czwartek, 25 sierpnia 2016

Nieistniejące białostockie cmentarze (niektóre)

7 sierpnia, w niedzielę  odbyły się w Białymstoku 4 spacery po nieistniejących białostockich nekropoliach w ramach akcji "Lato z zabytkami", zorganizowane przez Klub Przewodników Turystycznych przy RO PTTK w Białymstoku. Przygotowując się, odkryłem w opracowaniach dotyczących najstarszych białostockich cmentarzy wiele niejasności i sprzeczności. Ba, o istnieniu jednego z nich w ogóle nie wiedziałem wcześniej! Mimo, że nie jestem zawodowym historykiem, a historia pasjonuje mnie tylko hobbystycznie, piszę niniejszy wpis, aby zasygnalizować, że sprawa starych białostockich cmentarzy wciąż czeka na lepsze zbadanie. Za wskazanie błędów, czy dodanie informacji z góry dziękuję.

Zacznę od białostockiego wzgórza katedralnego. W 1983 roku w pobliżu białego kościoła prowadzono sondażowe badania archeologiczne, które potwierdziły, że zmarłych chowano w tym miejscu przynajmniej od połowy XVI wieku. W latach 1617-1625 na wzgórzu katedralnym wybudowano biały kościół, pierwszą murowaną świątynię. Wewnątrz, pod posadzką, znajduje się do dziś krypta fundatorów kościoła, najprawdopodobniej zaadaptowana z wcześniej istniejącej, drewnianej świątyni oraz dwie krypty boczne zbudowane wraz z kościołem. Podczas wspomnianych badań archeologicznych odnaleziono trumny ze szczątkami Izabeli Branickiej oraz Katarzyny Poniatowskiej. W krypcie znajdują się też nagrobki Piotra Wiesiołowskiego młodszego oraz jego żony Zofii z Lubomirskich oraz kilkanaście innych trumien. Dodatkowo odkryto pochówki pod posadzką kościoła.

Za czasów Wiesiołowskich cmentarz przykościelny otoczony był dwoma obwodami murów. Mur zewnętrzny wyznaczał prawdopodobnie granicę wcześniejszego cmentarza grzebalnego. Jak przypuszczał Jan Glinka mury wzniosła Aleksandra Wiesiołowska z Sobieskich w latach 30-ych lub 40-ych XVII wieku.

Oba cmentarze przykościelne oraz miejsca pochówkowe wewnątrz kościoła były jednymi z najstarszych białostockich cmentarzy.

Ale w okolicach wzgórza katedralnego istniał też inny cmentarz, już w inwentarzu z 1737 roku określany mianem "starego". Znajdował się tuż obok starego szpitala parafialnego i otaczał drewnianą kaplicę, przeniesioną w to miejsce ze wzgórza katedralnego, gdy budowano świątynię murowaną w latach 1617-1625. W miejscu starego szpitala parafialnego Jan Klemens Branicki w roku 1768 ufundował klasztor szarytek. Stary cmentarz zaś oddzielono od nowego założenia i rynku murem, w który wkomponowana została kolumna z kamienną statuą Najświętszej Maryi Panny. Według księdza Tadeusza Krahela ostatni pochówek na starym przyklasztornym cmentarzu miał miejsce 26 lutego 1807 roku.

Nigdzie nie znalazłem natomiast wzmianki, kiedy miał miejsce ostatni pochówek na cmentarzu przykościelnym na wzgórzu katedralnym. Poza tym, który cmentarz był starszy? Ten przykościelny, na którym chowano zmarłych przynajmniej od połowy XVI wieku, czy też ten przyklasztorny, określany mianem "starego" już w 1737 roku? A może oba sięgają jeszcze połowy XV wieku, gdy dobra białostockie zostały podzielone pomiędzy synów Jakuba Raczko Tabutowicza? Wówczas teren przyklasztorny leżał po drugiej stronie Wielkiej Drogi Litewskiej w stosunku do wzgórza katedralnego i oba cmentarze mogły funkcjonować równolegle w sąsiednich dobrach. 
Niejasne pozostają również początki pierwszych cmentarzy żydowskich. Najstarsze mogiłki żydowskie, które dziś moglibyśmy zlokalizować przy ulicy ulicy Legionowej, tuż przy wylocie dawnego traktu wasilkowskiego z rynku, nie były czynne na pewno już w roku 1770, gdyż wtedy  Jan Klemens Branicki pozwolił na budowę browaru na posesji cmentarnej. Inwentarz sporządzony niedługo później, tuż po jego śmierci wspomina "tuż przy budowisku (browaru), w tyle mogiłki żydowskie dawne oparkanione". Ale kiedy powstały? Czy w czasie lokowania miasta w latach 90-ych XVII wieku przez Stefana Mikołaja Branickiego? A może jeszcze wcześniej?
Podobnie niejasny jest moment założenia drugiego cmentarza żydowskiego, zwanego rabinackim, ulokowanego tuż za bramą suraską, w miejscu dzisiejszego Parku Centralnego. Większość opracowań wskazuje na pierwszą połowę lat 60-ych XVIII wieku. Jednak, jak pisze Alina Sztachelska-Kokoczka, zachował się zapis z 26 lipca 1752 roku o sprzedaży gruntu pod mogiłki żydowskie na rzecz kahału białostockiego przez Adama Ochremowicza i Marcina Adamczuka. Trudno przypuszczać, aby dysponując gruntem społeczność żydowska czekała z pochówkami w nowym miejscu aż do lat 60-ych XVIII wieku.
Wróćmy do cmentarzy katolickich. Pora na prawdziwą enigmę, cmentarz który nie istnieje w świadomości białostoczan, bardzo rzadko wzmiankowany był również w opracowaniach dotyczących historii Białegostoku - cmentarz za bramą choroską. Widać go na planie Beckera z roku 1799 oraz na rekonstrukcji planu miasta z końca XVIII stulecia Jana Glinki. Być może mylony jest z cmentarzem unickim, który musiał znajdować się terenie jurydyki parafii unickiej, po sąsiedzku, ale tuż przy cerkwi. Cmentarz katolicki zlokalizowany był tuż za bramą choroską po jej lewej stronie. Według księdza Tadeusza Krahela pierwszy pochówek miał miejsce 21.10 1776 roku, gdy w metryce zgonu Joanny Niepsujówny zapisano, że pochowana została na cmentarzu nowym. Najwięcej pochówków na tym cmentarzu, nazywanym również cmentarzem poza miastem lub cmentarzem parafialnym za bramą miasta zanotowano w latach 90-ych XIX wieku. Prawdopodobnie zapełniony został na początku XIX wieku.

Obok katolickiego cmentarza za bramą choroską w XVIII wieku znajdowała się jurydyka parafii unickiej pw. św. Mikołaja, na terenie której znajdował się cmentarz unicki. Początki cmentarza, jak i samej cerkwi większość opracowań datuje na rok 1727, gdy Jan Klemens Branicki wystawił zapis na jej rzecz. Jednak bardzo ciekawą hipotezę postawił Przemysław Czyżewski. W dokumencie z wizytacji cerkwi białostockiej i dojlidzkiej z 1773 roku przy opisie ołtarza wielkiego wymieniono antymins Jaśnie Wielmożnego Jegomości, ks. metropolity Załęskiego. Napis, który widniał na antyminsie może wskazywać biskupa, który dokonał wyświęcenia cerkwi. Analizując wszystkie przesłanki dotyczące możliwego czasu fundacji białostockiej cerkwi oraz okres, w jakim żył biskup Leon Załęski, Przemysław Czyżewski cofnął możliwy czas jej powstania na lata 1694-1696. Zapewne cmentarz powstał równolegle.

Kiedy cmentarz unicki przestał pełnić swoją rolę? Pewnie wówczas, gdy unitów zaczęto chować w innym miejscu. Kolejnym zaś cmentarzem, gdzie lokalizuje się pochówki unickie była nekropolia wokół wzgórza świętej Marii Magdaleny. I tu pojawia się kilka hipotez dotyczących czasu powstania tego cmentarza.

Wielu autorów opracowań historycznych datuje jego powstanie na rok 1768, 10 lat po tym, gdy Jan Klemens Branicki ofiarował altarii św. Rocha dwie włóki ziemi, a na podarowanym gruncie ufundowana została kaplica św. Marii Magdaleny. Małgorzata i Maciej Karczewscy natomiast cytują list Adama Bujnowskiego, oficjalisty Jana Klemensa Branickiego, datowany na 23 października 1760 roku, w którym tenże donosi "Ulica do Marii Magdaleny została wysadzona lipiną, wiązów na cmentarz nie można było dostarczyć." Przyjęło się uważać, że aleja łącząca altarię św. Rocha ze wzgórzem św. Marii Magdaleny (dzisiejsza ulica Krakowska) została obsadzona lipami, zaś na wzgórzu posadzono wiązy. Ale czy na pewno chodziło o cmentarz św. Marii Magdaleny? Może o cmentarz na wzgórzu św. Rocha, którego powstanie niektórzy autorzy datują na rok 1750? Po co miałby być zakładany cmentarz za bramą choroską, gdyby istniał nie zapełniony cmentarz na wzgórzu świętej Marii Magdaleny? Kolejnym argumentem przeciwko tak wczesnemu usytuowaniu cmentarza na wzgórzu jest jego brak na planie Beckera z roku 1799. Ksiądz Tadeusz Krahel pisze z kolei, że pierwszy pochówek na wzgórzu św. Marii Magdaleny miał miejsce 27 lutego 1807 roku. Nazywany był wówczas cmentarzem parafialnym. Od roku 1814 zaś określano go cmentarzem wspólnym przy świętej Magdalenie. Wówczas musiały odbywać się tam poza katolickimi również pochówki unickie i prawosławne. 

Pora na cmentarz na wzgórzu świętego Rocha. Pisałem już o hipotezie, jakoby założono go w 1750 roku. Kaplica na wzgórzu została ufundowana w roku 1741 przez Jana Klemensa Branickiego i to wokół niej miał powstać teren grzebalny. Ale już Urszula Kraśnicka cytuje fragment księgi wizytacji biskupiej z 1828 roku: "Cmentarz św. Rocha odległy od miasta na sążni 200. Takowy cmentarz w 1819 roku Rząd Cywilny pozwolił założyć, a Zwierzchność Duchowna przychylając się do tego w dnie Krzyżowe poświęciła." Gdybyż to były tylko dwie hipotezy czasu powstania cmentarza św. Rocha!

Wiesław Wróbel w artykule o przełożonej klasztoru szarytek, siostrze Marii de Broc, osobie niezwykle zasłużonej dla Białegostoku przełomu wieków XVIII i XIX cytuje jej metrykę zgonu z 9 grudnia 1817, w której zapisano, że ciało zmarłej zostało pochowane na cmentarzu św. Rocha. Nieistniejącym? A może jednak istniał przed 1819 rokiem?

Ach, tych wątpliwości z cmentarzami cała masa! Sporo jeszcze do odkrycia w dziejach naszego miasta.

Krzysztof Antoni Jabłonowski, "Biały i czerwony. Kościoły białostockiej parafii farnej", Białystok, 2008 

ks. Tadeusz Krahel, "Najstarsze białostockie cmentarze katolickie", Drogi Miłosierdzia, nr 1/2010

Wiesław Wróbel, "O początkach klasztoru Sióstr Miłosierdzia", Kurier Poranny, 23.10.2015

Alina Sztachelska-Kokoczka, "Białystok za pałacową bramą", Białystok, 2009

Przemysław Czyżewski, "Powstanie cerkwi białostockiej", Białostocczyzna, nr 4 (56), 1999

 Małgorzata Karczewska, Maciej Karczewski "Cmentarz wielowyznaniowy na wzgórzu św. Marii Magdaleny w Białymstoku w świetle źródeł archeologicznych i historycznych", Białostockie Teki Historyczne, Tom 8/2010

Urszula Kraśnicka, "Kościół - pomnik", Muzeum Wojska, Białystok

Wiesław Wróbel, "Zapomniana siostra Maria de Broc", Kurier Poranny, 30.10.2015  

środa, 17 sierpnia 2016

Śladami "Huzara"

Wspólne, coroczne wycieczki z Jurkiem śladami żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego stały się już tradycją. Tym razem pomysł trasy narodził się za sprawą ubiegłorocznej prezentacji Łukasza "Lubicz" Łapińskiego w ramach Przystanku Historia, organizowanego przez białostocki oddział IPNu. Prezentacja Łukasza skupiała się na genealogii Kazimierza Kamieńskiego ps. "Huzar", która została udokumentowana do czasów średniowiecznego osadnictwa w zachodniej części obecnego województwa podlaskiego. Była bardzo interesująca, wielowątkowa, czasy podziemia niepodległościowego nie zdominowały spotkania. Dodatkowy atut stanowił udział krewnego "Huzara".

W niedzielne, parne przedpołudnie wyruszyliśmy przez Sokoły i Nowe Piekuty do wsi Markowo Wólka. 8 stycznia 1919 roku urodził się tu Kazimierz Kamieński, w majątku matki Aleksandry ze Spaleńskich. Dziś Markowo Wólka to typowa dla zachodniego Podlasia wieś, nie przekształcona w letnisko dla mieszczuchów, jak to zdarza się z wymierającymi osadami ściany wschodniej. Wręcz przeciwnie, rolnictwo ma się dobrze, zapach obornika jest czymś naturalnym, a oznaczenia wielu gospodarstw wskazują na współpracę z wysokomazowiecką mleczarnią. Otwarte na oścież bramy wielu gospodarstw wskazywały na nieobecność mieszkańców. Wyjechali najprawdopodobniej do kościoła. Udało nam się mimo wszystko spotkać ludzi, którzy wskazali miejsce dawnego gospodarstwa Kamieńskich oraz opowiedzieli historię obławy UB na "Huzara", ostrzelania domu w którym miał przebywać, jak również wykrycia kapusia i jego dalszego niewesołego losu. Opowieść potwierdzała fakt wsparcia miejscowej ludności dla działań oddziału, dzięki pomocy której oddział "Huzara" mógł swobodnie działać aż do roku 1953.


Z Markowa Wólki pojechaliśmy do Hodyszewa. Chronologicznie, wzdłuż rozwijającej się nici życia "Huzara", który do tej nieodległej wsi, dziś sanktuarium, chodził do szkoły. Przy wąskiej szosie wprawne oko dojrzy przy kukurydzianym polu w zaroślach rozwalającą się drewnianą chatę z oryginalną słomianą strzechą, jakie trudno dziś już spotkać na Podlasiu. Rok, dwa lata i przestanie istnieć. Po chwili ujrzeliśmy Hodyszewo i z dala widoczną świątynię. Dla mnie Hodyszewo było o tyle ciekawe, że pozwalało spojrzeć na inną realizację architektoniczną autorstwa Oskara Sosnowskiego. Osoby przyzwyczajone do smukłej wieży białostockiego kościoła świętego Rocha i oryginalnego kształtu oraz świątynnego wzgórza przeżyją zdziwienie i jednocześnie podziw dla realizacji łączącej w sobie w bryle kościoła cerkiewną przeszłość Hodyszewa. Na jednym z przyciętych drzew akurat na gnieździe siedziały bociany. Z kościoła wychodzili ludzie po mszy, mieliśmy więc trochę czasu na jej zwiedzenie. Jak słusznie zauważył Jurek, sanktuarium często towarzyszy cudowne źródełko. Sporo ludzi przy Krynicy, jednak w parny, letni dzień chwila spędzona w sąsiedztwie chłodnej źródlanej wody była warta zachodu.


Z Hodyszewa mieliśmy jechać do Wysokiego Mazowieckiego, ale jeszcze w Markowie Wólce usłyszeliśmy, że warto zatrzymać się przy kościele w Nowych Piekutach, gdzie wystawiono pomnik poświęcony Kazimierzowi Kamieńskiemu. Nowe Piekuty leżały przy naszej trasie. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Kościół wznosi się po lewej stronie drogi, a przy samej drodze stoi wspomniany pomnik.



Oryginalny napis nieco zatarty, ale wciąż czytelna jest część mówiąca o walce z okupantami najpierw hitlerowskim, a potem do roku 1953 z sowieckim. W części symbolicznej orzeł biały z koroną, twarz poległego żołnierza po prawej, z lewej wzniesiona w geście zwycięstwa dłoń, przewiązana niewolącym powrozem, a nad wszystkim wykuta w kamieniu wisząca postać Chrystusa na krzyżu.

Kolejnym, dłuższym przystankiem na trasie było Wysokie Mazowieckie. Kazimierz Kamieński uczył się w miejscowym Gimnazjum Handlowym, utworzonym w latach 30-ych (1 września 1936 nastąpiło uroczyste rozpoczęcie nauki w Gimnazjum Kupieckim, wcześniej przez 3 lata istniała tu koedukacyjna średnia szkoła handlowa). Szkoła nie miała swego stałego lokalu, często zmieniały się kolejne budynki, dlatego nie stawialiśmy sobie za cel odwiedzenie ich wszystkich.

Wysokie Mazowieckie z przeważającą nieciekawą architekturą powojenną nie jest zbyt popularnym miejscem weekendowych wycieczek, a przez to wiele miejsc zostało w nim jeszcze dla nas do odkrycia.

Już na początku, gdy zaparkowaliśmy ujrzeliśmy budynek świątyni, który bardzo przypominał dawne białostockie cerkwie garnizonowe z czasów rosyjskich. Stanęliśmy przy dawnej cerkwi unickiej zbudowanej w 1798 roku. Obecny wygląd zewnętrzny świątynia uzyskała w 1896 roku, po niemal stu latach od wybudowania, gdy dostawiono prostokątną nawę z wieżą. Wówczas po kasacie unii, była już świątynią prawosławną. Co ciekawe pierwotna, drewniana cerkiew prawosławna została w tym miejscu ufundowana jeszcze przez króla Zygmunta Augusta.


Nie szukaliśmy szkoły handlowej, pamiątka po jej początkach "sama rzuciła nam się w oczy", gdy szliśmy w stronę wysokomazowieckiego kościoła.

Świątynia katolicka z drugiej połowy XIX wieku i położony za nią cmentarz z wieloma starymi nagrobkami na pewno warte są wizyty. Niestety zastaliśmy kościół zamknięty. Mogliśmy więc tylko obejść ją dookoła. Przed świątynią minęliśmy ciekawą kapliczkę świętego Jana Nepomucena.



Na cmentarzu szczególną moją uwagę zwrócił nagrobek Natalii Kulberg, urodzonej w 1814 roku w Wyborgu. Jak to los rozrzuca ludzi po tej ziemi - pomyślałem odczytując nagrobną inskrypcję.


Pozostały nam do odkrycia trzy ostatnie miejsca, związane z ostatnim, powojennym okresem życia Kazimierza Kamieńskiego "Huzara".  A więc najpierw cmentarz w Poświętnym, gdzie wystawiono mu symboliczny nagrobek kilka lat temu. Szczątki "Huzara" do dziś nie zostały bowiem odnalezione.


Nieuchronnie zmierzaliśmy do Łap, gdzie odbył się przedostatni akt tragedii "Huzara". Po drodze jednak zajechaliśmy do wsi Kamieńskie Wiktory, jednego z dwóch gniazd rodowych Kamieńskich o przydomku Kruć. Tam od lata 1944 roku, gdy na ziemie polskie wkroczyła Armia Czerwona przez 9 kolejnych lat ukrywał się u swojej rodziny Kazimierz Kamieński. Wieś rolnicza, niewielka, prawdę mówiąc nie było na czym oka zawiesić.


Łapy. Proces pokazowy. Czy ktokolwiek mógł sobie wyobrazić, że droga rozpoczęta wstąpieniem przed II wojną światową do Szkoły Podchorążych Rezerwy w Grudziądzu doprowadzi Kazimierza Kamieńskiego do sali budynku parafii w Łapach? Zaczęło się dość typowo. Udział w kampanii wrześniowej w 9 Pułku Strzelców Konnych. Niewola niemiecka po bitwie od Kockiem, zamykającej kampanię wrześniową. Ucieczka i powrót w rodzinne strony, które znalazły się pod okupacją sowiecką. Działał w Batalionach Śmierci Strzelców Kresowych, a następnie w ZWZ, likwidując agentów NKWD i działaczy komunistycznych współpracujących z wrogiem. W czasie okupacji niemieckiej w AK, a po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej zmuszony do ukrywania się, jak wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego, szczególnie aktywnych podczas pierwszej okupacji sowieckiej. Po zakończeniu działań wojennych uczestniczył w wielu akcjach przeciwko nowej władzy. Nie ujawnił się w 1947 roku. W maju tegoż roku podporządkował swój oddział kapitanowi Władysławowi Łukasiukowi "Młotowi" w ramach VI Brygady Wileńskiej. Po śmierci dowódcy w roku 1949 kontynuował działalność w ramach brygady. Nigdy nie został złapany w obławach organizowanych przez UB, działając na bardzo przychylnym oddziałowi terenie. Dopiero gdy bezpieka zmontowała fikcyjną V Komendę WiN, przeznaczoną do rozpracowania i wyłapania niedobitków podziemia niepodległościowego, aresztowany został w Warszawie w 1952 roku. Proces pokazowy w Łapach miał miejsce w dniach 24-26 marca 1953 roku. Na miejsce dowożono delegacje zakładów pracy w celach propagandowych. "Huzara" oraz trzech podkomendnych skazano na karę śmierci, trzy inne osoby za pomaganie partyzantom na kary długoletniego więzienia.



11 października 1953 roku został stracony w białostockim więzieniu, a miejsce pochówku do dziś nie jest znane.