poniedziałek, 4 września 2023

Epidemia cholery w Klepaczach w roku 1831

W latach 1830-1831 nawiedziła ziemie polskie cholera, która dotarła ze wschodu. Rosyjski minister spraw zewnętrznych, Zakrzewski wydał 14 września 1830 roku instrukcje postępowania, jednocześnie przyznając, że rosyjska służba medyczna nie jest przygotowana do walki z tą epidemią. Do wykonania instrukcji powołane zostały komitety w miastach gubernialnych i powiatach, które składały się z członków administracji cywilnej, policji i wojska.

Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał komitet białostocki. Pierwsze przypadki cholery pojawiły się w powiecie białostockim w roku 1831.

Białostocki Powiatowy Komitet dla Przedsięwzięcia Środków Zapobiegawczych Rozprzestrzenianiu się Choroby Cholery wydał 11 kwietnia 1831 roku zalecenia dla mieszkańców powiatu.

Zabroniono gromadzenia się w szkołach, przyszkółkach i domach modlitwy Żydom. Komendy wojskowe dostały nakaz przeniesienia na wolne powietrze lub do miejskich stodół. Uczniowie pozamiejscy mieli zostać zwolnieni do domów. Mieszkania w których pojawiła się cholera miały zostać otoczone wartownikami. Zabroniono wałęsania się po ulicach. Miejscowa policja dostała nakaz kontroli czystości placów, zaułków, ulic i domów. Wszelkie domy, w których przebywali chorzy należało przemyć chloryną.

Dla osób chorych lub mogących zachorować wydzielono oddzielne domy zwane lazaretami. I tak dla chrześcijan przeznaczono domy ze stodołami na Bażantarni należące do hrabiego ze Stażewskich Osetti. Dla Żydów przeznaczono pobudowany za ulicą Suraską dom, mogący pomieścić 20 osób.

W archiwum białostockim zachowały się dokumenty miejscowego komitetu, a wśród nich raporty, które kończą się w sierpniu 1831 roku oraz zestawienia zbiorcze osób zmarłych.

Wśród raportów pojawiają się także informacje ze wsi Klepacze.

23 kwietnia 1831 roku Białostocki Sąd Ziemski przesłał do powiatowego komitetu w Białymstoku raport, w którym informował, że właściciel folwarku Klepacze, Rutkowski, doniósł raportem z dnia 23 kwietnia o tym, że 17 kwietnia włościanin ze wsi Klepacze, Szymon Koszewnik wracał z Białegostoku, gdzie był w pracy i zachorował na drodze we wsi Starosielce. Żona jego przywiozła go do domu, a właściciel Rutkowski wysłał do Białegostoku do lekarza powiatowego, który obejrzał go, dał lekarstwo i odesłał do domu. Włościanin ten zmarł 19 kwietnia, a 22 kwietnia zachorowała jego żona i 9-letnia córka, a także jego szwagier, który dokonywał pochówku ciała. Córka wkrótce także zmarła, a szwagier i żona jeszcze żyją.

Kolejna krótka wzmianka o rodzinie Koszewników i o wsi Klepacze pojawiła się w raporcie z dnia 18 maja 1831 roku. Informowano w niej, że poza Szymonem Koszewnikiem, jego córką i żoną, nikt więcej w Klepaczach nie zmarł z powodu cholery.

Z 30 listopada 1831 roku pochodzi zestawienie zbiorcze, w którym zanotowano wszystkie ofiary cholery w Klepaczach. Byli to:

1. Szymon Koszewnik, 52 lata, zmarł 17 kwietnia 1831,

2. Konstancja Koszewnik, żona Szymona, 40 lat, zmarła 18 kwietnia 1831 roku,

3. Ewa, matka żony Szymona, 60 lat, zmarła 19 kwietnia 1831 roku.

4. Ewa Koszewnik, córka Szymona, 8 lat, zmarła 27 kwietnia 1831 roku.

5. Józefa, synowica, 7 lat, zmarła 26 kwietnia 1831 roku.

Szymon i Konstancja Koszewnikowie pozostawili 10-letniego syna Szymona. Antoni Koszewnik, rodzony brat Szymona, gospodarz w Klepaczach zobowiązał się do wychowania pozostałego po Szymonie, syna Szymona, aż do uzyskania przez niego pełnoletniości.

Jak widać, zestawienie zbiorcze zawiera sprzeczne informacje, jeśli chodzi o daty śmierci w porównaniu z wcześniejszymi raportami.

Kolejnymi osobami zmarłymi w Klepaczach byli:

6. Marcin Wołos, 8 lat,

7. Anna Wołos, 3 lata.

Oboje zmarli 29 września 1831 roku.

8. Augustyn Rajewski, 8 lat, zmarł 28 września 1831 roku,

9. Katarzyna Rajewska, 3 lata, zmarła 3 września 1831 roku,

10. Michał Lorens, 62 lata, zmarł 5 października 1831 roku,

11. Marianna Witkowska, 56 lat, zmarła 3 października 1831 roku,

12. Jerzy Bayko, 45 lat, zmarł 7 października 1831 roku,

13. Mateusz Kiejzik, 60 lat, zmarł 6 października 1831 roku.

Mateusz Kiejzik pozostawił 13-letniego syna Józefa, który mieszkał z matką.

14. Antoni Baszeń, 32 lata, zmarł 9 października 1831 roku. Pozostawił następujące dzieci: Maciej - 8 lat, Andrzej  - 6 lat, Marianna - 3 lata, Ewa - 2 lata. Po śmierci Antoniego Baszenia, Kazimierz Rydzewski ożenił się z matką małoletnich półsierot po Andrzeju, objął po nim gospodarstwo i zobowiązał się do ich wychowania.

źródła: Eugeniusz Bernacki "Epidemia cholery w powiecie białostockim w 1831 r.", Białostocczyzna, nr 3/1996

sobota, 19 sierpnia 2023

Dwaj Janowie Kucharscy, księża

Pojechałem do Dolistowa zgodnie ze wskazówkami księdza Ryszarda. Wszedłem na cmentarz i po chwili osłupiałem. Chciałem odnaleźć nagrobek księdza Jana Kucharskiego, a zobaczyłem dwa nagrobki, dwóch księży o nazwisku Jan Kucharski, w dodatku stojące obok siebie. Miałem więc przed sobą zagadkę, jeden z księży, roboczo nazwę go "Jan Kucharski 1" urodził się około 1860 roku i zmarł 30 marca 1947 roku, drugi, który roboczo będzie przeze mnie nazywany "Jan Kucharski 2" urodził się około 1869 roku i zmarł 28 maja 1921 roku.



Dlaczego wyruszyłem właśnie do Dolistowa? Wszystko dzięki relacji zza oceanu i poszukiwaniom genealogicznym dotyczącym rodziny Wilczewskich z Franckowej Budy w parafii Janów. Według tejże relacji, ksiądz Jan Kucharski miał być kuzynem Juliana Wilczewskiego, urodzonego we Franckowej Budzie w roku 1877. Aby zostać księdzem studiował w seminarium w Wilnie pod koniec XIX wieku, więc po studiach prawdopodobnie pracował w Diecezji Wileńskiej. W międzyczasie zaliczył jeszcze 5 lat służby w carskim wojsku. Julian Wilczewski, jako dorosły mężczyzna wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i według relacji rodzinnej miał dziedziczyć po księdzu, swym kuzynie, w przypadku jego śmierci. Niestety, poszukiwania genealogiczne w parafii Janów nie doprowadziły mnie do rozwiązania zagadki, w jaki sposób ksiądz Jan Kucharski mógł być spokrewniony z rodziną Wilczewskich. Skądinąd wiadomo, że nazwisko Kucharski było dość powszechne na terenie parafii Dolistowo. Po konsultacjach z osobami zajmującymi się historią księży Diecezji Wileńskiej, dowiedziałem się, że na jej terenie działał tylko jeden ksiądz Jan Kucharski. Opracowanie Arkadiusza Studniarka dostępne w internecie podaje informacje, że ksiądz Jan Kucharski był pierwszym proboszczem nowopostałej parafii w Downarach w roku 1925. Zacząłem więc szukać informacji o tymże księdzu Janie Kucharskim, a jak się później okazało, był to ksiądz roboczo przeze mnie nazwany "Jan Kucharski 1". Do Dolistowa pojechałem zaś dzięki sugestii księdza Ryszarda, który powiedział, że widział nagrobek księdza Jana Kucharskiego na tymże cmentarzu. Postanowiłem więc sprawdzić, czy informacje z nagrobka pozwolą dotrzeć do nowych dokumentów, jak akt zgonu, czy urodzenia. Ale, czy mogłem spodziewać się dwóch nagrobków księży o tym samym nazwisku, na tym samym cmentarzu, stojących tuż obok siebie?

Tak czy inaczej, rozpocząłem poszukiwanie informacji o "księdzu Janie Kucharskim 1". Podstawową informację o księdzu Janie Kucharskim przyniosły schematyzmy Diecezji Wileńskiej dostępne online. W latach 1923-1925 był szkolnym katechetą w Osowcu, wówczas należącym do parafii w Goniądzu. W roku 1930 był już emerytowanym księdzem mieszkającym w Goniądzu, odprawiał również nabożeństwa w filialnej kaplicy w Osowcu. W roku 1931 wymieniono go jako kapelana wojskowego w Osowcu. W roku 1934 podane zostały sprzeczne informacje. Jan Kucharski miał być emerytowanym księdzem w Osowcu. Wspomniano go również jako emerytowanego księdza w Grodnie, byłego kapłana Archidiecezji Mohylewskiej. Ta ostatnia wzmianka była bardzo ciekawa, gdyż według dotychczasowych informacji, ksiądz Kucharski po ukończeniu seminarium był kapłanem Diecezji Wileńskiej.

Bardzo ciekawe dokumenty dotyczące księdza Jana Kucharskiego zawiera jego teczka osobowa zdeponowana w bibliotece Wróblewskich w Wilnie. Wynika z nich, że w roku 1920 ksiądz Kucharski przez 9 miesięcy przebywał w bolszewickim więzieniu, gdzie nabawił się problemów zdrowotnych. Przed rokiem 1925 był prefektem szkół w parafii goniądzkiej. Zachowało się pismo do Biskupa Diecezji Wileńskiej  podpisane przez parafian goniądzkich (4 strony podpisów) o pozostawienie księdza Kucharskiego na dotychczasowym stanowisku. Jak wiadomo od roku 1925 ksiądz Kucharski został proboszczem w Downarach. Jednak nie na długo. Wkrótce nasiliły się jego problemy zdrowotne i pojawiły starania o przejście na emeryturę. W początku lat 30-ych otrzymał zgodę na odprawianie nabożeństw w kaplicy prywatnej w Goniądzu ze względu na zły stan zdrowia. Z roku 1937 pochodzi skarga jednego z księży goniądzkich do Kurii Wileńskiej na księdza Kucharskiego za odprawianie nabożeństw w pozycji siedzącej. Ostatnie pismo w teczce księdza Kucharskiego pochodzi z roku 1938. Wśród dokumentów znajduje się ciekawe pismo z roku 1926 od arcybiskupa Mohylewskiego do Kurii Wileńskiej zaprzeczające, jakoby ksiądz Kucharski pracował kiedykolwiek na terenie Archidiecezji Mohylowskiej, potwierdzające natomiast, że był księdzem Diecezji Mińskiej.

pismo z 20 stycznia 1925 roku od parafian goniądzkich do biskupa Diecezji Wileńskiej.


pismo z 20 sierpnia 1926 roku od Arcybiskupa Mohylowskiego do Kurii Wileńskiej.

Nie udało mi się odpowiedzieć na pytanie, jakie były losy księdza Kucharskiego między rokiem 1938, a 1947, kiedy zmarł. Jego akt zgonu nie został odnotowany ani w parafii Dolistowo, ani w parafiach sąsiednich, ani też w parafiach białostockich.

W parafii Dolistowo około roku 1860 urodził się tylko jeden Jan Kucharski, który mógł być naszym "księdzem Janem Kucharskim 1". Konkretnie 17 lipca 1858 roku w Dolistowie Nowym, jako syn Piotra Kucharskiego i Karoliny z Feltowiczów.
Dzięki Genetece wiadomo, że akt ślubu Piotra Kucharskiego z Karoliną Feltowicz został zarejestrowany w Dolistowie w roku 1835. Piotr był synem Antoniego Kucharskiego i Rozalii ze Świetnickich, Karolina zaś córką Piotra Feltowicza i Marianny z Matyskielów. Nie widać tu żadnych powiązań rodzinnych z Wilczewskimi z parafii Janów.

Powiązań rodzinnych "księdza Jana Kucharskiego 1" można doszukać się studiując jego testament spisany 19 maja 1938 przed białostockim notariuszem Ignacym Kołdrasińskim. Przede wszystkim w akcie tym znajdziemy potwierdzenie, że ksiądz Jan Kucharski był synem Piotra. Wśród obdarowanych na wypadek śmierci znajdowało się wiele insytucji kościelnych i państwowych. Mnie interesowały przede wszystkim powiązania rodzinne. A wśród tych możemy odnaleźć Agnieszkę Klepacką, bratanicę księdza; Jana Kucharskiego, synowca księdza i jego trzy córki: Marię, Genowefę i Janinę; bratanicę księdza, Urszulę Rachwał z Kucharskich; Albina Dekarzewskiego, wnuka siostry; Stefanię Kaczyńską z Dekarzewskich, wnuczkę siostry; bratanka Antoniego Kucharskiego, syna Stanisława oraz Marię Słowikowską, córkę Antoniego Kucharskiego. Żadna z tych osób nie odpowiada ustalonym podczas kwerend powiązaniom rodzinnym z rodziną Wilczewskich.

Z "księdzem Janem Kucharskiem 2" poszło łatwiej. Ale skomplikowało to sytuację jeszcze bardziej. W Dolistowie w roku 1921 odnotowano jego zgon.


Cóż z niego wynika? Ksiądz Jan Kucharski zmarł 27 maja 1921 roku z tyfusu we wsi Jaćwieź Duża. Był proboszczem parafii w Wierzbowcu i czasowym administratorem parafii Struga Wielka w diecezji kamienieckiej. Przeżył lat 53. Na nagrobku jest adnotacja, że pochodził z Jaćwiezi Dużej. Prawdopodobnie przybył więc do swojej rodzinnej wsi z terenów dalekiej diecezji kamienieckiej i w niej dokonał żywota. Ale to oznacza, że nie mógł pracować w diecezji wileńskiej i tam się kształcić, skoro trafił do diecezji kamienieckiej. Jest to mało prawdopodobne.

Tym co skomplikowało sytuację jeszcze bardziej był odnaleziony w księgach parafii Dolistowo akt urodzenia "księdza Jana Kucharskiego 2", a także akt ślubu jego rodziców. Urodził 18 września 1868 roku w Jaćwiezi Dużej, jako syn Pawła Kucharskiego i Józefaty Huryn. 

Akt ślubu Pawła Kucharskiego i Józefaty Huryn został zarejestrowany w księgach parafii w Suchowoli w 1862 roku. Paweł Kucharski pochodził z Jatwiezi Dużej i był synem Jana Kucharskiego oraz Marianny z Kawałków. Józefata Huryn pochodziła ze wsi Dubasiewskie Kolonie i była córką Wojciecha Huryna i Ewy z Winkiewiczów. I właśnie przynależność Józefaty Huryn do rodziny Wojciecha i Ewy skomplikowało sytuację.

Bratem Józefaty był bowiem Jan Huryn, którego córka Zofia Barbara poślubiła w Stanach Zjednoczonych wspomnianego już Juliana Wilczewskiego z Franckowej Budy. Tak więc to drugi "ksiądz Jan Kucharski 2" okazał się kuzynem ale nie Juliana Wilczewskiego, a jego żony Zofii Barbary Huryn. Tylko co z informacją o studiach w Wilnie? Nijak nie pasuje do postaci drugiego z księży. Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie nigdy nie zostanie udzielona. Jedyny świadek tej historii zmarł pod koniec kwietnia 2023 roku w Chicago.

Wiadomo jedynie, że siostra "księdza Jana Kucharskiego 2", Anna wyszła za Mateusza Klozę z Jaświłk. Ślub miał miejsce w roku 1891 w Dolistowie.

Inna z sióstr, Aniela wyszła za Jana Wysockiego z uroczyska Hołodolina. Ślub miał miejsce w Dolistowie w 1902 roku.

Aleksander Kucharski, brat księdza poślubił zaś w roku 1906 w Dolistowie Władysławę Rutkowską z Wrocenia.

Być może ich potomkowie, jak i potomkowie rodzeństwa "księdza Jana Kucharskiego 1" mogliby coś dodać do tej historii?

***
W archiwum petersburskim znajduje się teczka osobowa "księdza Jana Kucharskiego 1" z początku XX wieku, której nie sprawdziłem, a która mogłaby przynieść informacje o początkach jego służby kapłańskiej i służbie wojskowej.

***
W trakcie kwerend dotarłem do pozycji książkowej (podziękowania dla księdza Adama) "Losy duchowieństwa katolickiego w ZSRR 1917-1939. Martyrologium", Lublin, 1998.

Znajduje się w niej następująca notka biograficzna:



Jak widać, pierwsza część notki biograficznej dotyczy "księdza Jana Kucharskiego 2", ale dalsza po roku 1921 zupełnie innej osoby.

Miałem również możliwość przejrzenia "Leksykonu duchowieństwa polskiego represjonowanego w ZSRR 1939-1988", Lublin 2003.

Tam z kolei znajduje się notka biograficzna księdza Adolfa Kucharskiego, którego z braku źródeł próbuje się łączyć z "księdzem Janem Kucharskim 2". Ale jak już wiadomo z odnalezionych dokumentów, "ksiądz Jan Kucharski 2" zmarł w roku 1921, więc nie mógł być na zesłaniu podczas II wojny światowej.


niedziela, 30 lipca 2023

Rodzina Szczerbaczewiczów (prababci Agaty) - stan po kwerendzie

Minęło prawie 6 lat od mojego wpisu dotyczącego możliwej kwerendy w Narodowym Archiwum Historycznym Białorusi w Mińsku. Celem jej miało być odnalezienie rodzeństwa prababci Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów, która została ochrzczona w katedralnej cerkwi prawosławnej w Pińsku w roku 1898, aktu ślubu jej rodziców, a także ustalenia czy jej ojciec Filip Szczerbaczewicz miał pierwszą żonę i dzieci z nią przed ślubem z praprababcią Pauliną Rozalik, jak podawały relacje od osób z rodziny.

Dojrzewałem do tej decyzji, ale w końcu została podjęta. Rezultaty kwerendy wyjaśniły wiele niejasności, pozwoliły także obalić pewne fakty, które znałem do tej pory z relacji rodzinnych. Pozwoliły także na odnalezienie informacji o pokoleniu prapradziadków i praprapradziadków.

Przede wszystkim udało się ustalić, że rodzony brat mojej prababci Wawrzyniec Szczerbaczewicz nie był bratem bliźniakiem Elżbiety. Po drugie, nie został odnaleziony akt chrztu Feliksa Szczerbaczewicza, który według opowieści rodzinnych miał po bieżeństwie zostać w Rosji komisarzem bolszewickim. Co prawda udało się odnaleźć akta chrztów innych braci Agaty, o których nic nie wiedziałem i nie jest wykluczone, że jeden z nich został tym wspominanym komisarzem bolszewickim. O tym napiszę dalej.

Oto rodzeństwo prababci Agaty, którego metryki udało się ustalić:

Anna Szczerbaczewicz (25 lipca 1892 Pińsk - ?). Chrzestnymi Anny byli stryj Ambroży i  Olimpiada Szczerbaczewicz, córka Sadoka. Najstarsza i najpiękniejsza z sióstr. Podobno wyjechała do ZSRR przed II wojną światową, gdy odnaleziony został jej brat Wawrzyniec w Homlu, który zaginął ponad 25 lat wcześniej podczas powrotu z bieżeństwa.

Charyton Szczerbaczewicz (28 września 1893 Pińsk - ?). Chrzestnymi Charytona byli Sylwester Zagórski, mieszczanin piński i Olimpiada Macukiewicz, córka Sadoka, prawdopodobnie ta sama osoba, która była matką chrzestną Anny.

Mikołaj Szczerbaczewicz (30 kwietnia 1894 Pińsk - ?). Rodzicami chrzestnymi byli Aleksander Nowakowicz, syn Stefana, mieszczanin z Pińsk i Maria Rozalik, siostra matki.

Stefan Szczerbaczewicz (28 listopada 1896 - ?). Rodzicami chrzestnymi byli Ambroży Szczerbaczewicz - stryj i Maria Rozalik, siostra matki.

Nic wcześniej nie słyszałem o tych trzech braciach. Być może jeden z nich nie wrócił z bieżeństwa i został komisarzem bolszewickim w Rosji.

Kolejna była prababcia Agata Szczerbaczewicz (5 lutego 1898 - 3 kwietnia 1989 Gorzów Wlkp.), a następnie bracia i siostry o których wiedziałem. Chrzestnymi prababci byli Łukasz Tomaszewski, mieszczanin piński i siostra jej mamy - Maria Rozalik.

Antoni Szczerbaczewicz (17 stycznia 1900 - 26 lipca 1970 Pińsk). Rodzicami chrzestnymi byli Łukasz Tomaszewski i Aleksandra Goriaczew, mieszczanie z Pińska.

Elżbieta Szczerbaczewicz (1 lipca 1904 - 17.04.1980 Łódź). Rodzicami chrzestnymi byli Wasilij Aleksandrow Szczerbaczewicz, mieszczanin z Pińska oraz Aleksandra Goriaczewa - włościanka pochodząca z Bogoliubowa.

Wawrzyniec (Ławrentij) Szczerbaczewicz (16 sierpnia 1906 - ?). Rodzice chrzestni: Wasilij Aleksandrow Szczerbaczewicz - mieszczanin piński, Helena Gołub.

O dzieciach urodzonych po Wawrzyńcu nie wiedziałem.

Maria Szczerbaczewicz (7 września 1908 - 1909). Rodzice chrzestni: Wasilij Aleksandrow Szczerbaczewicz - mieszczanin piński, Helena Gołub.

Konstanty Szczerbaczewicz (14 maja 1910 - ?).

Udało się również potwierdzić, że mój prapradziadek Filip Szczerbaczewicz był żonaty przed ślubem z praprababcią Pauliną Rozalik. Odnalezione zostały bowiem metryki chrztu i zgonu jego dzieci, a także akt zgonu pierwszej żony.

Dzieci Filipa Szczerbaczewicza z Katarzyną, córką Stefana:

Władimir Szczerbaczewicz (20 lipca 1885 Pińsk - 19 września 1885 Pińsk). Rodzicami chrzestnymi Władimira byli Wasilij Aleksandrow Szczerbaczewicz, podoficer rezerwy miasta Pińska i Anna Macukiewicz, córka Sadoka. Przyczyną śmierci Władimira były konsulsje.

Aleksandra Szczerbaczewicz (8 sierpnia 1886 Pińsk - 12 października 1886 Pińsk). Rodzicami chrzestnymi Aleksandry byli Jan Zagórski, syn Sylwestra, mieszczanin piński i Anna Szczerbaczewicz, siostra ojca. Przyczyną śmierci Aleksandry, podobnie jak Władimira były konwulsje.

Lubow Szczerbaczewicz (3 sierpnia 1887 Pińsk - 16 sierpnia 1887 Pińsk). Rodzicami chrzestnymi Lubow byli Michał Szczerbaczewicz, syn Aleksego i Helena Pritulecka, panna. Przyczyną śmierci Lubow, podobnie jak pozostałego rodzeństwa były konwulsje.

Katarzyna, pierwsza żona Filipa Szczerbaczewicza, urodzona około 1865 roku zmarła 19 lipca 1888 roku w Pińsku. Jako przyczynę zgonu podano gruźlicę. Widać z powyższego, że wszystkie dzieci Filipa z pierwszego małżeństwa zmarły w wieku dziecięcym.

W odnalezionym akcie zgonu Filipa Szczerbaczewicza z dnia 10 października 1911 roku zapisano, że zmarł na gruźlicę. Według relacji Ireny Wiklińskiej ze Stępniów, wnuczki Filipa, przyszedł on z pracy zmęczony i osłabiony, położył się i zmarł na zawał serca.

Metryka ślubu Filipa Szczerbaczewicza z Pauliną Rozalik została również odnaleziona, ale nie w ksiegach metrykalnych soboru prawosławnego w Pińsku, a w księgach parafialnych klasztoru prawosławnego w Leszczach. Ślub odbył się 29 września 1891 roku. Zarówno Filip, jak i Paulina zapisani zostali w metryce ślubu jako mieszczanie pińscy.

Odnaleziony został również akt chrztu praprababci Pauliny Rozalik. Urodziła się 18 czerwca 1874 roku w Leszczach, jako córka włościanina pińskiego, Klemensa Rosylkowa, syna Onufrego i Melanii, córki Karola. Rodzicami chrzestnymi byli Timofiej Rubanowski, syn Leontija, mieszczanin piński i Tatiana Michałowska, córka Michała, wdowa, szlachcianka.

Leszcze są dziś dzielnicą Pińska. W XIX wieku znajdował się tam klasztor prawosławny, do II wojny światowej cmentarz. Na tym cmentarzu, jak dowiedziałem się podczas mojej drugiej i ostatniej, a zarazem najbardziej owocnej wyprawy do Pińska w roku 2006 spoczęły doczesne szczątki praprababci. Wówczas nie rozumiałem, dlaczego mieszkanka Pińska nie została pochowana z mężem Filipem, zmarłym w 1911 roku, na cmentarzu prawosławnym w Pińsku. Dziś już więcej rozumiem. Paulina pochodziła wszak z Leszczy, przekazy rodzinne mówią, że miała w rodzinie duchownych prawosławnych. Być może miejsce pochodzenia miało w jej przypadku dużo znaczenia? Cmentarz jak i klasztor piński dziś już nie istnieją. W tym miejscu znajduje się pomnik upamiętniający to miejsce.


Dzięki kwerendzie odnalazione zostały również metryki chrztów niektórych dzieci Andrzeja Szczerbaczewicza (ojca Filipa i mojego 3xpradziadka). Andrzej Szczerbaczewicz, syn Wasyla żonaty był z Agatą, córką Wawrzyńca. Oto ich dzieci:

Julianna Szczerbaczewicz (24 grudnia 1866 - 2 października 1868). Rodzicami chrzestnymi byli Mojsiej Szczerbaczewicz, syn Aleksandra, mieszczanin piński i Matrona Szczerbaczewicz, córka Marcina, żona żołnierza, mieszczanka pińska.

Anna Szczerbaczewicz (7 grudnia 1870 Pińsk - ?). Rodzicami chrzestnymi byli Piotr Fiodorow, syn Sylwestra, starszy sortownik poczty pińskiej i Anna Szczerba, córka Michała - mieszczanka pińska. Anna była matką chrzestną swojej bratanicy Aleksandry w 1886 roku.

Aleksander Szczerbaczewicz (30 sierpnia 1873 Pińsk - ?). Rodzicami chrzestnymi byli i tu ciekawostka: Piotr Pritulecki - burmistrz Pińska i Anna Szczerbaczewicz, córka Michała, żona Mojsieja Aleksandrowicza Szczerbaczewicza, meszczanina pińskiego.

Moi przodkowie Szczerbaczewiczowie z Pińska jako jedyni spośród przodków legitymowali się pochodzeniem mieszczańskim. Pozostałe gałęzie przodków miały status chłopów. Istnieje relacja rodzinna, mówiąca, że Szczerbaczewiczowie bylki zruszczoną polską szlachtą. Jest jednak o wiele za wcześnie, abym mógł coś w tej kwestii powiedzieć.




czwartek, 13 lipca 2023

Berlin

Wsiadając do pociągu na stacji Warszawa Gdańska, zdałem sobie sprawę, że Berlin od ponad 100 lat odciska piętno na losach mojej rodziny. To pod Berlinem zmarł w roku 1909 mój prapradziadek Marcin Uzarek. W Hobrechtsfelde z kolei mieszkała w latach 1919-1935 jego żona (a moja praprababcia) Balbina Szołtysek z Kaczmarków wraz z drugim mężem. Nie pisałem natomiast do tej pory na blogu nic o Stefanie Neumannie, którego gorącym uczuciem darzyła moja babcia Wanda Paczkowska z Krupów. Historia ta nierozerwalnie wiąże się również z Berlinem.

---

Pierwszy raz w Berlinie byłem pod koniec 1988, bądź na początku 1989 roku. Reprezentowałem wówczas jako junior Gorzów Wielkopolski w meczu szachowym z zaprzyjaźnionym miastem Frankfurt nad Odrą. Rozgrywki odbywały się w pensjonacie nad jeziorem w Bad Saarow. Panowała ostra zima, dookoła wszędzie leżał śnieg. Enerdowcy karmili nas wyśmienicie, lodówka mimo ciągłego używania wciąz pełna była dobrych, zimnych trunków. Główną atrakcją zaś tego wyjazdu była wycieczka autokarowa do Berlina Wschodniego. Pamiętam dziś jak przez mgłę mur berliński i smutny Alexanderplatz, na którym w okolicznych sklepach, nadal znacznie lepiej wtedy wyposażonych niż w Polsce, mieliśmy czas zrobić zakupy.

---

W latach 2005-2007 przeprowadziłem kilka długich rozmów z babcią, ale okazuje się, że na nagraniach nie ma wszystkiego, co moja zawodna pamięć zarejestrowała na temat Stefana Neumanna. Stefan był jedynakiem, pochodził z Tczewa, z polskiej rodziny. W czasie II wojny światowej został zwerbowany prawdopodobnie do Wehrmachtu. Gdzie i kiedy babcia go poznała, nie wiem. Przypuszczam, że właśnie w Berlinie lub jego okolicach. Na pewno wtedy, gdy trafiła na roboty przymusowe. Babcia na początku wojny zajmowała się szmuglem towarów między Generalnym Gubernatorstwem, a III Rzeszą, konkretnie między Piotrkowem Trybunalskim, a Bełchatowem. W czerwcu 1940 roku została aresztowana i trafiła do więzienia w Bełchatowie. Kolejnym etapem represji był obóz pracy przy ulicy Łąkowej w Łodzi, skąd trafiła właśnie do Berlina do pracy przy pilnowaniu dzieci. W Berlinie mieszkała aż do wyzwolenia w maju 1945 roku. Znajomość ze Stefanem Neumannem datuje się więc na okres po czerwcu 1940 roku, a urywa w początku roku 1944.

---

Tym razem do Berlina trafiliśmy w pierwsze prawdziwie letnie dni tego roku. Mieszkaliśmy po sąsiedzku z dzielnicą ambasad, nieopodal Bramy Brandenburskiej w wynajętym dużym i wygodnym apartamencie. Spacery po wschodniej części miasta uświadamiały nam, że dystans między wschodem, a zachodem wciąż, mimo starań Niemców, nie został tu zniwelowany, choć został znacznie skrócony. Berlin nie sprawia wrażenia głównej metropolii Niemiec, w taki sposób, w jaki Warszawa stanowi centralne i najważniejsze miasto Polski. Okolice Bramy Brandenburskiej, katedra, kościół mariacki, wspaniale zagospodarowana Szprewa wciąż noszą sznyt wschodni. Najbardziej chyba widać to na Alexanderplatz, który przeszedł wielką metamorfozę od roku 1989, gdy robiłem tam zakupy, jeszcze za komuny. Ta część wschodnia Berlina nosi liczne ślady współczesnego porządkowania. Dużo tu betonu, mało zieleni, mało takiego typowego zakorzenienia, które widać w wielu innych miastach niemieckich. Wschodni Berlin pokazuje turystom wciąż przede wszystkim ślady niedawnej przeszłości. Przy Potsdamer Platz, gdzie przecież stoją fragmenty muru berlińskiego widzimy rząd jadących trabantów. Checkpoint Charlie, czy muzeum terroru to kolejne tego przykłady. Fragment muru berlińskiego widzimy również niedaleko naszego apartamentu, gdy wieczorem wychodzimy, aby posiedzieć w knajpce przy czymś mocniejszym.


---
Babcia pokazała mi 8 listów, które Stefan Neumann pisał do niej w okresie od sierpnia do grudnia 1943 roku. Nie zachowały się ich koperty, stąd miejsca nadania ustalam na podstawie nagłówków. Pierwszy, datowany 7 sierpnia 1943, pisany był w Poczdamie, czwarty z 7 listopada 1943 Stefan napisał już we Francji. Okres od sierpnia do grudnia 1943 był więc okresem rozłąki. Jest wielce prawdopodobne, że jednostka, w której służył Stefan stacjonowała początkowo w Poczdamie, gdzie też babcia prawdopodobnie go poznała.

---
Podczas wyjazdu nastawiamy się na kuchnię niemiecką. Śniadania i kolacje przygotowujemy sami. W nieodległym markecie udaje nam się dostać prawdziwą wątrobiankę, jakiej już dawno nie uświadczysz w polskich sklepach mięsnych. Nieopodal mamy knajpkę zachwalającą typowe dla kuchni berlińskiej specjały. Pijemy więc piwo berlińskie, jemy treściwie, różnego rodzaju kotlety mielone zwane tu frykadelkami, pieczone kiełbaski norymberskie, golonkę i doskonałej jakości kapustę kwaszoną serwowaną na ciepło. Pewnego dnia trafiamy do Hackesche Höfe. Jest to kompleks połączonych ze sobą podwórek secesyjnych kamienic przy Rosenthaler Strasse, w których prowadzone są butiki, małe galerie sztuki, restauracje, tu uwaga - przez mieszkańców tych kamienic. Trafiamy do malutkiej karczmy, gdzie dostaję pieczeń wieprzową z ziemniakami i kapustą czerwoną na ciepło. Zupełnie jak w dawnej stołówce studenckiej, ale o jakości pierwszorzędnej. Gdy siedzimy przy stoliku, widzimy mur kamienicy pokryty falującą na wietrze roślinnością.


---
7 sierpnia 1943 roku Stefan pisał:

"[...] znamy się bowiem tylko krótki czas i bardzo mało mogliśmy przebywać ze sobą, bo ta niewolnicza służba nie pozwalała na to, a jednak przylgnęliśmy do siebie tak dalece, że ta rozłąka dla nas obojga jest bardzo bolesna."

Znajomość nie mogła więc raczej trwać od 1940 roku. Prawdopodobnie babcia poznała Stefana w 1942 roku lub na początku roku 1943.

List datowany na 23 września 1943 roku pisany był już z Francji, jak wynika z treści. Można się z niego dowiedzieć co nieco o Stefanie, jak i o miejscu, gdzie pracowała w Berlinie babcia.

"[...]Najnowszą moją pasją jest gra w szachy. Znalazłem tutaj dobrego partnera z którym gram, nieraz ze dwie godziny czekamy na rozstrzygnięcie partii. Uczę się ...? języka fr. bo ostatnia paczka, którą od Mamusi otrzymałem przyniosła podręcznik przy pomocy którego zapoznaję się z tym językiem. Szkoda, że nie jesteśmy razem, bo otrzymałem wspaniałe ciasteczka kruche, które nam obojgu lepiej by smakowały, aniżeli mnie samemu.[...]
Muszę Ci się odwdzięczyć za tę maskotkę na którą ile razy spojrzę tyle razy muszę się śmiać, bo jest taka zabawna. Wisi nad moim łóżkiem i to w nogach. Ile razy się przebudzę, tyle razy wzrok mój pada na nią przypominając mi moją małą figlarną Wandzię. Jak z nalotami czy jeszcze są naloty i ciężkie?[...]
Cóż to idziesz znowuż spowrotem na Wilmersdorf?"

Patrzę w tym momencie na mapę i widzę, że Wilmersdorf to zachodnia część Berlina, zupełnie niedaleko Poczdamu. Czy to właśnie wtedy, gdy babcia pracowała przy Wilmersdorf, poznała Stefana, którego jednostka stacjonowała w Poczdamie?
---
Tegoroczny wyjazd do Berlina był jak zwykle krótki, dokonaliśmy więc selekcji miejsc, które chcieliśmy odwiedzić. Pierwsze z nich, które długo będę pamiętał, to Alte National Galerie. Miałem okazję zobaczyć po raz kolejny (po galerii hanowerskiej) romantyczne malarstwo Caspara Davida Friedricha, które oglądałem po raz pierwszy w książkach Łysiaka. Interesujące są widoki dawnego Berlina malowane przez Eduarda Gaertnera czy też obraz "Partia szachowa" Johanna Erdmanna Hummela. Ale gdy wyszliśmy z galerii i każdy opowiadał, na co najbardziej zwrócił uwagę, odpowiedziałem bez wahania, że najciekawszy był obraz Mihála Munkácsy'ego "Obóz cygański" malowany w roku 1911. Widać na nim polanę przy drodze leśnej, stojący wóz, konia, ognisko z gotującą się strawą, szałas, którego ściany stanowią rozłożone, wyprawione skóry zwierzęce. O wóz stoi oparty mężczyzna, a przy ognisku siedzą zarośnięty mężczyzna i kobieta z czerwoną chustą na głowie. Jeśli chodzi o żywe plamy barwne to na obrazie wśród szarej zieleni, bieli i brązu widać tylko tę czerwoną chustę kobiety i czerwony kawał materiału wiszący u wejścia do szałasu. Jest to obraz, którego nie spodziewałem się zobaczyć w jednym z najważniejszcyh przybytków niemieckiej kultury, bardzo wschodnioeuropejski, przypominający mi książki Jerzego Ficowskiego, który jako pierwszy na tak szeroką skalę opisywał kulturę i zwyczaje polskich Cyganów. Obraz ten przypomniał mi też Gorzów Wielkopolski, gdzie wielu z przedstawicieli tej mniejszości mieszka do dziś, wspomnienia Edwarda Dębickiego, czy Papuszę, która mieszkała prawie po sąsiedzku z babcią Wandą przy Kosynierów Gdyńskich.


---
List z 19 października 1943 roku podaje dodatkowe informacje na temat służby Stefana w wojsku:

"Wandziu wraz z Twoim listem otrzymałem również list od mej Mamusi, która pamiętając o tym, że już rok jestem przy wojsku tak pisze: Bóg Cię uchronił przez jeden rok od nieszczęścia. Pamiętaj o nim i o Matce Najświętszej, tak jak ja pamiętam modląc się za ciebie..."

Frqgment listu z 7 listopada 1943 roku:

"Ani się spostrzegłem moja Wanduś, że to już prawie cztery miesiące, jak los nas rozerwał i rzucił każdego w inną stronę. [...] Ale teraz najpierw muszę Ci złożyć moje serdeczne życzenia z okazji urodzin, które obchodzisz dnia 1o listopada (Babcia urodziła się 11 listopada). Moja Wandziu, kończysz znowuż pełen rok życia, który mniej lub więcej szczęśliwie przeszedł. Z jednego możesz być zadowolona, że Bóg roztoczył nad Tobą opiekę po stracie rodziców, że wytrzymałaś ciężką operację i powróciłaś do zdrowia."

---
Alejka prowadząca do pałacu Charlottenburg wypełniały stoiska z książkami, wyrobami rękodzieła, malarstwem, grafiką, wszelkiego rodzaju sztuką. Była wszak sobota, dzień gdy w wielu niemieckich miastach i ich dzielnicach, odbywają się tego rodzaju lokalne targi miejscowych artystów. To już zachodnia część Berlina, pełna zieleni i secesyjnych kamienic. Zupełnie inna od tej wschodniej, wciąż bardzo surowej.

Ten pruski barokowy pałac z początku XVIII wieku nie byłby wart odwiedzenia dla kogoś, kto nie jest miłośnikiem barokowych wnętrz, czy historii Prus. Ja nie jestem. Ale wśród setek przedmiotów jest w nim ten jeden, który warto zobaczyć, bo skłania do refleksji nad nieszczęsną historią Polski. Obraz przypisywany Samuelowi Teodorowi Gericke przedstawia spotkanie trzech monarchów w lipcu 1709 roku na zamku Caputh niedaleko Poczdamu: Augusta II Mocnego, króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Fryderyka I, króla Prus i Fryderyka IV, króla Danii.

Na terenie Rzeczyspospolitej w początku XVIII wieku toczyła się wojna północna. August II Mocny 5 lat wcześniej został zdetronizowany, a spotkanie trzech monarchów miało na celu skłonienie Prus do przystąpienia do wojny północnej przeciwko Szwecji, która popierała Stanisława Leszczyńskiego na tronie Polski. Po raz pierwszy, właśnie w Caputh władca Prus został uznany za równorzędnego monarsze Rzeczypospolitej, co mialo swoje konsekwencje kilkadziesiąt lat później.

Niemal równocześnie ze spotkaniem w Caputh, bo 8 lipca 1709 roku wojska rosyjskie rozbiły doszczętnie armię szwedzką w bitwie pod Połtawą i choć wojna trwała jeszcze do roku 1721, starcie to zadecydowało o zdobyciu dominującej pozycji przez Rosję w Europie środkowej. Nieszcześny dla naszego kraju finał nastąpił niespełna 100 lat później w postaci rozbiorów. 

Trzech monarchów na scenie spoglądający w stronę widowni, a wśród nich stojący po lewej August II Mocny z młodą twarzą i poważnym wzrokiem. Memento mori dla Rzeczyspospolitej.


---
W pierwszej połowie listopada 1943 roku Stefan zachorował. W liście z 14 listopada pisał:

"[...] w tej chwili przypomina mi się że dwa dni temu pisałem do Ciebie list. Tak, ale to już dwa dni temu, a mnie się wydaje że to dwa tygodnie. Ta dysproporcja w czasie spowodowana jest brakiem ruchu i stałym leżeniem w łóżku, które dla mnie w ciągu tych kilku dni choroby stało się męką.[..]"

I dalej:

"Toteż z tym większą siłą przychodzisz mi na myśl. Wyciągnąłem najpierw moją mapę z okolic Berlina i odszukałem na niej drogę, którą musiałem zrobić z koszar aż do Ciebie do parku pruskiego. Odnalazłem block, w którym mieszkasz. To była moja pierwsza czynność. Potem odszukałem wszystkie punkta wycieczek i spacerów, które żeśmy razem zrobili. Odnalazłem zupełnie dokładnie łąkę i drzewo pod którym leżeliśmy w parku na Babelsbergu. Potym drogi w parku Saussouci, wreszcie to miejsce, gdzie byliśmy nad jeziorem koło Sacrow. Wszystkie te wspomnienia przeszły mi jak żywe przed oczami. Jakby film, który odtwarza to, co człowiek już przeżył z kimś, którą serce moje specjalnie ukochało. Ileż to już czasu minęło od tych pięknych paru dni, które nam los zgotował."

20 listopada 1943:

"Wczoraj dostałem od mamusi paczkę, w której przysłała mi cośkolwiek pieczywa i jedną "polską", na którą jednak muszę na razie patrzyć, bo jest dosyć tłusta. Skoro tylko będę mógł wszystko jeść, to ona już najdłuższy czas widziała światło dzienne."
---
Niedaleko pałacu Charlottenburg znajduje się galeria sztuki Käthe Kollwitz, którą zdecydowanie polecam. Ta niemiecka malarka żyjąca w latach 1867 -1945 straciła syna podczas I wojny światowej, a podczas kolejnej wojny wnuka. Jej prace są mroczne, pełne miłości macierzyńskiej, widzianej z perspektywy rozstania i bólu. Jest w nich pokazana bieda, przemoc domowa, bezrobocie, sprzeciw przeciwko losowi kobiety i matki. Bardzo dużo w nich emocji i po przepychu sal Charlottenburg zdecydowanie warto zrobić sobie tutaj reset.

Jedna z prac zatytułowana "Pole bitwy" z 1907 roku zrobiła na mnie szczególne wrażenie. Kobieta pochylająca się nad zwłokami mężczyzny. Kilka lat później Käthe Kollwitz w podobnych okolicznościach straci syna.


---
W liście z 22 listopada 1943 roku, Stefan Neumann pisał:

"Moja Wandziu kochana, dziś jest poniedziałek. Znowuż zaczyna się nowy tydzień. Zacząłem go pod znakiem pracy. Piszę opowiadania w mojej gwarze kociewskiej, której próbki Ci produkowałem podczas spacerów w Potsdamie. Przeznaczyłem na ten cel cały blok korespondencyjny. Do czasu kiedy wyjdę z lazaretu, będę miał na pewno mały zbiorek gotowy. Prześlę Ci po zakończeniu do przeczytania. Więc będziesz się mała z czegoś śmiać. Pierwsze opowiadanie ma tytuł "Jak to Marynka i Jozef na targ kupać jechali, ji co ich tam trafsieło"."
---
Przy ulicy Kurfürstendamm stoją ruiny ewangelickiej świątyni Pamięci Cesarza Wilhelma zbudowanej w roku 1891, a zbombardowanej przez lotnictwo alianckie w listopadzie 1943 roku. W środku kręci się dużo turystów.


Tuż obok w grudniu 2016 roku odbywał się jarmark bożonarodzeniowy. Terrorysta z Pakistanu zamordował wtedy polskiego kierowcę Łukasza Urbana, ukradł mu samochód, a następnie wjechał nim w tłum ludzi właśnie w tym miejscu, zabijając 11 kolejnych osób. Dziś wjazd taki byłby niemożliwy, ze względu na to, że ustawiono betonowe bariery i zapory ogradzajace plac. 

Obok ruin dawnej świątyni stoi nowa, zbudowana z betonu i szkła, bardzo surowa w swym zewnętrznym wyglądzie, zaprojektowana przez Egona Eiermanna pod koniec lat 50-ych. Warto zobaczyć, jak wygląda wnętrze rozświetlone światłem wpadającym do środka przez szklane elementy budowli.



Do nowej świątyni chcieliśmy wejść po to, aby zobaczyć rysunek Matki Boskiej Stalingradzkiej wykonany w wigilijną noc 1942 roku przez lekarza i pastora, Kurta Reubera. Rysunek został wywieziony z kotła stalingradzkiego ostatnim samolotem, 13 stycznia 1943 roku. Do kościoła jednak nie mogliśmy wejść. Przed świątynią stała bowiem para sympatycznych gejów, elegancko ubranych, którym zgromadzeni goście składali życzenia na nową drogę życia. Po życzeniach na środku placu ustawiono stojak, a na nim umieszczono kawałek pnia brzozy. Zadaniem nowożeńców było przeciąć na pół ten kawałek drewna przy pomocy piły. Jak się dowiedzieliśmy, takie wspólne piłowanie drewna jest symbolem trudnej współpracy podczas drogi przez życie. Nowożeńcy często dostają do rąk nieco tępą piłę, a świadkowie  w czasie piłowania zbierają datki pieniężne dla młodej pary. Wreszcie pieniek został przecięty. Jeszcze tylko zdjęcie pamiątkowe, do którego jako ostatnia ustawiła się pani pastor. Później goście, jak i nowożeńcy rozjechali się na ucztę weselną, a nas wpuszczono do świątyni.


---
Ostatni list (a właściwie kartka) od Stefana nosi datę 17 grudnia 1943 i był wysłany z Berlina:

"Kochana Wandziu!
Będziesz się na pewno bardzo dziwić. Tak, niestety ja byłem u Ciebie w domu ale Ciebie nie było moja Wandziu! Nie mogę się tu dłużej zatrzymywać bo tu u was okropnie wygląda. Mam czternaście dni urlopu i jadę do domu. Mamusia moja będzie tak samo zaskoczona jak Ty. Nie masz pojęcia, jak mi żal, że Ciebie nie zastałem w domu. Cały mój urlop na nic. Najwięcej cieszyłem się na Ciebie moja Wandziu. Los, los, prawda. W drodze powrotnej 2 stycznia jestem u Ciebie na pewno. Zatym życzę Ci zdrowych świąt moja kochana dziewczynko. Dosiego roku. Materiał dla Ciebie. Jaka szkoda, że  nie mogłem Ci go sam wręczyć. To mój prezent gwiazdkowy. A teraz pa. Serdecznie Cię ściskam i zostawiam miłe pozdrowienia. Twój Stef."

Z tego co pamiętam z opowieści babci, na początku roku do spotkania Stefana i Wandy nie doszło. Stefan nie pojawił się w Berlinie ze względu na silne bombardowania. A  później zginął we Francji i życie potoczyło się innym, swoim torem.

Był na pewno osobą ważną dla babci, skoro przechowywała tę część listów od niego do końca życia. Mogło by mnie nie być na świecie, gdyby jego trajektorie potoczyły się inaczej. Spoglądam na nieostre zdjęcie fotografii, które wykonałem kiedyś u babci. Stefan wysłał je do swojej Wandzi w październiku 1942 roku. Spogląda na mnie młody mężczyzna w wojskowym mundurze. Ile mógł mieć wtedy lat? 23? 25? Pewnie był w wieku babci lub trochę od niej starszy.