Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krzysztof Krząstek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krzysztof Krząstek. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 lutego 2023

Najstarszy inwentarz wsi Chmielów z 1585 roku

Dziękuję panu Krzysztofowi Krząstkowi za ostatni siedemnasty numer "Zeszytów Nowodębskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego" wydany w 2022 roku. Był to dla mnie bardzo cenny prezent otrzymany w okresie świątecznym, choć przejrzałem go dokładnie dopiero niedawno. Otwiera go cykl wspomnień poświęconych profesorowi, lekarzowi Janowi Józefczukowi, pochodzącemu z Podlasia (choć nie z województwa podlaskiego). Wspomnienia współpracowników, ale i zwykłych ludzi, pacjentów składają się na niezwykły obraz człowieka, który karierę naukową łączył z pracą w prowincjonalnym ośrodku, znajdując czas na budowanie silnych więzi z członkami tej lokalnej społeczności. Pomyślałem sobie, jak inaczej wyglądałoby wiele naszych prowincjonalnych miast, miasteczek i wsi, gdyby podobni jemu ludzie osiedlali się w nich i byli tak aktywni.

Prawdziwą rewelacją natury genealogicznej jest dla mnie artykuł pana Krzysztofa "Źródła do badań demograficzno-genealogicznych gminy Nowa Dęba. Inwentarze wsi Chmielów i Jadachy z XVI i XVII wieku", w którym zamieszcza dane z odnalezionego w Archiwum Głównym Akt Dawnych inwentarza wsi Chmielów, pochodzącego z 1585 roku! Mieszkańcy Chmielowa (chłopi) wymienieni są w nim z imienia i nazwiska (bądź przezwiska). Nazwiska te bądź przezwiska do dziś funkcjonują jako nazwiska w okolicach Tarnobrzegu. Pokazuje to (choć pewnie zależne jest od regionu Polski), jak dawno nazwiska chłopskie zaczęły się kształtować. Ostatnim przeze mnie opisywanym na blogu inwentarzem dotyczącym wsi Chmielów była rewizja sporządzona po wojnie domowej 1606-1608, zwanej rokoszem Zebrzydowskiego. Zwróciłem wówczas uwagę na nazwiska występujące w mojej genealogii: Motyka i Drabik.

Nazwisko Motyka występuje również w inwentarzu z 1585 roku. Marczin Motika i Matis Motika płacili wówczas z półłanka 24 grosze podatku. Marcin Motyka ze swymi czetnikami płacił również daninę miodową. Bracia Tomasz i Marcin Motikowie byli kmieciami osiadłymi w Chmielowie na trzeciej części półłanka.

Ważną dla mnie częścią artykułu jest opublikowane zestawienie chłopów z Chmielowa w rejestrach pobieranej dziesięciny snopowej z lat 1656, 1685 i 1690.

W roku 1656 pojawia się Walenti Zawada. Nazwisko to występuje w moim drzewie genealogicznym za sprawą 4xprababci Agaty Zawady urodzonej 21 stycznia 1793 roku w Chmielowie, córki Sebastiana Zawady (1750-1830 Chmielów) i Agnieszki z Grdeniów.

W tym samym roku pojawia się dwóch przedstawicieli nazwiska Biało: Stanisława i Jana. Agnieszka Tudor z Białów (1845 Chmielów - 1898 Chmielów) to moja praprababcia i to dzęki niej interesuje mnie to nazwisko.

Jest i Stanisław Kusmierczyk. Nazwisko to pojawia się w mojej genealogii, dzięki innej 4xprababci - Mariannie Kuśmirczyk (1766-1838 Chmielów), żonie Piotra Samojednego.

Są w tym zestawieniu również Stanisław Drabek i Walenti Motika.

***

Osoby zarejestrowane w roku 1685, które poprzez nazwisko mogę wiązać ze swoją genealogią to:

Jan Biało, Piotr Kuszmierz, Walenty Motyka, Stanisław Biało, Zawada, Stanisław Drabik.

***

W roku 1690 z Chmielowa dziesięcinę snopową płacili między innymi:

wdowa Bialowa, Walek Zawada, Kasper Biało, Kuśnierka wdowa, Stanisław Drabik, Piotr Kuśmierczyk, Walek Motyka.



środa, 31 grudnia 2014

Skąd przybyli Tudorowie do Chmielowa?

Jak pisałem niespełna 4 lata temu, przodkowie mojej Mamy - Tudorowie mieszkali w drugiej połowie XIX wieku i w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku w małej wiosce pod Tarnobrzegiem - Chmielowie. Informacje te potwierdzone są zapisami w księgach metrycznych parafii w Miechocinie. Biorąc pod uwagę rzadkie występowanie nazwiska Tudor w Polsce oraz jego zdecydowanie większą popularność na dzisiejszej Ukrainie i w Rumunii, zadawałem sobie pytanie od kiedy chłopska rodzina Tudorów mieszkała w Chmielowie i czy nazwisko to wyodrębniło się lokalnie od imienia Teodor, czy może Tudorowie przybyli skądś w okolice Tarnobrzegu.

Niedawno skontaktował się ze mną pan Janusz i podczas dyskusji dotyczącej terenów Cygan, Chmielowa, Rozwadowa podał taką hipotezę dotyczącą pochodzenia Tudorów:

"Jeżeli mnie intuicja nie myli to pochodzenie rodziny Tudorów można by było łączyć z Litwą i pierwszą Unią w Horodle - czasy króla Władysława Jagiełły 1413.
Jak podaje kronikarz Długosz herb szlachecki od rodów Herbowych Rzeczypospolitej przyjęli wtedy Butrymowie z Litwy osiadli w okolicach Rozwadowa, Charzewic - Przyszowa /tu był zamek Władysława Jagiełły/ rozebrany w około 1750 roku przez Jerzego Ignacego Lubomirskiego a materiał wykorzystany na budowę klasztoru w Rozwadowie.
Chmielów dla mnie łączy się z Tarnowskimi, a to oni między innymi dali swoje herby bojarom litewskim. Może przywędrowali z wojskiem króla Władysława lub jego brata księcia Witolda. Jak by Pan spróbował poszukać wśród nazwisk starożytnej Litwy to by potwierdziło moje przypuszczenia.
Rdzenna ludność okolic raczej miała nazwiska zakończone końcówkami słowiańskimi. Sama nazwa Chmielów jest związana z uprawą chmielu."
Przyznam, że ciekawe zabrzmiał powyższy wywód, choć dla mnie tkwiącego z badaniami genealogicznymi dotyczącymi terenów Chmielowa w drugiej połowie XIX wieku, dość fantastycznie.

Niemal w tym samym czasie napisał do mnie pan Krzysztof, któremu w tym miejscu chciałbym złożyć raz jeszcze podziękowania za przesłane dokumenty dotyczące rodziny Tudorów, do których trudno byłoby mi trafić samodzielnie. Tym razem zwrócił moją uwagę na Inwentarz Starostwa Sandomierskiego z 1750 roku. Starostwo Sandomierskie w połowie XVIII wieku obejmowało i Chmielów i Cygany, w których mieszkali przecież "moi Tudorowie".

Poszukałem informacji o wspomnianym Inwentarzu w internecie i okazało się, że jest dostępny na stronach Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej! Jak informuje wstęp do Inwentarza: "Inwentarz Starostwa Sandomierskiego jako to Nayprzód Zamku Sandomierskiego, Folwarków, Karczm, Browarów, Maydanu, Huty y Różnych Budynków Osiadłości Poddaństwa z Dziećmi, Sprzężayem y z ich robocizną, Czynszami, Daninami y Powinnościami w lenicach wyrażonemi, tudzież wszelkich Intrat w tymże Starostwie wynikających do Possessyi WJmci Panu Stanisławowi Moszyńskiemu Podstolemu Wwstwa y Panowi Grodzkiemu Sandomierskiemu przez Teraźniejszą Kommisyją Wyprowadzony y Spisany in Tundo dieb August et Ibr 1750mo Anno."

Obejmuje on następujące posiadłości: Zamek Sandomierski, spichlerz i browar, folwark mokoszyński, wsie Mokoszyn, Sobów, Grębów, Jamnica, Sokolniki, Gorczyce, folwark i wieś Stodoły, folwark i wieś Samborzec, wsie Żuków, Zyć, folwark i wieś Chmielów, wieś Jadachy z Cyganami, wsie Mokrzyszów, Stale, Komorów, Maydan, Brzostowa Góra, Korzenice alias Huta Szklana, Krządka i Kładka.

Dodatkowo Inwentarz zawiera Suplement spisany w roku 1753 prostujący i uzupełniający wcześniejsze informacje.

W Inwentarzu napotykałem nazwiska osób, które kontaktowały się ze mną w sprawie informacji o przodkach pochodzących z parafii Miechocin. Znalazłem więc nazwiska Tomczyk, Kozdęba (zapisywane jako Kozdoba), Gil, Mroczek i Róg.

Natknąłem się również na wiele nazwisk, które poznałem podczas indeksowania ksiąg metrycznych dla miejscowości Stale z lat 1890-1895 dla projektu Geneteka. Paziowie, Korczakowie, Drykowie i inni zamieszkiwali tę wioskę już 150 lat wcześniej.
Co najważniejsze dla moich badań genealogicznych, znalazłem również nazwiska mych przodków. We wsiach Sobów, Grębów, Stodoły i Chmielów  w roku 1753 mieszkało wiele rodzin Motyków. Pewnie też i krewnych mojej prapraprababci Marianny Tudor z Motyków, żony Ignacego Tudora oraz jej ojca Piotra Motyki.

Podobnie z rodzinami Biało. Jest ich mniej niż Motyków, ale zaludniają w słusznej proporcji wieś Chmielów. Krewni  i przodkowie mojej praprababci Agnieszki Tudor z Białów, żony Wojciecha Tudora, jak również jej ojca Wojciecha Biało.

Nie natknąłem się niestety na nazwiska Samojeden i Siekirski, związane z mymi przodkami z tych terenów, a co najważniejsze nie ma w Inwentarzu jakichkolwiek wzmianek o Tudorach!

Mając na uwadze popularność nazwiska Tudor w Rumunii, zwróciłem uwagę na pojawiające się (rzadko, ale jednak) nazwisko Wołosz, ale czy ma ono związek z Tudorami, trudno powiedzieć.

Dane z Inwentarza wskazują więc, że Tudorowie musieli przybyć do Chmielowa w okresie między 1753, a 1850 rokiem. Nie wcześniej. A kiedy dokładnie i skąd, to już sprawa dalszych badań.

środa, 5 lutego 2014

Genealogicznie do Nowej Dęby, Chmielowa, Cmolasu i Poręb Dymarskich

Na zewnątrz panuje wściekły mróz, gdy idę w kierunku przystanku autobusowego. Zima w końcu dotarła na Podlasie, oferując momentalnie tradycyjne temperatury poniżej -10. Na twarzy warstwa ochronnego, tłustego kremu, ale i tak po kilku minutach mam wrażenie, że to coś co ma być skórą, jest sztywne i jakby nie moje.

Pociąg firmy TLK, którym jadę do Warszawy, jak zwykle spóźniony. Tym razem na pocieszenie pasażerowie raczeni są przepraszającymi komunikatami wraz z podaniem czasu spóźnienia. Dobre i to.

Na dworcu Warszawa Wschodnia jestem na pół godziny przed odjazdem kolejnego pociągu. Dworzec po generalnym remoncie nie straszy już jak kiedyś. Rezygnuję ze  zjedzenia obiadu w jedynym lokalu oferującym ciepłe posiłki, obserwując, jak ślamazarnie wydawana jest kawa z ekspresu niecierpliwiącym się przede mną w kolejce podróżnym. Kanapki to jest to!

Pociąg jadący do Przemyśla przybywa punktualnie na stację. Do Lublina przedział pełen ludzi, później wagon pustoszeje. Wreszcie po paru godzinach jazdy wypatruję swojej stacji w ciemności. Jest. Wysiadam w Nowej Dębie.

Hotel położony jest za miastem w specjalnej strefie ekonomicznej. Dookoła las pokryty śniegiem. Cisza, pusta droga, bloki i budynki zakładów przemysłowych. Jest zimno, jak na Podlasiu, które niedawno opuściłem. Gdy przechodzę obok fabryki Polpharmy tuż obok mnie podbiega pies, jak mi się zdaje. Za chwilę jednak widzę już dokładnie - to umykający zając, który zorientował się, że zbyt blisko podbiegł. W hotelu restauracja już nie pracuje, zamawiam więc pizzę na telefon. Może i nie jest rewelacyjna, ale jestem tak wściekle głodny, że tego typu niuanse nie robią na mnie wrażenia. Pokój jest wygodny i ciepły, szybko więc zasypiam.

Nowa Dęba to dość specyficzna miejscowość. Dominują niskie bloki mieszkalne, otoczone lasem. Prawa miejskie otrzymała dopiero po II wojnie światowej, a rozwój swój zawdzięcza uruchomieniu przed wojną wytwórni amunicji w niewielkiej wówczas osadzie leśnej.

Moim celem jest Urząd Stanu Cywilnego, w którym przechowywane są księgi metrykalne obejmujące parafię Miechocin i miejscowość Chmielów. W nich to zapisany został akt ślubu pradziadków Andrzeja Tudora i Marianny Ozimek, zawarty w 1911 roku. Aby mieć wgląd w oryginalny zapis, trzeba osobiście tu przyjechać.


Ale nie tylko Nowa Dęba mnie tu przygnała. Chcę odwiedzić miejsca związane z moimi przodkami ze strony dziadka macierzystego Wojciecha Tudora. Wszystkie one leżą między Tarnobrzegiem, a Rzeszowem. Dotychczas byłem tu tylko raz odwiedzając Cygany, gdzie pradziadkowie Andrzej z Marianną założyli rodzinę i skąd po pierwszej wojnie światowej wyjechali do Wielkopolski. Wówczas odwiedziłem również stary Miechocin z gotyckim kościółkiem parafialnym i starym cmentarzem na Piasku. Z Nowej Dęby planuję pojechać do Chmielowa, wioski sąsiadującej z Cyganami, leżącej przy Tarnobrzegu. Po drugiej stronie ulicy, gdy wychodzę z urzędu widzę okazały, jak na małą miejscowość, budynek dworca autobusowego. Aby dojechać do Chmielowa, należy wybrać jeden z busów kursujących tutaj regularnie pomiędzy Tarnobrzegiem, a Rzeszowem.

Podróż trwa kilkanaście minut. Wysiadam na przystanku w Chmielowie nieopodal kościoła. Stanowi on dominantę tej miejscowości, a bryła wskazuje na barokową metrykę świątyni. Nic z tych rzeczy jednak. Kościół został wybudowany dopiero w latach 20-ych XX wieku, dzięki staraniom mieszkańców wioski. Przy okazji chciałbym podziękować panu Krzysztofowi Krząstkowi, dzięki któremu drogą korespondencyjną mogłem ujrzeć, jak na piśmie wyglądały starania mieszkańców wioski o świątynię. Widziałem podpisy pod petycjami Piotra Tudora i Jana Tudora, najprawdopodobniej krewnych mego pradziadka.

W czasie, gdy Andrzej brał ślub z Marianną, świątyni w Chmielowie jeszcze nie było, sama wieś też inaczej przez to wyglądała. Ślub musiał odbyć się w nieodległym Miechocinie.


Na ścianie kościoła znajduję tablicę poświęconą poległym podczas nalotu bombowego, który miał miejsce 2 września 1939 roku. Sporo na niej nazwisk Biało i Motyka, najprawdopodobniej dalszych lub bliższych krewnych pradziadka Andrzeja. Jak ważne było to wydarzenie w dziejach niedużego przecież Chmielowa świadczy pomnik stojący nieopodal, poświęcony poległym.


Nagrobki osób poległych podczas bombardowania spotykam również na cmentarzu. Przekonuję się, że nazwisko Tudor rzeczywiście należy do rzadkich - jedynie dwa nagrobki osób o tym nazwisku odnajduję. Podobnie niewiele jest nagrobków osób o nazwisku Samojeden. Odnajduję również groby osób noszących nazwiska Motyka i Biało, bardzo rozpowszechnione, jak się przekonuję w tej okolicy. Wszystkie te nazwiska nosili moi bezpośredni przodkowie.


Kolejnym miejscem, które zamierzam odwiedzić jest Cmolas, położony bliżej Rzeszowa. Idę na przystanek autobusowy, na którym uprzednio wysiadłem, aby już za 15 minut jechać lokalnym busem w zamierzonym kierunku. Cmolas to miejscowość, w której została ochrzczona prababcia Marianna Ozimek w 1878 roku.

Autobus mija Jadachy, Nową Dębę, Majdan Królewski. Kilkadziesiąt kilometrów. Uświadamiam sobie, że przeprowadzka Marianny pod Tarnobrzeg do Cygan (całkiem spora odległość) w początku XX wieku, nie była czymś powszechnym w tamtych czasach. Jak pisała mi kiedyś pani M.K. do Cygan przeprowadził się brat Marianny Piotr, a sama przeprowadzka spowodowana była zarazą szalejącą w Porębach Dymarskich, gdzie mieszkała rodzina Ozimków. W Cmolasie, znajduje się Sanktuarium Przemienienia Pańskiego z nowym, dostojnie wyglądającym kościołem. Widać stamtąd drewniany XVII-wieczny kościółek o interesującej bryle, pokryty z zewnątrz deszczułkami o niewielkich rozmiarach. Tu musiał odbyć się chrzest Marianny. Choć pewności nie mam, o czym dalej.


Z Cmolasu idę pieszo do Poręb Dymarskich. Całe 7 kilometrów, zimową porą. W ferie i na dodatek w sobotę komunikacja z Cmolasu do tej leśnej osady nie kursuje. Poręby Dymarskie, jak sama nazwa wskazuje jest miejscem związanym z wytopem żelaza z rud. Składa się z wielu rozrzuconych po lesie niewielkich przysiółków. To tu przyszła na świat w rodzinie Marcina i Marianny Ozimków moja prababcia. Mam zamiar dotrzeć do plebanii tutejszego kościoła i poprosić o możliwość zajrzenia do dawnych ksiąg metrycznych, aby zobaczyć pisany jeszcze łaciną akt chrztu prababci. Droga z Cmolasu mija linię kolejową, ale zabudowania wsi ciągną się parę kilometrów. Później zaczynają się tereny leśne, ale jeszcze przed nimi teren częściowej ochrony ujęć wodnych, wykorzystywanych przez Zakład Produkcji Wody w Kolbuszowej. Wreszcie docieram do Poręb Dymarskich. Rzeczywiście miejscowość, a właściwie jeden z jej przysiółków, otoczona jest ze wszystkich stron lasem. Domów tu niewiele. Na horyzoncie wyrasta, jak z innego świata, piękny budynek drewnianej świątyni.


Docieram do plebanii, gdzie zostaję bardzo gościnnie przyjęty przez młodego księdza proboszcza. Przed sobą mam księgę i widzę wyczekiwany zapis.


Zmierzcha już, dlatego udaję się do kwatery agroturystycznej, położonej w środku lasu. Na drugi dzień udaję się jeszcze raz w kierunku kościoła, aby obejrzeć budowlę w świetle dziennym.


Kościół ma metrykę XVII-wieczną i został do Poręb przeniesiony z Cmolasu w drugiej połowie XX wieku. Tak więc, chrzest prababci równie dobrze mógł się odbyć i w tym kościele.

Powrót do domu wiedzie z powrotem do Cmolasu na stację kolejową, skąd szynobus zabiera mnie do Lublina, skąd z kolei busem wracam do Białegostoku. Ale to już najmniej emocjonująca część tej wyprawy, gdzie wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło się wcześniej.