środa, 22 czerwca 2016

Jamiński Zespół Indeksacyjny

Nadszedł czas, aby napisać o projekcie wzmiankowanym na blogu niespełna 5 lat temu. Gdy relacjonowałem wrażenia z wycieczki do nadbiebrzańskiej krainy kapliczek zrębowych i suszarni tytoniu, napisałem:
"Dzięki wizycie w kościele, dowiedziałem się, że depczę po piętach Zbyszkowi Mierzejewskiemu. Biorę oczywiście udział w jego godnym pochwały projekcie."
Zbyszek napisał nieco więcej, chwaląc się uzyskanym dostępem do akt metrykalnych parafii Jaminy oraz zapowiadając ich indeksację. Jednak i to nadal nie tłumaczy, czym stał się potem "godny pochwały projekt", który właśnie zaowocował wydaniem pierwszej książki, pt. "Jaminy. Tom I. Urodzenia".


Podczas wspomnianej niedzielnej, listopadowej wycieczki, wraz z Anetą, wówczas podobnie, jak ja świeżo upieczoną przewodniczką terenową po województwie podlaskim, zwiedziliśmy cmentarz w Sztabinie, fotografując ciekawsze stare nagrobki, a następnie udaliśmy się do pobliskich Jamin w podobnym celu. Tam wysiadł mi akumulator w aparacie. Jako, że cmentarz jamiński leży wokół starego kościoła, w którym właśnie kończyło się nabożeństwo, wpadłem na pomysł, aby porozmawiać z księdzem, zajrzeć do starych ksiąg metrykalnych i podładować baterię. Okazało się to niestety niemożliwe, ksiądz spieszył na kolejną mszę, ale zdradził nam, że dzień wcześniej udostępnił księgi do sfotografowania innej osobie. Intuicja mnie nie zawiodła. Osobą tą był Zbyszek, wówczas od kilku lat mój znajomy z internetowego forum Genpol, z którym zetknęliśmy się poszukując informacji o rodzinie Noruków z Jaziewa.
Co było dalej? Po powrocie napisałem do Zbyszka, który zaproponował współpracę przy indeksacji ksiąg jamińskich zarówno mi, jak i Anecie. W grudniu do zespołu dołączyli Krzysiek Zięcina i Rysiek Korąkiewicz, a w styczniu 2012 roku Jay Orbik z USA.
Równolegle uruchomiony został nasz profil na Facebooku, który służy nam do komunikacji ze światem zewnętrznym. Wtedy też przyjęliśmy nazwę Jamiński Zespół Indeksacyjny. Poza publikacją wyników naszych prac, dzielimy się tam ciekawostkami z regionu, artykułami ze starej prasy, zdjęciami z okolicznych cmentarzy i wszelkimi innymi regionaliami. Z biegiem czasu okazało się, że Krzysiek ma doskonałą rękę do wszelkich prac technicznych związanych ze scalaniem opracowanego materiału genealogicznego, doskonale sprawdza się również jako koordynator prac zespołu. Bez Ryśka i Tomka Chilickiego, który współpracuje z zespołem na polu fotograficznym, niemożliwe było zaś pozyskanie wysokiej jakości zdjęć ksiąg metrykalnych.
Takie były początki. Chciałbym nieco subiektywnie, skrótowo i wybiórczo podsumować to wszystko co zespół zrobił od tego czasu, w czym uczestniczyliśmy i jak się rozwijaliśmy.
Główny trzon naszej dotychczasowej pracy to indeksacja dostępnych ksiąg metrykalnych parafii nadbiebrzańskich. Opracowaliśmy dotychczas następujące parafie:
Jaminy,
Krasnybór,
Sztabin,
Lipsk.
Zindeksowane dane opublikowaliśmy na naszym facebookowym profilu oraz w skrótowej wersji w Genetece, na stronie Polskiego Towarzystwa Genealogicznego. Tak szybka indeksacja nie byłaby możliwa bez całej rzeszy współpracowników-wolontariuszy, których pozyskaliśmy w ubiegłych latach. Szacuję, że współpracowało z nami dotychczas około 30 osób.
Nasza ponad 5-letnia żmudna praca nad starymi księgami nie byłaby możliwa bez spotkań integracyjnych. Większość z nas przed włączeniem się do pracy zespołu znała się jedynie przez internet. Spotkania integracyjne, zwane Zjazdami JZI (JZI - Jamiński Zespół Indeksacyjny) pozwalają nam porozmawiać face to face, zwiedzić okolice indeksowanych parafii, uzgodnić zadania na kolejny rok, poznać się lepiej oraz doładować wewnętrzne akumulatory.
Na pierwsze spotkanie, które odbyło się w dniach 13-15 kwietnia 2012 roku zjechaliśmy do urokliwej nadbiebrzańskiej wioski Jagłowo. Formuła spotkania, która przyjęła się i obowiązywała w kolejnych latach była następująca: piątek - przyjazd, kolacja z udziałem zaproszonych gości, sobota - zwiedzanie okolic, niedziela - poranne zwiedzanie i wyjazd. Gości tych przewinęło się sporo, wielu z nich przyjeżdża na nasze spotkania regularnie. Wśród nich byli Paweł Kloza, Katarzyna Korąkiewicz, ksiądz Krzysztof Bronakowski, Aleksander i Marysia Godlewscy z Jaziewa, Bogdan Kierkla, redakcja Naszego Sztabińskiego Domu w składzie: Helena Kozłowska, Janusz Lotkowski, Grzegorz Łapszys, Małgosia Ostrowska reprezentująca Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Sztabińskiej im. Karola Brzostowskiego, która wsparła nas również w pracach indeksacyjnych i Piotr Godlewski.

W kronikarskim skrócie poniżej przedstawiam przebieg naszych spotkań.

I Zjazd JZI, Jagłowo, 13-15.04.2012:

- spływ tratwą po Biebrzy na odcinku Jagłowo - Jasionowo. Przy śluzie Dębowo spotkaliśmy przewodnika z okolic Hajnówki, Jerzego Nesteruka. Wieźliśmy własne trunki, on również. Popróbowaliśmy, zeszliśmy na ląd, aby rozprostować kości. Po powrocie na tratwę okazało się, że nasz grillowy prowiant zniknął. Kręcący się nieopodal kundel o czarnej sierści, oblizujący się ze smakiem wyjaśniał wszystko. Ochrzciliśmy go mianem Nestor, a po powrocie na pamiątkę humorystycznego zdarzenia założyliśmy facebookowy fun page Nestora.



- spacer po Jagłowie, odwiedziny położonego nieopodal leśnego cmentarza,
- spacer po Mogilnicach,
- wizyta w szkole w Jaziewie, przeglądanie starych kronik szkolnych.

II Zjazd JZI, Jaziewo, 12-14.04.2013

- spacer po Polkowie - jednej z najstarszych wsi położonych na terenie parafii Jaminy, spotkania ze starszymi jej mieszkańcami, panami Kazimierzem Polkowskim, Cyprianem Łubą i Karolem Mitrosem. W Polkowie spotkaliśmy kundla, jako żywo przypominającego Nestora.
- zwiedzanie minimuzeum wsi w Jaziewie.

III Zjazd JZI, Janówek, 9-11.05.2014
  
W drodze do Janówka słuchałem Radio Białystok. Przeżyłem zdziwienie, gdy zaraz po wiadomościach usłyszałem o naszym spotkaniu w Janówku - sprawka Zbyszka, który próbował zainteresować radio naszą pasją. Do Janówka dojechał Łukasz Faszcza, który współpracował z zespołem przy indeksacji. Po raz pierwszy wystąpiliśmy w koszulkach z logo zespołu. Dziś stanowią cenną pamiątkę.

- spacer po Janówku pod przewodnictwem Aleksandra i Marysi Godlewskich,
- wieś Żmojdak i spotkanie z panem Józefem Tomaszewskim,
- wizyta w Kryłatce u pani Małgosi Ostapowicz - nalewka agrestowa pierwsza klasa!,
- odwiedziny dworu Karola Brzostowskiego w Cisowie.

IV Zjazd JZI, Kopiec  , 8-10.05.2015

Na spotkanie zespołu przyjechali po raz pierwszy: Andrzej Sobotko, Mirek Pańkowski, Sabina Filipkowska i Ula Wojewnik, osoby, które indeksowały wraz z nami kolejne księgi metrykalne.

- wycieczka do śluzy Sosnowo na Kanale Augustowskim i poszukiwanie cmentarza z czasów I wojny światowej,
- spacer do Huty Cisowskiej,
- wycieczka do Jastrzębnej Pierwszej i spacer wśród ruin folwarku,
- wycieczka do Krasnegoboru - zwiedzanie cmentarza,
- wycieczka szlakiem Orła Białego w Puszczy Augustowskiej.

V Zjazd JZI, Lebiedzin koło Lipska, 20-22.05.2016

- promocja książki "Jaminy. Tom I. Urodzenia" i anegdotyczna sytuacja z dwoma Lebiedzinami,
- wyprawa do Lipska (zwiedzanie Muzeum Lipskiej Pisanki i Tradycji, spotkanie z Towarzystwem Przyjaciół Lipska, spotkanie z regionalistką, panią Krystyną Cieśluk, zwiedzanie kościoła i cmentarza).

Członkowie zespołu mają na koncie szereg artykułów o tematyce genealogicznej i nie tylko, publikowanych na łamach Naszego Sztabińskiego Domu. Byliśmy odpytywani również w wywiadach przez Augustowski Reporter, a także portal MyHeritage.

Wspólnie z Łukaszem Faszczą prezentowaliśmy także zespół na seminarium doktorskim profesora Cezarego Kuklo na Uniwersytecie w Białymstoku 29 czerwca 2014 roku.

Starałem się wymienić różne inicjatywy i zdarzenia zdając sobie sprawę, że nie o wszystkim jestem w stanie napisać ze względu na ulotną pamięć. A jak będzie wyglądać kolejne 5 lat istnienia zespołu? To się okaże. Plany mamy dość bogate.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Księgi meldunkowe - skarbnica wiedzy genealogicznej (sprawa Katarzyny Trochy)

Ostatnim aktem pobytu w południowej Wielkopolsce był wyjazd do Archiwum Państwowego w Kaliszu. Moim celem było odszukanie śladów pobytu w Odolanowie lub Raczycach praprababci Balbiny Szołtysek z Kaczmarków.

2 lata temu dzięki otrzymanej z Bottrop karcie meldunkowej Franciszka Szołtyska ustaliłem, że w 1935 roku przyjechał on z Niemiec do Odolanowa. Nieco później otrzymałem z Gelsenkirchen akt ślubu Franciszka i Balbiny oraz kartę meldunkową Balbiny. Widniała na niej data i miejsce zgonu Balbiny  - Odolanów, 3 października 1942.

Później otrzymałem akt zgonu Balbiny z USC w Odolanowie i dane z karty meldunkowej musiały ulec modyfikacji. Balbina zmarła bowiem nie w Odolanowie, a w nieodległej wsi Raczyce, w domu pod numerem 95 a. Akt zgonu zawierał kilka dodatkowych informacji. W Raczycach mieszkał również mąż Balbiny Franz Szołtysek, a zgon zgłaszała niejaka Stanisława Adamczak.

Przed wyjazdem ustaliłem, że w kaliskim archiwum znajdują się księgi meldunkowe z Odolanowa oraz Raczyc z lat 30-ych i 40-ych XX wieku. Miałem więc nadzieję, że znajdę w nich ślad pobytu Franciszka bądź Balbiny w powiecie odolanowskim.

Gdy zobaczyłem wielkość ksiąg, które przyniósł pracownik archiwum, przeraziłem się, że mogę nie zdążyć przejrzeć ich w ciągu jednego dnia. Dostałem bowiem 5 dość grubych ksiąg formatu około A3. Tyle mogłem otrzymać za jednym razem. Jedna z nich dotyczyła Raczyc, pozostałe poszczególnych kwartałów Odolanowa. Po przejrzeniu tych 5 ksiąg, mogłem otrzymać jeszcze jedną dotyczącą Odolanowa.

Zacząłem od księgi meldunkowej dla Raczyc z lat 1931-1947 i od razu zachwyciła mnie ilość danych, jakie można było z księgi odczytać. Każde dwie stronice dotyczyły jednego adresu we wsi. Podzielone były na kolumny, w które wpisywano następujące dane:

- nazwisko i imiona mieszkańców,
- imiona rodziców i nazwisko panieńskie matki dla każdego z mieszkańców,
- data i miejsce urodzenia,
- w jakim charakterze dana osoba zamieszkuje,
- zawód i stanowisko w zawodzie,
- wyznanie,
- dane dotyczące małżonka i dane dotyczące dokumentu małżeństwa,
- stosunek do powszechnego obowiązku wojskowego,
- dane dotyczące dowodu osobistego,
- przynależność państwowa,
- poprzednie miejsce zamieszkania,
- prawne miejsce zamieszkania,
- data zamieszkania w gminie,
- następne miejsce zamieszkania,
- data opuszczenia gminy,
- adnotacje o karach,
- uwagi.

Niestety, przejrzałem całą księgę i nie znalazłem śladu po Balbinie i Franciszku. Nie było w ogóle w Raczycach takiego adresu 95 a, jedynie 95.

Jedyną ciekawostką, jaka przykuła moją uwagę było zamieszkiwanie pod adresem 163/2 rodziny Sołtysiaków. Razem z nimi zamieszkiwał niejaki Sowiński, nazwisko znane z karty meldunkowej Franza Szołtyska, związane z jego ostatnim miejscem pobytu.

Znalazłem także adres pod którym mieszkała rodzina Wojciecha Śniatały, syna Józefa Śniatały i Marianny z Uzarków - rodzonej siostry 3xpradziadka Wojciecha Uzarka. Szczegółowe dane dotyczące tej rodziny wzbogaciły boczną gałązkę mego drzewa genealogicznego.

Przejrzałem także wszystkie 5 ksiąg meldunkowych z podobnego okresu z Odolanowa i poza drobnymi ciekawostkami nie trafiłem na ślad Franciszka bądź Balbiny.

Do zamknięcia archiwum pozostało jeszcze około 1,5 godziny. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. A może w archiwum jest podobna księga dla miejscowości Garki? Co prawda mój prapradziadek Marcin Uzarek wyjechał z Garek jeszcze w XIX wieku, ale może w latach 30-ych i 40-ych XX wieku mieszkał tam ktoś z jego krewnych?

Okazało się, że w zasobach archiwum znajdują się 2 książki meldunkowe dla gminy Garki z okresu dużo wcześniejszego z lat 1904-1927 i bliźniaczo podobna z lat 1905-1929. Obie pisane po niemiecku, mniejszego formatu niż te wcześniej oglądane, zawierające też nieco mniej danych. Na początku książki indeks wszystkich nazwisk. Już na początku znalazłem interesującą mnie rodzinę Uzarków w domu nr 4. Już kiedyś zastanawiałem się nad dziwnymi kolejami losu Marcina Uzarka, pierworodnego syna Wojciecha i Katarzyny. Wskazywałem, że dziwna wydaje mi się jego tułaczka po świecie w sytuacji, gdy młodszy brat Stanisław zakłada w Garkach rodzinę i nigdzie nie rusza się z tego miejsca. Na karcie domu pod numerem 4 znalazłem tego potwierdzenie. Mieszkał tam Stanisław Uzarek z żoną Marią ze Szczepańskich, jego dzieci, a także rodzice Stanisława - Wojciech Uzarek i Katarzyna z Trochów.


Co ciekawe w wierszu dotyczącym Katarzyny znajduje się data urodzenia (20.9.36) oraz data zgonu (13.12.13). Podobnie wyglądały te dane w drugiej książce.

Zgonów z roku 1913 nie ma w internecie, do zamknięcia archiwum jeszcze około pół godziny. Zamówiłem więc szybko księgę zgonów dla Odolanowa z tego i roku i akt zgonu prapraprababki znalazłem.


Pisany po niemiecku nie zawiera niestety wystarczających danych, aby móc określić pochodzenie Katarzyny, nad którym już tutaj niejednokrotnie zastanawiałem się.

Cóż mówi powyższa metryka?

Zmarła Katarzyna Usarek, z d. Trocha, 77 lat, katoliczka, zamieszkała w Garkach, żona zmarłego drobnego gospodarza Wojciecha, córka zmarłego i ostatnio zamieszkałego w Garkach gospodarza Trocha, nieznanego imienia, i jego również zmarłej żony Barbary nieznanego nazwiska rodowego, zmarła w swoim mieszkaniu w Garkach 13.11.1913 przed południem o godz. 11.30. Zgłaszającym był syn Stanisław Uzarek.

Jedyne więc, co wiadomo, to to, że Katarzyna była katoliczką i że matka miała na imię Barbara. Jednak pisałem już tu wcześniej, że w odolanowskich katolickich księgach chrztów z lat 30-ych nie znalazłem Katarzyny Trochy. Jeśli chodzi o małżeństwo mężczyzny o nazwisku Trocha z kobietą o imieniu Barbara, w odolanowskich katolickich księgach zaślubionych w latach 30-ych XIX wieku jest tylko takie jedno: w 1933 roku ślub wzięli Jan Trocha i Barbara Mądrzycka.

Jednak w księgach ewangelickich z Odolanowa znajduje się akt urodzenia Katarzyny Trochy. Nazwiska rodziców to Johann Trocha i Barbara Mądra. Data urodzenia 27 lutego 1836 niestety różni się od tej, która dwukrotnie występuje w książkach meldunkowych gminy Garki i na marginesie aktu zgonu Katarzyny Trochy. Czy nic już nie da się ustalić w sprawie przodków Katarzyny? Ciekawe, dlaczego Stanisław Uzarek, zgłaszając zgon matki, tak mało wiedział o swoich dziadkach macierzystych?

czwartek, 14 kwietnia 2016

Odolanów, Garki, Raczyce

Z Dolnego Śląska pojechałem na wieczór prosto do Odolanowa. Miasteczko to było siedzibą parafii, do której w XIX wieku należała wieś Garki, skąd pochodził mój prapradziadek Marcin Uzarek. Tam mieszkali jego rodzice Wojciech Uzarek i Katarzyna z Trochów, dziadkowie Jan Uzarek i Rozalia z Kubiców oraz pradziadkowie Maciej Uzarek i Rozalia z Markowskich (to już przełom XVIII i XIX wieku). Różnie Uzarków pisano: Uzarek, Usarek, Usarz, jednak moja prababcia Józefa (córka tegoż Marcina) zapisywana była jako Uzarek i tę formę nazwiskaa przyjąłem dla dalszych rozważań.

Do Odolanowa w roku 1935 wróciła po ponad 20 latach zamieszkiwania w Niemczech moja praprababcia Balbina (żona Marcina). I to skąd - z Hobrechtsfelde koło Berlina! Z Odolanowa w końcu pochodził pierwszy mąż prababci Józefy Uzarek - Aleksander Kurosiński. Powodów, aby odwiedzić to miejsce aż nadto. Ale to nie wszystkie. Kolejną miejscowością ważną na mojej mapie genealogicznej są Raczyce - wioska położona w kierunku zachodnim od miasta, w której praprababcia Balbina zmarła w roku 1942. W Raczycach w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku rodziły się dzieci Balbiny i Marcina.

Na zwiedzanie okolic Odolanowa umówiłem się z miejscową pasjonatką genealogii rodzinnej Krystyną, z którą przez ostatnie dwa lata miałem okazję omówić wiele spraw odolanowsko-genealogiczno-regionalnych, ale tylko za pośrednictwem internetu.

Odolanów

Miasto przecięte jest ruchliwą i hałaśliwą drogą wiodącą z południowego wschodu od Świecy na północny zachód w kierunku Krotoszyna. To przy niej zlokalizowane są Rynek i Górka, niegdyś oddzielne osiedla, wokół których formowało się dzisiejsze miasto, dziś tak blisko położone względem siebie. Ruchliwa droga przeszkadza niestety w spokojnym podziwianiu uroków miasteczka. A jest co oglądać, znajduje się tutaj całkiem sporo pamiątek historii. Kościół świętego Marcina w rynku - niegdyś, przed rozbudową dużo mniejszy, i drewniany kościół świętej Barbary na Górce, otoczony cmentarzem, na którym nie znalazłem niestety nagrobka prababki Balbiny (Cmentarz świętego Marcina przy drodze na Kaczory został sfotografowany, a zdjęcia zamieszczone w internecie i znane mi - tam też nagrobka Balbiny nie znalazłem).

Poza kościołami w rynku znajduje się nieczynna już kircha ewangelicka. Nieopodal położone są zaś ruiny synagogi. Sporo budynków z czerwonej cegły, kamienica z wieżyczką, mury dawnego więzienia, stacja kolejowa. Dzięki Krystynie miałem okazję spojrzeć na miasto oczami osoby, która wychowała się w nim i zna od podszewki - rzecz bezcenna.





Garki

Przez Garki jedynie przejechaliśmy niedzielnym popołudniem. Dołączył do nas Lech, brat Krystyny. Dzięki niemu w łatwy sposób dojechaliśmy w miejsca, do których pewnie w jeden dzień nie trafiłbym, gdybym wybrał się w objazd okolicy sam. Wieś położona jest nieco na uboczu w stosunku do drogi Odolanów-Granowiec. Charakteryzuje się dość zwartą zabudową, położoną po obu stronach bardzo wąskiej asfaltowej drogi. Przyznam, że pierwsze wrażenie z przejazdu przez wioskę, dzięki nietypowemu rozplanowaniu wzbudziło moją ciekawość. Niestety nie mieliśmy na tyle czasu, aby zatrzymać się w Garkach na dłużej. Zrobiłem kilka zdjęć: przy budynku stacji kolejowej, wybudowanym w latach 1909-1910, przy prywatnym muzeum haftu nieopodal, które niestety było zamknięte. Z dala sfotografowałem również teren Muzeum Nafty i Gazu.



Raczyce

Zwykła ulicówka, przez którą też tylko przejechaliśmy, zatrzymując się na chwilę dwukrotnie. Jeden raz aby spojrzeć na niemiecki napis na budynku dawnej gospody. Drugi, aby podziwiać piękny krzyż przydrożny, o którym napiszę niżej. Garki przedstawiają się o wiele ciekawiej. Może kiedyś przyjdzie czas, aby na dłużej pobyć w okolicy w ich okolicy.



Cmentarze ewangelickie

Zrobiły na mnie duże wrażenie, zwłaszcza ich stan zachowania, bardzo rzadko spotykany na Ziemi Lubuskiej, czy też na Podlasiu. Cmentarz ewangelicki w Odolanowie, po przeciwnej stronie drogi do Kaczorów w stosunku do cmentarza świętego Marcina jest najmniej ciekawy. Zachowanych nagrobków jest tam najmniej. Co innego cmentarze wiejskie. Już ten pierwszy w Bonikowie okazał się zawierać o wiele więcej pamiątek przeszłości, niż się spodziewaliśmy. Nazwiska znane mi z odolanowskich ksiąg metrycznych, polsko brzmiące w większości.



Cmentarz w Garkach podobnie, malowniczo położony w lasku, do którego prowadziła droga w sąsiedztwie Muzeum Nafty i Gazu, zachowany w jeszcze lepszym stanie, niż ten bonikowski. Odnalazłem tam nawet nagrobki rodziny Trochów, pewnie spokrewnionych z prapraprababką Katarzyną.




 Rzeźby Pawła Brylińskiego

Napiszę krótko, zostałem oczarowany. Czytałem o tym XIX-wiecznym artyście ludowym już wcześniej, ale nie sądziłem, że to co tworzył jest aż tak piękne. Zajmował się głównie sztuką religijną. Jego drewniane krzyże przydrożne są wysokie, można powiedzieć, że jak na sztukę ludową monumentalne. Ozdobione malowanymi rzeźbami, których zadaniem jest przedstawiać sceny z Pisma Świętego. Nie jestem pewien, czy w kościele świętej Barbary rzeźba, którą widziałem przedstawia świętą Barbarę i jest dziełem tegoż artysty (Tablica z opisem kościoła, znajdująca się przed cmentarzem informuje, że taka znajduje się w świątyni). Odbiega bowiem nieco stylistyką od innych dzieł twórcy. Sporo rzeźb zdjętych z krzyża znajdującego się na terenie dawnego cmentarza św. Krzyża w Odolanowie (już nie istniejącego) znajduje się przy ołtarzu w kościele świętego Marcina. Prawdziwe jednak wrażenie robią krzyże przydrożne do dziś ozdobione malowanymi rzeźbami Brylińskiego, jak ten w Bonikowie (nieco zniszczony upływem czasu), czy najwspanialej prezentujący się krzyż przy ulicy w Raczycach. Zresztą sami spójrzcie.




Święci

Wymieniałem już świętą Barbarę. Jednak najważniejszym dla Odolanowa wydaje się być święty Marcin, patron miejscowej parafii. Tu muszę podzielić się dygresją. Od ojca otrzymałem na drugie imię Marcin. Nigdy nie dowiedziałem się niestety co stało za tym wyborem. Zastanawiając się kiedyś nad imieniem dla syna, pomyślałem, że to dobry pomysł, aby nazywał się, zgodnie z zamysłem swego dziadka. Dużo później dowiedziałem się, że pradziadek mego ojca również miał na imię Marcin. Czy mój ojciec o tym wiedział? Trudno mi powiedzieć. Jakby tego było mało, kościół parafialny pradziadka również nosił wezwanie tego świętego.

W Odolanowie parę lat temu z inicjatywy ówczesnego proboszcza wzniesiono pomnik świętego Marcina na koniu. W dniu 11 listopada ma miejsce uroczysta procesja na wzór poznański. Wypiekane są nawet rogale świętomarcińskie, choć podobno te odolanowskie są mniejsze od sprzedawanych w stolicy Wielkopolski.



Nieopodal kościoła św. Marcina przy ulicy stoi figura św. Jana Nepomucena, jakże więc mógłbym o niej nie wspomnieć. Podobnie, jak o figurze świętego Floriana, patrona strażaków i przewodników turystycznych, stojącej przed kościołem świętego Marcina.




Hotel

Wybrałem hotel Kaczory Deluxe w Kaczorach (choć wybór, to trochę górnolotne określenie - oferta noclegowa w Odolanowie niezbyt bogata) i nie zawiodłem się. Wygląda na nowy kompleks, w dzień mojego przyjazdu w sali bankietowej odbywały się chrzciny, ale kolejnego dnia byłem tam jedynym gościem. Czułem się, jak pan na włościach, bo i wygody hotelowe były rzeczywiście klasy luksusowej (za umiarkowaną cenę). Szerokie łóżko, prysznic w nowiutkiej łazience oraz ciepło zapewniały po całodziennej podróży fantastyczny komfort.

Kulinarnie

Na doznania kulinarne nie było zbyt dużo czasu. Ale parę momentów w czasie mojej wyprawy warte były zapamiętania.

Cmentarz świętej Barbary, cmentarz ewangelicki i okolice domu Paterków zwiedzaliśmy z wraz Krystyną w pochmurne niedzielne przedpołudnie. Ciepły rosół na kurze, gotowany przez Krystynę własnoręcznie smakował po takim wyziębiającym spacerze wyśmienicie.

Hotel. Wczesny poranek. Kucharka przyjeżdża specjalnie dla mnie ("pan na włościach") i serwuje smakowitą jajecznicę, wędliny, żółty ser i bardzo dobry chleb odolanowski. Wszystkiemu towarzyszą tartoletki z pasztetem i truskawką. Połączenie ekstrawaganckie, ale bardzo mile głaszczące kubki smakowe.

Antonin. Pałac myśliwski książąt Radziwiłłów. Tam wraz z Krystyną i Lechem kończymy popołudniową wyprawę niedzielną do Garek i Odolanowa. Przyroda jeszcze nie obudzona do wiosennej eksplozji, stawy, spokojny słoneczny przedwieczór. I smakowity sernik z kawą.

Muzycznie

Gdy jechałem do Odolanowa z Wrocławia, włączyłem Trójkę. Akurat trwała rozmowa z Brettem Andersonem, wokalistą zespołu Suede przetykana muzyką z nowej płyty zespołu. Nigdy nie słuchałem specjalnie ich muzyki, ale kojarzę wiele piosenek od 20 lat słyszanych gdzieś tam w radio. Muszę powiedzieć, że muzyka prezentowana w radiowej Trójce brzmiała doskonale. Wokalista akurat opowiadał o swoim ojcostwie, relacjach z rodzicami, a co w parze z piosenkami "Outsiders", czy "Europe is our playground" doskonale pasowało do jazdy samochodem i wyprawy genealogicznej.

Muzycznie kończyła się również nasza niedzielna wyprawa do Garek i Raczyc. Pałac myśliwski Radziwiłłów w Antoninie mieści w sobie bowiem ekspozycję poświęconą Fryderykowi Chopinowi, który był gościem tego miejsca. Tak więc pysznemu sernikowi i kawie towarzyszyła muzyka naszego największego kompozytora. I do tego słoneczny wieczór.


***

Zwieńczeniem wyprawy do Odolanowa był poniedziałkowy wyjazd do Archiwum Państwowego w Kaliszu obfitujący wręcz w odkrycia natury genealogicznej. Ale o tym napiszę w jednej z następnych notek.