sobota, 8 marca 2025

Jak to z tym pogromem białostockim było?

Po raz pierwszy zetknąłem się z pisarstwem naukowym Artura Markowskiego przy okazji przygotowywania się do wycieczki z potomkami Żydów z okolic Suwałk, jeszcze grubo przed pandemią. Poza książką "Między wschodem a zachodem. Rodzina i gospodarstwo Żydów suwalskich w pierwszej połowie XIX wieku" nie znalazłem wówczas żadnej pozycji poświęconej w sposób kompleksowy żydowskiemu społeczeństwu Suwałk, a książka ta poza odpychającym tytułem zawiera sporo informacji o początkach gminy żydowskiej w Suwałkach, mejscach, w których mieszkali jej przedstawiciele, synagodze i wielu zwyczajach panujących w rodzinach żydowskich, co stanowiło znaczącą wartość dodaną tej pozycji. Bardzo cenię tę książkę, choć później już nie miałem zbyt wielu okazji, aby do niej wracać.

Jakiś czas temu ukazała się kolejna książka Artura Markowskiego, która stała się głośna, przynajmniej w lokalnym białostockim środkowisku, tym razem poświęcona pogromowi ludności żydowskiej, jaki miał miejsce w naszym mieście w czerwcu 1906 roku, zapoczątkowany strzałami oddanymi z okna budynku na skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Pałacowej i Warszawskiej do procesji prawosławnej. Myślę, że wiedza o tym wydarzeniu pośród tych, którzy o nim w ogóle słyszeli sprowadzała się, do tego, że wydarzenia zostały sprowokowane przez rząd rosyjski lub carską ochranę i że było to jedno z ciągu podobnych wydarzeń, które zdarzały się od lat 80-ych XIX wieku w różnych miastach Imperium Rosyjskiego. Tak ja o nim myślałem i taka narracja dominowała w większości znanych mi wcześniej źródeł. Komentarze, jakie słyszałem odnośnie nowej książki były takie, że rzuca ona nowe światło na pogrom białostocki i że jest przełomowa.

Do książki dotarłem dopiero niedawno, gdy już papierowe jej wersje zniknęły z rynku księgarskiego (ale udało mi się jedną kupić) i muszę powiedzieć, że mimo trudnego dość języka (trzeba ją czytać powoli i w skupieniu), bardzo mi się spodobała.

Zacząłem czytać z zainteresowaniem od samego początku. Najczęściej książki historyczno-naukowe skonstruowane są według pewnego porządku. Na początku autor zaznajamia nas z dotychczasowym stanem wiedzy, pracami innych autorów poświęconym badaniom tego samego zagadnienia, krótką oceną tych prac. Dopiero później następuje konstrukcja samej własciwej treści książki. Jeśli baza źródłowa i stan dotychczasowej wiedzy zostaje dobrze rozpoznany, mają miejsce znaczące odkrycia lub inne, nieznane dotychczas spojrzenie na dane zagadnienie i gdy język jest ciekawy, książki takie mogą być bardzo interesujące. Ale w przypadku książki Artura Markowskiego została zastosowana inna metoda, bardzo odkrywcza moim zdaniem. Autor opisał dotychczasowy stan wiedzy, ale skupił się w pierwszej części na jego dekonstrukcji, to znaczy pokazaniu co wpłynęło na to że taki obraz wiedzy istnieje, pokazał z jakich źródeł korzystali autorzy, którzy go tworzyli, z jakich nie korzystali, z jakich środowisk się wywodzili i dlaczego pewnych źródeł nie badali. Następnie sam poddał krytyce te różne źródła, a dopiero potem zaczął od przedstawienia swego stanu wiedzy na temat pogromu i próby odpowiedzi na pytania, jaki był udział ludności miejscowej w pogromie, jaka była rola policji i wojska, czy pogrom był prowokacją rządu carskiego lub ochrany, czy był wywołany przez środowiska żydowskie, czy mógł być wynikiem konfilktu na szczytach władzy białostockiej policji. Nie napiszę tutaj, jakie wnioski wyniknęły z próby odpowiedzi na te pytania, aby nie spojlerować, jak to mówią dziś młodsi ode mnie ludzie i czy udało się ustalić genezę pogromu. Zachęcam po prostu do przeczytania.

Artur Markowski "Przemoc antyżydowska i wyobrażenia społeczne. Pogrom białostocki 1906 roku", Warszawa, 2018

niedziela, 2 marca 2025

Dzwony kościoła świętego Wojciecha w Białymstoku

15 września 2013 roku podczas mszy świętej wybuchł pożar na wieży kościoła świętego Wojciecha przy ulicy Warszawskiej w Białymstoku. Spwodowany został zwarciem instalacji elektrycznej bez udziału osób trzecich. Przez wiele miesięcy Białostoczanie mieli przed oczyma widok zdekapitowanej wieży, tak charakterystycznego przecież punktu centrum miasta. Wieża od lat jest odbudowana i aż trudno uwierzyć, że pożar wydarzył się tak dawno.

Przechodziłem ulicą Warszawską wielokrotnie udając się do pobliskiego archiwum i nigdy jakoś nie zwróciłem baczniejszej uwagi na krzyż zdjęty z dawnej wieży kościoła i ustawiony na placu przed kościołem na pamiątkę pożaru. Dopiero niedawno przyjrzałem mu się dokładniej i zauważyłem obok niego dwa dzwony z dawnej wieży kościoła. Ten po prawej wykonany w odlewni w Bohum nie jest aż tak ciekawy, ale swoją ornamentacją i kolorem metalu poddanego działaniu tlenu zwraca uwagę dzwon po lewej stronie krzyża. Okazuje się, że został wykonany w moskiewskiej ludwisarni Pawła Mikołajewicza Finlandskiego. Ludwisarnia ta swój początek bierze w wieku XVIII, założona przez rodzinę Motorinów. Paweł Finlandski został jej właścicielem w roku 1892, krótko przed wprowadzeniem w Rosji preferencyjnej taryfy na przewóz dzwonów koleją w roku 1899, co spowodowało niebywały wzrost produkcji firmy. Zakład Finlandskiego  może się pochwalić odlaniem dzwonów do tak znanych świątyń, jak Ławra Kijowsko-Pieczerska, moskiewskie katedra Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny i sobór Chrystusa Zbawiciela, cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego w Petersburgu, katedra Aleksandra Newskiego w Rydze, czy sobór św. Aleksandra Newskiego w Warszawie.

Warto jeszcze parę słów poświęcić kościołowi św. Wojciecha. Świątynia została zbudowana w stylu neoromańskim przez miejscową parafię ewangelicką i poświęcona 24 czerwca 1912 roku. Autorem projektu był Jan Wende, ten sam który zaprojektował kościół ewangelicki w Łodzi. W lipcu 1944 roku wraz z wyjazdem z Białegostoku większości miejscowych ewangelików, wówczas już głównie Niemców, opuszczonym kościołem zaopiekował się ksiądz Antoni Zalewski, który doprowadził do oficjalnego przekazania świątyni kościołowi rzymskokatolickiemu i jej wyświęcenia pod wezwaniem świętego Wojciecha. Z pierwotnego, luterańskiego wyposażenia pozostała dziś ambona. W świątyni dominuje wystrój charakterystyczny dla świątyń katolickich, choć malowidła autorstwa Kingi Pawełskiej obrazujące misję świętego Wojciecha w prezbiterium charakteryzują się oryginalnością. W kościele znajdują się także dzieła ważnego dla Białegostoku rzeźbiarza, Jerzego Grygorczuka, takie jak kaplica katyńska i kaplica martyrologii narodowej, a także chrzcielnica znajdująca się pod dawną luterańską amboną.





sobota, 22 lutego 2025

Marianna Wroniszewska po pierwszym mężu Krupa z domu Laszczyk

Pisałem już że wśród swych antenatek mam aż 3 Marianny Laszczyk:

1) Marianna Laszczyk, urodzona 11 stycznia 1820 w Dąbrówce (parafia Skórkowice), córka Antoniego Laszczyka i Marianny z Krawczyków była moją 3xprababcią. 25 października 1843 roku poślubiła w Skórkowicach mojego 3xpradziadka Ludwika Krupę. Po śmierci Ludwika zaś wyszła za mąż za Pawła Wroniszewskiego w roku 1868.

2) Marianna Laszczyk, urodzona między 1797, a 1804 rokiem, jako córka Aleksego Laszczyka i Katarzyny, była moją 4xprababką. 15 sierpnia 1820 roku poślubiła w Skórkowicach mego 4xpradziadka Antoniego Krupę.

3) Marianna Laszczyk, urodzona między 1794, a 1802 rokiem w Dąbrówce, była moją 5xprababcią, jako żona mego 5xpradziadka Piotra Sokalskiego. Zmarła 27 grudnia 1861 roku w Szarbsku.

W tym artykule zajmę się pierwszymi dwoma, Marianną Laszczyk, żoną Ludwika Krupy, moją 3xprababcią i jej teściową Marianną Laszczyk, żoną Antoniego Krupy, moją 4xprababcią.

W przytoczonym wyżej artykule z 2022 roku zajmowałem się aktem zgonu Marianny Krupy z Laszczyków. Wówczas napisałem, że odnaleziony w roku 1886 w parafii Skórkowice akt zgonu dotyczy mojej 4xprababci, żony Antoniego Krupy. Kontrowersje budził zapisany wiek Marianny w chwili zgonu. Wynikało z niego, że urodziła się około 1816 roku podczas, gdy z wcześniejszych dokumentów wynikało, że urodziła się między 1797, a 1804 rokiem. Kolejna wątpliwość wynikała z tego, że w księgach parafii Skórkowice nie znalazłem aktu zgonu tej drugiej Marianny, mojej 3xprababci, żony Ludwika Krupy, która po jego śmierci wyszła po raz drugi za mąż za Pawła Wroniszewskiego. Ani w księgach parafii Skórkowice, ani w księgach żadnej innej parafii dzisiejszego województwa łódzkiego, zindeksowanych w Genetece nie znalazłem aktu zgonu Marianny Wroniszewskiej.

Paweł Wroniszewski zmarł w 1875 roku w Szarbsku pozostawiając Mariannę po raz drugi wdową. Według akt ślubu Łukasza Krupy (mego prapradziadka) z Elżbietą Gustą ze Snochowskich, który miał miejsce w Skórkowicach w 1909 roku, matka Łukasza Marianna już nie żyła wówczas. Ale żyła w roku 1883, gdy jej córka Magdalena Krupa brała ślub z Łukaszem Gębickim w Skórkowicach. Tak więc Marianna Wroniszewska z Laszczyków po pierwszym mężu Krupa zmarła między 1883, a 1909 rokiem. Wspomniany wyżej akt zgonu z 1886 roku pasowałby, gdyby nie nazwisko Krupa zmarłej, gdy powinno być Wroniszewska.

O powyższej Mariannie Wroniszewskiej z Laszczyków uzbierałem przez lata dość dużo informacji. Zdałem sobie natomiast sprawę, że o jej teściowej niekoniecznie. Wiedziałem że była córką Aleksego Laszczyka i Katarzyny. Ślub wzięła z Antonim Krupą w roku 1820 w Skórkowicach. Owdowiała w roku 1838, gdy w Zygmuntowie zmarł jej mąż Antoni. W międzyczasie poza moim 3xpradziadkiem Ludwikiem Krupą, urodzonym w roku 1821 w Dąbrówce, urodziła jeszcze Bogumiłę w roku 1824 w Dąbrówce, Różę w roku 1827 w Dąbrówce, Dorotę w roku 1830 w Dąbrówce, Jana w roku 1834 w Dąbrówce i Aleksego w roku 1838 w Zygmuntowie. Nic o tym rodzeństwie nie wiedziałem. Żadne z tych braci i sióstr Ludwika nie pojawiło się w księgach ślubów i zgonów parafii w Skórkowicach.

Informacje o obu Mariannach i ich dzieciach zbierałem w czasach przed Geneteką i nieco później w czasach, gdy Geneteka dopiero raczkowała i wiele z parafii było w ogóle nie zindeksowanych. Skupiłem się wówczas głównie na parafii w Skórkowicach. Dziś jest już o wiele inaczej. Do poszukiwań informacji o Mariannie Laszczyk, 4xprababci i jej dzieciach wykorzystałem to narzędzie, jakim stała się Geneteka, która zawiera zindeksowane metryki wielu parafii w Polsce.

Najpierw odnalazłem akt urodzenia Marianny. To nie żart! Choć księgi urodzeń parafii w Skórkowicach sprzed 1810 roku nie zachowały się poza szczątkami pojedynczych stron, to zachowały się aneksy do akt ślubów z roku 1820. I choć zarówno Antoni Krupa, jak i jego żona Marianna z Laszczyków pochodzili z macierzystej parafii w Skórkowicach, to jako załączniki do aktu ślubu zostały podpięte wówczas ich metryki chrztu. Marianna Laszczyk została ochrzczona w kościele w Skórkowicach 7 stycznia 1802 roku, czyli urodziła się zapewne tego samego dnia lub kilka dni wcześniej na początku 1802 roku w Szarbsku.


Powyższa metryka chrztu niczego nie wyjaśnia poza wiekem. Gdyby Marianna rzeczywiście zmarła w roku 1886, miałaby 84 lata. Ksiądz w metryce zgonu zapisał 70 lat. Dziś różnica miedzy kobietą 70-letnią i 84-letnią z reguły jest zauważalna, ale w końcówce XIX wieku wcale tak nie musiało być. Utwierdza mnie w tym lektura niedawno przeczytanej książki "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Jolanty Kuciel-Frydryszak. Ciężkie życie na wsi, wielość porodów nierzadko sprawiały, że kobiety 40-letnie wyglądały jak staruszki. Zakładam więc, że w końcówce XIX-wieku różnica w wyglądzie mędzy kobietą 70-letnią, a 84-letnią nie musiała być znacząca.

