sobota, 19 października 2019

Tropem pozostałości kolonii niemieckich na Lubelszczyźnie

Warunki do kolonizacji niemieckiej na terenie Królestwa Polskiego pojawiły się po roku 1815, gdy zakończyła się epoka wojen na terenie Europy, nastąpiła pewnego rodzaju stabilizacja i pojawiła się potrzeba zasiedlenia pustek i nieużytków. Taniość ziemi oraz inne udogodnienia, jak zwolnienia z czynszu, służby wojskowej, itp. powodowała napływ biedniejszej ludności chłopskiej z terenu Prus do Królestwa. Kulminacja tej migracji miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku. Szacuje się, że na terenie Lubelszczyzny powstało około 100 kolonii niemieckich. Różniły się od wsi polskich swym układem - bardzo często powstałe wsie miały układ rzędowy wzdłuż jednej ulicy, domu wyposażone były w wyższe dachy, a dość rzadka sieć parafii luterańskich sprawiała, że prawie w każdej wsi powstawał dom modlitwy i cmentarz grzebalny. Kres koloniom niemieckim na Lubelszczyźnie przyniósł rok 1940, gdy władze niemieckie przesiedliły kolonistów niemieckich na tereny Poznania i okolic po przyłączeniu ich do III Rzeszy, a w ich miejsce sprowadziły rodziny polskie z poznańskiego. Po wojnie poznaniacy wrócili do swoich domostw, niemieccy koloniści zaś najczęściej na początku 1945 roku wyjeżdżali z poznańskiego przed nadciągającą armią radziecką za Odrę, aby po wojnie wyjechać do Kanady, pozostać na terenie Niemiec lub wyjechać do innych krajów. Dziś dawne kolonie niemieckie zamieszkane są przez polską ludność miejscową i przybyszy zza Buga.

Pod koniec września miałem okazję odwiedzić wiele z tych wiosek dzięki wycieczce z potomkami niemieckich kolonistów z Lubelszczyzny. Oto co udało nam się ustalić i odnaleźć w niektórych z odwiedzonych miejsc:

1. Bielany Duże i Bielany Małe, gmina Serokomla.

Kolonia niemiecka została założona w roku 1869. Przed II wojną światową w Bielanach Dużych mieszkały 3 rodziny niemieckie, w Bielanach Małych zaś 4 rodziny. Cmentarz oraz dom modlitwy znajdowały się przy głównej, niezbyt uczęszczanej drodze w Bielanach Małych. Dzięki rozmowom z mieszkańcami dowiedzieliśmy się, że działka z domem modlitwy (po przeciwnej stronie drogi w stosunku do cmentarza) została sprzedana jeszcze przed II wojną światową przez parafię ewangelicką prywatnemu właścicielowi. Dziś po budynku domu modlitwy nie ma śladu, a na terenie dawnego cmentarza można znaleźć jeden krzyż drewniany, resztki drugiego i fragmenty żeliwnego nagrobka Augusta Klenke (1851-1904).


Bielany Małe - miejsce po dawnym cmentarzu po lewej stronie w zaroślach


Bielany Małe - nagrobek Augusta Klenke


2. Żurawiniec Kolonia, gmina Ostrówek.

Kolonia ewangelicka powstała w roku 1866. Do lat 70-ych XIX wieku liczba osadników niemieckich wzrastała, później duża ich część wyjechała na Wołyń, gdzie jakość ziemi była lepsza. Mimo że we wsi zbudowano drewnianą kirchę z oddzielną dzwonnicą, do której dzwon ufundowała miejscowa rodzina Lokszterów, założono cmentarz ewangelicki, dziś po dawnej kolonii niemieckiej nie ma śladu.

Po wojnie przez pewien czas w opustoszałym budynku kirchy istniała świetlica wiejska. Później budynek sprzedano prywatnemu właścicielowi, który z drewna po rozbiórce wybudował własny dom (dziś już też nie istnieje). Z cegły pochodzącej z podmurówki postawiono zaś kapliczkę stojącą przy drodze, nieopodal miejsca, gdzie kiedyś stała kircha.


 Żurawiniec Kolonia - miejsce po dawnym domu modlitwy

Cmentarz ewangelicki znajdował się bliżej wsi Piaski. Dziś jest to teren zalesiony. Niestety nie udało nam się znaleźć nawet drobnych śladów świadczących o jego istnieniu.


 Żurawiniec Kolonia - gdzieś wśród tych drzew po lewej znajdował się cmentarz ewangelicki

Ciekawa natomiast jest historia dzwonu. Gdy dom modlitwy w Żurawińcu Kolonii przestał funkcjonować podczas II wojny światowej, dzwon został przekazany parafii katolickiej w Lubartowie. Po wojnie, gdy parafia w Lubartowie zakupiła nowe dzwony, potomek rodziny Lokszterów z Żurawińca Kolonii postarał się o przekazanie starego dzwonu do nowo wybudowanej w latach 80-ych XX wieku kaplicy w Tarkawicy. Dziś dzwon z napisem "Lokszter" wisi na jej wieży.


Tarkawica - kaplica wraz z dzwonem pochodzącym z dawnego domu modlitwy w Żurawińcu Kolonii

3. Cyców.

Dobra cycowskie zostały rozparcelowane w 1880 roku i wkrótce powstała tu kolonia niemiecka. Jeszcze w XIX wieku zbudowano w Cycowie dom modlitwy, założono też cmentarz ewangelicki. W roku 1925 Cyców został siedzibą parafii luterańskiej. Spośród wszystkich miejscowości, które odwiedziliśmy, w Cycowie pozostało najwięcej śladów po dawnej kolonii niemieckiej. Murowany dom modlitwy z XIX wieku od dawna stoi pusty i niszczeje, ale substancja materialna jest dość dobrze zachowana. Położony tuż obok dawny drewniany dom pastora jest zamieszkały. Wciąż widoczne są w szczycie budynku i na drzwiach wejściowych ładne zdobienia snycerskie.

Na terenie cmentarza ewangelickiego powstało zaś lapidarium z ocalałych nagrobków. Oto lista tych, które udało nam się odczytać:

Sigismunt Gefrejter (1897-1909 ?), Emma Gefrejter (1899 ?-1901), Adolfine Gefrejter (1899?-1903);
Ema? Rolkows…;
Adolf Bartsch (1860-1904);
Matildo Reichwald (1899-1909), Wanda Reichwald (1909-1912), Arthur Fenske (1909-1909), Michael Fenske (1883-1911);
Ema Fenske (1925-1938);
Adolf Klingbeil (1870-1919);
Rozamunda Jetzke (1883-1911);
Adelaide Harke ?
… Welke?


Cyców - dawny dom modlitwy


Cyców - drzwi wejściowe do domu modlitwy


Cyców - szczyt dawnego domu pastora



Cyców - ganek i drzwi wejściowe dawnego domu pastora


Cyców - lapidarium
 
4. Bakus Wanda, gmina Wierzbica.

Kolonia niemiecka w Bakus Wandzie powstała dość wrześnie, bo już w latach 40-ych XIX wieku. Wtedy też prawdopodobnie powstał cmentarz ewangelicki. W 1924 roku zbudowano zaś drewniany dom modlitwy. Po II wojnie światowej drewniany dom pastora rozebrano, a z pozyskanego materiału zbudowano cerkiew prawosławną w nieodległym Syczynie, wsi zamieszkanej w większości przez ludność ukraińską. Gdy w ramach akcji Wisła, wysiedlono z Syczyna Ukraińców, budynek cerkwi przejął kościół katolicki, jednak wkrótce doszło do podpalenia budynku i w efekcie jego zniszczenia.

Budynek drewnianego domu modlitwy stał w Bakus Wandzie dłużej, ale i on został rozebrany, a z pozyskanego materiały zbudowano dom proboszcza również w Syczynie. Po wybudowaniu nowej plebanii w Syczynie, dawny budynek sprzedano prywatnej osobie. Dziś stoi w Werejcach.

Cmentarz ewangelicki po wojnie zarósł lasem, a o tym, że teren kiedyś służył pochówkom świadczy jedynie obecność barwinka. 




Bakus Wanda - teren dawnego cmentarza ewangelickiego


Bakus Wanda - miejsce po domu modlitwy i domu pastora 

5. Bukowa Wielka, gmina Sawin

Kolonia niemiecka w Bukowej Wielkiej została założona w roku 1871. W  pobliżu wsi Piaski, ale na gruntach należących do Bukowej Wielkiej, w lesie, na wzgórzu znajdują się pozostałości cmentarza. Bez pomocy miejscowych mieszkańców prawdopodobnie nie odnaleźlibyśmy go. Nie jest w żaden sposób oznaczony. W lesie teren cmentarza można rozpoznać dzięki rosnącemu dookoła barwinkowi. Znajduje się tam jeden nagrobek upamiętniający młodą Olgę Krause (1905-1930).


Bukowa Wielka - w lesie po prawej znajduje się cmentarz



Bukowa Wielka - nagrobek Olgi Krause 


6. Bukowski Las, gmina Hańsk

 Jadąc dziś przez Bukowski Las, o niewielu rozsianych z rzadka zabudowaniach, trudno sobie wyobrazić, że w latach 1873/1875 powstała tu kolonia niemiecka licząca 62 gospodarstwa, z domem modlitwy i cmentarzem.

Śladu po domu modlitwy nie ma. Po wojnie drewniany budynek przejęła gmina, przez pewien czas służył do celów szkolnych, a po wybudowaniu nowego budynku szkoły, został sprzedany prywatnej osobie, która z uzyskanego materiału wybudowała dom w Hańsku.

W internecie można znaleźć informację o istnieniu pozostałości cmentarza ewangelickiego. Bez pomocy miejscowej ludności próżno ich jednak szukać. Znajdują się bowiem w głębi lasu, nieopodal zakrętu drogi prowadzącej do Bukowskiego Lasu z Rudki Łowieckiej. Żadne oznakowanie nie wskazuje na istnienie cmentarza. A wśród ściółki leśnej udało się odnaleźć pozostałości trzech nagrobków. Myślę, że dysponując odpowiednim sprzętem, można by ich znaleźć więcej. Znalezione nagrobki upamiętniały Julianę Schol, Emmę Pachal i Ferdinanda Lehmanna.







Las po drugiej stronie asfaltowej drogi skrywa jeszcze jeden sekret. Z drogi zupełnie nie widać pozostałości starego wiatraka holenderskiego, podtrzymywanego przez konary dębu.





7. Syczyn, gmina Wierzbica

Kolonia niemiecka powstała w Syczynie w 1863 roku. Mimo, że większość mieszkańców stanowili Ukraińcy, był tu luterański dom modlitwy (budynek istniejący) i cmentarz (poza barwinkiem, nie ma żadnych innych śladów po dawnych miejscach pochówków).


Syczyn - teren dawnego cmentarza, widok od drogi


Syczyn - budynek dawnego domu modlitwy 

 8. Malinówka, gmina Cyców

Początki Malinówki sięgają 1880 roku. We wsi istniała kircha oraz cmentarz ewangelicki. Według relacji najstarszej mieszkanki wsi, kircha spłonęła od uderzenia pioruna. W tym miejscu stoi teraz kościół katolicki. We wsi stoi jeszcze murowany dom, wybudowany przez rodzinę Jeske (według relacji mieszkanki wsi) -  tą samą rodzinę, która przed wojną ufundowała drewniany budynek szkoły (nie istniejący).

Cmentarz znajduje się na polu wśród drzew i krzewów  w pewnym oddaleniu od budynku straży pożarnej. Został wpisany do rejestru zabytków i jako tako uporządkowany. 
Znaleźliśmy tam dwa nagrobki - jeden upamiętniający rodzinę Günzler, drugi poświęcony Edwardowi Rossnagelowi, miejscowemu nauczycielowi i kantorowi (1883-1934) posiada inskrypcję nagrobną dwujęzyczną - po niemiecku i po polsku!


Malinówka - nagrobek rodziny Günzler


Malinówka - fragment nagrobka Edwarda Rossnagela


 9. Radawczyk Drugi, gmina Konopnica

Kolonia niemiecka w Radawczyku została założona w roku 1878. Co ciekawe głównie przez baptystów, a nie luteran. Do dziś przy drodze z Radawczyka Drugiego do Radawczyka znajdują się pozostałości cmentarza baptystów z jednym nagrobkiem upamiętniającym Andreasa Schmidta. W samym Radawczyku zaś na początku XXI wieku można było oglądać budynek dawnego zboru, użytkowanego przez Ochotniczą Straż Pożarną. Po wybudowaniu nowego budynku, w starym mieścił się przez jakiś czas bar z dyskoteką, później pomieszczenia wynajęła firma produkująca tworzywa sztuczne. Wówczas doszło do pożaru w budynku, który ostatecznie został rozebrany.


Radawczyk Drugi - nagrobek Andreasa Schmidta na cmentarzu baptystów


Radawczyk - nowy budynek remizy. Dawny zbór znajdował się przed nowym budynkiem

Jak na dość znaczną ilość kolonii niemieckich, ich śladów na Lubelszczyźnie nie pozostało wiele. Pamiętają o nich starsi mieszkańcy, którzy mieszkali na tych terenach przed wojną. Wszyscy, których spotkaliśmy wypowiadali się bardzo ciepło o swych przedwojennych sąsiadach, chwaląc ich za pracowitość. W wielu miejscach jednak ludność, która przyjechała po wojnie nie ma wiedzy o tym, jaką ciekawą historię skrywa ziemia lubelska.

piątek, 27 września 2019

Roman Sapich, notatka z akt policyjnych, 1938 rok

Przekonałem się po raz kolejny, że przeglądanie przedwojennych akt policyjnych ma sens. Jest żmudne, ale można w nich znaleźć wzmianki o członkach rodziny, czasami przedstawiające fakty zupełnie nie znane, jak w przypadku wujka Kazika, czasami wzbogacające w istotny sposób wiedzę z przekazów rodzinnych, jak w przypadku odnalezionej przeze mnie notatki o śmierci Romana Sapicha.





Powyższa notatka została odnaleziona wśród "Meldunków sytuacyjnych o ruchu społeczno-politycznym i stanie bezpieczeństwa w miesiącach styczeń - sierpień, 1938 r." wytworzonych przez Komendę Wojewódzką Policji Państwowej w Brześciu.

Dotychczas wiedziałem, że Roman Sapich zginął tragicznie w pińskim porcie podczas pożaru statku. Teraz, dzięki policyjnej notatce, wiem, że był kotlarzem, podobnie, jak dwaj starsi bracia - Zygmunt i Józef. W nocy 19 marca 1933 roku miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. W czasie remontu kotła na statku "Wilno", będącym własnością pińszczanina Berka Pinakiera, Roman Sapich uległ poparzeniu, co spowodowało śmierć.

Na starym cmentarzu pińskim znajduje się jedyny nagrobek rodziny Sapichów, upamiętniający Romana. Byłem tam w listopadzie 2006 roku. Widziałem jedynie pojedyncze palące się znicze. Później dowiedziałem się, że ktoś stawia je co jakiś czas na grobie Romana. Żona Romana - Maria pracowała przed wojną w Łaźni Miejskiej w Pińsku. Mieli jedną córkę Anetę, o której losach nic mi nie wiadomo.



Brat Romana, Jan Sapich - legionista był mężem rodzonej siostry prababci Agaty Stępień ze Szczerbaczewiczów - Elżbiety. Ślub miał miejsce w roku 1925. Małżonkowie doczekali się trójki dzieci: Stanisława, Heleny i Łucji. Jan pracował w porcie w Pińsku. Niestety zmarł niespełna dwa miesiące po wkroczeniu wojsk sowieckich na tereny Rzeczypospolitej. 7 listopada 1939 leżał w szpitalu chory na zapalenie płuc. Personel medyczny został przymusowo zwolniony z pracy w tym dniu, aby móc uczestniczyć w obchodach święta rewolucji październikowej. Pacjenci nie dostali na czas leków, co skończyło się śmiercią niektórych, wśród nich Jana. Nagrobek na starym cmentarzu w Pińsku został oznaczony tylko drewnianym krzyżem. Nie przetrwał do obecnych czasów.

Rodzicami Jana byli Józef Sapich, pochodzący z Łunińca i Katarzyna z Porembów, pochodząca prawdopodobnie z poznańskiego. Jan miał czterech braci: 

- Aleksandra, urodzonego w 1894 roku, przed wojną pracownika kontrwywiadu. Za okupacji sowieckiej zesłany był do Archangielska, skąd powrócił i osiedlił się z rodziną we Wrocławiu;
- Józefa, urodzonego w 1899 roku;
- Zygmunta, urodzonego  w roku 1901;
- Romana, urodzonego w roku 1904, któremu poświęcony jest ten artykuł.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Rodzinnie i genealogicznie do Halle

Wyprawę rodzinną do Halle planowaliśmy już od dawna. Mieliśmy tam w końcu dotrzeć z różnych części Polski, trzeba było ten nasz wyjazd jakoś logistycznie spiąć. Pretekstem był oczywiście odnaleziony akt ślubu prapradziadków: Marcina Uzarka i Balbiny z Kaczmarków, który miał miejsce w Halle właśnie w styczniu 1889 roku. A poza tym miała to być dobra okazja, aby spotkać się rodzinnie i wakacyjnie w nietuzinkowym miejscu.

Halle, miasto w byłym NRD nad rzeką Soławą, które widok ścisłego centrum zawdzięcza katolickiemu arcybiskupowi Magdeburga i Moguncji, Albrechtowi von Brandenburgowi, który na przełomie lat 20. i 30. XVI wieku w znacznym stopniu odcisnął swe piętno na architekturze starego miasta. Kilka lat po rozpoczęciu inwestycji budowlanych mieszczanie Halle poparli jednak reformację i arcybiskup musiał opuścić miasto, które stało się protestanckie. Halle to również miejsce urodzenia Jerzego Fryderyka Händla, wielkiego kompozytora muzyki poważnej. W okresie NRD Halle zostało stolicą landu Saksonia-Anhalt, a gdy po zjednoczeniu Niemiec stolica została przeniesiona do Magdeburga, do Halle przyłączono tytułem rekompensaty największe miasto całkowicie od nowa wybudowane w NRD, wzorcowy przykład budownictwa socjalistycznego we wschodnich Nimeczech - Neustadt.

Mogę napisać krótko - Halle zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Po pierwsze hotel w którym mieszkaliśmy "TRYP by Wyndham", trzygwiazdkowy, wygodny, z dobrymi śniadaniami w formie bufetu, położony w dzielnicy Neustadt tuż przy przystanku linii tramwajowej oferował całkiem przystępne ceny, w których dodatkowo mieściły się darmowe przejazdy komunikacją miejską w Halle przez cały okres pobytu. Miasto dobrze jest skomunikowane liniami tramwajowymi, wszędzie łatwo trafić, ma poza tym całkiem sporo zabytków  w centrum z interesującą starówką. Blokowiska Neustadt, gdzie mieszkaliśmy, są dziś w dużej mierze zamieszkane przez emigrantów z Afryki i Azji, co zauważyliśmy w tramwajach. Ale mieliśmy ogólne wrażenie, że całkiem dobrze zintegrowali się oni z miejscowym społeczeństwem.

Uliczka Grosse Brauhaugasse, przy której przed ślubem mieszkał Marcin Uzarek (pod numerem 30) i Balbina Kaczmarek (pod numerem 10) nosi dziś nazwę Grosse Brauhaustrasse. Jest dość krótka - znajduje się w południowym kierunku od rynku starego miasta. W hotelu przy recepcji znaleźliśmy monografię historyczną Halle, a w niej opis historycznych budynków, ulica po ulicy. Znaleźliśmy również naszą uliczkę, jednak domów o numerach 10 i 30 nie było na zdjęciach. Widocznie nie przetrwały tak długiego czasu. Uliczka ta w XVIII wieku charakteryzowała się obecnością browarów. Gdy do niej doszliśmy, zauważyliśmy, że wielu kamieniec nie ma, miejsca po nich są puste. Parcele po niektórych starych budynkach zajęły nowe bloki, a numeracja kończy się na cyfrze 18. Przy ulicy tej stała też synagoga, w której miejscu stoi dziś pomnik.















Problem mieliśmy ze znalezieniem kościoła, w którym miał miejsce ślub. Pierwszy katolicki kościół w Halle, po długim okresie protestanckim miasta, został wybudowany dopiero w 1894 roku na skutek napływu katolickich robotników z Wielkopolski i Śląska. Wcześniej od roku 1812 katolicy obsługiwani mieli być przez kaplicę św. Hieronima. Nie udało mi się znaleźć informacji przez przyjazdem do Halle, gdzie się znajdowała.

Aby zasięgnąć wiedzy udaliśmy się do kościoła pw. śś. Franciszka i Elżbiety, tego właśnie wybudowanego w 1894 roku. Kościół ten znajduje się niedaleko naszej Grosse Brauhaustrasse.



Spotkaliśmy tam pochodzącą z Polski siostrę Andriję, która nie wiedziała nic na temat kaplicy św. Hieronima, ale poznała nas z wieloletnim księdzem proboszczem tej parafii, który powiedział, że kaplica św. Hieronima przez cały czas funkcjonowania w latach 1812-1894 traktowana była tymczasowo, a mieściła się w jednym z pomieszczeń (które przetrwało, ale pełni inną funkcję) wieży zamku Moritzburg.

Oczywiście udaliśmy się natychmiast do zamku Moritzburg położonego na północny zachód od starówki. Zamek Moritzburg to pierwotnie cytadela wzniesiona pod koniec XV wieku, przekształcona w pałac za rządów arcybiskupa Albrechta von Brandenburga. Dziś mieści się w nim min. Galeria Narodowa i Urząd Stanu Cywilnego (Stamdesamt). Niestety spośród pracowników muzeum nikt nie wiedział o tym, że w wieży zamku funkcjonowała kiedyś kaplica św. Hieronima. Wyobraziliśmy sobie, że Marcin z Balbiną, chłopi z południowej Wielkopolski mieszkając w mieście wybrali się do ślubu na zamek dorożką.




Nasz przyjazd do Halle nie ograniczał się jedynie do zwiedzania miejsc związanych z rodziną. Wyżej napisałem, że w Halle jest całkiem sporo zabytków w centrum miasta. Zachowała się tu między innymi średniowieczna, jedyna brama wśród pozostałości miejskich fortyfikacji. Jej nazwa - Brama Lipska (Leipziger Tor) doskonale wskazuje przy jakiej drodze wylotowej z miasta stała.


W rynku starego miasta stoi bardzo ciekawy kościół. W 1529 roku, gdy kardynał Albrecht von Brandenburg marzył o przekształceniu Halle w modelowe miasto katolickie, wyburzono dwa stare romańskie kościoły: Mariacki i św. Gertrudy, pozostawiając po dwie wieże każdego z nich. Następnie połączono je korpusem nowego kościoła mariackiego (Marktkirche). Kościół wygląda z zewnątrz naprawdę interesująco. Jedna z 2 par wież jest udostępniana do zwiedzania. Niestety w dniu, kiedy zaplanowaliśmy wejście na nie, okazało się, że z powodów technicznych zostały zamknięta. Ale kościół i wewnątrz sprawia niesamowite wrażenie - zwłaszcza ołtarz główny z obrazami naśladowcy Cranacha - Mistrza z Annabergu. Zwraca również uwagę współczesny krucyfiks z Chrystusem wyciągającym rękę w naszą stronę - niezwykle ekspresyjne i piękne dzieło.

Kościół ten dziś to ważne miejsce dla kultury protestanckich Niemiec. Można w nim oglądać maskę pośmiertną Marcina Lutra oraz pulpit, z którego głosił nauki.








W rynku stoi też średniowieczna Czerwona Wieża (Roter Turm), której zastosowanie nie zostało do dziś w pełni potwierdzone. Prawdopodobnie miała stanowić o prestiżu miasta. Zwiedzaliśmy ją z przewodniczką, którą podziwiałem za przygotowanie do tego spaceru, tak wieloma informacjami sprzed wieków dysponowała, opowiadając o mało istotnych wydawałoby się miejscach wewnątrz wieży. Przed wieżą, stoi XVIII-wieczna kopia niegdyś drewnianej figury Rolanda, dziś jeden z symboli miasta.






Nie sposób pominąć domu Händla, gdzie w 1685 roku urodził się kompozytor. Mieści się tam muzeum, w którym można prześledzić jego życie, rozwój muzyczny w Halle, Hanowerze i Hamburgu, podziwiać jego zamiłowanie do podróży na przykładzie Włoch, gdzie dokształcał się muzycznie, co miało przynieść efekt podczas trzeciego etapu życia w Londynie, gdzie osiągnął jako cudzoziemiec niebywały sukces artystyczny. Muzeum może nie powala na kolana, ale przy odrobinie koncentracji staje się naprawdę interesujące.




Nie zwiedziliśmy wszystkiego, co tylko było możliwe. Nie mogłem pominąć XVI-wiecznego cmentarza Stadtgottesacker, który zrobił na mnie duże wrażenie ze względu na bardzo dobry stan zachowania samego cmentarza, stare sięgające XVI wieku nagrobki, wśród których odnaleźć można tablicę nagrobną rodziców wielkiego kompozytora.











Nieopodal cmentarza zwraca uwagę pomnik poświęcony ludobójstwu dokonanemu na Ormianach przez Turków w 1915 roku, co w państwie zamieszkałym w tak dużym stopniu przez mniejszość turecką zdumiało mnie, ale i wprawiło w zadumę.




Mieliśmy zamiar zwiedzić muzeum czekolady, ale nie warto było ze względu na horrendalnie wysokie ceny biletów. Przy muzeum jest otwarty sklepik, gdzie miłośnicy czekolady mogą się jej najeść do woli. Każdy praktycznie smak pralinek wytwarzanych przez miejscowe przedsiębiorstwo pod nazwą Halloren jest wystawiony do darmowej degustacji.

Podsumowując była to udana wyprawa pełna pozytywnych wrażeń do miejsca, które omijałbym z daleka, gdybym kierował się li tylko ofertą biur podróży.