Nie mogłem niestety być na promocji książki, nie miałem czasu dość długo zapoznać się z jej treścią, mimo tego, że to stowarzyszenie Jamiński Zespół Indeksacyjny odpowiadało za proces wydawniczy. Książkę wziąłem pewnego letniego dnia ze sobą do pociągu, licząc na to, że podróż w skwarny lipcowy dzień minie łatwiej i przyjemniej.
W przedziale było duszno, ale otwarte okno sprawiało, że z zewnętrznego, pełnego zieleni świata wpadały do środka lekko orzeźwiające podmuchy wiatru. Czytałem i z każdą stroną czułem jak wypełnia mnie swego rodzaju wewnętrzna radość.
Książka Józefy Drozdowskiej z Augustowa to wspomnienia z dzieciństwa lat 50-ych i 60-ych XX wieku. Tytułowy dom pod topolą zaś to miejsce we wsi Jeziorki w parafii Bargłów Kościelny, położonej na zachód od Augustowa. Wspomnienia ułożone zostały chronologicznie, a ich ramy czasowe wyznaczają poszczególne okresy roku liturgicznego, poczynając od adwentu.
Gdybym miał określić, co wywoływało tę moją wewnętrzną radość, wskazałbym na magię i bajkowość opowieści Józefy Drozdowskiej, która uzyskała ją dzięki kilku sposobom. Po pierwsze, rok liturgiczny podzielony na święta - czas magiczny, pełen symboliki, której my dorośli już tak nie odczuwamy. Ale pokazany oczami dziecka przenosi nas mimowolnie do dzieciństwa, gdy wszystko odczuwaliśmy bardziej intensywnie, niewinnie i właśnie bajkowo. Dzieciństwo spędziłem na terenie gierkowskiego blokowiska w Gorzowie, ale i w takich okolicznościach zewnętrznych odczuwałem magię świąt, pór roku i obrzędów rodzinnych. Dlatego też wzrusza mnie, gdy czytam o opłatkach roznoszonych przez organistę w czasie adwentu, tworzeniu zabawek na choinkę i innych czynnościach przygotowawczych, w których biorą udział domownicy. Opis wigilii, chyba najbardziej magicznego czasu w ciągu roku, gdy w powietrzu roznosi się zapach żywicy i wanilii, pierników i uszek z grzybami oraz barszczu chyba zawsze tworzyć będzie nastrój pewnego rodzinnego misterium. Karnawał, oczekiwanie wiosny, Wielkanoc z nieodzownym chrzanem, którego przygotowanie tak sugestywnie opisała autorka, okres lata, Zielone Świątki pełne wiejskiej religijności - jakże to różne od mego dzieciństwa w większym mieście, ale może też i dlatego ciekawsze. I wreszcie smutna jesień, Zaduszki, wizyty na cmentarzach. Chyba dość późno zacząłem lubić listopadowe święta i tę melancholijność późnojesienną, pełną mgieł i wilgoci. W Bargłowie Kościelnym przed kościołem w Zaduszki pełno proszalnych dziadów - obraz nie znany z mego dzieciństwa, gdy wizyty na gorzowskim cmentarzu komunalnym kojarzą mi się przede wszystkim z długimi konduktami ludzi spieszących przez osiedle Staszica i park Słowiański na cmentarz z torbami pełnymi zniczy i kwiatów doniczkowych oraz ludzi z niego wracających. Magia świata pełnego rekwizytów pamiętanych z dzieciństwa, jak choćby kalendarz w wyrywanymi kartkami, wiszący na ścianie.
Do magii i bajkowości dołożyłbym ciepło płynące z narracji ułożonej przez autorkę. To z kolei uzyskane jest dzięki wspomnieniom prawdziwych osób pojawiających się na kartach książki. Stryj Stanisław, stary kawaler pięknie wyśpiewujący kantyczki z książki wyjmowanej z pietyzmem z kuferka, panowie Mroziewski, Twardowski i Sołtys prowadzący donośnymi głosami modlitwy podczas stacji Drogi Krzyżowej, Feliks Jesionek zwany Paneckiem, specjalista od iluzjonistycznych sztuczek, zadziwiających dzieci czy pani Sieńkowska, która w roli świętego Mikołaja obchodziła domy na kolonii Jeziorki, rodzice tworzący podstawy jeziorkowskiego świata, a także wiele innych osób, których wspomnienie ociepliło i rozświetliło narrację.
Wrażliwość i poczucie humoru - trzeci ważny filar tej książki. Rozczulił mnie fragment dotyczący pani Sieńkowskiej, która z nieba "Może dyskretnie podrzuci nam do sieni rózgę, dając do zrozumienia, że nie wszystko w naszym życiu dokonało się bez pomyłek". Takich krótkich, celnych i żartobliwych stwierdzeń jest w opowieściach Józefy Drozdowskiej więcej, jak choćby o panach, którzy "przygotowują alkohol, który pozwoli im cieszyć się łatwiej".
Jeśli więc chcielibyście zaczerpnąć na nowo z krainy dzieciństwa, poczytać o tym, jak to na augustowszczyźnie bywało kilkadziesiąt lat temu, pośmiać się i porozczulać, książka Józefy Drozdowskiej będzie jak znalazł.
Józefa Drozdowska "Opowieści z domu pod topolą", Jamiński Zespół Indeksacyjny, 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz