Wyleciałem przed weekendem. Ze względów oszczędnościowych. Bilety lotnicze były w takiej opcji o połowę tańsze. Do hotelu dotarłem popołudniem. Zachwycił mnie widok, jaki rozpostarł się z okna mego pokoju.
Coroczne spotkanie partnerów handlowych dużego europejskiego koncernu rozpoczynało się dopiero w poniedziałek. Byłem sam i miałem dwa i pół dnia na rozglądanie się po okolicy. Dzięki przewodnikowi zakupionemu jeszcze w Białymstoku dowiedziałem się, że Cavtat to bardzo stare miasteczko. Od VII wieku p.n.e. znajdowało się pod rządami Greków, później w III wieku p.n.e. przeszło w ręce Rzymian. Nosiło wtedy nazwę Epidaurus. Gdy w VII wieku miasto najechali barbarzyńcy, jego mieszkańcy schronili się na wyspie położonej na północ, dając początek Dubrownikowi.
Kręte uliczki, kamienny budulec, z którego zbudowana jest znaczna część budynków, śródziemnomorska roślinność, zapierające dech w piersiach widoki na Adriatyk oraz okalające miasto wzgórza.
Nie omieszkałem zwiedzić miejscowego cmentarza, którego nagrobki wznosiły się, mając za tło morze i góry.
Niedzielna msza w kościele św. Błażeja miała bardzo skromną oprawę. Nie zabrzmiały ni razu organy, nikt nie zaintonował pieśni. Nie było ministrantów. Taca, na którą wrzucaliśmy monety, była wykonana z tektury. Poszedł po nią do zakrystii jeden z mężczyzn siedzących w ławce. Miałem wrażenie, że więcej niż połowa wiernych nie wyczuwa momentów, w których należy klęknąć, czy też powstać. Świadomość religijna Chorwatów musiała zostać znacznie bardziej przeorana w okresie komunizmu, niż miało to miejsce w Polsce. Komunia była udzielana do rąk, tylko nieliczne osoby przyjmowały ją w tradycyjny sposób, do ust.
W katedrze św. Mikołaja moją uwagę zwróciło zdjęcie papieża, Jana Pawła II, wielkiego autorytetu w Chorwacji, gdyż jako pierwszy na świecie przyznał Chorwatom prawo do niezależności, po rozpadzie Jugosławii.
Parę dni później, podczas zwiedzania Dubrownika rozbrzmiały nagle dzwony. Kakofonia dźwięków z kilkunastu kościołów skupionych na małej powierzchni starego miasta. O dalszym zwiedzaniu nie było mowy. Ksiądz, który miał nas wpuścić do obiektu odmówił, wyjaśniając, że na papieża wybrano właśnie Józefa Ratzingera. W okolicznych sklepikach włączano telewizory, często przenośne modele. W jednym z takich miejsc usłyszałem od sprzedającej Chorwatki, że wybrano Niemca, ale polski papież był najlepszy. Nieopodal, w oknie wystawowym księgarni, zrobiłem zdjęcie.
Coś się skończyło. Coś się zaczęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz