czwartek, 25 czerwca 2009

Pierwsze zetknięcie z enerdowską pisarką z Landsberga

Po książkę Christy Wolf "Rozmyślania nad Christą T." (niem. "Nachdanken über Christa T.") sięgnąłem z dwóch powodów. Chciałem poznać literaturę pisarki urodzonej w mym rodzinnym mieście w roku 1929. Interesowały mnie także opisy tegoż miasta, wówczas noszącego nazwę Landsberg, zwłaszcza że Christa Wolf mieszkała przy dzisiejszej ulicy Grottgera, niedaleko mego dawnego miejsca zamieszkania.

Niewiele tu jednak tych opisów. Na samym początku, gdy narratorka poznaje Kriszan - Christę T., która zaczęła naukę w tej samej klasie, pojawiają się skromne wzmianki o podgorzowskich wioskach: Zechow (dzisiejszy Czechów), Zantoch (Santok) i Zanzin (Santoczno). Christa pochodzi z Eichholz (nie zlokalizowałem tej miejscowości) niedaleko Friedeberga (dzisiejsze Strzelce Krajeńskie).

"Skąd "nowa" przybyła? Ach, więc nie z bombardowanego Zagłębia Ruhry i nie ze zburzonego Berlina? Z Eichholz - miły Boże! Koło Friedeberga. Zechow, Zantoch, Zanzin, Friedeberg, trzydzieści nas, tutejszych, przemierzyło w myśli trasę kolejki wąskotorowej. Z oburzeniem, ma się rozumieć. Przyłazi toto z jakiejś wiejskiej szkółki, oddalonej o niespełna pięćdziesiąt kilometrów, i to spojrzenie! Gdyby tak miała za sobą kilkadziesiąt dymiących kominów kopalni albo przynajmniej Dworzec Śląski i Kurfürstendamm, to co innego... Ale sosny, janowiec i wrzosy, ten sam zapach lata, który wdychaliśmy całe życie, aż do przesytu, wydatne kości policzkowe, smagła cera i to zachowanie?"

O Gorzowie i dzisiejszej katedrze w centrum jest dosłownie jedna wzmianka, warta zresztą przytoczenia:

"Przybyła do nas Bóg wie skąd, bo każdy może powiedzieć, że pochodzi z Eichholz, kreśliła swoimi krokami na naszym czworokątnym szkolnym podwórzu jakieś własne figury, które w nieokreślony sposób różniły się od naszych, chodziła po naszych nielicznych ulicach, które kończyły się na rynku, siadała na obmurowaniu studni, noszącej nazwisko naszej nauczycielki - gdyż pochodziła ona z jednej z najbardziej wpływowych rodzin w mieście - podstawiała rękę pod strumień wody i rozglądała się badawczym wzrokiem. A mnie przychodziło wtedy na myśl, że ta woda może nie jest wodą życia, kościół Mariacki nie jest najwznioślejszą budowlą, a nasze miasto jedynym miastem na świecie."

Nie znalazłem więc wiele z tego, czego szukałem, ale trafiłem na fascynujący opis psychologiczny nietuzinkowej kobiety. O Chriście T. opowiada narratorka, będąca jednocześnie jej przyjaciółką. Opowiada to wszystko już po przedwczesnej śmierci Christy - taka konstrukcja pisarska - więc od samego początku mamy świadomość, że ramy książki zostaną wypełnione tym, co zdarzyło się przed. Już pierwszy akapit przytoczony powyżej wskazuje, że Christa T. różni się od ogółu jej koleżanek i kolegów. Jest bardzo wrażliwa, ale jednocześnie odważna. Nie poddaje się łatwo koniunkturalizmowi, przeciwstawia się pędowi życia. Narratorka często korzysta z notatek i listów pozostawionych przez Christę. Pierwsze zdanie, jakie pojawia się na samym początku książki, pochodzące z notatek, brzmi: "O próbie stania się sobą". Kriszan, jak często nazywa Christę narratorka, broni się przed zdefiniowaniem siebie, przypisaniem na stałe do ściśle określonej roli w życiu. Jest outsiderką, jak byśmy dziś powiedzieli, nie uczestniczy w przysłowiowym wyścigu szczurów. Nawet, gdy już zostaje żoną Justusa, weterynarza i zamieszkuje w małym, prowincjonalnym miasteczku oraz należy do lokalnej elity, nie nawiązuje trwałych kontaktów towarzyskich, po prostu tam nie pasuje. Powoli zbliżamy się do końca życia Christy. Buduje dom nad jeziorem, rodzi dzieci, zakochuje się w koledze męża, a później gdy zachodzi w ciążę po raz trzeci, dowiaduje się, że zachorowała na nieuleczalną chorobę. Mimo "wiszącego w powietrzu" przez całą książkę nieszczęścia, Christa T. nie sprawia wrażenia osoby nieszczęśliwej. Wręcz przeciwnie żyje pełną piersią, próbując wszystkich stron życia.

W Posłowiu do książki Hubert Orłowski napisał o nowatorskich cechach powieści:

"Na tle dotychczasowej literatury NRD natomiast taka "niepotrzebna" śmierć była całkowitym novum. W szeroko rozumianej poetyce realizmu socjalistycznego, wywodzącego się z tradycji niemieckiej literatury proletariacko-socjalistycznej, nie było miejsca na śmierć nieprzydatną w konkretnych warunkach walki klasowej; śmierć ot tak sobie, zwłaszcza fizjologicznie przedwczesna, była szokiem i obcym wtrętem."

Nie znam literatury NRD, natomiast zdania te przytaczam jako opinię na temat tego, jak daleką od normalnego życia kulturę tworzył socrealizm. Dla mnie powieść Christy Wolf, to potwierdzenie tego, że każdy ma swoją historię wartą opowiedzenia, a sztuka, a zwłaszcza literatura, pozwala utrwalić człowieka w naszej pamięci. Mimo, że książkę czyta się ciężko (ale być może to wina tłumaczenia, nie wiem), jest też dość trudna w odbiorze, myślę, że sięgnę po inne jej powieści.

Christa Wolf
Rozmyślania nad Christą T.
Wydawnictwo Poznańskie
Poznań 1986

2 komentarze:

  1. To nie wina tłumaczenia, po niemiecku czyta się tak samo :) nasz profesor z historii literatury niemieckiej wytłumaczył nam, że ta chaotycznosc jest celowa :) prosil nas, zebysmy wyobrazili sobie, ze ktos prosi nas o zrelacjonowanie czyjegos zycia - nasza wersja na pewno tez bylaby pelna dygresji, urwanych watkow itp. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Iwono, dziękuję za tę cenną uwagę. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń