wtorek, 16 maja 2017

Gdzie stał dwór w Haćkach?

Nie ma to jak pojechać na ciekawą wycieczkę. I to niekoniecznie samemu, z rodziną czy przyjaciółmi. Przekonałem się już dość dawno, że warto czasami skorzystać z oferty imprez autokarowych Regionalnego Oddziału PTTK. Zwłaszcza wtedy, gdy trasa wiedzie przez mniej znane miejsca na Podlasiu, a przewodnikiem jest osoba żywo zainteresowana tematem imprezy. Tak było w ostatnią sobotę, gdy wybrałem się z PTTKiem poznawać "Wsie mieszczańskie Bielska Podlaskiego". Główną pomysłodawczynią i organizatorką była Iwona Zinkiewicz, która oprowadzała nas - uczestników po swojej małej ojczyźnie dzieciństwa. Poza atrakcjami przypisanymi odwiedzanym miejscom na takich wycieczkach z reguły zapewnione jest dobre towarzystwo, a i odprężyć się można pod koniec biesiadując przy ognisku.

Odkryciem wycieczki były dla mnie wsie Stryki i Augustowo koło Bielska Podlaskiego. W Strykach zawitaliśmy do cerkwi cmentarnej św. Onufrego z początku XIX wieku. Cmentarz urokliwie położony w lesie posiada wiele zabytkowych nagrobków, z których najstarsze postawione zostały pod koniec XVIII wieku. Duże wrażenie wywołuje wystrój wewnętrzny świątyni z wyposażeniem sięgającym czasów unii brzeskiej, co oznacza dość realistyczne malarstwo religijne, tak rzadko spotykane w większości podlaskich cerkwi budowanych w drugiej połowie XIX wieku.

W Augustowie zaś znajduje się dawna cerkiew refektarzowa klasztoru prawosławnego w Bielsku Podlaskim. Klasztor ten, o czym warto wspomnieć, oparł się wpływom unii brzeskiej, a skasowany został dopiero przez rosyjskie władze podczas zaborów. Mimo, iż wpływy unii kościelnej nie dotarły do bielskiego klasztoru, wyposażenie przeniesionej do Augustowa cerkwi również znacznie różni się od tych, które najczęściej spotykamy przemierzając Podlasie. Szczególne wrażenie wywołuje ikonostas w postaci ściany ściśle przylegającej do sufitu świątyni, a także ikony z mocno realistycznymi przedstawieniami.

Jednak najważniejszym punktem wycieczki była dla mnie wieś Haćki. Położona jest przy drodze Białystok-Bielsk Podlaski, którą znam niemalże na pamięć. A jednak nigdy nie znalazłem wcześniej czasu, aby do Haciek zawitać. Wieś znana jest z grodziska pochodzącego z V wieku p.n.e., w drugiej połowie XVI wieku wzmiankowana jako część folwarku Stołowacz. 3 maja 1780 roku wójtostwo w Haćkach nadał Antoniemu Herliczce, artyście malarzowi pracującemu w drugiej połowie XVIII wieku dla białostockiego dworu Jana Klemensa Branickiego, książę Stanisław Poniatowski, bratanek Izabeli Branickiej. 1,5 roku później Izabela Branicka obdarowała Herliczkę 2 włókami ziemi w Haćkach, a także łąką Kletne. Herliczka zamieszkał w budynku wójtostwa, mimo że nadal posiadał posesję w Białymstoku na Nowym Mieście. Zajmował się tutaj remontami pomieszczeń oraz poprawianiem estetyki otoczenia. Antonim Herliczką zajmowałem się dość intensywnie kilka lat temu. Zorganizowałem także w październiku 2013 roku wycieczkę objazdową po Podlasiu śladami dzieł artysty w ramach Klubu Przewodników Turystycznych przy RO PTTK w Białymstoku, przy współpracy Tadeusza Daniłko, przewodnika z Dolistowa nad Biebrzą, skąd pochodzi ostatnia historyczna wzmianka o działalności artystycznej Herliczki. Jednak i wówczas Haćki nie znalazły się na trasie moich wypraw.

Tym razem korzystając z obecności regionalisty i miłośnika historii oraz przyrody Haciek, pana Jana Mordania, który gościł i oprowadzał naszą sobotnią wycieczkę po Haćkach zapytałem o Herliczkę i lokalizację wójtostwa.

- Tego można się domyślać. Tu niedaleko znajduje się strumyk zwany Smużką, w okolicy jest wiele roślin zasadzonych ręką ludzką, jak głóg, bez lilak czy jabłonki. A sam budynek wójtostwa mógł znajdować się w miejscu, gdzie za czasów carskich wybudowano drewnianą szkołę. Istniała do lat 60-ych XX wieku. Teraz na jej miejscu stoi blok.


Blok na zdjęciu widoczny jest za drzewami. W okolicy przy drodze znajdują się rośliny wymienione przez pana Jana. A strumyk Smużka płynie po prawej stronie doliną.

Ciekaw jestem opinii innych osób związanych z Haćkami. Może ktoś dysponuje fotografią dawnej szkoły w Haćkach, a także jej otoczenia? Za wszelkie informacje przesyłane drogą e-mailową bądź w komentarzach będę wdzięczny. 

Podczas pisania artykułu korzystałem z tekstu Zbigniewa Romaniuka "Antoni Jan Herliczka - nowe fakty z biografii", Bielski Almanach Historyczny, 2016.

środa, 5 kwietnia 2017

PUR Wschowa

5 lat temu dokonałem największego jak dotychczas odkrycia historii rodzinnej. Ustaliłem powojenne losy pradziadka ze strony mamy - Stefana Stępnia, który uważany był przez bliskich za zaginionego na Wołyniu podczas II wojny światowej. Nadal jednak jego historia zawiera wiele zagadek, które wydają się nie do rozwiązania. Nurtuje mnie choćby to kim była Stanisława Flugel, której nazwisko widnieje w akcie zgonu Stefana, w rubryce "małżonek". Kim była, kiedy się poznali, kiedy zawarli związek małżeński. Sytuację komplikuje fakt, że Stefan Stępień był osobą zmieniającą dość często miejsce zamieszkania. Siedlęcin, Jelenia Góra, Janowice Wielkie, Wrocław, w końcu Szczecin. I nie mam pewności, że to wszystkie miejsca.

Ostatnio przeglądając numery archiwalne miesięcznika genealogicznego More Maiorum z 2013 roku trafiłem na informację o internetowej wyszukiwarce indeksów Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, stworzonej dzięki pracy genealogów ze Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego. 

(Przy okazji chciałbym nadmienić, że More Maiorum to bardzo ciekawie redagowane pismo przez Alana Jakmana i Marcina Marynicza, w którym można znaleźć między innymi wywiady z pasjonatami genealogii rodzinnej, prześledzić fragmenty drzew genealogicznych osób zasłużonych dla polskiej kultury w oparciu o dostępne, odszukane dokumenty i wiele innych przydatnych informacji.)

Wyszukiwarka pozwala odnaleźć osoby znajdujące się w zasobie Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przechowywanym w Archiwum Państwowym we Wrocławiu. Wspomniany pradziadek Stefan był co prawda na robotach przymusowych pod Jelenią Górą, ale trafił tam z Wołynia, a jego przedwojenne miejsce zamieszkania - Pińsk, wskazywało, że do urzędu repatriacyjnego mógł po wojnie trafić. Wpisałem w wyszukiwarkę jego dane, pojawiło się 10 osób o tym samym imieniu i nazwisku.

Wątpliwości, czy wśród tych 10 nazwisk jedno należy do pradziadka rozwiał e-mail, jaki na moje zapytanie, otrzymałem z AP we Wrocławiu. Pradziadek Stefan zarejestrował się między 3 grudnia, a 19 grudnia 1945 roku w Powiatowym Urzędzie Repatriacyjnym we Wschowie. Otrzymałem skan odpowiedniej strony z rejestru, ale niestety poza imieniem ojca, zawodem, miejscem i rokiem urodzenia oraz ostatnim miejscem zamieszkania przed wojną żadnych więcej informacji na niej nie było.

Dzięki internetowi szybko ustaliłem, że dość bogata dokumentacja Powiatowego Urzędu Repatriacyjnego we Wschowie znajduje się w Archiwum Państwowym w Poznaniu. Przyznam, że miałem nadzieję na więcej informacji, widząc, że w skład dokumentacji wchodzą takie zbiory, jak "Sprawozdania dotyczące osadnictwa w powiecie wschowskim 1945 i 1945-1947" oraz "Wykaz repatriantów i przesiedleńców osadzonych na gospodarstwach poniemieckich w powiecie wschowskim". Niestety e-mail z archiwum poznańskiego rozwiał moje nadzieje. Nic nie znaleziono.

Sprawdziłem również czy w USC we Wschowie w latach 1945 i 1946 nie został zawarty związek małżeński między Stefanem Stępniem i Stanisławą Flugel. Nie został.

Klocek, który pasował do mojej układanki z napisem PUR Wschowa niestety zamiast zmniejszyć, powiększył ilość zagadek w historii pradziadka Stefana.

środa, 15 marca 2017

wujek Kazik

Komenda Wojewódzka Policji Państwowej w Brześciu, Sprawozdania dzienne z przestępczości z okresu styczeń-czerwiec, 1936 r., a wśród akt taki oto fragment:


Wujek Kazik, 12 lat, wyszedł z domu w niewiadomym kierunku i do momentu zgłoszenia na policję nie został odnaleziony. Lekko prababcia nie miała.

Nie słyszałem o tej historii wcześniej. Nie zdążyłem zapytać.

A wujka Kazika, choć mieszkał w Świebodzinie, a więc nie tak znów daleko od Gorzowa, nie znałem. Widziałem go raz, na pogrzebie prababci w 1989 roku. Zdziwiło mnie, że nie był jakoś szczególnie wysoki, poza tym z wyglądu mocno szczupły. Z opowieści prababci ten najczęściej wspominany najstarszy syn wydawał się przynajmniej postawnym, nobliwym patriarchą rodu.

Rodzeństwo Stępniów zażyłych kontaktów ze sobą nie utrzymywało. Jeszcze siostry to tak. Miałem okazję poznać obie siostry babci Feli - Irenę i Jankę, ale braci: Kazika, Edka, Władka w ogóle.

Wracając do wujka Kazika, wiele tajemnic wciąż skrywa jego życiorys. W 1940 roku po ucieczce z Pińska do Stacji Tomaszgród wraz z ojcem i siostrą Felą pracował przy spławianiu drewna.

Resztę innych, dawnych historii mogę opatrzyć tylko słowem podobno.

A więc podobno: przez pół roku więziony był przez NKWD jeszcze w Pińsku. Wcześniej wraz z ojcem był w jakiejś organizacji zbrojnej (ciocia Janka wspominała o Strzelcach Poleskich). To on wreszcie spotkał zaginionego w czasie wojny ojca na jakiejś stacji kolejowej na Dolnym Śląsku.

 Na nagrobku w Świebodzinie wujek ma wpisaną złą datę urodzenia. W rzeczywistości urodził się 4 lata później, w 1924 roku. Według cioci Janki, zawyżył wiek po to, by móc wstąpić do Strzelców Poleskich.


niedziela, 12 marca 2017

Bierwicha. Głaz. 1655

Bierwicha, jedna z tych kilku ciągnących się wzdłuż drogi Sokółka - Dąbrowa Białostocka wsi. Wygląda na starzejącą się. Wnioskuję tak po stanie większości domostw i płotów chylących się ze starości ku ziemi. Malowniczo położona wśród wzgórz sokólskich nad rzeczką o tej samej nazwie, choć klimat sielskości psuje wspomniana, dość ruchliwa szosa przebiegająca przez wieś. Znajduje się tutaj dość niepozornie wyglądający z daleka głaz, stojący tuż przy szosie, nieopodal rzeczki, ze szczytem zwieńczonym żeliwnym krzyżem.




Sam głaz jednak przedstawia olbrzymią wartość historyczną. Jest bodajże jedyną taką pamiątką na Podlasiu z wojny Wielkiego Księstwa Litewskiego z Moskwą z lat 1654-1667, wspominanej na kartach Trylogii Henryka Sienkiewicza.




Na głazie widać wyryty napis: "1655. Moskal Litwę splondrował, złamawszy mir wieczny". Tego ostatniego słowa można się co prawda tylko domyślać. Ciekawa jest jego najnowsza historia. Mianowice w 1921 roku został zauważony w pobliskiej rzeczce Bierwisze przez robotników, przez nich też został wydobyty i ustawiony przy drodze. Ponownie znalazł się w rzece podczas pierwszej okupacji sowieckiej 1939 roku. Po rozpoczęciu wojny sowiecko-niemieckiej w 1941 roku postawiono go z powrotem przy drodze, gdzie stoi po dziś dzień.



Przy drodze znajduje się kilka innych, choć znacznie młodszych, ale interesujących krzyży przydrożnych. Jeden z nich, znajdujący się za ogrodzeniem na terenie posesji nosi datę 1954 r. oraz napis "Jezu błogosław nas".





Kilka posesji dalej widać przy drodze krzyż na postumencie kamiennym, z żeliwnym krzyżem. Inskrypcja zmurszała, trudna do odczytania, wskazuje, że został ufundowany lub postawiony w intencji niejakiej Antonii (Antoniny) w roku 1920 lub 1928.




Nieco dalej, ale wciąż po tej samej stronie szosy, stoi krzyż żeliwny z czytelną tabliczką, noszącą napis "S+P Za dusza Domienika i Jana i całej familij Babiczow. Familija Babicz 1918 r."




Po drugiej stronie szosy stoi najbardziej okazały z przydomowych krzyży. Niestety czytelny jest tylko fragment inskrypcji: "Jeszu wybaw..."




Za wszelkie dalsze informacje zapisywane w komentarzach dotyczące historii przedstawionych głazu z 1655 roku i krzyży przydrożnych we wsi Bierwicha będę wdzięczny. Pozwólmy, aby ciekawe historie nie przepadły. Jest bardzo prawdopodobne, że internet, a z nim i ten blog przetrwają dłużej niż pokazane na zdjęciach niszczejące obiekty małej architektury.