wtorek, 8 czerwca 2010

Poszukuję informacji o losach pradziadka

Kontakt z rodziną pradziadka i w efekcie odnalezienie nagrobka jego matki uświadomiły mi, że bez cudownego zrządzenia losu, przypadku, zbiegu okoliczności nie ustalę jego losów po roku 1943.

Stefan Stępień urodził się w miejscowości Bardo, leżącej nieopodal Rakowa w Górach Świętokrzyskich, 5 grudnia 1900 roku. Po I wojnie światowej odbywał służbę wojskową w Pińsku. Tam poznał moją prababcię Agatę ze Szczerbaczewiczów. Istnieją przekazy rodzinne mówiące o tym, że odbyły się dwa śluby: w kościele katolickim i w cerkwi prawosławnej. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy. Stefan przez 9 miesięcy pracował w policji w Pińsku a później, aż do wybuchu II wojny światowej prowadził herbaciarnię naprzeciwko budynku sądu przy ulicy Karolińskiej. Za okupacji sowieckiej, wiosną 1940 roku podczas wywózek, wyjechał z Pińska wraz z żoną i dziećmi pociągiem do Sarn. W jaki sposób się to odbyło, czy mu ktoś pomógł, czy też ostrzegł, trudno dziś orzec. W każdym razie wraz z żoną i dziećmi zamieszkał w opuszczonym domu przy stacji Tomaszgród i pracował przy spławianiu drewna w lesie. W nieodległych Sarnach oraz okolicach mieszkało jego rodzeństwo oraz mama. Moja babcia widziała po raz ostatni ojca u ciotki, siostry ojca - Genowefy (Eugenii?) w Sarnach, w 1943 roku. Później wszelki ślad po nim zaginął.

Istnieje kilka hipotez na temat losów Stefana po 1943 roku. Większość rodziny twierdzi, że rzeczywiście zaginął na Wołyniu w 1943 roku. Jednakże jeden z synów Stefana (już nieżyjący) twierdził, że widział ojca w latach 50-ych na jednej ze stacji kolejowych na Dolnym Śląsku. Ojciec miał powiedzieć mu, że założył nową rodzinę i nie chce utrzymywać kontaktu z dziećmi i żoną. Nikt tej hipotezy niestety nie może potwierdzić. Jedna z cioć napisała pismo do urzędu w mieście, gdzie miało miejsce spotkanie na stacji, z prośbą o podanie adresu ojca. Podobno adres otrzymała, podobno napisała list do ojca i podobno otrzymała zwrot z adnotacją, że pod podanym adresem ojciec nie mieszka. W opowieściach rodzinnych przewijają się nazwy Legnica i Jelenia Góra. W jednej z wersji wystąpił też Wrocław, gdzie pradziadek miał być widziany przez syna.

Istnieje też wersja, że mąż siostry Stefana, Genowefy (tej samej, u której moja babcia widziała ojca po raz ostatni) - Mikołaj Lemański poszukiwał szwagra przez Polski Czerwony Krzyż. Podobno nawiązał jednorazowy kontakt ze Stefanem, a później zapadła cisza.

Kolejna wersja mówi, że podczas okupacji niemieckiej został wywieziony na roboty do Niemiec i ślad po nim zaginął. Nie odrzucam tej hipotezy. Stefan podobno obawiał się powtórnej okupacji sowieckiej i mógł chcieć wyjechać z Wołynia w dowolny sposób przed nadejściem frontu.

Poszukuję też informacji o lokalizacji grobu ojca Stefana, czyli mojego prapradziadka Kacpra Stępnia. Zmarł na Wołyniu, jeszcze przed wojną i tam został pochowany. Niestety nikt z jego potomków nie wie gdzie.

niedziela, 6 czerwca 2010

Odnaleziony nagrobek praprababci

O pradziadku i jego rodzinie - braciach, siostrach oraz rodzicach informacje czerpałem od babci. Były to właściwie strzępki informacji. Przedwojenna rzeczywistość - oddalenie geograficzne od rodziny ojca oraz sytuacja rodzinna nie sprzyjała częstym kontaktom babci z ciotkami i stryjami. Zmieniła to dopiero wojna i wyjazd rodziny Stępniów na Wołyń w okolice zamieszkałe przez rodzeństwo pradziadka. Na krótko. Pradziadek w 1943 roku zaginął. Po wojnie luźne kontakty z rodziną ojca nie były przez moją babcię podtrzymywane. Wiedziałem, że jakąś korespondencję z jednym ze stryjów prowadziła kiedyś ciocia - rodzona siostra babci.

Przypadek, czy też zbieg okoliczności sprawiły, że niedawno trzymałem w ręku list adresowany w roku 1988 do cioci przez córkę brata mego pradziadka. Był to ostatni ślad korespondencji, jaką ciocia prowadziła z rodziną swego ojca. Postanowiłem napisać na adres podany na odwrocie koperty...

Po pewnym czasie zadzwonił telefon. Później drugi raz. A potem nawiązałem kontakt z innymi osobami z rodziny pradziadka. Efektem był wyjazd do Chocza, dużej wioski położonej niedaleko Kalisza, o bogatej historii, niegdyś posiadającej prawa miejskie. Celem było odnalezienie nagrobka praprababci, o którym wiedziałem tylko, że na miejscowym cmentarzu znajduje się. Po godzinie poszukiwań, skrupulatnym przeglądaniu tablic nagrobnych rząd po rzędzie odnalazłem. Nie sądziłem już, że będzie mi to dane. Gdyby nie ten list...


niedziela, 30 maja 2010

Szlakiem poniemieckich kościołów w podgorzowskich wioskach, część 2

Wracam do tematu rozpoczętego w maju zeszłego roku. Nadarzyła się okazja, okres świąt Wielkiej Nocy spędzałem bowiem w Gorzowie Wielkopolskim. Tym razem postanowiłem odwiedzić Lubno (niem. Liebenow) - trzecią miejscowość, po Wojcieszycach i Marwicach, w której zlokalizowany jest kościół należący do gorzowskiego kręgu romańskich świątyń. Jeździłem w tamtejsze okolice kiedyś na grzyby, ale nigdy nie zahaczyłem o samą wieś. Leży całkiem niedaleko Gorzowa. Należy jechać w kierunku Szczecina i za rogatkami miasta skręcić w drogę na Dębno. W Baczynie skierować się na Łupowo. Po drodze mijamy Racław (niem. Ratzdorf). Można mieszkać w Gorzowie i nigdy nie trafić tutaj. Jest to bowiem zupełnie boczna, choć asfaltowa droga, obecnie podziurawiona, jak szwajcarski ser. Warto jednak. Tuż za Racławiem rozpoczynają się zalesione wzgórza, schodzące w kierunku doliny Warty, wspaniałe miejsce do niedzielnych spacerów lub jesiennych grzybobrań. A i sama wioska bardzo ciekawa. Zachowany jest jej średniowieczny kształt - owalnicy. W centrum wioski neogotycki kościół z 1863 roku oraz neoklasycystyczny dwór.

Z Racławia jest już niedaleko do Lubna. Dojechałem do centralnej części wioski i oczywiście natknąłem się na charakterystyczny budynek romańskiej świątyni. Bardzo podobna do tej z Marwic. Kościół pochodzi z XIII wieku, zbudowany jest z granitowych ciosów, z oryginalnym portalem w południowej ścianie, obecnie zamurowanym.

Niezwykle ciekawa jest historia tej wioski. Istnieje hipoteza, że w wiekach X-XII istniał tu wczesnośredniowieczny gród. Pisane źródła wzmiankują wieś w roku 1243, kiedy to rycerz Włost sprowadza do osady Templariuszy. Oni są więc prawdopodobnymi budowniczymi świątyni.

Świątynia to jednak nie jedyna atrakcja Lubna. Tuż za kościołem, po przeciwnej stronie ulicy rozciąga się park o powierzchni 5,5 ha, a w nim ruiny neogotyckiego pałacu z XIX wieku. Legenda związana z pałacem mówi, że dziś jeszcze widuje się w niektóre noce Celinę – piękną panią zamku, galopującą konno po parku. Podobno popełniła ona samobójstwo po śmierci ukochanego męża, inni zaś przekonują, że targnęła się na swe życie z rozpaczy, gdy we śnie ujrzała, jaki los spotka jej piękny zamek. W nocy raczej nie zapuściłbym się do parku i raczej nie ze względu na Celinę. Jest straszliwie zarośnięty i zaniedbany. Ma jednak w sobie w zestawieniu z ruinami to coś, odrobinę tajemniczości. Przyznam, że poszukiwałem wzmiankowanego na terenie parku dawnego cmentarza niemieckiego i nie znalazłem. Pewnie nie trafiłem na właściwą ścieżkę...

Po drugiej stronie wsi na cmentarzu miały się znajdować przedwojenne groby niemieckie i ruiny neogotyckiej kaplicy cmentarnej. Był poranek, lekko mżyło, wieś wyglądała na opuszczoną. Cmentarz ładnie utrzymany, przynajmniej ta część obecnie użytkowana. Za ostatnimi nagrobkami zaczyna się "ziemia niczyja". A tuż za nią ruiny kapliczki. Podszedłem i poczułem się przez chwilę, jakbym był jednym z bohaterów wykreowanych przez Egdara Allana Poe. Zobaczyłem ruiny, a właściwie walącą się, obrośniętą krzakami, ostatnią ścianę , niegdyś neogotyckiej kapliczki. Wzdrygnąłem się, gdy z krzaków wyleciał piszcząc piękny bażant, tuż obok mej głowy. A chwilę później wyskoczył dorodny zając. Nastrój tajemniczości jednak szybko minął. Zajrzałem kawałek dalej, a tam śmieci i zwalone na kupę potłuczone płyty nagrobne. Ni śladu dawnych nagrobków... No ale i tak bywa.

Powrót do Gorzowa przez Tarnów (niem. Tarnow), podobnie jak Lubno, i Racław wieś o bogatej historii, położoną malowniczo wśród lasów. Osada była wzmiankowana w 1300 r. w dokumencie fundacyjnym margrabiego Albrechta III dla cystersów z Kołbacza w nieodległych Mironicach. Już w średniowieczu istniał tu kościół. Obecny, neogotycki pochodzi jednak z 1870 roku. Na wieży kościoła znajduje się dzwon z 1506 roku. Posiada on napis gotycką minuskułą: „Ave maria gracia plena dominus tecum a.d. MCCCCVI” i relief z krucyfiksem i Chrystusem w wieku chłopięcym.
 
A teraz rzecz z innej bajki. Tereny nadwarciańskie to już bowiem krajobrazy z dominującymi łąkami, przy drogach rosną rozłożyste lub krótko przycięte wierzby, zdarzają się topole, lasów jest zdecydowanie mniej. W poprzednich latach zaglądałem do Borka i Chwałowic. Teraz pora na kolejną osadę, leżącą na trasie Gorzów - Lubniewice.

Krasowiec (niem. Schönewald) jest typową ulicówką rozłożoną prostopadle do wzmiankowanej trasy, wzdłuż lokalnej drogi do Deszczna. Powstała na zmeliorowanych w XVIII wieku Warciańskich Błotach. W 1774 roku osadzono tutaj 40 dużych rodzin, z których każda otrzymała po 7,6 ha ziemi. Osadnicy musieli sami ją wykarczować i pobudować domy.

Pierwszy kościół został zbudowany już w 1788 roku. Przebudowany w 1843 roku, a w 1890 roku rozbudowany o wieżyczkę.

PS. Zajrzałem również do nieodległego Bolemina, gdzie stoi XVIII wieczny kościół o konstrukcji szachulcowej. Został on jednak odnowiony w sposób skutecznie zacierający atrakcyjne ślady historii budynku. Zdjęć nie było sensu robić.

poniedziałek, 24 maja 2010

Ulica Młynowa w Białymstoku

W zeszłym roku zamieściłem trochę zdjęć z ulicy Grunwaldzkiej w Białymstoku, położonej na Piaskach - biednej żydowskiej dzielnicy, ukształtowanej pod koniec wieku XIX. Moja pierwsza krótka wycieczka rowerowa w prima aprilis tego roku prowadziła tym razem w stronę ulicy Młynowej, najbardziej znanej ulicy dawnych Piasków, położonej najbliżej historycznego centrum Białegostoku. Dziś już białostoczanie nie używają nazwy Piaski. Mówi się Młynowa. Niedaleko piętrzy się nowo wybudowany surowy gmach Opery i Filharmonii Podlaskiej, co oznacza, że już wkrótce zniknie część starego miasta z powierzchni ziemi wraz ze swymi historycznymi budynkami. Postanowiłem uwiecznić część z nich na zdjęciach.