wtorek, 19 lutego 2013

Kiekrz i okolice

Nadszedł był czas, aby ponownie odwiedzić podpoznański Kiekrz, ojczystą parafię Paczkowskich, którzy przynajmniej od początku XIX wieku mieszkali w pobliskich Krzyżownikach -  dziś dzielnicy Poznania. Głównym powodem mojej tegorocznej wyprawy do Kiekrza była chęć naocznego sprawdzenia ksiąg zgonów od roku 1909 do 1914 i przekonania się, czy widnieje w nich zapis o zgonie mego prapradziadka Wawrzyńca Paczkowskiego. Przez Kiekrz wielokrotnie przejeżdżałem pociągiem w czasach studenckich, jako, że tędy przechodzi linia kolejowa do Krzyża i dalej w kierunku na Gorzów Wielkopolski. Jednak brak zainteresowań genealogicznych sprawiała, że nigdy, mając tyle okazji, nie zatrzymałem się w tej uroczo położonej miejscowości w celach poznawczych.

Kościół kierski położony jest na wzgórzu w centrum miejscowości. Tuż za nim znajduje się cmentarz, na którym znalazłem swego czasu kilka nagrobków osób i całych rodzin o nazwisku Paczkowski. Pierwsza źródłowa wzmianka o kościele pochodzi z 1397 roku. Mowa jest w niej o "plebanie Pawle z Kiekrza". Pierwszy kościół pw. św. Michała Archanioła zbudowany był z drewna, a istniejące do dziś dokumenty parafialne rozpoczynają się w roku 1407, niemalże w przeddzień Bitwy pod Grunwaldem. Obecny kościół został zbudowany w stylu barokowym w drugiej połowie XVI wieku przez właścicieli Kiekrza, rodzinę Kierskich. Dwa wieki później Maria Kierska z Zakrzewskich rozbudowała go do dzisiejszych rozmiarów.



Przed kościołem znajdują się nagrobki zmarłych księży proboszczów: Antoniego Dukata (1876-1931), Jana Rymarowicza (ur. 1902) i Michała Wagnera (ur. 1886).

Obok kościoła zwracają też uwagę dwa zbudowane z cegły grobowce. Jeden należał do właścicieli Wielkiego, rodziny Stock-Jesse.


Drugi zaś do Przyłuskich - właścicieli Strzeszynka. W dolnej części grobowca pochowani zostali rodzice arcybiskupa gnieźnieńskiego Leona Przyłuskiego (1789 Strzeszynek - 1865 Poznań) oraz jego serce. Arcybiskup Leon Przyłuski stał na czele deputacji do króla Prus w sprawie utrzymania autonomii Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Był honorowym prezesem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.


W bocznej ścianie kościoła wmurowana jest tablica upamiętniająca inną przedstawicielkę rodziny Przyłuskich - Nepomucenę Godlewską, żonę inspektora kancelarii sądu poznańskiego (1797-1833).


Księgi zgonów w kancelarii parafialnej nie przybliżyły mnie niestety do zagadki zgonu prapradziadka. Przejrzałem lata 1909-1918. Bez rezultatu.

***
Niewątpliwą atrakcją Kiekrza jest jezioro Kierskie. Już Adolf Nowaczyński, nasz przedwojenny doskonały pisarz, miłośnik Wielkopolski, w swym dziele "Poznaj Poznań", Poznań 1939, pisał:

"Jak Tatry swego czasu zrobiły karierę, zyskawszy sobie takich odkrywców jak Staszic, Kantak, jak Goszczyński i Pol, jak Eliasz (zapoznany) i Witkiewicz ojciec, tak i Wielkopolska jako "Kraj Tysiąca Jezior" musi wyłonić ze siebie propagatorów-apostołów w typie Chałubińskiego czy Baranowskiego. Ariston men hydor. Ze "Związku Popierania Turystyki" w Poznaniu musi wzejść i porodzić się mąż wdały, Walgierz propagandy, który obmyśliwszy plan wielkiej kampanii, zorganizuje odkrycie jezior wielkopolskich dla Polski i w te tu strony i okolice nakieruje wielki, masowy napływ czy najazd inteligencji względnie po prostu burżuazji polskiej."

I dalej pisze o warunkach, jakie jeziora wielkopolskie powinny spełnić, aby przyciągnąć rzesze turystów:

"Pierwsza - to możliwie nieskomplikowany dostęp i ułatwienie komunikacyjne dla gości z Bliskiego Wschodu. Ten warunek forytuje na pierwsze miejsce grupę jezior pod-poznańskich i wschodnio-gnieźnieńską.

Drugi warunek - to dobór tych miejscowości, które są już mniej lub więcej zaawansowane w urządzenia przystaniowe, sportowe, łazienki, plaże, dogodności rybołówcze, wille, mieszkania, elektryczność, café-restaurant i ewentualnie zalążki klubowo-kasynowe.

Ten warunek typuje na pierwsze miejsca Mosinę i Kiekrz w centrum, Powidz na wschodzie, Wągrowiec na północy i ewentualnie Baszkowo pod Lesznem na połud.-zachodzie."

Dziś Kiekrz, jako że leży w zbyt bliskim sąsiedztwie Poznania nie wydaje się aż tak atrakcyjny dla turystów przede wszystkim złaknionych ciszy. Poza tym do Polski należą bogate w jeziora szerokie połacie Puszczy Noteckiej, Pojezierze Lubuskie i wiele jezior Pomorza Szczecińskiego.

Wybierając się do Kiekrza z synem liczyłem jednak, że jezioro będzie jako taką atrakcją. Niestety, gdy zajechaliśmy w jego okolice, z nieba zaczęły lać strugi deszczu. Dla syna atrakcją miał pozostać Poznań ze stadionem Lecha, który mieliśmy zamiar zobaczyć po odwiedzeniu Kiekrza.


Jadąc w jego kierunku nie mogłem nie zatrzymać się w Rogierówku, gdzie w wiatraku typu holender z 1905 roku mieści się Muzeum Młynarstwa. Prapradziadek Wawrzyniec według aktów metrykalnych był młynarzem, co stanowiło dodatkowy bodziec do odwiedzenia tego obiektu. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że muzeum czynne jest od kwietnia dopiero, ale właściciel wpuścił nas do środka bez problemu.

Wiatrak ten jest jedynym tego typu wiatrakiem w Wielkopolsce, w pełni zautomatyzowanym. Pracujący w nim młynarz musiał w zasadzie tylko wsypać ziarno i podłożyć worek na mąkę. Utrzymany jest w bardzo dobrym stanie, w przeciwieństwie do nielicznych pozostałości wiatraków sokólskich. Jako, że był to ostatni obiekt w okolicach Kiekrza, którego zwiedzenie mieliśmy w planach, ruszyliśmy do Poznania. A ja obiecałem sobie, że kiedyś wreszcie będę musiał przyjechać do Kiekrza na dłużej.


piątek, 1 lutego 2013

Poniemieckie kościoły w okolicach Gorzowa (4) - Ulim i Łagodzin

Podczas ostatniego pobytu w rodzinnym mieście nie mogło zabraknąć wyprawy do podgorzowskich wiosek, pamiętanych z okresu dzieciństwa.

Wieś Ulim (Eulam po niemiecku) leżała zawsze nieco na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych. Dojeżdżało się do niej zawarciańską ulicą Kasprzaka. Dziś po wybudowaniu szeregu dróg ekspresowych leży tuż przy głównej drodze na Kostrzyn. Z dzieciństwa pamiętam, jak obserwowałem przez okno w bloku, tereny znajdujące się po południowej stronie Warty, nizinnej i płaskiej. Ulim był, dzięki wysokiej wieży kościoła, doskonale widoczny w letnie bezchmurne dni. W przeciwieństwie do wiosek założonych podczas melioracji Błot Warciańskich Krasowca, Glinika, Ciecierzyc i Osiedla Poznańskiego  powstał dużo wcześniej. Pierwsze wzmianki dotyczące wsi pochodzą z 1316 roku. Być może w średniowieczu istniały dwie wsie: położona wysoko i nisko. Zasiedlona była głównie przez rybaków znajdujących zatrudnienie dzięki przepływającej w pobliżu Warcie. We wsi znajduje się neogotycki kościół z 1876 roku. Zwraca uwagę data na sygnaturce kościoła oraz klamka u drzwi pochodzących zapewne jeszcze z czasów niemieckich, gdy kościół należał do parafii protestanckiej w Deszcznie.





 Z Ulimia niedaleko jest do Łagodzina (niem. Egloffstein), wsi położonej przy drodze z Gorzowa do Sulęcina. Założona została w XVIII wieku podczas wspomnianej wyżej melioracji Błot Warciańskich. Polska nazwa zapożyczona została od nazwy miejscowej występującej w dokumencie z 1372 roku. Niemiecka nazwa wsi została nadana na cześć pułkownika Egloffsteina z Frankfurtu nad Odrą. Obecny neogotycki kościółek pochodzący z 1901 roku jest trzecią z kolei świątynią w Łagodzinie. Przypomina nieco swą sylwetką kościół w nieodległym Krasowcu.


czwartek, 31 stycznia 2013

Złotoria Piaski - 1920 r.

Wielokrotnie jadąc drogą z Białegostoku do Tykocina przez Złotorię, tuż przed wsią Siekierki mijałem po prawej drogowskaz kierujący w stronę pomnika żołnierzy poległych w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Podczas ostatniego wyjazdu do Tykocina, postanowiłem zatrzymać się przy nim i dowiedzieć się czegoś więcej.


Droga, którą należało podążać w stronę widocznych z drogi zabudowań ginęła w gęstym śniegu. Urok podlaskich zim!

Sam pomnik znajduje się za stodołą należącą do widocznych na zdjęciu budynków.

Niedawno "wzbogacił się" o nową tablicę z napisem powtarzającym ten pochodzący z 1930 roku:

"Nieznanemu żołnierzowi poległemu za wolność ojczyzny w 1920 r. w dziesięciolecie zwycięstwa nad Bolszewikami. Cześć bohaterowi. Strażacy w Złotorji. 1930 r."

Co ciekawe część portali internetowych zawiera informacje o powyższym pomniku, podając że jest poświęcony poległym żołnierzom, co kłoci się z treścią inskrypcji na tablicy.

Próbując zasięgnąć dodatkowych informacji skontaktowałem się z Ochotniczą Strażą Pożarną w Złotorii, fundatorem pomnika. Niestety nie uzyskałem takich.

Ciekaw jestem, czy czytelnicy bloga wiedzą coś o epizodzie ze Złotorii z czasów wojny polsko-bolszewickiej.

sobota, 29 grudnia 2012

Ślepe uliczki poszukiwań genealogicznych

Po latach poszukiwań, ślepych uliczek nie ubywa, a wręcz coraz więcej da się ich zidentyfikować. Niektóre są zupełnie beznadziejne, na zdrowy rozum nie da się z nich wyjść, księgi metrykalne spłonęły bądź zupełnie nie wiadomo, gdzie dalej szukać tego jedynego aktu, inne czekają na swój łut szczęścia, gdyż nie wszystko jeszcze stracone i droga wyjścia jawi się gdzieś w kolejnych zamierzeniach poszukiwawczych.

Zbliża się koniec roku, a był on obfity w genealogiczne ślepe uliczki, czas więc na krótkie podsumowanie, również celem ich uporządkowania.

Linia ojca:

1. Prapradziadek Wawrzyniec Paczkowski (1851 Krzyżowniki - przed 1914). Problem ze znalezieniem aktu zgonu. Akt ślubu Józefa Paczkowskiego, jego syna, zawartego z Józefą Uzarek w Bottrop w 1914 roku, wzmiankuje zmarłego Wawrzyńca Paczkowskiego, mieszkającego przed zgonem w Krzyżownikach. Z kolei ostatnia wzmianka o Wawrzyńcu Paczkowskim sprzed zgonu pochodzi z aktu chrztu jego syna Jana z 1892 roku. Sprawdziłem księgi zmarłych parafii kierskiej w Centrum Historii Rodziny do roku 1908, a później prosiłem o sprawdzenie pozostałych roczników do 1914 roku w Archiwum Państwowym w Poznaniu i w Urzędzie Stanu Cywilnego w Rokietnicy. Bez rezultatu. Aktu brak. Być może odpowiedź przyniesie moja przyszła wizyta w parafii kierskiej, gdzie zamierzam przejrzeć dostępne księgi metrykalne osobiście.

2. Ślub prapradziadków Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek.

Sprawa zagadkowa sygnalizowana w poprzednim poście.

3. Akt zgonu praprababci Balbiny Kaczmarek.

Według aktu ślubu jej córki Józefy Uzarek z Józefem Paczkowskim, Balbina mieszkała w Bottrop w 1914 roku. Być może zmarła w tym mieście. Tego nie wiem. Kwerenda w archiwum miejskim w Bottrop kosztuje jednak zbyt dużo, aby porwać się na nią bez żadnych wskazówek, co do dalszych losów praprababci.

Linia matki:

1. Dziadek Wojciech Tudor (1919 Cygany - 1965 Gorzów Wlkp.) w czasie II wojny światowej więziony był w Stalagu w Berlinie lub w okolicach Berlina. Pracował przy brukowaniu drogi. Dwukrotnie uciekał, za drugim razem skutecznie. Niestety nic nie wiadomo, jaki to był Stalag, w jakim okresie dziadek przebywał w nim, a kontakt z ITS w Bad Arolsen, organizacji archiwizującej informacje o robotnikach przymusowych III Rzeszy nie przyniósł rezultatu.

2. Pradziadek Andrzej Tudor (1883 Chmielów - 1960 Kluczewo) podobno (dysponuję jedną "relacją z drugiej ręki") zaraz po pierwszej wojnie światowej, w niespokojnych czasach ruchawek chłopskich w okolicach Tarnobrzegu działał w jednej z band. Mógł brać udział w jednym z niezidentyfikowanych przeze mnie napadów na leśniczówkę w okolicach Rzeszowa. Mógł współpracować z księdzem Okoniem, prowodyrem prokomunistycznych wystąpień. To wszystko tylko "relacja z drugiej ręki", jedna jedyna, jaką posiadam. Brakuje mi źródeł historycznych, relacji pisanych, aby móc ją zweryfikować.

Po wyjeździe do Wielkopolski Andrzej przystąpił najprawdopodobniej do Wolnych Badaczy Pisma Świętego. Kontakty, jakie wtedy nawiązał mogły pomóc mu w leczeniu córki w poznańskim szpitalu podczas II wojny światowej i okupacji niemieckiej. Próbowałem kontaktować się ze zborami warszawskim i poznańskim, ale żadnych informacji potwierdzających przynależność pradziadka do tej wspólnoty religijnej nie uzyskałem.

3. Pradziadek Stefan Stępień (1900 Bardo - 1986 Śniatowo). Brakuje mi aktu urodzenia Stefana. Księgi metrykalne parafii Bardo spłonęły po zbombardowaniu kościoła i plebanii podczas II wojny światowej. W tym wypadku ślepa uliczka wydaje się bez wyjścia.

Podobnie ślepą uliczką bez wyjścia okazuje się być drugi związek pradziadka ze Stanisławą Flugel. Sprawdziłem telefonicznie wszystkie miejsca pobytu pradziadka po wojnie: Jelenią Górę, Janowice Wielkie, Wrocław, Szczecin. Nigdzie w tych miejscach nie trafiłem na akt ślubu pradziadka ze Stanisławą, ani na ślad pobytu takiej osoby.

4. Prababcia Agata Stępień (1898 Pińsk - 1989 Gorzów Wlkp.). Aby dotrzeć do aktu urodzenia prababci należy rozpocząć poszukiwania w archiwum mińskim, które jako jedyne posiada księgi metrykalne pińskich parafii prawosławnych. Mógłbym wtedy dowiedzieć się również więcej o rodzicach prababci Filipie Szczerbaczewiczu i Paulinie z Rozalików, a także o dziadkach prababci Andrzeju Szczerbaczewiczu i Klemensie Rozaliku, a także dalszych przodkach. Cóż z tego? Archiwum w Mińsku wymaga horrendalnych sum za samo rozpoczęcie poszukiwań, których rozpoczęcie również nie jest ściśle określone czasowo, a całkowita wartość kosztów poszukiwań genealogicznych deklarowana przez archiwum przekracza możliwości zwykłego hobbysty genealoga.

5. Prapradziadek Kacper Stępień (1874 - 1923?). Prapradziadek zmarł na Wołyniu w okolicach Sarn, gdzie rodzina Stępniów przeniosła się po I wojnie światowej. Jeśli został pochowany w Sarnach, nagrobka nie odnajdę, cmentarz bowiem już nie istnieje. Nie wiem, co stało się z metrykaliami z tego okresu.

Takich zagadek i ślepych uliczek wraz z dalszymi poszukiwaniami będzie pewnie przybywać...