piątek, 24 maja 2013

Stare cmentarze w Puńsku i Burbiszkach

Pierwsze dni maja miałem okazję spędzić w tak zwanej Małej Litwie, czyli okolicach Puńska na samym północno-wschodnim krańcu Polski, zamieszkałych przez zwarte skupisko Litwinów. Kraina to prześliczna, pagórkowata, jak większa część Suwalszczyzny, poprzecinana licznymi krętymi i wąskimi drogami przy których stoją krzyże przydrożne, bardzo bogato zdobione w porównaniu z typowymi krzyżami, tak często spotykanymi na Podlasiu. Nieopodal miejsca, gdzie mieszkałem rozciąga się wśród okolicznych wzgórz rynnowe graniczne jezioro Gaładuś, malowniczo odbijające słoneczne refleksy. Gospodyni przygotowywała znane powszechnie na Podlasiu kartacze oraz pyszne bliny z mięsem -specjalność kuchni litewskiej. Podczas wędrówek po Puńsku i okolicach Burbiszek w uszach często dźwięczał tak różny od polskiego język litewski.

Nie byłbym sobą, gdybym nie zawitał na któryś ze starych, XIX-wiecznych cmentarzy. Jakże one jednak inne od starych cmentarzyków tak często spotykanych na Podlasiu. Najpiękniej położony na wzgórzu, z którego widać było panoramę miejscowości rozciągającej się na wzgórzach obok jeziora Punia, był ten w Puńsku - stolicy Litwinów mieszkających w Polsce. Centralną część cmentarza zajmuje stara murowana kaplica. Obok stoi drewniana kapliczka słupowa, o rodowodzie najprawdopodobniej współczesnym. Teren zadrzewiony, ładnie utrzymany.  Co jednak zwraca szczególnie uwagę, to prawie zupełny brak nagrobków. Nie znam historii tego cmentarza i nie natknąłem się na jakiekolwiek wzmianki w źródłach o nim, ale wskazywałoby to na ich całkowite zniszczenie, co uniemożliwiało odtworzenie podczas renowacji cmentarza. Jedyny czytelny nagrobek Wincentego Wykowskiego, pochodzący z 1903 roku, z inskrypcją w języku polskim znajduje się tuż za kaplicą. Zdecydowana większość XIX-wiecznych cmentarzy chrześcijańskich na Podlasiu, na które się dotychczas natknąłem, wypełniona była po brzegi nagrobkami, nawet tymi, które słabo przetrwały próbę czasu. Wyjątek stanowią cmentarze żydowskie, w większości znacznie zniszczone podczas okupacji niemieckiej, a następnie za PRLu.








Podobny, choć dużo mniejszy cmentarz znajduje się w Burbiszkach. Tu na ogrodzonym terenie, również pięknie utrzymanym znajduje się tylko jeden, w dodatku z nieczytelną inskrypcją, kamień nagrobny. Z rozmów z mieszkańcami wynikało, że teren starego cmentarza przeszedł renowację całkiem niedawno. Wcześniej porośnięty był krzakami i zaniedbany, co dziwi zważywszy, że niektórzy mieszkańcy wskazywali, iż znajdują się na nim prochy ich przodków. Gdy siedzi się pod cmentarną sosną, nieopodal w dole widać wody jeziora Gaładuś. Z innej z kolei strony cmentarza widać spory kamień, wyrastający w górę z jednego ze wzgórz. Kiedyś prawdopodobnie miejsce pogańskiego kultu, dziś pomnik przyrody. Obok kamienia zabudowania gospodarcze, dalej droga, pasma okolicznych wzgórz. Krajobraz litewski...

niedziela, 12 maja 2013

Jaworówka i Pogorzałki na Ziemi Knyszyńskiej - pamiątki Powstania Styczniowego

Gdyby zapytać większości z nas, z jakimi epizodami kojarzy się Powstanie Styczniowe na Białostocczyźnie, wielu wymieniłoby Siemiatycze, gdzie w dniach 6 i 7 lutego 1863 roku miała miejsce pierwsza i jedna z większych bitew na Podlasiu bądź ostęp Komotowszczyzna koło wzgórza Pierecios w Puszczy Knyszyńskiej niedaleko Walił, gdzie 29 kwietnia 1863 roku miała miejsce druga z dużych bitew na terenie dzisiejszego województwa białostockiego. Wielu wymieniłoby też Kopną Górę, leżącą przy drodze Supraśl-Krynki, gdzie Powstańców schwytanych pod Sokołdą mieli powiesić Kozacy, miejsce obecnie kojarzone również z pochówkami z czasów Powstania Listopadowego. Niektórzy wskazaliby jeszcze wzgórze zwane Szubienicą koło Choroszczy, gdzie powieszono kilkunastu powstańców z partii Ksawerego Markowskiego, choć pod samą Choroszczą do bitew bądź potyczek nie dochodziło. Mało kto jednak znałby historię tego oddziału, a także potrafił powiedzieć coś ciekawego o nagrobkach związanych z Powstaniem Styczniowym na cmentarzu w Choroszczy. Niemal zupełnie zapomniana pozostaje natomiast historia wsi Jaworówka koło Dobrzyniewa Kościelnego, a warto o niej pamiętać, gdyż za udział mieszkańców w Powstaniu przestała istnieć w dotychczasowym kształcie, a wielu z nich zginęło śmiercią męczęńską.

Jaworówka, przed Powstaniem Styczniowym składająca się z 27 zagród, była wsią szlachecką, gdzie mieszkały między innymi rodziny Jaworowskich, Dziekońskich, Bezdomskich, Bagieńskich, Rutkowskich, Rogowskich i Kamieńskich. Jej mieszkańcy od początku współpracowali z powstańcami, ukrywając ich na łodziach i wyspach na Supraśli i Narwi, przerzucając ich z Królestwa Polskiego do Imperium Rosyjskiego, a także zasilając oddziały powstańcze. W sierpniu 1863 roku do wsi przyjechali Kozacy, aby zarekwirować żywność. Mieszkańcy odpowiedzieli zbrojnie, na co Michaił Murawiew wydał rozkaz spalenia wsi stacjonującemu w Białymstoku oddziałowi pułkownika Zoge de Manteufla (przedstawiciela rodziny ziemiańskiej z Podlasia), co nastąpiło 18 sierpnia 1863 roku. Mienie ruchome sprzedano podczas publicznej licytacji. W nieodległym uroczysku Biała Góra zbudowano drewnianą szopę, gdzie aresztowano niektórych mieszkańców i żywcem spalono. Pozostałych wywieziono na Syberię, gdzie nad rzeką Jenisej założyli nową wieś o nazwie Jaworówka. Jaworówkę na Podlasiu zaś zasiedlono ludnością ruską, pozostali tu także nieliczni przedstawiciele szlachty, nie mieszkający w czasie powstania we wsi. Ludzkie szczątki, które w okresie międzywojennym były wykopywane na Białej Górze, zostały z inicjatywy wileńskiego historyka Edwarda Hermanowskiego przewiezione na cmentarz w Dobrzyniewie.

Dziś w Jaworówce znajduje się obelisk upamiętniający tamte wydarzenia, odsłonięty w 1997 roku staraniem Edwarda Popławskiego. W obelisku widoczny krzyż pozostały w jednym z domostw na pogorzelisku, herb powstańczego Rządu Narodowego przedstawiający Orła, symbol Królestwa Polskiego, Pogoń Litewską i Michała Archanioła, patrona Rusi, a także tablica z danymi historycznymi dotyczącymi wydarzeń sprzed 150 lat.







W nieodległych Pogorzałkach, przy kościele znajduje się miejsce pamięci wielu wydarzeń związanych z polskimi walkami o niepodległość. Jest też tablica poświęcona Powstaniu Styczniowemu. Nieopodal kościoła stoi drewniana kaplica wzniesiona w 1863 roku przez mieszkańców wsi, którzy bali się losu, który spotkał sąsiednią Jaworówkę.






Obok kaplicy znajdują się zrekonstruowane kapliczki, pochodzące z okresu porozbiorowego. Dziś obie wsie leżą na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych, sprawiają wrażenie sennych, spokojnych, uatrakcyjnionych zielenią budzącej się do życia roślinności. Oglądam pamiątki przeszłości, wyobrażając sobie, jakich dramatów była ta ziemia świadkiem, i czując podziw dla tych, których rodziła.





"Powstanie styczniowe na Białostocczyźnie w 150. rocznicę wybuchu", Archiwum Państwowe w Białymstoku, 2013

wtorek, 30 kwietnia 2013

Obrazki z Seulu 2

Wylot planuję w czasie, gdy media informują o wzrastającym napięciu pomiędzy państwami koreańskimi. 15 kwietnia przypadają urodziny pierwszego przywódcy KRLD, Kim Ir Sena, w związku z czym w prasie, telewizji, internecie mnożą się artykuły dotyczące domniemanego ataku nuklearnego, który ma rzekomo nastąpić w czasie, gdy będę wsiadał do samolotu linii FinnAir. Jestem jednak spokojny, od miesięcy interesuję się bowiem Koreą Południową, jej kulturą, kuchnią, a także historią, w tym tą najnowszą dotyczącą napięć po zakończeniu wojny w 1953 roku. Prawdopodobieństwo ataku na dużą skalę jest niewielkie, a ja jestem przede wszystkim ciekaw, czy napięcia polityczne przekładają się na codzienne życie Koreańczyków.

Podróż jak zwykle długa i męcząca. Zrezygnowany brakiem snu przeglądam ofertę fińskich linii lotniczych w zakresie rozrywki. Wybieram niezły film "North Road", którego reżyserem jest Mika Kaurismäki. Dawno (od ponad 30-u lat) niewidziany ojciec przyjeżdża nawiązać stosunki z dorosłym synem, co kończy się wspólną wyprawą na północ Finlandii. Tematyka przypominająca nieco "Mój rower".

Wreszcie śniadanie i o 8.15 lądujemy na lotnisku Incheon pod Seulem. Wita nas słoneczny poranek i powiew prawdziwej wiosny, której tak brakowało w Polsce.

***

Muszę przyznać, że na ulicach nie widać jakichkolwiek oznak politycznego napięcia. Imprezy targowe, kulturalne, zakupy, codzienne życie płyną swoim zwykłym nurtem jak zwykle. Jadąc z lotniska jestem oczarowany dojrzewającą dookoła zielenią. Wiem, że nie będę miał tym razem ani chwili czasu na samotne szwendanie się po Seulu, dlatego wrażenia łapię garściami w każdym możliwym momencie.

***

Jednym z ciekawszych wydarzeń, które odbywa się w Seulu w pierwszej połowie kwietnia jest Yeouido Spring Flowers Festival (여의도 봄꽃축제). Podczas trzynastu dni, gdy pączki drzew wiśniowych wzdłuż zamkniętej dla ruchu ulicy Yeouiseo-ro, w dzielnicy Yeuoido położonej po południowej stronie rzeki Han poczynają zamieniać się w kwiaty, można napawać się do woli nadciągającą wiosną. Ulica wypełniona jest spacerującymi Koreańczykami. Wiele tu stoisk z różnego rodzaju pamiątkami i gadżetami.


Są również tak popularne w krajach azjatyckich stoiska z jedzeniem sprzedawanym wprost na ulicy, przy czym wielość różnego rodzaju przekąsek, potraw, słodyczy i napojów przyprawić może o ból głowy. Próbuję tym razem ciepłych larw jedwabnika (na zdjęciu właśnie są nakładane do kubeczka). Smak akceptowalny, nawet niezły.

 

***
Tym razem mam okazję dłużej pobyć w malowniczo położonej na północnym brzegu rzeki Han, centralnej i starej dzielnicy Seulu, Jung-gu. Wiele tu pomników, miejsc związanych z historią, a na horyzoncie góry. Poprzednim razem miałem okazję cieszyć się tu jedynie atrakcjami kulinarnymi. Pierwszy skromny budynek, na naszej trasie to wciśnięty między wysokie wieżowce pomnik wystawiony z okazji 40-lecia rządów pierwszego cesarza Korei, Go-jong, panującego w latach 1863-1897. Architektura dalekowschodnia, jakich wiele w chińskim obszarze kulturowym, cieszy jednak oko w tym tak nowoczesnym otoczeniu.



Nieopodal wznosi się pomnik jednego z najważniejszych dowódców w historii Korei, admirała Yi Sun-sin. W XVI wieku marynarka koreańska pod jego wodzą pokonała w wielu bitwach morskich flotę Japończyków, uniemożliwiając im podbój Półwyspu Koreańskiego. Jego zasługą było wzmocnienie floty koreańskiej poprzez pokrycie tradycyjnych łodzi geobukseon blachą żelazną i ostrzami, co utrudniało Japończykom stosowanie taktyki polegającej na wdzieraniu się na pokład nieprzyjacielskich statków i walce wręcz.


Jednym  najciekawszych miejsc, jakie mam okazję zobaczyć tym razem jest pałac Deoksugung. Otoczony ze wszystkich stron wysokimi budynkami nie sprawia z zewnątrz (mimo swej orientalnej architektury), takiego wrażenia, jak po wejściu przez bramę wiodącą do kompleksu budynków otoczonych ogrodem. Siedzimy na schodach, wewnątrz kompleksu parkowo-pałacowego, wykorzystywanego w celach fotograficznych przez nowożeńców, mając przed sobą fontannę i względną ciszę, tak różną od wielkomiejskiego gwaru centrum Seulu. Podczas wojny koreańsko-japońskiej w 1592 roku, kiedy pałace królewskie w stolicy zostały zniszczone, król Seonjo począł wykorzystywać ten drugorzędny stuletni wtedy pałac jako rezydencję tymczasową. W 1611 roku kompleks pałacowy uzyskał status drugorzędnego po rezydencji Changdeokgung. Swą świetność obiekt przeżywał od roku 1897, kiedy król Gojong ogłosił się cesarzem Korei. Po upadku cesarstwa w 1907 roku, za czasów okupacji japońskiej, rozmiary kompleksu pałacowego zostały trzykrotnie zmniejszone, a otoczeniu nadano status parku publicznego.


Jakże różna jest okolica, w której krążymy oglądając witryny sklepowe, mijając mrowie ludzi - Koreańczyków, ale i turystów z Chin i Japonii przyciąganych na zakupy luksusem, ale podobno również względnie niższymi cenami niż w macierzystych krajach.



Zbliża się pora kolacji, a ja mam okazję zakosztować bulgogi, czyli kawałków mięsa z grilla, ustawianego na stole obok innych potraw i obsługiwanego przez kelnerkę. Do tego koreańska, o dość słabej mocy, ale dobra w smaku wódka soju, mieszana przez Koreańczyków z piwem.

Kolejnego dnia atrakcji kulinarnych ciąg dalszy. Samgyetang, czyli zupa z kurczaka na żeń-szeniu, podobno dobra dla mężczyzn :).



Później z godziny na godzinę nieodwołalnie zbliża się czas odlotu. Żegnam Koreę spokojniejszą niż mogłoby się wydawać snując się po sklepach z pamiątkami na lotnisku.

czwartek, 28 marca 2013

Żółtki

Zbliżają się Święta Wielkanocne, początek wiosny już za nami i choć aura na zewnątrz nie wskazuje jeszcze wyraźnie na zmiany, pierwsze przebłyski słońca na bezchmurnym niebie, zwiastujące odejście zimy, miały niedawno miejsce. Podczas jednego z takich pięknych popołudni odwiedziłem podbiałostockie Żółtki. Któż z nas nie zna Żółtek? Miejscowości, którą tyle razy mijało się jadąc samochodem do Warszawy, biorąc zakręt pod górę w lewo. W Żółtkach przejeżdżało się obok charakterystycznego pomnika-statuy i ... to zdaje się wszystko. Raczej mało kto zatrzymywał się w wiosce w celach krajoznawczych. Przez Żółtki przebiegał główny szlak samochodowy do Warszawy, natężenie ruchu było spore, poza tym to tak blisko Białegostoku. Albo więc człowiek siedział w aucie, spiesząc do Warszawy, albo z niej wracał, marząc tylko o tym, aby jak najszybciej znaleźć się w pieleszach domowych.

Pomnik-statua stoi do dzisiaj. Nie zwraca już jednak uwagi, jak kiedyś. Żółtki leżą na uboczu i nic nie przypomina czasów, gdy obok przejeżdżały w ciągu doby setki tirów. Może stały się przez to ciekawsze?

Statua kiedyś zwieńczona byłą figurą Matki Bożej. Dziś sterczy w górę sam cokół. Ciekawa jest jego historia. Od strony zachodniej widnieje na niej stary napis, już nieczytelny. Głosi on, że pomnik ufundowali oficerowie lejbgwardii semenowskiego pułku w 1855 roku, aby uczcić swoich kolegów poległych w roku 1831, podczas powstania listopadowego w starciach z Polakami.


Z drugiej zaś strony w podstawie cokołu przymocowano dwie tablice. Pierwsza informuje, iż pomnik poświęcony jest poległym za ojczyznę w latach 1918-1920,


druga z kolei poświęcona została i wystawiona w 50 rocznicę września 1939 "Bohaterskim obrońcom odcinka Żółtki, którzy w sile 150 żołnierzy pod dowództwem por. Witolda Kiewlicza, w dniach 12-14 września 1939 r. bronili przeprawy przez Narew, następnie włączyli się do obrony Białegostoku". Niesamowite losy jednego tylko pomnika!


Nieopodal, po drugiej stronie ulicy stoi metalowy krzyż. Pierwotnie, o czym świadczy metalowa tabliczka, w tym miejscu upamiętniono poległych w 1920 roku. Obecny krzyż poświęcony został wizycie Jana Pawła II w Polsce w 1999 roku.


Wieś została założona przez rodzinę Żółtków w XVI wieku. W XVIII wieku stanowiła ważny port rzeczny na Narwi, skąd Jan Klemens Branicki wypuszczał flotyllę swych 20 statków po zboże do Gdańska. Po postaniu listopadowym, gdy pomiędzy Królestwem Polskim, a Imperium Rosyjskim wprowadzono granicę celną, w Żółtkach znajdowała się komora celna. Tutaj też znajdowała się niewielka manufaktura włókiennicza należąca do związanych z Choroszczą od lat 40-ych XIX wieku Moesów.




W Żółtkach warto jeszcze zejść drogą w dół w stronę nowego przebiegu trasy szybkiego ruchu relacji Białystok-Jeżewo. Stoi tam żeliwny krzyż na kamiennym postumencie z roku 1892, pochodzący z podobnego okresu, co krzyże w nieodległych Sienkiewiczach, Krupnikach, czy Barszczewie.
 


Przy drodze z Białegostoku do Żółtek, jeszcze przed wsią, warto zwrócić uwagę na stojący po prawej stronie krzyż, postawiony w 1984 roku przez Towarzystwo Przyjaciół Choroszczy dla upamiętnienia zamordowanych przez Sowietów Henryka Klimowicza, Izaaka Frydmana i Jankiela Sidrańskiego. 24 czerwca 1941 roku, od czterech dni trwała ofensywa niemiecka na Związek Radziecki. Sowieci cofali się w popłochu. Na rynku w Choroszczy zabito rosyjskiego lejtnanta, oficera politycznego. Rosjanie oskarżyli o to Polaków, twierdząc że strzał padł z wieży kościelnej. Poszli po księdza dziekana Franciszka Pieściuka. W obronie księdza stanął wtedy pochodzący z Otwocka lekarz Izaak Frydman oraz dwóch miejscowych sanitariuszy: Jankiel Sidrański i Henryk Klimowicz. Udali się do sztabu rosyjskiego i stamtąd już nie wrócili. Ksiądz Pieściuk został odprowadzony przez żołnierza sowieckiego na pole pod Nowosiółkami i tam po oddaniu strzału w powietrze puszczony wolno. Dwa dni później w Choroszczy stacjonowały już wojska niemieckie. Wtedy też pod Żółtkami odnaleziono ciała trójki obrońców księdza, w bestialski sposób zamordowanych przez Sowietów. Ciało Henryka Klimowicza złożono na cmentarzu katolickim w Choroszczy, natomiast ciała Izaaka Frydmana i Jankiela Sidrańskiego na cmentarzu żydowskim w Nowosiółkach.


Niepozorna wioska, pełna wielkiej historii i ludzkich dramatów. A o czasach dawnego przebiegu trasy warszawskiej i dużego ruchu samochodowego świadczą tylko przejeżdżające nieopodal - nowym szlakiem - tiry.


Tomasz Darmochwał, "Północne Podlasie. Wschodnie Mazowsze", Warszawa, 2003

Dorota Wysocka, "Rosyjskie ślady w kamieniu i metalu", Przegląd Prawosławny, numer 5/2006

Alicja Zielińska, "Śmierć trzech ludzi. Chcieli ratować księdza", Kurier Poranny, 11 grudnia 2010.