wtorek, 3 stycznia 2017

Kolonia Bacieczki. Ciąg dalszy "Tajemnic Bacieczek"

Skontaktowałem się z panem Grzegorzem Kotyńskim, który zostawił ślad pod poprzednim postem dotyczącym Bacieczek. Przodkowie pana Grzegorza powiązani byli z pierwszymi osadnikami ewangelickimi osiedlającymi się w Kolonii Bacieczki w XIX wieku. Miałem możliwość wglądu do materiałów z kolekcji pana Grzegorza, dotyczących historii tego osadnictwa. Niektóre tezy zawarte w mojej poprzedniej notce zostały poddane w wątpliwość. Niniejszy artykuł ma stanowić ponowne spojrzenie na historię dzisiejszej ulicy Produkcyjnej w Białymstoku. Będę wdzięczny i usatysfakcjonowany, jeśli pobudzę czytelników do dyskusji, a znawców historii tej dzielnicy lub osoby, które dzięki pamięci rodzinnej mogłyby wnieść nowe informacje do historii Kolonii Bacieczki, do przedstawienia ich bądź uzupełnienia.

Już poprzednio moją wątpliwość wzbudził następujący fragment dotyczący początków osadnictwa przy dzisiejszej ulicy Produkcyjnej:

"Dzieje osady wiążą się ze sprowadzeniem w XIX w. przez właściciela fabryki włókienniczej w Choroszczy dwudziestu dwóch rodzin niemieckich tkaczy. Każda otrzymała ziemię, a w drewnianych domach, z których część zachowała się do dziś, powstały małe zakłady tkackie. Na niewielkim wzniesieniu na skraju osady założony został cmentarz..." Opis pochodzący z przewodnika "Ewangelicy w Białymstoku" według współautora, księdza Tomasza Wigłasza, pochodzi od ś.p. pani Jezierskiej, potomkini osadników ewangelickich.

Kolonię Bacieczki od Choroszczy dzieli odległość około 10 km. Znacznie bliżej, zaledwie kilka kilometrów dzieliło zaś Kolonię Bacieczki i Antoniuk. Moesowie swoją fabrykę w Choroszczy założyli już w 1840 roku.

"Tylko nieliczne, największe zakłady wznosiły osiedla przyfabryczne złożone z domów i innych potrzebnych budowli, gdzie zresztą mogli zamieszkiwać głównie majstrowie lub robotnicy wykwalifikowani. Takie osiedle zbudował Moes w Choroszczy (40 domków ze 130 mieszkaniami, piekarnią i sklepem)."

Czy potrzebowałby zakładać osiedle w odległej Kolonii Bacieczki? Fabryka Augusta Commichaua powstała w nieodległym Antoniuku w 1849 roku. 

Osadnictwo ewangelików w Kolonii Bacieczki rozpoczyna się w drugiej połowie lat 50-ych XIX wieku. Nawiążę do tego w dalszej części artykułu.

W roku 1851 skończył się okres koniunktury w przemyśle włókienniczym Białostocczyzny wraz ze zniesieniem bariery celnej między Królestwem Polskim a Cesarstwem Rosyjskim.  O pewnej poprawie można mówić dopiero w 1855 roku. Wówczas jednak bardzo charakterystycznym zjawiskiem w okręgu białostockim było rozdrobnienie produkcji włókienniczej. Tania siła robocza oraz słaby rozwój kapitalizmu powodował powstawanie małych zakładów, które pracowały na zamówienie i z materiałów przedsiębiorstw większych, dla których wykonywały pracę w zakresie jednego stadium produkcji, prace wstępne, ale przede wszystkim tkactwo. Wydaje mi się, że z tym procesem należy łączyć osadnictwo w Kolonii Bacieczki. Być może osiedlający się tutaj tkacze wykonywali swą pracę na rzecz wielu zakładów białostockich, istniejących już w tamtym czasie, być może sprzedawali swe wyroby również do Choroszczy i do Dobrzyniewa. Bardzo mi to przypomina sytuację tkaczy, z jaką zetknąłem się słuchając opowieści o chacie tkaczy w Kolonii Jurowce.

Idealnym źródłem, które pozwoliłoby sprawdzić początki ewangelickiego osadnictwa w Kolonii Bacieczki byłyby księgi ludności stałej dla okolic Białegostoku z okresu tuż przed domniemanym początkiem osadnictwa w połowie XIX wieku i tuż po. Nie miałem do takich dostępu i nie wiem, czy istnieją. Ale na stronach internetowych Archiwów Państwowych można obejrzeć skany ksiąg stanu cywilnego parafii ewangelickiej z Białegostoku. Najstarsze z nich to księga małżeństw 1841-1875, księga urodzeń i chrztów 1852-1868, księga zgonów 1870-1882. Najstarsze księgi zgonów, jako późniejsze nie będą przeze mnie brane tu pod uwagę.

Pierwsza metryka zawierająca dane osoby mieszkającej w Bacieczkach to akt ślubu z 1841 roku (1841/17) Johanna Gottlieba Maertinsa, urodzonego w Obrzycku koło Poznania, a zamieszkałego w Choroszczy i Anny Rosiny Cudowskiej, zamieszkałej w Bacieczkach, a urodzonej w Przemkowie na Dolnym Śląsku, wdowy po Johannie Cudowskim z Markowszczyzny, córki Johanna Gottfrieda Goldnera i Elżbiety z Beckerów.

Małżeństwo to nie znajduje jednak kontynuacji w dalszych zapisach dotyczących Bacieczek.


Kolejny chronologicznie zapis pojawia się w księdze urodzeń dopiero w roku 1856 i dotyczy urodzenia Edwarda Arendta, syna Andreasa Arendta i Caroline Krüger (1856/65).

W latach 1856 - 1868 w Bacieczkach pojawiają się następujące rodziny ewangelickie:

1) Andreas Arendt vel Arndt i Caroline Krüger (dzieci: Edward ur. 1856, Louise Pauline ur. 1857, Wilhelm Heinrich ur. 1859 i Herman ur. 1863).

2) Johan Krüger urodzony w Dąbiu, zamieszkały przed ślubem (1856) w Antoniuku i Emilie Marggraf urodzona w Zgierzu, zamieszkała przed ślubem w Dobrzyniewie (dzieci: Emilie Ema ur. 1856, Wilhelm Adolf ur. 1860, Amalie Adelheid ur. 1863, August Gustaw ur. 1866).

3) August vel Johann Mitzner urodzony w Obrzycku, zamieszkały przed ślubem (1853) w Knyszynie i Ana Andree z Wegnerów urodzona w Przedeczu, zamieszkała przed ślubem w Choroszczy (dziecko: Carl August ur. 1856).

4) Gottfrid Oheim i Louise Proppe (dzieci: Carl Rudolf ur. 1858, Alvine ur. 1866).

5) Michael vel Ferdinand Krüger urodzony w Kole, zamieszkały przed ślubem (1848) w Knyszynie i Amalie Zerbst urodzona w Ozorkowie, zamieszkała przed ślubem w Knyszynie (dzieci: Wilhelmine ur. 1859, Caroline Ottilie ur. 1863, Alvine Olga ur. 1866).

6) Christoph hn i Henriette bner (dziecko: Ema ur. 1860).

7) Julius Arndt urodzony w Knyszynie, zamieszkały przed ślubem (1861) w Knyszynie i Emilie ller urodzona w Zgierzu, zamieszkała przed ślubem w Woroszyłach (dzieci: Juliane Emilie ur. 1862, Gustaw Robert ur. 1864).

8)  Anton Zalewski urodzony w Dobrzyniewie, zamieszkały przed ślubem (1861) w Bacieczkach i Amalie hn urodzona w Knyszynie, zamieszkała przed ślubem w Bacieczkach (dziecko: Ana Susana ur. 1862).

9) Carl ltz i Johana Kietzman (dziecko: Ottilie ur. 1862).

10) Samuel Ernst i Julie Jaroszewicz (dzieci: Emilie Pauline ur. 1862, Pauline Mathilde ur. 1864).

11) Friedrich vel Gottfired Oheim urodzony w Knyszynie, zamieszkały przed ślubem (1862) w Bacieczkach i Pauline Proppe urodzona i zamieszkała przed ślubem w Knyszynie (dzieci: Albertine Ottilie ur. 1862, Gottfried ur. 1864).

12) Adolf Oheim urodzony w Knyszynie, zamieszkały przed ślubem (1862) w Bacieczkach i Emilie Feszke urodzona w Zabłudowie, zamieszkała przed ślubem w Antoniuku (dziecko: Juliane Bertha ur. 1863).

13) Constantin Lenczewski urodzony w Knyszynie, zamieszkały przed ślubem (1864) w Białymstoku i Amalie Arndt urodzona w Dobrzyniewie, zamieszkała przed ślubem w Bacieczkach (dziecko: Gustaw ur. 1865).

14) Johan vel Adolf Arndt i Marie Milewska (dzieci: Johan Julius ur. 1866, Pauline Emilie ur. 1867).

15) Joseph Łabanowski i Friderike Krüger (dziecko: Bertha ur. 1866).

16) Daniel Kozłowski z Tykocina i Emilie Golnick urodzona i zamieszkała przed ślubem (1868) w Knyszynie (dziecko: Robert Daniel ur. 1868).

17) Albert Jarnow i Elene Kausch (dziecko: Aleksander Carl Ludwig ur. 1868).

18) Adolf Golnik i Marianne Rels (dziecko: Albert August ur. 1868).

Zwraca uwagę, że niektóre rodziny pojawiają się tylko jednorazowo w księgach, co może wskazywać na tymczasowe zamieszkanie w Bacieczkach. Poza tym, brak tu ewentualnych ślubów zawieranych poza parafią ewangelicką w Białymstoku oraz ewentualnych małżeństw mieszanych zawieranych w obrządku rzymsko-katolickim bądź prawosławnym. Widać jednakże, że zapisy pojawiają się rok w rok poczynając od 1856 roku, co świadczyłoby, że ewentualne osadnictwo w Kolonii Bacieczki należy datować nie wcześniej niż na połowę lat 50-ych XIX wieku. Wiele z nazwisk powtarza się, co może świadczyć o tym, że osadnictwo nie było przypadkowe, a odbywało się całymi rodzinami.

Aby potwierdzić, że osadnictwo w Kolonii Bacieczki mimo wszystko było stabilne wybiegnijmy w przód do roku 1908. Odbywała się wówczas zbiórka pieniędzy na budowę kirchy w Białymstoku. Kościół został wybudowany przy ulicy Aleksandrowskiej (dzisiejszej Warszawskiej) w roku 1910 (dzisiejszy kościół rzymskokatolicki pw. św. Wojciecha). Wśród darczyńców występują również mieszkańcy Bacieczek: Adolf Henkel, Reinhold Krause, Hermann Arndt, Berta Ernst, Karl Krüger, Wilhelm Krüger, Christoph Krüger, Albert Golnik, Karl Kühn, Emilie Kühn, Berta Adamska, Livia Mayer, Robert Oheim, Albert Oheim, Gottlieb Mayer. Warto zauważyć, że połowa nazwisk darczyńców występuje wcześniej wśród osadników z połowy XIX wieku.

Wydaje się, że aż do wybuchu I wojny światowej następował powolny rozwój społeczności ewangelickiej w Kolonii Bacieczki. Według spisu powszechnego, przeprowadzonego w roku 1921, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na 375 mieszkańców Kolonii Bacieczki, 77 osób zadeklarowało wyznanie ewangelickie. Co ciekawe, narodowość niemiecką podało w Kolonii Bacieczki 28 osób, co może świadczyć o dość szybkim procesie polonizacji tej społeczności. Być może część osób nie przyznawała się do świadomości niemieckiej, ale nawet gdyby tak było, wydaje się, że przynależność religijna w niewielkim stopniu łączyła się z wewnętrznym poczuciem przynależności do narodowości niemieckiej. Być może część czytelników zastanawia się, czy osadnictwo ewangelickie w połowie XIX wieku rzeczywiście ograniczone było do Kolonii Bacieczki, a nie występowało w graniczącej z kolonią wsi Bacieczki. O tym, że tak właśnie było świadczyć mogą wyniki spisu. We wsi Bacieczki na ogólną liczbę 258 mieszkańców, żadna nie zadeklarowała wyznania ewangelickiego i narodowości niemieckiej. Dominowała w niej natomiast ludność prawosławna - 210 osób podało to wyznanie.

W roku 1933 miało miejsce scalanie gruntów w Kolonii Bacieczki, a z roku 1938 pochodzi spis użytkowników gruntów, który wykonano podczas ich kwalifikacji. Dzięki panu Grzegorzowi mogłem przyjrzeć się liście właścicieli działek powstałych po scaleniu i leżących w większości wzdłuż dzisiejszej ulicy Produkcyjnej i Generała Stanisława Maczka. Większość z nich to potomkowie osadników ewangelickich z połowy XIX wieku. Wymieniam tę większość poniżej:

Adolf Henkel, Zofia Pyszel, spadkobiercy Hermana Arendta, Reinhold Oheim, Paweł Krygier, spadkobiercy Macieja Cylwika, spadkobiercy Wincentego Cylwika, Karol Krigier, Albin Krigier, Feliks Oheim, Albert Oheim, Alwina Klem, Herman Oheim, spadkobiercy Karola Oheima, Karol Zalewski, spadkobiercy Mayera Gotliba, Albert Adamski, Edward Ostrowski, Wilhelm Bloch, Zygmunt Golnik, Wacław Golnik, spadkobiercy Macieja Kotyńskiego, Julian Łabanowski.

Ostatnia sprawa dotyczy nagrobka znajdującego się na środku cmentarza ewangelickiego przy ulicy Produkcyjnej. W artykule "Tajemnice Bacieczek" cytowałem fragment przewodnika "Ewangelicy w Białymstoku". "Najokazalszym nagrobkiem był ten w centrum cmentarza, należący do Wilhelma Zammella." Według księdza Tomasza Wigłasza, informacja o nagrobku pochodzi od ś.p. pani Jezierskiej.

Mam przed oczyma kserokopię zdjęcia cmentarza z roku 1933 niezbyt dobrej jakości. Nagrobek z centrum cmentarza widać na nim dobrze i jest znacznie okazalszy od otaczających go krzyży. Musiał należeć do osoby cenionej w lokalnej społeczności. Jak Państwo mogą się zorientować, nazwisko Zammel nie występuje nigdzie wśród osadników z połowy XIX wieku. Nie pojawia się również w dokumentach późniejszych, dotyczących Kolonii Bacieczki. 

Według pana Grzegorza Kotyńskiego nagrobek ten mógł należeć do Wilhelma Krygiera. Cytuję:

"Przypuszczam, że największy nagrobek na cmentarzu ewangelickim w Bacieczkach jest postawiony na grobie Wilhelma Krygiera. Był on sołtysem w Kolonii Bacieczki w roku 1920. W dokumentach geodezyjnych z roku 1933 już nie ma jego nazwiska. Prawdopodobnie zmarł w latach 1930-1933.

Na zdjęciu z roku 1933 wyraźnie widać ten nagrobek, a nagrobki w takim stylu wznoszono w okresie międzywojennym. Jako sołtys musiał być osobą ważną i chyba, jak na warunki Bacieczek zamożną, dlatego też pochowany został na środku cmentarza, a może Krygierowie akurat w tym miejscu byli grzebani.

Była to chyba najbardziej rozgałęziona rodzina w Kolonii Bacieczki. Obok jest pochowana Emilia Wojtecka-Kruger (Krygier), która zmarła w roku 1898.

Jej mąż, Antoni Wojtecki, pochodził z Pogorzałek, leżących w gminie Dobrzyniewo, a teściową była Franciszka Wojtecka, z domu Kotyńska, niewątpliwie moja rodzina."

I dalej:

"Pamiętam, że na nagrobku do roku 1977 była żeliwna, szara tablica, gęsto zapisana drobnymi literami (odlew) i być może było na niej nazwisko fundatora i obok słowo "sammel". Była ona po niemiecku."

Być może ktoś z Państwa widział ten nagrobek, jeszcze z tablicą żeliwną i potrafi rozstrzygnąć zagadkę? A może istnieje dawne jego zdjęcie?

W 1954 roku grunty Kolonii Bacieczki zostały włączone do Białegostoku, a główna ulica, wzdłuż której były położone otrzymała nazwę Produkcyjna.

Dziękuję panu Grzegorzowi Kotyńskiemu za udostępnienie wszelkich materiałów, dyskusje i uwagi.
 

Tomasz Wigłasz, Krzysztof Maria Różanski "Ewangelicy w Białymstoku. Przewodnik historyczny", Cieszyn, 2013. 

"Białystok. Manchester północy" pod redakcją Anety Kułak, Towarzystwo Opieki nad Zabytkami, Oddział Białystok, 2010.

Rechensschaftbericht  über die von den Sammlern einkassierten freiwilligen zum Bau der neuen Kirche in Białystok p. 1908.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Kolonia Jurowce. Grudniowa wycieczka

Tuż za Jurowcami skręciliśmy w pierwszą drogę w lewo. Zgodnie ze słowami pana Grzegorza dobrze zachowany cmentarz ewangelicki miał znajdować się przy drodze na Leńce, pod lasem. Droga przykryta śniegiem była dość śliska, koła nie raz buksowały w miejscu. Całe szczęście, że podjazd pod górkę ktoś przytomny podsypał piaskiem. Jurek jednak był niezadowolony. 

- Ja pamiętam, że z jednej strony był piękny widok w dół na dolinę Supraśli. A tu po obu stronach las.

Przy najbliższej okazji zawróciliśmy i podążyliśmy powoli w stronę drogi Jurowce - Dobrzyniewo Kościelne. Kierowałem trochę z duszą na ramieniu. Za nami równie powoli toczył się samochód Jarka i Basi, a ja bałem się, żeby przy jakimś śliskim zjeździe z górki nie wjechali w tył naszego samochodu. Wróciliśmy do wsi i skręciliśmy w ulicę Polną, aby zasięgnąć języka. Dojechaliśmy do miejsca, gdzie po prawej stronie widać było tylko jeden, ostatni dom pod lasem. Nie podchodziliśmy bliżej długości łańcucha, na którego końcu obszczekiwał nas pies. Za chwilę  z domu wyszedł młody mężczyzna.

- Cmentarz? Trzeba pojechać tą drogą w las prosto i po około 400 metrach  będzie. Ale nie tuż przy drodze. Trzeba trochę wejść w las.

- A czy mieszka tu ktoś starszy z Cylwików, kogo można jeszcze zapytać o dawne czasy? - nie dawał za wygraną Jurek.

- Moja babcia z Cylwików. Mieszka tam w dole. Można podjechać i porozmawiać.

Poszliśmy jednak drogą w las. Po prawej stronie jednak nigdzie nie było widać cmentarza. Zawróciliśmy więc do miejsca, gdzie odbyła się powyższa rozmowa i poszliśmy w prawo drogą w dół, która zakręcała nieco niżej w tę samą stronę, co wcześniejsza przez las. Po lewej stronie ujrzeliśmy w dole drewnianą chatę.


Na podwórku krzątała się starsza kobieta.

- Dzień dobry. Czy tu w okolicy jest stary cmentarz niemiecki?
- Tak. Trzeba kawałek przejść tą drogą i za chwilę na wzgórzu będzie cmentarz. Obok stał dom, ale spalił się już kiedyś. Cmentarz dobrze utrzymany, stoją krzyże.
 - A pani może z Cylwików.
- Nie ja ze Szrederów.

Przypomniałem sobie, że gdy ostatnio przeglądałem księgi metrykalne białostockiej parafii ewangelickiej z połowy XIX natykałem się od czasu do czasu na metryki z Jurowiec. Najczęściej powtarzającym się nazwiskami były właśnie Schroeder i Krause.

- A czy byli tu kiedyś tkacze?
- Tak, tam w dole stał dom tkaczy.

Spojrzeliśmy w dół. Piękny widok na dolinę Supraśli. Jurek miał rację, jeśli chodzi o krajobraz przy cmentarzu. Latem, gdy dookoła zielono, musi tu być pięknie.


- A pani pamięta tych tkaczy?
- Nie, jak ja tu przyjechałam, to  już tam nikogo nie było. Tylko narzędzia tkackie walały się.
- A dawno to było?
- Na początku lat 60-ych.
- A czy ci tkacze, gdzieś pracowali?
- Nie oni tu na miejscu robili. To była taka ... manufaktura.

Poszliśmy drogą we wskazanym kierunku. Za chwilę wśród lasu ujrzeliśmy wzgórze i pierwszą mogiłę.


Mogiła żołnierza polskiego z września 1939 roku. Czytałem o niej w internecie, gdy przygotowywałem się do wycieczki. Weszliśmy nieco wyżej i zobaczyliśmy trzy nagrobki. Nie były stare. Krzyże, jak na cmentarzu katolickim. Jedynie tabliczka na jednym z grobów musiała pochodzić z oryginalnego, wcześniejszego nagrobka. Tylko nazwiska świadczyły o tym, że jest to cmentarz ewangelicki.

"Tu spoczywają moje rodzice i rodzina moja. Prosi stroskany syn o westchnienie do Boga. Postawił Karol Henkel w 1925 roku."

Tuż obok nagrobek rodziny Krauze, a obok niego Chrystus niosący krzyż, jakby przeniesiony z cmentarza katolickiego.





Parę kroków dalej kwatera mieszcząca dwa nagrobki, ogrodzona zniszczonym ogrodzeniem. "Adolf Szreder, żył lat 73, zmarł 1 X 1927, Luiza Szreder, żyła lat 87, zmarła 11 II 1949." Obok nagrobek Pauliny Piotrowskiej zmarłej w 1952 roku w wieku 52 lat.



Kiedyś mógł to być nieco większy cmentarz, ale chyba niezbyt duży. Dziś poza wymienionymi nagrobkami znaleźliśmy jeszcze stare żeliwne ogrodzenie. To wszystko. W dole wzgórza zaś rzeczywiście widać było resztki domu.


Zeszliśmy ze wzgórza, ustawiliśmy się do pamiątkowego zdjęcia grupowego, a następnie poszliśmy nieco już zziębnięci w kierunku samochodów, aby podjechać na ciepły posiłek i herbatę do jednego z pobliskich barów.

Po przyjeździe do domu, zajrzałem do księgi małżeństw parafii ewangelickiej w Białymstoku z lat 1841-1875. Najstarszej, dostępnej w internecie.

Najstarsze cztery zapisy, w których występuje nazwa Jurowce dotyczą następujących małżeństw:

 1854/14 Johan Oślicki, urodzony i zamieszkały w Białymstoku, syn Kazimierza Oślickiego i Magdaleny Jaruszewicz poślubił Anę Schroeder, 23 lata, zamieszkałą w Jurowcach, córkę Christopha Schroedera i Karoliny Tarachowskiej.

1855/2 Christian Lange, urodzony w Konstantynowie, zamieszkały w Jurowcach, syn Wilhelma Lange i Christiny Haperman poślubił Johanę Dombrowską, urodzoną i zamieszkałą w Wasilkowie, córkę Friedricha Dombrowskiego i Karoliny Housel.

1859/17 Carl Friedrich Wilhelm Lierst, urodzony w Langenwalden, zamieszkały w Białymstoku poślubił Jakobine Zimmerman z Dombrowskich, urodzoną w Wasilkowie, zamieszkałą w Jurowcach, wdowę po Auguście Zimmermanie, córkę Friedricha Dombrowskiego i Elizabeth Imzel.

1863/39 Julius Krause, urodzony w Jurowcach, zamieszkały w Białymstoku, syn Petera Krause i Louise Gebert poślubił Paulinę Schroeder, urodzoną w Knyszynie, zamieszkałą w Jurowcach, córkę Juliusa Schroedera i Wilhelminy Krüger.

Jak widać nazwiska Schroeder i Krause były obecne w Jurowcach już w połowie XIX wieku, a rodziny tkackie osiadłe w okolicach Białegostoku wcale nie musiały być związane pracą z większymi fabrykami. Przynajmniej nie bezpośrednio.

P.S. Z okazji zbliżających się Świąt, życzę czytelnikom bloga, tym stałym i tym przypadkowym rodzinnego ciepła, radości i odpoczynku od codziennego zabiegania, a także wielu łask płynących z tajemnicy Bożego Narodzenia.

piątek, 9 grudnia 2016

Muzeum szkoły z tradycjami

Zadzwoniłem do sekretariatu szkolnego, aby umówić się na wizytę w muzeum. Szukałem źródeł związanych z osobą ważną dla historii Białegostoku pierwszej ćwierci XX wieku, niby znanej, ale sądząc po skąpej ilości wzmianek i opracowań, niekoniecznie. Pomysł z odwiedzeniem szkolnego muzeum przyszedł znienacka. Osoba, o której poszukiwałem dodatkowych informacji, pracowała krótko po odzyskaniu niepodległości w białostockim Gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Obecnie w budynku dawnego gimnazjum przy ulicy Warszawskiej mieści się szósty ogólniak, a w nim szkolne muzeum. Nie byłem w nim nigdy wcześniej, nie miałem więc również okazji zwiedzić szkolnego muzeum, choć nie raz czytałem o nim artykuły w lokalnej prasie. Pomyślałem - A może tam właśnie znajdę dodatkowe informacje?

Parę dni później przed wejściem do budynku czekał już na mnie historyk i kustosz muzeum szkolnego, Jan Dworakowski. Osoba postronna nie może sobie bowiem ot tak, wejść do monitorowanego budynku szkoły. Gdy przekroczyłem mury szkolne, momentalnie poczułem, że nie jestem intruzem i że czeka mnie ciekawa lekcja historii. Zanim dotarliśmy do niewielkich pomieszczeń mieszczących eksponaty muzealne, miałem okazję zatrzymać się i posłuchać historii tych części szkoły, przez które przechodziliśmy.
 


Niewielkie pomieszczenia, w którym zgromadzone są eksponaty, na pierwszy rzut oka nie sprawiają wrażenia kopalni skarbów. Ale okazuje się, że każdy z przedmiotów w nich zgromadzonych ma swoją ciekawą historię, a ja właśnie miałem okazję chłonąć je wszystkie dzięki opowieściom pana Jana. Jak pewnie miłośnicy historii Białegostoku wiedzą, historia szkoły przy Warszawskiej sięga drugiej połowy XVIII wieku, gdy Komisja Edukacji Narodowej zatwierdziła program nauczania białostockiej szkoły podwydziałowej. Obecna ulica Kilińskiego, budynek teatru dworskiego Izabeli Branickiej, to pierwsze lokalizacje najstarszej, do dziś istniejącej białostockiej szkoły. W 1808 roku, w początkach zaboru rosyjskiego, Gimnazjum Białostockie, którego ukończenie uprawniało już wówczas do kontynuowania nauki na studiach wyższych, zostało przeniesione do budynku murowanego na rogu dzisiejszych ulic Warszawskiej i Pałacowej. To odkrycie właśnie pana Jana Dworakowskiego, który pokazał mi odnaleziony w archiwach plan i szkic tego budynku. Podczas mojej wizyty w muzeum szkolnym dużo czasu zajęły opowieści z okresu pierwszej wojny światowej, gdy w Białymstoku powstawało szkolnictwo polskie, a także czasu po odzyskaniu niepodległości. Najważniejsze postaci ówczesnego gimnazjum to Józef Zmitrowicz i ks. Stanisław Hałko. Ale co i rusz wychodzili z cienia nauczyciele i absolwenci szkoły, dziś osoby bardzo ważne dla lokalnej i ogólnokrajowej historii: Konstanty Kosiński, Józef Zimmerman, Bolesław Klepacki, Józef Marcinkiewicz, Alfred Żołątkowski, Zofia Ostromęcka, Olgierd Złoty, Alfred Niwiński, Antoni Kaczorowski - brat prezydenta RP na Uchodźstwie. Nie pamiętam już tych wszystkich historii w szczegółach, ale wówczas poczułem się na chwilę cząstką dawnego, przedwojennego miasta.

Napisałem wyżej, że muzeum jest prawdziwą kopalnią skarbów. Sporo z tych skarbów złoty połysk uzyskuje dzięki opowieściom pana Jana. Bo to, w jaki sposób eksponaty trafiły do muzeum, jak dokonało się ich odkrycie, anegdoty i przypowieści związane z ludzkimi historiami nauczycieli i absolwentów szkoły było niezmiernie ciekawe i cenne. 

Ale zawsze wśród wielkiego bogactwa znaleźć można prawdziwe perły. Dla mnie na pewno takim klejnotem było zdjęcie, na którym widać budynek kaplicy św. Rocha, tej właśnie, która zniknęła z krajobrazu miejskiego w latach 20-ych XX wieku dzięki świątyni, swojej następczyni. Czy dużo zdjęć tej kaplicy Państwo widzieli?

Portret króla Zygmunta Augusta, patrona przedwojennego gimnazjum, pędzla samego Józefa Zimmermana, musiałem wcześniej widzieć, mam bowiem katalog wystawy prac tego artysty, która odbyła się kilka lat temu w Galerii Slendzińskich. Miniaturka portretu w towarzystwie miniaturek wielu innych dzieł to jednak nie to samo. Tu w muzeum szkolnym, w miejscu do tego najwłaściwszym można poczuć jego ważność.

Na końcu przedstawiam dwa, moim zdaniem najciekawsze eksponaty. Przedwojenny sztandar gimnazjum, odnaleziony podczas remontu wieży katedry białostockiej przez księdza Antoniego Lićwinko. Warto było posłuchać całej historii odkrycia tegoż sztandaru i przekazania go do muzeum.


Szczególnie zauroczył mnie portret nieco schowany, wyeksponowany poza głównym pomieszczeniem, pozostawiony na uboczu jakby dla koneserów. Patrzy na nas nieprzeciętnej urody kobieta, choć już nie pierwszej młodości. Szlachetne rysy twarzy, jasny kolor skóry podkreślone pięknym błękitem stroju. Portret namalował Józef Blicharski, nauczyciel rysunków w innej szkole - Seminarium Nauczycielskim, postać tragiczna, wzmiankowana przeze mnie przy innej okazji. Gdy oglądam prace Blicharskiego, nieliczne, ale na myśl przychodzi mi choćby Matka Boska Ostrobramska w jednej z narożnych części muru otaczającego pałac Branickich, zawsze mam poczucie niezwykłej estetyki i piękna. Tak też było, gdy spoglądałem na portret nauczycielki języka francuskiego, Marii Kwapińskiej.


P.S1 Moje poszukiwania dotyczące informacji o pewnej osobie, ważnej dla Białegostoku pierwszej ćwierci XX wieku zostały uwieńczone sukcesem. Nie było ich wiele, ale nigdzie indziej pewnie ich nie ma poza muzeum.

P.S2 Dziękuję panu, Panie Profesorze za niezwykłą lekcję białostockiej historii.

PS.3 Wiosną 2016 roku, w Złotorii znaleziono skarb z epoki wczesnych Piastów, a w nim jeden z trzech znanych egzemplarzy (w tym dwa w zbiorach prywatnych) jednej z odmian denara Bolesława Chrobrego. Prawdziwa sensacja i pierwsze tego typu znalezisko na Podlasiu.

Z czasami wczesnych Piastów łączy się w pewien sposób osoba księdza Stanisława Hałko, który był dyrektorem Gimnazjum im. Zygmunta Augusta od 1919 roku. W 1914 roku w szwajcarskim Fryburgu ksiądz Hałko obronił pracę doktorską na temat królowej Rychezy, żony króla Mieszka II. Praca doktorska została wydana wówczas drukiem. Pytanie do czytelników bloga: Czy ktoś z Państwa miał możliwość trzymać ją w ręku i zapoznać się z jej treścią?

czwartek, 24 listopada 2016

Wioska na skraju lasu

Do lasu wszedłem tuż za Oliszkami. Miałem nadzieję na udane grzybobranie, oglądając wcześniej w internecie, przez kilka dni co i rusz, zdjęcia z udanych wypraw do lasu moich znajomych. Rzadko też ostatnio zbierałem grzyby, a apetyt wygłodniałego grzybiarza w takich wypadkach osiąga niebotyczne rozmiary. Runo leśne było wilgotne od porannej mżawki, w powietrzu unosił się obłędny aromat żywicy, mokrego drewna i grzybów. Całkiem szybko natknąłem się brązowe, szklące się od wody kapelusze podgrzybków.



Wszystkie były młode i zdrowe. Rosły w dużych skupiskach, jednak trzeba było się trochę nachodzić, aby zebrać ich pokaźną ilość. Ale najważniejsze, grzyby były!

Po pewnym czasie nie było już jednak do czego zbierać tych podgrzybków, czas było ruszać w drogę powrotną. Z reguły nie tracę orientacji w lesie, a nawet jeśli nie wiem dokładnie gdzie jestem, łatwo odnajduję właściwą ścieżkę. Znajdowałem się w trójkącie Oliszki -Niewodnica Kościelna - Czaplino. Wiedziałem więc, że nawet jeśli nie wyjdę na drogę do Oliszek, trafię w ostateczności do Niewodnicy Kościelnej. Wychodziłem więc pomału z lasu w kierunku piaszczystej drogi i gdy na nią trafiłem, obrałem - wydawało się, właściwy kierunek. Po pewnym czasie las zaczął rzednąć, za nim widać było pola, a jeszcze dalej domostwa. Oliszki to raczej nie są - pomyślałem - za blisko. Więc pewnie wyjdę gdzieś w Niewodnicy. Ale nigdzie też nie widziałem charakterystycznej białej wieży kościoła niewodnickiego z czerwonym dachem. Wreszcie doszedłem do pierwszych domów. Za chwilę droga się skończyła, dotarłem do skrzyżowania, przy którym widać było białą tablicę z nazwą miejscowości. Stanąłem jak wryty. 

Ogrodniki... Tego się nie spodziewałem. Nie sądziłem, że miejscowość o takiej nazwie znajduje się tu gdzieś w pobliżu.

Nie była duża, ale leżała w malowniczym miejscu, przytulona do lasu. Była doskonałym przykładem przechodzenia dawnej wsi w "miejscowość-sypialnię" większej aglomeracji, w tym wypadku Białegostoku. O niedawnej przeszłości świadczył choćby przystanek autobusowy, którym zajęła się już przyroda. Być może autobus był jakiś czas temu dobrym pomysłem na skomunikowanie tejże wioski z nieodległym Białymstokiem. Ale w międzyczasie samochód osobowy przestał być dobrem luksusowym, niektórzy powymierali, a jeszcze inni wyjechali szukać szczęścia gdzie indziej. O przeszłości, która już przeminęła świadczyła również zapadnięta chałupa. W oknach jeszcze wisiały firanki, ale komin dziwnie sterczał wysoko w górę, pozbawiony towarzystwa dachu.



Jednak nieopodal, bliżej lasu stały już nowe domy, można rzec rezydencje - znak nowej rzeczywistości, gdy wsie okalające Białystok przestały pełnić swą rolniczą funkcję, stając się peryferiami aglomeracji miejskiej.

Okazuje się jednak, że historia wsi Ogrodniki sięga czasów zamierzchłych. Gdy w 1654 wojewoda trocki (A trzeba pamiętać, że na terenie województwa podlaskiego istniała swoista enklawa - teren należący od odległego województwa trockiego - spadek po czasach, gdy Grzegorz Chodkiewicz nie złożył przysięgi na wierność królowi polskiemu Zygmuntowi Augustowi podczas unii polsko-litewskiej w 1569 roku.) Mikołaj Stefan Pac sprowadz do nieodległej Choroszczy dominikanów i powierz im prowadzenie parafii, Ogrodniki już od dawna istniały i wraz z wioskami Barszczewo, Jeroniki, Krupniki, Łyski, Sienkiewicze i Ruszczany zostały przekazane właśnie choroskim dominikanom, jako uposażenie klasztoru.

Wymieniane były jako ich własność w opisie parafii choroskiej z lat 80-ych XVIII wieku, będącym częścią wielkiego założenia, zainicjowanego przez biskupa płockiego Michała Poniatowskiego, którego celem było stworzenie dokładnego opisu kartograficznego kraju.

Dziś można w Ogrodnikach oglądać dwie pamiątki dawnej przeszłości. Jedną z nich jest krzyż z 1931 roku, ufundowany przez Stanisława Wasilewskiego.


  
Postawiony w intencji ochrony mieszkańców od wszelkich nieszczęść, jak świadczy tabliczka z inskrypcją: "Od smutków, chorób, ognia, piorunów i wojny strzeż nas Panie Jezu".





Znajduje się w Ogrodnikach również bardzo ciekawy krzyż z przełomu XIX i XX wieku z narzędziami męki pańskiej, przypominający tematyką opisywany już tu na blogu podobny zabytek sztuki ludowej z nieodległego Barszczewa.



Ten barszczewski wydaje się bardziej zdobiony, jednak scena ukrzyżowania nie jest na nim w tak wyrazisty sposób ukazana, jak na krzyżu ogrodnickim.


 
Warto dodać, że związki między Barszczewem, a Ogrodnikami znalazły swoje odzwierciedlenie w nazewnictwie. Wieś do 2009 roku wieś nosiła nazwę Ogrodniki Barszczewskie, kiedy to na wniosek mieszkańców została skrócona do dawnego historycznego określenia.

Tadeusz Kasabuła, Adam Szot, "Parafia rzymskokatolicka w Choroszczy. 550 lat: księga jubileuszowa", Wydawnictwo Buk, 2009, 

Wiesława Wernerowa, "Opisy parafii dekanatu knyszyńskiego z roku 1784", Studia Podlaskie, t. 1, 1990.