wtorek, 25 października 2011

Stary cmentarz katolicki w Dobrzyniewie Kościelnym

Zbliża się powoli dzień Wszystkich Świętych, a zaraz po nim Zaduszki. Będziemy odwiedzać groby naszych bliskich. Chciałbym przy tej okazji przedstawić kolejny z zabytkowych cmentarzy w okolicach Białegostoku, nawiązując do notek o podobnie cennych obiektach w Zabłudowie i Płonce Kościelnej, a także upamiętnić miejsce, na którym groby ze względu na upływ czasu, nie są już licznie odwiedzane.

Dobrzyniewo Kościelne jest niewielką wioską leżącą na północny zachód od Białegostoku, nieco w bok od szosy do Knyszyna, Moniek i Grajewa. Nigdy wcześniej tam nie byłem, a do starego cmentarza trafiłem zupełnie przypadkiem przy okazji jednej z wycieczek.

Katolicka parafia powstała w tym miejscu w 1519 roku, jako fundacja Wojewody Wileńskiego i Kanclerza Wielkiego Księstwa Litewskiego, Mikołaja Radziwiłła. Wieś powstawała równolegle z budową kościoła. Dzisiejsza murowana świątynia została zbudowana w latach 1905-1910.

Stary cmentarz katolicki leżący nieopodal cmentarza nowego, na północno-wschodnim krańcu wsi, został założony równolegle z powstaniem parafii. Obecnie jest zamknięty dla pochówków, z których ostatnie odbywały się w latach 20-ych XX wieku. Otoczony jest XIX-wieczną bramą wejściową i murem kamiennym, odrestaurowanym w roku 2009. Wykonałem zdjęcia prawie wszystkich nagrobków na cmentarzu, przedstawiam tutaj większość z nich, pomijając nagrobki bez inskrypcji, mniej ciekawe pod względem wykonania, a także te bardzo nieliczne, na których nie udało mi się odczytać inskrypcji.



Najciekawszym moim zdaniem nagrobkiem, niosącym w sobie spory ładunek historii, jest nagrobek dzieci rodziny Jacoby. Przeciętny białostoczanin na pewno słyszał o związanych z Białymstokiem rodzinach niemieckich przemysłowców: Hasbachach, Beckerach, Commichau, niektórzy kojarzą nazwisko Krusenstern, gdyż przedstawiciel tej niemieckiej rodziny zbudował budynek pałacu, znany dziś pod nazwą pałacu Lubomirskich. Wielu słyszało o choroskich Moesach, czy supraskich Buchholtzach, Zachertach oraz Jansenach. O Jacobych słyszało niewielu. Dobrzyniewo Kościelne, a zwłaszcza nieopodal położone Dobrzyniewo Fabryczne nie są tak znanymi i odwiedzanymi miejscowościami. A właśnie w Dobrzyniewie Fabrycznym osiedli niemieccy przemysłowcy Jacoby i tam prowadzili fabrykę włókienniczą. Powstała ona na terenie dóbr Wincentego Krasińskiego w latach 30-ych XIX wieku. Dzierżawił ją niejaki Gierc, po którego bankructwie pod koniec XIX wieku, trafiła w ręce Jacobich.

Część informacji w internecie przedstawia rodzinę Jacoby, jako protestantów. Jednakże to Rudolf Jacoby ufundował dwa witraże w nowobudowanej świątyni dobrzynieckiej, a na cmentarzu znajduje się nagrobek pochowanych tu dzieci rodziny Jacoby. Inskrypcja informuje, że pochowani są tutaj:

Alfons Erwin Jacoby (7.10.1878 - 21.04.1879), Paul Joseph Jacoby (29.06.1880 - 27.11.1880), Otto Sigismund Jacoby (20.04.1885 - 1.01.1888) i Elizabeth Maria Jacoby (9.09.1887 - 21.01.1888).

W Archiwum Archidiecezjalnym w Białymstoku w księgach chrztów odnalazłem metryki chrztów wszystkich wymienionych powyżej dzieci. W żadnej z nich nie ma zapisów o tym, że Iwan Rudolf Jacoby i Henryka Elizawieta z Zontaków (Sonntagów) rodzice dzieci, byli protestantami.

W akcie chrztu nr 158 pod rokiem 1878 napisano, że 21 listopada 1878 roku został ochrzczony Alfred (nie Alfons, jak na nagrobku) Erwin, syn cudzoziemców Iwana Rudolfa i Henryki Elizawiety z Zontaków (Sonntagów), urodzony 7 października 1878 roku. Rodzicami chrzestnymi byli Alfons Alt i Wiktoria Markwordt.

W akcie chrztu nr 86 pod rokiem 1880 napisano, że 19 lipca 1880 roku został ochrzczony Paweł Józef, syn cudzoziemców Rudolfa Iwana i Henryki Elizawiety z Zontaków (Sonntagów), urodzony 2 czerwca 1880 roku. Rodzicami chrzestnymi byli Karl Dekker i panna Ludwika Jacoby.

W akcie chrztu nr 66 pod rokiem 1885 napisano, że 13 maja 1885 roku został ochrzczony Sigismunt Otto, syn cudzoziemców Iwana Rudolfa i Henryki Elizawiety z Zontaków (Sonntagów), urodzony 20 kwietnia 1885 roku. Rodzicami chrzestnymi byli Alfons Zontak (Sonntagów) i Marianna Bokge, żona Augusta.

W akcie chrztu nr 129 pod rokiem 1887 napisano, że 27 września 1887 roku została ochrzczona Elizawieta Maria, córka cudzoziemców Iwana Rudolfa i Henryki Elizawiety z Zontaków (Sonntagów), urodzony 9 września 1887 roku. Rodzicami chrzestnymi byli August Bogke i Elżbieta Maria Zontak (Sonntag), małżonka Piotra.

Gorzej było z poszukiwaniem aktów zgonu. Nie odnalazłem bowiem pod rokiem 1880 aktu Paula Josepha.

Jeśli chodzi o akt zgonu nr 51 pod rokiem 1879, napisano, że zgon Alfreda Erwina Jacoby nastąpił na skutek ciężkiego wyrzynania ząbków, dnia 21.04.1879.

Akt zgonu Sigismunta Otto Jacobiego nosi numer 3 pod rokiem 1888, natomiast akt zgonu Elizawiety Marii numer 13 pod rokiem 1888.

Jako miejsce urodzeń i zgonów podawana jest Fabryka Dobrzyniewo Most. Księgi prowadzone były w języku rosyjskim.


Inne nagrobki to:

nagrobek Catheriny Sieger (8.12.1814 - 23.11.1875);


Nagrobek Franciszka Dzienisa, (1889 - 13.11.1925);


Nagrobek z 1805 roku, mężczyzny o imieniu Wojciech, nazwisko nie do końca dla mnie czytelne;


Nagrobek Michała Winnickiego (1853 - 24.03.1890) i Macieja Zdanowicza (1823 - 23.01.1910);


Wojciech Sutula, ur. 1820, zm. 22.12.1884.


Nagrobek rodziny Heyman i Wiese.
- Aleksander Heyman, ur. 10.02.1839, zm. 27.12.1908,
- Aleksander Heyman, syn, ur. 23.12.1867, zm. 23.04.1909,
- Franciszka Wiese.



Nagrobek rodziny Kuleszów - Marianny, Stefanii, Władysława i Józefy.


Paulina Wigda, zm. 1919.


Klemens Dąbrowski, ur. 1864, zm. 2.02.1919.


Paulina Adamska, 34 lata.


Zofia Adamska, ur. 1891, zm. 1.11.1918.


Józefa z Zubryckich Bobrukiewicz, zm. 11.01.1888.


Bronisław i Sabina Adamscy, zmarli w latach 1916 - 1917.


M. Walendziuk.


Wojciech Ostrowski, ur. 1842, zm. 5.02.1910 i Konstancja Ostrowska, 66 lat.


Nagrobek rodziny Ostrowskich:
- Marianna Ostrowska, 62 lata,
- Jan Ostrowski, ur. 1837, zm. 6.04.1889.


Paweł Piesiecki, ur. 1844, zm. 24.09.1923.


Grzegorz Zubricki, ur. 1884, zm. 28.03.1919.


Nagrobek małżeństwa Jackowskich: Michała, ur. 1843, zm. 28.02.1898 i jego żony ur. 1852, zm. 13.05.1892.


Karolina Markowska z domu Kitlas, zm. 1922.


Petronela Pietkun z domu Wiłun, zm. 10.01.1925.


Marianna Mrozowicz, ur. 1894, zm. 8.12.1919.



Aleksander Szczepański, według autorów tekstu o cmentarzu, jest to najstarszy nagrobek pochodzący z 1804 roku.


Julia Eufrozyna z de Ramerów Balde, ur. 02.1837, zm. 7.03.1872.



Wojciech Malinowski, ur. 1892, zm. 7.07.1929.


Konstancja Dobrogowska, ur. 1852, zm. 10.07.1910.


Emilia Dzienis, ur. 1900, zm. 18.11.1921.


Stanisław Szczepański.


Nagrobek Józefy Ciupy, zmarłej w 1916 roku i Jana Ciupy, zmarłego w 1920 roku.


Franciszek Nagórski, ur. 1832, zm. 6.04.1924.



Proboszcz parafii dobrzyniewskiej, ksiądz Grzegorz Rybołtowski, ur. 1823, zm. 26.12.1902.


Marianna Majewska, ur. 1835 zm. 1890. Nagrobek wystawiony przez syna Kajetana.


Tomasz Michalski, ur. 29.12.1839, zm. 17.11.1893.


Nagrobek Macieja Zalewskiego posiadający na odwrocie inskrypcję poświęconą rodzicom: Wincentemu, ur. 1847, zm. 14.01.1912 i Mariannie Zalewskim, ufundowany przez syna Antoniego.


Józefa Pasiuk.


Józefa Żukowska, ur. 1855, zm. 2.03.1919.


Nagrobek rodziny Wojteckich.
- Leokadia Wojtecka, ur. 1901, zm. 17.06.1906,
- Anna Wojtecka, zm. 1915, żyła 7 dni,
- Józef Wojtecki z Pogorzałek, ur. 1838, zm. 1918,
- Henryk Wojtecki, ur. 1917, zm. 1921,
- Marianna Wojtecka z Moczydłowskich, ur. 1838, zm. 1921,
- Antoni Wojtecki, ur. 1875, zm. 1923.


Franciszek i Franciszka Gorlewscy, zm. 1882. Inskrypcja z dopiskiem: "Wzorowy rolnik. Wielki patriota.


Hipolit Żukowski, ur. 1907, zm. 16.01.1927.


(nieczytelne imię) Jasińska, ur. 1886, zm. 12.01.1915.


Nagrobek rodziny Borkowskich.
- Jan Borkowski, ur. 1854, zm. 27.12.1917,
- Marianna Borkowska, ur. 1849, zm. 5.05.1907.



Aleksander Kulisiński, ur. 1870, zm. 1919.


Antoni Adamski, ur. 1846, zm. 12.11.1914.


Katarzyna i Michał Kamieńscy.


Ignacy Krempa (?).


Nagrobek rodziny Linczewskich:

- Paweł Linczewski, ur. 1851, zm. 23 sierpnia 1919,
- Józefa Linczewska, ur. 1869, zm. 23 sierpnia 1919,
- Jadwiga Linczewska, ur. 1896, zm. 23 sierpnia 1919.

Wszyscy odeszli tego samego dnia.


Adolf Szczepański, ur. 1889, zm. 12 maja 1919.


Józef Rospendowski, urodzony w Częstochowie 9 marca 1781 roku. Ostał się jeno kawałek tablicy.


Konstanty Otopowicz, ur. 1875, zm. 16.07.1919.


Stefan Pieńczykowski, ur. 1869, zm. 1889.


Antoni Siehień, ur. 1838, zm. 6.11.1907.


Nagrobek rodziny Łupińskich.

- Michał Łupiński, zm. 1904,
- Eugenia Łupińska, ur. 8.02.1904, zm. 3.02.1905,
- Michał Łupiński, ur. 1.05.1905, zm. 31.05.1905,
- Alfons Łupiński, ur. 3.03.1902, zm. 24.08.1905.


Na cmentarzu znajduje się stara drewniana kapliczka słupowa, obecnie pusta

oraz wiele ciekawych nagrobków bez inskrypcji, z krzyżami będącymi przykładami doskonałego rzemiosła kowalskiego.


sobota, 8 października 2011

"Fotoczasy" Wojciecha Załęskiego

Kiedyś, jeszcze na kursie przewodnickim, nie pamiętam przy jakiej okazji, być może miało to miejsce w Supraślu, może gdzieś w Puszczy Knyszyńskiej, czy też w trakcie rozmowy o Kopnej Górze i odnalezionym miejscu pochówku powstańców listopadowych, koleżanka poleciła mi książkę "Opowieści z Puszczy Knyszyńskiej" Wojciecha Załęskiego. Powiedziała, że dowiem się z niej dużo o samej puszczy, gdyż autor, działający zresztą w Collegium Suprasliense, lokalnej organizacji miłośników Supraśla i okolic, zebrał w niej sporo autentycznych historii z jej terenów.

Problem pojawił się, gdy chciałem poleconą książkę kupić. Nie ma ani na Allegro, ani w innych miejscach internetowej sprzedaży. Zadzwoniłem do Collegium Suprasliense, a potem do samego autora.

Gdy umówiony wszedłem na poddasze domu, oczom moim ukazała się mnogość ksiąg wszelkiego rodzaju. Sama rozmowa była bardzo ciekawa, spotkałem człowieka, który wie dużo o czasach, gdy mnie jeszcze na świecie nie było, o miejscu gdzie mieszka potrafi interesująco rozmawiać, co samo w sobie budzi szacunek i respekt. Rozmawialiśmy o ..., tego nie będę zdradzał, gdyż może stanie się tematem kolejnej pozycji książkowej autora. W każdym bądź razie "Opowieści z Puszczy Knyszyńskiej" wydanej na początku lat 90-ych nie udało mi się niestety kupić. Wróciłem za to rozpromieniony fascynującą rozmową i zaopatrzony w dwie inne pozycje: 3 część "Supraskiego Raptularza" i "Fotoczasy".

Na pierwszy ogień "poszła" ta druga pozycja.

"Ale prawdziwa szarańcza dopiero pod wieczór nadeszła od Krynek Tatarskim Gościńcem. Płyneło toto szeroko jak wiosenna woda wylewającej się z brzegów Supraślanki.

Te, to widać trochu lepsze pany, bo jednakowo odziane, ale karabiny jak u tych pierwszych... na wirowkach.

Śmieszne i niegroźne zdali sie nam te czudaki. Zare rozleźli sie przed klasztorem po całym zachertowym polu z pastewno marchwio i wyżarli wszystko do jednego kalifka, do ostatniego ogonka. Jak po szarańczy, nic zielonego nie zostało sie... szara ziemia, ubity, twardy jak klepisko tok.

Jak wjeżdżać do Supraśla, zare koło bramy klasztora, nasze supraskie Rusiny brame zrobili... powitalno. Nad drogo rozpieli czerwonego transparenta ozdobionego choinko i kwiatami, na którym syn popa wypisał powitalne:

DA ZDRASTWUJET KRASNAJA ARMIA

Te z Ogrodniczek lepiej się postarali. Na mostku ustawili tablice, na której od strony Supraśla po rusku witali Ruskich, a od Białegostoku, po niemiecku, dziękowali Niemcom za oswobodzenie:

ZAPADNOJ BIEŁARUSI OD POLSKICH PANOU


Backiel z jedno tako z Łazien i drugimi wyszli witać bolszewików chlebem i solo. Z klombów Zacherta na to okazje wyrżnęli wszystkie kwiaty. Staneli i czekajo pod to swojo piekno bramo.

Aż pokazali sie zza zakreta pierwsze czubaryki. Witalniki poprawili na sobie odzież i ile duchu w piersiach zaczeli śpiewać "internacjonał". A witane, wytęsknione obszarpańcy, nic... Nic nie widzo, nie słyszo, tylko jak zajęcy to pastewno marchwie łomoczo. Witalnikom durno zrobiło sie to nędze oglądać i stać niczem przygłup na weselu pod oknem. No to sie wzieli i poszli."


To jeden z pierwszych obrazków w książce, poświęconej czasom, które wywróciły wszystko do góry nogami. Chronologicznie zaczyna się wraz z wybuchem II wojny światowej i wkroczeniem Niemców do Supraśla. Później pamięć młodego Kaźmierza, jeszcze dziecka, przywołuje anegdoty z czasów pierwszego Sowieta, sztywniackiego terroru okupacji niemieckiej, drugiego Sowieta i wreszcie wywózek związanych z kształtowaniem się nowej powojennej rzeczywistości. Dotyczy czasów smutnych, a jednak te niewesołe przecież momenty podane są w karykaturalnej, śmiesznej formie, opisane przystępnym, pełnym humoru językiem. Napisałem wcześniej, że "Fotoczasy" "poszły" na pierwszy ogień. Ja tę książkę pochłonąłem momentalnie. Mocno się śmiałem z prostactwa duchowego żołnierzy sowieckich, jak i sztywnego, pełnego terroru, ale i głupiego przy tym zachowania, okupujących Supraśl, nie wychylających nosa poza własne miejsca pobytu Niemców. Czyta się toto, jak "Zapiski oficera Armii Czerwonej" Sergiusza Piaseckiego.

Rzecz dzieje się w Supraślu, dlatego też, napisana jest gwarą supraską, która jeszcze pół wieku temu musiała pobrzmiewać w każdym zakątku miasteczka. Ja, przybysz, z zupełnie innej części Polski, na Podlasiu uczyłem się wychwytywać przede wszystkim te formy językowe, które były dla mnie obce, te wszystkie hadkości, bez tołku, czy przesadne używanie "dla". Zupełnie nie potrafię więc odnieść się do gwary supraskiej i odróżnić jej charakterystycznych form językowych od innych regionalizmów. Z zadowoleniem za to odkrywam w książce słówka, które zdarzyło mi się słyszeć w Białymstoku, jak na przykład "kaczać się".

Miłośnicy historii Supraśla także znajdą tu coś dla siebie. Spalenie klasztoru przez wycofujące się wojska sowieckie, a później wysadzenie go w powietrze przez Niemców, epizod z działalności białostockich szarytek, czy zagłada supraskich Żydów, podane w formie, w jakiej pamiętać te wydarzenia mogą już tylko nieliczni to niewątpliwie dodatkowa atrakcja tych opowieści. Klimat, jaki mają anegdoty zebrane przez autora doskonale dopełniają to czego możemy się o Supraślu dowiedzieć z innych, poważnym językiem pisanych źródeł.

Wojciech Załęski
"Fotoczasy. Supraśl 1939-1956"
Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku
2005

niedziela, 2 października 2011

Mariawici na Suwalszczyźnie

Mówiąc o mniejszościach religijnych Polski północno-wschodniej w kontekście historycznym, wymienia się prawosławnych, żydów, ewangelików, muzułmanów, staroobrzędowców, a nawet neounitów. Mariawitów kojarzy się z reguły z ich głównym ośrodkiem Płockiem. Zapisali się jednak w historii położonego nieopodal Suwałk Filipowa.

Mariawici to odłam religijny typowo polski. To na naszych ziemiach w okresie zaborów powstał ruch mariawicki, rozwijający się początkowo w ramach struktur kościoła rzymskokatolickiego. Za jego początek uznaje się objawienie, jakiego doznała Maria Franciszka Kozłowska, założycielka i matka przełożona ukrytego Zgromadzenia Sióstr Ubogich Świętej Klary w dniu 2 sierpnia 1893 roku w kościele rzymskokatolickim w Płocku. Istota jego polegała na wskazywaniu pogrążonemu w grzechach światu, ratunku i odnowy moralnej przez cześć dla Przenajświętszego Sakramentu. Na podstawie objawienia powołane zostało Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów. Należący do niego księża nie pobierali opłat za posługi religijne, prowadzili ożywioną działalność duszpasterską, co również sprzyjało rosnącemu zainteresowaniu nowym ruchem wśród wiernych, mocno osłabionego po represjach popowstaniowych kościoła katolickiego. Mariawici krytykowali materializm i biurokrację panujące w szeregach duchowieństwa. 13 sierpnia 1903 roku delegacja kapłanów wraz z Marią Franciszką Kozłowską wręczyła papieżowi Piusowi X rękopis z objawieniami i historią zgromadzenia oraz prośbę o jego zatwierdzenie. 5 kwietnia 1906 roku papież podpisał encyklikę Tribus circiter potępiającą mariawitów, będącą pierwszym krokiem w kierunku wyłączenia ruchu ze struktur kościoła katolickiego poprzez ekskomunikę w grudniu 1906 roku. Nowy, zatwierdzony przez władze carskie Kościół Mariawitów wprowadził do liturgii język polski, częstą komunię świętą i adorację Przenajświętszego Sakramentu. W rok 1921 umiera założycielka mariawityzmu Maria Franciszka Kozłowska. Cała władza zwierzchnia przechodzi w ręce arcybiskupa Jana Marii Michała Kowalskiego. Wprowadza on dalsze, radykalne reformy, takie jak zniesienie celibatu, wprowadzenie dla kapłanów związków małżeńskich z siostrami zakonnymi, zezwolenie na święcenia kapłańskie i biskupie dla sióstr zakonnych, wprowadzenie komunii świętej dla dzieci, zniesienie stanu kapłańskiego, wprowadzenie kapłaństwa powszechnego, zniesienie obrzędu święcenia wody i obowiązkowych postów. Wprowadzane reformy spowodowały odejście wielu duchownych i wiernych od mariawityzmu, a w 1934 doprowadziły do rozłamu i powstania dwóch odrębnych kościołów mariawickich: Kościoła Katolickiego Mariawitów, który pozostał wierny osobie głównego reformatora i Starokatolickiego Kościoła Mariawitów.

Warto wspomnieć, że po wybuchu II wojny światowej arcybiskup Jan Maria Michał Kowalski wystosował list do Adolfa Hitlera, w którym wyraził sprzeciw wobec aneksji Gdańska i wezwał go do zaprzestania przelewu krwi. Jeszcze przed wybuchem wojny zaś opublikował artykuły, krytykujące politykę III Rzeszy, pt. "Gdańsk i Prusy Wschodnie powinny wrócić do Polski" i "Lucyfer". W kwietniu 1941 roku został wywieziony do Dachau, a 18 maja 1942 zagazowany w Hertheim pod Linzem.

Początki rozwoju mariawityzmu w Filipowie wiążą się z działalnością księdza Józefa Hrynkiewicza, który podejmował ożywioną działalność wśród ludności wiejskiej w czasach, gdy trwały starania o zatwierdzenie zgromadzenia przez papieża. Gdy mariawici zostali ekskomunikowani w 1906 roku, ksiądz Hrynkiewicz dostał 12 dni na nawrócenie się i powrót do kościoła rzymskokatolickiego. Ksiądz nie zastosował się do nakazu dając początek społeczności mariawickiej w Filipowie i okolicach. Wywodziła się ona głównie z biedniejszych warstw ludności wiejskiej. Początkowo modlitwy odbywały się w domach prywatnych, w 1909 roku zaś ksiądz kupił od żyda Andropa karczmę przerabiając ją na kaplicę i klasztor. W tym też czasie powstał istniejący do dzisiaj cmentarz mariawicki w Filipowie. Parafia mariawicka utrzymywała się głównie z działalności szwalni żeńskiej i z ofiar wiernych. Kościół rzymskokatolicki, aby ograniczyć wzrost popularności mariawitów zakazywał zlecania usług szwalni mariawickiej. Pomimo szykan, reform wewnętrznych, podziału i odpływu wiernych, społeczność mariawicka wciąż trwała.

Trudno mi powiedzieć, ile dziś w Filipowie żyje mariawitów bądź ludzi związanych poprzez związki rodzinne z tym kościołem. Opierając się na danych dostępnych w internecie, musi to być bardzo mała grupa, jeśli jeszcze istniejąca. Podobnie maleje społeczność mariawitów w całej Polsce. W internecie można również znaleźć wypowiedzi osób, które pamiętają jeszcze charakterystycznie ubrane siostry mariawitki na ulicach Płocka, jak również z nostalgią wspominające pyszne strucle z serem sprzedawane przez nie.

Wracając do Filipowa, w 2000 roku podpalono kaplicę mariawicką, która doszczętnie spłonęła, rozebrano również dwa domy należące do parafii. Poniższe zdjęcia dokumentują ruiny kaplicy oraz niektóre, starsze nagrobki na małym cmentarzu mariawickim. Warto również obejrzeć reportaż nakręcony w Filipowie, który daje pewien obraz tej już praktycznie nie istniejącej społeczności.