czwartek, 14 stycznia 2016

Bażantarka i jej dopływ

Zapoczątkowałem niedawno cykl postów dotyczących białostockich ciekawostek, na które trafiłem zbierając materiały do historii dzielnicy Nowe Miasto, mając na uwadze przygotowanie spaceru po tej dzielnicy. Zacząłem od cieków i zbiorników wodnych. Ma to swoje uzasadnienie. Staw Marczyka i Pstrągarnia stanowiły nieliczne istniejące punkty odniesienia w najbliższym sąsiedztwie powstałej wiele lat później dzielnicy. Dziś napiszę o kolejnym cieku wodnym, równie ważnym, gdyż biorącym swą nazwę od folwarku Bażantarnia, który nad wspomnianym strumykiem był położony.

Bażantarka, bo o tym cieku wodnym mowa, może nigdy nie zostać rozpoznana przez przeciętnego mieszkańca Białegostoku. Zaczyna się bowiem przy ul Pogodnej, przepływa przez położone przy niej ogródki działkowe, przecina boczną uliczkę Zdrojową, następnie ulicę Bema, tuż przy siedzibie Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. W tym miejscu jest dość dobrze widoczna, rozlewając się w staw.



Później jednak na dość długim odcinku przepływa przez ogródki działkowe im. gen. Zygmunta Berlinga.
Przy granicy ogródków działkowych staje się ciekiem podziemnym. Słyszałem, że niemałym wyzwaniem technicznym była realizacja projektu wiaduktu im. Augusta Fieldorfa "Nila" w związku z przepływającą pod nim Bażantarką. Dalej strumyk wypływa już za torami kolejowymi, kieruje się w stronę ulicy Hetmańskiej, przecina ją i wpada do Stawów Marczukowskich. Od stawów płynie nieużytkami i w okolicach skrzyżowania ulicy Sikorskiego z Aleją Jana Pawła II wpada do Białki. W sumie prawie 4 km cieku stałego. Poza czterema miejscami: przy ulicy Pogodnej, Bema, Hetmańskiej i ujściem do Białki płynie przez bardzo rzadko odwiedzane miejsca przez przeciętnego mieszkańca miasta.
Spojrzę teraz przez chwilę na przywoływany już tutaj plan miasta Białegostoku z 1937 roku. Widać na nim Bażantarkę, która rozpoczyna swój bieg tuż przy skrzyżowaniu ulicy Zielnej i Żurawiej. Ulica Żurawia to dzisiejsza ulica Pułaskiego. W okresie międzywojennym Bażantarka miała więc nieco dłuższy bieg niż dzisiaj.  Do ulicy Pogodnej była ciekiem okresowym zasilanym z wysięków, czyli słabych, nieskoncentrowanych miejsc wypływu wód gruntowych na powierzchnię. Dość rozległe było więc źródlisko Bażantarki. Obecnie wody z wysięków na odcinku do ulicy Pogodnej zostały skierowane do kanalizacji deszczowej.
Bardzo ciekawy jest dopływ Bażantarki, który bierze swój początek nieopodal Biedronki przy ulicy Transportowej. Na wysokości ulicy Octowej przepływa pod torami kolejowymi i łączy się z kolejnym strumykiem płynącym od strony ulicy Lawendowej. Następnie przepływa pod ulicą Nowohetmańską i zaczyna się jej najciekawszy odcinek ograniczony ruchliwymi ulicami Nowohetmańską i Popiełuszki. Jadąc ulicą Nowohetmańską widzimy w tym miejscu lasek, zza którego o zachodzie słońca wychyla się malowniczo, jakby zza puszczy wieża kościoła świętej Jadwigi. Obszar ten jest dziki, nie zagospodarowywany w żaden sposób przez człowieka. Na jego terenie wytworzyły się mokradła, charakteryzujące się dużą różnorodnością gatunków roślin naczyniowych i bezkręgowców. Można tu podobno napotkać storczyki krwiste z białymi kwiatami, które są dość rzadkimi odmianami, zaobserwowano również około 40 gatunków ptaków gniazdujących.
Zapuściłem się w te bagna tylko raz. Był dość zimny i mokry (mżyło) dzień wczesnej jesieni. Akurat miałem trochę czasu, więc nie zastanawiając się długo wsiadłem na rower. Zjechałem z ulicy Nowohetmańskiej w piaszczystą szeroką ścieżkę, która stopniowo zwężała się, aby zakończyć się przed gąszczem roślinności. Mimo, że z obu stron ograniczały mnie dość ruchliwa ulica Nowohetmańska i bardzo ruchliwa ulica Popiełuszki, czułbym się prawie jak w dzikiej głuszy, gdyby nie przytłumione odgłosy ruchu samochodowego.

Zapraszam już w najbliższą niedzielę, 17 stycznia 2016 roku na spacer w ramach akcji "Odkryj Białystok z przewodnikiem", której organizatorem jest Klub Przewodników Turystycznych przy Regionalnym Oddziale PTTK w Białymstoku. Początek o godzinie 10.00 przy pętli autobusowej Octowa/Bażantarnia. Koszt - 2 zł od osoby. O czym opowiem? O miejscach historycznych, które były zaczątkiem lub nieopodal których powstało osiedle Nowe Miasto. Na pewno padną takie nazwy jak Bażantarnia, Starosielce, Kolonia Urzędnicza Bażantarnia, czy Kolonia Urzędnicza Słoboda w oparciu o źródła publikowane, jak i takie, które dopiero czekają na opracowanie. Będzie też kilka historycznych ciekawostek, na które natknąłem się przygotowując wycieczkę.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Bracia Wroniszewscy, Końskie Szkice Historyczne i zagłada Zygmuntowa

Na dniach skończyłem czytać opracowanie Bogumiła Kacperskiego i Jana Zbigniewa Wroniszewskiego "Końskie i powiat konecki 1939 - 1945. Część V. Konspiracja konecka 1939-1945. Struktury terenowe: podobwody i placówki" wydane w ramach Końskich Szkiców Historycznych. Interesował mnie szczególnie fragment dotyczący spalenia wsi Zygmuntów w dniu 29 listopada 1944 roku. I rzeczywiście w rozdziale dotyczącym placówki Skotniki: "Rzeka", "Helena" znalazłem następujący opis:

"W miejscowości Trzy Morgi, leżącej na zachodnim brzegu Pilicy, stacjonowało siedmiu starszych wiekiem żołnierzy Wehrmachtu, doglądających robót fortyfikacyjnych. Żołnierze często zaglądali na przeciwległy brzeg Pilicy, do  Zygmuntowa; po tamtejszy bimber, który im przypadł do gustu. Leżąca na uboczu wioseczka doczekałaby spokojnie końca wojny, gdyby pewnemu tamtejszemu czternastolatkowi nie wpadł do głowy szaleńczy zamiar zabicia któregoś z tych "wachmanskich" dziadków. Zamiar wykonał, lecz nie potrafił dość starannie ukryć jego zwłoki. O świcie 29 XI 1944 r. Niemcy przyjechali (z Tomaszowa?) z odwetem. Od Szarbska szli marszem pieszym. Dwie kobiety spotkane w lesie zatłukli kolbami karabinów, aby odgłosem strzałów nie alarmować mieszkańców Zygmuntowa. Dotarłszy do wsi, otoczyli ją kordonem. Ratujących się ucieczką wystrzelali, a zatrzymanych we wsi zapędzili do domostw, które podpalili. Większość mieszkańców zginęła w płomieniach, w tym dziesięcioro dzieci od roku do lat dziesięciu. Wieś została unicestwiona. Sześcioro schwytanych zabrali żandarmi do Kurnędza, gdzie ich 2 XII 1944 r. zastrzelili. Tylko dwaj chłopcy, nieobecni tego dnia we wsi, uratowali się od zagłady. Nigdy jednak nie powrócili na zgliszcza rodzinnych zagród."

Książka została mi polecona przez Jana Zbigniewa Wroniszewskiego podczas spotkania na Kolonii Szarbsko w sierpniu 2012 roku.  Niespodziewane to było spotkanie, o którym wspominałem w notce poświęconej trzeciej wycieczce w piotrkowskie. Przyjechałem do Dąbrówki na dwa dni wraz z Krystyną Szokalski z Australii i jej synem Alexem. Na Kolonię Szarbsko trafiliśmy skierowani przez kobietę spotkaną zupełnie przypadkiem przy pieleniu grządek. Była piękna, słoneczna pogoda. Bracia Wroniszewscy przyjęli nas kawą, siedliśmy przy stole na świeżym powietrzu. Ja wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mamy możliwość rozmawiać z żywymi świadkami wielkiej historii. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia. Mieszkali bowiem na stałe w Warszawie i Olsztynie. Obaj członkowie zbrojnej konspiracji podczas II wojny światowej. Jan Zbigniew, starszy z braci, nazywany przez młodszego brata Zbyszkiem, zajmował się zbieraniem relacji oraz spisywaniem historii II wojny światowej w powiecie koneckim, młodszy Józef Kazimierz, do którego starszy brat zwracał się per "Kazik", w latach 50-ych pisał artykuły na temat okolicznych nazw miejscowych. Podczas spotkania mieliśmy okazję przejrzeć jeden z tych artykułów. Opisałem to w jednym z komentarzy na blogu. Później już, gdy miałem kontakt z osobami pochodzącymi z Szarbska lub okolic przekonywałem się, że artykuły te, pisane ponad pół wieku temu, są wciąż źródłem wiedzy dla wielu osób. Spotkanie było bardzo serdeczne i tym bardziej ciepło je wspominam wiedząc, że obaj bracia odeszli na wieczną wartę.

Józef Kazimierz Wroniszewski "Konrad" 30 września 2013 roku, Jan Zbigniew Wroniszewski "Znicz" 28 sierpnia 2014 roku.

Cześć ich pamięci.



na zdjęciu zatopiony w lekturze siedzę obok Józefa Kazimierza Wroniszewskiego.
(autor zdjęcia: Alex Szokalski)

sobota, 9 stycznia 2016

Pstrągarnia

Wróćmy na chwilę do poprzedniego artykułu. Wyobraźmy sobie, że wciąż przebywamy w drugiej połowie XVIII wieku, gdy spisywano inwentarz dóbr białostockich po śmierci Jana Klemensa Branickiego na przełomie 1771 i 1772 roku.

Od młyna Marczyka idąc do Choroszczy Borek objezdny przylegający do granicy Klepackiej z drugiej strony do Pstrągarni. W Pstrągarni (lubię to słowo - 4 spółgłoski przylegajace do siebie i samogłoska "ą" - koszmar prawidłowej wymowy dla cudzoziemców), gdzie przedtem hodowano pstrągi, w momencie spisywania Inwentarza jeno kaczki dzikie i łabędzie. Nad sadzawką olszyna i budynek zamieszkały przez Jana Olszewskiego, którego ojciec pochodził z Rajgrodu, matka była poddanką ze wsi Starosielce, żonę miał z włości sobolewskiej, zaś brat poszedł w świat. Ksiądz Jan Nieciecki pisał, że woda w Pstrągarni nigdy nie zamarzała.

Idąc do Choroszczy, znaczyło dawną Wielką Litewską Drogą wspominaną w poprzednim artykule, czyli przedłużeniem dzisiejszej ulicy Marczukowskiej. W miejscu, gdzie dziś po obu stronach ulicy Witosa, w którą przechodzi Marczukowska, rozciągają się blokowiska, kiedyś musiał istnieć Borek objezdny. Co mógł oznaczać termin Borek objezdny? Nie wiem. Później w tym miejscu musiała powstać wieś Marczuk, jak pokazuje plan miasta Białegostoku z 1937 roku. Ale żadnej sadzawki, który mógłby być dawną Pstrągarnią na nim nie widać. Zresztą, jak już wspominałem, na zabudowaniach wsi Marczuk kończyły się administracyjne granice przedwojennego Białegostoku.

Spoglądam na współczesny plan Białegostoku. Ulica Witosa dochodzi do jednej z głównych arterii komunikacyjnych dzisiejszego miasta - ulicy Sikorskiego. Po jej drugiej stronie, znajduje swoją kontynuację w postaci ulicy Niskiej. A do Niskiej od północy przylegają cztery stawy. Nie widać innych sadzawek w tej okolicy. Co prawda od końca XVIII wieku sieć wodna miasta mogła ulec modyfikacjom, ale wydaje się, że mniej więcej w tym miejscu musiała znajdować się dawna Pstrągarnia.

Okolice dzisiejszych osiedli Słoneczny Stok i Leśna Dolina, gdzie znajduje się ulica Niska, to zupełnie nie "moje tereny". Nie wiedziałem dotychczas, że w tym miejscu mogą znajdować się 4 sadzawki.

Wybrałem się w to miejsce dwukrotnie. Przy Niskiej wciąż niska zabudowa kontrastująca z widocznymi dokoła blokowiskami. Od strony północnej lasek, a od ulicy widać pierwszą sadzawkę. Woda jednak zamarzła, powietrze ma poniżej -10 stopni Celsjusza.


W lesie za pierwszą sadzawką widać kolejne trzy mniejsze. Zupełnie w środku lasku, gdzieniegdzie widać resztki starego ogrodzenia. Musiały więc kiedyś być wykorzystywane do celów gospodarczych.



Po drugiej ulicy Niskiej widać budynek cerkwi prawosławnej pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego wybudowanej w latach 1990-1999. Budynek świątyni elegancki, nowoczesny, jeśli chodzi o wykorzystane materiały, od zawsze mnie intrygował, gdyż nie przypominał tradycyjnej cerkwi, wiele elementów w architekturze nawiązywało raczej do sakralnej architektury zachodu. Autorami projektu byli Jan Kabac, Jerzy Uścinowicz i Władysław Ryżyński. Obecność w tym gronie Jana Kabaca, autora projektu cerkwi pw. Świętego Ducha na Antoniuku, najpiękniejszej białostockiej cerkwi, mówi sama za siebie.


Po raz kolejny pisząc ten krótki materiał o Pstrągarni korzystałem ze znakomitego opracowania Aliny Sztachelskiej-Kokoczki "Białystok za pałacową bramą", Białystok, 2009 oraz z artykułu księdza Jana Niecieckiego ""Opowieści o "Polskim Wersalu". O tym, jak zwiedzano piękności parków i okolic Białegostoku.", Biuletyn Konserwatorski Województwa Białostockiego, 1998.

piątek, 8 stycznia 2016

Stawy Marczukowskie

Obok kaskady, przy której stworzony został park Wokluz, znajdowała się łąka otoczona olszyną, ciągnąca się kawałkami do młyna Marczyka. Dalej most o czterech zastawkach porządny skarbowym kosztem, ciesielskiej roboty z poręczami. Już w 1749 roku grabarze choroscy obligowali się wyrobić sadzawkę przy stawie Marczyka młynarza na tarlisko karpi. Młyn był z drzewa kostkowego, nowowybudowany, porządny, otynkowany, kryty dachówką. Przy młynie, w domu wybudowanym własnym kosztem, mieszkał Albert Marczyk od dziada zasiedziały. Posiadał ogród, 30 pni pszczół, zabudowania inwentarskie, inwentarz żywy, w tym 4 woły, 4 konie, 5 krów, 18 owiec i inne.

Wyobraźmy sobie, że cofamy się o mniej więcej 235 lat. Gdybyśmy w tym czasie znaleźli się u zbiegu dzisiejszych ulic Hetmańskiej i Marczukowskiej, to stalibyśmy niedaleko wymienionego wyżej młyna Alberta Marczyka. Tak przynajmniej opisuje to miejsce inwentarz sporządzony po śmierci Jana Klemensa Branickiego na przełomie 1771 i 1772 roku.

Czy można cofnąć się jeszcze dalej w czasie? Wertuję różne dostępne i znane mi źródła i oto co znajduję.

W roku 1692 sporządzony rejestr podatku pogłównego wymienia młynarza Jana. Być może Albert był jego wnukiem, skoro  od dziada był w rzeczonym miejscu zasiedziały. Staw Marczyka istniał więc pod koniec XVII wieku, kiedy podatek pogłówny opłacał młynarz Jan.

W 1719 roku w rozgraniczeniu wsi Klepacze i Oliszki odnotowano działający tuż przy granicy włości białostockiej "młyn iwankowy", więc pewnie w tymże roku młyn nadal obsługiwany był przez młynarza Jana.

Uwagę w powyższym tekście zwraca termin granica włości białostockiej. Tuż przy młynie w wieku XVII kończył się zasięg dóbr białostockich opisanych tą granicą. Wieś Klepacze należała już do starostwa suraskiego, natomiast wieś Starosielce (której nie należy mylić z dzisiejszą dzielnicą Białegostoku o tej samej nazwie, gdyż ta została założona na gruntach wsi Klepacze właśnie w XIX wieku) leżąca za mostkiem, do dóbr białostockich. W okolicach młyna Marczyka spotykały się więc pod koniec XVII wieku granice wsi Starosielce i Klepacze. Według profesora Józefa Maroszka dokładne granice dóbr białostockich na odcinku z królewską wsią Klepacze precyzuje mapa gruntów tej wsi z 1761 roku, dostępna w Archiwum Głównym Akt Dawnych.

Ale my cofnęliśmy się w czasie do końca XVII wieku, gdy w okolicach styku dzisiejszych ulic Hetmańskiej i Marczukowskiej istniał młyn i staw. Czy da się powiedzieć coś o czasach wcześniejszych?

Wspomniany wyżej Józef Maroszek dotarł pod koniec ubiegłego wieku w Wilnie do oryginału dokumentu z 11 grudnia 1514 roku, który opisuje ugodę zawartą pomiędzy Mikołajem Michnowiczem Raczkowiczem zwanym Bakałarzem, ówczesnym właścicielem dóbr białostockich, a Monasterem Supraskim o sporne łąki nad rzekami Supraśl i Białą. Z dokumentu wynika kilka istotnych dla okolic późniejszego stawu Marczyka okoliczności. W 1514 roku przez Białystok przebiegała Droga Wielka Litewska wiodąca z Gródka nad Supraślą do Choroszczy. Droga ta biegła między innymi przez fragment dzisiejszego rynku Kościuszki, później ulicą Sosnową i dalej dzisiejszą Marczukowską. Z analizy dokumentu i sytuacji własnościowej w dobrach białostockich po śmierci jej pierwszego właściciela Raczki Tabutowicza w 1450 roku wynika, że droga ta musiała istnieć jeszcze przed nadaniem dóbr białostockich Raczce, gdyż to wzdłuż niej prowadzono granicę pomiędzy podzielonymi dobrami białostockimi po jego śmierci. Być może więc budował ją jeszcze książę litewski Witold.

Z dokumentu z roku 1514 wynika dodatkowo, że z Klepacz rozpoczynających się przecież nieopodal późniejszego młyna Marczyka, wybudowano drogę Klepacką z Klepacz do miejsca, gdzie nad Białą egzystował później młyn wodny i usytuowano założenie pałacowe na Wysokim Stoczku.

Tak więc wiadomo, że w 1514 roku, a najpewniej i dużo wcześniej obok dzisiejszego skrzyżowania biegła Wielka Litewska Droga, jeden z ważniejszych traktów wówczas. Do drogi Klepackiej jeszcze wrócimy.

Wróćmy z powrotem do przełomu lat 1771 i 1772. Od tego momentu odbędziemy szybką, ale treściwą podróż do teraźniejszości.

Młyn widoczny jest jeszcze na mapach z lat 1807  i 1825. Później  w miejscu młyna zorganizowano folwark Marczuk, w którym osiedliło się kilka rodzin. Staw przetrwał, ale na mapie z roku 1866 młyna już nie było. Ze stawu i grobli obok korzystała nieznana z nazwy farbiarnia. W 1889 roku posiadał ją niejaki G. Strobach, a od 1907 roku Otto Klejn.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości uregulowano stawy na potrzeby ujęcia wody przez koleje państwowe, które w dawnym budynku farbiarni ustawiły pompę. Wówczas też przekształcono dawny trakt, zapoczątkowany budową Wielkiej Litewskiej Drogi, w ulicę Marczukowską. Staw przedzielono groblą.

Spoglądam na plan miasta Białegostoku z 1937 roku. Widać na nim ulicę Marczukowską, od torów kolejowych gruntową, później za skrzyżowaniem z dzisiejszą Hetmańską przechodzącą w szosę. Po północnej stronie szosy Marczukowskiej stacja pomp PKP, po południowej staw Marczuk, dalej uliczki wsi Marczuk i dochodzimy do granicy ówczesnego Białegostoku, którą jest droga gruntowa biegnąca w stronę Wysokiego  Stoczku (to dawniejsza droga Klepacka wspominana wyżej). Z dzisiejszą ulicą Sikorskiego pokrywa się najprawdopodobniej dopiero w okolicach ujścia Bażantarki do Białej, a więc tuż przy Wysokim Stoczku. Wcześniej droga ta biegnie przez dzisiejsze osiedla bloków przy Skrajnej i Witosa i zupełnie nie jest czytelna w ich plątaninie dzisiaj.

Przybliżmy się znów do teraźniejszości. W okresie powojennym idąc ze Starosielc przez pola, gdzie teraz są duże osiedla Zielone Wzgórza i Słoneczny Stok, dochodziło się do wielkich hałd lnu. Jeszcze w latach 60-ych ubiegłego wieku na Wysokim Stoczku pracowała roszarnia, a na pobliskich polach stało kilkadziesiąt stogów. Pod koniec sierpnia przy Szosie do Jeżewa, (dzisiejszej Popiełuszki) wyglądającej jak polna droga ustawiały się w długiej kolejce furmanki i nieliczne samochody załadowane lnem. Niedaleko drogi stała waga. Do stawów przy Marczukowskiej dochodziło się ścieżką. Jeden był duży, drugi mniejszy. Przychodziło tam dużo ludzi nad dość spore kąpielisko. Hetmańska była wówczas wąziutką ulicą. W latach 70-ych roszarnię zlikwidowano i hałdy lnu znikły z krajobrazu. A i kąpielisko nad stawami Marczuka przestało istnieć.

Jesienią wybrałem się w ich okolice rowerem. Trudno je w ogóle dostrzec wśród chaszczy. W roku 2016 mają zostać zrewitalizowane, być może już niedługo będzie można podziwiać ich okolice z wysokości siodełka.




W niedzielę 17 stycznia 2016 roku, o godzinie 10.00 zapraszam na spacer historyczny po Nowym Mieście w ramach wędrówek organizowanych przez Klub Przewodników Turystycznych przy RO PTTK w Białymstoku.


Pisząc artykuł korzystałem z następujących materiałów:

Józef Maroszek "Rewelacyjne odkrycie nieznanych najstarszych dokumentów dla Białegostoku", Białostocczyzna nr 1 (53)/1999,

 Alina Sztachelska-Kokoczka "Białystok za pałacową bramą", Białystok, 2009,

Alicja Zielińska "Na Starosielce mówiono Meksyk", Album Białostocki, nr 269, 29 listopada 2013

Marek Jankowski "Jak to ze lnem było", Album Białostocki, nr 291, 30 kwietnia 2014

Tomasz Mikulicz "Inwestycje", Kurier Poranny, 6-8 listopada 2015