Napiszę parę słów o książce niezwykłej. Dla mnie niezwykłej. Wydały ją bowiem pod pseudonimami artystycznymi dwie blogerki, znane z platformy salon24.pl, na której i ja przez dwa lata z okładem prowadziłem bloga, wybierając w końcu rok temu obecne miejsce w samotni internetowej.
Tytułem podsumowania, jako że za parę dni minie rok, gdy zamieściłem w salonie24.pl swój ostatni tekst. Była to i jest nadal, choć w nieco zmienionym kształcie bardzo ciekawa witryna. Blogi prowadziły tam bowiem zarówno osoby znane publicznie o poglądach różnorakich, od lewa do prawa, jak i amatorzy. Powstały wielorakie długo- i krótkotrwałe mikrospołeczności internetowe, spotykające się między sobą, organizujące różnego rodzaju akcje, a przede wszystkim powstała znakomita platforma wymiany poglądów, racji, komentarzy. Okazało się przy okazji, że blogerzy amatorzy potrafią z o wiele większą zaciętością drążyć tematy, które dziwnym trafem nie pojawiają się w wysokonakładowej prasie, nie mówiąc już o radiu i telewizji.
Choć nie istnieję już w przestrzeni salonu24.pl, nadal bardzo chętnie na nią zaglądam, nadal podczytuję blogi różnego rodzaju, gdyż drugiej takiej platformy w internetowej przestrzeni związanej z naszą polską rzeczywistością nie ma. (Choć na salonie24.pl prowadzą blogi osoby z całkiem różnych stron świata.)
W listopadzie otrzymałem książkę wydaną przez Sosenkę i Panią Łyżeczkę, które w salonie24.pl pojawiły się w 2007 roku. Prawie od początku stałem się wiernym czytelnikiem ich blogów. Wydawało mi się więc, że książka z wyborem tekstów blogowych nie będzie aż tak ciekawa, dla kogoś, kto treści zamieszczone w niej zna od dłuższego czasu. Myliłem się. Obie autorki "namieszały" bowiem, wydając książkę. Przede wszystkim zniknął porządek chronologiczny znany z bloga, nie ma też w książce, co dla mnie zupełnie zrozumiałe, komentarzy od czytelników. A co najważniejsze czytając książkę przeżyłem niejedną niespodziankę.
Rozpocząłem od części napisanej przez Sosenkę. Książkę bowiem da się czytać w obie strony. Okładki tej książki, zależnie od tego, jak położymy ją na biurku, zawsze prowadzą nas w świat bloga albo Sosenki, albo Pani Łyżeczki. Końce obu historii znajdują się zaś w środku książki.
Sosenka podzieliła swoją opowieść na kilka części tematycznych. Jej blog bowiem jest wielowątkowy. Pamiętam, gdy rozpocząłem jego czytanie w połowie roku 2007, zachwyciły mnie teksty związane z wędrowaniem po górach, typami schroniskowymi spotykanymi na szlaku, na przystankach PKS i w wiejskich sklepach. Zbliżało się lato i tym latem z blogu Sosenki powiało. Ale potrafi ona zmienić tematykę na bardziej frywolną, opowiadając o swoich wycieczkach z przyjaciółmi Adamem i Izą, gdzie wyróżnikiem opowiadanych historii jest humor, często absurdalny, śmiech, radość i niecodzienne śmieszne zdarzenia (Gang Olsena?) Lubię historie adamowo-izowe, ale najbardziej pociągają mnie w blogu Sosenki wspomnienia z przeszłości, zarówno gdy pisze o starym Wrocławiu, jak i przywołuje wspomnienia ludzi, którzy są świadkami dawnej historii. Tak a propos, Sosenka zajmuje się profesjonalnie dziennikarstwem i niektóre z historii, o których tylko napomyka na swoim blogu można później odnaleźć w artykułach zamieszczanych w różnych czasopismach. Niespodzianką, na którą wcześniej nie zwróciłem uwagi, czytając bloga w internecie było odkrycie, że Włoszka, bohaterka jednego z artykułów Sosenki, za który otrzymała nawet nagrodę, jest mamą Ryśka, gospodarza Barysiówki, opisywanej nie raz na blogu.
Czego mi zabrakło w książce? Pamiętam, że magnesem przyciągającym mnie do blogu Sosenki były jej wspomnienia rodzinne. Znałem dalszy ciąg niektórych jej opowieści blogowych o tej tematyce z artykułów w Rzeczpospolitej, czy Niezależnej Gazecie Polskiej. W wydaniu książkowym ich nie znalazłem. Może dlatego, że kiedyś wyjdzie jeszcze inna książka? Tego nie wiem.
I ostatnia rzecz. Dwukrotnie czytając część sosenkową książki, natknąłem się na swoje nazwisko. Sosenka bowiem zmodyfikowała częściowo niektóre notki, podrasowując niektóre (podobnie uczyniła zresztą Pani Łyżeczka), a w niektórych zmieniając treść, odnosząc się w ten sposób do komentarzy oraz korespondencji z czytelnikami w trakcie pisania bloga. Blog bowiem jest bardzo elastycznym instrumentem, gdzie interakcja między piszącym, a czytającym odbywa się często on-line. Za te wzmianki dziękuję.
Blog Pani Łyżeczki zacząłem czytać trochę później. Przeczytałem jedną notkę i poczułem, że muszę przeczytać wszystkie wcześniejsze. O ile Sosenka jest obieżyświatem piszącym o otaczającym nas bliżej lub dalej świecie (mocno generalizując), o tyle Pani Łyżeczka wprowadza nas w swój domowy świat, świat matki pracującej, cieszącej się życiem (Tak, wiele tu bowiem radości.), wychowującej trójkę dzieci. O sile tego pisania świadczy wrażliwość autorki oraz wartości, jakim hołduje. Gdy bowiem czytam o dworku dziadków, do którego przyjeżdżało się na wakacje, o ostatnim dniu pierwszego mężczyzny (dziadka) w życiu Pani Łyżeczki, o codzienności wypełniającej życie dworku, o Marcie, i historii nadania tego imienia, o spacerach z mamą po Poznaniu, czuję, że tak, to jest to, o tym warto pisać i to warto czytać.
Część Pani Łyżeczki podzielona została nieco inaczej. Na pory roku, choć ostatnia część, zatytułowana została "Poza czasem". Dla mnie świat opisywany przez Panią Łyżeczkę stanowi taką właśnie krainę bajkową, idealną. Abstrahuję tutaj od codzienności, tak obecnej w jej notkach. Chodzi mi o takie wartości, jak pamięć o bliskich. Cmentarz oraz album ze starymi zdjęciami, listy dawno nie czytane stanowią istotną część tego świata. Chodzi mi o przyjaźń, o której tak pięknie Pani Łyżeczka pisze w notce "Droga przez las nie jest długa, jeśli idziesz odwiedzić przyjaciela". Chodzi mi o dzbanek z herbatą na stole i lampę zawieszoną nad stołem, symbole bliskości i ciepła.
Gdybym miał wskazać, czego mi w tej części książki brakuje, to na pewno wskazałbym brak notek z tegorocznych wyjazdów do miejsc związanych z przodkami.
Aha, część Pani Łyżeczki urozmaicona została rysunkami Katarzyny Samulskiej. Rysunki te znakomicie oddają klimat bloga moim zdaniem. Najbardziej podobał mi się ten, przedstawiający matkę tulącą dziecko.
I jeszcze jedno. Do książki dołączona została zakładka. Często, gdy towarzyszy książce ma formę dodatkowego gadżetu, który przeszkadza i często zostaje zawieruszony gdzieś tam. Tutaj zakładka jest integralną częścią książki. Zawiera krótkie biogramy obu autorek oraz słowo wstępne od założyciela witryny salon24.pl, Igora Janke. Świetnie pomyślana rzecz.
"Gdy świat jest domem" Blog Sosenki
"Gdy dom jest światem" Blog Pani Łyżeczki
Wydawnictwo blogerów
Umedia.pl Sp. z o.o., 2009
Tytułem podsumowania, jako że za parę dni minie rok, gdy zamieściłem w salonie24.pl swój ostatni tekst. Była to i jest nadal, choć w nieco zmienionym kształcie bardzo ciekawa witryna. Blogi prowadziły tam bowiem zarówno osoby znane publicznie o poglądach różnorakich, od lewa do prawa, jak i amatorzy. Powstały wielorakie długo- i krótkotrwałe mikrospołeczności internetowe, spotykające się między sobą, organizujące różnego rodzaju akcje, a przede wszystkim powstała znakomita platforma wymiany poglądów, racji, komentarzy. Okazało się przy okazji, że blogerzy amatorzy potrafią z o wiele większą zaciętością drążyć tematy, które dziwnym trafem nie pojawiają się w wysokonakładowej prasie, nie mówiąc już o radiu i telewizji.
Choć nie istnieję już w przestrzeni salonu24.pl, nadal bardzo chętnie na nią zaglądam, nadal podczytuję blogi różnego rodzaju, gdyż drugiej takiej platformy w internetowej przestrzeni związanej z naszą polską rzeczywistością nie ma. (Choć na salonie24.pl prowadzą blogi osoby z całkiem różnych stron świata.)
W listopadzie otrzymałem książkę wydaną przez Sosenkę i Panią Łyżeczkę, które w salonie24.pl pojawiły się w 2007 roku. Prawie od początku stałem się wiernym czytelnikiem ich blogów. Wydawało mi się więc, że książka z wyborem tekstów blogowych nie będzie aż tak ciekawa, dla kogoś, kto treści zamieszczone w niej zna od dłuższego czasu. Myliłem się. Obie autorki "namieszały" bowiem, wydając książkę. Przede wszystkim zniknął porządek chronologiczny znany z bloga, nie ma też w książce, co dla mnie zupełnie zrozumiałe, komentarzy od czytelników. A co najważniejsze czytając książkę przeżyłem niejedną niespodziankę.
Rozpocząłem od części napisanej przez Sosenkę. Książkę bowiem da się czytać w obie strony. Okładki tej książki, zależnie od tego, jak położymy ją na biurku, zawsze prowadzą nas w świat bloga albo Sosenki, albo Pani Łyżeczki. Końce obu historii znajdują się zaś w środku książki.
Sosenka podzieliła swoją opowieść na kilka części tematycznych. Jej blog bowiem jest wielowątkowy. Pamiętam, gdy rozpocząłem jego czytanie w połowie roku 2007, zachwyciły mnie teksty związane z wędrowaniem po górach, typami schroniskowymi spotykanymi na szlaku, na przystankach PKS i w wiejskich sklepach. Zbliżało się lato i tym latem z blogu Sosenki powiało. Ale potrafi ona zmienić tematykę na bardziej frywolną, opowiadając o swoich wycieczkach z przyjaciółmi Adamem i Izą, gdzie wyróżnikiem opowiadanych historii jest humor, często absurdalny, śmiech, radość i niecodzienne śmieszne zdarzenia (Gang Olsena?) Lubię historie adamowo-izowe, ale najbardziej pociągają mnie w blogu Sosenki wspomnienia z przeszłości, zarówno gdy pisze o starym Wrocławiu, jak i przywołuje wspomnienia ludzi, którzy są świadkami dawnej historii. Tak a propos, Sosenka zajmuje się profesjonalnie dziennikarstwem i niektóre z historii, o których tylko napomyka na swoim blogu można później odnaleźć w artykułach zamieszczanych w różnych czasopismach. Niespodzianką, na którą wcześniej nie zwróciłem uwagi, czytając bloga w internecie było odkrycie, że Włoszka, bohaterka jednego z artykułów Sosenki, za który otrzymała nawet nagrodę, jest mamą Ryśka, gospodarza Barysiówki, opisywanej nie raz na blogu.
Czego mi zabrakło w książce? Pamiętam, że magnesem przyciągającym mnie do blogu Sosenki były jej wspomnienia rodzinne. Znałem dalszy ciąg niektórych jej opowieści blogowych o tej tematyce z artykułów w Rzeczpospolitej, czy Niezależnej Gazecie Polskiej. W wydaniu książkowym ich nie znalazłem. Może dlatego, że kiedyś wyjdzie jeszcze inna książka? Tego nie wiem.
I ostatnia rzecz. Dwukrotnie czytając część sosenkową książki, natknąłem się na swoje nazwisko. Sosenka bowiem zmodyfikowała częściowo niektóre notki, podrasowując niektóre (podobnie uczyniła zresztą Pani Łyżeczka), a w niektórych zmieniając treść, odnosząc się w ten sposób do komentarzy oraz korespondencji z czytelnikami w trakcie pisania bloga. Blog bowiem jest bardzo elastycznym instrumentem, gdzie interakcja między piszącym, a czytającym odbywa się często on-line. Za te wzmianki dziękuję.
Blog Pani Łyżeczki zacząłem czytać trochę później. Przeczytałem jedną notkę i poczułem, że muszę przeczytać wszystkie wcześniejsze. O ile Sosenka jest obieżyświatem piszącym o otaczającym nas bliżej lub dalej świecie (mocno generalizując), o tyle Pani Łyżeczka wprowadza nas w swój domowy świat, świat matki pracującej, cieszącej się życiem (Tak, wiele tu bowiem radości.), wychowującej trójkę dzieci. O sile tego pisania świadczy wrażliwość autorki oraz wartości, jakim hołduje. Gdy bowiem czytam o dworku dziadków, do którego przyjeżdżało się na wakacje, o ostatnim dniu pierwszego mężczyzny (dziadka) w życiu Pani Łyżeczki, o codzienności wypełniającej życie dworku, o Marcie, i historii nadania tego imienia, o spacerach z mamą po Poznaniu, czuję, że tak, to jest to, o tym warto pisać i to warto czytać.
Część Pani Łyżeczki podzielona została nieco inaczej. Na pory roku, choć ostatnia część, zatytułowana została "Poza czasem". Dla mnie świat opisywany przez Panią Łyżeczkę stanowi taką właśnie krainę bajkową, idealną. Abstrahuję tutaj od codzienności, tak obecnej w jej notkach. Chodzi mi o takie wartości, jak pamięć o bliskich. Cmentarz oraz album ze starymi zdjęciami, listy dawno nie czytane stanowią istotną część tego świata. Chodzi mi o przyjaźń, o której tak pięknie Pani Łyżeczka pisze w notce "Droga przez las nie jest długa, jeśli idziesz odwiedzić przyjaciela". Chodzi mi o dzbanek z herbatą na stole i lampę zawieszoną nad stołem, symbole bliskości i ciepła.
Gdybym miał wskazać, czego mi w tej części książki brakuje, to na pewno wskazałbym brak notek z tegorocznych wyjazdów do miejsc związanych z przodkami.
Aha, część Pani Łyżeczki urozmaicona została rysunkami Katarzyny Samulskiej. Rysunki te znakomicie oddają klimat bloga moim zdaniem. Najbardziej podobał mi się ten, przedstawiający matkę tulącą dziecko.
I jeszcze jedno. Do książki dołączona została zakładka. Często, gdy towarzyszy książce ma formę dodatkowego gadżetu, który przeszkadza i często zostaje zawieruszony gdzieś tam. Tutaj zakładka jest integralną częścią książki. Zawiera krótkie biogramy obu autorek oraz słowo wstępne od założyciela witryny salon24.pl, Igora Janke. Świetnie pomyślana rzecz.
"Gdy świat jest domem" Blog Sosenki
"Gdy dom jest światem" Blog Pani Łyżeczki
Wydawnictwo blogerów
Umedia.pl Sp. z o.o., 2009
Ależ mnie zaciekawiłeś! Zaraz zajrzę na oba blogi i do Salonu24.
OdpowiedzUsuńDanielu, dziękuję za wszystkie gesty przyjaźni z Twojej z strony, za zaproszenia, w tym za to na najbliższą sobotę 22 września 2012 (podaję rok, bo powyższy post zamieściłeś dwa lata wcześniej). Jestem bardzo ciekawa Sosenki i Pani Łyżeczki, które w tak ciepłych słowach przedstawiasz.
OdpowiedzUsuńA zatem do zobaczenia ;)
Ewa