środa, 14 czerwca 2017

Akt ślubu Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek odnaleziony!

Początki zagadki związanej z późniejszymi poszukiwaniami metryki ślubu prapradziadków Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek sięgają odnalezienia w księgach ochrzczonych parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie z roku 1888 metryki chrztu prababci Józefy. Zdziwiło mnie, że została ochrzczona jako dziecko nieślubne, pamiętałem bowiem, że w metryce zgonu dziadka została zapisana pod nazwiskiem Uzaryk, z błędem co prawda, ale było to nazwisko jej ojca, prawidłowo pisane Uzarek.

Później, odnajdowałem kolejne dokumenty, w których Józefa zapisywana była pod nazwiskiem ojca. W akcie ślubu Józefy z Aleksandrem Kurosińskim zawartym przed urzędnikiem Standesamt w Bottrop w 1913 roku, jako rodzice Józefy wymienieni są Marcin Uzarek i Balbina z Kaczmarków.  Akt zgonu Marcina Uzarka, który zmarł w Buchow Karpzow w 1909 roku podaje zaś, że osobą zgłaszającą zgon była córka Józefa Uzarek. Przesłanki przemawiające za tym, że Marcin i Balbina byli małżonkami istniały więc, ale w księgach ślubów parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie, skąd pochodziła Balbina, aktu ślubu nie znalazłem.

Przeglądając księgi stanu cywilnego z parafii odolanowskiej, z której pochodził z kolei Marcin Uzarek, znalazłem akt urodzenia Walentego Uzarka, syna Marcina i Balbiny, urodzonego w 1895 roku, jako ślubne dziecko w Garkach. Było to kolejny przesłanka potwierdzająca, że Marcin z Balbiną byli małżonkami.

Poszukiwałem też bezskutecznie aktu ślubu Marcina i Balbiny w księgach stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Odolanowie i wówczas natknąłem się na kolejne metryki urodzenia ich dzieci. W roku 1893 urodziły się Anna i Emilia, obie córki zapisane jako ślubne. Czyli ślub musiał mieć miejsce między 1888, a 1893 rokiem.

W kolejnym kroku kontynuowałem poszukiwania w Bottrop, gdzie Balbina mieszkała przed I wojną światową. Tam również nie znalazłem poszukiwanego aktu ślubu, ale dowiedziałem się za to, że Balbina po śmierci Marcina poślubiła w Horst Franciszka Szołtyska.

Akt ślubu prapradziadków odnalazłem dzięki przypadkowi. Kilka lat wcześniej, gdy wypożyczałem mikrofilmy zawierające księgi ślubów parafii rzymskokatolickiej w Ostrzeszowie za pośrednictwem Archiwum Państwowego w Białymstoku sądziłem, że są to księgi tożsame z księgami stanu cywilnego. Dlatego nie zaglądałem na stronę szukajwarchiwach.pl, gdzie między innymi odnalazłem wiele akt rodzinnych w księgach stanu cywilnego parafii Odolanów. Gdy zajrzałem w końcu do ksiąg parafii Ostrzeszów, zdziwiło mnie, że widzę indeks urodzeń, małżeństw i zgonów, którego wcześniej nie widziałem na wypożyczonym mikrofilmie.

Gdy z kolei otworzyłem stronę ze skanami indeksów ostrzeszowskich urodzeń z roku 1888 zdziwiłem się widząc w skorowidzu Józefę Uzarek. Pamiętałem bowiem dobrze, że w ostrzeszowskich księgach chrztów zapisana była jako Józefa Kaczmarek, panieńskie dziecko Balbiny. Poczułem, że zapis ten otwiera szansę...

Same skany metryk urodzeń z roku 1888 nie były dostępne na stronie szukajwarchiwach.pl. Napisałem do Archiwum Państwowego w Kaliszu z prośbą o przesłanie. Warto było!



Właściwemu aktowi urodzenia Józefy towarzyszy bowiem dopisek na marginesie z lewej strony. Okazuje się, że Marcin Uzarek, rzemieślnik, zamieszkały w Halle an der Saale przy Grosse Brauhausgasse 30 w dniu 19 stycznia 1889 uznał Józefę, córkę robotnicy dniówkowej, Balbiny Kaczmarek za swoje dziecko. Był to istotny trop. Okazało się bowiem, że sam ślub Marcina i Balbiny odbył się również w Halle tego samego dnia.


Pod aktem widnieją podpisy zarówno Marcina, jak i Balbiny. Mnie ciekawi, co spowodowało, że Balbina, nieco ponad 3 miesiące po porodzie zdecydowała się odbyć podróż z Siedlikowa do Halle, dlaczego nie mogło być odwrotnie? Dlaczego to nie Marcin przyjechał do Siedlikowa, aby tam wziąć ślub? Czy Balbina podróżowała z małym dzieckiem - moją prababcią? Pewnie tak. W jaki sposób, pociągiem? Jak taka podróż wtedy wyglądała? W Halle młodzi małżonkowie długo nie zagrzali miejsca, skoro ich kolejne dzieci urodziły się już w Garkach w parafii Odolanów.

Pod aktem widnieją jeszcze dwa dopiski, dotyczące ślubów dwóch innych dzieci Marcina i Balbiny. Józef Uzarek urodzony w Raczycach w 1904 roku ożenił się w 1939 roku w Bottrop, zaś Stanisław, jego brat urodzony w roku 1906 w Raczycach, w roku 1944 ożenił się również w Bottrop. Ciekawe? Czy świadczą one o zniemczeniu się obu braci?

Bardzo dziękuję Marcinowi Maryniczowi za przesłanie aktu ślubu z Halle, a Beacie Bistram i Wojciechowi Lisowi za pomoc w ustaleniu treści zapisku na marginesie aktu urodzenia Józefy.

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mieczysław Janiszewski "Przyszłość czekała"

Sięgnąłem w ostatnim czasie po książkę napisaną przez dalszego krewnego. Okazuje się bowiem, że w mojej rodzinie, w przeważającej mierze o chłopskich korzeniach, przychodziły na świat osoby z zacięciem literackim. Wspominałem już przy okazji recenzowania książki Antoniego Kieniewicza o pamiętniku prababci ze strony mamy - Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów, pozostawionym podczas II wojny światowej w Pińsku.

Najbardziej płodną literacko była jednak rodzina przodków mojej babci ze strony ojca - Wandy Krupy (1920-2008), pochodzącej z Szarbska nad Pilicą, małej, malowniczo położonej wsi na ziemi piotrkowskiej. Świadczyć o tym może najstarsza pamiątka rodzinna zawierająca pieśni kościelne spisane własnoręcznie przez jej dziadka, Łukasza Krupę (1856-1919). Brat babci zaś, Stefan Krupa (1909-1983) przed wojną działacz PPS, a później więzień Oświęcimia napisał wspomnienia wojenne, wydane pod tytułem "A jednak tak było".

Mieczysław Janiszewski (ur. 1907 w Szarbsku) po którego książkę sięgnąłem, pochodził również z piotrkowskiego. Był bratankiem mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich (1861-1906), synem jej brata Kazimierza Janiszewskiego (1864-1919).

Wsie leżące nad Pilicą w piotrkowskim otoczone były lichymi ziemiami. Spora rzesza chłopów po uwłaszczeniu dysponowała niewielkimi nadziałami gruntu. Bliskość dużego ośrodka miejskiego, jakim był Piotrków Trybunalski, powodowała, że młodzież właśnie tam wyjeżdżała szukać lepszego życia. W środowisku robotników i drobnych rzemieślników nasiąkała ideologiami lewicowymi. Mieczysław Janiszewski tak opisał swoje wejście w życie dorosłe: "W 1930 roku ukończyłem szkołę zawodową, a następnie odbyłem obowiązkową służbę wojskową. Zwolniłem się do domu w czerwcu 1932 roku i zacząłem szukać pracy. Nie było o nią łatwo w Polsce przedwojennej, chociaż miałem zawód technika włókiennika.  W 1938 roku otrzymałem stałą pracę robotnika w Zduńskiej Woli w fabryce Józefa Rajchenbauma. Pracowała ona dla polskiego wojska, dostarczała materiały na maski gazowe, płaszcze nieprzemakalne i brezenty. Zarobki mieliśmy niskie, ale nie to było najważniejsze."

Książka opisuje drogę wojenną autora, od przegranej kampanii wrześniowej i powrotu spod Lwowa w piotrkowskie, przez udział w rodzącej się konspiracji antyniemieckiej, najpierw w AK, potem w AL, aż do powojennej kariery partyjnej. Dość typowa ścieżka kariery chłopa małorolnego z piotrkowskiego, przesiąkniętego socjalizmem i komunizmem. Podobnie potoczyła się kariera Konstantego Krupy, stryja babci Wandy, który został dygnitarzem partyjnym w Łodzi.

Nie zamierzam oceniać książki pod kątem historycznym. Nie czuję się na tyle kompetentny. Ocena takiej książki nie byłaby poza tym w pełni możliwa bez sprawdzenia, w jakim stopniu na jej treść wpłynęła cenzura, a do tego brak mi źródeł. 

Daje się zauważyć krytyczny stosunek autora do ziemiaństwa, mocno negatywny do Narodowych Sił Zbrojnych, których członkowie na kartach książki wyłącznie współpracują z obszarnikami i Niemcami. O wiele cieplejsze słowa, choć podbarwione krytyką padają w książce w stosunku do AK. Moje sympatie umiejscowione są zdecydowanie po stronie obozu antykomunistycznego, więc ocena drogi autora opisanej w książce siłą rzeczy musiałaby być zabarwiona negatywnie.

Zamierzam natomiast wyłuskać na potrzeby artykułu wszystkie wątki "genealogiczne". Książka bowiem roi się od wzmianek o osobach, które stanowiły bliższą bądź dalszą rodzinę mej babci. Jest prawdziwą skarbnicą wiedzy rodzinnej. O kilku z nich wiem tylko z zapisków archiwalnych, o niektórych słyszałem od babci bądź przeczytałem podobne wzmianki w przywoływanej wyżej książce Stefana Krupy. A o niektórych dowiedziałem się dopiero z książki Mieczysława Janiszewskiego. Dzięki wzmiankom w  książce, osoby wcześniej znane mi jedynie z notatek, widzę w znacznie żywszych barwach.

Zacznę od osoby autora książki.

1. Mieczysław Janiszewski.

Urodził się 14 czerwca 1907 roku w Szarbsku. Rodzice: Kazimierz Janiszewski i Aleksandra z Gaworów. W połowie lipca 1939 roku skierowany został bezpośrednio ze Zduńskiej Woli do Beniaminowa pod Warszawą. W wojsku był radiotelegrafistą. W kampanii wrześniowej trafił pod Mławę, do Nidzgóry, później do Rumunii przez Ciechanów i Warszawę, gdzie został internowany. Z internowania uciekł przez granicę do Lwowa opanowanego przez wojska sowieckie, a następnie pociągiem wrócił w piotrkowskie (matka mieszkała we wsi Władysławowo). Dalszy ciąg losów Mieczysława, jego drogi politycznej stanowi treść książki. Znajdują się w niej dwie fotografie autora. Jedna pochodzi z 23-24 października 1943 roku i została wykonana po potyczce z Niemcami na Diablej Górze pod Skórkowicami, druga zaś przedstawia go, gdy jako pierwszy sekretarz komitetu miasta i powiatu Piotrków przemawiał na wiecu 9 maja 1945 roku.


2. Aleksandra Janiszewska z Gaworów.

Matka autora książki. Moja babcia jej nie pamiętała.  Badając księgi stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Skórkowicach ustaliłem, że urodziła się w 1869 roku we w wsi Stara. Rodzicami byli Józef Gawora i Józefa z Kowalskich. Podczas pierwszej wyprawy w piotrkowskie odnalazłem jej nagrobek na cmentarzu w Dąbrówce. Zdziwiło mnie, że nie ma wspólnego nagrobka z mężem, którego przeżyła o 29 lat.



W książce autor kilkakrotnie wymienia matkę i wyczuwa się w jego słowach duży szacunek dla tej prostej wiejskiej kobiety.

"Podczas mego pobytu w domu sąsiadka Waleria Chumek opowiedziała mi, co się tutaj działo 1 września. W Szarbsku (była to moja wieś rodzinna) tego dnia matka przetrząsała suszące się siano. Kiedy zobaczyła na niebie niemieckie samoloty, wygrażała w ich stronę grabiami i strasznie złorzeczyła. Sąsiadka ukryła się za murowaną piwnicą, lecz matka pracowała dalej. Jeden z lotników obniżył lot i posłał w jej stronę serię z karabinu maszynowego. Matka krzyknęła za odlatującym: -Ty podły! Może myślisz, że się ciebie boję? Żebym tak miała karabin maszynowy, tobym cię zaraz zestrzeliła! Masz swoją ziemię, czego tu u nas szukasz?"



3. Marianna Janiszewska z Piotrkowa.

Autor pisze o niej jako o stryjence. Nie jestem pewien, czy nie jest to żona Andrzeja Janiszewskiego (ur. 1867), rodzonego brata mojej praprababci Wiktorii Krupy z Janiszewskich i Kazimierza Janiszewskiego, która tak właśnie miała na imię. Andrzej Janiszewski był jedynym z dwóch rodzonych braci Wiktorii, pamiętanym przez babcię.

"Pewnego dnia wybrałem się rowerem do Piotrkowa. Odwiedziłem tam stryjenkę, mieszkającą przy ulicy Daszyńskiego 10, aby dowiedzieć się, co u niej słychać. Rozpłakała się biedaczka na mój widok. Jej dwaj najmłodsi synowie, Kazik i Stefan, nie powrócili z frontu. Jak się później okazało, obaj zginęli, lecz do dziś nie wiadomo gdzie. Starszy, Tadeusz, który był kierownikiem pociągu, został zmobilizowany do służby kolejowej. Kiedy przejeżdżał przez Piotrków, w przerwie w pracy wpadał czasem do matki. Najstarszy, Leon, cały czas przebywał w domu; z powodu wady słuchu nie powołano go do wojska. Teraz musiał zgłosić się do pracy w hucie szkła, w przeciwnym bowiem razie wywieziono by go na przymusowe roboty do Rzeszy."

W mieszkaniu brata stryjecznego Leona, 3 września 1944 odbyło się spotkanie powołujące piotrkowską miejską radę narodową.

4. Walenty Janiszewski, Antoni Janiszewski, Stanisław Laszczyk, Piotr Janiszewski.

Walenty i Antoni byli braćmi Mieczysława, o których wcześniej nie słyszałem. Wraz z siostrzeńcem Stanisławem Laszczykiem z Szarbska byli żołnierzami Samodzielnej Grupy Operacyjnej generała Kleeberga i walczyli aż do 5 października. Po zakończeniu walk w kampanii wrześniowej dostali się do niewoli, ale uciekli z transportu, skierowanego do Niemiec.

Nie słyszałem od babci również o innym bracie Mieczysława Janiszewskiego, Piotrze:

"W wiosce Stobnica-Trzy Morgi spotkały się dwa oddziały: Gwardii Ludowej i Armii Krajowej. Ich sztaby postanowiły wspólnie rozbić betonowy bunkier we wsi Klementynów, spalić niemieckie domy i wykonać wyrok śmierci na komendancie selbstuschutzu, Gwizdorze, za to, że we wsi Biała zabił wieśniaka Szarleja, a także katował innych Polaków, wśród nich mojego brata Piotra."

5. Bolesław Leski, ps. "Bęc".

Był prawdopodobnie synem Jana Leskiego, a stąd wnukiem Piotra Leskiego i Magdaleny z Krzysztofików, rodzonej siostry mojego prapradziadka Stanisława Krzysztofika. Bardzo często wymieniany na kartach książki. Wygląda na to, że dzięki Leskiemu, Mieczysław Janiszewski przystał do konspiracji niepodległościowej o lewicowym obliczu ideowym:

"Po powrocie z Piotrkowa spotkałem się we wsi Niewierszyn z Bolesławem Leskim. Był on ślusarzem precyzyjnym, przed wojną pracował w Fabryce Miar i Wag w Warszawie. Kiedy w końcu 1937 roku zwolniono go z pracy, przyjechał do rodzinnego Szarbska i ożenił się z Genowefą Kacprzakówną z pobliskiego Niewierszyna. Wiedziałem, że był członkiem Komunistycznej Partii Polskiej.
Omówiliśmy z Leskim aktualną sytuację w kraju i postanowiliśmy wszelkimi sposobami szkodzić hitlerowskim okupantom."
"Początki lewicowego ruchu oporu na naszym terenie wiążą się właśnie z okolicami Władysławowa, Bratkowa i Janikowic. Przebywaliśmy tutaj z Bolesławem Leskim jako bezrobotni (ja od 1932, a on od 1937 roku). Chociaż miałem średnie wykształcenie zawodowe i odbyłem obowiązkową służbę wojskową, do 1 grudnia 1938 roku pozostawałem bez stałej pracy. Ileż to czyniłem starań, jeżdżąc pożyczonym rowerem po całej Polsce, ileż godzin wyczekiwałem w portierniach łódzkich fabrykantów - wszystko na próżno." Bardzo enigmatycznie opisana została śmierć Bolesława Leskiego w książce: "Leskiego zastrzelił "Loba" z oddziału AK na szosie tuż przed dworem Stefana Łępickiego w Kawęczynie". Bardziej szczegółowy opis przedstawił Jan Zbigniew Wroniszewski: "Po całodziennej walce (24.X.1943) oddział zdołał ze stratą kilku żołnierzy wyjść z nocą z okrążenia. Złożony z Rosjan pluton "Saszki" został rozproszony, a jego żołnierze, włóczący się przez jakiś czas pojedynczo i po kilku, pogłębiali trudną sytuację na terenie "Heleny". Oliwy do ognia dolał jeszcze tragiczny finał nocnego spotkania "Bęca", "Billa" i dowódcy niewierszyńskiej kompanii NSZ ppor. Stefana Łempickiego "Bosmana" z dwoma rozbitkami z plutonu "Saszki". Trzej pierwsi - po wspólnym przyjacielskim biesiadowaniu we dworze Żórawskich w Szarbsku, wyszli późno w noc 7.XII drogą w kierunku szosy Jaksonek - Przedbórz i w jej pobliżu natknęli się na przyczajonych w rowie dwóch Rosjan od "Saszki". "Bosman" - choć nietrzeźwy, zdążył wydobyć "Visa" i trafić jednego z nich, lecz drugi zastrzelił go z karabinu. "Bill" i "Bęc" próbowali wytłumaczyć incydent przypadkowym spotkaniem z Rosjanami, którzy ostrzelani, użyli broni, lecz okoliczni członkowie NSZ z Janem Sudwojem "Litwinem" na czele zgodnie twierdzili, że "Bosman" zginął od strzału w plecy. Bezstronnego świadka nieszczęśliwego wydarzenia nie było. [...] W lutym nastąpił odwet NSZ za śmierć Stefana Łempickiego "Bosmana". Oddział "Las I" dokonał zabójstw: brata wspomnianego wcześniej "Karola" - Wincentego Janiszewskiego oraz Bolesława Leskiego ("Bęc") i Zygmunta Koczwarskiego ("Bill)."

6. Wincenty Janiszewski.

Starszy brat Mieczysława Janiszewskiego, urodzony 20 stycznia 1888 roku w Szarbsku. Stefan Krupa pisze o nim w swej książce, jako przeciwniku kleru. Był nauczycielem, zwolnionym z pracy w 1929 roku, a podczas wojny nosił pseudonim "Uczony" i był skarbnikiem KG PPR od 1942 roku. Żonaty z Franciszką. Został zabity podobnie, jak Bolesław Leski w odwecie za śmierć "Bosmana". Jak pisze w książce Mieczysław Janiszewski: "28 lutego 1944 roku został w bestialski sposób zamordowany przez sfanatyzowaną grupę NSZ "Las I" za młynem Rożenek." Nagrobek Wincentego znajduje się na cmentarzu w Dąbrówce.



7. Stefan Krupa.

W książce Stefana Krupy " A jednak tak było", kluczowym momentem akcji był epizod zrzutu broni z Londynu w lutym 1943 roku. W odbiorze broni brali udział między innymi delegowani przez PPS-WRN w Piotrkowie: Mieczysław Szmidt, Stanisław Rajkowski i Antoni Leśniak. Nieszczęśliwie złożyło się, że Antoni Leśniak został aresztowany i zaczął sypać. Stało się to przyczyną wielu aresztowań w Piotrkowie, między innymi Stefana Krupy, który został umieszczony w obozie Auschwitz-Birkenau. Dalsza część jego książki od momentu aresztowania to opis życia obozowego, podczas gdy w książce Mieczysława jest to jeden z wielu epizodów wojennych. Co ciekawe, w obu pozycjach autorzy nieco inaczej przedstawiają pośrednie przyczyny aresztowania Leśniaka. Stefan pisze, że to Bolesław Leski, konspiracyjny współpracownik Mieczysława Janiszewskiego, wpłynął na grupę z Piotrkowa, aby opóźniła wyjazd z odebraną bronią o jeden dzień, co pośrednio wpłynęło na aresztowanie Leśniaka. Mieczysław Janiszewski z kolei ciężar decyzji o wyjeździe z bronią dzień później zrzuca na przybyszów, którzy mieli w sobotę spożyć u teściowej Bolesława Leskiego kolację zakrapianą wódką i zmęczeni wyjechali dzień później. 

8. Stefan Fijołek.

Pojawia się w książce raz, jako bohater jednego tylko epizodu. Gwara, jaką mówili chłopi w cyntrali, czyli w piotrkowskim, w książce praktycznie nie jest obecna, ale w przypadku Stefana Fijołka autor zdecydował się zapisać jego wypowiedź właśnie w języku potocznym.

"Przed południem 11 września przyszedł do oddziału z Szarbska Stefan Fijołek w ważnej, jak mówił sprawie. Nasz posterunek zatrzymał go, jako nieznanego przybysza, miał bowiem rozkaz nie wpuszczać nikogo na kwaterę.
Fijołek jednak domagał się widzenia ze mną lub z Bolkiem Leskim, gdyż ma ważne wiadomości.
Gdy wyszliśmy do niego, powiedział z pretensją w głosie:
- Wy tu siedzicie, a nas tam Nimce biją i rabują! Ostatnie ziorka zabirają, ostatnią świnkę kazali mi załadować na furę i wiźć do Przedboza na kontyget!
Spytałem, ilu ich tam jest w Szarbsku.
- Pełny samochód cinzarowy - odparł. - Niedługo bydą jechać do Przedboza. Jo przyjechołem do Dąbrówki i zostawiłem furę u mojej siostry Walerki na podwórku, ty, co wysła za Ogłoze."

Stefan Fijołek (1907-1977) był kuzynem babci, synem Jana Fijołka i Marianny Krupy, rodzonej siostry mego pradziadka Ignacego Krupy. Pochowany jest na cmentarzu w Dąbrówce.

9. Wawrzyniec Wacław Nalepa.

Syn Wincentego Nalepy (około 1870-1959) i Gabrieli z Krzysztofików (1877-1894), rodzonej siostry mojej prababci Antoniny Krupy z Krzysztofików (1888-1943), i ojciec Wandy, dzięki której miałem w zeszłym roku okazję uczestniczyć w zjeździe rodziny Nalepów. Wzmiankowany dwukrotnie w książce, jako uczestnik posiedzeń piotrkowskiej powiatowej rady narodowej, które miało miejsce w jego domu w Siomkach.

10. Spalenie Zygmuntowa, 28 listopada 1944 roku.

Wielką wartością książki jest opisanie zagłady wsi Zygmuntów w dniu 28 listopada 1944 roku. Co prawda nie zostały przedstawione przyczyny, dla których wieś uległa zagładzie (opisane zostały przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego), ale wymienione zostały osoby, które zginęły w wyniku spalenia wsi. Ponad jedna czwarta wszystkich osób nosi nazwisko Krawczyk, co pokazuje, jak wielka tragedia dotknęła tę rodzinę.

Książkę na pewno powinny przeczytać wszyscy ci, którzy interesują się historią wsi położonych na terenie parafii Skórkowice i Dąbrówka. Dla mnie ma szczególną wartość dodatkową ze względu na powiązania rodzinne z autorem i wzmianki o wielu osobach z rodziny mej babci.

Mieczysław Janiszewski, "Przyszłość czekała", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa, 1987.

wtorek, 16 maja 2017

Gdzie stał dwór w Haćkach?

Nie ma to jak pojechać na ciekawą wycieczkę. I to niekoniecznie samemu, z rodziną czy przyjaciółmi. Przekonałem się już dość dawno, że warto czasami skorzystać z oferty imprez autokarowych Regionalnego Oddziału PTTK. Zwłaszcza wtedy, gdy trasa wiedzie przez mniej znane miejsca na Podlasiu, a przewodnikiem jest osoba żywo zainteresowana tematem imprezy. Tak było w ostatnią sobotę, gdy wybrałem się z PTTKiem poznawać "Wsie mieszczańskie Bielska Podlaskiego". Główną pomysłodawczynią i organizatorką była Iwona Zinkiewicz, która oprowadzała nas - uczestników po swojej małej ojczyźnie dzieciństwa. Poza atrakcjami przypisanymi odwiedzanym miejscom na takich wycieczkach z reguły zapewnione jest dobre towarzystwo, a i odprężyć się można pod koniec biesiadując przy ognisku.

Odkryciem wycieczki były dla mnie wsie Stryki i Augustowo koło Bielska Podlaskiego. W Strykach zawitaliśmy do cerkwi cmentarnej św. Onufrego z początku XIX wieku. Cmentarz urokliwie położony w lesie posiada wiele zabytkowych nagrobków, z których najstarsze postawione zostały pod koniec XVIII wieku. Duże wrażenie wywołuje wystrój wewnętrzny świątyni z wyposażeniem sięgającym czasów unii brzeskiej, co oznacza dość realistyczne malarstwo religijne, tak rzadko spotykane w większości podlaskich cerkwi budowanych w drugiej połowie XIX wieku.

W Augustowie zaś znajduje się dawna cerkiew refektarzowa klasztoru prawosławnego w Bielsku Podlaskim. Klasztor ten, o czym warto wspomnieć, oparł się wpływom unii brzeskiej, a skasowany został dopiero przez rosyjskie władze podczas zaborów. Mimo, iż wpływy unii kościelnej nie dotarły do bielskiego klasztoru, wyposażenie przeniesionej do Augustowa cerkwi również znacznie różni się od tych, które najczęściej spotykamy przemierzając Podlasie. Szczególne wrażenie wywołuje ikonostas w postaci ściany ściśle przylegającej do sufitu świątyni, a także ikony z mocno realistycznymi przedstawieniami.

Jednak najważniejszym punktem wycieczki była dla mnie wieś Haćki. Położona jest przy drodze Białystok-Bielsk Podlaski, którą znam niemalże na pamięć. A jednak nigdy nie znalazłem wcześniej czasu, aby do Haciek zawitać. Wieś znana jest z grodziska pochodzącego z V wieku p.n.e., w drugiej połowie XVI wieku wzmiankowana jako część folwarku Stołowacz. 3 maja 1780 roku wójtostwo w Haćkach nadał Antoniemu Herliczce, artyście malarzowi pracującemu w drugiej połowie XVIII wieku dla białostockiego dworu Jana Klemensa Branickiego, książę Stanisław Poniatowski, bratanek Izabeli Branickiej. 1,5 roku później Izabela Branicka obdarowała Herliczkę 2 włókami ziemi w Haćkach, a także łąką Kletne. Herliczka zamieszkał w budynku wójtostwa, mimo że nadal posiadał posesję w Białymstoku na Nowym Mieście. Zajmował się tutaj remontami pomieszczeń oraz poprawianiem estetyki otoczenia. Antonim Herliczką zajmowałem się dość intensywnie kilka lat temu. Zorganizowałem także w październiku 2013 roku wycieczkę objazdową po Podlasiu śladami dzieł artysty w ramach Klubu Przewodników Turystycznych przy RO PTTK w Białymstoku, przy współpracy Tadeusza Daniłko, przewodnika z Dolistowa nad Biebrzą, skąd pochodzi ostatnia historyczna wzmianka o działalności artystycznej Herliczki. Jednak i wówczas Haćki nie znalazły się na trasie moich wypraw.

Tym razem korzystając z obecności regionalisty i miłośnika historii oraz przyrody Haciek, pana Jana Mordania, który gościł i oprowadzał naszą sobotnią wycieczkę po Haćkach zapytałem o Herliczkę i lokalizację wójtostwa.

- Tego można się domyślać. Tu niedaleko znajduje się strumyk zwany Smużką, w okolicy jest wiele roślin zasadzonych ręką ludzką, jak głóg, bez lilak czy jabłonki. A sam budynek wójtostwa mógł znajdować się w miejscu, gdzie za czasów carskich wybudowano drewnianą szkołę. Istniała do lat 60-ych XX wieku. Teraz na jej miejscu stoi blok.


Blok na zdjęciu widoczny jest za drzewami. W okolicy przy drodze znajdują się rośliny wymienione przez pana Jana. A strumyk Smużka płynie po prawej stronie doliną.

Ciekaw jestem opinii innych osób związanych z Haćkami. Może ktoś dysponuje fotografią dawnej szkoły w Haćkach, a także jej otoczenia? Za wszelkie informacje przesyłane drogą e-mailową bądź w komentarzach będę wdzięczny. 

Podczas pisania artykułu korzystałem z tekstu Zbigniewa Romaniuka "Antoni Jan Herliczka - nowe fakty z biografii", Bielski Almanach Historyczny, 2016.

środa, 5 kwietnia 2017

PUR Wschowa

5 lat temu dokonałem największego jak dotychczas odkrycia historii rodzinnej. Ustaliłem powojenne losy pradziadka ze strony mamy - Stefana Stępnia, który uważany był przez bliskich za zaginionego na Wołyniu podczas II wojny światowej. Nadal jednak jego historia zawiera wiele zagadek, które wydają się nie do rozwiązania. Nurtuje mnie choćby to kim była Stanisława Flugel, której nazwisko widnieje w akcie zgonu Stefana, w rubryce "małżonek". Kim była, kiedy się poznali, kiedy zawarli związek małżeński. Sytuację komplikuje fakt, że Stefan Stępień był osobą zmieniającą dość często miejsce zamieszkania. Siedlęcin, Jelenia Góra, Janowice Wielkie, Wrocław, w końcu Szczecin. I nie mam pewności, że to wszystkie miejsca.

Ostatnio przeglądając numery archiwalne miesięcznika genealogicznego More Maiorum z 2013 roku trafiłem na informację o internetowej wyszukiwarce indeksów Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, stworzonej dzięki pracy genealogów ze Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego. 

(Przy okazji chciałbym nadmienić, że More Maiorum to bardzo ciekawie redagowane pismo przez Alana Jakmana i Marcina Marynicza, w którym można znaleźć między innymi wywiady z pasjonatami genealogii rodzinnej, prześledzić fragmenty drzew genealogicznych osób zasłużonych dla polskiej kultury w oparciu o dostępne, odszukane dokumenty i wiele innych przydatnych informacji.)

Wyszukiwarka pozwala odnaleźć osoby znajdujące się w zasobie Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przechowywanym w Archiwum Państwowym we Wrocławiu. Wspomniany pradziadek Stefan był co prawda na robotach przymusowych pod Jelenią Górą, ale trafił tam z Wołynia, a jego przedwojenne miejsce zamieszkania - Pińsk, wskazywało, że do urzędu repatriacyjnego mógł po wojnie trafić. Wpisałem w wyszukiwarkę jego dane, pojawiło się 10 osób o tym samym imieniu i nazwisku.

Wątpliwości, czy wśród tych 10 nazwisk jedno należy do pradziadka rozwiał e-mail, jaki na moje zapytanie, otrzymałem z AP we Wrocławiu. Pradziadek Stefan zarejestrował się między 3 grudnia, a 19 grudnia 1945 roku w Powiatowym Urzędzie Repatriacyjnym we Wschowie. Otrzymałem skan odpowiedniej strony z rejestru, ale niestety poza imieniem ojca, zawodem, miejscem i rokiem urodzenia oraz ostatnim miejscem zamieszkania przed wojną żadnych więcej informacji na niej nie było.

Dzięki internetowi szybko ustaliłem, że dość bogata dokumentacja Powiatowego Urzędu Repatriacyjnego we Wschowie znajduje się w Archiwum Państwowym w Poznaniu. Przyznam, że miałem nadzieję na więcej informacji, widząc, że w skład dokumentacji wchodzą takie zbiory, jak "Sprawozdania dotyczące osadnictwa w powiecie wschowskim 1945 i 1945-1947" oraz "Wykaz repatriantów i przesiedleńców osadzonych na gospodarstwach poniemieckich w powiecie wschowskim". Niestety e-mail z archiwum poznańskiego rozwiał moje nadzieje. Nic nie znaleziono.

Sprawdziłem również czy w USC we Wschowie w latach 1945 i 1946 nie został zawarty związek małżeński między Stefanem Stępniem i Stanisławą Flugel. Nie został.

Klocek, który pasował do mojej układanki z napisem PUR Wschowa niestety zamiast zmniejszyć, powiększył ilość zagadek w historii pradziadka Stefana.