sobota, 3 kwietnia 2021

Rutki-Kossaki i wypadek w studni

Studnie towarzyszą człowiekowi przynajmniej od 10 000 lat. Tak twierdzą naukowcy zajmujący się historią cywilizacji na Ziemi. W Harappie w Dolinie Indusu odkryto studnie w domach prywatnych, jak i w miejscach publicznych datowane na 2500 lat p.n.e. Podobne studnie budowano w Mezopotamii w tym czasie. W Egipcie i w Palestynie budowano studnie głębokie na 80 m. Znana jest studnia saharyjska wykopana około 320 roku p.n.e. o głębokości około 180 m.

Początkowo wodę ze studni czerpano ręcznie. Około 1500 roku p.n.e. do czerpania wody stosowano już żurawie studzienne w Mezopotamii. Już przed naszą erą używano do czerpania wody ciągłych łańcuchów z czerpakami, napędzanych deptakiem przez ludzi lub zwierzęta.

Najstarsza zachowana studnia w Polsce znajduje się w Mogilnie na dziedzińcu klasztoru Benedyktynów z XI wieku. Początkowo studnie były kopane, a ściany wykładano murem z kamieni lub cegieł. Na początku XX wieku zaczęto stosować okrągłą betonową cembrowinę.

***

Najsłynniejszą ze studni związaną z historią rodzaju ludzkiego, jest ta znana ze Starego Testamentu, położona w Mezopotamii, przy której Jakub spotkał Rachelę.

W moim rodzinnym mieście Gorzowie Wlkp. w roku 1997 zrekonstruowano tzw. Studnię Trzech Czarownic wg projektu Zofii Bilińskiej. Jak mówi legenda, w połowie XVI wieku 3 córki mieszkające w pewnej wsi w sąsiedztwie ówczesnego Landsberga codziennie spotykały się przy studni aby nabrać wody do domu. W sąsiedniej wsi mieszkał gospodarz, który chciał jedną z córek poślubić. Gdy spotkał się z odmową, zaczął rozpuszczać plotki oskarżające siostry o czary. Plotka zadziałała, siostry oskarżono o czary i skazano na spalenie. Matka ich zaś podczas egzekucji z żalu skoczyła do studni, przy której spotykały się córki. W 1565 roku rzeczywiście spalono trzy mieszkanki Landsberga oskarżone o czary. A na początku XX wieku w Gorzowie stanęła studnia upamiętniająca spalenia na stosie mieszkanek miasta oskarżonych o czary. Studnia została zniszczona podczas II wojny światowej.

W Krotoszynie znajduje się Studnia Kaźni. Według legendy wrzucano do niej ludzi skazanych na śmierć. Dno studni najeżone było nożami, a skazańcy, którzy zostali do niej wrzuceni kończyli życie w męczarniach.

W Mosinie w Wielkopolsce znajduje się studnia Napoleona przy której według  legendy cesarz Francuzów zatrzymał się podczas wyprawy na Moskwę w 1812 roku, aby ugasić pragnienie. Zgodnie z legendą woda w studni raz do roku zamienia się w szampana.

***

Studnie jednak, to oprócz ciekawej historii i legend, miejsca gdzie często dochodzi do wypadków, czy to podczas budowy, czy eksploatacji.

Niecodzienny wypadek spotkał pewnego mieszkańca wsi Rutki-Kossaki na Podlasiu.

"Gazeta Świąteczna" w roku 1884 donosiła (nr 50/1884):

"Straszliwa godzina. Franciszek Kłosek, wyrobnik we wsi Rutkach pod Łomżą, spuścił się w piątek 28-go listopada do studni 7 sążni głębokiej, aby ją oczyścić. Zabiera się tam do roboty, aż tu cembrowina zawala się, ziemia się osypuje i biedaka zagrzebało żywcem. Zbiegli się ludzie, włościanie ze wsi, żal im nieszczęśliwego, biedują, radzą, co tu robić, i stanęło na tem, że już nie ma co nieszczęśliwego ratować, bo pewnie nie żyje - zabity lub uduszony. Uradzili - żeby studnię do reszty zasypać, i poszli prosić proboszcza, aby przyszedł to miejsce jako grób poświęcić. Ale znalazło się w gromadzie dwóch widocznie mądrzejszych. Ci zaczęli nalegać, żeby odkopać studnię, bo może Kłosek jeszcze żyje, a jeśli i nie żyje, to go po chrześcjańsku pochować trzeba. I póty nalegali, ąz postawili na swojem. Wzięli się ludzie do kopania, a kiedy się głębiej zapuścili, słyszą stłumiony głos spod ziemi. Dokopali się z narażeniem własnego życia aż do dna i znaleźli człowieka żywego. Drzewo z ocembrowania sparło się nad jego głową i zatrzymało sypiącą się ziemię. Biedak miał tylko rękę stłuczoną i okropnego strachu doznał. Słyszał on, jak ludzie radzili nad studnią i mieli go na zawsze pogrzebać, płakał w tem nieszczęściu, modlił się i polecał się Bogu, aż w końcu Pan Bóg go wysłuchał i zesłał mu ratunek. Jakaż była radość jego i całej gromady, kiedy go wydobyli. Od wzruszenia jednak Kłosek dosyć ciężko później chorować musiał, ale dziś już pewnie przyszedł do zdrowia.

Nigdy nie trzeba opuszczać bliźniego w nieszczęściu, lecz do ostatka ratować go należy."


Trzeba przyznać, że o dużym szczęściu mógł mówić Franciszek Kłosek. Gdyby nie tych dwóch mieszkańców Rutek...

Postanowiłem sprawdzić, czy da się ustalić, kim był Franciszek Kłosek? Założyłem, że po wypadku nadal mieszkał w Rutkach Kossakach, choć nie jest wykluczone, że nie mieszkał w Rutkach do śmierci. Geneteka zawiera zindeksowane metryki zgonów z parafii Rutki Kossaki z lat 1890-1915. Brakuje niestety indeksów zgonów z lat 1884-1890.

Zakładając więc, że Franciszek Kłosek mieszkał w Rutkach do śmierci i że zmarł przed 1916 rokiem. W Genetece można znaleźć jedną taką metrykę zgonu Franciszka Kłoska, który pasowałby do osoby, której wypadek opisano w metryce:

 

Metryka zgonu nr 27 z roku 1908 dotyczy 84-letniego Franciszka Kłoska, mieszkańca wsi Rutki (czyli w momencie wypadku miałby 60 lat), wyrobnika, męża Anny z Damitrów, syna nieznanych z imienia i nazwiska rodziców.

niedziela, 21 lutego 2021

W ulicach tamtego Białegostoku

Książka ta właściwie nie istnieje w świadomości mieszkańców mojego miasta. Ba, nie sposób jej nigdzie kupić. Została wydana w roku 2006 roku i próżno jej szukać w internetowych sklepach, czy portalach aukcyjnych. Dowiedziałem się o niej przypadkiem parę lat temu, gdy przy białostockim ratuszu otwarto plenerową wystawę poświęconą dzielnicy Wygoda. W ramach akcji "Lato z zabytkami" zorganizowaliśmy wówczas parę spacerów po tej peryferyjnej, acz niezwykle ciekawej części miasta. Teksty do wystawy poświęconej Wygodzie pochodziły właśnie z książki Heleny Ostaszewskiej. W początku tego roku uśmiechnęło się do mnie szczęście. Książka pojawiła się na Allegro i nie musiałem jej licytować, aby trafiła w moje ręce.

Helena Ostaszewska (1922-2017) pochodziła z rodziny robotniczej. Gdy miała 6 lat rodzina przeprowadziła się z dzielnicy Zastawie w Choroszczy na ulicę Bagnowską w Białymstoku. I właśnie te wczesne lata dzieciństwa po przeprowadzce do Białegostoku, aż do wybuchu II wojny światowej są w książce opisane.


Książka składa się z dwóch głównych warstw nakładających się i przenikających się nawzajem. Autorka bardzo wnikliwie analizuje tkankę życia społecznego miasta. Jak w soczewce widzimy rozwarstwienie społeczne przedwojennego Białegostoku. Biedne, robotnicze domy Wygody okolic majątku Kocha w zestawieniu z solidniejszymi zabudowaniami nieodległej Brazylki. Inteligenckie, bogatsze domy Bojar, biedne sutereny żydowskich kamienic przy ulicy Fabrycznej, wyobcowanie żydowskich dzielnic miasta - biednych i zapuszczonych Chanajek i Piasków oraz bogatszej części rozlokowanej na północ od ulicy Lipowej. Wymyślna, nowoczesna architektura osiedla Nowe, podziały biegnące wskroś przekonań politycznych, przynależności narodowej i religijnej, uwypuklone po wybuchu II wojny światowej. Podobnie rzecz się miała w rodzinie autorki. Autorytetem dla bohaterki był dziadek, który miał za sobą przeszłość powstańczą, żonę stracił za nauczanie języka polskiego w 1906. Wielką estymą darzył Piłsudskiego, miał  za sobą pracę w Ameryce, gdzie było bogato, ale obco. Jednocześnie poglądy plasowały go w pewnym oddaleniu od kościoła. Ojciec praktycznie nie jest obecny na kartach książki, matka, pracownica jednej z fabryk jest mocno zradykalizowana. Wielu rzeczy z życia rodzinnego autorki możemy się jedynie domyślać. Szczególnie silnie zarysowany jest brak perspektyw lat 30-ych XX wieku, bunty robotnicze włącznie z zakończonym tragicznie strajkiem w Supraślu, wyjazdy młodzieży robotniczej do Hiszpanii, a także jej udział w ruchach socjalistycznych i komunistycznych. Ale opisane jest także środowisko harcerskie, do którego należała autorka, a także spółdzielców chrześcijańskich.

