Tuż za Jurowcami skręciliśmy w pierwszą drogę w lewo. Zgodnie ze słowami pana Grzegorza dobrze zachowany cmentarz ewangelicki miał znajdować się przy drodze na Leńce, pod lasem. Droga przykryta śniegiem była dość śliska, koła nie raz buksowały w miejscu. Całe szczęście, że podjazd pod górkę ktoś przytomny podsypał piaskiem. Jurek jednak był niezadowolony.
- Ja pamiętam, że z jednej strony był piękny widok w dół na dolinę Supraśli. A tu po obu stronach las.
Przy najbliższej okazji zawróciliśmy i podążyliśmy powoli w stronę drogi Jurowce - Dobrzyniewo Kościelne. Kierowałem trochę z duszą na ramieniu. Za nami równie powoli toczył się samochód Jarka i Basi, a ja bałem się, żeby przy jakimś śliskim zjeździe z górki nie wjechali w tył naszego samochodu. Wróciliśmy do wsi i skręciliśmy w ulicę Polną, aby zasięgnąć języka. Dojechaliśmy do miejsca, gdzie po prawej stronie widać było tylko jeden, ostatni dom pod lasem. Nie podchodziliśmy bliżej długości łańcucha, na którego końcu obszczekiwał nas pies. Za chwilę z domu wyszedł młody mężczyzna.
- Cmentarz? Trzeba pojechać tą drogą w las prosto i po około 400 metrach będzie. Ale nie tuż przy drodze. Trzeba trochę wejść w las.
- A czy mieszka tu ktoś starszy z Cylwików, kogo można jeszcze zapytać o dawne czasy? - nie dawał za wygraną Jurek.
- Moja babcia z Cylwików. Mieszka tam w dole. Można podjechać i porozmawiać.
Poszliśmy jednak drogą w las. Po prawej stronie jednak nigdzie nie było widać cmentarza. Zawróciliśmy więc do miejsca, gdzie odbyła się powyższa rozmowa i poszliśmy w prawo drogą w dół, która zakręcała nieco niżej w tę samą stronę, co wcześniejsza przez las. Po lewej stronie ujrzeliśmy w dole drewnianą chatę.
Na podwórku krzątała się starsza kobieta.
- Dzień dobry. Czy tu w okolicy jest stary cmentarz niemiecki?
- Tak. Trzeba kawałek przejść tą drogą i za chwilę na wzgórzu będzie cmentarz. Obok stał dom, ale spalił się już kiedyś. Cmentarz dobrze utrzymany, stoją krzyże.
- A pani może z Cylwików.
- Nie ja ze Szrederów.
Przypomniałem sobie, że gdy ostatnio przeglądałem księgi metrykalne białostockiej parafii ewangelickiej z połowy XIX natykałem się od czasu do czasu na metryki z Jurowiec. Najczęściej powtarzającym się nazwiskami były właśnie Schroeder i Krause.
- A czy byli tu kiedyś tkacze?
- Tak, tam w dole stał dom tkaczy.
Spojrzeliśmy w dół. Piękny widok na dolinę Supraśli. Jurek miał rację, jeśli chodzi o krajobraz przy cmentarzu. Latem, gdy dookoła zielono, musi tu być pięknie.
- A pani pamięta tych tkaczy?
- Nie, jak ja tu przyjechałam, to już tam nikogo nie było. Tylko narzędzia tkackie walały się.
- A dawno to było?
- Na początku lat 60-ych.
- A czy ci tkacze, gdzieś pracowali?
- Nie oni tu na miejscu robili. To była taka ... manufaktura.
Poszliśmy drogą we wskazanym kierunku. Za chwilę wśród lasu ujrzeliśmy wzgórze i pierwszą mogiłę.
Mogiła żołnierza polskiego z września 1939 roku. Czytałem o niej w internecie, gdy przygotowywałem się do wycieczki. Weszliśmy nieco wyżej i zobaczyliśmy trzy nagrobki. Nie były stare. Krzyże, jak na cmentarzu katolickim. Jedynie tabliczka na jednym z grobów musiała pochodzić z oryginalnego, wcześniejszego nagrobka. Tylko nazwiska świadczyły o tym, że jest to cmentarz ewangelicki.
"Tu spoczywają moje rodzice i rodzina moja. Prosi stroskany syn o westchnienie do Boga. Postawił Karol Henkel w 1925 roku."
Tuż obok nagrobek rodziny Krauze, a obok niego Chrystus niosący krzyż, jakby przeniesiony z cmentarza katolickiego.
Parę kroków dalej kwatera mieszcząca dwa nagrobki, ogrodzona zniszczonym ogrodzeniem. "Adolf Szreder, żył lat 73, zmarł 1 X 1927, Luiza Szreder, żyła lat 87, zmarła 11 II 1949." Obok nagrobek Pauliny Piotrowskiej zmarłej w 1952 roku w wieku 52 lat.
Kiedyś mógł to być nieco większy cmentarz, ale chyba niezbyt duży. Dziś poza wymienionymi nagrobkami znaleźliśmy jeszcze stare żeliwne ogrodzenie. To wszystko. W dole wzgórza zaś rzeczywiście widać było resztki domu.
Zeszliśmy ze wzgórza, ustawiliśmy się do pamiątkowego zdjęcia grupowego, a następnie poszliśmy nieco już zziębnięci w kierunku samochodów, aby podjechać na ciepły posiłek i herbatę do jednego z pobliskich barów.
Po przyjeździe do domu, zajrzałem do księgi małżeństw parafii ewangelickiej w Białymstoku z lat 1841-1875. Najstarszej, dostępnej w internecie.
Najstarsze cztery zapisy, w których występuje nazwa Jurowce dotyczą następujących małżeństw:
1854/14 Johan Oślicki, urodzony i zamieszkały w Białymstoku, syn Kazimierza Oślickiego i Magdaleny Jaruszewicz poślubił Anę Schroeder, 23 lata, zamieszkałą w Jurowcach, córkę Christopha Schroedera i Karoliny Tarachowskiej.
1855/2 Christian Lange, urodzony w Konstantynowie, zamieszkały w Jurowcach, syn Wilhelma Lange i Christiny Haperman poślubił Johanę Dombrowską, urodzoną i zamieszkałą w Wasilkowie, córkę Friedricha Dombrowskiego i Karoliny Housel.
1859/17 Carl Friedrich Wilhelm Lierst, urodzony w Langenwalden, zamieszkały w Białymstoku poślubił Jakobine Zimmerman z Dombrowskich, urodzoną w Wasilkowie, zamieszkałą w Jurowcach, wdowę po Auguście Zimmermanie, córkę Friedricha Dombrowskiego i Elizabeth Imzel.
1863/39 Julius Krause, urodzony w Jurowcach, zamieszkały w Białymstoku, syn Petera Krause i Louise Gebert poślubił Paulinę Schroeder, urodzoną w Knyszynie, zamieszkałą w Jurowcach, córkę Juliusa Schroedera i Wilhelminy Krüger.
Jak widać nazwiska Schroeder i Krause były obecne w Jurowcach już w połowie XIX wieku, a rodziny tkackie osiadłe w okolicach Białegostoku wcale nie musiały być związane pracą z większymi fabrykami. Przynajmniej nie bezpośrednio.
P.S. Z okazji zbliżających się Świąt, życzę czytelnikom bloga, tym stałym i tym przypadkowym rodzinnego ciepła, radości i odpoczynku od codziennego zabiegania, a także wielu łask płynących z tajemnicy Bożego Narodzenia.
Jurowiec, nie Jurowców.
OdpowiedzUsuńSuper hobby, nawet nie byłam świadoma, że tuż obok mojej wsi znajduje się cmentarz! :)
Skoro mieszkanka Jurowiec tak mówi, to musi być poprawnie. Poprawiłem.
UsuńPomorzesz tam dotrzeć?
OdpowiedzUsuńAdam. Ty już wiesz który ��
Domyślam się, ale mogę się mylić. Pisz, dzwoń...
OdpowiedzUsuńDziś dotarłem do tego miejsca. Dziękuję za pomoc w wskazaniu. Spotkałem w lesie drwali. Jeden z nich był kiedyś mieszkał na kolonii. Jego las graniczy z cmentarzem. Obok cmentarza są ruiny gospodarstwa. Tam mieszkał jego krewny. Zmarł w latach 60. Niestety, napotkany, nic nowego nie wniósł do historii tego miejsca.
OdpowiedzUsuńDzięki Adam za relację z Twojej wyprawy w to miejsce. Co do ruin gospodarstwa. Według mojego rozeznania, znajdują się w niezłym stanie. Gospodarstwo musiało całkiem niedawno być jeszcze użytkowane.
OdpowiedzUsuńGospodarstwo należy do państwa baginskich ktuzi tam mieskali teraz mieskjom w jurowchach na ul.wiejskiej ale z tech budynku tam kozystajom
OdpowiedzUsuń