piątek, 3 sierpnia 2012

Konstancja Skirmuntt - obrończyni idei Wielkiego Księstwa Litewskiego

"Babunieczka zadziwi się nad naszą oszczędnością gastronomiczną - masło dla swojej drogości najzupełniej z kuchni wygnane, wszystko skwarzy się na ogonach baranich, a w dni postne na oleju [...] Olej tutejszy znośny, bo słonecznikowy - ogony o 2/3 tańsze od masła, które mimo dość wielkiej ilości bydła - jest tu dwa razy droższe od cukru. Ryb od kilku tygodni wcale nie ma, pojawią się dopiero, gdy zimna uderzą. Kartofle sprzedają się na funty i są tak drogie jak winogrona - więc stąd nasze trzy posty w tygodniu wcale trudne. Cały ratunek w postne dni są melony i kawony - które nam stanowią trzecią potrawę -  a przychodzą zupełnie bezpłatnie." tak pisała w 1869 roku Konstancja Skirmuntt do swej babki Hortensji z wygnania w Bałakławie na Krymie.

Urodziła się w rodzinnym majątku Kołodne 29 października 1851 roku z małżeństwa Kazimierza Skirmuntta i Heleny ze Skirmunttów. W listopadzie roku 1862 Kazimierz, będąc uczestnikiem sejmiku gubernialnego w Mińsku Litewskim, złożył swój podpis na protokole wzywającym władze carskie do połączenia tzw. guberni zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego z Królestwem Polskim. Wydarzenie to spowodowało zatrzymanie uczestników sejmiku, a dla Kazimierza zakończyło się zesłaniem w głąb Rosji do miasteczka Kołogrywa, a następnie do Kostromy. Wkrótce los ten podzieliła jego małżonka Helena, która podczas powstania styczniowego wioząc korespondencję do Romualda Traugutta, została w drodze powrotnej zatrzymana przez tłum włościan, którzy przewieźli ją do obozu wojskowego oddziału rosyjskiego, gdzie została aresztowana. W efekcie tych wydarzeń we wrześniu 1863 roku została zesłana do Tambowa. Po kilku miesiącach, do Tambowa pozwolono przyjechać także Kazimierzowi. Z gubernialnego Tambowa małżonkowie musieli przenieść się do powiatowego Kirsanowa, gdzie doszło do nich polecenie przymusowej wyprzedaży dóbr rodzinnych w guberni mińskiej. Z Kirsanowa udało im się w roku 1867 tymczasowo wrócić w rodzinne strony i zamieszkać w Albrechtowie niedaleko Pińska, w majątku Aleksandra Skirmuntta, dziadka Konstancji. Na skutek polityki władz carskich nie dopuszczającej osiedlania się ekszesłańcom w guberniach zachodnich, małżonkowie zostali zmuszeni do kolejnego wyjazdu. Skierowali się na Krym do Bałakławy, gdzie dziadek Konstancji, Aleksander kupił niegdyś nieruchomość. To z tego okresu pochodzi przytoczony przez mnie fragment korespondencji.

W 1874 umarła Helena Skirmuntt. Po  śmierci matki Konstancja nie wróciła już z ojcem do Bałakławy. Zamieszkała w pałacu swej babki w Pińsku wraz młodszą siostrą Kazimierą. Okres zesłania, a wcześniej polityka władz carskich wobec mieszkańców zachodnich guberni, wpłynęły w istotny sposób na Konstancję. Będzie to widoczne w jej licznych późniejszych wypowiedziach publicznych.

Okres piński zapoczątkował aktywność Konstancji Skirmunt na niwie polityczno społecznej. Reaktywowała wraz z kuzynką Józefą Kurzeniecką w 1904 roku, założone niegdyś przez babkę w formie konspiracyjnej Katolickie Towarzystwo Dobroczynności, któremu udało się stworzyć w Pińsku ochronkę pod wezwaniem św. Józefa, a także pracownię szycia i haftu. Obok ochronki prowadzono przytułek dla starców. Mimo pewnej liberalizacji w polityce wewnętrznej w Cesarstwie Rosyjskim po 1905 roku, nie udało się uruchomić legalnej szkoły polskiej. Co prawda szkółka działała przez pewien okres czasu, Józefa Kurzeniecka opracowała nawet i wydała drukiem w latach 1905-1906 elementarz ludowy w dialekcie pińsko-białoruskim, to jednak wyroki sądowe zapadłe w 1912 roku uniemożliwiły prowadzenie legalnej działalności szkolnej. Panie Konstancja i Józefa zaangażowały się również w prace Mińskiego Towarzystwa Rolniczego oraz Poleskiego Towarzystwa Wzajemnego Kredytu, a gdy do zarządu tej instytucji nie udało się wprowadzić kobiety, założyły własną Kasę Pożyczkowo-Oszczędnościową, której celem było wspomaganie w pracach gospodarczych kobiet ze środowiska ziemiańskiego. W 1914 roku umarła Józefa Kurzeniecka, Konstancja zaś podczas okupacji niemieckiej Pińska zaangażowała się w prace Komitetu Ratunkowego miasta Pińska. Po odzyskaniu niepodległości zajęła się akcją rewindykacji kościołów oraz reaktywacją Katolickiego Towarzystwa Dobroczynności. Zmarła 23 stycznia 1934 roku i pochowana została na cmentarzu w Pińsku.

Równie ciekawą była działalność polityczno-publicystyczna Konstancji Skirmuntt. Czuła się Litwinką  z urodzenia i z narodowości. Występowała jednakże zarówno przeciwko nacjonalistom litewskim, dążącym do odbudowy państwa litewskiego pozbawionego jakichkolwiek wpływów polskich, jak i przeciwko środowiskom endeckim dążącym do wcielenia ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego do Rzeczypospolitej i polonizacji ludności miejscowej. Występowała w obronie tradycji unii litewskiej, historycznego związku szlachty Wielkiego Księstwa Litewskiego z polskością. W tym znaczeniu była przedstawicielką idei krajowej, której echa odnajdujemy na przykład w twórczości jednego z największych  prozaików XX wieku, Józefa Mackiewicza. Doskonale działalność Konstancji Skirmuntt na obu polach - spolecznym i politycznym przedstawił Dariusz Szpoper w książce pt. "Gente Lithuana, natione Lithuana. Myśl polityczna i działalność Konstancji Skirmuntt (1851 - 1934)".

O swym stosunku do litewskości i języka litewskiego pisała do jednego z twórców odrodzenia litewskiego Jonasa Basanavičiusa: "Poczucie litewskości mej własnej, osobistej, mam od wczesnego młodocianego wieku nie z czyjego bądź wpływu, nie z naczytania się, ale jak to słusznie mówią o darach lub poczuciach z życiem na świat przyniesionych - z >>Bożej łaski<<, z rodu, z natury - i niech szanowny rodak spod Bałkanów nie sądzi, aby ktokolwiek potrzebował coś dodać do tego świętego ognia. Nie pochlebiam sobie, ale twierdzę po prostu, że miłuję Litwę nie mniej od tych, którzy mówią od dzieciństwa starym naszym językiem - a którym ja może nigdy władać nie potrafię. Że go nie posiadam, żałuję mocno - lecz jeżeli mi warunki życia tej umiejętności zdobyć nie pozwolą, na innych drogach będę służyła Litwie, a miłość ta dla Litwy, złych i gorzkich owoców nie wyda, bo nie potrzebuje na poparcie swych działań żadnej nienawiści."

W warunkach coraz bardziej ekspansywnego rozwoju młodego nacjonalizmu litewskiego, jak i rosnących wpływów endeckich w społeczeństwie polskim, starała się dawać odpór obu tym obcym jej ideologiom. Pisała więc: "Gdziekolwiek zatem Polacy, [...] niszczą litewską indywidualność, świadomie i celowo polonizują na litewskiej ziemi lud, który jeszcze po litewsku mówi i tym sposobem odbierają go jego własnemu, odradzającemu się narodowi, gdziekolwiek w Litwie nie dopuszczają języka litewskiego do kościoła, zowiąc ten język niższym w jego istocie - a narodowość gorszą - tam spełniają haniebną robotę hakatystów, robotę nie polską i nie chrześcijańską, sieją waśń w łonie samego ludu litewskiego, i z takimi nauczycielami i działaczami walczyć mamy niezaprzeczone prawo i obowiązek." Ale także: "Nietaktowne i rażące apostrofy, ongi, ludowych inteligentów litewskich do szlachty swojej, potem niekapłański nacjonalizm zbyt wielu przedstawicieli litewskiego kleru, niejedne błędne kroki młodej Litwy, pożałowania godne, popchnęły od niedawna mnóstwo ze szlachty, wczoraj jeszcze uważających się za Litwinów, w szeregi polskie."

W 1906 roku zaangażowała się w budowę Stronnictwa Krajowego Białej Rusi i Litwy, pragnąc stworzyć reprezentację trzech zamieszkujących ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego narodowości. Opracowany "Program podstawowy" już w pierwszym zdaniu oznajmiał jednak, że Stronnictwo Krajowe stanowi polską partię polityczną, co nie mogło zadowolić Konstancji Skirmuntt. W roku 1907 stronnictwo poniosło zresztą klęskę w wyborach do III Dumy Państwowej.

W 1910 roku była inicjatorką zaproszenia litewskich intelektualistów do Krakowa na obchody 500-lecia zwycięstwa pod Grunwaldem. Do zaproszenia, ze względu na niechęć środowisk polskich nie doszło.

Nacjonalizmy przed wybuchem pierwszej wojny światowej święciły swój triumf. Sama wojna zaś przyniosła wolność wielu emancypującym się od XIX wieku  narodom europejskim. Idea krajowa wydawała się coraz mniej realną, nazbyt idealistyczną.

W lutym 1920 roku Konstancja skierowała memoriał na ręce Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, gdzie pisała między innymi: "Polska dla zdrowej polityki powinna nie chcieć Wilna. Wtedy upadnie główny przedmiot sporu między dwoma narodami, dawne przymierze odkwitnie w nowych formach". Wkrótce jednak Wilno zostało zajęte przez zbuntowanego generała Lucjana Żeligowskiego, co zapoczątkowało lodowate nastroje w stosunkach między odrodzoną Rzecząpospolitą Polską i młodym państwem litewskim.

Warto tu wspomnieć, że choć szczerze liczyła na współdziałanie Litwinów, Białorusinów i Polaków, to jednak odmawiała możliwości włączenia się w budowę nowego państwa, po odłączeniu od cesarstwa guberni zachodnich, Rosjanom i Żydom. W liście kierowanym do księdza Dambrauskasa-Jakštasa pisała: "Proszę nie mówić, że nienawidzę Moskali - jako ludzi, jako bliźnich - nic podobnego we mnie nie ma - ale nienawidzę idei politycznej rosyjskiej, idei wielowiekowej, w zbrodniach wyprowadzonej, dotąd przenikającej nie tylko rząd, ale i naród, idei, która nie tylko nie jest chrześcijańską, ale nie jest ludzka." O Żydach zaś pisała na łamach "Przeglądu Wileńskiego" w listopadzie 1921 roku w ten sposób: "Żydzi wciąż dają światu dowód, że są w ludzkości żywiołem zasadniczo antysocjalnym, żyją wyłącznie dla siebie, gubiąc organizmy inne".

W książce znajduje się sporo innych informacji: o zaangażowaniu Konstancji Skirmuntt we współpracy z Elizą Orzeszkową w emancypację kobiet, o zakończonych sukcesem w czasach odwilży po 1905 roku działaniach  na rzecz odzyskania kościoła w Horodyszczu pod Pińskiem, o polemice z Catem-Mackiewiczem, któremu zarzucała litwinofobię. Są też w niej zdjęcia Pińska i okolic, kraju z którym Konstancja związała się w drugiej połowie życia.

Idea krajowa, której Konstancja Skirmuntt byla wierna, wraz z powstaniem niepodległej Litwy przestała być aktualna. W życie została za to wcielona idea państwa jednolitego narodowo, upowszechniana przez środowiska endeckie. Powstało państwo polskie jest jednak słabe i bez oparcia swej niezależności na współpracy regionalnej z państwami Europy Środkowo-Wschodniej, co stanowiłoby echo idei krajowej, może być tylko przedmiotem gry interesów większych państw - Niemiec i Rosji.

Dariusz Szpoper, "Gente Lithuana, natione Lithuana. Myśl polityczna i działalność Konstancji Skirmuntt (1851-1934)", Gdańsk 2009.

środa, 1 sierpnia 2012

Jałówka - niegdyś miasto na szlaku z Warszawy do Wołkowyska

Upał niesamowity. Na szczęście wiejski sklep jest czynny, a w nim przyciąga wzrok zimna pepsi za drzwiczkami lodówki. Zaopatrzony w przewodnik Grzegorza Rąkowskiego ruszam w kierunku północnym na Kondratki, aby zobaczyć w pobliskim lasku pozostałości cmentarza żydowskiego.

"Można tu z trudem odszukać kilka zaledwie większych nagrobków. Reszta jest niewidoczna, ukryta pod warstwą ziemi, mchu, igliwia i gęstych jeżyn."

Powyższe słowa pisane ponad 10 lat temu już najprawdopodobniej nie są aktualne. We wskazanym miejscu nie znalazłem ni śladu po nagrobkach.

Jałówka, do której trafiłem położona jest tuż przy granicy z Białorusią, nieco na północny wschód od zbiornika wodnego Siemianówka. Miasto lokował tutaj Zygmunt August w 1545 roku. Znajdowało się na trakcie prowadzącym z Warszawy do Wołkowyska i Mińska. Aż do rozbiorów było ośrodkiem dóbr królewskich i siedzibą starostwa jałowskiego. W 1792 roku król Stanisław August Poniatowski potwierdził dawne przywileje miejskie. Jałówka straciła je najprawdopodobniej po powstaniu styczniowym. (Kuriozalny zapis dotyczący Jałówki znajduje się w przewodniku "Ścieżkami prawosławia" pod redakcją Anny Radziukiewicz, która pisze: "Obecnie Jałówka nie posiada praw miejskich. Utraciła je po potopie szwedzkim". Ba! Ale ile lat po potopie?)

Dawne miasteczko to dziś senna miejscowość, pełna zieleni, drewnianych zabudowań. Ciekawą architekturę ma cerkiew prawosławna pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, zbudowana na przełomie lat 50-ych i 60-ych ubiegłego wieku, której główna kopuła jest w rzadko spotykany sposób przeszklona u dołu, posiadając kształt sferyczny w odróżnieniu od większości cebulastych kopułek podlaskich cerkwi.

Ja jednak zachęcony opisem w przewodniku i wskazówkami jednej z czytelniczek niniejszego bloga kieruję się na wschód w kierunku granicy. Na skraju lasu jałowskiego znajdują się ruiny kościoła pw. św. Antoniego, zbudowanego w 1908 roku, a zbombardowanego w czerwcu 1941 roku przez lotnictwo niemieckie u początku wojny pomiędzy niedawnymi sojusznikami.

Podobne ruiny ceglanego kościoła znajdują się w nadbużańskim Mielniku. Tamte jednak położone są prawie w centrum miejscowości w sąsiedztwie Góry Zamkowej i ... wywołują zupełnie inne wrażenie. Ruiny kościoła jałowskiego znajdują się na skraju wsi, w lesie, na odludziu. Nie w takich miejscach budowano zwykle kościoły. Na zgliszczach zbudowano kaplicę w roku 2000 pod tym samym wezwaniem.


Opuszczam ruiny i kieruję się dalej w kierunku wschodnim. Wkrótce po lewej stronie wyłania się teren cmentarza. Odnajduję wzmiankowany u Rąkowskiego nagrobek rodziny Bohatyrewiczów. Wrażenie robi na mnie bluszcz okrywający nagrobki, w niektórych miejscach tworzący roślinny dywan.

Każdy cmentarzyk związany od wieków z ludźmi tworzącymi lokalną historię posiada swoją melodię nazwisk. Na cmentarzu jałowskim dominują Gryko, Gryc, Hajduczenia, Urwan, Kazberuk, Bójko, Dudko, Lach. Co ciekawe na wielu nagrobkach wpisana jest nazwa miejscowości, z której pochodziła zmarła osoba.



W prawej części cmentarza stoi mały las krzyży drewnianych, bezimiennych w większości, stanowiących pewnie świadectwo lokalnej tragedii.

Niektóre nagrobki wzruszają inskrypcjami nieporadnymi, ale pełnymi uczucia płynącego wprost z serc chłopskich. Moją uwagę zwrócił również nagrobek z rysunkiem świątyni.





Opuszczam powoli cmentarz, przy rynku spoglądam jeszcze raz na jaśniejący w słońcu budynek cerkwi i ruszam w kierunku Białegostoku. Dziękuję pani Marzenie za zwrócenie mojej uwagi na leżącą poza głównymi szlakami, ale niezmiernie ciekawą miejscowość.

piątek, 27 lipca 2012

Jeszcze jeden drewniany kościół - w Pawłówce

Podczas ostatniego pobytu na Suwalszczyźnie miałem okazję zobaczyć drewniany kościół znajdujący się na uboczu szlaków, którymi z reguły poruszają się turyści przyjeżdżający do Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Do kościoła skierowała nas właścicielka kwatery agroturystycznej, informując że mieszkańcy Błaskowizny właśnie tam jeżdżą na msze, że jest drewniany i że warto zobaczyć.

Kościół zbudowany został na planie prostokąta. Z zewnątrz budynek sprawia wrażenie hali, czy też baraku, jednakże w środku od razu wyczuwa się trudny do wyrażenia słowami klimat drewnianej wiejskiej świątyni. Wielkie wrażenie robią kolumny podtrzymujące strop, wykonane z poddanych niewielkiej obróbce pni sosnowych.

Parafia w Pawłówce powstała na gruntach folwarku, erygowana w 1923 roku przez biskupa łomżyńskiego Romualda Jałbrzykowskiego dla mieszkańców wsi należących do parafii w Jeleniewie i Przerośli, leżących w dużej odległości od swych macierzystych świątyń.

Kościół w całości lub w części został przeniesiony do Pawłówki z położonego obecnie na Białorusi Teolina, gdzie drewniana świątynia powstała w 1789 roku z funduszu Antoniego Wołłowicza. Ze względu na to, że nie zachowały się dokumenty z okresu jego budowy, szczegóły trudno dziś z dokładnością odtworzyć. Według niektórych przekazów mieszkańcy Pawłówki i okolicznych wsi mieli własnym transportem przewieźć cały kościół, według innych pierwotny kościół miał być nieco większy.

Tak czy inaczej do kościoła w Pawłówce warto się wybrać. Wystarczy jadąc z Jeleniewa, w Kruszkach pojechać prosto (nie skręcać na Hańczę, Bachanowo i Błaskowiznę), a następnie wjechać w pierwszą drogę w lewo.
 

czwartek, 26 lipca 2012

Drewniany XIX-wieczny kościół w Jeleniewie

Lubię drewniane wiejskie kościoły. Specyficzny zapach ich wnętrza, ale również wygląd tak mocno nawiązujący do ludowego charakteru tych świątyń. Niedawno zachwycałem się drewnianym kościołem w podlaskiej Narwi, a już wkrótce miałem okazję po raz kolejny oglądać kościół w Jeleniewie, miejscowości będącej swego rodzaju bramą do Suwalskiego Parku Krajobrazowego.

Jeleniewo to dość młoda wieś, założona między 1765 a 1772 rokiem. Dość szybko, bo już w 1773 roku otrzymała prawa miejskie z inicjatywy podskarbiego Antoniego Tyzenhauza. Antoni Tyzenhauz to człowiek niezwykle zasłużony dla rozwoju gospodarczego miejscowości położonych w guberni grodzieńskiej. Dziś część z nich leży na wschodnich krańcach województwa podlaskiego. Choćby takie Krynki, które do dziś szczycą się swym oryginalnym układem przestrzennym (Drugi taki sześcioboczny plac, z dwunastoma wybiegającymi z niego ulicami, to tylko w Paryżu!), pochodzącym z epoki Tyzenhauza. Jeleniewo nie cieszyło się jednak długo prawami miejskimi. Już w 1800 roku odebrali je Prusacy, zarządzający tą częścią dawnej Rzeczypospolitej od trzeciego rozbioru Polski w 1795 roku.

Parafia rzymskokatolicka w Jeleniewie była erygowana w 1772 roku. Wtedy to zbudowano kaplicę pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, a po trzech latach ją powiększono. Parafia w 1785 roku została uposażona przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Obecny kościół, widoczny na poniższych fotografiach, został zbudowany w 1878 roku w stylu neogotyckim, tak często kojarzącym się z monumentalnymi budowlanymi ceglanymi. Jest obiektem o konstrukcji zrębowej, zbudowanym na planie krzyża, trójnawowym. XVIII-wieczne wyposażenie pochodzi z nieistniejącego kościoła w Magdalenowie.

Wyświęcony został przez biskupa sejneńskiego Antoniego Baranowskiego (Antanasa Baranauskasa), jednego z prekursorów XIX-wiecznego litewskiego odrodzenia narodowego, nie negującego jednakże, jak wielu młodolitwinów, historycznych związków z Polską.




Niedawno, podczas indeksacji ksiąg metrykalnych parafii w Jaminach, nad którą pracuję wraz ze znajomymi z Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego, znalazłem akt ślubu z 1876 roku Antoniego Andruszkiewicza i Benedykty Tomaszewskiej, urodzonej w Wołowni, na terenie istniejącej już wtedy od trzech lat parafii jeleniewskiej. Jest to o tyle ciekawe, że parafie w Jeleniewie i w Jaminach rozdzielone są dwoma dużymi organizmami miejskimi Augustowem i Suwałkami.


Na zakończenie korowodu ciekawostek związanych z Jeleniewem warto wspomnieć, że strych kościoła stanowi kolonię lęgową dość rzadkiego w Polsce nietoperza - nocka łydkowłosego - kolonię będącą jedną z największych w Polsce, liczącą około 400 - 500 samic. Nocek łydkowlosy lubi krajobraz otwarty, z dużą ilością zbiorników i cieków wodnych. Żeruje nad powierzchnią wody, chwytając chrząszcze, komary, chruściki i inne owady, za pomocą dużych stóp, w skrzydła lub w błonę ogonową. Nieopodal Jeleniewa w okolicach Turtula przepływa Czarna Hańcza i tu też spowalnia swój bieg, stanowiąc idealne żerowisko dla naszego nietoperza.