Druga warstwa książki to obraz Białegostoku lat 30-ych, jakiego próżno szukać na kartach przewodników i opracowań historycznych z reguły opisujących miasto suchym językiem faktów. Aby tylko pokrótce wymienić. Widzimy: majątek Kocha na Wygodzie, tak ważny punkt ówczesnej dzielnicy, a także codzienny kontakt ze wszechobecną przyrodą Wygody, Bagnówki i Pieczurek. Żwirowisko przy cmentarzu żydowskim, gdzie kiedyś rozegrała się bitwa Polaków z wojskiem carskim. Cukiernia Macedończyka w rynku i poziomkowe lody przed pierwszą wyprawą do szkoły. Szkoła przy Starobojarskiej i codzienne powroty do domu przez Bojary. Zaduch i tłok handlowych części miasta - Rynku Kościuszki i Rynku Siennego. Piękny budynek Gimnazjum Hebrajskiego przy Sienkiewicza. Dzielnica kolejowa przy Traugutta i prestiż, jakim cieszyli się przedstawiciele tego zawodu. Piękno ogrodów inteligenckiej i bogatszej od Wygody dzielnicy Bojary. Aleja Zakochanych na Zwierzyńcu. Dzielnica urzędnicza i reprezentacyjny park ks. Poniatowskiego. Tego nie da się opisać krótkimi zdaniami. Czytając książkę zdaję sobie dobitnie sprawę z tego, że dzisiejszy Białystok poza niektórymi budynkami nie ma wiele wspólnego z tym z lat 30-ych.


Książka jest osobistym wspomnieniem, ale dziś jest też znakomitym źródłem historycznym. Dlatego tak uderza mnie brak nazwisk opisywanych osób oraz ich indeksu. To chyba najważniejsza wada tej książki. Poza tym jest jednym z  nielicznych świadectw życia w przedwojennym Białymstoku,  dlatego też miłośnikom historii naszego miasta można ją polecić z całym przekonaniem.

 

Helena Ostaszewska "W ulicach tamtego miasta", Wydawnictwo BUK, Białystok, 2006

wtorek, 22 grudnia 2020

Starosielce w ujęciu filmowym Tomasza Wiśniewskiego

Gdy przyjechałem do Białegostoku ponad 20 lat temu, miasto poznawałem od Nowego Miasta, gdzie mieszkałem i które stało się moim centrum. Do Starosielc jeździliśmy wówczas w odwiedziny do koleżanki, która mieszkała w zaadoptowanym na mieszkanie poddaszu w drewnianym domu swej babci. Jeździliśmy do niej autobusem jak na koniec świata. Dzielnica ta wówczas miała o wiele więcej wspólnego z typową wsią. Drewniane domy, ogrody, piaszczyste ulice. Dużo później jeździłem do IPNu oglądać dokumenty związane ze swoją rodziną, a także na cmentarz przy Grzybowskiego fotografować stare nagrobki.  A jeszcze później Starosielce stały się dla mnie moją dzielnicą, niejako po sąsiedzku.

Ostatni raz o książce Tomasza Wiśniewskiego pisałem na blogu prawie równo 10 lat temu. Mógłbym pewnie pisać częściej, bo to niezwykle płodny człowiek, zarówno jeśli chodzi o książki, ale i inne inicjatywy związane z historią Białegostoku i regionu. Gdyby zapytać przeciętnego białostoczanina o Tomasza Wiśniewskiego, odpowiedziałby pewnie: tematyka żydowska. Ale filmy i filmiki, opatrzone logiem Bagnówka to również rozmowy z ciekawymi ludźmi związanymi z regionem (żeby przypomnieć tylko film-rozmowę ze ś.p. Jarosławem Dziemianem) oraz poświęcone dzielnicom Białegostoku. W zeszłym roku odbyła się premiera filmu o Skorupach, któremu towarzyszyła książka poświęcona historii tej dawnej wsi. A kilka dni temu światło dzienne ujrzał film poświęcony Starosielcom, pt. "Były sobie Starosielce - opowieść cokolwiek sentymentalna".

 

Do opowieści o Starosielcach zaproszeni zostali Paweł Olszyński, przewodnik turystyczny, mający już na swym koncie spacer autorski po tej dzielnicy Białegostoku, a także Marta Pietruszko, znana z organizacji wieli ciekawych wystaw w Galerii Slendzińskich. Muszę przyznać, że był to trafny wybór. Paweł Olszyński od lat związany jest ze Starosielcami, Marta Pietruszko spędziła na Starosielcach dzieciństwo, a jej rodzina od kilku pokoleń tu mieszkała. Stąd w filmie wiele ciekawych opowieści o miejscach, które jeszcze niedawno, kilka lat temu, kilkanaście, kilkadziesiąt były bardzo charakterystyczne dla Starosielc, a których ja już nie mogłem nigdy widzieć. Zaskoczeniem dla mnie było to, jak ważnym miejscem był most brzeski, który dziś znajduje się na zupełnych peryferiach Starosielc, ale także to jak inaczej wyglądał teren stacji kolejowej, ulica Andrzeja Boboli, czy popularnego dziś sklepu Zodiak. W filmie wykorzystano sporo zdjęć archiwalnych nieznanych mi wcześniej, a także świetnych ujęć z drona. Muzyka w tle idealnie dopasowana został do opowieści i zdjęć.

 

Oglądając film, zdałem sobie sprawę, że mój stosunek do dawnych Starosielc (rosyjskiego miasta z pięknym dworcem, zawdzięczającego swoje powstanie budowie kolei grajewsko-brzeskiej w latach 70-ych XIX wieku, miasta kolejarzy okresu międzywojennego, dzielnicy Białegostoku okresu PRL z dominującymi zakładami naprawczymi konstrukcji stalowych, upadłych i wyludniających się Starosielc z okresu tuż po transformacji ustrojowej) nigdy nie będzie taki sam, jak Pawła Olszyńskiego i Marty Pietruszko, których rodziny tam mieszkały, którzy spędzili tam swoje dzieciństwo, młodość, sporą część życia. Ja uczyłem się dawnych Starosielc podczas spacerów organizowanych przez Adama Grabowskiego czy Iwonę Zienkiewicz po starym starosielskim cmentarzu, wertując starą prasę, czy wreszcie - rzecz nie do przecenienia - z dwóch książek poświęconych Starosielcom autorstwa Krzysztofa Obłockiego. Moje Starosielce to dzielnica Białegostoku już po swym upadku, gdy nie jest już miastem kolejarzy, a staje się powoli sypialnią Białegostoku. Moje Starosielce to sklep Zodiak, cukiernia Mel, gdzie zaopatrywałem się w ciasta na różne firmowe okazje, piekarnia i sklep wędliniarski przy rondzie, kościoły Przemienienia Pańskiego i Matki Boskiej z Guadelupe z obrazami Stefana Rybiego, przedszkole na Zielonej Górce, dawny PSS Kresowy, ulica Elewatorska, gdzie przez dwa lata pracowałem, bar z prawdziwymi domowymi obiadami w PZZ-tach, stacja kolejowa bez budynku, gdzie wysiadałem wracając z Gdańska oraz bardzo ważna dla mnie ulica Rumuńska. Dawne Starosielce nie są moje, ale z prawdziwym zainteresowaniem i entuzjazmem słuchałem opowieści o nich, odnajdując moje własne miejsca pokazane z nieco innej perspektywy.


Gdybym miał wskazać, czego zabrakło w filmie z mojej perspektywy, to brak dialogu filmowego z dokonaniami Krzysztofa Obłockiego. Co prawda film poświęcono jego pamięci - napis wyświetla się w końcówce filmu. Brakowało mi jednak krótkiej notki biograficznej, kilku słów o tym człowieku, który 30 lat temu włożył sporo pracy w upamiętnienie dawnych Starosielc, wydając dwie książki, a także gromadząc liczne zbiory związane z historycznym miastem kolejarzy. Czy warto film obejrzeć? Zdecydowanie tak. Powinny obejrzeć ten film osoby, dla których Starosielce nie są tylko nazwą geograficzną. Gdy pojawiły się napisy końcowe czułem satysfakcję, ale i niedosyt, że to już koniec opowieści.


środa, 16 grudnia 2020

Izoby i mogiła leśna z 1943 roku

Zastanawiam się kiedy historia ta ma swój początek. Jak dla mnie, gdyby nie spacery, które Andrzej Tarasewicz, mój kolega z Klubu Przewodników Turystycznych przy RO PTTK w Białymstoku postanowił organizować, nie dotarłbym w tym roku w to miejsce. A może nigdy bym nie dotarł?

Spacery o nazwie 4 Pory Puszczy organizowane są 4 razy do roku. Jeden cykl obejmuje 4 spacery. Uczestnicy idą tą samą trasą w Puszczy Knyszyńskiej o różnych porach roku: wiosną, latem, jesienią i zimą, aby obserwować, jak ten sam las zmienia się wraz z sezonowością. Ja wybrałem się na spacer jesienny w trzeciej edycji. Szliśmy od Bobrowej do Supraśla. Gdy doszliśmy do opuszczonej leśniczówki Izoby, Andrzej pokazał mi mogiłę, o której istnieniu nie wiedziałem. Napis na metalowej sztabie nad krzyżem wskazywał na rok 1943. Obok daty rocznej widniał też napis Waffen SS.


Nazwa Izoby praktycznie nie pojawia się w opracowaniach historycznych dotyczących II wojny światowej. Znalazłem o niej wzmiankę jedynie w relacji Ewy Kracowski z 2009 roku, której udało się ocaleć po likwidacji getta białostockiego w 1943 roku. Ewa Kracowski wspominała, że w okolicy Izobów operowały małe grupy żydowskich partyzantów, którym udało się opuścić getto białostockie w styczniu 1943 roku oraz tuż po pierwszej akcji likwidacyjnej w lutym tego samego roku. Nic więcej.
 
Napis na blasze przymocowanej do krzyża został wywiercony ostrym narzędziem, prawdopodobnie gwoździem. Niestety nie ułatwia to jego odczytania. Podjąłem taką próbę i choć nie wszystko udało się odczytać, doszedłem do następującej wersji inskrypcji nagrobnej:
 
"…..... …..... odpoczywaj w
wieczności
Był lipiec 1943 r.
o godz. 10 pod otwarte okno podszedł
chłopak lat około 20 i prosił o
kawałek chleba. W domu byli
waffen ss pochodzili z Sosnowca
związali go i rzucili na podłogę
o godz. 6 rozstrel. w lesie
… nazwiska
1. Lewandoski
2. Siekiera
3 nazwisko nie pamiętam
Izoby
Świadkowie
Andrzejewscy
Stary Majdan
Samek
Krakiewicz (Radkiewicz ?)"
 
Jest więc to mogiła chłopaka około 20-letniego. Czy pochodzenia żydowskiego, trudno powiedzieć. Pytań jest więcej: Czy Lewandoski i Siekiera byli członkami Waffen SS spod Sosnowca? Kto wyrył inskrypcję. Czy Samek Krakiewicz (Radkiewicz) to jedna, czy dwie osoby? Gdzie stacjonował oddział Waffen SS, w leśniczówce Izoby?

Lipiec 1943 roku to około miesiąca do likwidacji getta białostockiego. Czy młodzieniec ten był uciekinierem z getta? A może uciekł z miejsca egzekucji w całkiem nieodległej Grabówce?

Wśród świadków wymieniono Andrzejewskich ze Starego Majdanu. Nazwa tego miejsca może nie mówić nic mieszkańcom dzisiejszego Białegostoku, choć w lipcu 1945 roku rozegrała się tam jedna z największych bitew między ukrywającymi się w lesie partyzantami, a czerwonoarmistami, zapomniana również.

Jest to miejsce na skraju lasu między Karakulami a Sowlanami. Stoi tam jeden drewniany opuszczony dom, prawdopodobnie od niedawna o czym może świadczyć klomb kwiatowy oraz niewielki staw wykopany ręką ludzką. Jak dokładnie przedstawiała się historia związana z mogiłą, kim był zamordowany chłopak, kim byli Andrzejewscy ze Starego Majdanu pozostaje na razie tajemnicą.



Ewa Kracowski, "Świadectwo", maj 1943 r.,
https://bialystok.jewish.org.pl/page4.html,
dostęp 16 grudnia 2020.
 
Adam Zabłocki, "Bitwa na Starym Majdanie", https://www.suprasl.pl/index.php/wiecej-uzdrowisko-i-turystyka/1128-bitwa-na-starym-majdanie,
dostęp  16 grudnia 2020