W dalszej kolejności zająłem się rodzeństwem Ludwika. Jako pierwszy dokument znalazłem akt zgonu jego młodszego brata Jana. Jan zmarł w wieku lat 16 (choć w metryce zgonu wpisano 14 lat) 13 lipca 1850 roku we wsi Janikowice w parafii Dąbrowa nad Czarną. Parafia Dąbrowa nad Czarną graniczy z parafią Skórkowice, tak więc Jan nie zmarł daleko od rodzinnego Zygmuntowa. W akcie zgonu napisano, że był synem zmarłych Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków.


Bingo! - Pomyślałem. Wszystko się wyjaśniło. W roku 1886 zmarła Marianna Wroniszewska z Laszczyków, synowa Marianny Krupy z Laszczyków, a nie Marianna Krupa z Laszczyków, jej teściowa, jak wcześniej myślałem, tylko że w metryce zgonu wpisano błędnie nazwisko po pierwszym mężu, a nie po drugim. Doświadczenie podpowiadało mi jednak, że nie należy pochopnie wyciągać wniosków, zwłaszcza, że odnalazłem dopiero dokument jednego z pozostałych dzieci Antoniego i Marianny. Nadal nie wiedziałem, jakie były losy Bogumiły, Róży, Doroty i Aleksego.

Akt ślubu Doroty Krupy znalazłem w parafii Odrzywół, leżącej w dzisiejszym województwie mazowieckim. Odległość od macierzystej parafii Skórkowice - 58 km, jeśli jechać dzisiejszymi drogami. Dorota w roku 1854 poślubiła w odrzywolskim kościele Jana Sobieraja. Ale co istotniejsze, w akcie ślubu zapisano, że urodziła się w Dąbrówce, że jest na służbie w Kamiennej Woli i że jest córką zmarłego Antoniego Krupy i Marianny z Laszczyków we wsi Stara zamieszkałej. A to oznaczało, że Marianna Krupa z Laszczyków żyła w roku 1854. Być może Janek, brat Doroty zmarł nagle będąc na służbie w Janikowicach, a osoby zgłaszające jego zgon myślały, że jest sierotą.


W 1884 roku Dorota po śmierci męża Jana wyszła po raz drugi za mąż, również w Odrzywole, tym razem za Józefa Stępniewskiego. Akt ślubu nie przynosi jednak żadnych nowych informacji.

Pozostaję więc w silniejszym niż wcześniej przekonaniu, że Marianna Krupa z Laszczyków jest tą osobą, której akt zgonu zapisano w Skórkowicach w roku 1886, natomiast miejsce i data zgonu jej synowej Marianny Wroniszewskiej z Laszczyków pozostaje zagadką.

czwartek, 13 lutego 2025

Małgorzata Kowalska po pierwszym mężu Kaczmarek, po drugim mężu Karasińska, 3xprababcia

W zeszłym roku po powrocie a Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu napisałem, że mam problem ze znalezieniem aktu urodzenia Małgorzaty Kowalskiej, mojej 3xprababci, która w 1848 roku poślubiła w Ostrzeszowie Adama Kaczmarka. Adam Kaczmarek zmarł w roku 1875, a dwa lata później Małgorzata poślubiła Jana Karasińskiego, jak wynikało z odnalezionego w archiwum dokumentu. W Ostrzeszowie akt urodzenia Małgorzaty nie został zarejestrowany.

Zupełnie zapomniałem, że już od 1874 roku w zaborze pruskim funkcjonowały urzędy stanu cywilnego, rejestrujące urodzenia, śluby i zgony niezależnie od wyznania, a akta ślubu z Ostrzeszowa są dostępne przecież online. Cywilny akt ślubu Małgorzaty z Janem Karasińskim powinien zawierać informacje o jej rodzicach i miejscu urodzenia, których to informacji nie było w metryce ślubu kościelnej.


pierwsza strona aktu ślubu Jana Karasińskiego z Małgorzatą Kaczmarek, 1877, Ostrzeszów

Ze znalezieniem tej metryki nie było żadnego problemu. Tak jak się spodziewałem, pojawiły się w niej nowe informacje. Małgorzata urodziła się 12 lipca 1829 roku w Parzynowie i była córką Stefana Kowalskiego i Doroty z Jaroszewskich. Tak więc do moich przyszłych kwerend dochodzi kolejna parafia z południowej Wielkopolski - w Parzynowie, a do drzewa genealogicznego kolejni przodkowie.

Małżeństwo Jana Karasińskiego z Małgorzatą nie potrwało długo. Jan zmarł w Siedlikowie w parafii Ostrzeszów w roku 1881. Małgorzata zmarła wkrótce po nim tego samego roku. Moja 2xprababcia Balbina Kaczmarek została sierotą w wieku 14 lat.