
W 1939 roku Jaromir trafił do niewoli niemieckiej, a po wojnie przez Anglię do Australii. W Australii urodziła się Krysia i choć jest to jej ojczyzna, jak sama mówi, czuje mocno swoje polskie korzenie. Niestety ojciec niewiele przekazał jej informacji o dziadku, a z żyjących członków rodziny nikt nic nie wie o środowisku rodzinnym Antoniego.
***
Rodzicami Antoniego byli Kazimierz i Barbara z Gawrońskich zamieszkali w Szarbsku. Rodzicami Kazimierza Franciszek i Józefa z Pancerów, zaś ojcem Franciszka Roch Sokalski (około 1790 - 1853 Szarbsko), rodzony brat mego praprapraprapradziadka Piotra Sokalskiego.
 ***
Dobrze trafić na kogoś o wspólnych korzeniach, sięgających tak nieodległych czasów - do początku XIX wieku! Nieocenioną rolę w takich przypadkach spełnia internet!
***
Gdy przeczytałem w jednym z e-maili, że latem Krysia zamierza odwiedzić wraz z synem Alexem Polskę i dodatkowo udać się do Szarbska nie wahałem się długo. "Chętnie odwiedzę Szarbsko po raz pierwszy wraz z Wami!" brzmiała moja wiadomość.

***
Zamieszkaliśmy w Dąbrówce u pani Teresy. Dwa oddzielne domki, każdy dwuosobowy. Była piękna pogoda i byliśmy głodni. Pierwszy wspólny obiad zjedliśmy na ocienionej werandzie domu naszej gospodyni. Zupa ogórkowa i naleśniki z serem polane słodką śmietaną i sosem malinowym. Pychota!

***
Zakupy w lokalnym sklepie spożywczym. Mieliśmy być w Dąbrówce przez dwa dni, z zamówionym tylko obiadem. Australijczycy chcieli koniecznie zjeść polską kaszankę na kolację. Zaopatrzeni w trzy grube kiszki, kiełbasę, boczek, jajka, warzywa, masło i chleb wróciliśmy na kwaterę, aby ustalić plan na najbliższe dni. Wyszedł nam naprawdę napięty terminarz!
***
Najpierw pojechaliśmy do Szarbska. W wiosce tej urodziła się moja babcia, a przodkowie mieszkali na pewno przez sto lat poprzedzających to wydarzenie, jak nie więcej. Byłem mocno ciekawy, jak wygląda ta miejscowość. Po drodze spytaliśmy napotkaną kobietę o nazwisko Szokalski. Dowiedzieliśmy się, że mieszka taka rodzina w Szarbsku. Odpowiednio skierowani minęliśmy ruiny młyna nad strugą, a w drodze do celu zatrzymaliśmy się jeszcze przy zabytkowej drewnianej kapliczce.


***
W Szarbsku nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Rodzina Szokalskich, do której trafiliśmy nie potrafiła znaleźć powiązań z dziadkiem Krysi. Dostaliśmy jedynie wskazówkę do jakiej osoby dotrzeć w Sulejowie, aby móc się czegoś dowiedzieć. W drodze powrotnej minęliśmy ciekawą kapliczkę skrytą w cieniu drzew z następującą inskrypcją:

"Na cześć i chwałę Panu Bogu fonduszem S.P. Wawrzeńca Kowalskiego syn Józef wzniósł tę figurę, 1902 r."
Inskrypcja przypomniała mi podobne napisy opisujące kapliczki w Skórkowicach widziane podczas drugiej wyprawy w piotrkowskie.


***
W drodze powrotnej do Dąbrówki spotkaliśmy raz jeszcze kobietę, która skierowała nas do rodziny Szokalskich. To dzięki niej mieliśmy teraz okazję spotkać się z Janem Zbigniewem Wroniszewskim, ponad 90-letnim panem, żołnierzem legendarnego Hubala, później Armii Krajowej, autorem "Szkiców historycznych Końskie", a także z jego bratem Kazimierzem Wroniszewskim, w latach 50-ych autorem artykułów o okolicznych nazwach miejscowych. Dzięki rozmowie z braćmi mogliśmy dowiedzieć się, jakie rodziny Szokalskich mieszkały w okolicy po II wojnie światowej. Od pierwszego z braci dowiedziałem się, jakie były okoliczności spalenia w 1944 roku przez Niemców wsi Zygmuntów, z której pochodziła moja prababcia Antonina.
***
Do zmierzchu jeszcze sporo czasu zostało, więc po pożegnaniu naszych rozmówców wróciliśmy do Dąbrówki i udaliśmy się na cmentarz w celu odszukania nagrobków rodzin o nazwisku Szokalski. Znałem ten cmentarz dość dobrze z pierwszej wycieczki. Niewątpliwie warto wspomnieć o nagrobku rodziny Żurawskich, właścicieli dworu w Szarbsku przed wojną, szykanowanych po wojnie przez władze komunistyczne, a także o licznych nagrobkach osób spalonych podczas pacyfikacji wsi Zygmuntów w 1944 roku.


***
Kolacja. Krysia wzięła się za warzywa, Alex za coś innego. Ja postanowiłem przygotować kaszankę. Pokroiłem na plastry, wrzuciłem na patelnię, dodałem cebulkę.
- Alex, jadłeś taką?
- Nie, pierwszy raz.

 Chyba smakowała. Zawartość patelni zniknęła w mgnieniu oka. Przy żubrówce i sękaczu siedzieliśmy do późna w nocy, tocząc rozmowy o Polsce, o australijskiej Polonii, anglosasach, australijskich aborygenach i oczywiście genealogii. Musiało być późno, gdy rozeszliśmy się od stołu każdy w swoją stronę.

***
Następnego dnia rano, śniadanie przygotowywał Alex. Jajecznica z boczkiem i cebulką była wyśmienita.


***
Po śniadaniu pojechaliśmy do Skórkowic, aby pomyszkować w księgach metrykalnych z przełomu XIX i XX wieku i poszukać zapisów o ślubach bądź zgonach rodzeństwa Antoniego Szokalskiego. Przejeżdżaliśmy przez wieś Starą, w której urodził się mój prapradziadek Łukasz Krupa . We wsi ciekawa kapliczka z inskrypcją pisaną ręką chłopską.



***
Do Skórkowic przyjechaliśmy tuż przed pogrzebem. Nie mając pewności, czy będziemy mogli zajrzeć do ksiąg metrykalnych udaliśmy się na cmentarz, w poszukiwaniu nagrobków rodzin o nazwisku Szokalski. Niewiele takich nagrobków w porównaniu z cmentarzem w Dąbrówce.
***

Przed wejściem na cmentarz już z daleka zwróciła naszą uwagę niezwykła budowla. Napotkany mężczyzna na pytanie co to za kapliczka, odpowiedział, że to był pierwszy obiekt postawiony na terenie cmentarza w formie latarni, mającej za zadanie wskazywać błąkającym się duszom drogę do miejsca wiecznego spoczynku.

***
W umówionym czasie stawiliśmy się na plebanii parafii Skórkowice. Nie było łatwo przekonać księdza bez wcześniejszej zapowiedzi, do przeglądania ksiąg, ale udało się! Znaleźliśmy między innymi akta zgonów Walerii Sokalskiej, Józefa Sokalskiego, Józefa Szokalskiego oraz akt zawarcia małżeństwa Ewy Szokalskiej, wszystkie dotyczące rodzeństwa Antoniego. Ja zaś dodatkowo odnalazłem akt zgonu mej praprababci Katarzyny z Dzidkowskich, a także akt zgonu Jana Sokalskiego, mego prapraprapradziadka.



***
Ze Skórkowic udaliśmy się do Sulejowa poszukiwać wskazanej nam wcześniej osoby o nazwisku Szokalski. Zupełnie w ciemno, ale korzystając z przekazanych wskazówek trafiliśmy. Zostaliśmy zaproszeni do środka na kawę, jednakże i tu nie udało się ustalić żadnych powiązań z dziadkiem Krysi. Atmosfera jednak była tak wesoła i przyjazna, że namówieni przez panią domu zostaliśmy aż do wieczora. Opuszczaliśmy Sulejów obładowani miodem z przydomowej pasieki oraz jabłkami.

***
Wieczorem zajechaliśmy jeszcze do Szarbska na zachód słońca. Jakże pięknie wyglądała wioska rozświetlona refleksami różu, pomarańczy i żółci, przebijającymi się przez nadciągającą szarość. Pagórkowaty teren, stare kapliczki, urocza zadrzewiona alejka prowadząca do dawnego dworku Żurawskich, szczekanie psów - wspaniałe akcenty kończące tę polsko-australijską wyprawę.

środa, 7 grudnia 2011

Rękopis chłopskiego prapradziadka

Gdy ponad rok temu opublikowałem notkę zatytułowaną "Druga wycieczka w piotrkowskie", w której zachwycałem się między innymi kapliczką stojącą w centrum Skórkowic, z inskrypcją zdradzającą, dzięki nieporadnemu językowi, chłopskie pochodzenie fundatora, niejaki Waldemar Pisiałek tak to skomentował:

"Piszesz panie kochany "ręką chłopską" i zaraz chwytają za serce"
Co Cię chwyta te ręce, napisy?
Przecież w 1908 roku z chłopstywa to nikt nie potrafił pisać.
A tym bardziej fundować kapliczki i to w samym centrum Skórkowic."

Odpowiedziałem wtedy:

"Zdziwiłbyś się Panie kochany, gdybyś zobaczył pieśni religijne pięknie wykaligrafowane ręką mego prapradziadka Łukasza Krupy, jak najbardziej pochodzącego z chłopstwa, urodzonego w roku 1856 w Starej. Czyli z tą niepiśmiennością to nie do końca tak.

O ufundowaniu kapliczki w centrum Skórkowic przez rodzinę Pisiałków mówi napis. Chyba, że on nie do końca prawdę mówi."

Dziś chciałbym przedstawić treść rękopisu zawierającego wspomniane pieśni religijne. Zdjęcia rękopisu pokazują piękny charakter pisma chłopa, który młodość spędził w okresie pouwłaszczeniowym w guberni piotrkowskiej.

Łukasz Krupa urodził się 11 października 1856 roku we wsi Stara. 28 stycznia 1879 roku w kościele parafialnym świętego Łukasza w Skórkowicach wziął ślub z moją praprababcią Wiktorią z Janiszewskich i zamieszkał w nieodległym Szarbsku. Urodziło im się dziesięcioro dzieci. W efekcie ostatniego ciężkiego porodu Wiktoria wraz z nowonarodzonym Stanisławem zmarła. Łukasz ożenił się po raz drugi 19 stycznia 1909 roku z Emilią ze Snochowskich. Niewiele wiem o późniejszym jego życiu. Nie dotarłem również do aktu zgonu prapradziadka.

Pamiętam, że gdy po raz pierwszy oglądałem rękopis pisany jego ręką, byłem zaskoczony, że przetrwał wszystkie zawieruchy dziejowe. Zagadką pozostaje to, gdzie Łukasz nauczył się pisać i to w piękny, kaligraficzny sposób. Z opowieści jego wnuczki, a mojej babci dowiedziałem się, że syn Łukasza Ignacy uczył się języka rosyjskiego w szkółce wiejskiej, umiejętność pisania zaś w języku polskim nabył dzięki społecznemu zaangażowaniu mieszkającej w Szarbsku szlacheckiej rodziny Żurawskich. Nagrobek tej rodziny widziałem na cmentarzu w Dąbrówce. Przypuszczam, że za czasów młodości Łukasza z nauką pisania i czytania mogło być jeszcze trudniej niż w czasach, gdy podobne nauki pobierał jego syn Ignacy. Zakładam, że społeczna działalność szarbskiego dworu mogła i w jego przypadku mieć znaczenie.

Rękopis nie jest kompletny. Rozpoczyna się od strony z numerem 9, kończy zaś na stronie nr 40.

Poniżej podaję spisane przeze mnie pieśni religijne, zachowując oryginalną pisownię. Pieśni świadczą o rozwiniętym kulcie maryjnym pod koniec XIX lub na początku XX wieku na wsi piotrkowskiej. Przyznam, ze żadna z nich nie jest mi znana.

Myślę, że internet jest miejscem, w którym wiele obrazów i tekstów stanowiących pamiątkę przeszłości, ma dużą szansę przetrwać ewentualne przyszłe zawieruchy dziejowe. W końcu kto może odgadnąć, na jakich serwerach znajdzie się opublikowany przeze mnie tekst i zdjęcia? Ku pamięci więc przyszłych pokoleń i dla osób zainteresowanych etnografią, kulturą ludową publikuję.

"-9-
Śliczaś piękna i przyjemna Panienko. p.
Bądzże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Daj żeby na serce padła, Twojem służebnikom,
Udziel aby iskiereczke i nam też grzesznikom.
Ślicznaś piękna i przyjemna Panienko. p.
Bądzże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Pójdźmy tedy nie mieszkajmy Pannę przywita
Zdrowaś bądź Panno Maryjo. tak jej zaśpiewajmy
Ślicznaś piękna i przyjemna. p.
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Rada to Panna usłyszy, takie pozdrowienie
Ziedna Ona wespół wszystkiem grzechów odpuszcze,
Ślicznaś, piękna i przyjemna Panienko. p.
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Wszyscy wespół głoszem jednem, chwalmy tę pa
To jest Panna po porodzie u Boga za Matkę,
Ślicznaś, piękna i przyjemna Panienko. p.
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Łaske Twoja wszystkiem pokaż Panienko pie...
Twarzy Twojej nie odwracaj o Matuchno Boska
-10-
Ślicznaś piękna i przyjemna Panienko,
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Boć nas inszy już nie przyjmie jesli nas od...
Ale mamy też nadzieje, że nas nie opuścisz
Ślicznaś piękna i przyjemna Panienko
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Daj nam Panno pomocy, boć nam jej potrzeba
Ubłagaj Synaczka swego, bo się na nas gniewa
Ślicznaś piękna i przyjemna Panienko
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Pokażże mi swoje piersi, których on pożywał
Prosze zanoś ni (?) Panienko, by święty pokój dał
Ślicznaś piękna i przyjemna Panienko
Bądźże od nas pozdrowiona Jezusowa M.
Amen.
Pieśń 4
O pielgrzymie i Pasterzu Dobrym
Chrzescijanie katolicy, proszę posłuchajcie
Co wam opowiadać będe, pilno pozór dajcie,
Byście dobrze zrozumieli,
A pożytek z tego mieli,
-11-
Dla duszy zbawienia
Pewny pielgrzem z Palestyny szedł do Jerózalem
Ujrzał ślicznego młodzieńca, który z wielkiem żalem
Przed ubogim domkiem stał,
Laskę pasterską w ręce miał
Bardzo rzewnie płakał.
Obaczywszy go on pielgrzym zbliżył się do niego
Mając z nim politowanie, tak przerzekł do niego:
Młodzieniaszku z kądeś ty jest?
I czego tak rzewnie płaczesz?
Cóż ci się to stało?
Młodzieniec mu rzekł z pokorą jestem syn jednego
Króla bardzo wielmożnego z kraju dalekiego
A ten mój kochany ojciec,
Miał w owczarni sto owiec,
Jedna z nich zginęła.
Zbłąkała się po pustyni, dlatego mnie posłał
Pan Ojciec mój najmilszy, ażebym jej poszukał.
Niemogąc do niego wrócić,
Choćbym miał i życie stracić,
Póki jej nie znajdę
-12-
Pielgrzym na to rzekł do niego młodzieńce kochany
Czemuż twój najmilszy ojciec tak jest zatroskany
O jedną nędzą owieczkę,
Która się dała w ucieczkę
Gdy jest tak wielmożny.
Młodzieniec mu opowiedział, mój Ojciec kochany
O tę zgubioną owieczkę tak jest zatroskany,
Bo ją bardzo umiłował,
Dla tego, że ją sam stworzył,
Gdyby miała zginąć.
Każdej godziny, sie pyta tych co koło niego
Znajdują się, czy owieczka nie wraca do niego
Oto żadnej troski nie ma,
Czy na puszczy jego syna,
Wilcy nie rozszarpią.
Gdyby tylko tę owieczkę, którą umiłował,
Mógł odzyskać niczegoby dla niej nie żałował
-13-
O niestetyż mnie grzesznemu
Człowiekowi strapionemu
Coż ja tu mam począć.
W tej pustyni są drapieżne zwierzęta i srogie,
Ach! Przyjdzie mi tu zostawić moje życie drogie
Bo choć tę owieczkę znajdę
To niż z nią z tej puszczy wydę.
Wilcy mnie rozszarpią
A jeżeli jej nie znajdę zginę od boleści
Bez tej owieczki dla której umrzeć chcę z miłości,
Ojciec mnie posłał w tę drogę,
Nazad się wrócić nie mogę
Biada mnie smutnemu
Boże mój o Boże mój, gdzież znajdę owieczkę
Która w tę wielką pustynią, dała się w ucieczkę
Oby sama wrócić chciała
Głosu mego posłuchała,
Ach! Czegóż się lęka.
-14-
Gdyż ja jej nie chcę uczynić bynajmniej nic złego
Ale wziąść na swe ramiona i do serca swego,
Przycisnąć z wielką miłością
Do ojca zanieść z radością
O jakby się cieszył
Pielgrzym dalej rzekł do nieg, gdy ojciec chciał posłać
Owej zgubionej owieczki, po tej puszczy szukać,
Czemuż nie posłał jednego,
Z dworzanów swoich innego
A nie Ciebie Syna.
Młodzieniec mu odpowiedział, Ojciec mój dla tego
Posłał najmilszego Syna swego jedynego,
Aby ztąd cały świat poznał,
Jak bardzo onę miłował,
Tę swoję owieczkę,
Bo jak luzie ujrzą, że tak sliczny syn krulewski
Chodzi podolinach, skałach tej pustyni wielkiej,
-15-
Że nieraz swe ręce, nogi
Zrani o ciernie i głogi,
I ostre kamienie.
Wystawiony napowietrze i upały słońca
Na przykre mrozy i śniegi, i wylewy deszcza;
Gdy usłyszą z jakiej mocy,
On zawsze w dnie i w nocy
Woła bez przestanku.
O owieczko moja miła, owieczko kochana
Powiedz gdzieś jest oto ja Syn, Króla twego Pana
Powróć, powróć tylko do mnie
Wezmę cię na swoje ramiona
Zaniosę do Ojca.
Tam ci będzie bardzo dobrze, albowiem z rąk jego
Żyć i odpoczywać będziesz, na łonie u niego
Wróć się wróć owieczko miła
Gdzieżeś mi się obróciła,
-16-
Wróć się wróć do mnie.
Widząc to i słysząc ludzie będą sobie mówić
O jak niewymownie dobry, ten to Król musi być;
Który tak bardzo ukochał
Swą owieczkę, któżby nie chciał
Być owieczką Jego.
Pielgrzym znowu rzekł do niego, czemuż gdy cię posłał
Ojciec twój szukać owieczki zbrojnych swoich nie dał;
By cię od drapierznych zwierząt
Na tej puszczy mogli bronić,
Młodzieńcze nadobny.
Młodziecz mu odpowiedział, ach bo ja ją kocham,
Owieczkę wielką miłością, jak i muj ojciec sam,
I chcę by cały świat o tem
Wiedział dla tego sam jeden,
Puścił się w tę puszczą.
Aby była ztąd poznana moja miłość wielka
-17-
Która się nigdy niczego, bynajmniej nie lęka;
Zimy ani upalenia,
Głodu ani utrapienia
Nawet samej śmierci.
Owieczko moja najmilsza, patrz jak cię miłuje
Oto dla dobra twojego, cały się daruję.
O owieczko moja miła
Gdzieżeś mi się obróciła
Wróćże się wróć proszę.
Znowu Pielgrzym rzekł doniego, gdyby tę owieczkę
Znalazł czybyś ją nie karał, za jej ucieczkę;
I o to, że opuściła
I owczarnią pogardziła
Ojca Pana swego.
Młodzieniec mu odpowiedział, ja z mym Ojcem
Na tę zgubioną owieczkę, zagniewany byłem
Ale niech się wróci tylko
-18-
Wiecznie zapomnienie wszystko
Co przedtem czyniła.
O owieczko moja miła, owieczko zgubiona
Wróć do mnie bo ja cię wezmę na swoje ramiona;
Przycisnę do serca swego,
Zaniose do Ojca mego
Z wielką wesołością.
Pielgrzym znowu tak zapytał, a gdybyś ją znalazł
To owieczkę co tak bardzo troskliwie jej szukasz;
A dzikie zwierzęta by Cię,
Przyprawiły o twe życie,
Cóżbyś za zysk z niej miał.
Młodzieniec mu odpowiedział, Ojciec mój ani ja,
Żadnego zysku z owieczki, zabłąkanej niema
Ale chemy ab żyła
A na puszczy nie zginęła
To tylko z miłości
-19-
A litość to nasza czyni, pokoju niedaje,
Miłość moja mi odwagi i siły dodaje,
Nagrody zysku żadnego
Nie pragniemy tylko tego
By zbawiona była
Owieczko moja miła, owieczko wróć do mnie,
A ja cię z wieką miłością wezmę na swe ramię,
I zaniosę cię do Ojca,
Tam będziesz wiecznie bez końca
Radości używać.
Jeszcze pielgrzym tak zapytał, gdyby cię rozszarpać
Drapieżne zwierzęta chciały, cóżbyś z nią uczynił.
Jakożbyś ją ty obronił,
Tę nędzną owieczkę
A młodzieniec pielgrzymowi dał odpowiedź taką
-20-
Wiem jednę górę w świecie co jest bardzo wysoką
Blisko przy Jerozolimie,
Kalwaria jest jej imie,
Drzewo na niej rosnie.
To drzewo bardzo wysokie, a nazywa się krzyż
I skryłbym tam mą owieczkę gdyby tu chciała przyjść
Sam sobą bym ją zastawił
A głosem bym wielkim mówił
Do zwierząt drapieżnych
O wy drapieżne zwierzęta, o przychodźcie do mnie,
A złość jaką tylko chcecie, wyrabiajcie na mnie
Tylko owieczki szanujcie
Ojca mego się lękajcie,
O to ja was prosze
Dobrowolnie się w moc daje i chętnie chce znosić
Boleści i strapienie, cierpliwie ponosić;
-21-
Chcę nawet ochotnie umrzeć
Aby mogła na wieki żyć
Ta owieczka moja
Ten pielgrzym do Jerózalem co rok pielgrzymował,
A zawsze młodzieńca tego, w tej drodze widywał;
Jak pilno po puszczy biegał
Głosem aże się rozlegał
Wołał swej owieczki
Przechodził różne pustynie, wioski i miasteczka
A pilnie wszędzie szukając, gdzie jego owieczka
O owieczko moja miła
Gdzieżeś mi się obróciła
O powróćże do mnie
Trzeciego roku on Pielgrzym znowu sie z nim widział
I pytał go czy owieczki onej gdzie nie widział
Gdy tak pilno szukasz wszędy
-22-
To byś ją też przecie kędy,
Miał ujrzeć lub znaleźć
Młodzieniec mu odpowiedział; ach owieczko miła
To się z wilkami z kozłami, dzikiemi zbraciła
I częstom się już z nią spotkał,
Ta gdy mnie widzi ucieka,
Między dzikie wilki.
Przeto moje miosierne serce bardzo rani
Gdy odemnie dobrodzieja, nabok zawsze stroni,
Którą ja tak sobie ważę,
Za nią życie moje łoże,
Dla jej zbawienia
Z żalem znowu on młodzieniec pobieżał z prędkością
Szukając onej owieczki w pustyni z pilnością,
Zawsze wołał nieustannie,
O powróćże powróć do mnie
-23-
Owieczko miła
Czartego roku on Pielgrzym, gdy drogą pospieszał
Już wiecej głosu onego, młodzieńca nie słyszał;
I pilno się wywiadywał,
Gdzieby się teraz znajdował,
On śliczny młodzieniec.
Lecz się nigdzie nie dowiedział, aż w Jerozolimie
Uszłyszał, że między ludźmi ta nowina słynie,
Że na górze trupich kości,
Dla owieczki swej z miłości
Ten młodzieniec umarł
Gdy przyszedł na ową górę, tam między wilkami,
Obaczył owce stojące, z dzikiemi kozłami,
A młodzieniaszka onego
Okrótnie poranionego
We wielkiej boleści.
-24-
Pielgrzym ujrzawszy młodzieńca bardzo zranionego,
Pytał go kto jest przyczyną tych boleści jego;
Że tak bardzo jest zraniony
We krwi swojej ubroczony,
I ukrzyżowany
Młodzieniec mu odpowiedział: że owieczka miła
Która się z dzikiemi wilki, i kozły zbraciła;
A słyszała na się wołać,
Nie mogła już tego wystać,
Z niemi się zbraciła;
Aby mnie już pochwyciwszy okrutnie zranili,
Niemiłosiernie ubiwszy, we krwi ubroczyli;
Ja i to cierpliwie znosze
Owieczki z pokorą proszę
By do mnie wróciła.
O owieczko ukochana o owieczko miła
Któraś mnie pasterza swego, tak bardzo zraniła
O powróćże powróć do mnie,
-25-
Wezme cię na swe ramiona,
Zaniosę do Ojca
O tem będzie wielka radość z znalezienia twego
Wszystkich sługów i dworzanów w domu Ojca mego,
Tam będziesz wielkiej radości
Używała we wieczności,
Bez końca żadnego
Chrześcijanie czy wszystkoście dobrze zrozumieli,
Coscie teraz w tej to pieśni odemnie słyszeli
Owca jest każdy żyjący
Król jest sam Bóg wszechmogący
Pasterz Jezus Chrystus.
On to pilno woła szuka owieczki zbłąkanej
Duszy człowieka grzesznego w swiecie zatopionej,
By ją pozyskał dla siebie
I onę osadził w niebie
U Ojca swojego.
-26-
A gdyscie tak zrozumieli, ze mną zaspiewajcie,
A ze serca pokornego do Boga wołajcie,
Jak bardzo nas umiłował
Kiedy dla mnie nie żałował
Syna jedynego.
Ale go wydał tak na smierć, dla ludu grzesznego
Aby którzy się nawrócą i uwierzą w niego:
Żeby wiecznie nie zginęli,
Lecz przez niego osiągnęli
Raj i żywot wieczny. Amen
Pieśń 5.
Najśliczniejsza Lilija,
Częstochowska Marya
Do Ciebie się udajemy
Niech nam łaska Twa sprzyja
Dom krewnych opuszczamy
-27-
Tobie się polecamy,
Ufni w Twej swiętej opiece,
Że szkody nie doznamy
Prowadź że nas szczęśliwie
Gdy do Ciebie skwapliwie,
Wzajem się pewni będąc,
Że nas przyjmiesz troskliwie
A gdy tak wszyscy razem,
Staniem przed Twym obrazem,
Złożymy Ci cześć, pokłony
Z uwielbienia wyrazem
Samaś nam przykład dała,
Podróżeś odbywała,
Miło nam jest o nich wspomnieć,
Boś w nich wiele cierpiała
Najprzód w górne krainy
-28-
Pobiegłaś w odwiedziny,
Tam Elżbietęś uswięciła
I Jana narodziny.
Potem Oktawiusza
Rozkaz iść Cię przymusza,
W przykrą porę do Betlejem
Gdzieś powiła Jezusa
Wkrótce Ci Heród srogi
Wydrzeć chce klejnot drogi,
Uciekasz z nim do Egiptu
Cudze pocierasz progi.
Rok w rok zaś według prawa
Jak chce Boska ustawa
Uczęszczasz do Jerózalem,
Tam Ci święta zabawa
Raz Boskie odpuszczenie,
-29-
Zsyła na Cie zmartwienie
Gdy gubisz Syna miłego
Zkąd masz wielkie strapienie
Lecz gorszej procesyi,
Smutniejszej kompanii
Nie miałaś jak za swym synem
Idąc do Kalwaryi
Któż pojmie coś cierpiała,
Kiedyś pod krzyżem stała,
I gdy Syn Twój w mękach konał
Wspólnieś z Nim umierała.
Przez Twe Panno cierpienia,
W podróżach utrudzenia
Uproś nam łaskę u Boga
Do przykrości znoszenia
Spraw niech puki żyjemy,
-30-
W cnotach postępujemy
Idąc drogami praw Boskich
Aż do nieba zajdziemy. Amen.

Pieśń 6
O N. P. M. Kalwaryjskiej
Gwiazdo sliczna wspaniała Kalwaryjska Maryja
Zajasniałaś na tej górze jak słońca wscho-
dzące zorze. Kalwaryjska Marya.
Wiele ludzi swiadkami, że tu słyniesz
łaskami, - Bo gdyś z Kamieńca
przybyła, wieleś cuduw uczyniła
Kalwaryjska Marya.
Kiedyś w Kamieńcu była wieleś lu-
dzi cieszyła, - Bo gdy na dzień Wnie-
bowzięcia garnęli się z wielką chęcią
-31-
Kalwaryjska Marya
Tam wiele lat mieszkała, wszech po-
ciech udzielała, - Broniłaś od wszel-
kiej szkody, oddalałaś złe przygody
Kalwaryjska Marya
Aż z odpuszczenia Boga na Kamieniec
zła trwoga, - Na wszystek lud uderzyła,
nędza strachu nabawiła.
Kalwaryjska Marya
Kiedy zli Bisurmanie, sproszni
Machometanie, - Miasto cale otoczy-
li, ludziom niewolą grozili,
Kalwaryjska Marya
Wszystkich ludzi oblegli, i do koscioła
wbiegli, - Obrzydliwi Bisurmanie,
zajadli Machometanie,
-32-
Kalwaryjska Marya
O wszechmogący Boże! Dzikość
ludzka może, - Niedba na obraz
Maryi, choć wszędzie pełno sławy Jej,
Kalwaryjska Marya
Był tam także ozdobny drugi obraz
cudowny – Sługi wiernego święte-
go Antoniego cudownego,
Kalwaryjska Marya.
Ten z ołtarza wyrwali, z innemi
porąbali, - Z kompetenetem wszy-
stkie palili, by się okrutnie zemścili
Kalwaryjska Marya
Gdzie były Boskie stoły, tam po-
wbijali koły, - Ciało i Krew w ręce
brali, do żłobów koniom wrzócali.
-33-
Kalwaryjska Marya.
Tak kościół spustoszyli, obrazy popalili,
Wiele innych porąbali, i nogami podeptali,
Kalwaryjska Marya.
Obraz Maryi Panny, był z kościo-
ła wyrwany, - Bezbożne ręce go
wziły, a pod most w błoto wrzuciły
Kalwaryjska Marya,
W tak nieporządnej mecie, w tymże sa-
mym momencie, - Zjawiła się sta-
ruszkowi, pobożnemu pielgrzymowi,
Kalwaryjska Marya.
Muwiąc: sługo kochany, tyś odemnie
wybrany, - Wstań wyjm mnie z pod
mostu w nocy, ja ci dodam swej pomocy
Kalwaryjska Marya
-34-
A zanieś mie na góre, niebios i ziemi córę,
Tam na nową fundacyą, spiesz się aż na Kalwaryą
Kalwaryjska Marya
Nieś do Franciszka Synów, kościoła Che-
rubinów, - Na ostatek to przydała,
w którym kącie mieszkać miała,
Kalwaryjska Maryja
Bieży ze snu ubogi,do przedsięwziętej
drogi, - Nie czeka dnia aż zaświta,
Maryą pod mostem wita
Kalwaryjska Marya.
Bierze do torby swojej, obraz Panny
Maryi, - Spieszy się na Kalwaryą,
z córką Najświętszą Maryą
Kalwaryjska Marya
Przeszedł tureckie warty, mający
-35-
pas otwarty, - Bo Marya za broń
była wszystkie czaty przechodziła.
Kalwaryjska Marya.
Juzci spieszyć nie może, stawa na
noc w Samborze, - Torbeczkę swą go-
spodyni, dając by schowała w skrzyni.
Kalwaryjska Marya.
Wtem gdy wszyscy posnęli, syn nie ma-
jąc poscieli, - Kładzie się na onej
skrzyni, której strzegą Cherubini,
Kalwaryjska Marya
Śmiało na niej zasypia, sen mu oczy
zamyka, - Jako wszyscy powiadają
Cherubini go strącają.
Kalwaryjska Marya.
-36-
Drógi raz toż się stało, kiedy zasy-
piał smiało, - Gdy się trzeci raz
położył, aniół go na ziemie złożył
Kalwaryjska Marya
Straszy ojciec plagami, nie tłucz
się lecz spij z nami, - A matka so-
bi wspomniała, że tłomaczek tam schowała
Kalwaryjska Marya
Budzą starca pytają, do skrzyni
odmykają, - Otworzyli z wielkim
strachem, aż tu jasność równo z dachem,
Kalwaryjska Marya.
Wszystek dom ogarnęła, zdziwienia
nabawiła, - Widzą niebieską królową
nieba ziemi cesarzową,
Kalwaryjska Marya
-37-
W tem się ludzie zbieżeli, ten obraz
kupić chcieli, - Aby tam wszelkiej
pomocy doznali we dnie i w nocy,
Kalwaryjska Marya.
Rzekł starzec być nie może, boś Ty
zjawił sam Boże, - Przez usta Panny
Maryi, pragnie mieszkać w Kalwaryi,
Kalwaryjska Marya.
Wnet kupno porzucili, na drogę
prowadzili, - Nieba i ziemi królową
naszą pocieche gotową
Kalwaryjska Marya.
Wolałaś mieszkać z nami, niż w Ka-
mieńcu z Turkami, - Byśmy z Ciebie
pomoc brali, jako starzy tak i mali.
Kalwaryjska Marya.
-38-
Tu ludzie gromadami, ciśniemy się tłu-
mami, - Matko gdzie Twoja opieka,
wszędzie wspomoże człowieka,
Kalwaryjska Marya.
Idą z Węgier z Podola, na których
ciężka dola, - Matko przyczyń się za
nami, do Ciebie z płaczem wołamy.
Kalwaryjska Marya.
Co przemyśl i Jerosław, Matko Ty
nas błogosław, - Abyśmy Tobie słu-
żyli, dobre lata uprosili,
Kalwaryjska Marya.
Ziemia Lwowska przyznaje, i
Samborska znać daje, - Ze Ty o Matko
jedyna, zawsze błagasz swego Syna.
Kalwaryjska Marya.
-39-
Gdy domy opuszczamy, do Ciebie pośpie-
szamy, - Przed Twój ołtarz przychodzimy
wszyscy ci ze serca nucimy,
Kalwaryjska Marya.
Idą różne kaleki, nie trzeba im
apteki, - Bo Marya zdrowie daje,
choć za to nic nie dostaje,
Kalwaryjska Marya.
Jedni bólem rażeni, drudzy kurczem
dotknieni, - Głusi, ciemni i niemowi
odchodzą do domu zdrowi.
Kalwaryjska Marya.
Od czarta opętani, na tem miej-
scu wezwani, - Zaraz z ludzi ucieka-
ją kiedy do Ciebie wołają
Kalwaryjska Marya.
-40-
I ciężarne matrony, doznają Twej
obrony, - Lekko na swiat płud wy-
dają, za co Ci dzięki skladają
Kalwaryjska Marya.
Którzy prawie konają, gdy ich tu
polecają, - Nieraz do życia przycho-
dzą, dziękczyniem życie słodzą
Kalwaryjska Marya.
Zezna niewiasta ona, która dzieci
kąpała, - Prędko z domu wybieża
jużci umarłe zastała
Kalwaryjska Marya.
Niesie je do kościoła, z płaczem Ma-
ryi woła, - Uzdrów ratuj dziecie
moje, przyjmij go w opiekę swoje"