niedziela, 17 marca 2013

Miechocin, parafia mych przodków Tudorów

Poza Cyganami miałem okazję w ostatnim czasie odwiedzić Miechocin, dziś wiejskie przedmieście Tarnobrzegu, jego (jak piszą Józef i Wojciech Rawscy) kolebkę. Do Miechocina wjeżdżałem od strony Chmielowa, wioski sąsiadującej z Cyganami, również w przeszłości zamieszkanej przez mych przodków. Była późnozimowa pogoda, na zewnątrz lekki mróz, niebo prawie w całości zachmurzone, jednak gdzieniegdzie przebijało światło słoneczne. Po lewej stronie, tonące we mgle, mijałem sporej wielkości jezioro Tarnobrzeskie. Nazwa ta funkcjonuje od niedawna, sam zbiornik powstał w roku 2009 po zalaniu wodą z pobliskiej Wisły wyrobiska górniczego o powierzchni 560 ha i głębokości do 110 m, pozostałego po odkrywkowej kopalni siarki. Niegdyś region przemysłowy ma szansę zamieniać się w atrakcję turystyczną.


W parafii miechocińskiej wystawiony został jeden z pierwszych dokumentów metrykalnych, na podstawie którego miałem okazję uzupełniać swoją genealogię - spisany po łacinie akt chrztu mego dziadka Wojciecha Tudora. Stąd też pochodzą metryki dokumentujące przodków męskich Wojciecha - Andrzeja, Wojciecha i Ignacego Tudorów.


Niepozorny kościółek miechociński, położony na wzgórzu po prawej stronie drogi wiodącej z Chmielowa jest jedną z najstarszych polskich świątyń. Jak pisze o Mychoczinie Jan Długosz: "Villa habens in se ecclesiam parochialem Sanctae Mariae Magdalenae dictam, lapide per nobilis de familia Habdank muratam". Według Józefa i Wojciecha Rawskich prawdopodobnym fundatorem kościoła pochodzącym z Habdanków był Pakosław Starszy, syn Lasoty, występujący na arenie dziejów w latach 1219 - 1243. Styl gotycki, w jakim został zbudowany pierwotny kościółek trafiał do Polski w owych czasach, za sprawą rzymskokatolickiego zakonu Cystersów. Za czasów Długosza świątynia wystarczała dla 460 parafian. Budowla pierwotnego kościółka stanowi prezbiterium obecnej świątyni.






W 1593 roku założono miasto Tarnobrzeg. Wzrosła wtedy liczba parafian, co spowodowało konieczność rozbudowy kościółka, która miała miejsce za czasów Stanisława Michała Tarnowskiego - "wojewody bogatego" w roku 1613. Rozbudowano wtedy między innymi nawę główną.

Kolejna rozbudowa nawy głównej miała miejsce w latach 1843-45. Eklektyczne elementy, zaburzające estetyczny wyraz kościoła widoczne w jego bryle, jak na przykład okrągła kaplica o sklepieniu kopulastym, to efekt restauracji kościoła w roku 1932, uzasadnionej zniszczeniami, jakim uległ w roku 1915 podczas działań wojennych.



Niestety nie dane mi było wejść do środka kościoła. Musiałem zadowolić się oglądaniem tego zabytku przeszłości z zewnątrz. W murze świątyni zauważyłem cztery tablice. Dwie z nich poświęcone zostały mieszkańcom wiosek Kajmów i Machów, które zniknęły z powierzchni ziemi, ustępując miejsca w latach 60-ych XX wieku, budowanej kopalni siarki. Obok nich wisi tablica poświęcona Wojciechowi Wiąckowi, ojcu wspomnianej w poprzednim poście Marii Kozłowej.



Jest też tablica poświęcona rozstrzelanym przez Niemców w Rozwadowie, 19 października 1943 roku, żołnierzom AK. Zwróciłem szczególną uwagę na nazwiska Józefa Motyki urodzonego w 1913 roku oraz Mieczysława Motyki, urodzonego w 1920 roku. Nazwisko Motyka nosiła bowiem moja prapraprababcia Marianna, żona Ignacego Tudora oraz jej ojciec Piotr.


W ogrodzeniu kościoła znajdują się 3 zbudowane z cegły, opatrzone drewnianymi drzwiczkami kapliczki. Jedna z nich miała je otwarte, ale puste wnętrze, więc nie do końca jest dla mnie jasne ich przeznaczenie.


Nieopodal zauważyłem również trzy inne interesujące obiekty. Przy ulicy, od strony jeziora Tarnobrzeskiego stoi krzyż z lanego żelaza, na betonowym fundamencie, postawiony w roku 1935 przez hrabiego Zdzisława Tarnowskiego. W miejscu tym w roku 1908 spadł z wystraszonego konia, lecz poza zwichnięciem nogi, nie doznał obrażeń.


W pobliżu kościoła znajduje się także głaz z tablicą poświęconą Janowi Długoszowi. Napis na tablicy głosi: "Pamięci Jana Długosza (1415 - 1480), wielkiego kronikarza Polski Piastów i Jagiellonów, wychowawcy synów króla Kazimierza Jagiellończyka, protektora nauki i arcybiskupa lwowskiego, patrona szkoły parafialnej w Miechocinie, w wieku XVI i XVII Akademii Miechocińskiej, Szkoły Filialnej Akademii Krakowskiej. Tarnobrzeg 22.IX. 2011, Prezydent Miasta Tarnobrzega."



Nieopodal stoi drugi krzyż, ufundowany przez hrabiego Zdzisława Tarnowskiego w roku 1935 na pamiątkę 1900-ej rocznicy odkupienia świata przez Jezusa Chrystusa.


O jeszcze jednej ciekawostce związanej z Miechocinem napiszę w jednym z kolejnych postów.

Józef Rawski, Wojciech Rawski, "Miechocin. Kolebka Tarnobrzega.", Towarzystwo Przyjaciół Tarnobrzega, Tarnobrzeg, 1994

czwartek, 14 marca 2013

Cygany - krótka wizyta

Była późna pora poobiednia, gdy wjeżdżałem do Cygan od strony Stalowej Woli i Zaklikowa. O tej porze roku miałem więc około godziny, aby móc przed zmrokiem zobaczyć wioskę, w której moi pradziadkowie Andrzej i Marianna Tudorowie spędzili około 10 lat swego życia w burzliwym drugim dziesięcioleciu XX wieku. Na zewnątrz samochodu było szaro, zimno, zaczął zacinać drobny deszczyk. Zapowiedziałem wcześniej telefonicznie swoją wizytę w Centrum Kultury Lasowiackiej, aby zobaczyć regionalną izbę pamięci im. Marii Kozłowej.

Przed wioską po prawej stronie drogi stał krzyż-kapliczka. Wkrótce na horyzoncie pojawiły się pierwsze zabudowania.






W centrum wsi, okazale prezentował się budynek Centrum Kultury Lasowiackiej. W izbie regionalnej można było obejrzeć galerię kwiatów lasowiackich, wykonanych przez członkinie Stowarzyszenia Na Rzecz Ekorozwoju Wsi Cygany, przedmioty codziennego użytku na wsi z pierwszej połowy wieku XX, a także nieliczne dokumenty zgromadzone przez Marię Kozłową. Maria Kozłowa (1910-1999) była córką wzmiankowanego na blogu działacza społecznego Wojciecha Wiącka. Skrzętnie dokumentowała wiadomości o zwyczajach, obrzędach, ludowej magii. Interesowały ją regionalne tańce, plastyka obrzędowa i wszystko, co wiązało się z tradycją wsi lasowiackich. Pisała również poezje. Na wszelkiego rodzaju uroczystości zawsze ubierała ludowy, stuletni strój lasowiacki. W izbie regionalnej podczas rozmowy z obsługującymi izbę paniami, dowiedziałem się, że dwa lata temu do Cygan przyjeżdżał Polak z Wielkiej Brytanii zainteresowany korzeniami rodziny Tudorów, jak również, że rodzina Tudorów mieszkała najprawdopodobniej w części wsi zwanej Piaskami. Obdarowany materiałami regionalnymi (pocztówki, zbiorek poezji Marii Kozłowej) opuściłem centrum.

Miałem później niewiele już czasu, na dodatek do szarugi zaczął dołączać zmierzch. Sfotografowałem na koniec kilka mijanych kapliczek. Wioska dość ciekawie położona wśród lasów, z wąskimi (na 1,5 samochodu) asfaltowymi uliczkami. Zabudowa murowana w większości, jednak gdzieniegdzie stoją drewniane chaty, być może pamiętające moich pradziadków.








wtorek, 19 lutego 2013

Kiekrz i okolice

Nadszedł był czas, aby ponownie odwiedzić podpoznański Kiekrz, ojczystą parafię Paczkowskich, którzy przynajmniej od początku XIX wieku mieszkali w pobliskich Krzyżownikach -  dziś dzielnicy Poznania. Głównym powodem mojej tegorocznej wyprawy do Kiekrza była chęć naocznego sprawdzenia ksiąg zgonów od roku 1909 do 1914 i przekonania się, czy widnieje w nich zapis o zgonie mego prapradziadka Wawrzyńca Paczkowskiego. Przez Kiekrz wielokrotnie przejeżdżałem pociągiem w czasach studenckich, jako, że tędy przechodzi linia kolejowa do Krzyża i dalej w kierunku na Gorzów Wielkopolski. Jednak brak zainteresowań genealogicznych sprawiała, że nigdy, mając tyle okazji, nie zatrzymałem się w tej uroczo położonej miejscowości w celach poznawczych.

Kościół kierski położony jest na wzgórzu w centrum miejscowości. Tuż za nim znajduje się cmentarz, na którym znalazłem swego czasu kilka nagrobków osób i całych rodzin o nazwisku Paczkowski. Pierwsza źródłowa wzmianka o kościele pochodzi z 1397 roku. Mowa jest w niej o "plebanie Pawle z Kiekrza". Pierwszy kościół pw. św. Michała Archanioła zbudowany był z drewna, a istniejące do dziś dokumenty parafialne rozpoczynają się w roku 1407, niemalże w przeddzień Bitwy pod Grunwaldem. Obecny kościół został zbudowany w stylu barokowym w drugiej połowie XVI wieku przez właścicieli Kiekrza, rodzinę Kierskich. Dwa wieki później Maria Kierska z Zakrzewskich rozbudowała go do dzisiejszych rozmiarów.



Przed kościołem znajdują się nagrobki zmarłych księży proboszczów: Antoniego Dukata (1876-1931), Jana Rymarowicza (ur. 1902) i Michała Wagnera (ur. 1886).

Obok kościoła zwracają też uwagę dwa zbudowane z cegły grobowce. Jeden należał do właścicieli Wielkiego, rodziny Stock-Jesse.


Drugi zaś do Przyłuskich - właścicieli Strzeszynka. W dolnej części grobowca pochowani zostali rodzice arcybiskupa gnieźnieńskiego Leona Przyłuskiego (1789 Strzeszynek - 1865 Poznań) oraz jego serce. Arcybiskup Leon Przyłuski stał na czele deputacji do króla Prus w sprawie utrzymania autonomii Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Był honorowym prezesem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.


W bocznej ścianie kościoła wmurowana jest tablica upamiętniająca inną przedstawicielkę rodziny Przyłuskich - Nepomucenę Godlewską, żonę inspektora kancelarii sądu poznańskiego (1797-1833).


Księgi zgonów w kancelarii parafialnej nie przybliżyły mnie niestety do zagadki zgonu prapradziadka. Przejrzałem lata 1909-1918. Bez rezultatu.

***
Niewątpliwą atrakcją Kiekrza jest jezioro Kierskie. Już Adolf Nowaczyński, nasz przedwojenny doskonały pisarz, miłośnik Wielkopolski, w swym dziele "Poznaj Poznań", Poznań 1939, pisał:

"Jak Tatry swego czasu zrobiły karierę, zyskawszy sobie takich odkrywców jak Staszic, Kantak, jak Goszczyński i Pol, jak Eliasz (zapoznany) i Witkiewicz ojciec, tak i Wielkopolska jako "Kraj Tysiąca Jezior" musi wyłonić ze siebie propagatorów-apostołów w typie Chałubińskiego czy Baranowskiego. Ariston men hydor. Ze "Związku Popierania Turystyki" w Poznaniu musi wzejść i porodzić się mąż wdały, Walgierz propagandy, który obmyśliwszy plan wielkiej kampanii, zorganizuje odkrycie jezior wielkopolskich dla Polski i w te tu strony i okolice nakieruje wielki, masowy napływ czy najazd inteligencji względnie po prostu burżuazji polskiej."

I dalej pisze o warunkach, jakie jeziora wielkopolskie powinny spełnić, aby przyciągnąć rzesze turystów:

"Pierwsza - to możliwie nieskomplikowany dostęp i ułatwienie komunikacyjne dla gości z Bliskiego Wschodu. Ten warunek forytuje na pierwsze miejsce grupę jezior pod-poznańskich i wschodnio-gnieźnieńską.

Drugi warunek - to dobór tych miejscowości, które są już mniej lub więcej zaawansowane w urządzenia przystaniowe, sportowe, łazienki, plaże, dogodności rybołówcze, wille, mieszkania, elektryczność, café-restaurant i ewentualnie zalążki klubowo-kasynowe.

Ten warunek typuje na pierwsze miejsca Mosinę i Kiekrz w centrum, Powidz na wschodzie, Wągrowiec na północy i ewentualnie Baszkowo pod Lesznem na połud.-zachodzie."

Dziś Kiekrz, jako że leży w zbyt bliskim sąsiedztwie Poznania nie wydaje się aż tak atrakcyjny dla turystów przede wszystkim złaknionych ciszy. Poza tym do Polski należą bogate w jeziora szerokie połacie Puszczy Noteckiej, Pojezierze Lubuskie i wiele jezior Pomorza Szczecińskiego.

Wybierając się do Kiekrza z synem liczyłem jednak, że jezioro będzie jako taką atrakcją. Niestety, gdy zajechaliśmy w jego okolice, z nieba zaczęły lać strugi deszczu. Dla syna atrakcją miał pozostać Poznań ze stadionem Lecha, który mieliśmy zamiar zobaczyć po odwiedzeniu Kiekrza.


Jadąc w jego kierunku nie mogłem nie zatrzymać się w Rogierówku, gdzie w wiatraku typu holender z 1905 roku mieści się Muzeum Młynarstwa. Prapradziadek Wawrzyniec według aktów metrykalnych był młynarzem, co stanowiło dodatkowy bodziec do odwiedzenia tego obiektu. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że muzeum czynne jest od kwietnia dopiero, ale właściciel wpuścił nas do środka bez problemu.

Wiatrak ten jest jedynym tego typu wiatrakiem w Wielkopolsce, w pełni zautomatyzowanym. Pracujący w nim młynarz musiał w zasadzie tylko wsypać ziarno i podłożyć worek na mąkę. Utrzymany jest w bardzo dobrym stanie, w przeciwieństwie do nielicznych pozostałości wiatraków sokólskich. Jako, że był to ostatni obiekt w okolicach Kiekrza, którego zwiedzenie mieliśmy w planach, ruszyliśmy do Poznania. A ja obiecałem sobie, że kiedyś wreszcie będę musiał przyjechać do Kiekrza na dłużej.


piątek, 1 lutego 2013

Poniemieckie kościoły w okolicach Gorzowa (4) - Ulim i Łagodzin

Podczas ostatniego pobytu w rodzinnym mieście nie mogło zabraknąć wyprawy do podgorzowskich wiosek, pamiętanych z okresu dzieciństwa.

Wieś Ulim (Eulam po niemiecku) leżała zawsze nieco na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych. Dojeżdżało się do niej zawarciańską ulicą Kasprzaka. Dziś po wybudowaniu szeregu dróg ekspresowych leży tuż przy głównej drodze na Kostrzyn. Z dzieciństwa pamiętam, jak obserwowałem przez okno w bloku, tereny znajdujące się po południowej stronie Warty, nizinnej i płaskiej. Ulim był, dzięki wysokiej wieży kościoła, doskonale widoczny w letnie bezchmurne dni. W przeciwieństwie do wiosek założonych podczas melioracji Błot Warciańskich Krasowca, Glinika, Ciecierzyc i Osiedla Poznańskiego  powstał dużo wcześniej. Pierwsze wzmianki dotyczące wsi pochodzą z 1316 roku. Być może w średniowieczu istniały dwie wsie: położona wysoko i nisko. Zasiedlona była głównie przez rybaków znajdujących zatrudnienie dzięki przepływającej w pobliżu Warcie. We wsi znajduje się neogotycki kościół z 1876 roku. Zwraca uwagę data na sygnaturce kościoła oraz klamka u drzwi pochodzących zapewne jeszcze z czasów niemieckich, gdy kościół należał do parafii protestanckiej w Deszcznie.





 Z Ulimia niedaleko jest do Łagodzina (niem. Egloffstein), wsi położonej przy drodze z Gorzowa do Sulęcina. Założona została w XVIII wieku podczas wspomnianej wyżej melioracji Błot Warciańskich. Polska nazwa zapożyczona została od nazwy miejscowej występującej w dokumencie z 1372 roku. Niemiecka nazwa wsi została nadana na cześć pułkownika Egloffsteina z Frankfurtu nad Odrą. Obecny neogotycki kościółek pochodzący z 1901 roku jest trzecią z kolei świątynią w Łagodzinie. Przypomina nieco swą sylwetką kościół w nieodległym Krasowcu.