czwartek, 20 września 2012

Błota Karwieńskie

Tegoroczny pobyt nad morzem miał być pełen słonecznego luzu, bez żadnych planów. Mogliśmy albo wylegiwać się na rozgrzanej plaży, albo degustować prażoną kukurydzę, tudzież zbierać bursztyny lub spacerować brzegiem morza, podziwiając potęgę fal i wsłuchując się w ich szum. Tak miało być, nie pamiętam już bowiem czasów, kiedy jadąc nad morze, niezależnie od pory lata, nie miałbym zapewnionej słonecznej pogody. Tym razem jednak było inaczej. Pierwsze dni urlopu były jeszcze słoneczne, ale popołudniami nadchodziły deszczowe chmury, wyganiając nas do domu. Później zrobiło się zimno i siedzenie nad morzem w kapturze, z plecami zwróconymi w kierunku szalejącego wiatru stanowiło rodzaj bohaterstwa. Pewnego niepięknego ranka padła więc propozycja: jedziemy samochodem do Krokowej, nie oglądaliśmy jeszcze tamtejszego pałacu. O dziwo wszyscy, w tym dzieci, zgodzili się.

Pojechaliśmy więc do Krokowej. Odwiedziny pałacu okazały się brzemienne w skutkach dla dalszego spędzania czasu nad morzem w niepogodę, był to strzał w dziesiątkę! Ale w pałacu natknęliśmy się również na ciekawą wystawę pod tytułem "Ziemia krokowska dawniej i dziś", której towarzyszyła książeczka obrazująca miejscowości Ziemi Krokowskiej na starych i współczesnych zdjęciach.

Turyści dzielą się na wiele różnych typów. Są tacy, którzy cenią sobie oferty "last minute" i lecą w pogoni za basenem w ciepłym kraju, pławiąc się w alkoholowo-żywieniowych luksusach ofert "all inclusive". Są też tacy, którzy odpoczywają chodząc po górskich szlakach, delektując się ciepłem przyschroniskowego ogniska. Do innej kategorii należą miłośnicy ptaków, płazów i innego rodzaju przyrody ożywionej, każdą wolną chwilę spędzając z lornetką i aparatem fotograficznym gdzieś na odludziu. Można by długo tak wymieniać. Ja z kolei dobrze odpoczywam odkrywając różnego rodzaju ślady przeszłości w nawiedzanej okolicy. Czy wpływ na to miały takie lektury, jak: "Wakacje z duchami" Adama Bahdaja, czy stojące na półce w domu rodzinnym książki historyczne o starożytnych cywilizacjach, po które z biegiem lat sięgnąłem? Pewnie też. Dlatego, gdy we wspomnianej wyżej książeczce przeczytałem następujące słowa o miejscowości sąsiadującej z naszym miejscem pobytu, wiedziałem już, że chcę tam dotrzeć:

"Karwieńskie Błota są wioską nietypową dla ziemi puckiej, bo powstałą na terenach bagnistych i charakteryzującą się regularnym założeniem przestrzennym. Zbudowali ją sprowadzeni w roku 1599 przez starostę puckiego Jana Wejhera osadnicy holenderscy, którzy opuścili ojczyznę z powodów religijnych. Okoliczni Kaszubi określali wieś mianem "Olendry". [...] Do dziś istnieją dwa rozdzielone kilometrowym pasem łąk ciągi zabudowy o długości 3 km, z kilkoma zachowanymi oryginalnymi domami. Pozostałością po dawnych osadnikach są również liczne, tworzące regularną sieć rowy odwadniające, a także opuszczony cmentarz z kaplicą grobową na skraju wsi."

Szczególnie intrygująco brzmieli "osadnicy holenderscy", a także "opuszczony cmentarz z kaplicą grobową".

Wybrałem się pewnego dnia wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca. Aby dojść do Karwieńskich Błot z Dębek, trzeba było przejść parę kilometrów drogą leśną wzdłuż wybrzeża morskiego i później wyjść z lasu w kierunku południowym, a następnie wśród okolicznych łąk dojść do pierwszego pasa zabudowy o nazwie Karwieńskie Błoto Pierwsze. Gdy wychodziłem z lasu, płoszyłem pożywiające się zielonym listowiem sarenki. Wkrótce też natknąłem się na rów odwadniający. Rowy te towarzyszyły mi później przez cały czas wędrówki, wżynając się w leżące po obu stronach łąki, bądź biegnąc równolegle do ulicy, gdy maszerowałem wzdłuż wiejskiej zabudowy.




We wsi co i rusz natykałem się na pensjonaty i kwatery turystyczne, niektóre bardzo urokliwie położone. Poza tym było sennie, spokojnie, bez tego całego gwaru i konsumpcji charakterystycznych dla miejscowości nadmorskich. Trafiałem także na wzmiankowaną w książce starą zabudowę,


 której charakterystycznym elementem był istniejący już w początku XX wieku budynek starej szkoły.


Natknąłem się również na ciekawy krzyż z inskrypcją po kaszubsku.



Pomyślałem, że podoba mi się tutaj i kiedyś przyszły urlop chętnie spędziłbym w Błotach, zamiast w jednej z zatłoczonych nadmorskich miejscowości. Wspomniany stary cmentarz, który stał się celem mej wycieczki miał znajdować się w Błocie Karwieńskim Drugim. Po przejściu paru kilometrów (na takiej długości rozciągają się Błota Karwieńskie - każde z osobna), udałem się więc na południe do drugiej wioski.



Przeszedłem ją wzdłuż i kierowany przez napotkanych przechodniów wszedłem na żwirową drogę prowadzącą obok ostatnich zabudowań wzdłuż lasu. Nijak nie mogłem trafić do cmentarza, ale w końcu zauważyłem tablicę, obrośniętą roślinnością, na której dało się odczytać, że jest to cmentarz ewangelicki, który powstał w połowie XIX wieku. W części wschodniej miała znajdować się ruina murowanego grobowca z II połowy XIX wieku, a najstarsze szczątki nagrobka pochodzić miały z 1858 roku.

Niestety cmentarz był kompletnie zarośnięty, najlepiej zachowane nagrobki wyglądały, jak ten poniżej,


zaś kaplica grobowa tak.



Jak trudno trafić jest do tego cmentarza, obrazuje zdjęcie poniżej. Krzaki widoczne na zdjęciu to jest właśnie teren cmentarza. Niedługo pewnie już go nie będzie.



czwartek, 23 sierpnia 2012

Cmentarz prawosławno-ewangelicki w Łapach-Osse

Podczas wycieczki do Łap opisanej w poprzednim artykule, gdy opuszczaliśmy już teren osiedla kolejowego w Łapach-Osse, uwagę Jurka zwróciła wyłaniająca się zza drzew wieża kościoła. Jak się okazało, kościół pochodzi z czasów nam współczesnych. Tuż obok zaś, moją uwagę przykuły żeliwne krzyże znajdujące się za ogrodzeniem. Trafiliśmy na pochodzący z początku XX wieku cmentarz prawosławno-ewangelicki, założony dla pracowników zakładów kolejowych "DEPO". Nagrobków nie jest zbyt wiele, najstarszy zidentyfikowany przeze mnie pochodzi z 1902 roku. Tylko część inskrypcji jest czytelna. Cmentarz niszczeje (choć teren wygląda na dość zadbany), warto więc upamiętnić nagrobki, które się na nim znajdują.


Nagrobek Margarethe Koecher (20.04.1827 - 1.03.1907) i Hermana Koechera (25.02.1829 - 25.?.?)


Nagrobek Aurelie Skaruppe (16.05.1888 - 15.10.1903)


Nagrobek Helene Skaruppe (4.06.1880 - 5.04.1905)


Nagrobek F. Finck (22.02.1821 - 12.05.1902)


Nagrobek Rozalii Tenson (1850 - 1.04.1933)


Nagrobek Elżbiety Goraczkiewicz.


Nagrobek Aleksandry Karlowny Kuzowkin (1856 - 3.01.1914)


Nagrobek Aksieni Kierez (1849 - 9.10.1932)


Nagrobek Władimira Zubkiewicza (21.02.1903 - 8.05.1908)


Nagrobek Ziny Rybaczenko (1907 - 30.11.1918)



Nagrobek Iwana Władimirowicza Ragiela (1892 - 15.02.1915), zmarłego w wyniku wybuchu bomby, zrzuconej przez samolot niemiecki.


Nagrobek Anny Szewczuk zmarłej 24.02.1909 roku i Józefata Szewczuka zmarłego 7.02.1914 roku.


Nagrobek Anastazji Klepacz.


Niektóre nagrobki w części prawosławnej zwracają uwagę oryginalnym kształtem krzyży żeliwnych.








środa, 15 sierpnia 2012

Osiedla kolejowe w Łapach

Był jasny, gorący niedzielny poranek, gdy wraz z Jurkiem i Karolem wyruszyliśmy na wycieczkę samochodową. Cel: Waniewo i odpust na św. Anny. Po drodze jednakże zaplanowaliśmy sporo innych przystanków. Zaczęliśmy od Łap - miasteczka położonego w odległości około 25 kilometrów na południowy zachód od Białegostoku.

Łapy nie są miejscem specjalnie przyciągającym turystów. Kojarzą się raczej z upadłymi: cukrownią i Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego, a co za tym idzie dużym, strukturalnym bezrobociem.

Nie są też miastem wiekowym i stąd brak starych zabytków: kościoła, murów obronnych, czy też starówki.

W pierwszej połowie XVI wieku istniało 8 wsi o nazwie Łapy, pochodzących od popularnego nazwiska szlacheckiego Łapiński. W roku 1676 takich wsi o dwuczłonowych nazwach było już 14. Rozwój osadzie złożonej z połączonych wsi przyniosła budowa przebiegającej obok kolei warszawsko-petersburskiej w latach 1862-1864. Powstały wówczas warsztaty kolejowe, dające zatrudnienie 270 osobom, zwane Depot de Lapy, po pierwszej wojnie światowej przekształcone w Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego.

W latach 20-ych XX wieku zbudowano dwa osiedla kolejowe w Łapach: Wygwizdowo i osiedle w Łapach-Osse. I właśnie tak charakterystyczne dla krajobrazu Łap budynki osiedli kolejowych, obok których przejeżdża się pociągiem, za każdym razem podczas podróży do Warszawy i z powrotem, były pierwszym punktem naszej wycieczki.

Kierując się wskazaniami mapki z przewodnika Sławomira Halickiego skręciliśmy z ulicy Sikorskiego w Brańską, a następnie w Harcerską. To w jej okolicach miało być zlokalizowane Wygwizdowo. Znajdowały się tutaj drewniane domy, ale nigdzie śladu charakterystycznych, jednakowych niemalże, mieszkalnych budynków kolejowych. Po zasięgnięciu języka wróciliśmy do ulicy Sikorskiego i już właściwą drogą wjechaliśmy w kierunku domów Wygwizdowa, położonego między rozbiegającymi się torami linii kolejowych, prowadzącymi w kierunku Warszawy i Ostrołęki. Na odchodnym jeszcze wykonałem zdjęcie ciekawego krzyża na tle instalacji dawnej cukrowni. Widoki takie, jak poniżej, prowadzą do smutnej refleksji, że polityka gospodarcza kraju nie zapobiegająca upadkowi takich zakładów, jak cukrownia łapska, czy ZNTK, do właściwych nie należy.

 

Osiedle kolejowe zwane Wygwizdowo powstało w roku 1924 i pierwotnie składało się z 6 drewnianych domów. Dziś można oglądać 4 z nich.  W każdym domu znajdowały się mieszkania dla 4 rodzin, w latach 20-ych stanowiące pewnego rodzaju luksus. Mieszkali tu pracownicy zakładów kolejowych.


 Osiedle kolejowe w Łapach-Osse, położone w kierunku zachodnim w stosunku do Wygwizdowa jest większe. Składa się z 26 domów zbudowanych w latach 20-ych XX wieku przez warszawską firmę Wolski i Wiśniewski. Domy zbudowane są z cegły, na biało tynkowane, posiadają charakterystyczne wysokie czerwone dachy (w większości). W każdym domu mieszkało 6 rodzin. Początkowo domy te przeznaczone były dla kierownictwa i robotników wykwalifikowanych z warsztatów. Przy każdym domu kolejowym była studnia, każdy ogrodzony był jednakowym płotkiem i otoczony ogródkiem gdzie zasadzone były drzewa. Z Ossego do Łap kursowała drezyna „Byk”, która dowoziła pracowników. Przewodnik Sławomira Halickiego podaje błędną datę powstania osiedla - rok 1942.

Do Łap warto więc przyjechać po to, aby spojrzeć na już stare i zaniedbane, ale wciąż mające sporo uroku domy kolejowe. Ale nie tylko po to...

Sławomir Halicki, "Polska Amazonia. Przewodnik po Narwiańskim Parku Narodowym.", Białystok-Choroszcz, 2000.

piątek, 3 sierpnia 2012

Konstancja Skirmuntt - obrończyni idei Wielkiego Księstwa Litewskiego

"Babunieczka zadziwi się nad naszą oszczędnością gastronomiczną - masło dla swojej drogości najzupełniej z kuchni wygnane, wszystko skwarzy się na ogonach baranich, a w dni postne na oleju [...] Olej tutejszy znośny, bo słonecznikowy - ogony o 2/3 tańsze od masła, które mimo dość wielkiej ilości bydła - jest tu dwa razy droższe od cukru. Ryb od kilku tygodni wcale nie ma, pojawią się dopiero, gdy zimna uderzą. Kartofle sprzedają się na funty i są tak drogie jak winogrona - więc stąd nasze trzy posty w tygodniu wcale trudne. Cały ratunek w postne dni są melony i kawony - które nam stanowią trzecią potrawę -  a przychodzą zupełnie bezpłatnie." tak pisała w 1869 roku Konstancja Skirmuntt do swej babki Hortensji z wygnania w Bałakławie na Krymie.

Urodziła się w rodzinnym majątku Kołodne 29 października 1851 roku z małżeństwa Kazimierza Skirmuntta i Heleny ze Skirmunttów. W listopadzie roku 1862 Kazimierz, będąc uczestnikiem sejmiku gubernialnego w Mińsku Litewskim, złożył swój podpis na protokole wzywającym władze carskie do połączenia tzw. guberni zachodnich Cesarstwa Rosyjskiego z Królestwem Polskim. Wydarzenie to spowodowało zatrzymanie uczestników sejmiku, a dla Kazimierza zakończyło się zesłaniem w głąb Rosji do miasteczka Kołogrywa, a następnie do Kostromy. Wkrótce los ten podzieliła jego małżonka Helena, która podczas powstania styczniowego wioząc korespondencję do Romualda Traugutta, została w drodze powrotnej zatrzymana przez tłum włościan, którzy przewieźli ją do obozu wojskowego oddziału rosyjskiego, gdzie została aresztowana. W efekcie tych wydarzeń we wrześniu 1863 roku została zesłana do Tambowa. Po kilku miesiącach, do Tambowa pozwolono przyjechać także Kazimierzowi. Z gubernialnego Tambowa małżonkowie musieli przenieść się do powiatowego Kirsanowa, gdzie doszło do nich polecenie przymusowej wyprzedaży dóbr rodzinnych w guberni mińskiej. Z Kirsanowa udało im się w roku 1867 tymczasowo wrócić w rodzinne strony i zamieszkać w Albrechtowie niedaleko Pińska, w majątku Aleksandra Skirmuntta, dziadka Konstancji. Na skutek polityki władz carskich nie dopuszczającej osiedlania się ekszesłańcom w guberniach zachodnich, małżonkowie zostali zmuszeni do kolejnego wyjazdu. Skierowali się na Krym do Bałakławy, gdzie dziadek Konstancji, Aleksander kupił niegdyś nieruchomość. To z tego okresu pochodzi przytoczony przez mnie fragment korespondencji.

W 1874 umarła Helena Skirmuntt. Po  śmierci matki Konstancja nie wróciła już z ojcem do Bałakławy. Zamieszkała w pałacu swej babki w Pińsku wraz młodszą siostrą Kazimierą. Okres zesłania, a wcześniej polityka władz carskich wobec mieszkańców zachodnich guberni, wpłynęły w istotny sposób na Konstancję. Będzie to widoczne w jej licznych późniejszych wypowiedziach publicznych.

Okres piński zapoczątkował aktywność Konstancji Skirmunt na niwie polityczno społecznej. Reaktywowała wraz z kuzynką Józefą Kurzeniecką w 1904 roku, założone niegdyś przez babkę w formie konspiracyjnej Katolickie Towarzystwo Dobroczynności, któremu udało się stworzyć w Pińsku ochronkę pod wezwaniem św. Józefa, a także pracownię szycia i haftu. Obok ochronki prowadzono przytułek dla starców. Mimo pewnej liberalizacji w polityce wewnętrznej w Cesarstwie Rosyjskim po 1905 roku, nie udało się uruchomić legalnej szkoły polskiej. Co prawda szkółka działała przez pewien okres czasu, Józefa Kurzeniecka opracowała nawet i wydała drukiem w latach 1905-1906 elementarz ludowy w dialekcie pińsko-białoruskim, to jednak wyroki sądowe zapadłe w 1912 roku uniemożliwiły prowadzenie legalnej działalności szkolnej. Panie Konstancja i Józefa zaangażowały się również w prace Mińskiego Towarzystwa Rolniczego oraz Poleskiego Towarzystwa Wzajemnego Kredytu, a gdy do zarządu tej instytucji nie udało się wprowadzić kobiety, założyły własną Kasę Pożyczkowo-Oszczędnościową, której celem było wspomaganie w pracach gospodarczych kobiet ze środowiska ziemiańskiego. W 1914 roku umarła Józefa Kurzeniecka, Konstancja zaś podczas okupacji niemieckiej Pińska zaangażowała się w prace Komitetu Ratunkowego miasta Pińska. Po odzyskaniu niepodległości zajęła się akcją rewindykacji kościołów oraz reaktywacją Katolickiego Towarzystwa Dobroczynności. Zmarła 23 stycznia 1934 roku i pochowana została na cmentarzu w Pińsku.

Równie ciekawą była działalność polityczno-publicystyczna Konstancji Skirmuntt. Czuła się Litwinką  z urodzenia i z narodowości. Występowała jednakże zarówno przeciwko nacjonalistom litewskim, dążącym do odbudowy państwa litewskiego pozbawionego jakichkolwiek wpływów polskich, jak i przeciwko środowiskom endeckim dążącym do wcielenia ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego do Rzeczypospolitej i polonizacji ludności miejscowej. Występowała w obronie tradycji unii litewskiej, historycznego związku szlachty Wielkiego Księstwa Litewskiego z polskością. W tym znaczeniu była przedstawicielką idei krajowej, której echa odnajdujemy na przykład w twórczości jednego z największych  prozaików XX wieku, Józefa Mackiewicza. Doskonale działalność Konstancji Skirmuntt na obu polach - spolecznym i politycznym przedstawił Dariusz Szpoper w książce pt. "Gente Lithuana, natione Lithuana. Myśl polityczna i działalność Konstancji Skirmuntt (1851 - 1934)".

O swym stosunku do litewskości i języka litewskiego pisała do jednego z twórców odrodzenia litewskiego Jonasa Basanavičiusa: "Poczucie litewskości mej własnej, osobistej, mam od wczesnego młodocianego wieku nie z czyjego bądź wpływu, nie z naczytania się, ale jak to słusznie mówią o darach lub poczuciach z życiem na świat przyniesionych - z >>Bożej łaski<<, z rodu, z natury - i niech szanowny rodak spod Bałkanów nie sądzi, aby ktokolwiek potrzebował coś dodać do tego świętego ognia. Nie pochlebiam sobie, ale twierdzę po prostu, że miłuję Litwę nie mniej od tych, którzy mówią od dzieciństwa starym naszym językiem - a którym ja może nigdy władać nie potrafię. Że go nie posiadam, żałuję mocno - lecz jeżeli mi warunki życia tej umiejętności zdobyć nie pozwolą, na innych drogach będę służyła Litwie, a miłość ta dla Litwy, złych i gorzkich owoców nie wyda, bo nie potrzebuje na poparcie swych działań żadnej nienawiści."

W warunkach coraz bardziej ekspansywnego rozwoju młodego nacjonalizmu litewskiego, jak i rosnących wpływów endeckich w społeczeństwie polskim, starała się dawać odpór obu tym obcym jej ideologiom. Pisała więc: "Gdziekolwiek zatem Polacy, [...] niszczą litewską indywidualność, świadomie i celowo polonizują na litewskiej ziemi lud, który jeszcze po litewsku mówi i tym sposobem odbierają go jego własnemu, odradzającemu się narodowi, gdziekolwiek w Litwie nie dopuszczają języka litewskiego do kościoła, zowiąc ten język niższym w jego istocie - a narodowość gorszą - tam spełniają haniebną robotę hakatystów, robotę nie polską i nie chrześcijańską, sieją waśń w łonie samego ludu litewskiego, i z takimi nauczycielami i działaczami walczyć mamy niezaprzeczone prawo i obowiązek." Ale także: "Nietaktowne i rażące apostrofy, ongi, ludowych inteligentów litewskich do szlachty swojej, potem niekapłański nacjonalizm zbyt wielu przedstawicieli litewskiego kleru, niejedne błędne kroki młodej Litwy, pożałowania godne, popchnęły od niedawna mnóstwo ze szlachty, wczoraj jeszcze uważających się za Litwinów, w szeregi polskie."

W 1906 roku zaangażowała się w budowę Stronnictwa Krajowego Białej Rusi i Litwy, pragnąc stworzyć reprezentację trzech zamieszkujących ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego narodowości. Opracowany "Program podstawowy" już w pierwszym zdaniu oznajmiał jednak, że Stronnictwo Krajowe stanowi polską partię polityczną, co nie mogło zadowolić Konstancji Skirmuntt. W roku 1907 stronnictwo poniosło zresztą klęskę w wyborach do III Dumy Państwowej.

W 1910 roku była inicjatorką zaproszenia litewskich intelektualistów do Krakowa na obchody 500-lecia zwycięstwa pod Grunwaldem. Do zaproszenia, ze względu na niechęć środowisk polskich nie doszło.

Nacjonalizmy przed wybuchem pierwszej wojny światowej święciły swój triumf. Sama wojna zaś przyniosła wolność wielu emancypującym się od XIX wieku  narodom europejskim. Idea krajowa wydawała się coraz mniej realną, nazbyt idealistyczną.

W lutym 1920 roku Konstancja skierowała memoriał na ręce Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, gdzie pisała między innymi: "Polska dla zdrowej polityki powinna nie chcieć Wilna. Wtedy upadnie główny przedmiot sporu między dwoma narodami, dawne przymierze odkwitnie w nowych formach". Wkrótce jednak Wilno zostało zajęte przez zbuntowanego generała Lucjana Żeligowskiego, co zapoczątkowało lodowate nastroje w stosunkach między odrodzoną Rzecząpospolitą Polską i młodym państwem litewskim.

Warto tu wspomnieć, że choć szczerze liczyła na współdziałanie Litwinów, Białorusinów i Polaków, to jednak odmawiała możliwości włączenia się w budowę nowego państwa, po odłączeniu od cesarstwa guberni zachodnich, Rosjanom i Żydom. W liście kierowanym do księdza Dambrauskasa-Jakštasa pisała: "Proszę nie mówić, że nienawidzę Moskali - jako ludzi, jako bliźnich - nic podobnego we mnie nie ma - ale nienawidzę idei politycznej rosyjskiej, idei wielowiekowej, w zbrodniach wyprowadzonej, dotąd przenikającej nie tylko rząd, ale i naród, idei, która nie tylko nie jest chrześcijańską, ale nie jest ludzka." O Żydach zaś pisała na łamach "Przeglądu Wileńskiego" w listopadzie 1921 roku w ten sposób: "Żydzi wciąż dają światu dowód, że są w ludzkości żywiołem zasadniczo antysocjalnym, żyją wyłącznie dla siebie, gubiąc organizmy inne".

W książce znajduje się sporo innych informacji: o zaangażowaniu Konstancji Skirmuntt we współpracy z Elizą Orzeszkową w emancypację kobiet, o zakończonych sukcesem w czasach odwilży po 1905 roku działaniach  na rzecz odzyskania kościoła w Horodyszczu pod Pińskiem, o polemice z Catem-Mackiewiczem, któremu zarzucała litwinofobię. Są też w niej zdjęcia Pińska i okolic, kraju z którym Konstancja związała się w drugiej połowie życia.

Idea krajowa, której Konstancja Skirmuntt byla wierna, wraz z powstaniem niepodległej Litwy przestała być aktualna. W życie została za to wcielona idea państwa jednolitego narodowo, upowszechniana przez środowiska endeckie. Powstało państwo polskie jest jednak słabe i bez oparcia swej niezależności na współpracy regionalnej z państwami Europy Środkowo-Wschodniej, co stanowiłoby echo idei krajowej, może być tylko przedmiotem gry interesów większych państw - Niemiec i Rosji.

Dariusz Szpoper, "Gente Lithuana, natione Lithuana. Myśl polityczna i działalność Konstancji Skirmuntt (1851-1934)", Gdańsk 2009.