Na zewnątrz panuje wściekły mróz, gdy idę w kierunku przystanku autobusowego. Zima w końcu dotarła na Podlasie, oferując momentalnie tradycyjne temperatury poniżej -10. Na twarzy warstwa ochronnego, tłustego kremu, ale i tak po kilku minutach mam wrażenie, że to coś co ma być skórą, jest sztywne i jakby nie moje.
Pociąg firmy TLK, którym jadę do Warszawy, jak zwykle spóźniony. Tym razem na pocieszenie pasażerowie raczeni są przepraszającymi komunikatami wraz z podaniem czasu spóźnienia. Dobre i to.
Na dworcu Warszawa Wschodnia jestem na pół godziny przed odjazdem kolejnego pociągu. Dworzec po generalnym remoncie nie straszy już jak kiedyś. Rezygnuję ze zjedzenia obiadu w jedynym lokalu oferującym ciepłe posiłki, obserwując, jak ślamazarnie wydawana jest kawa z ekspresu niecierpliwiącym się przede mną w kolejce podróżnym. Kanapki to jest to!
Pociąg jadący do Przemyśla przybywa punktualnie na stację. Do Lublina przedział pełen ludzi, później wagon pustoszeje. Wreszcie po paru godzinach jazdy wypatruję swojej stacji w ciemności. Jest. Wysiadam w Nowej Dębie.
Hotel położony jest za miastem w specjalnej strefie ekonomicznej. Dookoła las pokryty śniegiem. Cisza, pusta droga, bloki i budynki zakładów przemysłowych. Jest zimno, jak na Podlasiu, które niedawno opuściłem. Gdy przechodzę obok fabryki Polpharmy tuż obok mnie podbiega pies, jak mi się zdaje. Za chwilę jednak widzę już dokładnie - to umykający zając, który zorientował się, że zbyt blisko podbiegł. W hotelu restauracja już nie pracuje, zamawiam więc pizzę na telefon. Może i nie jest rewelacyjna, ale jestem tak wściekle głodny, że tego typu niuanse nie robią na mnie wrażenia. Pokój jest wygodny i ciepły, szybko więc zasypiam.
Nowa Dęba to dość specyficzna miejscowość. Dominują niskie bloki mieszkalne, otoczone lasem. Prawa miejskie otrzymała dopiero po II wojnie światowej, a rozwój swój zawdzięcza uruchomieniu przed wojną wytwórni amunicji w niewielkiej wówczas osadzie leśnej.
Moim celem jest Urząd Stanu Cywilnego, w którym przechowywane są księgi metrykalne obejmujące parafię Miechocin i miejscowość Chmielów. W nich to zapisany został akt ślubu pradziadków Andrzeja Tudora i Marianny Ozimek, zawarty w 1911 roku. Aby mieć wgląd w oryginalny zapis, trzeba osobiście tu przyjechać.
Ale nie tylko Nowa Dęba mnie tu przygnała. Chcę odwiedzić miejsca związane z moimi przodkami ze strony dziadka macierzystego Wojciecha Tudora. Wszystkie one leżą między Tarnobrzegiem, a Rzeszowem. Dotychczas byłem tu tylko raz odwiedzając Cygany, gdzie pradziadkowie Andrzej z Marianną założyli rodzinę i skąd po pierwszej wojnie światowej wyjechali do Wielkopolski. Wówczas odwiedziłem również stary Miechocin z gotyckim kościółkiem parafialnym i starym cmentarzem na Piasku. Z Nowej Dęby planuję pojechać do Chmielowa, wioski sąsiadującej z Cyganami, leżącej przy Tarnobrzegu. Po drugiej stronie ulicy, gdy wychodzę z urzędu widzę okazały, jak na małą miejscowość, budynek dworca autobusowego. Aby dojechać do Chmielowa, należy wybrać jeden z busów kursujących tutaj regularnie pomiędzy Tarnobrzegiem, a Rzeszowem.
Podróż trwa kilkanaście minut. Wysiadam na przystanku w Chmielowie nieopodal kościoła. Stanowi on dominantę tej miejscowości, a bryła wskazuje na barokową metrykę świątyni. Nic z tych rzeczy jednak. Kościół został wybudowany dopiero w latach 20-ych XX wieku, dzięki staraniom mieszkańców wioski. Przy okazji chciałbym podziękować panu Krzysztofowi Krząstkowi, dzięki któremu drogą korespondencyjną mogłem ujrzeć, jak na piśmie wyglądały starania mieszkańców wioski o świątynię. Widziałem podpisy pod petycjami Piotra Tudora i Jana Tudora, najprawdopodobniej krewnych mego pradziadka.
W czasie, gdy Andrzej brał ślub z Marianną, świątyni w Chmielowie jeszcze nie było, sama wieś też inaczej przez to wyglądała. Ślub musiał odbyć się w nieodległym Miechocinie.
Na ścianie kościoła znajduję tablicę poświęconą poległym podczas nalotu bombowego, który miał miejsce 2 września 1939 roku. Sporo na niej nazwisk Biało i Motyka, najprawdopodobniej dalszych lub bliższych krewnych pradziadka Andrzeja. Jak ważne było to wydarzenie w dziejach niedużego przecież Chmielowa świadczy pomnik stojący nieopodal, poświęcony poległym.
Nagrobki osób poległych podczas bombardowania spotykam również na cmentarzu. Przekonuję się, że nazwisko Tudor rzeczywiście należy do rzadkich - jedynie dwa nagrobki osób o tym nazwisku odnajduję. Podobnie niewiele jest nagrobków osób o nazwisku Samojeden. Odnajduję również groby osób noszących nazwiska Motyka i Biało, bardzo rozpowszechnione, jak się przekonuję w tej okolicy. Wszystkie te nazwiska nosili moi bezpośredni przodkowie.
Kolejnym miejscem, które zamierzam odwiedzić jest Cmolas, położony bliżej Rzeszowa. Idę na przystanek autobusowy, na którym uprzednio wysiadłem, aby już za 15 minut jechać lokalnym busem w zamierzonym kierunku. Cmolas to miejscowość, w której została ochrzczona prababcia Marianna Ozimek w 1878 roku.
Autobus mija Jadachy, Nową Dębę, Majdan Królewski. Kilkadziesiąt kilometrów. Uświadamiam sobie, że przeprowadzka Marianny pod Tarnobrzeg do Cygan (całkiem spora odległość) w początku XX wieku, nie była czymś powszechnym w tamtych czasach. Jak pisała mi kiedyś pani M.K. do Cygan przeprowadził się brat Marianny Piotr, a sama przeprowadzka spowodowana była zarazą szalejącą w Porębach Dymarskich, gdzie mieszkała rodzina Ozimków. W Cmolasie, znajduje się Sanktuarium Przemienienia Pańskiego z nowym, dostojnie wyglądającym kościołem. Widać stamtąd drewniany XVII-wieczny kościółek o interesującej bryle, pokryty z zewnątrz deszczułkami o niewielkich rozmiarach. Tu musiał odbyć się chrzest Marianny. Choć pewności nie mam, o czym dalej.
Z Cmolasu idę pieszo do Poręb Dymarskich. Całe 7 kilometrów, zimową porą. W ferie i na dodatek w sobotę komunikacja z Cmolasu do tej leśnej osady nie kursuje. Poręby Dymarskie, jak sama nazwa wskazuje jest miejscem związanym z wytopem żelaza z rud. Składa się z wielu rozrzuconych po lesie niewielkich przysiółków. To tu przyszła na świat w rodzinie Marcina i Marianny Ozimków moja prababcia. Mam zamiar dotrzeć do plebanii tutejszego kościoła i poprosić o możliwość zajrzenia do dawnych ksiąg metrycznych, aby zobaczyć pisany jeszcze łaciną akt chrztu prababci. Droga z Cmolasu mija linię kolejową, ale zabudowania wsi ciągną się parę kilometrów. Później zaczynają się tereny leśne, ale jeszcze przed nimi teren częściowej ochrony ujęć wodnych, wykorzystywanych przez Zakład Produkcji Wody w Kolbuszowej. Wreszcie docieram do Poręb Dymarskich. Rzeczywiście miejscowość, a właściwie jeden z jej przysiółków, otoczona jest ze wszystkich stron lasem. Domów tu niewiele. Na horyzoncie wyrasta, jak z innego świata, piękny budynek drewnianej świątyni.
Docieram do plebanii, gdzie zostaję bardzo gościnnie przyjęty przez młodego księdza proboszcza. Przed sobą mam księgę i widzę wyczekiwany zapis.
Zmierzcha już, dlatego udaję się do kwatery agroturystycznej, położonej w środku lasu. Na drugi dzień udaję się jeszcze raz w kierunku kościoła, aby obejrzeć budowlę w świetle dziennym.
Kościół ma metrykę XVII-wieczną i został do Poręb przeniesiony z Cmolasu w drugiej połowie XX wieku. Tak więc, chrzest prababci równie dobrze mógł się odbyć i w tym kościele.
Powrót do domu wiedzie z powrotem do Cmolasu na stację kolejową, skąd szynobus zabiera mnie do Lublina, skąd z kolei busem wracam do Białegostoku. Ale to już najmniej emocjonująca część tej wyprawy, gdzie wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło się wcześniej.
W czasie, gdy Andrzej brał ślub z Marianną, świątyni w Chmielowie jeszcze nie było, sama wieś też inaczej przez to wyglądała. Ślub musiał odbyć się w nieodległym Miechocinie.
Na ścianie kościoła znajduję tablicę poświęconą poległym podczas nalotu bombowego, który miał miejsce 2 września 1939 roku. Sporo na niej nazwisk Biało i Motyka, najprawdopodobniej dalszych lub bliższych krewnych pradziadka Andrzeja. Jak ważne było to wydarzenie w dziejach niedużego przecież Chmielowa świadczy pomnik stojący nieopodal, poświęcony poległym.
Nagrobki osób poległych podczas bombardowania spotykam również na cmentarzu. Przekonuję się, że nazwisko Tudor rzeczywiście należy do rzadkich - jedynie dwa nagrobki osób o tym nazwisku odnajduję. Podobnie niewiele jest nagrobków osób o nazwisku Samojeden. Odnajduję również groby osób noszących nazwiska Motyka i Biało, bardzo rozpowszechnione, jak się przekonuję w tej okolicy. Wszystkie te nazwiska nosili moi bezpośredni przodkowie.
Kolejnym miejscem, które zamierzam odwiedzić jest Cmolas, położony bliżej Rzeszowa. Idę na przystanek autobusowy, na którym uprzednio wysiadłem, aby już za 15 minut jechać lokalnym busem w zamierzonym kierunku. Cmolas to miejscowość, w której została ochrzczona prababcia Marianna Ozimek w 1878 roku.
Autobus mija Jadachy, Nową Dębę, Majdan Królewski. Kilkadziesiąt kilometrów. Uświadamiam sobie, że przeprowadzka Marianny pod Tarnobrzeg do Cygan (całkiem spora odległość) w początku XX wieku, nie była czymś powszechnym w tamtych czasach. Jak pisała mi kiedyś pani M.K. do Cygan przeprowadził się brat Marianny Piotr, a sama przeprowadzka spowodowana była zarazą szalejącą w Porębach Dymarskich, gdzie mieszkała rodzina Ozimków. W Cmolasie, znajduje się Sanktuarium Przemienienia Pańskiego z nowym, dostojnie wyglądającym kościołem. Widać stamtąd drewniany XVII-wieczny kościółek o interesującej bryle, pokryty z zewnątrz deszczułkami o niewielkich rozmiarach. Tu musiał odbyć się chrzest Marianny. Choć pewności nie mam, o czym dalej.
Z Cmolasu idę pieszo do Poręb Dymarskich. Całe 7 kilometrów, zimową porą. W ferie i na dodatek w sobotę komunikacja z Cmolasu do tej leśnej osady nie kursuje. Poręby Dymarskie, jak sama nazwa wskazuje jest miejscem związanym z wytopem żelaza z rud. Składa się z wielu rozrzuconych po lesie niewielkich przysiółków. To tu przyszła na świat w rodzinie Marcina i Marianny Ozimków moja prababcia. Mam zamiar dotrzeć do plebanii tutejszego kościoła i poprosić o możliwość zajrzenia do dawnych ksiąg metrycznych, aby zobaczyć pisany jeszcze łaciną akt chrztu prababci. Droga z Cmolasu mija linię kolejową, ale zabudowania wsi ciągną się parę kilometrów. Później zaczynają się tereny leśne, ale jeszcze przed nimi teren częściowej ochrony ujęć wodnych, wykorzystywanych przez Zakład Produkcji Wody w Kolbuszowej. Wreszcie docieram do Poręb Dymarskich. Rzeczywiście miejscowość, a właściwie jeden z jej przysiółków, otoczona jest ze wszystkich stron lasem. Domów tu niewiele. Na horyzoncie wyrasta, jak z innego świata, piękny budynek drewnianej świątyni.
Docieram do plebanii, gdzie zostaję bardzo gościnnie przyjęty przez młodego księdza proboszcza. Przed sobą mam księgę i widzę wyczekiwany zapis.
Zmierzcha już, dlatego udaję się do kwatery agroturystycznej, położonej w środku lasu. Na drugi dzień udaję się jeszcze raz w kierunku kościoła, aby obejrzeć budowlę w świetle dziennym.
Kościół ma metrykę XVII-wieczną i został do Poręb przeniesiony z Cmolasu w drugiej połowie XX wieku. Tak więc, chrzest prababci równie dobrze mógł się odbyć i w tym kościele.
Powrót do domu wiedzie z powrotem do Cmolasu na stację kolejową, skąd szynobus zabiera mnie do Lublina, skąd z kolei busem wracam do Białegostoku. Ale to już najmniej emocjonująca część tej wyprawy, gdzie wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło się wcześniej.
Fascynująca wyprawa! Gratuluję Daniel i czekam na kolejne opowieści :)
OdpowiedzUsuńDzięki Aneta. Cieszę się, że wyprawa wydała się Tobie fascynująca na podstawie opisu, gdyż rzeczywiście taka była! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, widzę moje rodzinne strony po mieczu :)
OdpowiedzUsuńMoje z kolei po kądzieli. Nigdy pewnie nie dotarłbym do nich, gdyby nie takie zaplanowane wyprawy.
OdpowiedzUsuńOzimek pod dawnym nr 18 mieszkał w przysiółku Grabie. Nr-y parcel to 984, 987, 988, 989, 990, 991, 992, 993, 994, 995, 1002, 1003, 1008, 1009, 1010, 1011, 1015, 1017, nr parceli pod budynek 100. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeżeli nocowałeś u Joli to byłeś nie całe 2km od gniazda Ozimków. Wystarczyło pójść droga prosto w kierunku lasu :D
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć. A czy Ozimkowie wciąż mieszkają w Porębach Dymarskich? Nie wiem, czy mieszkałem u Joli. Kwatera była zlokalizowana niedaleko drogi Cmolas-Poręby Dymarskie. Idąc od Cmolasu, jeszcze przed Porębami należało skręcić drogą w las w lewo.
OdpowiedzUsuńGratuluje pomyslu,sam o takiej podrozy w przeszlosc mysle a nawet juz zaczalem:odwiedzilem Poreby,Hadykowke,Komorow I Nowa Debe.W Porebach urodzil sie w1889r moj dziadek....
OdpowiedzUsuńKrok dalej to bedzie wizyta w biurze parafialnym ...
pozdrawiam ze Szczecina:Miroslaw Paduch
Dziękuję za miłe słowa. Jest jakaś możliwość, że Pana Dziadek miał związek z Ozimkami, Snopkami bądź Rząsami?
OdpowiedzUsuńPanie Danielu!
Usuńzwiązek o charakterze pokrewieństwa/powinowactwa nie jest mi znany ;natomiast pamiętam z wakacji w Hadykówce w latach 50-tych ociemniałego w wyniku wybuchu (granatu?)kolegę mojego ojca o nazwisku Snopek-był chyba rówieśnikiem ojca ;ur 1917r ;pamiętam że miał b. jasne blond-słomkowe włosy,jego dom stał na zachód od szkoły w Hadykówce ,bliżej sklepu Pakłosa....
Wiem też że w Hadykówce mieszkała Katarzyna Rząsa.
pozdrawiam ze Szczecina:Mirek Paduch
Panie Mirku, dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam
UsuńTak, nocował pan u Joli:) Żeby dojść do dawnej posesji Ozimków należałoby kontynuować spacer drogą mijajc owy nocleg. Ozimkowie nie mieszkają już w Porębach. Nie ma tego nazwiska.
OdpowiedzUsuńCo do Paducha to mieszkał niedaleko mojego rodzinnego domu. Nie ma tam już nic poza lasem. Nazywamy ten teren Bańkówka od nazwiska ostatniego właściciela.
Co do Rząsów to ja jestem Rząsa :D
Któryh Rząsów pan szuka.. z Zakarczmia czy Wielkiego Pola??
Trudne pytanie Pan zadaje. Nie badałem jeszcze korzeni mojej prababci Marianny Tudor z Ozimków (8.09.1878 Poręby Dymarskie-20.09.1956 Kluczewo). Wiem tylko, że jej rodzicami byli Marcin Ozimek i Marianna ze Snopków, natomiast dziadkami ze strony ojca - Paweł Ozimek i Ewa z Rząsów.
OdpowiedzUsuńPanie Mirosławie, przeglądnąłem swoje pliki, jeżeli pana dziadek to Michał Paduch to ur sie w Porębach pod nr 85 dnia, 31/7/1889r. ochrzczony 4 sierpnia s. Jana Paduch (s. Tomasza i Elżbiety Lubera) i Agnieszki Bogacz (c. Pawła Bogacza i Marianny Dziuba). Akt nr 27/1889
OdpowiedzUsuńMoje zdjęcie jest bardzo niewyraźne ale odczytałem dane.
Korekta do poprzedniego wpisu: Agnieszka c. Antoniego Maciąg i Katarzyny Gołąb. Pomyliłem rubryki.
OdpowiedzUsuńPanie Władysławie!
UsuńJestem zobowiązany Panu za wyszukanie w posiadanych zasobach informacji (metrykalnych?) dotyczących mojego dziadka Michała Paducha.Są one dla mnie i rodziny o tyle ważne że weryfikują dotychczasowe przekonanie o dacie ur. dziadka :15 kwietnia 1889r- opartej na odkrytej na odwrocie fotografii leg. inwalidy wojennego Michała Paducha.Czy byłby Pan skłonny przesłać skany dot.mojego dziadka na adres pamirek@gmail.com-na Pana warunkach?
Może ma Pan także dane o Janie Paduchu -ojcu Michała :gdzie i kiedy się urodził/zmarł?
Panie Władysławie, poszukuję informacji o Zofii Rząsa, żonie Mikołaja Mazura urodzonej na początku XIX w. w Porębach Dymarskich, Hadykówce lub ich najbliższych okolicach. Zmarła ok. 1850 roku. Jeśli ma Pan jakieś poszlaki to proszę o kontakt: liguzinski(at)gmail.com
Usuńmoja prababka nazywała się Anna Tudor i prawdopodobnie brali się w Chmielowie w 1924. Gdzie mogę znaleźć te metryki?
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie w USC w Nowej Dębie jeszcze.
OdpowiedzUsuń