środa, 7 maja 2014

W krainie wietrznych wyżyn, jezior i świerkowych lasów

Ostatni weekend maja spędziłem wraz z przyjaciółmi i znajomymi nad pięknym, granicznym jeziorem Gaładuś. Poznałem je poprzedniego roku, będąc w Burbiszkach, leżących u północnego brzegu jeziora. Tym razem na wypoczynek wybraliśmy wieś Żegary, oplatającą swymi zabudowaniami południowy kraniec Gaładusi. Stąd już po sąsiedzku do Sejn. Żegary sprawiają wrażenie miejscowości letniskowej. Wydaje się, że więcej tu posesji należących do sobotnio-niedzielnych mieszkańców, niż typowo rolniczych gospodarstw. Przynajmniej przy drodze okalającej jezioro. Dwa charakterystyczne litewskie krzyże przydrożne: jeden we wschodniej części z napisem św. Metai (św. Metal jak niektórzy odczytywali), drugi tuż przy kościele, postawiony przez wywodzącego się z Żegar krawca Vincasa Petruskevicusa w roku 1900 - w języku litewskim, ale z polskimi literami jeszcze. Kościół w Żegarach bez wyrazu, zbudowany w miejscu XVIII-wiecznego, drewnianego, niestety spalonego kościółka. Za to kryje podobno pod posadzką stare krypty z prochami właścicieli pobliskiej Krasnogrudy - Eysymontów oraz Hołn Mejera - Paszkiewiczów.

W kościele na jednej, jedynej mszy świętej w niedzielę. Donośne śpiewy z wyrazistymi męskimi głosami i równie głośno brzmiącymi żeńskimi. Po  litewsku. Podobało się.

***
Od czasów studenckich nie łowiłem ryb. Wielką przyjemność sprawiło patrzeć, jak hurtem (na kukurydzę z puszki) brały płocie, krasnopióry i ukleje. Zakładaliśmy też mięsiste dżdżownice na okonie. W kwadrans wyciągnąłem dwa. Smażona świeża, chrupiąca ryba z patelni - pierwsza klasa. Do tego ziemniaki pieczone na ognisku oraz boczek grillowany z pieczarkami, cebulą i papryką. Palce lizać.


Z Żegar niedaleko do Krasnogrudy kojarzonej z Czesławem Miłoszem. Zadbane otoczenie starego drewnianego dworu Kunatów, wiekowe drzewa. We dworze dostałem numer suwalskiego pisma poświęconego sprawom okołomiłoszowym. Sąsiędztwo kolejnego jeziora - Hołny. Przyjazne miejsce, dobre do czytania ambitnych książek.  Podobnie, jak położone po drugiej stronie jeziora Hołny Mejera, choć tam akurat więcej przyjaznego nieuporządkowania.


Włóczyłem się po okolicy, korzystając z opisów w przewodniku Grzegorza Rąkowskiego. Tworzony 20 lat temu, niby tak niedawno. Wiele fragmentów jednak bezpowrotnie zdeaktualizowanych. Nieco zawodu przeżyłem w sąsiadujących z Żegarami Sztabinkach. Nad jeziorem o tej samej nazwie miał znajdować się stary, zarośnięty cmentarz, stanowiący prawdopodobnie jeden z nielicznych śladów po staroobrzędowcach w tych rejonach. Cmentarzyk okazał się być całkiem zadbanym miejscem z przewagą zupełnie nowych nagrobków.

***

Rachelany, wieś przy drodze do Hołn Wolmera. Nie znalazłem ani jednego, tak charakterystycznego dla tych terenów drewnianego świronka. Gospodarstwa zadbane,  murowane, nieco rozproszone, pasące się bydło. Kolorowe ogródki z mnogiem kwiecia. Wieś z niezłymi perspektywami można by rzec.

***

W Hołnach Wolmera piętrowy, murowany budynek dawnego folwarku z 1904 roku o swoistej estetyce, ze ścianami wzniesionymi z polnych kamieni. W latach 90-ych podobno strażnica Straży Granicznej. Dziś opuszczony, niszczejący, zarastający powoli roślinnością, podobnie, jak jego otoczenie.

***

Nie widziałem takiego zjawiska wcześniej. Tym razem, w początku maja rozpościerały się wszędzie, gdzie odkryty teren, żółte kobierce mniszka lekarskiego. Piękne, soczyste, przyciągające wzrok. Oglądałem je w Żegarach, w Dusznicy, gdy przekraczałem mostek na Dusi, przy drodze do Krasnogrudy, mijając leśny świronek nad jeziorem Dusiejcis Większym, w Rachelanach i w Hołnach Mejera. Mniszek lekarski ruled!




W ostatnim dniu wybrałem się do przygranicznych Berżnik na koniec świata. Pofałdowane wietrzne wzgórza, przytłaczające niebo chmury i rozproszone zabudowania najpierw Ogrodnik, później Hołn Wolmera. Wreszcie zielona tablica z napisem Berżniki. Cmentarz u początku wsi, niegdyś miasteczka, najstarszego na Suwalszczyźnie o wielu patriotycznych pomnikach - akcentach, zarówno polskich, jak i litewskich. Trójkątna łąka w centrum miejscowości, dawniej stanowiąca rynek, pamiątka świetności. Teren drewnianego (trochę przypominającego kościoł w Jaminach) XVIII-wiecznego kościoła, położonego na wzgórzu, skąd widać wody jeziora Kielig, zagospodarowany wzorowo.


Przed powrotem zaszedłem do sklepu z mydłem-powidłem (jak ja lubię takie sklepy) w starej drewnianej chałupie przy berżnickim rynku.  "- Ale bułki, proszę pana, wczorajsze." Wziąłem więc ciastka na wagę. Mączniste, spód w polewie czekoladowej, z dżemem truskawkowym i paskami lukru. Wyśmienite. Podniosłem się ze skraju rynku-łąki. Piękny czas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz