sobota, 20 lipca 2024

Bardzo ważna książka A. Cz. Dobrońskiego

O ile dobrze pamiętam, po raz pierwszy miałem bezpośrednią styczność z potomkami podlaskich Żydów, których dziadkowie wyemigrowali z Polski w okresie dwudziestolecia miedzywojennego, dopiero w zeszłym roku. Wcześniej wszyscy turyści, których oprowadzałem lub obwoziłem wywodzili się z wcześniejszej emigracji, której szczyt przypadł na przełom XIX i XX wieku. Dla nich ważna była historia Białegostoku przed I wojną światową podczas zaboru rosyjskiego, czasy pogromów 1905 i 1906 roku, rozwoju przemysłu włokienniczego. Niewiele ich natomiast obchodziła sprawa napięć między społecznościami polską i żydowską podczas odzyskiwania niepodległości, szkół z językiem hebrajskim, aliji do Izraela. Holocaust zaś dotyczył z reguły dalszych krewnych, z którymi ich ojcowie i dziadkowie już z reguły nie utrzymywali żadnych kontaktów lub jeśli te kontakty były podtrzymywane, to były bardzo rzadkie. Para, którą oprowadzałem w zeszłym roku, pamiętała jeszcze opowieści swoich dziadków z Białegostoku i Łomży, które dotyczyły czasów polskich. Poza identyfikowaniem adresów, gdzie ci przodkowie mieszkali, gdzie działali w organizacjach halucowych, poza odnajdywaniem nagrobków na cmentarzach w Łomży i Białymstoku, bardzo ważnym punktem programu była wycieczka śladami walk w getcie białostockim w roku 1943. Wówczas zdałem sobie sprawę bardzo wyraźnie, jak Białystok nie upamiętnia tych wydarzeń. Miejsca te, opisywane w literaturze, istniejące bądź już nie istniejące, poza pojedynczymi wyjątkami w żaden sposób nie są oznaczone w przestrzeni miejskiej. Chwała więc twórcom Szlaku Dziedzictwa Żydowskiego w Białymstoku za to, że taki szlak swego czasu powstał, ale Białystok powinien mieć również szlak powstania w getcie białostockim! W zeszłym roku podczas obchodów 80-rocznicy tego wydarzenia, odbyło się w mieście wiele imprez. Podczas spaceru szlakiem walk w getcie, który organizowała moja koleżanka Anna Kraśnicka, mimo sierpniowego upału zgromadziło się około 200 osób, co jest bardzo dobrą liczbą, jeśli chodzi o Białystok. To budujące, że białostoczanie interesują się historią społeczności, która została wymazana z tkanki miejskiej. Warto jednak, aby walki w białostockim getcie, zostały upamiętnione w sposób trwały.

Przy okazji zeszłorocznych obchodów wydano również kilka książek dotyczących tematyki żydowskiej i ja właśnie o jednej z nich chciałbym wspomnieć. Pozycję "Kobiety w białostockim getcie" Adama Czesława Dobrońskiego przeczytałem dopiero niedawno, choć od prawie pół roku czekała na mojej półce z książkami do przeczytania. Cóż zrobić, piętrzy się na niej dość spory stos. Dlaczego uważam, że ta książka jest ważna? Po pierwsze, ukazało się już wiele pozycji wspomnieniowych tych, którzy przeżyli białostockie getto, jedno poważne opracowanie literatury białostockiego getta, a także książka Szymona Datnera, który dość szczegółowo opisał przebieg powstania w białostockim getcie. Jednak nie znam pozycji, która opisywałyby tak dokładnie życiorysy tych, którzy za konspirację w getcie odpowiadali i którzy poprzez swoje działania do wybuchu walk w getcie doprowadzili. Nazwiska Chajki Grossman i Bronki Klibańskiej były znane tym, którzy przeczytali chociażby pierwszą powojenną relację z walk w getcie Szymona Datnera. Ale były to tylko nazwiska. Tu mamy przedstawione ich życiorysy, motywacje, spisane przeżycia wewnętrzne, a także dalsze, powojenne już losy. Kto interesuje się historią Białegostoku, zetknął się na pewno także z historią Ewy Kracowskiej, tu tak dokładnie i szczegółowo przedstawioną. Przyznam, że nie wiedziałem do tej pory zbyt wiele o Mirze Becker, więc ta część książki ma dla mnie podwójną wartość.

Po drugie, nie jest to tylko książka o kobietach w getcie. Bronka Klibańska kochała się w Mordechaju Tenenbaumie-Tamaroffie i jej wspomnienia siłą rzeczy dotyczą również przywódcy białostockiej żydowskiej konspiracji. Ale męskim bohaterem książki jest też Josef Makowski, późniejszy mąż Ewy Kracowskiej. Mamy w książce żywych ludzi, z krwi i kości, marzących, kochających, popełniających błędy. Jednym z głównych celów nazistów było odczłowieczenie ofiar. Książka, jak ta, stawia je na piedestale człowieczeństwa. Mordechaj Tenenbaum-Tamaroff był dla mnie dotychczas nieznanym, tragicznie poległym bohaterem białostockiego getta. Teraz mam wrażenie, że choć trochę go poznałem jako człowieka.

Po trzecie wreszcie (to dla tych, którzy umniejszają znaczenie powstania w białostockim getcie, twierdząc, że wzięła w nim udział jedynie garstka Żydów i Żydówek), książka pokazuje, że walka z bronią o przeżycie lub tylko godną śmierć nie była wcale popularna wśród Żydów. Białostocki Judenrat stał do końca na stanowisku, że tylko praca dla Niemców, bycie użytecznym, pozwoli przeżyć wojnę. My dziś wiemy, że Auschwitz, Treblinka i Majdanek zdarzyły się naprawdę. Wówczas bardzo trudno było w to uwierzyć. Taka wiedza wielu doprowadzała do apatii. Miałem okazję ostatnio, dzięki uprzejmości rodziny, przeczytać wspomnienia Izzy'ego Lautenberga, który przez pewien czas pracował, jako policjant w łódzkim getcie. Tam powstanie nie wybuchło, a większość mieszkańców została zamordowana w obozach zagłady, do końca wierząc, że bierność doprowadzi ich do końca wojny. Dlatego, niezależnie od tego, że nie udało się w Białymstoku zmobilizować większości do czynnego oporu, warto pamiętać o tych, którzy postanowili stawić opór nazistowskiemu szaleństwu.

Adam Czesław Dobroński "Kobiety w białostockim getcie. "Jak smutno strasznie żyć"", Białystok, 2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz