Tegoroczny sezon wyjazdowy w ramach podróży dalszych i bliższych rozpoczęliśmy wraz z Kasią, świętując ważne dla nas wydarzenie, w Puszczy Augustowskiej. Nigdy nie eksplorowaliśmy wcześniej tych okolic, choć leżą tak niedaleko Białegostoku, stąd też i nasz wybór. Wyruszyliśmy z Białegostoku do Augustowa, aby stamtąd pojechać dalej w kierunku na Sejny. W Gibach - miejscu, gdzie niegdyś upamiętniono zaginionych w obławie augustowskiej, skręciliśmy w prawo. Naszym celem była Zelwa, mała wieś puszczańska położona nad jeziorem o tej samej nazwie i rzeczką Marychą. Miejsce to, jak wiele mu podobnych na Podlasiu leży na styku różnych kultur, które kształtowały oblicze północno-wschodniego skrawka dzisiejszej Polski na przestrzeni wieków. W tym wypadku nazwa wsi z dużym prawdopodobieństwem ma pochodzenie jaćwieskie. Po raz pierwszy wymieniona została w źródłach historycznych w 1645 roku jako wieś pańszczyźniana, w której zlokalizowana była karczma. Dziś leży w bliskim sąsiedztwie nieodległej Litwy. Niedaleko stąd również do granicy polsko-białoruskiej.
Gdy rozpakowaliśmy nasze bagaże w wynajętym gniazdku na końcu wioski i wyszliśmy na rekonesans, wiał silny wiatr, wyostrzając barwy napotykanych domów, drzew i kwiatów. Do życia budziła się przyroda, znak nadchodzącej z pewnym opóźnieniem wiosny. Zelwa musiała niegdyś, za czasów prlu, tętnić życiem podczas sezonu turystycznego, dziś zaś oferuje zaledwie kilka miejsc w kwaterach agroturystycznych lub domach do wynajęcia nad jeziorem. Nie ma zbyt rozbudowanej infrastruktury turystycznej, ciepły posiłek można zjeść w kwaterze agroturystycznej lub w najbliższej restaruacji, która znajduje się aż w Gibach. (Regres w stosunku do roku 1645!) Otwarty jest jeden sklep, położony urokliwie pod lasem na końcu wsi, z bardzo miłą obsługą, co możemy stwierdzić z pełnym przekonaniem, gdyż tam właśnie udaliśmy się na pierwszą kawę i herbatę. Dla nas brak infrastruktury stanowił raczej zaletę, poszukiwaliśmy bowiem miejsca gdzie można było zapomnieć o codziennym cywilizacyjnym pędzie.
Wędrując w kierunku sklepu minęliśmy budynek nieczynnej już i wystawionej na sprzedaż Izby Regionalnej. Wróble ćwierkały, że to interwencje sąsiedzkie spowodowały, iż miejsce niegdyś tętniące w sezonie życiem zostało zamknięte. Szkoda.
Wkrótce doszliśmy do skrzyżowania, przy którym stał budynek nieczynnego sklepu gieesowskiego oraz drewniany krzyż zwieńczony ręcznie kutym krzyżykiem żelaznym na szczycie.
Minęliśmy również na jednej z posesji kawałek większego kamienia z napisem, przypominającym czasy wczasów pracowniczych, gdy wyjazd na wakacje nad jeziorem był o wiele większą atrakcją, niż dziś, kiedy zdobycie paszportu nie sprawia żadnego problemu. Czy taka jest rzeczywiście historia tego kamienia i zdobił on kiedyś teren jednego z ośrodków wczasowych? Napis nie do końca był czytelny, ale zaczynał się tak:
"Kocham Cię Zelwo, ... jest twoje dziecię. Piękność twa przewyższa wszystkie inne kraje. I ja ciebie cenię nade wszystko w świecie..."
Zelwa Zelwą, ale tuż obok znajdują się dwa dość ciekawe rezerwaty przyrody i właśnie do jednego z nich skierowaliśmy nasze kroki. Po drodze minęliśmy położony wśród drzew budynek ochotniczej straży pożarnej. Nie mogłem nie sfotografować tej osobliwości.
Rezerwat Łempis (nazwa pochodzi od litewskiego słowa żółw), do którego udaliśmy się w pierwszej kolejności leży w kierunku północno-wschodnim od Zelwy w niedalekiej odległości od drogi do Berżnik. Założony został w roku 1983 na powierzchni 126 ha w celu ochrony rzadkiej roślinności torfowiskowej. Natknęliśmy się na tereny bagienne, urokliwe, pełne zieleni. Smutne było to, że nawet w takich miejscach, oddalonych od dużych siedzib ludzkich, położonych w głuszy leśnej i przeznaczonych raczej dla koneserów turystyki można było natknąć się na śmieci w postaci pojedynczych plastikowych butelek, czy puszek po piwie.
Na terenie rezerwatu otoczone pasem torfowiska położone są trzy jeziora: Łempis, Łemtupis i Stulpień. Dotarliśmy do tego ostatniego, najbliższego Zelwie. Otoczone ze wszystkich stron lasem, ze śladami bobrzej pracy na przybrzeżnych drzewach, ciche, spokojne, w pochmurny dzień przykryte stalowoszarego koloru niebem sprawiało nieco tajemnicze wrażenie.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na dłuższą wyprawę - wzdłuż rzeki Marychy. Płynie ona w kierunku wschodnim od Zelwy, aby tuż przed granicą polsko-litewską skręcić na południe, stając się rzeką graniczną. Na odcinku tym staje się kręta, po obu jej stronach wznoszą się nad brzegami strome wzgórza, zdarza się również, że przegrodzona zostaje przyciągniętymi przez bobry pniami drzew. Na odcinku Zelwa - Budwieć w 1983 roku utworzono rezerwat przyrody "Kukle" i to on stał się celem naszej wędrówki. Położony na obszarze 313,5 ha chroni krajobraz przełomowej doliny rzeki Marychy, otoczonej borami mieszanymi porastającymi zbocza wzgórza oraz torfowiskowymi dolinkami.
Rezerwat Kukle na terenach bagiennych stanowi ostoję głuszców. Chroni również wiele rzadkich gatunków roślin. W lesie udało nam się natknąć na dość rzadką sasankę otwartą. Mignął nam przed oczami również młody koziołek a w zakolu rzeki ujrzeliśmy siedzącego na gnieździe łabędzia. Marycha musi stać się celem naszej kolejnej wyprawy kajakowej! Odcinek rzeki, który widzieliśmy był odludny, dziki i niezwykle urokliwy.
Doszliśmy w końcu do miejsca, gdzie stojąc na wzgórzu widzieliśmy Marychę skręcającą mocno na południe. Znak to, iż zbliżyliśmy się do granicy. Idąc dalej na wschód mijaliśmy szeroki pas torfowisk po południowej stronie. Wreszcie zdecydowaliśmy się na ich przecięcie, aby znów znaleźć się nad brzegami rzeki puszczańskiej. Weszliśmy na leśną ścieżynkę. Było delikatnie grząsko i w butach w niektórych miejscach trochę chlupotało. Co jakiś czas natykaliśmy się na odchody większych ssaków kopytnych. Za chwilę po lewej stronie ujrzeliśmy małe bagienne jeziorko dystorficzne, tzw. suchar. Porastające okolicę drzewa i krzewiasta roślinność sprawiały, że jego okolice spowite były półmrokiem. Warto było znaleźć się w leśnej ciszy, wśród natury i dość rzadkiego widoku.
Bagienna dolinka rozciągająca się na wschód od wspomnianego zakrętu Marychy, według przewodnika ma około 1 km szerokości. Nie szliśmy nią długo. Za chwilę znaleźliśmy się znów nad rzeką, a w oddali widzieliśmy już słupki graniczne.
Poszliśmy piaszczystą drogą na południe, aby za chwilę skręcić w prawo, w stronę mostku na rzece, tuż przy wsi Budwieć. Według mapy Suwalszczyzny, którą dysponowaliśmy, było to jedyne przejście przez Marychę w najbliższej okolicy. Mostek za chwilę zresztą ujrzeliśmy. Widok, który ukazał się przed naszymi oczami nie zachęcał do przejścia po nim. Belki, na których opierały się spróchniałe deski mostku, wyglądały na przegniłe. Przed wejściem nań ostrzegały ustawione prowizoryczne znaki ostrzegawcze. Alternatywą był powrót do Zelwy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Iść ryzykując skaleczenie i kąpiel w zimnej wodzie, czy nie iść? Kasia zdecydowała się pierwsza. Przeszła suchą nogą. Zdecydowałem się i ja, choć z plecakiem i nieco większą masą. Deski drżały przy każdym kroku. Uff! Byliśmy na drugim brzegu.
Budwieć, nosząca nazwę pochodzenia prawdopodobnie jaćwieskiego, jest niewielką wsią o porozrzucanych po leśnej okolicy jak kamienie domostwach. Trochę tu drewnianych chat, spichlerzyków, ale i nowych domów. Niektóre gospodarstwa wyglądały na opuszczone. Ale wszystkie malowniczo położone wśród pól i lasów. W nagrodę za odwagę dostaliśmy piękne widoki i wygodną drogę powrotną szeroką szutrówką do Zelwy.
Grzegorz Rąkowski "Przewodnik Polska egzotyczna I", Pruszków 1999.
Piękny i niezwykle ciekawy opis podróży. Podczas czytania, miejsca stają jak żywe przed oczami. Gratuluję i spostrzegawczości i odwagi i lekkiego pióra! Pozdrawiam KDG
OdpowiedzUsuńSuper! Dziękuje za przyjemną wycieczkę,co prawda tylko przed komputerem ,ale jednak ;)
OdpowiedzUsuń