czwartek, 10 kwietnia 2014

Znalezisko z Gelsenkirchen

Całkiem niedawno poszukiwałem metryki ślubu prapradziadków Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek w niemieckim Bottrop. Nie znalazłem jej, choć moje poszukiwania nie były bezowocne, o czym świadczy notka, w której próbowałem opisać dokument, który otrzymałem, potwierdzający ponowne zamążpójście Balbiny za Franza Scholtysska po śmierci Marcina. W związku z tym, że większość miejsc zamieszkania Franza Scholtysska i Balbiny Kaczmarek w okresie, gdy byli już małżonkami dotyczyła Horst, dziś części miasta Gelsenkirchen, postanowiłem pójść za ciosem i napisać właśnie do tamtejszego miejskiego archiwum.

Przedwczoraj wyjąłem ze skrzynki pocztowej kopertę formatu A4 adresowaną właśnie z Gelsenkirchen. Nie było w niej niestety metryki ślubu Marcina i Balbiny i prawdę mówiąc nie mam pomysłu w tej chwili, gdzie należałoby jej dalej szukać.

Ale były dwa inne dokumenty, znacznie ułatwiające kolejne poszukiwania genealogiczne. Pierwszym z nich jest metryka ślubu Franza Sołtysika (tak tym razem pisano to nazwisko) i Balbiny Uzarek z Kaczmarków z dnia 7 stycznia 1913 roku. Oboje młodożeńcy w chwili ślubu mieszkali w Horst i tam też ślub został zawarty. W metryce podani są rodzice Franza - Ludwik Sołtysik i Katarzyna z Kampów zamieszkali w Chorzowie, a także rodzice Balbiny - Adam Kaczmarek i Małgorzata z Kowalskich, zamieszkali w Siedlikowie. Dotychczas imiona rodziców Balbiny były dla mnie nieznane.

W metryce ślubu potwierdzone zostały również, widoczne na karcie meldunkowej otrzymanej z Bottrop, data i miejsce urodzenia Balbiny - 24.11.1867 Siedlików. Na marginesie metryki widoczne są także zapiski mówiące o datach i miejscach zgonu Franciszka, który zmarł w Bottrop 24 października 1947 roku oraz Balbiny zmarłej w Odolanowie (Adelnau) 3 października 1942 roku.

W kopercie znajdowała się ponadto karta meldunkowa Balbiny obejmująca okres 1913-1914. Wynika z niej, że Balbina mieszkała w Bottrop. Jako współmieszkańcy występują w karcie dzieci Balbiny i Marcina Uzarka. Co ciekawe wymieniona jest dodatkowo córka Maria, urodzona w 1910 roku, której nie było na karcie otrzymanej z Bottrop, ale imię jej zostało z jakiegoś powodu wykreślone. Parzyel, czyli miejsce urodzenia niektórych z dzieci Marcina i Balbiny tym razem można odczytać jako Rarzyel, co niestety nadal nic nie mówi.

Otrzymane dokumenty poza nowymi informacjami (rodzice Balbiny, miejsce i data jej zgonu) budzą wiele refleksji. Balbina prawie przez całe swoje życie mieszkała na terenie Niemiec (Bottrop, Horst, powrót na krótko do Poznania po I wojnie światowej, następnie wyjazd do Niemiec), skąd powróciła w latach 30-ych do Odolanowa, znajdującego się w granicach Polski. Czy czuła się Polką, czy też utożsamiała się z kulturą niemiecką? Czy jej małżeństwo z Franciszkiem Sołtysikiem było udane? Czy do Odolanowa przyjechała sama, czy z mężem? Jak przeżywała lata II wojny światowej pod okupacją III Rzeszy, gdy dobiegał kres jej życia w Odolanowie?

środa, 9 kwietnia 2014

Cmentarz ewangelicki w centrum Białegostoku - ważna publikacja

4 marca 2014 roku w Centrum im. Ludwika Zamenhofa przy ul. Warszawskiej odbyło się ciekawe spotkanie poświęcone nieistniejącemu już cmentarzowi ewangelickiemu przy ulicy Młynowej w Białymstoku. Spotkanie prowadziła archeolog Małgorzata Karczewska przy współudziale Barbary Tomeckiej oraz innych osób biorących udział w badaniach nad przeszłością cmentarza oraz w przygotowaniu publikacji poświęconej temu miejscu. Prowadzący spotkanie opowiadali o pracach archeologicznych prowadzonych na terenie nekropolii, jego historii, zwrócili uwagę na nazwiska znanych białostoczan pochowanych prawdopodobnie w tym miejscu. Piszę prawdopodobnie, gdyż nazwiska pochowanych zachowały się dzięki księdze zgonów parafii ewangelicko-augsburskiej w Białymstoku z lat 1870-1891. Okres ten częściowo pokrywa się z istnieniem nowszej nekropolii ewangelickiej przy ulicy Wasilkowskiej. W księdze zgonów zaś nie odnotowano na którym z dwóch cmentarzy zostały dokonane pochówki. Dużą uwagę poświęcono utracie pamięci o tym cmentarzu wśród białostoczan. Fakt ten jest znamienny. Publikacja wydana z okazji spotkania unaocznia to w sposób bardzo wyraźny. Indagowani wieloletni mieszkańcy Białegostoku w większości w ogóle nie kojarzyli miejsca zwanego dziś Siennym Rynkiem z cmentarzem ewangelickim. A przecież przestał on istnieć zupełnie niedawno, w czasie II wojny światowej dopiero.

Moja najwcześniejsza świadomość miejsca zwanego dziś Rynkiem Siennym (a przyjechałem do Białegostoku w drugiej połowie lat 90-ych XX wieku), to istniejący pawilon handlowy o tej samej nazwie przy ulicy Legionowej. Nie pamiętam jednak, abym robił w nim kiedykolwiek zakupy, choć z usług notariusza korzystałem czasami. Zawsze wydawało mi się, że miejsce to jest zbyt puste (nie zagospodarowane lokale), a ceny drogie. To pewnie koresponduje z zasłyszaną anegdotą, mówiącą o przekonaniu handlujących w pawilonie kupców, iż biznes w tym miejscu nie wychodzi ze względu na położenie budynku na terenie cmentarza. Na pewno bywałem na dzisiejszym Rynku Siennym z okazji jarmarków ludowych odbywających się w tym miejscu, kiedyś z kolegą oglądaliśmy mecz piłkarski na rozpostartym w tym miejscu telebimie. O cmentarzu ewangelickim usłyszałem kilka lat temu, ale nie potrafiłbym wtedy podać dokładnej jego lokalizacji.

Spotkanie spotkaniem, ale nie poświęciłbym mu tyle czasu tutaj, gdybym nie nabył i nie przeczytał publikacji, którą można było kupić przy jego okazji w Centrum Zamenhofa. Składa się z dwóch części. Pierwsza poświęcona jest historii miejsca, druga zaś jego pamięci.

W pierwszym tomie możemy przeczytać, że cmentarz powstał wraz z pojawieniem się większej liczby ewangelików w Białymstoku po III rozbiorze Polski, gdy miasto znalazło się w Prusach Nowowschodnich. Poznajemy dokładną lokalizację nekropolii leżącej w rozwidleniu ulic Młynowej i Suraskiej (dziś ta część ulicy nie istnieje), widocznej już na jednym z pierwszych planów Białegostoku, sporządzonym przez Georga Beckera w 1799 roku. Cmentarz czynny był  do końca XIX wieku. Przez pewien czas pochówki ewangelickie w mieście dokonywane były równolegle na powstałym u końca XIX wieku cmentarzu przy ulicy Wasilkowskiej. Zdjęcia lotnicze niemieckie wykonane u schyłku II wojny światowej pokazują wyraźnie odrębność terenu cmentarza, wówczas zadrzewionego od otoczenia. Jego kres przyniosły lata powojenne wraz z wytyczeniem nowego terenu pod Rynek Sienny.

Dalszy ciąg pierwszej części dokładnie omawia badania archeologiczne wykonywane na terenie cmentarza w 2010 roku, przy okazji budowy instalacji wodociągowej przy ulicy Młynowej. Możemy zapoznać się z wykorzystywanymi metodami badań, ilością oraz zawartością odkrytych grobów, obejrzeć dokładne plany z lokalizacją nagrobków, przyjrzeć się fotografiom wydobytych przedmiotów oraz przeczytać ciekawy artykuł porównawczy zestawiający społeczność, której pochówki znajdowały się na wielowyznaniowym cmentarzu okalającym wzgórze świętej Marii Magdaleny ze społecznością białostockich ewangelików, na podstawie cech antropologicznych ekshumowanych szczątków ludzkich.

Dla mnie szczególną ciekawostką było odkrycie na cmentarzu mogiły zbiorowej, zawierającej 22 szczątki ludzkie, których cechą wspólną było skrępowanie rąk za plecami. Szczątki 6 osób wskazywały na śmierć poprzez ścięcie. Autorzy opracowania ze względu na brak źródeł historycznych snują jedynie hipotezy, mówiące o tym, że mogiła zbiorowa kryje szczątki osób (wyłącznie młodych lub w średnim wieku) zaangażowanych w wydarzenia burzliwe, acz ważne dla historii Polski (wojny napoleońskie, bądź jedno z powstań narodowowyzwoleńczych XIX wieku), skłaniając się do Powstania Styczniowego, gdy społeczność ewangelicka w Białymstoku okrzepła i stała się istotną częścią miasta.

Druga część publikacji jest równie, jeśli nie bardziej ciekawa. Rozpoczyna się artykułem Barbary Tomeckiej dogłębnie analizującym historię cmentarza w odniesieniu do zmieniającego się otoczenia - artykułowi towarzyszą plany tej części Białegostoku obrazujące lokalizację nekropolii w otoczeniu zmieniającej się siatki ulic na przestrzeni ponad dwóch wieków. Sporo miejsca poświecono czasom przed i po II wojnie światowej, gdy cmentarz jeszcze istniał i gdy już przestał istnieć, ustępując miejsca rynkowi. Jest to świadectwo tego, jak szybko przestano o tym miejscu mówić w kontekście cmentarza. Uzupełniają tę część wycinki z gazet dotyczące Rynku Siennego, wspomnienia mieszkańców Białegostoku, a także archiwalne fotografie Piotra Sawickiego seniora i juniora. Doskonałym materiałem do badań genealogicznych jest lista pochowanych osób na podstawie ksiąg zgonów parafii ewangelicko-augsburskiej z lat 1870-1891. Dla mnie ciekawostką są osoby o nazwisku Wieczorek, białostockich przemysłowców kojarzonych z polską społecznością miasta, a także nazwisko Aleksandra Krusensterna, właściciela majątku Dojlidy, wyznania ewangelicko-augsburskiego, według wielu źródeł pochowanego na dzisiejszym cmentarzu prawosławnym na Dojlidach. Całość spinają zdjęcia umieszczone na okładkach: pierwsza część pokazuje lokalizację cmentarza według XVIII - wiecznego planu Georga Beckera z czasów krótko po jego założeniu, na okładce drugiej części widzimy parking samochodowy, który obecnie znajduje się w miejscu cmentarza.

Małgorzata Karczewska, Maciej Karczewski "Cmentarz ewangelicki przy ul. Młynowej w Białymstoku. Tom I. Historia miejsca, Tom II. Pamięć miejsca", Białystok, Poznań, 2013.

czwartek, 27 marca 2014

Żyjmy architekturą!

Latem 2011 roku wybrałem się na wycieczkę-spacer "Szlakami białostockiego modernizmu", zorganizowaną w ramach festiwalu "Inny wymiar-sąsiedzi", firmowanego przez Białostocki Ośrodek Kultury. Oprowadzał białostocki architekt i znawca zabytków Sebastian Wicher. Zobaczyłem wtedy wiele miejsc, nie opisywanych w przewodnikach turystycznych, położonych bowiem poza głównymi szlakami turystycznymi, a także wiele takich zakamarków, w których wcześniej nie byłem. Oprowadzający mówił interesująco, ze swadą, przytaczał wiele ciekawostek związanych z pokazywanymi budynkami. Czuło się, że opowiada o rzeczach, które lubi i które zna. Mogłem wtedy wyraźnie zobaczyć wiele elementów architektonicznych na mijanych budynkach w zupełnie inny sposób, niedostępny mi wcześniej. Na spacerze przewijało się często nazwisko Rudolfa Macury, związanego przez krótki, ale jakże owocny czas z Białymstokiem przed II wojną światową. Nie mogło zabraknąć również wzmianek o Stanisławie Bukowskim, głównym architekcie powojennej przestrzeni miejskiej Białegostoku. Od Sebastiana Wichra nie raz uzyskałem później pomoc, gdy chciałem się czegoś więcej dowiedzieć o białostockich zabytkach. Jednakże to spacer "Szlakami białostockiego modernizmu" zadecydował o chęci zapoznania się z jego książką o Stanisławie Bukowskim.

Każdy, kto interesował się architekturą Białegostoku, jego zabytkami, musiał zetknąć się z nazwiskiem Stanisława Bukowskiego. Pałac Branickich, Rynek Kościuszki z ratuszem, kościół świętego Rocha, żeby wymienić tylko niektóre z najważniejszych miejsc w Białymstoku wyglądają dziś tak, a nie inaczej dzięki powojennej pracy tego człowieka. Stanisław Bukowski przyjechał do Białegostoku pod koniec II wojny światowej i od początku został zatrudniony przy porządkowaniu architektonicznym i przestrzennym zniszczonego wojną miasta.


Książka monograficzna autorstwa Sebastiana Wichra jest porządnie wydana, w twardej okładce. Została podzielona na bardzo logicznie, układające się w całość części. Zapoznajemy się więc z przedstawieniem mistrza. Dowiadujemy się skąd pochodził, jakie szkoły skończył, kiedy i w jakich okolicznościach poznał swą przyszłą żonę Placydę, również wielce zasłużoną dla Białegostoku, a także w jaki sposób układały się jego losy przez cały okres pracy zawodowej, ściśle zespolonej z życiem. Następnie mamy możliwość zapoznać się z trzema okresami twórczości i pracy Bukowskiego: z krótkim epizodem warszawskim zaraz po studiach, pierwszymi poważnymi pracami architektonicznymi w Wilnie tuż przed wojną i twórczością artystyczną w jej trakcie, a także z okresem białostockim - najdłuższym i najważniejszym, trwającym od 1944 roku, aż do śmierci w roku 1979. Poznajemy jego działalność przy powojennej odbudowie zabytków Białegostoku, zrealizowane projekty budowli sakralnych, budynków użyteczności publicznej, a także te, które nie doczekały się realizacji. Wreszcie, możemy zobaczyć, gdyż książka jest bogato ilustrowana, prace malarskie, portrety, rysunki, a także zapoznać się z twórczością pisarską Stanisława Bukowskiego.

Teraz pora na parę osobistych dygresji. Czytając książkę, dzięki fotografiom, mogłem przekonać się naocznie, w jak wielkim stopniu zniszczone po wojnie były białostockie i nie tylko białostockie zabytki. Możemy zobaczyć, jak zrujnowany był podominikański kościół w Choroszczy, dowiedzieć się, że letnia rezydencja Branickich w tym mieście była rekonstruowana od nowa, gdyż dawny zniszczony budynek został rozebrany w 1933 roku.





Ciekawie było zapoznać się z realizacjami świątyń wiejskich, między innymi jednym z najwcześniej zrealizowanych kościołem w Chodorówce Nowej, leżącej na trasie do Augustowa, o której nie raz rozmawialiśmy z racji pochodzenia nazwiska Noruk w gronie Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego. Powstał on według projektu Stanisława Bukowskiego w latach 1947-1952.

Książka jest również potwierdzeniem jak wiele Wilna jest w Białymstoku. To się tutaj czuje. Nazwisko Eugeniusza Kazimirowskiego, Ludomira Ślendzińskiego, Michała Sopoćko, rodziny Bałzukiewicz świadczą o tym dobitnie. Po wojnie poza Stanisławem Bukowskim, jego żoną Placydą z Siedleckich ściągnęła tu  z Wilna cała plejada twórców, którzy pozostawili w tkance miejskiej swój trwały ślad, aby wspomnieć tylko Tadeusza Horno-Popławskiego, Tadeusza Bołoza, czy współpracującego z Bukowskim, Aleksandra Welsa. Książka jest kolejnym przypomnieniem tych związków.

Na koniec tej krótkiej notatki chciałbym wspomnieć, jak dużą dla mnie niespodzianką jest zamieszczenie w ostatniej części książki portretu Sergiusza Piaseckiego, wykonanego w 1941 roku w Wilnie. Jakże inna, wąsata to postać, w porównaniu do gładkich wizerunków pisarza widocznych na, tak często reprodukowanych,  nielicznych fotografiach. Piasecki w swej twórczości nie raz nawiązuje do okresu wileńskiego podczas wojny ("Człowiek przemieniony w wilka", "Dla honoru organizacji"), wspomina przy tym o zarobkowym pozowaniu w charakterze modela w czasie okupacji na uniwersytecie wileńskim. Czy zamieszczony portret powstał właśnie wtedy?

Poza powyższymi osobistymi dygresjami chciałbym na koniec podkreślić, że książka o Stanisławie Bukowskim daje nie tylko wgląd w jego twórczość architektoniczną, ale pokazuje co myślał o architekturze, jaką rolę jej wyznaczał i co sądził o powojennych trendach w tej dziedzinie. Jak napisał w przytoczonym w książce felietonie: "Architektura wychowuje społeczeństwo nie gorzej od literatury lub muzyki". Obcując z socjalistycznymi blokowiskami, obserwując zanik dawnych drewnianych dzielnic Białegostoku, czy też godząc się na bezwyrazową i tandetną architekturę współczesną, czy zdajemy sobie sprawę, w jak fatalny sposób jesteśmy formowani i uwrażliwiani na piękno? Tak więc żyjmy też architekturą, chciałoby się powtórzyć!

Sebastian Wicher "Żyć architekturą. Życie i twórczość Stanisława Bukowskiego.", Stowarzyszenie Architektów Polskich, Oddział w Białymstoku, 2009.

sobota, 15 marca 2014

Blisko, ale ... kto by się tego spodziewał!

Zawziąłem się na poszukiwania informacji o ślubie Balbiny Kaczmarek i Marcina Uzarka. Zacząłem od poszukiwań przez internet list osób wyjeżdżających do pracy w Niemczech z Odolanowa bądź Ostrzeszowa z lat 1880 - 1900. Przeczytałem gdzieś bowiem o tym, że w niektórych miejscowościach takie listy istniały. Trafiłem na stronę z adresami Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Ostrzeszowskiej i napisałem e-maila z zapytaniem o takie listy. Odpowiedział mi pan Marek Makieła. O istnieniu list nic nie dowiedziałem się. Otrzymałem natomiast sugestię kontynuowania poszukiwań metryki ślubu w Bottrop lub w okolicach. Skoro bowiem Balbina w 1914 roku mieszkała w Bottrop, a rok wcześniej nieopodal w Horst, równie dobrze mogła wziąć ślub w tych miejscowościach w latach 1888-1893. Dość mgliście to wszystko wyglądało, ale nie mając żadnego innego pomysłu, napisałem do Standesamt w Bottrop, z którego usług w przeszłości nie raz korzystałem.

Czekałem prawie dwa miesiące. Metryki ślubu Balbiny i Marcina nie odnaleziono. Podczas poszukiwań natrafiono natomiast na kartę meldunkową z 1914 roku na nazwisko Franz Scholtyssek. Bardzo ciekawy to dokument. Jak z niego wynika Franz Scholtyssek, urodzony w 1859 w Kotulinie koło Gliwic, w 1914 roku mieszkał w Horst. Buł górnikiem, wyznania rzymskokatolickiego. Na pierwszej stronie karty, po prawej stronie u góry widnieje krzyż i data 21 października 1947. Czyżby data zgonu Franciszka?

Razem z Franciszkiem mieszkali (i tu prawdziwe odkrycie) Balbina z Kaczmarków, po pierwszym mężu Uzarek, urodzona 24 listopada 1867 roku w Siedlikowie, Paulina Scholtyssek (najprawdopodobniej córka Franciszka), Walenty Uzarek urodzony w 1895 roku w Siedlikowie, którego metrykę urodzenia odnalazłem swego czasu w księgach ostrzeszowskich oraz najprawdopodobniej trzej synowie Marcina i Balbiny, nieznani mi wcześniej: Józef urodzony w Siedlikowie w 1904 roku, Stanisław (rocznik 1906) i Jan (rocznik 1909 - rok śmierci Marcina Uzarka). Zarówno Stanisław, jak i Jan przy dacie urodzenia mają wpisaną trudną, jak na razie, do zidentyfikowania nazwę miejsca urodzenia, którą odczytuję, jako Parzyel albo Paryzyel.

Ciekawie również wygląda rubryka dotycząca adresów zamieszkania. Wygląda na to, że rodzina Franza Scholtysska wyjątkowo często je zmieniała. W latach 1914 - 1919 w samym Horst nad Emscher mieszkała pod 6 adresami. W roku 1919 pod datą 5 maja jako miejsce zamieszkania można odczytać Poznań. Ale tuż poniżej pod datą wcześniejszą 1 marca 1919 jako miejsce zamieszkania podane jest Hobrechtsfelde pod Berlinem. W tym miejscu, jeśli wierzyć karcie, Franz z rodziną (czy nadal razem z Balbiną?) mieszkał pod 5 różnymi adresami. Wreszcie w roku 1935 rodzina mieszkała już w Odolanowie (spod Odolanowa wywodził się pierwszy mąż Balbiny, Marcin Uzarek). Wreszcie jako ostatni adres z 21 lipca 1943 roku widnieje trudne do zlokalizowania miejsce, które odczytuję jako Haardtbusch bądź Saardtbusch z dopiskiem 8b Sowiński bądź Serwiński.

Reasumując, wiem gdzie i kiedy urodziła się moja praprababcia, ale co do dalszych poszukiwań zarówno miejsca jej ślubu z Marcinem, jak i miejsca zgonu mam niemałą zagwozdkę.

Przy okazji chciałbym podziękować panu Markowi Makiele za sugestywne naprowadzenie mnie, a także Renacie Messel za tłumaczenie trudnych do odczytania zwrotów.