środa, 16 marca 2011

Ostatnie ustalenia w sprawie rodzin o nazwisku Tudor i Ozimek

Internet jest nieocenionym narzędziem. Sprawia, że świat cały staje się dostępny na wyciągnięcie ręki. Wystarczy komputer i łącze telekomunikacyjne do sieci, która stała się nieodłącznym składnikiem życia milionów ludzi. Pamiętam swoją pierwszą fascynację tym zjawiskiem, gdy 17 lat temu, dzięki przeglądarce Netscape słuchałem utworów Dead Can Dance umieszczonych na stronie fanów tej grupy. Lub, gdy dzięki protokołowi irc mogłem rozmawiać w jednej chwili z osobą mieszkającą w Belgii. Dziś wydaje się to normalne, ale wtedy mało kto nosił komórkę, a jeśli nosił, to ogromny analogowy telefon z okrutnych rozmiarów anteną, komputery zaś miały dysk twardy o pojemności kilkudziesięciu, zdarzało się - setek MB. Bez wszechobecnego internetu więc, raczej nie spotkałoby mnie to, o czym chcę napisać.

Kilka dni po opublikowaniu notki "tudory mieszkały w CHmielowie" skontaktowała się ze mną osoba z rodziny Kozdębów. Dowiedziałem się między innymi, że w Cyganach po pierwszej wojnie światowej mieszkał brat mej prababci Marianny z Ozimków, Piotr Ozimek. Niesamowite jest to, że przekazane mi relacje pochodziły jeszcze od osoby trzeciej, już nie żyjącej, pamiętającej tamte przedwojenne czasy i że osoba która do mnie napisała, tak wiele z tych informacji postanowiła mi przekazać. Dzięki nim dowiedziałem się, że zupełnie inne, niż dotychczas przekazane mi przez żyjących członków rodziny, były powody wyjazdu mych pradziadków Andrzeja i Marianny Tudorów z Cyganów na początku lat 20-ych XX wieku. Dowiedziałem się też, że powodem opuszczenia wsi Poręby Dymarskie przez rodzinę Ozimków w początku wieku XX lub pod koniec XIX była panująca w okolicy zaraza. W Cyganach zakupił ziemię Piotr Ozimek, Maria zaś z poślubionym małżonkiem Andrzejem Tudorem mieszkali "na komornem". Piotr zmarł młodo i jest pochowany na cmentarzu w Chmielowie, a data śmierci na nagrobku wskazuje rok 1934. Oczywiście osoba ta zastrzega, że informacje te to tylko relacje z drugiej ręki i tak je traktuję, ale...

dzięki niej otrzymałem też zdjęcie ze wsi Cygany, pochodzące z początku lat 20-ych lub z wcześniejszych dwu dziesięcioleci, na którym z prawdopodobieństwem sięgającym 100 % stoją Marianna Ozimek - moja prababcia i pradziadek Andrzej Tudor. Jest to jedyne zdjęcie mojego pradziadka, jakie posiadam.

Dzięki osobie tej, która zajrzała do ksiąg ochrzczonych wsi Chmielów parafii miechocińskiej, cofnąłem się o całe lata i uzupełniłem drzewo genealogiczne o kolejne pokolenia. Oto co dane było mi ustalić:

Prapraprapradziadkowie:

Piotr Motyka - Zofia Siekirska

Praprapradziadkowie:

Ignacy Tudor - Marianna Motyka (córka Piotra Motyki i Zofii z Siekirskich) oraz
Wojciech Biało - Elżbieta Samojeden

Prapradziadkowie:

Wojciech Tudor (Wojciech Tudor urodził się w Chmielowie 15 stycznia 1844 roku) - Agnieszka Biało

Dotychczas moja wiedza kończyła się na prapradziadkach: Wojciechu Tudorze i Agnieszce Biało. Teraz rozwinąłem drzewo genealogiczne o dwa pokolenia, a także uzyskałem wiedzę o dacie urodzenia Wojciecha Tudora i jego syna Andrzeja.

Wracając do rodziny Ozimków, Marianna i Piotr mieli jeszcze brata o imieniu Jan, który już w latach 30-ych mieszkał w Danii, choć słyszałem też wersję mówiącą, że mieszkał w Brazylii. Dzięki kontaktowi internetowemu mam kolejne potwierdzenie informacji o tym, że Jan Ozimek był przed wojną bokserem.

Wpis pozostawiam z nadzieją, że odezwie się ktoś jeszcze pamiętający rodzinę Tudorów z Chmielowa, Ozimków z Cygan i Poręb Dymarskich, a może ktoś, kto wniósłby nowe informacje o Janie Ozimku, bokserze. Osobie, która przekazała mi informacje i pomogła w ustaleniu nowych faktów gorąco dziękuję!

Koperta listu od Jana Ozimka do siostry Marii Tudor z Ozimków (początek lat trzydziestych XX wieku).

środa, 23 lutego 2011

"tudory mieszkaly w CHmielowie "

"tudory mieszkaly w CHmielowie" - taki komentarz pojawił się pod moim artykułem poświęconym wsi Cygany koło Tarnobrzegu, miejscu urodzenia dziadka Wojciecha Tudora. O tym, że w nieopodal położonym Chmielowie mieszkali Tudorowie, wiedziałem już od dość dawna. W broszurze Wojciecha Wiącka "Kościół w Chmielowie", wydanej w 1927 roku można przeczytać:

"Pierwszy chrzest św. odbył się dnia 3 października 1924 r., ochrzczono Jadwigę Tudor (pogrobowczynię), córkę śp. Jana i Agnieszki z Samojednych z Chmielowa."

Swego czasu korespondowałem też na naszej-klasie z osobą o nazwisku Tudor z południowej Polski, której dziadek Piotr Tudor mieszkał w Chmielowie.

W artykule Mariana Piórka, do którego dotarłem całkiem niedawno pt., "Byłem pracownikiem "Die Truppenubungsplatz Lager in Dęba" opublikowanym w czasopiśmie "Korso kolbuszowskie" 14.11.2008 wymieniony jest Stanisław Tudor z Chmielowa:
"Na tym terenie dość aktywna była grupa PPR-owców z Chmielowa (Stanisław Tudor, Janeczko i inni) na linii Chmielów – Dęba; mieli za zadanie opóźniać wyjazd jednostek niemieckich na front wschodni."

O powiązaniu moich przodków z podtarnobrzeskim Chmielowem nie mogłem nic konkretnego powiedzieć do momentu otrzymania akt zgonu oraz ślubu pradziadka Andrzeja Tudora. Okazało się, że urodził się w Chmielowie w roku 1883 (12 sierpnia lub 6 listopada - rozbieżność dat między aktem zgonu, a aktem ślubu).
Niestety niewiele wiem o Andrzeju Tudorze. Od członków rodziny, którzy go pamiętali usłyszałem jedynie szczątki wspomnień. Nic nie wiem o tym, aby zachowało się jakiekolwiek zdjęcie pradziadka. W młodości podobno pracował w Niemczech. Po ślubie w 1911 roku osiadł w pobliskiej wsi Cygany wraz z małżonką. Z Cyganów rodzina Tudorów wyjechała w latach 20-ych w poszukiwaniu lepszej ziemi do Wielkopolski. Zamieszkała we wsi Kluczewo niedaleko Przemętu. Tam jeszcze przed II wojną światową pradziadek przystał do Badaczy Pisma Świętego. Podobno dzięki jednemu ze współwyznawców, Niemcowi, udało mu się w czasie II wojny światowej umieścić chorą córkę w jednym z poznańskich szpitali. Pradziadek był niskiego wzrostu, krępy, o naturze żywo interesującej się sprawami publicznymi, polityką i o poglądach mocno antyklerykalnych. (Podobny temperament polityczny wykazywał jego syn Wojciech oraz wnuk Zbigniew, działający w zakładowej Solidarności, w gorzowskim PKSie, a później w latach 90-ych w chicagowskim kole Ruchu Odbudowy Polski.) Pradziadek pochowany został na cmentarzu parafialnym w Przemęcie (nie było wtedy jeszcze cmentarza komunalnego w Siekowie).

Muszę przyznać, że akt zawarcia małżeństwa Andrzeja Tudora i Marianny Ozimek z 1911 roku jest nieco zagadkowy dla mnie. Ślub miał się wg dokumentu odbyć w Chmielowie. Skądinąd wiadomo, że obecny kościół parafialny w Chmielowie został oddany do użytku dopiero w 1926 roku. Nie znalazłem w internecie żadnej wzmianki, jakoby w Chmielowie miał istnieć wcześniejszy kościół. Natomiast na stronie parafii w Chmielowie podana jest informacja, że parafia dysponuje księgami od XVIII wieku. Z aktu zawarcia małżeństwa można dowiedzieć się, że Andrzej Tudor, syn Wojciecha Tudora i Agnieszki Biało mieszkał w momencie ślubu w Chmielowie. W jaki więc sposób trafił po ślubie do wsi Cygany? Najprawdopodobniej zamieszkał w gospodarstwie żony, która w momencie ślubu tam właśnie mieszkała.

Gdy otrzymałem akt zgonu mej prababci Marianny z Ozimków, żony Andrzeja, czułem pewnego rodzaju konsternację. Jako miejsce urodzenia podano Tynzarskie. Nie znalazłem nigdzie w internecie takiej nazwy. Nie rozświetliło sprawy dotarcie do zapisu o zgonie w parafii w Przemęcie. Tam jako miejsce urodzenia wpisano: Tymarskie, powiat Tarnobrzeg. Dane podawał ś.p. zięć Andrzeja i Marianny - Jan Kubiak. Czy nie wiedział dokładnie, czy też korzystał z nieczytelnych dokumentów - nie wiem. Dopiero akt zawarcia małżeństwa pradziadków rozświetlił sprawę. Marianna Ozimek, córka Marcina Ozimka i Marianny Snopek urodziła się 8 września 1879 w ciekawej wsi o nazwie Poręby Dymarskie. Czyżby moi przodkowie mieli coś wspólnego z wytapianiem rud żelaza?

sobota, 5 lutego 2011

Białostockie Bojary

Gdy przyjechałem do Białegostoku w drugiej połowie lat 90-ych, ta historyczna dzielnica istniała już tylko w szczątkowej postaci, zamieniona w większości w peereleowskie blokowisko w latach 70-ych. Początkowo słysząc nazwę Bojary, kojarzyłem ją z chuligańskim, dość nieprzyjemnym osiedlem. Tak to dziś pamiętam. Dopiero z biegiem czasu zacząłem odkrywać ją dla siebie. Czy było to spowodowane tym, iż zacząłem, jak wielu białostoczan, marynować mięso, a później nosić do wędzarni? Ktoś musiał mi przecież polecić miejsce uwidocznione na zdjęciu poniżej.

Odkryłem wkrótce, że stara, rozsypująca się kamienica obok ma swój niezaprzeczalny urok.

Że nawet balkony wykonywane były przez artystów. I te lampy, choć stawiane w dzisiejszych czasach, świetnie komponują się z nastrojem ulicy Staszica.

Gdy zacząłem interesować się genealogią, zacząłem poznawać ludzi, których przodkowie mieszkali kiedyś na Bojarach. Pośrednio, dzięki tym znajomościom dotarłem do archiwalnego reportażu nieżyjącego już dziennikarza białostockiego radia, Jerzego Chmielewskiego z lat 70-ych. Chętnie posłuchałbym go znów, gdyby nadarzyła się okazja. Impulsem do napisania tej notki była wystawa, jaką zorganizowało Centrum im. Ludwika Zamenhofa pod koniec ubiegłego roku. Wystawa przedstawiająca stare, dokumentujące nieistniejące oblicza Bojar fotografie w doskonałej oprawie dźwiękowej. Postanowiłem i ja pokrótce pokazać, co w resztkach Bojar mnie zachwyca, co uważam za warte pokazania.

Nazwa Bojary pochodzi od ludności, która osiedlała się tu od XV wieku. Pierwotnie była to wieś leżąca pomiędzy dobrami białostockimi, a dojlidzkimi. Pod koniec XIX wieku cały jej obszar został włączony w granice Białegostoku, wieńcząc proces rozpoczęty przez Jana Klemensa Branickiego, który w 1749 roku lokując "Nowe Miasto" włączył część wsi w granice miasta. Zabudowa, która od drugiej połowy XIX wieku powstawała na Bojarach, to przeważnie parterowe drewniane mieszczańskie dworki, nieliczne kamienice czynszowe, modernistyczne wille, zwykłe parterowe drewniane domy. W latach 70-ych XX wieku, w epoce gierkowskiego budownictwa socjalistycznego niszczono całe kwartały Bojarów, nieodwracalnie niwelując mieszczański i inteligencki charakter przedwojennego Białegostoku.

Pozostały perełki, jak na przykład poniższa murowana kamienica czynszowa (z kunsztownie wykonanymi framugami drzwi wejściowych) przy ulicy Sobieskiego, czy stojące nieopodal piętrowe domy drewniane.

Przy ulicy Słonimskiej, która już zatraciła w zasadzie swój dawny charakter zwraca uwagę dom ziemiańskiej rodziny, zasłużonej dla Białegostoku, Zbirochowskich-Kościów. Pokazany fragment ulicy jest dla mnie przykładem na to, jak szybko w ostatnim piętnastoleciu zmieniał się Białystok. Tuż za domem Zbirochowskich-Kościów widać fragment pokrytej cegłą klinkierową nowej kamienicy, a ja pamiętam jeszcze stojący w tym miejscu drewniany dom i warsztat samochodowy, gdzie naprawiałem swoje auto pod koniec lat 90-ych. W tle widać wieżowiec Urzędu Miejskiego. Parking przed Urzędem to miejsce, gdzie kiedyś stał dom członka rady miejskiej w latach 1908-1912 - Bolesława Godyńskiego. Na poddaszu tego domu urządzony był zakonspirowany pokój, gdzie w 1905 roku z powodu choroby, uniemożliwiającej wyjazd z Białegostoku, przebywał Józef Piłsudski przez kilka dni.

A jeśli mowa o Józefie Piłsudskim, to na Bojarach są jeszcze co najmniej dwa miejsca związane z jego osobą. Jedno z nich to ostatni adres konspiracyjny Józefa Piłsudskiego z 1905 roku, przy ulicy Wiktorii 6 - wówczas mieszkanie Józefa Gilewskiego. Niestety mam wrażenie, że budynek nie przetrwa długo bez remontu.

Na skrzyżowaniu ulic Starobojarskiej i Łąkowej przycupnął drewniany budynek, w nie najlepszym już stanie, wśród okalającej go betonowej zabudowy. To dawny dom pierwszego prezydenta Białegostoku - Bolesława Szymańskiego, w którym 19 listopada 1919 roku, w dniu wręczenia honorowego obywatelstwa miasta, podejmowany na herbacie był Józef Piłsudski.


Na zakończenie dwa detale i perspektywa mej ulubionej ulicy Staszica (w tle wieża kościoła św. Wojciecha - dawnej kirchy).

wtorek, 25 stycznia 2011

W kontekście smoleńskiego zamglenia raz jeszcze

W filmie "Mgła" dwa momenty szczególnie mnie poruszyły. Pierwszy, gdy pracownicy kancelarii prezydenckiej opowiadają jak to podczas nabożeństwa pogrzebowego Pary Prezydenckiej w Krakowie nie przygotowano miejsc dla nich. Dla 37 członków rządu miejsca były przygotowane, dla członków delegacji zagranicznych też, ale dla urzędników państwowych, najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego nie. Siedzieli na miejscach przygotowanych dla członków delegacji zagranicznych, którzy nie przybyli, na miejscach z cudzymi nazwiskami.

Drugi moment to chwila składania kondolencji przez delegacje zagraniczne. Nie zaczekano na rodzinę Prezydenta, "zapomniano". Delegacje zagraniczne składały kondolencje pełniącemu obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej, premierowi i ministrowi spraw zagranicznych RP. Prezydent Litwy zreflektowała się i podeszła złożyć kondolencje jeszcze raz, tym razem rodzinie pary prezydenckiej, podobnie uczynił Prezydent Niemiec. Kto widział film, wie o czym piszę.

Chylę czoła przed realizatorkami filmu: Joanną Lichocką i Marią Dłużewską oraz zespołem Gazety Polskiej, za to że w czasach niespotykanej nagonki na ludzi drążących temat katastrofy zdecydowali się tak ważny dokument stworzyć.

***

A 16 stycznia 2011 roku doświadczyłem przez chwilę poczucia normalności, gdy stałem obok pocztów sztandarowych w białostockim kościele pod wezwaniem św. Rocha na uroczystej mszy poprzedzającej odsłonięcie pomnika-tablicy poświęconego ofiarom katastrofy smoleńskiej. Pomnika ufundowanego przez mieszkańców Białegostoku, zorganizowanych w Społeczny Komitet Erygowania Tablic Memorialnych Ofiar Tragedii Smoleńskiej.

Dawno nie słuchałem tak poruszającego kazania, jak to które wygłosił biskup drohicki Antoni Dydycz. Słowa o czasach oszustów intelektualnych, manipulatorów i celebrytów zapowiedziały cytat z poezji Herberta. Były słynne guziki katyńskie. A uroczystość w kościele spuentował Jacek Sasin odczytując list od Jarosława Kaczyńskiego.